sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział XX - Jaki jest twój cel?

                  Colin zapukał w drewniane drzwi. W ręku trzymał talerz z łyżką miodu i kostką masła oraz z dwiema kromkami chleba i nożem. Wiedział, że nikt mu nie odpowie, że nie dostanie pozwolenia na wejście. Otworzył powoli drzwi, lecz nim wszedł najpierw zajrzał przez szparę. Wypatrzył łóżko, na którym leżała zwinięta w kłębek Rosalyn. Colin zmarszczył czoło i wszedł do pokoju.
                  - Przyniosłem śniadanie - rzekł spokojnym, aczkolwiek smutnym głosem. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Leżała dalej w tej samej pozycji. Jej wierny towarzysz i przyjaciel - kot Tenebris - czuwał przy czarownicy jakby pilnował największego skarbu na świecie. - Powinnaś coś zjeść. - Dodał.
                  - Nie chcę jeść... - burknęła słabym głosem.
                  Odezwała się do niego po raz pierwszy od kiedy Ross odszedł. Wyglądał na zaskoczonego niemniej jednak niż kocur. Oboje wymienili spojrzenia. Colin nie mógł teraz tak po prostu wyjść i zostawić ją samą. To, że w końcu coś powiedziała musiało oznaczać, że ma ochotę porozmawiać. Podszedł żwawo do niej, gdy wcześniej postawił talerz z jedzeniem na komodzie, i usiadł na skrawku łóżka.
                  - Musisz jeść - starał się, aby jego głos brzmiał delikatnie i łagodnie -  aby mieć siłę walczyć.
                  - Nie mam teraz po co walczyć. - Wydawała się słaba i zrezygnowana, jakby cała energia życiowa ją opuściła. - Ross mnie zostawił... Ja... wszystko...
                  - Nie zrobił tego bo chciał. - Wyznał Colin. Położył się na łóżku obok niej, kiedy wyłoniła swoją głowę z kokonu. Uśmiechnął się do niej mając nadzieję, że doda jej otuchy. Ona jednak wydawała się zignorować jego uśmiech. Posłała tylko pytające spojrzenie. - Kiedy byliśmy na Stredze Ross przyszedł do mnie i opowiedział mi tą całą Legendę i historię o Lorene. Pogubiłem się w tym i nie chciałem mu wierzyć, że ja też mam swoją rolę do odegrania. - Skupił swój wzrok na suficie. To pozwalało pozbierać mu myśli. - Powiedział mi wtedy, że pewnego dnia będzie musiał wrócić do domu i zostawić cię samą, aby zostać królem i nie dopuścić do złożenia z ciebie ofiary. A ja obiecałem mu, że się tobą zajmę. Tak mu na tym zależało, że nie potrafiłem mu odmówić. Cokolwiek robi, to na pewno robi to dla ciebie. Przez całe swoje życie nie widziałem, żeby ktoś kogoś tak mocno mógł kochać, więc proszę uśmiechnij się i przestań płakać. - Powiedział widząc jak Rosalyn produkuje obficie łzy. Przetarł policzki czarownicy dłonią. - I zjedz coś.
                  Tenebris siedział na parapecie i wyglądał przez okno. Wsłuchiwał się jednocześnie w rozmowę Colina i Rosalyn o Rossie. Kocur mu ufał i gdzieś głęboko wierzył, że czarnowłosy ma rację. Na pewno to zrobił dla Rosalyn. Miał tylko nadzieję, że niedługo się zobaczą.
                  Rosalyn coraz częściej rozmawiała z Colinem. Nie męczył ją pytaniami jak się czuje, gdyż tylko idiota by pytał. Jak może się czuć osoba opuszczona przez kogoś kogo kocha? To, że był obecny przy czarownicy w tych ciężkich chwilach wiele dla niej znaczyło. Choć za jego dobroć i wierność przyjaciołom nie musiała mu dziękować, jednak to zrobiła. Colin zupełnie nie spodziewał się, że gdy usłyszy słowo "dziękuję" z jej ust, to na jego twarzy pojawi się szczęśliwy uśmiech. Ukrywał przed kotem i Rosalyn, a nawet przed sobą, że takie spokojne spędzanie z nią czasu sprawiało mu przyjemność. Czasami nawet ganił swoje myśli, gdy przez chwilę cieszył się, że Ross zniknął. Jakby tu był, to zapewne on i Rosalyn nigdy by się tak nie zbliżyli. Z czasem białowłosa wróciła do testowania swojej nowej mocy, a on jej w tym pomagał, a kiedy nie mógł to  przygotowywał coś dobrego do zjedzenia. Ostatnio coraz lepiej wychodziło mu gotowanie.
                  Wieczorem Rosalyn, Tenebris i Colin przebywali na górze w pokoju, gdzie zwykle razem spali. Dziewczyna podczas snu tuliła czarnego kocura do siebie cierpiąc z powodu złamanego serca, a chłopak ją obserwował. Wmawiał sobie, ze po prostu nad nią czuwa, ale  prawda była taka, iż po prostu lubił na nią patrzeć.

                                                                       ~*~
                  Arian, Gerturda oraz Hank od jakiegoś czasu obserwowali chatkę, w której pomieszkiwała białowłosa czarownica, jej kot oraz jakiś człowiek z East. Czekali na gołębia pocztowego z rozkazem pojmania dziewczyny, lecz ten czas dłużył się niesamowicie. Chwilami byli zirytowani, iż muszą tak długo oczekiwać na głupią wiadomość.
                  - Może po prostu ja złapmy i zawieźmy kiedy dostaniemy ten głupi list? - zapytał wkurzony Hank
                  - Nie - odparł spokojnie Arian. - Czekamy na rozkaz. To jest profesjonalizm. - Kiedy to mówił zlustrował blondyna wzrokiem.
                  I czekali jeszcze parę dni zanim przybył gołąb z listem. Byli naprawdę uradowani, gdyż to samo czekanie naprawdę było męczące. Mogli teraz swobodnie działać by pojmać Białą Czarownicę. Tego dnia, gdy przyszedł list pojawił się kolejny człowiek pod ich chata. Nie widzieli go wcześniej, a z jego ubioru wynikało, że musiał być duchownym. Stał sam na środku podwórka tylko przez krótka chwilę. Potem wybiegł najpierw czarnowłosy, aby się przywitać, a następnie ich cel.
                  Podeszli trochę bliżej aby usłyszeć rozmowę.
                  - Gdzie Mel? - zapytał czarnowłosy  z nutka strachu w głosie, jakby obawiał się najgorszego.
                  Duchowny wyglądał na smutnego. Po prostu jakby zawiódł młodą dziewczynę i chłopaka.
                  - Zabrała ją jakaś czarownica. Mel prosiła, aby przekazać, że z nią wszystko w porządku. Widocznie odeszła z własnej woli.
                  Rosalyn pokiwała głowa, choć nie bardzo podobało się jej co się stało. Zauważyła, że ich grupa ciągle się rozpada. Właściwie to już nic  z niej nie zostało. Tylko ona i Tenebris. Colina i Bruna za bardzo nie zaliczała, gdyż byli jeszcze nowi i nie zdążyła się z nimi żyć tak bardzo jak z Rossem czy Faldio. Choć i tak tej dwójce znalazła gdzieś miejsce w swoim sercu.
                  - A gdzie Ross?
                  Colin od razu zauważył jak czarownica posmutniała.
                  - Odszedł. - Oznajmił. - Do swojego domu.
                  - Oh... To...
                  - Straszne? - Wtrącił się Hank wychodząc z ukrycia,
                  Arian i Gertruda przeklinali go po cichu, ale nie postanowili jeszcze wychodzić z ukrycia.
                  - Czego chcesz? - zapytał srogo Bruno patrząc na nieznajomego.
                  Rosalyn patrzyła na nich obojętnie. Od razu na ich widok powinna poczuć złość za to, iż odważyli się jej grozić, a nawet ją skrępowali, lecz teraz po prostu nie czuła nic. Być może to było spowodowane przez ból jaki odczuwała po utracie Rossa.
                  - Biała Czarownica  - Hank pokazał na nią palcem - ma zostać stracona w Eroum, stolicy West Land!  Takie rozkazy.
                   Słowa obijające się echem w głowie Rosalyn to nie te, że ktoś zażyczył sobie jej śmierci, ale raczej miejsce egzekucji. Wcześniej ci ludzie słuchali się głupiej arystokratki Kaende, więc teraz na pewno też działali zgodnie z jej rozkazami. Ważniejsze było miejsce gdzie to wszystko miało się odbyć. Eroum - miasto gdzie jest teraz Ross.
                  Gertruda uderzyła się ręką w czoło, gdy usłyszała co Hank właśnie powiedział. Arian też nie wyglądał na zadowolonego. Mieli zrobić zasadzkę, aby ją złapać, jednak przez zachowanie blondyna cały był teraz bez sensu.
                  - Wyjdźmy z ukrycia siostro  - powiedział smętnie Arian.
                  Kiedy Hank zobaczył swoich dwóch towarzyszy uśmiechnął się cynicznie w stronę czarownicy.
                  - Nie masz dokąd uciec - rzekł. - Jeśli grzecznie z nami nie pójdziesz to załatwimy twoich towarzyszy...
                  - Hank! - krzyknął w wściekłości Arian. Po pierwsze, zachowywał jak mu się podobało, a przecież to nie on był przywódcą. Po drugie, zagroził niewinnym ludziom, co było niedopuszczalne. Nigdy nie skrzywdziłby ludzi zaplatanych w sprawy czarownicy, gdyż nie zawsze wiadome było czy przypadkiem ci nieszczęśnicy nie działali pod wpływem ich czarów.
                  - Dobrze, pójdę - powiedziała Rosalyn stanowczo, a potem pokazała na swoich przyjaciół - jeśli ich zostawicie w spokoju.
                  Hank uśmiechnął się triumfalnie do swoich towarzyszy, bo chciał im pokazać, że jest od nich lepszy. Czarownica uległa i nie widział w tym nic dziwnego. Dla niego oczywistym było to, ze przerażona zgodzi się na wszystko.
                  Tenebris i Colin patrzyli oszołomieni na białowłosą.
                  - To jakiś żart? - szepnął Tenebris.
                  Rosalyn ukucnęła przy kocie i pogłaskała go po głowie.
                  - Nie martw się o mnie. Oni zaprowadzą mnie do Rossa. - Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech. - Odnajdź mnie mój kochany Tenebrisie, lecz nie idź moim śladem. Zrób to po kilku dniach i najważniejsze - ucałowała go - dbaj o siebie.
                  Wtedy wstała i wyciągnęła ręce przed siebie, aby Hank pełen dumy  mógł ją skrępować kajdankami.
                  Colin patrzył w osłupieniu na Rosalyn, podobnie jak Bruno. Nim Hank pociągnął ją za sobą posłała im dziarski uśmiech. Nie mogli za nią iść, gdyż wtedy sprzeciwiliby się jej woli.
                  Arian mimo wszystko nie wyglądał na zadowolonego. Całą drogę do ich pojazdu (okazała się nim być klatka przeznaczona dla Rosalyn ciągnięta przez dwa konie, a na jej dachu było obite ciemną skórą  siedzenie dla woźnicy i dwóch pasażerów) ochrzaniał Hanka. Jednak blondyn nie widział niczego złego w tym, że  pojmali czarownicę.
                  Gertruda za to nie czuła się tam komfortowo jak mężczyźni. Obserwowała cały czas uważnie postępowanie wiedźmy, bo przecież wszyscy znali jej możliwości i z jej siłą niemożliwe było, aby po prostu tak łatwo się poddała. Kiedy dotarli do miejsca, gdzie stała klatka i dwa konie Rosalyn zaśmiała się cicho.  Czarnowłosa od razu spiorunowała ją wzorkiem.
                  - Chcesz coś powiedzieć? - zapytała marszcząc brwi.
                  Rosalyn uśmiechnęła się do niej i wzruszyła ramionami.
                  - Myślałam, że będę miała gorsze warunki.
                  - Jedźcie wolno - rzekła Gertuda, kiedy jej brat wziął w swe dłonie lejce. - Będą szła za klatką. Ktoś musi ją obserwować.
                  Rosalyn potulnie niczym owieczka wykonywała rozkaz wejścia do klatki. Usadowiła się wygodnie przy kratach, najbliżej Gertrudy. Jako jedyna z całej trójki wydawała się być zainteresowana jej zachowaniem. Objęła dłońmi kraty, w głowę ułożyła między je.
                  - Coś cie trapi? - zapytała Rosalyn obserwując Gertrudę.
                  - Nie spoufalaj się ze mną. - Syknęła i skrzyżowała ręce na piersi trzymając szybkie tępo. Pamiętała dzień, kiedy pierwszy raz się spotkały. Wydawała się być po prostu zwykłą dziewczyną. Musiała być potężną, skoro Arian - ten który potrafi wyczuć wiedźmę - nie zorientował się, że jedna z nich była tak blisko niego.
                  Rosalyn odsunęła się od krat, jednak dalej miała przyklejony wesoły uśmiech do twarzy.
                  - Jaki jest twój cel? - zapytała Gertuda przełamując swoją dumę. Oczywiście nie była w stanie patrzeć na białowłosą. Spojrzała w bok, a swój wzroku skupiła na bukach, które mijali.
                  - Czy ty nie byłabyś w stanie zrobić tego samego, aby zobaczyć osobę, którą kochasz?
                  Zdziwiona Gertruda od razu spojrzała na Rosalyn. Ta z kolei obserwowała ją cały czas, a widząc zdziwienie łowczyni roześmiała się głośno. Arian i Hank usłyszeli melodyjny głos pojmanej czarownicy. Blondyn szybko poderwał się z siedzenia i zeskoczył na ziemię po czym poczekał aż klata do niego podjedzie..
                  - Jesteś naszym więźniem... Chyba czas nauczyć cię jak powinna zachowywać się czarownica u łowców.
                  Wyjął swoje łańcuchy, którymi kilka dni temu spętał Rosalyn. Było to tego dnia, kiedy Ross odszedł. Wtedy mina czarownicy nabrała obojętności. Mężczyzna wziął wielki zamach, a łańcuch wleciał przez kratę uderzając w ramię. Chciał usłyszeć jej krzyk, błaganie by przestał, ale nic takiego się nie stało. Siedziała w tej samej pozycji jakby niewzruszona tym, że ją uderzył. Czuła ból, jednak ten ból był dla niej niczym kiedy porównywała go do tego, co czuła w momencie kiedy opuścił ją Ross. A Hank był wściekły, że nie mógł złamać białowłosej wiedźmy. W swym gniewie zatracił zdrowy rozsądek i zadawał brutalniejsze i silniejsze ciosy niż wcześniej. Poranił jej skórę. Nie była już tylko czerwona, lecz gdzieniegdzie rozdarta. Nawet twarzy nie oszczędził. Miał nadzieję, że zostaną jej paskudne blizny.
                  Lecz i tym razem nie usłyszał błagania. Twarz Rosalyn przybrała morderczy wyraz. Krew ciekła ciurkiem z rozciętego czoła i policzków, a włosy  zostały potargane. Raz łańcuch się w nie zaczepił i z wielkim trudem go wyciągnął używając tyle siły ile tylko miał. Zniszczył białe i piękne włosy. Zostawił po sobie poplątane siano. I mimo to nic nie pisnęła. Chciał zaatakować jeszcze raz, ostatni tak mocny cios, aby popamiętała go na zawsze. Ku jego zaskoczeniu mu przeszkodzono. Arian nie miał ochoty się wtrącać, jednak Gerturda nie mogła już na to patrzeć. Popchnęła mężczyznę, który jeszcze do niedawna był jej kochankiem. Do niedawna znaczyło do dziś. Miała już go dość. Stał się zbyt władczy -  tak jakby cały świat do niego należał. Kiedy podnosił się z ziemi jego oczy paliły się ze złości.
                  - Jak śmiałaś... - rzekł ostro.
                  Wtedy Arian zatrzymał wóz. Zeskoczył szybko na ziemię, aby uniemożliwić Hankowi zranienie swojej siostry. Jednak nie zdążył na czas. Hank zaatakował Gertrudę swoim długim łańcuchem. Srebrzysty metal leciał w jej kierunku, aby zadać bolący cios i przypomnieć kobiecie o jej miejscu. Niespodziewanie zatrzymał się w powietrzu tuż przed jej nosem, gdy dzieliły ją od niego milimetry.
                  Zrobiła to Rosalyn. Stała przy kratach, a jedną rękę miała wyciągniętą prosto przed siebie skierowaną w stronę łańcuchów. Po chwili broń upadła na ziemię. Gertruda odsapnęła odskakując do tyłu i patrząc z wielkim szokiem na czarownicę. Ona nie pozwoliła jej skrzywdzić, dlatego, że wcześniej się za nią wstawiła. Jeszcze bardziej zdziwiony od Gertrudy był jej brat Arian. Jemu dosłownie opadła szczęka z wrażenia. Za to Hank już w pełni oszalał z wściekłości. Chciał podnieść swój łańcuch, lecz wtedy Rosalyn pogroziła palcem jak dla dziecka, a drugą ręką wyciągnęła różdżkę, którą jak zwykle trzymała w rękawie. Otworzyła sobie klatkę i stanęła przed blondynem na równej ziemi.
                  Chciał zrobić zamach, lecz wtedy łańcuch przy pomocy magii Rosalyn zaplątał się w okół jego szyi. Złapał go rękami i próbował rozluźnić uścisk. Wtedy, gdy powoli tracił już przytomność czarownica odwołała czar, aby przez przypadek chociaż nie umarł. Zakręciło mu się w głowie i zemdlał.
                  - Dlaczego mi pomogłaś? - zapytała Gertruda idąc za Rosalyn, która wróciła do klatki i się w niej zamknęła.
                  - Nie jestem zła - powiedziała siadając.
                  Gertruda spojrzała na swojego brata. Oboje wydawali się zmieszani i obserwowali dziewczynę z czymś podobnym jak wyrzuty sumienia, ale to kłóciło się z ich pracą. Byli w końcu łowcami czarownic. Arian po chwili otworzył klatkę.
                  - Idź... - rzekł spoglądając w inną stronę. Hanka tutaj zamkniemy i podrzucimy jakiejś władzy, a ty możesz wrócić do swoich.
                  - Nie - odpowiedziała.
                  - Jak to nie? - Gertrudzie opadły ręce. - Możesz iść. Jesteś wolna. Uratowałaś mnie, więc nie pozwolę ci umrzeć!
                  - Nie mam zamiaru umierać - oznajmiła z rozbawieniem.
                  - Kaende będzie kazała cie spalić na stosie.
                  - Tak i jeśli mnie nie dostanie to myślę, że wam nie zapłaci. Oczywiście ja nie pozwolę by mnie zabiła, nie miałam takiego planu. Zostawcie tutaj waszego kumpla-zdrajcę i zawieźcie mnie do stolicy West.
                  - Ale...
                  - Jestem silna i poradzę sobie. Jeśli teraz nagle tak bardzo nie chce mojej śmierci to przynajmniej udawajcie, że tego chcecie. - Uśmiechnęła się w taki sposób jakby wygrała bitwę, którą z kimś toczy. - Wyświadczcie mi ta przysługę i zawieźcie do Eroum.

                                                                          ~*~

                  Wieść o tym, że Meneros niedługo zasiądzie na tronie została rozesłana do wszystkich władców kontynentu. Każdy z nich dostał osobny list z informacją, że gdy przybędą do West ustalić plan co do ofiary Feniksa, to powita ich nowy król. A sama koronacja miała odbyć się w najbliższym czasie.
                  - Ktoś chce z tobą porozmawiać, panie - Powiedziała pokojówka kłaniając się lekko. Spuściła wzrok, bo tak należało zrobić.
                 Ross siedział w swoim niegdyś ulubionym fotelu obitym czerwoną tkaniną i czytał książkę. Nie czytał nic od ponad roku i choć wszystkie książki jakie znajdowały się w jego komnacie zostały przeczytane przez niego po kilka razy to musiał przyznać, że odświeżenie niektórych historii robiło mu przyjemność. Zwłaszcza, że teraz w zamku gdy przebywa sam nie ma co robić. Kiedy podróżował zawsze znalazła się jakaś robota. Odkrył, że nie lubi siedzieć bezczynnie. Zamknął książkę i odłożył ją na pozłacany stolik.
                  - Kto? - spytał zaciekawiony.
                  - Powiedział, że to tajemnica.
                  Ross wywrócił oczami. Obstawiał, że to mogła być Blue, bo kto inny lubi takie teatrzyki?  Wyszedł ze swojej komnaty podążając za drobną służącą. Kiedy mijali straż zauważył, że przyglądała mu się bacznie, jakby miał zamiar zaraz uciec.
                  Zeszli po schodach na drugie piętro. Służąca wskazała drzwi do jednej z sal, które nie były nigdy używane. Ukłoniła się i odeszła, bo wiedziała, że jej obecność dłużej nie jest potrzebna. Ross podziękował jej z uśmiechem na ustach i otworzył drzwi. Kiedy stanął w progu jego oczom ukazał się stojący na samym końcu Lembert Pierce. W jednym ręku trzymał swój cylinder, a w drugiej laskę będącą różdżką. Stał niedaleko czerwonych zasłon, które opatulały okiennice. Przez to wyglądał jak magik chcący wykonać sztuczkę.
                  Nagle dobry humor Ross prysnął. Nie lubił tego człowieka za to, że handlował ludźmi i za to, że usiłował zabić jego i Rosalyn i za to, że zabił Faldia. Szczerze mówiąc kiedy tak po prostu zniknął miał nadzieję, że więcej się już nie pojawi. Widocznie naprawdę miał ochotę tutaj zginąć.
                  - Czego chcesz? - zapytał szorstko. - Wróciłeś bo chcesz zginąć?
                  Lembert pokręcił głową i jakby z przekonaniem, że i tak nie przekona Rossa do swoich racji zaczął mówić:
                  - Pamiętasz jak mówiłeś, że wybaczysz mi gdy zobaczysz żywego Faldia? - zapytał i po chwili uśmiechnął się będąc już pewnym siebie, gdyż dostrzegł rozbawienie na twarzy blondyna.
                  - Tak, ponieważ to niemożliwe. A teraz zejdź mi z oczu.
                  - A może jednak nie? - Lembert postawił śmiały krok do przodu. Ileż to wymagało od niego odwagi. Ross był od niego szybszy i bał się, że mimo umięjętnośći teleportacji mógłby nie uniknąć jego ciosu. - Pozwól, że przedstawię ci kogoś kogo doskonale już znasz! Ejże rudzielcu, możesz już wejść!
                  Drugie drzwi, będące na przeciwko pierwszym otworzyły się. Kiedy Ross dostrzegł postać stojącą w progu otworzył szerzej oczy, jakby im nie dowierzając. Lembert uważnie przyglądał się reakcji blondyna, a im większe zdziwienie wymieszane z wielkim przerażeniem i radością pojawiało się powoli na jego twarzy, tym szerzej uśmiechał się czarownik będąc zadowolonym ze swojego jakże genialnego planu.
                  - To jakaś sztuczka?! - krzyknął Ross pokazując na stojącego obok Lemberta Faldia. - On jest martwy!
                  - Tak jakby - przyznał Faldio i spojrzał na Lemberta jakby chciał mu przywalić. - Ale bardziej jestem żywy niż martwy.
                  - Jakim cudem? - Ross zwrócił się do Lemberta.
                  - Zdejmij koszulkę - Lembert uśmiechnął się wrednie do rudego.
                  - Nienawidzę cię - wymamrotał Faldio rozpinając koszulę.
                  - Jak ci mówiłem, nasze dni nienawiści minęły. - Czarnowłosy mówił do Rossa. Kiedy Faldio odkrył swoją klatkę piersiową, Lembert wskazał laską na miejsce, gdzie w jego sercu tkwił zielony kryształ.
                  - Niemożliwe... Skąd go masz? Jakim cudem znalazło się w jego ciele?
                  Faldio z powrotem zapiął starannie guziki od koszuli i spojrzał na przyjaciela chcąc mu to wszystko wytłumaczyć, ale sam prawie nic nie wiedział. Lembert nie za dużo mówił. Kiedy się obudził on już był w jego domu. Potem wytłumaczył mu, że Ross go nienawidzi i wybaczy mu jak będzie żył, więc właśnie zabrał go tutaj, aby pokazać, że naprawę Lembertowi zależy na dobrej relacji z przyszłym królem. W końcu zbliża nie nieunikniona wojna i czarownice muszą utrzymać dobry kontakt z ludźmi, a on jest po prostu stworzony do bycia idealnym komunikatorem.
                  Faldio wyjaśnił, że dla niego oddała, życie jakaś prostytutka, której nawet nie znał, ale była w nim szaleńczo zakochana. Lembert to wykorzystał. Kobieta i tak pragnęła popełnić samobójstwo. Nie był zadowolony, że ktoś umarł, aby on mógł żyć. Wiedział, że ten kryształ w jego sercu będzie brzemieniem, które będzie musiał nosić dopóki ponownie nie umrze.
                 Ross podszedł do Faldia i objął starego, dobrego przyjaciela ramieniem. Uściskiem przywitał go wśród żywych.
                  - Plusem tego jest, że jesteś teraz teoretycznie nieśmiertelny. Teoretycznie, bo będziesz się starzeć jak zwykli ludzie, jednak nie możesz umrzeć z innych przyczyn jak starość. - Wtrącił się Lembert. -Więc przyszły królu, czy nie uważasz, że należy mi już wybaczyć?
                  Ross patrzył na niego gniewnie. Potem przeniósł wzrok z Faldia. Tak pragnął cieszyć się z jego powrotu, ale czy to dobrze wróżyło? Nie wierzył, że przypadkowa osoba oddała za niego życie. To byłoby zbyt pięknie i łatwe.
                  - Tak myślałem, że możesz mieć wątpliwości - stwierdził. Po tonie głosu mogło się wydawać, że był już tym wszystkim zmęczony, jednak Lembert doskonale się do wszystkiego przygotował. - Wiem, kto ci jeszcze będzie sprawiał problemy. - Powiedział podając mu list w otwartej już kopercie.
                  Ross wziął kopertę. Spojrzał na Lemberta unoszą brew, gdy zobaczył zerwaną królewską pieczęć poprzez otwarcie. Czarownik tłumaczył, że musiał koniecznie przeczytać. Owy list był od Yavora, namiestnika króla oraz ojca Kaende, człowieka, który sprzedał ludzi West dla Lemberta. Wszyscy królowie w odpowiedzi na wieść o najbliższej koronacji byli za Rossem, tylko Yavor wyraził swoje niezadowolenie, a raczej zakaz. Pilne pismo do króla, w którym jedno zdanie brzmiało "Nie zgadzam się. Niedługo wracam, poczekajcie z decyzją na mnie." To było oczywiste, że on się nigdy nie zgodzi, a Ross doskonale to wiedział. Zgiął list w złości.
                  - Jego list nie ma żadnej mocy, gdyż nigdy nie dotarł do zamku - Lembert zaczął mówić o swoim planie - ponieważ ukradłem go, kiedy był w połowie drogi. Ten człowiek nie pozwoli ci zasiąść na tronie. Jego argumentem będzie to, że jesteś nieodpowiedzialny. Do tego póki twój ojciec nie może sprawować w pełni władzy przez swój stan on włada krajem i jego zdanie jest najważniejsze. Zniesienie go z jego stanowiska jest niemożliwe bez konkretnych dowodów czyż nie? Możesz go sobie oskarżyć o handel twoimi ludźmi, ale co z tego? - Ross zdawał sobie sprawę, że w tej chwili Lembert ma jak największą rację i to go denerwowało. - Pomogę ci go zniszczyć.
                  - W zamian chcesz?
                  - Chcę, byś przestał próbować mnie zabić - Lembert wyciągnął dłoń przed siebie. Czekał, aż Ross w końcu ją uściśnie.
                  - W porządku. Ale jeśli choć raz się potkniesz, zapłacisz za to. - Ross uścisnął porządnie jego dłoń, o mało co Lembert nie pisnął z bólu. - Więc jakie masz dowody?
                  - Dowody? - Czarnowłosy uśmiechnął się i odwrócił na pięcie. - Takie, które go zmiażdżą. Sam je podpisał. - Zaśmiał się i wyszedł  z pomieszczenia.
                  Faldio stał ramię w ramię z Rossem. Oboje patrzyli jak Lembert znika.
                  - Nie rozumiem go - przyznał rudowłosy. - Czemu to robi?
                  Ross wzruszył ramionami.
                  - Faldio, myślę, że na razie możemy odpocząć od tego. - Uśmiechnął się. - Chodź, przedstawię cie mojemu bratu!

____________________________________________________

Mówi się, że ludzie czasami zmieniają się na lepsze. Myślicie, że Lembert też się zmieni? xD
Wiecie co? Zostało jeszcze pięć rozdziałów, bonus i epilog XD Tak, to naprawdę niewiele. Kiedyś myślałam, że nie dotrwam do końca tego opowiadania, ale cieszę się, ze mi się udało. xD Znaczy, jeszcze nie udało - uda. xD 
Pozdrawiam wszystkich czytelników!  
Postaram się dodać następny rozdział w kolejną sobotę. :3

16 komentarzy:

  1. Tyyy!!! Masz za dużo weny! Weźże się podziel, cooo? xD Wgl przepraszam, że ostatnio nie komentuję, ale sesja już mi się kończy, więc powinnam powrócić do normalnego... trybu. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie mam za dużo weny xD Ale chętnie bym się podzieliła, niestety nie da sie xD
      Spoko loko, rozumiem. :3

      Usuń
  2. Aaaaa! Znowu skasowałam komentarza!!!!!!!!!
    Zabij mnie!!!!
    Cóż, ogólnie-rozdział super! Naprawdę bardziej mi się nie chce wysilać... ;/

    Co do komentarza u mnie:
    Aha xd Cóż, ja nauczyłam się robić groźną minę, by mieć w autobusie święty spokój xd
    Poza tym na moim Fb nie ma ani jednego zdjęcia, na którym bym się uśmiechała xD

    Aj...to Ci zaspojlerowałam ;/ Sorki...
    Wiem, wiem... Nie mogę się już doczekać!
    Hahah xd fajny tekst xd
    Wiedźmin jest boski. Poza tym ja też miałam problem by go dostać. Ale Ciotka się nade mną zlitowała,a że pracuje w bibliotece, to zamówiła i teraz ma xD
    "Miecz i kwiaty" jest o Jerozolimie, historii, rycerzach bez skazy, Diablke, opętanym chłopcu i wielkiej misji. Nie brak czarodziejki, wrednej jędzy, asasynów i zakonników. Dla mnie-BOMBA!
    Wow! Bravo! o.O Jestem zazdrosna!

    Czemu jak na staruszke??
    Ja to się czuje na 16! Ale mój wygląd temu przeczy xD
    Wiem! To najgorszy moment! Ale potem-zimna woda, pływanie itepe i raj na ziemi!
    Heheh xd Kocham ludzi którzy się nie przejmują xd Dodają mi pewności siebie ;)
    Ja z moim dogaduję się od kiedy nie mieszkamy razem xD
    Hahaha xd Boskie xd Mi często też tak mówią, a nie widzą, jak kilka trików może zmienić wygląd sylwetki :D
    Cóż, moi chyba widzieli już wszystko i nic ich nie zdziwi. Poza tym ich dzieci też niezłe cyrki odstawiały, a Babci koleżanka jest panną z dzieckiem więc wiesz... Wyluzowali.
    Oj Ty! Ja mądrzejsza nie jestem, ale próbować wolno xD Nadzieja umiera ostatnia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niee... Pisałam nie z mojego kompa xD

    https://www.facebook.com/judyta.trojanowska.92

    Wieem, trochę to denerwujące, jednak wolałabym poczekać na rozwój wydarzeń, niż przeczytać w necie wszystko... ;/
    Heh, i widzisz! :)

    Aaaa to jak wszędzie, ale od czegos trzeba zacząć.
    Heh, dacie radę ;) Kostium kąpielowy to nie... negliż xD
    Ja planuję już piąty rok i nic z tego! Gorset to za droga zabawka ;/
    Gratulacje! To teraz składaj papiery na studia! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wieeem, a ja mam polubione... Eh... Niestety! Wiesz, ja nie mogę sie przemóc, by pożyczyć drugą część GoT. Książka mnie... nie ciekawi ^^" Może dlatego, że ja serial już obejrzałam... I nie mogę należycie jej docenić.

    Ja też. I powiem Ci, że stówke za kostium to ja nie dam. Poczekam do jesieni, aż poprzeceniają xD
    Hahaha xD Nie no, ja przeliczyłam na książki gorset i uznałam, że wolę książki xD Poza tym mi się podobał taki za 4 stówy xD Ah... Poza tym-nie miałabym go do czego ubrać ;/ Cóż, lepsza praca będzie to i w gorsecik się zaopatrzę ;)
    No i teraz chcę rower, a rowery są mega drogie! ;/
    O proszę! To dobrze! Ja muszę sobie zdjęcie do legimki machnąć. I skserować wszystkie papierki (po kij im ksero mojego indeksu?? i to CAŁEGO???) i jak się dostanę-spokój...

    Eeee.... O! Widzę xD Nieźle xD I ja nie oblukałam Twojego profilu?? Chyba coś ze mną jest nie tak xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No i napisałam- kolejny rozdział Czarownicy, który czekał baaardzo długo nieukończony. Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za komentarz :*

    Eeee... Sama niewiele pamiętam xD W sumie to rozchodziło się o zaręczyny Sonii i Jacka i to, że Valeria je przeżywała... Ale poza tym? Zabij, nie wiem ^^"
    I niby ja jestem tu autorką! ;/
    O tak, Valeria jest bardzo władcza! A zwłaszcza, że spuszczono ją ze smyczy :)
    Miałam jakiś plan dotyczący Rosalie, ale... Wyleciało mi z głowy. Muszę poszukać moich notatek...Albo coś stworzyć xD
    A będzie, będzie... :P
    Będę się starać. Słowo!

    Dobra, spoko XD
    O proszę! Ja nawet nie wiem ile xD
    Cóż, dzisiaj widziałam się z koleżanką i powiedziałam jej o moich zastrzeżeniach co do GoT. Mówiła mi, że jej chłopak uważa tak samo jak ja i ona się nie dziwi. Film jest lepszy niż książka. Choć książka przecież jest literacko świetna... Ale coś mi nie pasuje, czegoś w niej brakuje... Wybaczcie mi, fani Georga R.R. Martina, ale każdy ma mieć prawo swoje zdanie.
    Ah... Zależy. Ja czytałam Sherrilyn Kennyon-wszystkie jej książki to romanse paranormalne i są mega zabawne. Autorka ma niezłe poczucie humoru i czasem człowiek kładzie się ze śmiechu, by po chwili się wzruszyć, więc jak coś jej znajdziesz, to polecam ;) Poza tym... hm... Znasz serię "Szeptem"?? Całkiem fajne i lekkie. "Dom Nocy" też. Albo "Ukąszenie" Lynsay Sands. Pewnie coś bym jeszcze wygrzebała z zakamarków pamięci, ale to mam na półce i mi się w oczy rzuciło xD

    Wiem, książki! Po prostu kocham książki! Jestem stuprocentową bibliofilką.
    Aaa... Ciekawe. Gorset poprawia postawę (podobnie jak szpilki) i dzięki temu człowiek wydaje się optycznie szczuplejszy. Choć jak się wyprostuję to faktycznie robię się szczuplejsza xD
    Aj... Ja mam w końcu choć część kasy na rower, ale te ceny! Zwalają z nóg ;/ Hm... Może da się rabat wytargować??
    Wiem, zrobiłam dzisiaj zdjęcie i padłam-koszmar! Już pomijam, że ja to w ogóle fotogeniczna nie jestem i nienawidzę pozować do zdjęć... ;/

    Spokojnie, nadrobiłam swoje zaległości :P

    OdpowiedzUsuń
  7. No, jestem na bieżąco. ^^
    Faldio!!! <3 No tak się cieszę, że "widzę" go żywego! :D
    Nie wiem do końca, co myśleć o Lembercie. Lubić go jakoś za bardzo nie lubię, ale to typ postaci, które bardzo się przydają w opowiadaniach.
    Rosalyn zmierza do Rossa... Powinna? xD No, mniejsza z tym, mogą się spotkać, buzi-buzi, a potem uratować świat. xD
    Uch, też powinnam coś popisać, ale... Tyle rzeczy do zrobienia. :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Niby po sesji, ale wakacji to ja w tym roku praktycznie nie mam. We wrześniu poprawki i kolokwium, teraz do zrobienia jeszcze coś w stylu pracy zaliczeniowej (odpowiedzieć na 100 pytań różnego rodzaju)... Jestem totalnie zmęczona i jakoś nie potrafię się nastroić zbyt pozytywnie. :(
    I jak wyniki matury? Jesteś usatysfakcjonowana? ;) Ech, wciąż pamiętam ten maturalny stres... A potem faktycznie okazuje się, że prawie każda sesja jest od niej gorsza. ^^'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może u Ciebie nie będzie tak źle. ;) Wiele zależy od kierunku i uczelni. Jest dużo osób, które się lenią przez cały rok i uczą się jedynie na dzień przed egzaminem, a mimo tego przechodzą dalej z czwórkami i piątkami... (Szczęściarze...)
      Bardzo się cieszę! ^^ O, nie z matmy? xD To nie tak jak ja, bo oczywiście moja matma kulała (a teraz to bym pewnie na maturze z matmy żadnego zadania nie rozwiązała xD) i najniższy wynik miałam właśnie z niej. ^^'

      Usuń
    2. O, to super. ^^ Jak fajnie mieć świadomość, że się bez trudu dostaniesz! Zazdroszczę. :D
      Mnie tam przez myśl nie przeszło coś takiego jak "rozszerzona matma", hahah. xD Jestem humanistką totalną, z matmą i tym podobnymi precz!
      Angielski, powiadasz? Jesteś kiepska z języków czy to wyszło przypadkiem? xD W sumie na jakim profilu byłaś?

      Usuń
    3. Super, gratulacje. ^^
      Och, nie jesteś jedyna. Kao właściwie też ciężko było się zdecydować (ostatecznie poszła w kierunku ścisłym). I znam jeszcze kilka innych osób z podobnym problemem. xD Ja go na szczęście nie mam. :D
      No, podstawę to też chyba na tyle zdałam (albo coś około, lol, już nie pamiętam xD), nie zwracając na nią większej uwagi, jako iż potrzebne mi było tylko rozszerzenie, które niestety za pierwszym razem zawaliłam (podobno przez stres, cały egzamin jakoś przepłynął "obok mnie", jeśli rozumiesz, o co mi chodzi) i z marnym 66% nie było co marzyć o japonistyce. Ale poprawiłam. :D I w sumie nie wiem, czy teraz myśleć o tym jako o spełnieniu marzeń, czy raczej o największym koszmarze... -.-

      Usuń
  9. No nie?? I kto tu niby pisze to opowiadania?? XD
    Postaram się sprostać oczekiwaniom ;)

    Tyrion jest świetny-zarówno ten książkowy jak i filmowy. Love Tyrion <3
    Dom Nocy robi się... Nudny. W sumie w pewnym momencie jest mega przewidywalny, zwłaszcza po 6 tomie. Przynajmniej dla mnie xD No, miasto kości też czytałam. Do 3 tomu. Reszty nie uznaję xD

    Ja zabrałam bratu regał z pokoju. Jemu nie był potrzebny, a Tata uznał, że gdzieś te moje zbiory trzeba trzymać xD Poza tym-przydałby się drugi xD
    Ja wypożyczam i kupuję xD W sumie to teraz będę się ograniczać xD
    Cóż, to dużo, ale jak chcesz dobry rower musisz troche zapłacić.
    Hahaha xD Marne pocieszenie, ale jakieś jest, nie? xP

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy będzie NN??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słabo mi idzie sprawdzanie tego rozdziału. Ale myślę, że do środy się uwinę.

      Usuń