środa, 4 lutego 2015

Rozdział XIV - Jeszcze nie czas by zacząć go szukać

           Powoli zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Osoba na plakacie tak bardzo ją przypominała, że przeszły przez jej ciało wzdłuż i wszerz dreszcze.
          Zdecydowanie słowa Blue, aby przebywali teraz w ukryciu jak najbardziej miały sens. Było oczywistym, iż po tym co obie czarownice urządziły w Omnes znalazły się na liście Łowców Czarownic. I ukrywanie się  było aktualnie najrozsądniejszym pomysłem.
          Ross podszedł do Rosalyn i naciągnął kaptur na jej głowę, gdy zorientował się, że przyglądają im się tubylcy. Wyglądali groźnie, byli brudni, ubrania mieli w większości i na pewno ich żołądki ściskane były przez skurcze spowodowane głodem. A wizytówka Rosalyn była bardzo rozpoznawalna,gdyż kolor jej włosów był unikatowy.
          Rosalyn pomyślała, że w końcu przestała nosić kaptur ponieważ Ross pochwalił jej kolor włosów i powinna się nimi chwalić, a nie je ukrywać, a teraz był tym, który go z powrotem założył. Chociaż z pewnością nie sprawiło mu to przyjemności. Zdradził go smutny uśmiech.
          Wtedy cała grupka dostrzegła wrogo nastawionych do nich ludzi. Szeptali między sobą dopytując, czy aby im się nie przewidziało, że jedna z najbardziej poszukiwanych wiedźm jest tutaj.Widzieli w niej nadzieję dla siebie. Ich oczy migotały, a umysły rozmarzyły się o przyszłości, w której żyją w lepszym życiem.
          Mel, Faldio, Tenebris, Colin, Ross i Rosalyn opuścili jak najszybciej to miejsce. Jednak czuli, że przez cały czas byli śledzeni i to nie przez jednego człowieka. Było ich kilku, lecz zdawało się, że nie współpracowali - byli raczej rywalami. Każdy komu dokuczał głód był tak zdesperowany, aby rzucić się na czarownice nawet nie myśląc o tym, że miała tyle siły by zburzyć całe miasto.
          Rosalyn patrzyła w ziemię i starała się nie rzucać w oczy mimo tego, że pięknej pogody ukrywała się pod kapturem. Jednak to nie ona rzucała się najbardziej w oczy. Okazało się, że znaleźli się w jakimś miasteczku w East. Wśród szarego tłumu kontrastowały włosy Rossa i Faldia, dlatego łatwo przychodziło im zwrócenie na siebie uwagi.
           Udało im się opuścić biedną dzielnicę i odetchnęli na początku z ulgą. Większość tych co ich śledziła nie odważyła wejść w głąb miasta tak jakby to była zakazana dla nich ziemia. Po prostu odwracali się i wracali na swoje stare śmieci.
           Dłoń Rossa wyślizgnęła się z ręki Rosalyn. Przez chwilę zatraciła sie w swoich myślach i straciła kontakt z rzeczywistością. Podniosła wzrok by móc ponownie go złapać, a to trwało zaledwie chwilę. Ktoś niespodziewanie zdążył zajść jej drogę i wtedy Ross zniknął w tłumie razem z resztą.  Ów mężczyzna nie spostrzegł dziewczyny i uderzył w nią przez co straciła równowagę i upadła. Patrzyła otępiałym wzrokiem przed siebie zdając sobie sprawę, że leży na ziemi. Powinna poczuć złość, lecz nie poczuła nic. Powinna chcieć się na niego rzucić, zniszczyć go bo na to zasłużył. Ale ta chęć nawet się nie pojawiła. Zacisnęła palce na zapięciu płaszcza, gdy zdała sobie sprawę, że jedynie co czuje, to ból kości, gdyż upadła na twardą ziemię. Czuła się przytłoczona tym brakiem nienawiści i wieloma nowymi dziwnymi uczuciami, których wcześniej nawet nie znała i nie miała pojęcia jak je nazwać. Przez chwilę wydawało się jej, że jest całkiem inną osobą.
           - Wszystko w porządku? - usłyszała za sobą męski, niski i delikatny głos. Mężczyzna w średnim wieku z czarnymi włosami ukucnął przy niej i uśmiechnął się życzliwie. Zaproponował pomoc.
           Miała nadzieję, że Ross będzie tym, który pomoże jej wstać. Jednak go tutaj nie było. Uważnie przyjrzała się twarzy nieznajomego mężczyzny. Przez chwilę ogarnęło ją wrażenie, że go zna. Nim zdążyła podać mu swoją dłoń i pozwolić sobie pomóc, przypomniała sobie dawną obietnicę, złożoną samej sobie. Po zabiciu Lorene chciała zemścić się na duchownym, który podpalił Fendarę. I ten oto człowiek właśnie oferował jej pomoc.
           W tamtej chwili zabrakło jej powietrza w płucach, a serce ściskane było przez niesamowity żal i złość, która w końcu postanowiła do niej wrócić. Zacisnęła dłoń w pieść i wiedziała, ze mogła teraz bez użycia różdżki przygwoździć go do ziemi, a potem nawet zabić. I miała też taką niesamowitą ochotę. Ale z uczuciem nienawiści czuła się tak źle, jakby krzywdziła jednego ze swoich przyjaciół. Wolała by, aby to uczucie jednak nigdy więcej nie wracało.
           Po bladych policzkach dziewczyny zaczęły spływać obficie łzy. Już prawie skupiła swoją moc, lecz wtedy Ross znalazł się przy niej i uratował z tej okropnej sytuacji. Złapał za rękę zaciśniętą w pięść rękę i spojrzał na mężczyznę będącym duchownym. Wyglądał na zmieszanego.
           - Coś ty jej zrobił? - zapytał nie zwracając się do niego z żadną uprzejmością. Dobre nawyki jakie wyniósł z pałacu powoli zanikały.
           - Nic! - zaprzysiągł wspierając się gestykulacją dłoni. - Chciałem jej pomóc. - Wstał na proste nogi i rozejrzał się. Po chwili dostrzegł kilka osób przybyłych z biednej dzielnicy. Nie udało się ich nie zauważyć. Byli niezadbani, a zwykli ludzie omijali ich szerokim łukiem. Nieczęsto było można zobaczyć człowieka ze slamsów w innej części miasta. Nie wychodzili z biednej dzielnicy póki nie zależało od tego ich życie. Stali i patrzyli się na dziewczynę jak na zdobycz, jednak nie wykonywali żadnego ruchu.Wydawało się, że czekają na odpowiednia chwilę. Dostrzegł u jednego niewielki nóż, który schował za porwany skrawek materiału robiący pasek. Zmarszczył czoło i spojrzał na blondyna pomagającemu swojej zakapturzonej towarzyszce, a później znowu na zdegradowanych  obywateli miasta, następnie jeszcze raz na stojącą już dziewczynę. - Niemożliwe... - wydukał gdy połączył ze sobą pobyt ludzi ze slamsów w tej dzielnicy i dwójki ludzi. Duchowny na niebezpiecznie bliską odległość zbliżył się do Rosalyn i pewnym ruchem ściągnął jej kaptur z głowy. - Ty jesteś Nix! - Powiedział widząc jej białe włosy. - Nie jesteście tu bezpieczni. Znajdujesz się na listach gończych. Chodźcie za mną, wyprowadzę was z miasta! - rzekł.
           Ross spojrzał na Rosalyn, która obserwowała mężczyznę morderczym wzrokiem.
           - Nie wiem kim on jest, ale nie możesz mu zrobić krzywdy Rosalyn. - Przypomniał jej, bo przez chwilę po prostu się bał, że wypruje mu flaki.
           - Wiem... - wydukała.
           W tej samej chwili pojawił się Faldio, a razem z nim Mel, Colin oraz Tenebris będący aktualnie w rękach czarnowłosego. Rozdzieli się na jedną krótką chwilę i o mało co nie zgubili. Duchowny dostrzegł nowe twarze. Jeden z nich mówił coś do jasnowłosego chłopaka.
           - Widzę, że jest was więcej - uśmiechnął się.
           - Kto to? - zapytał Faldio, gdy zauważył duchownego.
           Colin od razu poznał duchownego. Zasłynął w jego wiosce i każdy pamiętał jego twarz. W końcu to on zabił czarownicę, która nękała mieszkańców. Właściwie to uśmiercił nie tą co trzeba, ale nikt o tym nie wiedział. Od razu popatrzył na Rosalyn współczując jej, że musiała spotkać tego człowieka.
           - Chodźcie, nie ma na co czekać. -Duchowny zachęcił przybyszy gestem dłoni. - Tamci zaraz na was się rzucą. - Miał na myśli oczywiście tych co śledzili ich prawie całą drogę.
           - Nigdzie z tobą nie pójdziemy. - Powiedział Ross.
           Mel przyjrzała się uważnie nieznajomemu z zaciekawieniem. Mimo, że od chwili gdy zobaczyła Rosalyn wiedziała, że mu nie ufała, to jednak czuła od niego własne dobro. Od dziecka ufała ludziom ściśle powiązanym z bogiem, a to wynikało z jej wielkiej religijności. Miała moment gdy zaczynała wątpić w ludzi kiedy trafiła do klasztoru Dariana, jednak to minęło. Z jakiegoś powodu poczuła, że trzeba mu zaufać, lecz aby jej przyjaciele się z nią zgodzili zdjęła bransoletę z dłoni i podeszła do mężczyzny, złapała go za rękę szybko odczytując przeszłość. Znalazła tam coś bardzo istotnego.
           - Musimy z nim iść. On nam pomoże. - Oznajmiła stanowczym tonem. Przez chwilę wydawało się, że ma więcej jak szesnaście lat.
           - Wiesz kim...- zaczęła Rosalyn.
           - Wiem, a ty go potem wysłuchasz! - Przeszkodziła jej Mel. Nie mieli czasu na kłótnie. - Nie ufajcie jemu. Zaufajcie mi.
           Duchowny nie bardzo rozumiał czemu ta dziewczynka złapała go za rękę.
~*~
           Kaende była już zniecierpliwiona. Nalegała od kilku tygodni, aby wznowić poszukiwania Menerosa, jednak przeważający głos miał Yannefer, który zabronił go szukać nim da jakikolwiek znak. Na coś czekał, a zirytowana arystokratka nie wiedziała na co takiego przez co pogrążała się w jeszcze większej złości. Złe myśli krążyły po jej zepsutym umyśle. Gorsze od tego, że Menerosa nie było przy niej, było to, że jest przy innej kobiecie, która być może właśnie w tym momencie obściskuje go swoim prostackimi łapami i próbuje się do niego dobrać.
           Tak bardzo jej nienawidziła. Przyrzekła sobie, że ją dopadnie (nie własnoręcznie oczywiście). A potem skaże na śmierć, ale bardziej skutecznie niż Cedillię.
           Teraz jedynie mogła czekać. Nie wiedziała jaki stan jest Yannfera. Nie wychodził ze swojej komnaty, a wpuszczał tylko matkę i lekarzy, jednak oni milczeli. A to oznaczało, że jest z nim coraz gorzej. Lubiła go, ale na jedno to może dobrze, iż był coraz bliżej śmierci. Jak umrze szybciej to szybciej też wznowi poszukiwania.
          Aktualnie siedziała w jednym z salonów pałacu i popiła ciepłą, świeżo zaparzoną herbatkę oraz zagryzała je ciastkiem i przyglądała się listowi gończemu z podobizną białowłosej czarownicy. Cena za jej głowę sprawiła, że trochę się rozluźniła. Lubowała się w swojej ciszy i spokoju. Póki nikt jej nie zadręczał mogła swobodnie układać wszystkie plany zostania królową tego kraju. Król aktualnie chorował, jego pierworodny również, to jeśli poślubi drugiego księcia będzie mogła władać państwem. Oczywiście nie zdawała sobie sprawy jakie obowiązki spoczywają na królowej. Widziała tylko same przyjemności i przywileje.
           Nagle do pokoju weszła Odetta. O dziwo, po raz pierwszy od przyjazdu do pałacu wyglądała na szczęśliwą. To nie bardzo się spodobało Kaende. Jak ona śmiała być tak szczęśliwą kiedy jej serce było rozdarte na pół?
           - Czego się tak szczerzysz? - warknęła, a potem wsadziła sobie ciasto do ust.
           Odetta spochmurniała. Właśnie chciała się podzielić dobrą nowiną z arystokratką, ale uważała, że na to nie zasługuje.
           - Mogę już sam chodzić. - Usłyszała zza drzwi męski głos, a znała go bardzo dobrze.
           Wstała tak szybko z sofy jakby była gorąca i spojrzała z niedowierzaniem na drzwi,a przez nie wszedł nie kto inny jak pierwszy książę!  Wyglądał zdrowo. O zgrozo!
           - Jak? - zapytała zdumiona.
           - Lekarstwa. - Wyjaśnił wzruszając ramionami.
           Była trochę rozczarowana. Przygryzła dolną wargę prawie do krwi. Teraz wszystko się komplikowało. Może znowu się rozchoruje i umrze? Czy nie rozumie, że byłoby to jej tak na rękę? Zasmuciła się ponownie.
           - Będziemy mogli wyruszyć znowu za Menerosem. - ucieszyła się Odetta.
           Te słowa naprawdę poprawiły zepsuty humor młodej arystokratce. Aż szeroki i wesoły uśmiech zawitał na jej twarzy i już oczami wyobraźni widziała swoje powitanie z ukochanym. Wpadają sobie w ramiona, namiętnie całują, a potem ślub i koronacja. Zachichotała się. Ale ten piękny sen zniszczył jego brat słowami:
           - Nie. Jeszcze nie czas by zacząć go szukać. - Ponieważ Blue nie dała żadnego sygnału. Przestrzegał jej zasad sumiennie. W końcu ta czarownica uratowała mu życie. Spełnia jej prośbę ze względu na swoje młodszego brata, a nie dlatego, iż uważał, że była piękna i czarująca.
           - A kiedy ten cholerny czas nadejdzie! - zezłościła się. - Chyba nigdy. Czy tobie nie zależy na Menerosie?
           - Jak śmiesz podważać moją braterską miłość. Oczywiście, że mi zależy. Jestem gotów oddać za niego życie.
           - Też mi życie. I tak cały czas chorujesz. - Prychnęła. - Jeśli ci na nim zależy to pozwól mi go odnaleźć.
           Yannefer spiorunował ją wzrokiem. Jakby nie była tylko córką namiestnika, to już dawno odebrałby jej tytuł oraz cały majątek.
           Kaende wyminęła księcia i jej szlachetnego rycerza po czym wyładowała całą swoją irytację w swojej sypialni na Ceasarze. Cierpliwie słuchał tego co ma do powiedzenia jego księżniczka, nawet jeśli były to zwykłe głupoty. Taką miał pracę. Chronić i zrobić wszystko, aby tą kobietę uszczęśliwić.
           - Wiem! - Powiedziała nagle Kaende siadając na brzegu łóżka. Ceasar obserwował ją uważnie. - Chcę byś znalazł dla mnie łowców czarownic. Nie byle jakich! Widziałeś co ta wiedźma zrobiła!
           - Mają ją znaleźć? - zapytał ze stoickim spokojem.
           - Tak... Ale jak wyruszymy po Menerosa. - uśmiechnęła się lubieżnie.
~*~
           Duchowny tak jak obiecał, wyprowadził wszystkich z miasta. Po drodze udało im się zgubić bandę biednych przestępców próbującą ich śledzić. Zaprowadził wszystkich na względnie bezpieczną posesję znajdującą się w samym środku lasu. Mimo, iż znajdowała się blisko miasta, tam ludzie nigdy się nie zapuszczali. Nie mieli po co.
           Była to duża polana otoczona gęstym lasem, a z brzegu przy wysokich drzewach stał stary drewniany domek. Tam chwilo mieszkał duchowny. Zaprosił wszystkich do środka, jednak odmówili. Czekali na wyjaśnienia.
           Gdyby Rosalyn mogła, już dawno sprawiłaby, ze jego głowa oddzieliłaby się od ciała. Ale znała zasadę używania w pełni swoich mocy. Nikt nie mógł zginać. A to tak bardzo ją ograniczało!
           - Może najpierw zaczniesz od tego, czemu nazwałeś Rosalyn Nix. - Mel wskazała na białowłosą z delikatnym uśmiechem.
           - To dobry pomysł. - Zastanowił się chwilę. - Wszyscy duchowni wiedzą kim jesteś. Bardzo nas zasmuciło, że znalazłaś się na listach gończych. Słyszeliśmy o twojej sytuacji i chociaż wielu z nas pragnie twojej śmierci to jednak Najwyższy Biskup rozkazał nam cię ochronić.
           - Co? - zapytała Rosalyn nic nie rozumiejąc.
           Każdy duchowny powinien chcieć zobaczyć jej śmierć ze względu na to, że na przykład po prostu jest czarownicą. I dlaczego Najwyższy Biskup, ten, któremu podlega cały kościół, człowiek mający nawet większą władzę od króli - bo to co on głosi trzyma wielu ludzi przy życiu dając nadzieję, że życie nie kończy się na śmierci - miałby chcieć aby Rosalyn żyła?
           - Nix, ma nas wszystkich uratować. Każdy wie, że kiedy ty umrzesz to my zginiemy razem z tobą. - Podrapał się z tyłu głowy. - To bardzo długa historia. Jesteście pewni, ze nie chcecie wejść na herbatę?
           - Na pewno. - odezwała się Rosalyn.
           - Ja tam bym wypił - wypalił Faldio marząc o ciepłym naparze. Od razu poczuł jak ktoś przeszywa go wzrokiem. Po chwili dostrzegł, że zrobili to wszyscy. Na to zaśmiał się wesoło. - No co? Chyba nas nie otruje, a skoro Mel pozwoliła, aby nas tu zaprowadził to chyba nie chce naszej krzywdy. Rozumiem was, że jesteście wrogo nastawieni ale...
           - To on zabił Fendarę. - Te słowa wypowiedziane przez czarownicę były bardzo głośne i wbiły w ziemię zdziwionego Faldia i Rossa.
           - Przepraszam, ale kim była Fendara? - zapytał duchowny.
           Rosalyn zacisnęła dłonie w pięści. Nawet nie pamiętał kobiety, którą zabił za to, że  nie zrobiła nic złego.
           - Niewinną czarownicą, którą skazałeś na śmierć.
           W milczeniu przez chwilę przyglądał się młodej dziewczynie nękaną przez złość i żal, uczucia związane ze stratą w przeszłości bardzo bliskiej osoby.
           Teraz wiedział, o kogo mu chodzi. Skazał na śmierć wiele czarownic, ale tylko jedna płonęła niewinnym czerwonym blaskiem. Posmutniał przypominając sobie misję w wiosce przy lesie Erthora.
           - To nie takie proste... Uwierz. To nie tak, ze chciałem ją zabić. Ja... musiałem. - Mówił to wszystko parząc w szkliste, błękitne oczy Rosalyn. - Kiedyś czarownice i ludzie żyli zgodnie razem. Ale tak bywa, że są złe wiedźmy i są źli ludzie. A ludzi zawsze było więcej i bardziej bali się czegoś, czego nie potrafią pokonać.Coś co do nich nie pasuje po prostu odrzucają.  Zaczęli się obawiać złych czarownic i przestali akceptować je w swoim społeczeństwie. To wszystko zaczęło się po straceniu pierwszej Nix. A my jako kościół, posłańcy Stwórcy, który ochronił nas przed Feniksem musieliśmy chronić też ludzi. Poprosiliśmy czarownice aby się wyniosły. Zamieszkały wyspę, ale niektóre wolały zostać i się ukrywać. Zabijaliśmy tylko złe czarownice, chyba że lud zmusił niektórych nas do ukarania niewinnej wiedźmy. Istniejemy dzięki poparciu ludności i po to, aby ich chronić. Co czterysta lat nasi wybrańcy, wybrane wiedźmy i wszyscy władcy każdego z czterech państw spotykają się, aby odnaleźć tą co ma nas ochronić. Ale nikt, oprócz nas, duchownych nie wie, że w tym roku będzie inaczej. - Rzekł łapiąc oddech. - Może to brzmi absurdalnie, ale cały czas utrzymujemy kontakt z wiedźmami. Nawet nauczyły nas jak zatrzymywać moce czarownic. Co prawda używać tego mogą tylko niektóre kobiety. A to zaklęcie nazywa się Dei Caveam.
           Rosalyn przypomniała sobie moment z odbicia Mel. Wtedy zostało na nią nałożone takie zaklęcie.  Duchowny wyjaśnił, że osoby używające ich muszą mieć jakiś pierwiastek w sobie mocy magicznej. Dlatego nie może być to każdy. Aktualnie w każdym z czterech państw istnieją zakony, w których takie osoby są szkolone. Oczywiście, nie wszyscy są dobrzy i czasami nadużywają swoich kompetencji - a takim idealnym przykładem był Darian.
           Owy duchowny wyjaśnił, że wiedział o niewinności Fendary, jednak tamtejszy lud nigdy nie ułaskawiłby czarownicy. Tacy ludzie zawsze byli. Widzieli w niej zagrożenie i chcieli je wyeliminować. Wierzył, że może to będzie czas, aby w końcu zmienić poglądy chociażby młodych ludzi.
           - Pamiętam cię - wskazał palcem na czarownice. - Pojawiłaś się przede mną dwa dni przez spopieleniem lasu Erhtora. - Mówił to bardzo spokojnie. - Cały czas o tobie myślałem, bo byłaś tak podobna do Nix i nie myliłem się, prawda? Ty nią jesteś. - Na to Rosalyn spokojnie skinęła głową. Czuła się przez chwile dziwnie lekko, jakby ciężar, który ściskał jej serce znikł. Nie rozumiała co się z nią działo. Znowu nie czuła się sobą. Duchowny odetchnął z ulgą. - Po tym poszedłem z informacją, że cię widziałem do mojego przełożonego. Ten skonsultował się z wiedźmami i poprzez ich rozkazy sprowadził mnie do tego właśnie miejsca. To miała być moja misja. I teraz już rozumiem. Wiedziały, że się spotkamy. - Wskazał na siebie palcem. - Mam cie chronić przed ludzkimi łowcami i prawem ludzi, którzy nie wiedza, że ty jesteś naszym zbawicielem. Wiem, że możesz mi nie ufać i mnie nienawidzić. - Mężczyzna skłonił się nisko przed nią. - Proszę wybacz mi moje winy.
           Rosalyn wzięła głęboki wdech.
           - Nie. - Zmrużyła powieki. - Nigdy tego nie zrobię. Prosisz o niemożliwe. Ale przyjmę twoją ochronę. Skoro czarownice zaaranżowały w jakiś sposób nasze spotkanie, to na pewno miały jakiś w tym cel. Zaakceptuję ich wolę.
           Mężczyzna wyprostował się i uśmiechnął z wielką skruchą.
           - To będzie dla mnie wieki zaszczyt.
           Rosalyn puściła to mimo uszu. Właściwie starała się to robić. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, a dłonie zacisnęła na własnej skórze starając się powstrzymać dziwne drgania. Ucieszyło ją, gdy przyjaciele wydawali się zadowoleni z tego, że znowu będą mogli odetchnąć w jednym miejscu i nie będą musieli spać w lesie.
           - W porządku? - zapytał Ross.- Wydajesz się nie być sobą.
           Domyśliła się, że musiał zobaczyć jak drży. Nie dało się tego przeoczyć. Coś ja ściskało od środka i to nie była chęć mordu czy gniew na tego człowieka. Właściwie to ona zniknęła. Nie mogła jej w sobie znaleźć, wiec skupiła swój umysł na tym, że powinna go nienawidzić. I to ją przerażało. Negatywne uczucia z niej po prostu zaczęły wyparowywać. Zatracała siebie.  
           - No właśnie! - dodał Tenebris. Wyglądał na bardzo przejętego. Na pewno był bardziej wściekły na tego człowieka niż Rosalyn, ale zachował spokój i zastosował się do woli swojej przyjaciółki. Kiedyś na pewno zapłaci za swoje czyny. Teraz był użyteczny.
           - O, magiczny kot. - Zadumał się duchowny i spojrzał na Tenebrisa. Ten najeżył się i syknął.
           - On też ci nie wybaczy - stwierdziła Rosalyn. - Ale jestem pewna, że będzie tolerował. - Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
           - To będzie wystarczające - rzekł i zaprosił wszystkich do środka.
           - Nie wiem co się ze mną dzieje. - Białowłosa szepnęła do Rossa. - Ostatnio dziwnie się czuję. Jakbym stawała się taka... jak Nix...
           - Na tym polegało w większej części przebudzenie - wtrąciła się Mel, która nieprzypadkiem usłyszała jej szepty. - Powolutku na świat wychodzi ta twoja zagubiona dobroć Rosalyn. To dlatego on jeszcze żyje. - Wiedziała wiele, ponieważ cały czas uczyła się od medium. Oni od dawna znali czarownice i ich plany. Szczególnie Zoe i Brick.
           Ta Nixowata część jej osoby przejęła chwilowo nad nią władzę. Światło rozświetlające jej mroczną naturę powoli ją wyniszczało. Wewnętrzne przemiany zachodziły coraz szybciej. Miała tylko nadzieję, że nie zatraci swojej osoby w wielkim dobru.
            - Ja odchodzę... - szepnęła tak cicho, że tym razem nikt jej nie usłyszał.
~*~
           Lembert siedział w swoim ulubionym fotelu i upijał spokojnie kolejne łyczki krwistoczerwonego wina z kryształowego kieliszka. Rozkoszował się smakiem i ciszą, ale ona jak zwykle musiała zostać zagłuszona przez jakiegoś głupiego sługę. Po prostu pragnął jeszcze przez chwilę nacieszyć się swoja organizacją nim będzie musiał ją rozwiązać. W końcu taki rozkaz dostał od Zeriny - czarownicy, która uczyła go panować nad jego mocami. Ukrywał fakt bycia czarodziejem przed ojcem, bo on nie znał takich uczuć jak miłość. Zapewne sam by go własnoręcznie zabił. A dzięki starej czarownicy teraz zyskał wielka moc. Pamiętał iż kiedyś mu powiedziała, że czeka na niego wielkie przeznaczenie wśród wielkich ludzi tego kraju o raz trzech innych. Do dziś nie dowiedział się dokładnie czego od niego wymaga.
           Był zły, że musi rozwiązać swój wielki biznes. Zarabiał na sprzedawaniu ludzi tak wiele! Jego ojciec zostawił mu naprawdę dobry spadek. Aktualnie staruszek mieszka na jakiejś wyspie blisko East w ciszy i spokoju wśród  przyjaciół, straży i własnych niewolników. Na pewno dostałby zawału jeśli dowiedziałby się, że jego pierworodny i jedyny syn zniszczy dorobek jego życia.  Ale jaki miał wybór gdy rozkaz dostał od kogoś o wiele silniejszego od siebie?
           Westchnął melancholijnie zamyślając się co przyniesie mu przyszłość. Miał dość tych magicznych sekretów. Coś Zerina wspominała mu o jakieś wojnie, a on miał być idealnym łącznikiem między ludźmi, a czarownicami. Zaśmiał się w myśli widząc jak ludzie reagują na jego magię. Była idealnie dopasowana, do kogoś kto miał przekazywać istotne informacje. Do tego był diabelnie inteligenty, ale i zbyt szybko się denerwował. Nie potrafił chwilami trzymać swoich nerwów na wodzy mimo, że sprawiał wizerunek opanowanego. Był takim świetnym aktorem.
           - Panie... - odezwał się jeden ze sług. - Mamy nowe listy...
           - Oh, to świetnie. Podaj mi tu je.
           Sługa położył na stół wszystkie plakaty, a potem wyszedł z pomieszczenia, aby nie denerwować pana swoją obecnością.
           Z zainteresowaniem przeglądał listy gończe. Uwielbiał to robić. Czasami łapał rzezimieszków i oddawał je w ręce władz, a potem odbierał nagrody. Tym razem ujrzał pracę dla łowców czarownic. Wśród wielu wiedźm, które wiedźmami nie były zobaczył dwie szczególnie niebezpieczne. A cena za ich głowę była nieziemska. Doczytał małym druczkiem, że obie czarownice zniszczyły centrum miasta Omnes. Zaśmiał się głośno na tą informacje.
           Coś podobnego! Pewnie miały niezły ubaw. Sam chętnie by się  tak zabawił, jednak znowu Zerina wlepiła kolejny zakaz. Miał nie zwracać na siebie uwagę władz. Cóż w takim razie miał uczynić? Siedzieć i czekać, aż jego mentorka przyjdzie i go zabierze. Westchnął zrezygnowany.
           Wtedy przyjrzał się dokładniej pierwszemu listowi. Czarownica z błękitnymi włosami o oczami tego samego koloru. Kojarzył ją z historii Zeriny. Potężna wiedźma władająca żywiołem wody. Aktualnie była jedną z najpotężniejszych. Zaraz po silnej Lorene, która to niedawno pozwoliła się zabić.
           Drugi list wcześniej przejrzał niedbale. Nie wiedział jak nie mógł zwrócić uwagi na białe włosy wiedźmy. Przecież ją znał! Dawno temu upokorzyła go i wybiła dwie trzecie jego ludzi w przełęczy. Następnie mógł ją osobiście spotkać, kiedy Darian zaprosił go do siebie. Właściwie poszedł tam, bo usłyszał plotki o dziewczynie czytającej myśli i pomyślał, że ktoś taki mógłby mu się przydać w interesach, ale skoro zamykał teraz biznes to na nic by mu się nie przydała. Po zniszczeniu klasztoru odeszła z owa czarownicą. Lembert żałował, że nie mógł się z nią zmierzyć i zemścić. Tak bardzo tego pragnął.
           I wydawało się, że będzie za późno... Ale zaraz. To mogła być ostatnia rzecz jaką zrobi będąc jeszcze wolnym. Zawołał sługę, a on pojawił się w pomieszczeniu jakby czekał na jego rozkazy pod drzwiami.
           - Znajdźcie ją! - pokazał na list.
           Sługa wydawał się przerażony.
           - Ale... jak ją znajdziemy to nie będziemy w stanie jej złapać... jesteśmy słabi. - mówił drżącym głosem.
           - Kazałem wam ja znaleźć , nie złapać. - mówił beznamiętnym głosem. - Musicie złapać kogoś, kto ją zwabi tutaj. - Uśmiechnął się szyderczo. - I nawet wiem kogo - dodał melodyjnie.

____________________________________________

Kiedy poprawiałam ten rozdział, to musiałam zmienić połowę scen z Roslayn bo po prostu jej zachowanie było absurdalne! Czytałam i myślałam "co? ona w życiu by czegoś takiego nie powiedziała". Choć i tak uważam za moment Rosalyn - Duchowny słaby,  ale jestem zadowolona z fragmentu Lemberta i Kaende XD Chociaż tyle dobrze. :D Postaram się dać większy poziom do kolejnego rozdziału. W ogóle wątek księdza wymyśliłam na początku, miałam go inaczej poprowadzić, bardziej naturalnie, a potem miałam go usunąć, ale stwierdziłam, że jak go usunę, to pominę jeden wątek. Równie dobrze w rozdziale przed wyruszeniem do rodzinnej wioski Colina i Rosalyn, Rosalyn mogłaby go nie spotkać. 
W ogóle chciałam też przybliżyć rolę tego całego kościoła, który niby to odgrywa dla ludzi wazną rolę, ale nic o nim nie ma. Tjaaa. xD mój profesjonalizm. 
Tak w ogóle nie wiem czy wspominałam, ale w to co oni wierzą to wymyśliłam jak wiecie na potrzebny opowiadania, dlatego np słowo "bóg" piszę właśnie z małej litery. Nie chciałam stawiać żadnej religii w złym świetle. Jeśli coś jest niezrozumiałe, to napiszcie, a ja w opisach przy następnym rozdziale umieszczę odpowiedzi. :D
I jeszcze na koniec dodam coś na temat mojego braku weny. Nie wiem co się dzieje. To chyba przez natłok nauki. Mam jej dużo, a jak się nie uczę to oglądam. XD I jakoś nie miałam nawet weny na sprawdzenie rozdziału. Miałam go dodać z dwa tygodnie temu, a wyszedł miesiąc. 

14 komentarzy:

  1. Rozdział przeczytam po sesji, dobrze? Teraz nie dam rady, najgorsze egzaminy przede mną. :( Ale dziękuję za powiadomienie i komentarz!
    Jak jest teraz... Ciężko stwierdzić. Raz lepiej, raz gorzej. Zobaczymy, w jakim stanie będę po sesji.
    Wracam do historii Japonii i pozdrawiam cieplutko! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, sesja to zło. I same studia zresztą też. Buu. ;(
      Przepraszam, nie jestem w stanie się rozpisywać. Spałam 3 godziny, a to dla mnie stanowczo za mało.

      Oj, na miejscu Rosalyn też miałabym ochotę wypruć temu kolesiowi flaki. Na szczęście Ross stał na straży. I Mel też wie co nieco… Hm.

      Kaende jest taka prostacka… Choć wydaje jej się, że jest zupełnie inaczej. Żałosne… Nie znoszę takich osób. Jeny, i jak ona śmie myśleć, że śmierć Yannefera byłaby jej na rękę? Chamidło małe! :/

      W sumie ciekawa sprawa z tą „nixowatością”. Zazwyczaj jest tak, że dobrą osobę nagle pochłania nienawiść czy coś, a tu mamy odwrotną sytuację. Fajnie to wygląda. Choć przykre jest to, że Rosalyn, stając się lepszą, jednocześnie traci samą siebie. Ech… Co nie zmienia faktu, że jako Nix powinna być dobra. No, wszyscy powinni być dobrzy. Ciężka sprawa.
      Szczerze mówiąc, nie sądzę, bym umiała wybaczyć temu duchownemu, dlatego nie dziwię się postawie Rosalyn i Tenebrisa… Niby gościu jest dobrym człowiekiem i prawdą jest, że czasem zmuszani jesteśmy do czegoś, czego nie chcemy zrobić i co gryzie się z naszym sumieniem, ale… Czasami powinno się chyba przedłożyć własny osąd nad wolą większości…

      Oj, oj, Lambert znowu namiesza… Dałby już sobie spokój! *wzdycha* Choć konfrontacja jego i Rosalyn mogłaby być doprawdy interesująca!

      Powodzenia w nauce. Ech, wiem, jak to jest. Ja w sumie często miałam ochotę popisać, ale zwyczajnie nie miałam czasu. Może w tym tygodniu uda się coś ogarnąć… Niby mam „ferie”, ale jak łaskawie podadzą nam wyniki egzaminów, to pewnie będę musiała zacząć się uczyć do poprawek. Jeny, życie jest beznadziejne.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dzięki za info!

    Heh, masz rację, Rosalyn to nie TA Rosalyn... Powiem szczerze, że nie podoba mi się jej ugrzecznione zachowanie... Rosalyn zatraca powoli siebie...
    Cóż, wewnętrzna walka między tym kim była, a tym kim jest Nix, sama w sobie jest ciekawa. I zastanawiam się kto wygra...

    Cóż, Kaende nienawidzę i chętnie stłukłabym jej tyłek kijem ;/ Jak można być tak bezdusznym?? Rosalyn była bezwzględna, prawda, ale Kaende zdecydowanie jest wyrachowana i bezuczuciowa. Nie wrażliwa. Słowem: okropna!

    Hm... Uśmiechnęłam się, gdy: " W końcu ta czarownica uratowała mu życie. Spełnia jej prośbę ze względu na swoje młodszego brata, a nie dlatego, iż uważał, że była piękna i czarująca." :D Końcówka! Chyba nie sprawisz, ze starszy z braci też zakocha się w czarownicy????

    Lembert-jego można by szybko uśmiercić. Ten koleś namiesza!

    Co do Hobbita i LOtRa:
    Wątek romantyczny między elfką i krasnoludem trąci mi Romeo i Julią. Serio! Dwoje zakochanych, nie mogących być razem-brzmi znajomo prawda??
    Ja się nie popłakałam jak umierał Kili i Thorin tylko dlatego, że siedziałam w kinie i dziwnie by to wyglądało... ;/
    Hahaha xd ja oglądałam w TVNie, ale to koszamr. Przez reklamy rzecz jasna! Cóż, kiedyś miałam wszystkie części w wersji rozszerzonej na płytach... Ale jakaś wredna (młodszy brat) istota tak porysowała płyty, że nie dało się ich odzyskać :( Płaczę rzewnymi łzami!
    Szczerze mówić... Mi tam w Hobbicie Legolas nie jest potrzebny... Zwłaszcza w części 3. Co do Tranduila- był irytujący i w ogóle, ale świetny! Po prsotu patrzysz na niego i myślisz: Wow! To jest król elfów! o.O

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, wg mnie wybaczanie nie leży w naturze Rosalyn, więc cieszę się, że tego nie zrobiłaś ;)

    Oj udała ci się i to bardzo! Jakbym spotkała ją w prawdziwym życiu, to bym jej pewnie od razu w zęby przywaliła!

    Czemu?? o.O Dla mnie to takie dramatyczne-on umiera, ona musi żyć i to wiecznie, bo jest elfką!
    Była... Choć mogliby trochę zmienić dialog Bilba na końcu... No ale! Niech już będzie! Cóż, ja żałuję, że nie było pogrzebu krasnoludów! I powinni dać koronację Barda! To wg mnie lekko skopali... Ale może w rozszerzonej wersji dadzą??
    Haha xd Ja tam lubiłam Legolasa i Gimlego i ich słowne utarczki! W LOtR byli świetni! Ale w Hobbicie było Legolasa za dużo... Po kij im ta wycieczka do Gundabaldu? o.O Choć w sumie...jakoś da się te pare minut przeżyć...
    Moją pierwszą miłością był Aragorn! I sorry, nic tego nie zmieni! Miałam chyba 14 lat jak czytałam Władce... i od razu upodobałam sobie Aragorna. Więc i w filmowym musiałam się zadurzyć... :D
    Tak? Mnie drażnił chol*nie, lekceważąc niebezpieczeństwo nadciągającej wojny... Ale w sumie... no, elfy i krasnoludy miały się nienawidzić, więc nie ma się co dziwić, że Tranduril zachowywał się jak się zachowywał...
    Kusza zrobiona z pomocą syna? xD Hahaha xd No niezła scena xD A ten gość to Bard (aktor nazywa się Luke Evans, zagrał Draculę w tamtym roku ^^).
    W ogóle początek części trzeciej był zajeb***! Ucieczka z miasta, Bard na...ee... tym czymś z dzwonem (xD)... wieży! O właśnie, wieży! I to było takie dramatyczne! Do diabła! Przecież ze smokiem nie mieli szans! Bard wiedział, że go nie zabije! A jednak spróbował! Chylę czoła, bo ja bym wiała gdzie pieprz rośnie! I ta odwaga jego dzieci... No, podały się do ojca ;) Ciekawa jestem jak Bard z synem się uratowali, w końcu Smaug, umierając strącił tę wieżę... No i spalił do szczętu całe miasto! Więc chyba ciężko było stamtąd zwiać, zwłaszcza, ze było gorąco...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. zapomniałam napisac o moim bracie...
      Więc tak:
      -mam 3 braci. Jeden ma/będzie miał 22 lata, drugi 19 a trzeci 7. Ten najmniejszy rozwalił moje płyty zanim wyrósł z pieluch ;/

      Usuń
    2. Hey, Karo! Zapraszam do mnie na Home, na krótkie opowiadanko, dla przerwania nudy w oczekiwaniach na rozdział czegoś konstruktywniejszego! ;)

      Usuń
  4. Walkirie miały być pierwotnie Amazonkami. Ale po namyśle uznałam, ze Amazonki są zbyt krwawe i prędzej pozabijają mężczyzn niż zamkną ich w lochach ;) Poza tym Walkirie to ukłon w stronę Paulo Coelho i jego "Walkirii", które były inteligentnymi, mądrymi, uduchowionymi kobietami. Jak ktoś lubi, to polecam przeczytać.
    Cóż, zastanawiałam się długo, czy zacząć to pisać. Ot, tak dla przerwania nudy. Trochę wzorowałam się na Hobbicie, podoba mi się właśnie bajkowy klimat tej książki. Poza tym swego czasu czytałam wywiad z Georgem R.R. Martinem, w którym to mówił iż by stworzyć dobre fantasy, trzeba nieco...skomplikować świat xD Więc byłam ciekawa, czy i ja dam radę coś w ten deseń napisać!
    Link do wywiadu: http://booklips.pl/zestawienia/10-wskazowek-ktore-pomoga-ci-napisac-wlasna-sage-fantasy-wg-georgea-r-r-martina/
    Tak w ogóle - zapożyczyłam imiona greckie :D A nazwy własne plemion, czy ich ogólne wyobrażenie, trochę z archeologii ;)

    Pro po naszej rozmowy o Hobbicie:
    więc jesteś litościwa! Ja jestem sadystką, która lubi gdy ktoś cierpi (ale tylko w książce/ filmie!) Pamiętam, że jak byłam w gimnazjum strasznie drażniły mnie przewidywalne, szczęśliwe zakończenia. I przeczytałam trylogię, z której ostatni tom nazywał się "Wrota Ptolemeusza" i nie miał szczęśliwego (a przynajmniej miał niebanalne) zakończenie. I tak zaczęła się moja miłość do smutnych zakończeń, które w teorii są szczęśliwe.
    Haha xD Ja oglądałam Hobbita jeszcze parę razy :D Więc pamiętam :D
    Która scena w Draculi skojarzyła ci się ze Spidermanem?????????? o.O Poza tym-a jak Ci się w ogóle Dracula Untold podobał?? Bo jak dla mnie był super i w ogóle zauważyłam sporo nawiązań do wersji z 1992 roku (jak ktoś nie oglądał to polecam :D)
    Tak, to takie logiczne, że aż głupio o to pytać, ale chciałabym by to jednak pokazali! Przynajmniej jakiś urywek, że skaczą do wody, anie Bard pojawia się nagle jak klaun wyskakujący z pudełka! (choć klauna nie przypomina w żadnym razie!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, nic się nie dzieje! Ja sama często znikam z internetowego życia na jakiś czas...
    Mi zawsze też się tak kojarzyły... :)
    O kurcze, a ja myślałam, że jestem jedyna! Gdy czytałam Władcę po raz kolejny, znienawidziłam Froda! Serio! Wkurzał mnie okropnie!
    Hm... Nie czytałam tego dla przyjemności... To był uciążliwy obowiązek xD
    Poza tym-ja to podziwiam tych, co tworzą świat od podstaw! Z własnymi nazwami, systemami, językami... Etc. To jest takie... trudne wymyślić wszystko! Dlatego ja lubię zapożyczać z innych krajów/ kultur/ plemion/ cokolwiek mi się nawinie xD Dla mnie tak jest łatwiej ;)

    Hahaha xD Spoko xD
    Cóż, ja wczuwam się za każdym razem i z każdą książką. Nic na to nie poradzę, ale tak jakby staję się głównym bohaterem i wędruję przez ten książkowy świat wraz z nim, a potem, jak już książka się kończy to wydaje mi się... to głupie, ale mam wrażenie, że zamykają się za mną drzwi do tamtego świata i aż żal, że powieść się skończyła i nie ma kontynuacji... No, coś w tym guście. Ostatecznie, trudno to wyjaśnić. W każdym bądź razie- wczuwam się baaardzo. I dopóki nie skończę książki jestem wyłączona z życia. Dosłownie!
    Co to za seria??
    Ee...chyba oglądałam, ale mi się nie podobał. Więc obejrzę jeszcze raz. Jak dla mnie to zerżnęli z wersji z 1992 roku!
    O tak, zdecydowanie! Ale nie wiem, czy chciałabym kontynuację. Moim zdaniem mogą zrobić... No wiadomo, dla kasy! Więc kij wie co z tego wyjdzie ;/ Ale pomysł był mega i mi się film podobał! I jeśli zarobił, to pewnie i kontynuacja powstanie... Ale w sumie to jakoś głośno o nim nie było...
    OMG! To musisz obejrzeć :D Ja widziałam tyle wersji Draculi, że w sumie już nie nadążam która była z kim i o czym xD Nie oglądałam tylko tych początkowych... W sumie to mam nawet Leksykon o wampirach xD I tam są opisane wszystkie filmy. książki, gry, ba! nawet mangi! które kiedykolwiek wyszły i mają w sobie wampira :D
    Hm... Mój pierwszy to chyba Królowa Potępionych... No, nie licząc Zmierzchu xD I pewnie Van Helsing też jest gdzieś w pobliżu pierwszej piątki moich początków z wampirami :D
    Tak w ogóle- Van Helsing ma mało wspólnego ze swoim pierwowzorem xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Więc tak: przykrym obowiązkiem było czytanie lektur na studiach, z których obecnie czerpię moją wiedzę. Poza tym-Hobbita przeczytałam by napisać streszczenie bratu do szkoły xD
    Tia... Można by się posiłkować historią, ale zmiany monetarne były tak częste, ze nikt (normalny) by za tym nie nadążył!
    Ano... Choć można próbować wariacji z hybrydami... Albo dawać nowe zdolności rasom istniejącym,a el wymyślić coś absolutnie nowego... No, byłby ciężko. W sumie jakby się zagłębić w mitologię, to by coś nowego pewnie i znalazł...
    Haha xD Nie Ty jedna! DLatego ja pozostaję na etapie wariacji i łączenia xD

    A taak, wiem co masz na myśli. Musi być... coś, jakaś iskra! Wczuwam się we wszystkie książki, które czytam, to prawda, ale są takie, przy których wczuwam się... jeszcze bardziej (o ile to możliwe).
    Czytałam część pierwszą. A serial kocham... Albo inaczej-kocham Erica! <3
    Poza tym-książki mi się nie podobały :D Pisałam kiedyś takiego posta - Wampiryczny Ranking, i tam chyba wspominałam o True Bloodzie.
    Którą postać to tak bardzo polubiłaś?? Tak w ogóle-mam postanowienie przeczytać tę serię w oryginale xD O ile kiedyś będzie mnie na nią stać! xD
    Tak, to mit, legenda. Skok z wieży pojawia się w filmie Coppoli na samym początku, to w sumie pierwsze minuty filmu. Hahaha xD Szczerze mówiąc, skok ukochanej z wieżowca/ wieży/ muru/ w przepaść to całkiem częste w Hollywood xD
    Hahaha xD Dobre xD
    Dobra myśl! Przed maturą to się trzeba dokształcać xD
    No nie? Czemu Anna musiała umrzeć? Lubię tę aktorkę, a poza tym rola kobiety walczącej z wampirami była fajna! Niom, ta scena była świetna! Łezka się woku zakręciła, oj zakręciła...
    A wiesz, że ten ksiądz/ braciszek/ zakonnik, co podróżował z Van Helsingiem, to ten sam aktor co grał we Władcy Faramira???

    Tak a propos-zapraszam na drugą część Krainy Wschodu :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Możliwe, ze krótszy rozdział, bo mi się akapit skasował i nie pamiętałam co w nim było ;/
    Cóż, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia-jak to ktoś kiedyś powiedział... I tak samo jest z historią i wojnami.
    Ja też nie znam się na polityce, ale znam się na historii :D Więc spoko! :)

    Taaak, często czytam książki i robię mus trzeszczenia... ;/ Choć między Bogiem a prawdą gdyby to nie był Tolkien to możliwe, że nie czytałabym z takim zapałem xD
    Boże! Czy wszyscy kochają się w Ericu??? Ja, moja kumpela z LO, Ty... :D Nie wiem jak jest z tą postacią-przypadek, czy celowy zabieg- w każdym bądź razie to moja wielka miłość i dla niego przemęczyłam serial ^^ Tak w ogóle to Pam jest jeszcze fajna. I brat Sookie, reszta mnie wkurzała.
    Wow! To seria ma już 11 tomów?? o.O
    Niom, ten sam :D Ja mam dobrą pamięć do twarzy. To nie przydaje się za specjalnie w życiu codziennym (bo po jaką chole** pamiętać wszystkich ludzi których kiedykolwiek zobaczyłaś??). Niestety, nie przekłada się to na zapamiętywanie w szkole potrzebnych rzecz ;/ Jak chociażby wszystkie wzory z fizyki ;/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy będzie NEXT???

    OdpowiedzUsuń
  9. Omg, omg, rozdział z Lambertem! :Q

    OdpowiedzUsuń
  10. Taaak, lepiej późno niż wcale, nie? xD
    Aa, jak ja Ci zazdroszczę...! Zamień się! Idż za mnie na sesje, a ja sobie z Twojego wolnego skorzystam...! T.T
    Chlip.
    Dobra.
    Już.
    Rosalyn jest fejmem. Jak to brzmi. xD
    Wiesz co? Zaskoczyłaś mnie, bo myślałam, że duchowny od razu wykrzyczy: czarownica, czarownica! A tu szok, pomógł im uciec przed głodnymi złymi.
    Hehe, Mel robi za wykrywacz kłamstw normalnie.
    Nie spodziewałam się też, że w tym rozdziale wrócisz i do Kaende, i Lamberta. Lubię fragmenty z nimi. :x Pewnie dlatego, że z Kaende lubię się śmiać, gdy zrobi coś głupiego, a Lambert... no, wiesz, że lubię silne, władcze jednostki. xD Ale dziś ta księżniczka niewydarzona mnie wkurzyła. Nie dość, że głupia jak pierwotniak, to jeszcze wyrachowana, bo ma nadzieję na szybką śmierć brata Rossa. Nie cierpię ludzi, do których nie nic dociera, zwłaszcza gdy dajesz im wyraźny znak, że nie chcesz mieć z nimi nic do czynienia. Ach, wolałabym, aby feniks zjadł(xD) te pustą niunię. Przynajmniej by się do czegoś przydała.
    Yannefer... Spełnia jej prośbę ze względu na swoje młodszego brata, a nie dlatego, iż uważał, że była piękna i czarująca. --> Aaaa!!! :D Jasne, jasne. xD
    Wgl wreszcie rzuciłaś nieco światła na religię w swoim opowiadaniu. Ten "kościół" na początku mnie zmylił, ale teraz widzę, że nie ma on nic wspólnego z tym religią naszego świata. Łał. Kurcze, im bardziej w opowieść, tym okazuje się, że wszyscy o sobie wszytko wiedzą, współpracują, a jedynie nasi przyjaciele nie wiedzą, o co cho xD No i nie dziwiło mnie, że łowcy czarownic też o wszystkim wiedzą. To dopiero będzie zonk dla Rosalyn. xD
    Ej... on nie wie, że ona to Nix? Dobra. Czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń