czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział XIX - Każdy człowiek ma jakąś wartość

                       Blue miała zaprawdę ciężkie zadanie. Musiała wtajemniczyć we wszystko królową i wyjaśnić Kaende tak wszystko dokładnie, aby przestała robić za nic awantury. W końcu arystokratka zamknęła buzię na kłódkę udając wielce obrażoną. Po dziesięciu minutach milczenia opuściła jadalnie trzaskając za sobą drzwiami. Zaszyła się w swojej komnacie i służbie nakazała aby nikogo nie wpczuszczali, chyba że odwiedzić będzie ją chciał książę Meneros. Ale to się nie stało.
                       Po tym wszystkim matka Rossa nie stała się bardziej wyrozumiała. Nie mogła zaakceptować czarownicy przebywającej w jej pałacu. Zwłaszcza iż była jeszcze tak blisko związana z jej synami. Atuz postanowił ją od tego odciągnąć. Poprosił, aby Blue za pomocą magii usunęła jej pamięć z dnia dzisiejszego i to samo zrobiła z Kaende.
                       Nie potrafiła tego zrobić dokładnie i długotrwale, a to właśnie prosił król West. Te rozwiązanie jak najbardziej było rozsądne, dlatego poprosiła z tego powodu Zerinę. Fioletowowłosą czarownicę, która obiecała przyjść w niedługim czasie, ale chwilowo była zbyt zajęta. Z tego powodu Atuz próbował jeszcze dojść do porozumienia z żoną, lecz nie było to zbyt łatwe. Do tego była zła na młodszego syna, gdyż zachowywał się bardzo nie miło w stosunku do niej i Kaende.
                       Ross nie potrafił być miły dla swojej rodzicielki, która cały czas od powrotu go karciła i groziła, że tym razem nie pozwoli by uciekł. Najlepiej urządziłaby mu całe życie. A jego kąśliwe komentarze jeszcze bardziej denerwowały matkę. Niegdyś nie odważyłby się podnieść głosu, ale teraz od kiedy wrócił wydawał być się innym człowiekiem. Cząstka tej kobiety bała się, gdyż jego przerażająco wielka siła robiła naprawdę wrażenie.
                       Po kolacji Atuz zabrał swoją żonę do sypialni. Całą drogę się kłócili. Jako król był od dawna wtajemniczony, więc akceptacja u niego była o wiele łatwiejsza niż jego ukochanej. Kiedy robiła się zbyt nieznośna udawał, że czuje się słabo, wtedy stawiała jego dobro ponad wszystko.
                       Yannefer zaciągnął brata do innej części pałacu.
                       - Mam dla ciebie niespodziankę. - Powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
                       Starszy z braci był bardzo podekscytowany jednak do końca ich drogi do tajemniczego pokoju trzymał język za zębami. Za nimi człapała Blue, która szła po prostu z nudów. Jako, że Vivianne wyznaczyła ją do wpojenia wszystkim królom nowych zasad przebywała w pałacu (właściwie od dzisiaj), choć nawet nie dostała na to pozwolenia. Wspomni o tym później jak będzie okazja.
                       Yannefer zatrzymał się przed zwykłymi drewnianymi drzwiami prowadzącymi do pokoju. Było to w części pałacu gdzie nikt praktycznie nie pomieszkiwał, jednak wszystko było utrzymywane w wielkim porządku. Książe zapukał dwa razy w drzwi.
                       - Proszę! - odezwał się kobiety głos.
                       - Wejdź. - Polecił Yannefer Rossowi. Popchnął go dla zachęty i stanął ramie w ramię z Blue. Brat spojrzał na niego pytająco marszcząc brwi. Domyślił się, że jego dobry humor napawa go podejrzeniami, ale mimo to wszedł do środka starannie zamykając za sobą drzwi. Po chwili Yannefer spojrzał na Blue. - Właściwie co ty tutaj jeszcze robisz? Nie powinnaś wracać?
                       Syrenia Czarownica zrobiła naburmuszoną minę.
                       - Co jest? Już mnie wyganiasz?

                       Stała na środku pokoju. Od kiedy tylko dowiedziała się, że powróci do domu nie mogła się doczekać, by znów móc go ujrzeć. Jego brat okazał się bardzo uprzejmy. Nawet pozwolili zamieszkać chwilowo  w pałacu. Wywalczył dla niej lepsze warunki i powtarzał swojej okropnej matce, iż nie jest już dłużej więźniem. Chciał zadośćuczynić krzywdy, które jej wyrządziła jego rodzina.
                       Meneros stanął na przeciwko niej i patrzył z niedowierzaniem. Tak jakby jego własne oczy próbowały go oszukać.
                       Kobieta uśmiechnęła się i powoli ruszyła w jego stronę. Czuła przyjemne ciepło w sercu widząc zdrowego chłopca, którego kochała niczym własne dziecko jakiego nigdy nie dane było jej mieć. Uścisnęła go mocno, a on oparł brodę o jej ramię.
                       - Ty... żyjesz... - powiedział drżącym głosem. - Jak to możliwe?
                       - Twoja przyjaciółka... Hmm.. Odetta? Tak, uratowała mnie. Zatrzymała egzekucje. - Powiedziała i odsunęła się od niego, by móc spojrzeć na jego przerażoną twarz. - Uśmiechnij się w końcu. - Poczochrała mu włosy i zachichotała.
                       Ross uśmiechnął się, jednak w jego uśmiechu było wiele bólu. Myślał, że rok temu nie udało mu się uratować jego przyjaciółki, Cedili. Był pewny, iż zginęła. Ale jednak stała tu cała i zdrowa. Wyglądała o wiele lepiej niż w więzieniu w Ceres.
                       Teraz to, że nie mógł jej znaleźć podczas transu z Mel nabrało sensu. Przecież żyła, więc nie mogła być w zaświatach?
                       - Długo podróżowałeś z tą białowłosą dziewczyną?
                       - Przez ostatni rok. - Powiedział jakby to było już odległe wspomnienie. Wraz z falą dawnych wspomnień jego uśmiech zbladł. Będąc tak daleko od Rosalyn czuł tępy ból, ale nigdy w życiu nie chciał o niej  zapomnieć. To to dawało mu siłę, aby trwać wśród tych ludzi w pałacu. W końcu wszystko robił dla niej.

                                                                               ~*~

                       Mel wystawiła głowę z powozu i patrzyła na oddalającą się chatkę rodziny Tarkis. Powoli odwróciła głowę do przodu, by móc patrzeć przed siebie. To nie było czymś wielkim, jednak ona traktowała to jako zaakceptowanie przeszłości i wyruszenie w wir zdarzeń  przyszłości i stawienie czoła wielkiemu wyzwaniu jakie ją czeka. Była już gotowa by postawić kolejny krok na przód. Choć serce dalej bolało, to ten ból motywował ją do pracy. Chciała pokazać, że Faldio nie zginał na marne ratując jej życie. Nada temu gestowi wielki sens i sprawi, iż ten młody mężczyzna zrobił coś wielkiego nie tylko dla niej lecz i dla innych ludzi.
                       - Dam z siebie wszystko - powiedziała cichutko do siebie patrząc w swoje dłonie zaciśnięte w pięści.
                       - Mam taka nadzieję.
                       Mel spojrzała na znajomą kobietę, która siedziała obok niej.  Nastolatka rozdziawiła usta w szoku. Przed chwilą była całkiem sama, gdyż Bruno towarzyszył swojego przyjacielowi prowadzącemu powóz.
                       Zerina założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się cierpko rozglądając.
                       - Więc wy biedni ludzie wozicie się czymś takim?
                       Brązowowłosa zmarszczyła czoło. Nie lubiła, gdy ktoś zachowywał sięw tak niemiły sposób. Miała ochotę na nią nakrzyczeć, że to nie jej sprawa, ale nim emocje przejęły górę przemyślała to wszystko. W końcu lepiej było nie zadzierać z czarownicą, która stworzyła coś co potrafi poskromić jej moce.
                       - Jak się tutaj dostałaś? - zapytała zmieniając temat, bo nie warto było drążyć tego czym się jeździ z Zeriną.
                       - Och, podrzucił mnie mój przyjaciel. Ma niedaleko jakąś sprawę - odpowiedziała nie mówiąc o żadnych istotnych szczegółach.
                       - Ty w ogóle masz przyjaciół? - spytała zdziwiona.
                       - Owszem mam.
                       - Mel, z kim rozmawiasz? - zapytał Bruno wchodząc na obudowaną przyczepkę. Widząc tajemniczą kobietę spojrzał pytająco na dziewczynę.
                       - To czarownica. Znajoma - dodała uspokajając księdza.
                       - Już czas. - Rzekła Zerina wstając. Wyciągnęła dłoń do Mel.
                       - Co? Na co? - dopytał Bruno.
                       Brązowowłosa pokiwała głową i spojrzała z determinacją na  Bruno.
                       - Dziękuję ci za wszystko. Przekaż Rosalyn, Rossowi, Tenebrisowi i Colinowi, że ze mną wszystko w porządku.
                       Złapała za dłoń Zeriny, a po chwili obie zniknęły.

                                                                               ~*~

                       Kiedyś kobieta, którą poślubił była jego największym skarbem. Nikt prócz niego nie mógł jej dotykać ani nawet ośmielić się patrzeć zbyt długo. Najpiękniejsza w całej wiosce, wszyscy zazdrościli mu tak cudownej żony. Jednak ona wydawała się chwilami nieszczęśliwa. Patrzyła tęsknie w okno, jakby kogoś wyczekiwała.
                       Wiedział, że została zmuszona do ślubu przez swojego ojca, on pragnął dla niej najlepiej, choć to nie była jej wola. Ale przyjęła ją i dzielnie nosiła brzemię żony. Spełniała każdą prośbę swojego męża. Była posłuszna i nigdy go nie zdradziła. Mimo jej oddania to nie on sprawiał, że się uśmiechała. Czasami kiedy wychodziła na zakupy na rynek wracała rozpromieniona, więc pewnego dnia ją śledził. Chciał wiedzieć co się dzieje. Być może i on wiedziałby jak poprawić humor swojej żonie?
                       To nie było możliwe, gdyż potrafiła uśmiechać się tylko do jednego mężczyzny. TEGO, który zawsze przy niej trwał. Od maleńkiego dziecka towarzyszył jej jako najlepszy przyjaciel. Rzadko go teraz widywała. Miała na to czas gdy tylko wychodziła na rynek. ON stał otoczony wianuszkiem kobiet i przyjaciół, lecz wzrok TEGO mężczyzny skupiony był tylko i wyłącznie na jego żonie jak na największym skarbie... Skarbie, który nigdy nie będzie jego.
                       Wtedy poczuł wielką zazdrość o swoją żonę. Zabronił spotykać się jej z dawnym przyjacielem, gdyż obawiał się, że może ją stracić. Była na niego zła przez kilka dni, ale w końcu gniew zniknął, choć głęboko w sercu nigdy mu tego nie wybaczyła.
                       Nawet tego nie spostrzegł, ale zaczął traktować ją jak więźnia. Trzymał krótko i przy sobie, by TEN mężczyzna nie mógł jej ukraść. A mimo jego starań i tak przypadkowo się spotykali. Pewnego dnia dostrzegł ich, a kiedy tylko ukochana żona się oddaliła podbił mu oko. Był od niego dwa razy większy i silniejszy. Po tym myślał, że nie zobaczy go przez miesiąc, jednak następnego dnia zjawił się ponownie w towarzystwie obcokrajowca. Obu spuścił manto, choć nie rozumiał wtedy, że przyszli, aby dać mu zarobić na handlu. Wtedy żona wykazała się wiernością i stanęła po jego stronie. Był z niej dumny i zadowolony jak nigdy. Poczuł, że nie musi się już martwić o to, że ją straci, ale się mylił.
                       Mimo, że mężczyzna po niedługim czasie odszedł z wioski jego życie wcale nie zostało usypane różami. Zmagał się z wielkimi problemami, gdyż dostał od nich pożegnalny, porządny łomot. Nie chciał się nikomu przyznać, bał się, że stanie się pośmiewiskiem. A jego żona... Jego żona znowu stała się smutna. Ale to już nie było ważne, gdyż zagrożenie minęło i przez chwilę w jego życiu zapanował względny spokój. Do czasu.
                       Wyjechali do Omnes do jego rodziny na Festiwal Przywitania Wiosny. Uwielbiał go od małego dziecka. Zabrał ze sobą Ronana Tarkisa i jego młodszą siostrę, gdyż podobno obiecał odebrać poród przyjaciółki rodziny, która właśnie tam zamieszkała. Nie widział powodu, by się nie zgodzić, w końcu gdy był chory zawsze mu pomagał, a szczególnie w ostatnim czasie. Nawet nie pomyślał o tym, że może zobaczyć tam drugiego Tarkisa.
                       Jego największy koszmar się spełnił. Zobaczył ją. Swoją ukochaną żonę Darię uśmiechającą się do TEGO mężczyzny. W tamtym momencie poczuł się zdradzony przez miłość swojego życia.  Nienawidził go tak bardzo, że chciał go zniszczyć, zrównać z ziemią, sprawić aby cierpiał.
                       Gniew do niego wrócił,a przez to, że nie potrafił go okiełznać dostał ponownie porządne lanie na oczach wielu ludzi. Choć u wszystkich wzbudzał litość, to u swej żony dostrzegł strach. Był wściekły i nie mógł nawet na nią patrzeć. Czuł tak wielkie upokorzenie, że wstydził się wyjść na ulicę kiedy tylko wrócili do domu. Darię traktował oschle, gdyż uważał, że na pewno nie była mu wierna. Nie miał na to dowodu, dlatego trzymał się nadziej=ii, bo chciał wierzyć w to, że jej obrona składająca się ze słów " Nigdy cię nie zdradziłam " była prawdziwa.
                       Ale kilka dni później przyszła do niego uśmiechając się czule i głaszcząc delikatnie po brzuchu. Oznajmiła wtedy, że on zostanie ojcem.
                       Powinien się ucieszyć. Od dawna o tym marzył. Jednak to był dowód, że nie była mu wierna podczas pobytu w Omnes. Nawet nie myślał o tym, że na pewno nie byłaby sama w stanie spostrzec tego raptem po trzech tygodniach, bo to jest niemożliwe. Zauważyła to dopiero po dwóch miesiącach i była niesamowicie szczęśliwa. Ale jej mąż odebrał to szczęście inaczej.
                       Daria przestała być dla niego kimś ważnym. Straciła swoja wartość. Była nikim. Brzydził się jej. Nie mógł na nią patrzeć, gdyż wyobrażał ją sobie w ramionach drugiego Tarkisa. Dlatego uderzył ją z całej siły w twarz.
                       Widział po raz drugi strach w jej oczach. Spodobało mu się to i uderzył ją jeszcze raz i znowu. Krzyczała, jednak nikt nie odważył się przyjść na pomoc. Wyzywał ją od dziwek i bił, a ona płakała i błagała by przestał. Złapała się za brzuch by ochronić nienarodzone dziecko.
                       Nie udało się jej. Była cała poobijana i obolała. Połamał jej żebra i na sam koniec na nią splunął. Nie zabił jej, bo wiedział, że może jeszcze zarobić na swojej żonie. Jednak zabił te biedne nienarodzone dziecię, które starała się ochronić ze wszystkich sił.
                       Tylko nie zdawał sobie sprawy z tego, że to naprawdę było jego dziecko, a Daria nigdy go nie zdradziła.
                       Kiedy wyglądała trochę lepiej, wtedy po raz pierwszy sprzedał jej ciało jakiemuś mieszkańcowi wioski, którego nawet nie kojarzył. Siedział w swoim fotelu i popijał piwsko licząc zarobione pieniądze.  W tle słyszał krzyki i błagania żony, której tak bardzo nienawidził.
                       To upokorzenie było zdecydowanie gorsze od śmierci.
                       Z czasem przybywało więcej klientów, a on się jeszcze bardziej bogacił, a pieniądze wydawał na alkohol. Spożywał go coraz więcej i więcej. Za to Darię, niegdyś uważaną za najwspanialszą i najpiękniejszą dziewczynę w wiosce przestano traktować jak człowieka. Zniewieściałe kobiety obdarowywały ją kąśliwymi uwagami i traktowały z góry wyśmiewając, albo uprzykrzając życie w zemście za to, że próbuje uwodzić im mężów. Mężczyźni, ci który nie potrafili być wierni lub nie mieli nikogo traktowali młodą kobietę jako zabawkę. Nie liczyli się z jej uczuciami, prośbami czy czymkolwiek. Póki mieli pieniądze mogli robić co chcieli.
                       Daria wiele razy stawała przed lustrem i zadawała sobie pytanie czemu po prostu ze sobą nie skończy? To by było o wiele prostsze, niż życie w ciągłym poniżaniu. Jednak chciała odejść mogąc na koniec zrobić coś dobrego, aby nie zostać zapamiętaną jako prostytutka. Wiedziała, że puki żyje w tej wiosce to nie mogła uwolnić się od tego losu. Musiała uciec, ale nie miała pieniędzy na życie. Jej mąż trzymał wszystkie oszczędności przy sobie jakby wiedział, że będzie chciała go okraść aby zacząć od nowa.
                       Gdyby tylko Faldio wrócił na pewno by się nią zajął. On taki już był. Nie ważne jak bardzo by się stoczyła, na pewno by wyciągnął pomocną dłoń i pomógł podnieć się z tego bagna. Ale wtedy ona nie potrafiłaby spojrzeć mu w twarz. Pragnęła po raz kolejny spotkać przyjaciela z dzieciństwa, ale też tego nie chciała.Miała wielką nadzieje, że chociaż jemu powodzi się lepiej niż jej.
                       Była to wtedy niedziela. Jedyny błogi dzień kiedy jej mąż leżał nachalny tak, iż nie dał rady wstać z łóżka, a ona mogła się uwolnić od napalonych, starych dziadów. Wtedy nakładała płaszcz z kapturem, mimo iż było lato, aby nikt jej nie poznał. Chodziła co tydzień do kościoła i modliła się o lepszy los. Wtedy usłyszała jak dwie kobiety cicho szepcą:
                       - Ronan nie przyjmuje pacjentów do domu. - Wyznała oburzona. - Moja córka była chora i kiedy ją zaprowadziłam do niego zamknął nam drzwi przed nosem.
                       - Może to ma związek z tym co widział mój brat - przyznała druga.
                       - Co takiego?
                       - Podobno kilka dni temu ktoś do nich przyjechał i wnieśli trumnę do jego domu.
                       - Czy ty myślisz, że to może ten jego młodszy brat?
                       - Bardzo możliwe. Właściwie to by wyjaśniało dlaczego jest w takiej depresji.
                       Daria wstała i wybiegła ze świątyni czym prędzej. To nie miało sensu, jednak obawiała się, że być może domysły rozmawiających kobiet mogły być prawdą. Ale wtedy Ronan zgłosiłby to do miejscowego duchownego, aby go pochować.
                        Postanowiła, że nigdy w to nie uwierzy, a przynajmniej dopóki nie przekona się na własne oczy. Podeszła do głównej drogi w wiosce i spojrzała na dalekie wzgórze, gdzie stała chatka Tarkisów. Zacisnęła piąstkę na płaszczu i z pełna determinacją ruszyła przed siebie.
                       Dopiero gdy stanęła przy drzwiach poczuła, że jej nogi są jak z waty, a serce pełne wątpliwości obawiało się najgorszego. Ale zapukała. Trzy razy uderzyła w drzwi tak aby właściciele mogli usłyszeć i odeszła jeden krok w tył. Nie czekała długo, aż ktoś otworzył. Po chwili w progu stanęła Paili z opuchniętymi oczami jakby od tygodni płakała. Na początku nie poznała Darii przez długi, brązowy płaszcz jaki na siebie nałożyła, aby zakryć twarz.
                       - Ronan nie przyjmuje - rzekła ochrypłym głosem.
                       Daria zdjęła kaptur.
                       - Nie jestem tu z powodu choroby.
                       Szczęka Paili opadła. Na jej twarzy był wymalowany strach. Zaczęła nerwowo się rozglądać jakby ktoś miał ich zaraz nakryć. Pokręciła głową do  kobiety i chciała zamknąć drzwi przed nosem.  Wtedy Daria postawiła stopę we framudze.
                       - Muszę wiedzieć - powiedziała.
                       - Co chcesz wiedzieć?
                       - Czy to prawda, że Faldio nie żyje.
                       Paili wbiła wzrok w ziemię. Daria, której życie teraz nie należało do łatwych widocznie bardziej przejmowała się losem jej brata niż swoim. W zielonych oczach nastolatki napłynęły łzy. Spojrzała na nią wzrokiem pełnym boleści i otworzyła drzwi na oścież. Gestem ręki zaprosiła kobietę do środka.
                       Daria szła stawiając małe kroczki w mieszkaniu Tarkisów. Znała już odpowiedź, ale nie była w stanie zapłakać czy poczuć tego okropnego bólu dopóki nie weszła do pokoju gdzie kiedyś pomieszkiwał. Stała tam drewniana trumna, a w niej leżał on. Wyglądał tak spokojnie jakby po prostu spał. Dotknęła dłonią jego policzka, gdzie znajdowała się blizna. Jego skóra była zimna niczym śnieg i niesamowicie gładka. Gładziła przez chwilę jego policzek, aby po chwili wybuchnąć histerycznym płaczem. Opadła na kolana kiedy poczuła jak coś ściska jej serce. Klęczała nad nim, a jej przezroczyście czyste łzy kapały na jego twarz.
                       Jak to się mogło stać? Jak bardzo bóg chciał ją jeszcze zranić? Odebrał godność. Odebrał czystość. Odebrał człowieka, który był jej ostatnim promykiem nadziei pozwalającym  trzymać się bezwartościowego życia. Dopiero teraz była w stanie zdać sobie sprawę jak bardzo kochała tego mężczyznę. Zrobiła tyle głupstw. Odrzuciła go, jego uczucia. A znała je od dziecka. Gdyby wybrała go, byłaby szczęśliwa i mogłaby na niego patrzeć codziennie jak tryska energią życia. Nienawidziła siebie. Czuła jeszcze większy wstręt niż wcześniej. Miała ochotę skończyć ze sobą tu i teraz, a potem spotkać się z nim po drugiej stronie. Lecz było coś co ją powstrzymywało. 
                       A Faldio? Był przecież wspaniały. Kochał całym sercem swoją rodzinę, przyjaciół i ją. Miłość jaką darzył Darię nigdy nie wygasła, choć raniła go cały czas. Mógł zrobić jeszcze tyle dobrego. Nie powinien tak szybko odchodzić. Zasługiwał na miłość, własną rodzinę i zwykłą śmierć w sędziwym wieku. Zasłużył na lepszy los.
                       Nie wiedziała ile czasu klęczała nad trumną Faldia. Paili wyprowadziła ją po jakimś czasie i poprosiła, aby nikomu nie mówiła. Nie byli jeszcze w stanie go pochować. Ronan w tej chwili był w depresji. Leżał całymi dniami w łóżku i nie przyjmował żadnych posiłków. Patrzył jedynie tępo w sufit i myślał o tym jak mógł pozwolić bratu na podróż z czarownicą. Pamiętał doskonale słowa jakie młodszy brat mu powiedział. Obiecał wtedy, iż kiedy następnym razem się spotkają to wejdzie do domu na własnych siłach. Skłamał. Wnieśli go obcy ludzie. W trumnie.
                       Daria wracała chwiejnym krokiem do domu. Zapomniała nałożyć kaptur na głowę. Zupełnie nie myślała o tym, że wszyscy obok, których przechodziła wyzywali ją, pluli pod nogi lub mówili pod jej adresem sprośne komentarz (akurat mężczyźni). Wyglądała jakby ktoś wyrwał z niej ostatnią, zalegającą gdzieś głęboko cząsteczkę dawnej Darii będącej jedynym powodem do trzymania się przy życiu. Ale to już chyba koniec.
                       Szła jak zjawa i niczym się nie przejmowała. Jej twarz była wyzbyta z wszelkich emocji, a oczy świeciły pustką. Nie mogła ich skupić, nie była w stanie wykrzesać ani jednego słowa.
                       Wtedy jakiś mężczyzna złapał ją za rękę i pociągnął do wąskiej przestrzeni między chatami. Zrobił to tak brutalnie, jakby była tylko szmacianą lalką. Odzyskała wtedy trzeźwość umysłu. Wróciła gdy zdała sobie sprawę, że grozi jej niebezpieczeństwo. Zaczęła się wyrywać kiedy mężczyzna dwa razy od niej starzy zaczął swoimi rękami dotykać jej piersi.
                       - Zostaw mnie! - krzyknęła wyrywając się.
                       Mężczyzna zarechotał gardłowo.
                       - Przecież ci zapłacę!
                       - Nie! Zostaw mnie! - zawołała stanowczo po raz drugi i uderzyła go łokciem w nos. Nie było to zamierzone, jednak ucieszyła się, że mogła uwolnić się z uścisku. Mężczyzna chwilowo przejął się swoim obolałym i zapewne złamanym nosem, z którego polała się krew. Puścił Darię i wtedy upadła na ziemię. Podniosła się szybko i biegiem rzuciła się do ucieczki.
                       - Nigdzie nie uciekniesz! - Powiedział głośno rozwścieczony. W ostatniej chwili złapał ją za długie, rude włosy i pociągnął do siebie. Kobieta wywróciła się na plecy, a kiedy próbowała wstać przycisnął ją do ziemi. - Teraz ci nie zapłacę! - Warknął gdy zaczął się do niej dobierać.
                       Krzyczała, wołała o pomoc, wierciła się, ale ludzi mijający ten niewielki i wąski tunelik spoglądali tylko katem oka na tą stronę, a potem szli dalej jakby nic tam się nie działo.
                       - Lepiej się zamknij, albo połamię ci ręce - ostrzegł ją kiedy rozpinał rozporek swoich spodni.
                        Co jej zależało? Taki scenariusz odgrywał się wiele razy w jej domu. Zawsze było tak samo. Wbrew jej woli. Krzyczała, błagała, ale finał był ten sam. Ale przypomniała sobie, że mimo wszystko nigdy nie dała za wygraną. Szarpała się jeszcze bardziej i krzyczała głośniej wołając o pomoc.
                       - Kiedy kobieta mówi nie - usłyszała niski, męski głos - to znaczy nie.
                        Stał przed nią, a za mężczyzną, który chciał ją skrzywdzić. Ubrany był w ciemnofioletową koszulę, o ton jaśniejszą kamizelkę i dopasowane spodnie, a na głowie nosił kapelusz. Czarne włosy, opadały na jego ramiona, a grzywka zasłaniała całe czoło. Błękitne oczy patrzyły bezwzględnie na rudowłosego oprawcę. Zdjął czarny kapelusz z głowy i poprawił fioletowy kołnierz koszuli. Wyglądał jak arystokrata.
                       - Nie wtrącaj się, to tylko dziwka! - Warknął na niego, a jego ton głos przypominał rozwścieczonego psa.
                       Czarnowłosy pokręcił głową. Podniósł laskę, którą trzymał w ręku i uderzył nią z całej siły w głowę mężczyzny. Potem wziął kolejny zamach i uderzył go w szyję, a on przewrócił się na bok. Podszedł do niego i przycisnął jej czubek do jego szyi.
                       - Mogę cię zabić - rzekł z niesamowitą łagodnością. - Albo wrzucę cię do morza. O, to będzie lepszy pomysł. - Na twarzy mężczyzny pojawił się okropny uśmiech. Po chwili rudowłosy oprawca po prostu zniknął.  
                       - C..c..co? - Daria podniosła się na łokciach i doczołgała do ściany, aby się o nią oprzeć. Patrzyła na swojego wybawiciela z jeszcze większym strachem.
                       - W porządku - rzekł łagodnym głosem. - Nie skrzywdzę cię.
                       Ukucnął przy niej i uśmiechnął się uprzejmie. Ujął jej dłoń i ucałował sam czubek, a po chwili spojrzał w oczy kobiety. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
                       - Czemu? Jestem tylko... - Schowała twarz w dłoniach i zapłakała.
                       - Chyba nie z własnej woli. - Powiedział patrząc na obrączkę na jej palcu. Każdy mógł się domyślić, w końcu wołała o pomoc.
                       Kobieta pokiwała głową.
                       - Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał.
                       - Nikt nie może mi pomóc. - Załkała. - Nawet jej nie chcę. Nie jestem nic warta.
                       - Każdy człowiek ma jakąś wartość. Nawet ty. - Przyglądał się jej uważnie. - Myślę, że gnębi cię coś jeszcze. - Dodał tajemniczo jakby wszystko wiedział.
                       Daria odsłoniła swoją twarz by spojrzeć na nieznajomego.
                       - Kim ty właściwie jesteś? Masz czarne włosy i...
                       - Czarownikiem - powiedział szczerze.
                       - Czemu mnie uratowałeś?
                       - Bo było mi cię szkoda. Wszyscy wiedzieli co się dzieje, jednak nikt nie miał zamiaru pomóc. Nie odpowiedziałaś na moje wcześniejsze pytanie.
                       - Straciłam kogoś... - wyznała. - Przyjaciela, którego kochałam. Szkoda, że go nie uratowałeś zamiast mnie. - uśmiechnęła się smutno.
                       - A jak się nazywa?
                       - Faldio Tarkis.
                       Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie, jednak nic nie powiedział. Daria próbowała odczytać zamiary tego mężczyzny, jednak nie potrafiła. Był zbyt tajemniczy.
                       - Oddałabym swoje życie, aby mógł żyć - wyznała. Mówiła to szczerze. Być może tajemniczego mężczyznę to nawet nie interesowało, ale przynajmniej udawał, że jej słucha.
                       Spojrzała w jego oczy, które iskrzyły.
                       - A co jeśli powiedziałbym ci, że jest to możliwe?
                       - Co? - zdziwiła się.
                       Czarnowłosy mężczyzna wyciągnął z czarnego płaszcza szkatułkę i wcisnął ją w ręce Darii. Nakrył twarz kapturem i wstał.
                       - Pomyśl o tym czego pragniesz, a twoje życzenie się spełni - Powiedział i odwrócił się na pięcie zakładając  kapelusz na głowę.
                       - Czekaj... Dlaczego to robisz? - zapytała. - Masz w tym jakiś cel?
                       Mężczyzna spojrzał na nią z uśmiechem.
                       - Chcę ci pomóc, a kiedy pomogę tobie, to ty pomożesz mi. Zrób to co podpowiada ci serce.
                       Daria wstała i przycisnęła do serca drewnianą szkatułkę. Patrzyła na mężczyznę w kapeluszu jak oddalał się z każdym postawionym krokiem. Potem spojrzała na prezent jaki dostała.
                       - Znałeś go? - zapytała kiedy jeszcze zanim nie straciła go z oczu.
                       Pokiwał głową i zniknął w tłumie.
                      
                       Kiedy Daria wróciła do domu jej mąż jeszcze spał i dalej śmierdział alkoholem. Zamknęła starannie drzwi do pokoju, w którym ostatnio spała. Usiadła na łóżku i spojrzała na szkatułkę. Nie była pewna czy mogła ufać czarnowłosemu mężczyźnie. Mimo, że ją uratował może miał w tym jakiś cel? Znał Faldia - sam sie przyznał i był czarownikiem, więc dlaczego sam nie mógł użyć tej tajemniczej rzeczy?
                       Otworzyła szkatułkę i spojrzała na niewielki, szmaragdowy kamień. Wzięła go do ręki i obejrzała z każdej strony. Był przepiękny i na pewno kosztowny.
                       Miała pomyśleć o tym czego pragnie, a pragnie tego, aby Faldio był żywy nie ważne jakim kosztem. Nie miała nic do stracenia. Tak uważała, dlatego warto było zaryzykować. Położyła się wygodnie w łóżku i przycisnęła do klatki piersiowej szmaragd. Po jej policzkach zaczęły spływać obficie łzy, a kamień zaświecił bladozielonym blaskiem.
                       Myślała o Faldio. Wracały jej wspomnienia z dzieciństwa, jak się bawili, jak spędzali chłodne zimy i gorące lata. Pamiętała jak wesoło się śmiał, jak jego zielone oczy błyszczały ze szczęścia, jak energicznie wspinał się po drzewach, jak dostawał ochrzan od starszego brata gdy wracał późno do domu. Wszystko.
                       Na twarzy Darii pojawił się wesoły uśmiech. Nie pasowały do niego łzy, ale to nic. Ściskała z całej siły szmaragd i nieświadomie powiedziała na głos:
                       - Chcę, aby Faldio żył.
                       Bladozielony blask ogarnął cały pokój, a potem zniknął. Szmaragd przestał się świecić, lecz dalej tkwił w dłoniach młodej kobiety.
                       Ostatnia łza spłynęła po jej policzku. Przestała oddychać, a jej uśmiech dalej tkwił na ustach.
                       Czarnowłosy mężczyzna patrzył przez okno na decyzje Darii. Kiedy wszystko się skończyło otworzył je i wskoczył do pokoju. Stanął obok łóżka, złapał za dłonie,które były jeszcze ciepłe, a przed chwilą tkwił w nich szmaragd. Teraz zniknął. Spojrzał na nią smutno i pogłaskał po głowie. Słyszał ciężkie kroki zbliżające się do pokoju.
                       - Dobra robota - rzekł i zabrał pustką szkatułkę po czym teleportował się w inne miejsce.
                       Mąż Darii otworzył drzwi z całej siły. Spojrzał na leżącą żonę i zmarszczył brwi.
                       - Wstawaj! - krzyknął a jego oddech śmierdział na kilometry. - Zaraz przyjdzie klient!
                       Daria nie ruszyła się.  Był wściekły. Jakim prawem się sprzeciwiała jemu? Przecież by jej władcą, jedynym, którego miała słuchać. A tutaj dalej udawała, że śpi, jakby to miało ją uratować. Podszedł do niej stawiając ciężkie i chwiejne kroki. Skoro nie chciała się obudzić, gdy ją wołał to na pewno w stanie jak ją uderzy. W momencie gdy nad nią stanął i uniósł rękę w górę, aby zadać cios płaską dłonią w twarz zawahał się. Patrzył na jej spokojną i uśmiechnięta twarz. Dostrzegł wilgotne policzki po łzach i co najważniejsze - wydawała się nie oddychać. Uklęknął przy niej i złapał za ramiona.  Potrząsnął żoną jakby to miało wybudzić ją ze snu.
                       - Obudź się! Dario, obudź!
                       Ale kobieta nie otworzyła oczu.
                       Kiedy dotarło do niego, że ją stracił zrozumiał, że posunął się za daleko. Jeszcze tego samego dnia wszyscy dowiedzieli się, że Daria nie żyje, a oskarżyli o śmierć jej męża.

                       Paili posprzątała dom jeszcze raz kiedy tylko Daria opuściła ich dom. Nie było w nim wcale brudno, ale robiła to by myśleć o czymś innym. Wyjrzała przez okno i przyglądała się zachodowi słońca. To było jej kolejne zajęcie, kiedy późnym południem zabierała się za sprzątanie. Ten widok w jakiś sposób kajał jej serce. A na sam koniec wchodziła do pokoju brata i oczyszczała jego twarz wilgotną ściereczką. Robiła to bardzo starannie jakby traktowała go jak coś cennego. Chwilami chciała zgłosić jego śmierć do kościoła, aby w końcu go pogrzebać. Wiedziała, że do póki Faldio nie zostanie pochowany, nie będzie mogła ruszyć ze swoim życiem dalej. Jednak tej decyzji nie mogła podjąć bez Ronana, który nie był teraz sobą.
                       Przyglądała się jeszcze przez chwilę spokojnej twarzy brata ściskając w dłoniach ściereczkę. Czasami tak miała, że mogła obserwować go tak długo myśląc, że za chwilę się obudzi i się zaśmieje mówiąc, że to wszystko był żart. Jednak to jeszcze się nie stało. Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi.
                       Poczuła coś dziwnego kiedy złapała za klamkę. Powietrze wydawało się gęstsze. Coś ją korciło by jeszcze raz spojrzeć na Faldio. Szybko podeszła do trumny i nachyliła się nad jego głową patrząc uważnie na twarz.
                       Faldio otworzył oczy i zaczerpnął zachłannie powietrza.
                       Paili odskoczyła krzycząc głośno.
                       Faldio szybko wstał i przerażony rozglądał się dookoła.Wyglądał na zdezorientowanego i przerażonego. Po chwili zdał sobie sprawę że leżał w trumnie. Krzyknął, a kiedy to zrobił Paili zakrzyczała razem z nim. Ona była przerażona, że jej martwy brat powstał  z martwych, a on, że nie jest już martwy.
                       Ronan wbiegł szybko do pokoju słysząc wcześniej krzyki młodszej siostry. Bał się, że może również ją stracić.  Zamarł widząc stojącego na własnych nogach Faldia.
                       - Udało się! Żyjesz! - zawołał wesoło czarnowłosy mężczyzna siedzący na parapecie przy otwartym oknie, które sam sobie otworzył.
                       Faldio powoli odwrócił głowę by spojrzeć do kogo należał ten głos.
                       - Lembert... - wyszeptał.
                       Mężczyzna uśmiechnął się.                                          
                      
_________________________________________________

Jeśli ktoś naprawdę nie pamięta, to żywa Cedilia pojawiła się chyba w epilogu, i jakoś przy debiucie brata Rossa xD 
No i pewnie zaraz będę słyszeć skargi, że Faldio żyje xD Jego śmierć i wskrzeszenie zaplanowałam w momencie stworzenia jego postaci. No i ogólnie to chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów. xD Pamiętam, że mi się go przyjemnie pisało. 
W ogóle, jako że opowiadanie zbliża się końca, bo mamy 19 rozdział, a będzie 26 + epilog, to ten 26 zaplanowałam jako bonusowy. Niedługo powstanie ankieta, na najpopularniejszą postać. Tym razem udział weźmie więcej postaci niż ostatnio, i ta postać która uzbiera najwięcej głosów (i pozostanie żywa XD) to dostanie własny rozdział. :D 
Pozdrawiam!

14 komentarzy:

  1. Dzięki za info!

    O Boże, ale z Ciebie sadystka... A mówię o ankiecie!

    Eh... Jeśli o czyms marzę, to o śmierci Kaende! Naprawdę jej niecierpię ;/
    Cóż, powiem Ci, że o ile wcześniej nie znosiłam Darii, tak teraz jej współczuję. Uroda może być przekleństwem... Podobnie jak jej brak. Hm... A Lembert nieźle to sobie wykombinował, nie ma co! Ciekawe co na to wszystko Faldio, jak już się dowie! Oczywiście, musiałaś go wskrzesić?? A ja już zapaliłam mu świeczkę! Chryste... Jesteś gorsza od Georga R.R. Martina! Równie nieprzewidywalna w swoich knowaniach :P
    Aj... No ładnie, to Ross się musiał zdziwić na widok Cedili! Poza tym-akurat o niej to myślałam, że żyje!
    Oh no i czekam na romans Bleu&Yannefer! ^^


    Nie masz kolegów? o.O Powiem Ci, że ja miałam masę kumpli, ale z żadnym nie poszłam na studniówkę (ani na żadną inną tego typu imprezę). To nie kwestia ilości, a raczej... zaufania (?).
    Hahahaha xD Cóż, ja na własnej skórze odczułam skutki pijaństwa xDDD
    OMG! Ty przechero! (cytując Zagłobę) Mała cwaniara! Cóż, ja bym poszła na wesele, a potem wymknęła się po angielsku ;)

    Pozdro!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się dzieje :O szkoda ze Daria wybrala wyjście za mąż za tego bydlaka... Byłaby teraz taka szczęśliwa gdyby była z Faldio
    Ale rozdział wspaniały czekam na dalsza częśc

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, cudo, cudo.....Resztę komentarza napiszę potem bo teraz nie mam czasu

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ! Kocham twojego bloga <3 Czytałam wszystkie rozdziały chyba z dziesięć razy :P (tak wiem co za idiotka czyta jedno opowiadanie kilka razy ? A właśnie JA ! xD). Jeeeej ! Faldio żyje ! Ale trochę szkoda mi Dari :( Mam też nadzieję ze Rosalyn i Ross będą razem :) A jak nie będzie dla nich haapy endu to osobiście cię znajdę i nie chcesz wiedzieć co zrobię :D Kocham opowieści miłosne ale tylko jeśli jest happy end. Więc lepiej się postaraj! Szczerze to mój pierwszy komentarz na twoim blogu. Jakoś wcześniej nie uważałam aby to było coś potrzebnego :/ Ale sądzę że większość osób, które czytają twojego bloga nie komentują go bo się im nie chce (zresztą tak jak mi). Ale naprawdę świetnie piszesz i zazdroszczę ci tego oraz wyobraźni. Nigdy nie napisałabym czegoś równie dobrego. Bardzo chciałabym mieć twoje opowiadanie w formie książki. Pisałaś do jakiegoś wydawnictwa ? Jeśli nie to spróbuj. Oczywiście kupuję ją gdy tylko wyjdzie ! Ale na razie życzę weny :P

    Pozdrawiam ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz, to wiele dla mnie znaczy. :) Takie słowa zawsze pokrzepiają, szczególnie te o książce! :D
      Właściwie napisanie książki to moje marzenie, ale nie uważam, że mi się uda kiedykolwiek. Myślę, że jestem zbyt wielkim tchórzem :D Ale jak spróbuję to dam ci znać :)
      Bardzo dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Ciekawy rozdział, chociaż bardziej czekam na rozdział z Rosalyn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również, pokochałam Rosalyn od początku. Zresztą Rossa tak samo. <3

      Usuń
  6. Ah/... wiesz, nigdy jakoś nie mogłam poradzić sobie z brakiem weny... ;( A piszę już tak długo, że to aż dziwne!
    Hahaha :D wiesz, czasem sądzę, że nie ma złych decyzji,są tylko wybory i konsekwencje. I prawdę mówiąc o tym, czy to była dobra czy zła decyzja zdecydujemy sami... Mam nadzieję, że nie wybiorę czegoś... co mnie absolutnie nie interesuje, albo co gorsza, czegoś co będzie koszmarnie nudne...
    Ano, choć waga pokazuje co innego xD Wagę polecam olać. Najlepsza miarka to stare ciuchy ;) Zdrowe odżywianie, ćwiczenia itepe i można trochę schudnąć ;)

    Nmzc ;) Jakoś tak się składa, że śledzę Twojego bloga na bieżąco, no i jakby nie było to sporo do sb pisujemy (komentarze, bo komentarze, ale jednak!)
    Oj wytrwały! Zwłaszcza, że masz tendencje do uśmiercania fajnych postaci, albo w ogóle uśmiercania kogokolwiek!
    Pomysł niezły. Ale jako można wybrać JEDNĄ postać?????????? o.O Nie umiem dokonywać wyborów, więc dla mnie to będzie straaasznie męczące...
    Cóż, prometeizm, czy jak to się tam nazywało... Mi się ostatecznie jej los podoba. Nie zasłużyła na to co ją spotkało, ale życie nie jest sprawiedliwe... Poza tym- nie ja! No i sądzę, że gdyby nie jej maż, nie byłaby taka skłonna oddać życia za ukochanego. Ludzie to ostatecznie egoiści.
    Ah, już rozumiem... Wspominałeś nie raz, że ona żyje, ale jakoś zawsze mi to umykało ;/
    Tak, tak i jeszcze raz tak! Oni są tacy nieprzewidywalni! Za to lubię postacie drugoplanowe! Nigdy nie wiadomo dokąd życie ich zaniesie... Byłabym zobowiązana, gdybyś pozwoliła im przeżyć... i jakoś napisała coś dla nich ;) Ale co to już pozostawiam Twojej gestii.

    Oj w podstawówce, to ja byłam rozchwytywana! Panna co gra w piłkę, kocha sport etc? Jak tu mnie nie uwielbiać?? xD W gim uwielbiali mnie chłopaki ze starszych klas ^^ Ci z mojego rocznika to były dzieciaki ;/ Nie znosiłam ich strasznie! A jak starsi odeszli, to polubili mnie ci z młodszych roczników xD Jakoś z tymi w moim wieku nigdy nie mogłam się dogadać ;/
    A w LO to byłam odludkiem totalnym, więc bez różnicy xD
    Hahaha xD Zapominasz tylko chłopaków, czy dziewczyny też??
    Ja zwiałam po 1 z wesela Wujka i Ciotki xD Taksówką do hotelu i tyle mnie widzieli xD A mój brat (w zasadzie to obaj) z kuzynem do spółki zmyli się koło 22 xD Mieli laptopy, neta itepe to sb w hotelu grali xD A ja jak wróciłam, to poszłam spać xD

    OdpowiedzUsuń
  7. A żebyś wiedziała! Wena to taka kapryśna Pani, co raz jest, raz jej nie ma, a pojawia się nie wtedy kiedy powinna ;/ (na przykład w pracy!)
    Wiem. Jak wybierałam archeo to nie miałam zielonego pojęcia na co się piszę! Trzeba jakoś to wypośrodkować! Nie brać czegoś co się nienawidzi, ani czegoś co się kocha...
    Powiem Ci, że ja mam kolegę, który jest lingwistycznym geniuszem, dostał się na filo ang i zrezygnował i poszedł na prawo. Uznał, że nie ma sensu marnować 5 lat na czymś co już umie xD No i rola nauczyciela nie była dla niego xD

    O! To mi miło ^^ Mogę się odwzajemnić takim samym stwierdzeniem ;)
    No, ja nie uśmiercam wcale, więc wiesz... ^^"Jezu, serio?? Masz mordercze zapędy!
    Może być. Ale kto u licha ciężkiego zagłosuje na Kaende?????? o.O
    Ano, możliwe. Daria nie miałaby powodu do samobójstwa...
    Hehehe, to dobrze! ;)
    Bo postacie pierwszoplanowe mają określoną rolę i z reguły od początku wiadomo co je czeka na końcu! Dlatego jak oglądam telenowele to nie dlatego, że chcę wiedzieć co się stanie z głownymi bohaterami, ale z tymi drugo- i trzecioplanowymi. Oczywiście, wyjątek stanowi Gra o Tron, tam nikt nie jest bezpieczny... (choć to nie telenowela!). Wow! A nie mówiłam, że z Ciebie to taki Georg R.R. Martin w spódnicy???

    Hahaha :D Coś dużo nas łączy ;) Ja też z powodów zdrowotnych musiałam rzucić sport... Tzn, powinnam trenować, ale są też pewne przeciwwskazania, bym jednak nie przemęczała się ;/ I w końcu skończyłam w wieku 23 lat bez kondycji, męcząc się jak diabli, gdy chodzę po górach ;/ A dwa: teraz nie mam czasu by znowu ćwiczyć!
    Powiem Ci, ze czytałam o tym- czasem ktoś kto je zdrowo tyje, a ktoś kto je same śmieciowe jedzenie chudnie! No, ja zazdroszczę! Ja obywam się już kilka lat bez chipsów, burgerów itepe! Jeszcze na pizze sobie czasem pozwalam i kebaba, albo frytki, ale to okazjonalnie. To chyba jest tak, że jak dostarczysz organizmowi tego czego chce, to on nie "odkłada" tłuszczu na "potem", czy jakoś tak o.O Nie jestem dietetykiem!
    Byłaś?? Ja zaczęłam tyć na studiach od stresu i obżerania się pączkami!
    Haha xD
    Hm... Ha, ja zapamiętuję ludzi bo... w sumie to bo nie wiem ^^" Chyba to trochę przez wychowanie: masz być miła, grzeczna itepe, a kulturalnie jest zapamiętywanie nowo poznanych ludzi...
    No, kiepsko, bo nikogo nie znałam, no i miałam 20 lat, areszta była w okolicach 30 i starsi :PJezu, nie pamiętam kiedy grałam w simsy! Pewnie w gimnazjum! o.O
    Taksówka to jednak zbawienie naszego świata xD Poza tym- co to 10 km? To taki wieczorny spacerek dla zdrowia xD
    Witam w klubie-ja nie mniej chaotyczna jestem xD
    Tak w ogóle-czy Ty mi pisałaś skąd jesteś?? Bo u mnie chyba to się na blogu jakoś przewija skąd ja jestem!
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam serdecznie na prolog nowego opowiadania pt: „Jeźdźcy Apokalipsy”. Życzę miłej lektury i liczę, że ze mną zostaniecie.
    - www.mrok-wyobrazni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Wczoraj Ci odpisałam i co z tego, skoro jakimś pokrętnym sposobem skasowałam tego komenta??? Eh... Tak się wkurzyłam, że aż wyłączyłam lapka!
    No ale po kolei:

    Cóz, podziwiam Twój optymizm!Ja niestety, nie jestem zbyt dobrych myśli. W sumie to od zawsze byłam panikarą xD
    Gdyby to nie był mój kolega to serdecznie bym go nienawidziła xD Racja, dobrze. Wszystko Ci przychodzi od tak o...

    Nieee... Nie jestem sadystką. No i śmierć jest taka ostateczna! Ale zawsze coś dla nich wymyślam, a przynajmniej się staram coś wymyślić... Poza tym-chyba zmienię nastawienie. W końcu trzeba być sprawiedliwym, więc kogoś od czasu do czasu powinno się uśmiercić... No, tak mówił jakiś tam pisarz: bądź konsekwentny w zabijaniu-jak giną źli, to niech giną i dobrzy etc.
    Nmzc :D
    Jak to Moda na sukces się skończyła??? Jakim cudem??? I które to pokolenie by już było? I kto żył, a kto umarł? Woooow! Tyle pytań!
    Z jakiegoś powodu pierwszoplanowe postacie zawsze staramy się... wybielić. Dlatego są takie... płaskie? Sama nie wiem, ale z jakiegoś powodu ciekawsze są postacie poboczne. Nigdy nie wiadomo czego można się po nich spodziewać.
    No, Blue jest świetna! <3
    Ee nie wiem, czy ma, ale chętnie poznam fanów Kaende! Ciekawa, ciekawa, ale nie zmienia to faktu, że jej nienawidzę.

    Hm... Piłkę nożną, karate, samoobrona, koszykówka, siatkówka...hm... no i niezła byłam w ping ponga xD Słowem wszystko to, czego można się nauczyć w szkole! No, prawie! Karate było pozalekcyjne xD
    A to nie, ja byłam... cóż, niedawno! Może z rok temu? Coś koło tego.
    Nie lubię się smażyć plackiem na plaży, co prawda pływać lubię, ale na basenie xD Przynajmniej wiem, że jakaś fala mnie nie podtopi xd
    Hahaha xD Cóż, ja frytki robię z ziemniaków xD Obieram, kroję i piekę xD Więc to też troche inaczej wygląda xD No i zawsze staram się znaleźć sobie jakiegoś pomocnika, który jest głodny i skłonny do pomocy xD
    To jakoś działa tak, że jesz to co chcesz. TO czego chce twoje ciało. Jak chce czekoladę, jesz czekoladę. Itepe. Zastanawiam się na ile to działa... Sądzę jednak, że osoby, które się nie ograniczają, pewnie też się nie obżerają... Hm... Ja sobie tak pofolgować nie mogę, bo bym w spodnie się nie wcisnęła xD
    Hm... Mnie grubasem określa moja mama. A zwłaszcza uwielbia mówić, że ona w moim wieku była szczuplejsza, chociaż miała już dziecko! Ale będąc wredną-spokojnie mieszczę się w jej ciuchy z tamtego okresu xD Ja się roztyłam na studiach-od pączków ;/ Zajadałam stres. Bo kolokwia, bo egzaminy, więc szłam do sklepu i wcinałam pączka, albo czekoladę. I nagle stałam się jakaś taka... okrąglejsza! Co w sumie do teraz widać.
    Powiem Ci, że raz miałam taka sytuację, że nie pamiętałam jednej dziewczyny i się jej przedstawiłam drugi raz xD Dzięki Bogu, zrozumiała xD
    Heh, no, trochę się wynudziłam! Nie napijesz się, bo rodzice siedzą przy tym samym stole no i nie ma z kim... Eh... Nic, tylko iść spać, jak już dadzą torta xD
    Spoko xD Zaraz poszukam. Choć coś mi świta z lekcji geografii xD
    W sumie to niedaleko mnie mieszkasz...No, powiedzmy xD Ja obecnie mieszkam w Lublinie.
    A tak w ogóle to pochodzę z okolic Rzeszowa, choć z tak małej wsi, że na mapie jej nie znajdziesz xD Chyba, że w googlach xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Ha! Ja też tego nienawidzę! Normalnie oszaleć można! ;/ A nie pamiętałam o czym dokładnie pisałam ;/

    Cóz, ja staram się być optymistką. Wiesz, pesymizm donikąd nie prowadzi (przynajmniej nie mnie!)

    No, sprawiedliwość to moim zdaniem pojęcie względne.
    Ano, wiem. Jak teraz w 5 sezonie GoT była ta akcja z Cercei to powiem Ci, że nawet zaczęłam odczuwać do niej niejaką sympatię! A zabicie prawie wszystkich pozostałych było irytującym zabiegiem ;/ Jon, Sansa, córka Cercei, nie wiadomo co z Denerys... Oszaleć można ;/
    Hahah xD Chyba tak zrobię! Nie wiedziałam, że to się w ogóle skończyło! Jakoś medialnie to cisza o Modzie... była... Chyba że w żartobliwych komentarzach xD
    Niom... To by mogło być ciekawe... Hm... Czytałaś "Czarnego Pryzmata"?? Głównego bohatera (o ile można mówić o jednym głównym bohaterze xD) można zaklasyfikować jako "dobrego", ale jak poznaje się jego czyny, przeżycia itepe, to ciężko ostatecznie stwierdzić kim jest...
    Poza tym istnieje taka polska trylogia fantasy "Miecz i kwiaty". I to też bardzo ciekawe jest. Stamtąd wzięła się jedna z moich filozofii z czasów liceum, czyli "życie jest pełne różnych odcieni szarości".
    Blue <3 Blue & Yannefer <3 <3 <3 :* :* :*
    Hahaha xD No jakoś się nie dziwię xD

    Nie, nigdy nie jest się za starym by zacząć ;) Ja chcę do tego wrócić, ale na razie brak funduszy ;/
    Oj, ja też! Koleżanka ciągnie mnie na basen, a ja pochowałam stroje kąpielowe, by mieć wymówkę, żeby nie pojechać xD A pływać uwielbiam! Jak siedzę nad jeziorem, to prawie z wody nie wychodzę! (tylko muszę się przemóc, by rozebrać się i do niej wejść xD)
    Oj, przy Mamie to ja też bym nie chciała gotować! Chyba bym oszalała z nią i jej radami ;/ A z bratem jest zabawnie :)
    Hehehe xD No, ja trochę też xD Ale w sumie-nie przejmuję się! Dobre ubranie i nie widać tych kilku fałdek xD
    A nie, to ja nie pamiętałam imienia koleżanki z roku, w ogóle jej nie pamiętałam! Więc po raz drugi się przedstawiłam xD
    Z Tatą to i ja mogę! Choć z Mamą się zdarza... A moja Babcia i Dziadek to tolerancyjni się i mają przysłowiowo "wyjeb****". Chyba już przywykli do szaleństw młodzieży!
    Ciotka mnie zabrała do siebie i tam pracuję. No i przy odrobinie szczęścia będę też tam studiować!UMCS mi się spodobał xD

    OdpowiedzUsuń
  11. O tak! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam, że Faldio powróci do żywych! <3
    Rozdział zdecydowanie jeden z najlepszych. Cała historia Darii bardzo mnie poruszyła. Okropnie mi jej żal, ale to dobrze dla niej, że umarła i to w jakiś sposób szczęśliwa, z uśmiecham na ustach. Też bym nie chciała tak żyć, a oddanie życia w celu uratowania ukochanej osoby... Cóż, piękne. Ale ten jej mąż to naprawdę cham nad chamami...

    OdpowiedzUsuń