niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział XIV - Twoje oczy i moje włosy.

     Meneros Loralarandrel. To imię obijało się echem w głowie Rosalyn. Już je gdzieś słyszała. Ross je wypowiadał. Imię drugiego księcia West Land, który zaginął. Skojarzyła wszystkie fakty i to co przekazał chłopak. Po chwili głuchej ciszy Rosalyn wybuchła śmiechem.
     Ross ściągnął brwi. Był pewny, że białowłosa mu nie uwierzyła, dlatego rozbawiła ją ta cała sytuacja. Kiedy miał zabrać głos dziewczyna przemówiła:
     - Uciekłeś z pałacu, podałeś się za swojego najlepszego przyjaciela, a gdy dowiedziałeś się, że ten twój rzekomy przyjaciel, który jest księciem zaginął nie miałeś zamiaru w ogóle go szukać ponieważ on był tobą – mówiła nadal się śmiejąc. Otarła sprawnie łzy, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Uknułeś to w taki sposób, że nikt by nie pomyślał, że możesz być Menerosem! Zastanawiam się tylko dlaczego nikt cię w twoim kraju nie rozpoznał.
     Plan, który był genialny w ustach Rosalyn zabrzmiał głupio. Mimo to była zachwycona, a nie zła. Przemyślał wszystko dokładnie, aby zatuszować to kim naprawdę jest. Teraz słowa Cedilii były bardziej zrozumiałe, kiedy rozkazała wracać mu do pałacu. Do domu gdzie czeka na niego rodzina. Ale on nie chciał tam wrócić.
     - Nikt mnie nie rozpoznał bo mam brązowe oczy – wyjaśnił.
     Ross tym razem powiedział prawdę. Żył w pałacu przez prawie dziewiętnaście lat swojego życia. Nigdy nie pozwalano mu wychodzić po za królewskie mury. Kiedy cała rodzina miała ważny wyjazd zamiast jego brali ze sobą młodą dziewczynę. Była w jego wieku, tego samego wzrostu, miała piękne włosy, a co najważniejsze błękitne oczy jakich on nie miał. W pałacu wszyscy znali tajemnicę jaką chciała skryć królowa. To właśnie przez nią był wychowywany jak w więzieniu. Brązowe oczy w rodzinie królewskiej były jak niezmywalna hańba. Matka nie chciała niszczyć jego wizerunku i powtarzała w kółko, że to dla jego dobra i że go bardzo mocno kocha. Nie miał przyjaciół, nawet jeśli często męczyła go swoim towarzystwem ważna szlachcianka Kaende. Nie lubił jej. Była zadufana w sobie. Jego starszy brat oddał się nauce, bo to on był następcą króla. Ross służył tylko jako ozdoba. Ale wszystko się zmieniło kiedy w swoje dziesiąte urodziny spotkał Cedilię. Pokazała mu zewnętrzny świat i nauczyła jak przetrwać. Nikt wśród ludzi go nie rozpoznał, bo kto inny za niego się podawał. W końcu przez następne dziewięć lat raz w tygodniu stało się tradycją to, że Cedilia codziennie przychodziła do komnaty Rossa i tam teleportowali się w różne miejsca w niedalekiej okolicy stolicy. Z czasem kiedy udająca Menerosa dziewczyna zaczęła dorastać przestała grać tą rolę i stała się jego rycerzem i obrońcą. Chodziła za nim wszędzie, była jak cień. Prawdopodobnie dlatego Kaende postanowiła się z nią zaprzyjaźnić. Chciała dowiedzieć się wszystkiego o relacjach księcia ze zwykłą służącą. Posłusznie donosiła jej o tym, że każdego tygodnia ów kobieta wraz z jej narzeczonym zamykają się w pokoju na klucz. Dla niej było jasne. Mają romans. Była wściekła z zazdrości i za wszelką cenę musiała pozbyć się tej kobiety. Oskarżyła ją o czarnoksięstwo i omamienie drugiego księcia. Nikt z podwładnych nie próbował nawet podważyć słowa córki ważnego szlachcica. Król w tym czasie zaczął chorować. Stwierdzono, że wiedźma musiała rzucić na niego zły urok. Wtedy pojmali Cedilię i uprowadzili do Ceres. Tam osądzić miał ją kościół.
     Kilka dni przed uprowadzeniem córka czarownicy wyznała, że jej matka wychowywała się przez klika lat w North Landzie w górach, w wiosce Ground. Ze względu na ochronę przez lasy i wysokie skały ludzie osadzili się tam. Żyje tam plemię, które uważa, że osoby obdarzone magicznymi zdolnościami są umiłowane przez boga. Ludzie mają ciemną karnację spaloną przez słońce i rude włosy. Charakteryzują się tym, że we włosach mają wczepione kolorowe korale. Nie przeszkadzali nikomu, ani nie pokazywali się ludziom z północy, dlatego ich egzystencja nie przeszkadzała w normalnym funkcjonowaniu społeczeństwa. Pozwalano im żyć.
     Kiedy matka Cedilii była mała została przygarnięta przez ów lud. Nadali jej obywatelstwo podarowując jej korale. Kiedy dorosła wyruszyła do swojej ojczyzny. Tam zatrudniła się jako pokojówka u szlachcica. Zakochała się w jakimś mężczyźnie, wyszła za mąż, urodziła dziecko, a później umarła. Z tego, że szlachcic utrzymywał dobre kontakty z królem, młodą Cedilię zatrudniono w pałacu. I tam spędziła resztę swojego życia otrzymując po matce spadek składający się z trzech magicznych kryształów i koralików, które przed zabraniem jej do Ceres oddała Rossowi, chłopcu, który odmienił jej szare, smutne życie.
     Nikt by nawet nie pomyślał, że Ross mógłby uciec. Wychowywał się w pałacu, nie umiałby przeżyć po za nim. Tak wszyscy myśleli. Nim zobaczył pierwsze listy zaginionych z jego podobizną, na której miał błękitne oczy minęło kilka miesięcy. Zapewne najpierw szukali go na własna rękę w okolicach stolicy. Lecz gdy to nie przyniosło rezultatu wieść o zaginionym księciu rozprzestrzeniła się po kraju.
     Po opowiedzeniu tej historii chłopak poprosił, aby nadal nazywała go Ross. Swoje pierwsze imię porzucił kiedy odszedł z domu. Meneros już nie istniał. Zostawił go wraz ze ściętymi, długimi włosami i królewskimi szatami.
     - W takim razie coś nas łączy – powiedziała Rosalyn kiedy jej przyjaciel skończył o sobie opowiadać. Miała wrażenie, że będzie mu teraz ciężko. Być może bał się, że białowłosa zacznie go spostrzegać jako księcia. – Rosalyn… To imię nadała mi Fendara gdy miałam osiem lat – na samą myśl o babci uśmiechnęła się lekko. – Moja matka nazwała mnie Missfoster.
     Tenebris usłyszawszy to imię odwrócił głowę w inną stronę. Wiedział, że wspomnienia z jej dzieciństwa nie należały do tych co się chętnie wspominało.
     Ross wydawał się zaskoczony. Nie spodziewał się tego. Nie takiego imienia dla tak pięknej dziewczyny.
     - Dziwadło? – zapytał cichym głosem.
     Wzruszyła ramionami spoglądając w bok. Westchnęła cichutko i spojrzała w brązowe oczy Rossa cały czas się uśmiechając. Wskazała na niego palcem.
     - Twoje oczy i moje włosy.
     Brązowe tęczówki, których nie mogli ujrzeć poddani. Białe włosy, które były przekleństwem wioski. Jednakże tym czym się różnili było to, że on mógł poczuć miłość rodziców jakiej ona nigdy nie odczuła.
     Chłopak odwzajemnił uśmiech. Wtedy Rosalyn odwróciła się na pięcie zaczęła iść przed siebie. Blondyn nachylił się aby sięgnąć po kota. Czekała ich długa droga.
    
     Niedaleko miasta Ceres położonego prawie na granicy z North Land znajdował się rynek, a odwiedzali go rodowici obywatele z północy aby uzupełnić zapasy. Rynek był miejscem spotkań kupców z obydwu krain.
     Kiedy Ross zauważył drewniane wozy kupieckie przewożące także ludzi wpadł na pomysł, aby zabrać się z nimi do South Land. Nie minęła godzina, a Rosalyn podczas drogi bardzo się zmęczyła. Wcześniej tryskała zdrowiem i energią. Pomyślał, że musiała wyczerpać zapasy swojej siły podczas teleportacji.
     Chłopak podszedł do kupca, aby zapytać się o przejazd, a wcześniej postawił białowłosą pod długim wozem, w którym mogłoby zmieścić się spokojnie dwunastu ludzi. Przy każdym rogu stały niewysokie drewniane kolumny, na nie nałożono prostokątny, ciemny materiał przymocowano gwoźdźmi, aby robił za dach.
     - Dziesięć srebrnych monet od osoby, dodatkowo pięć za kota – oznajmił Ross podchodząc do Rosalyn. – Jedziemy?
     Dziewczyna skinęła głową. Blondyn zdjął plecak z ramienia, aby wyjąć pieniądze. Wtedy poczuł na swoim nadgarstku silny uścisk dłoni czarownicy.
     - Nie będziemy wydawać naszych pieniędzy na takie głupoty – szepnęła. Odeszli od wozu, w miejsce gdzie nikt nie mógł dokładnie im się przyjrzeć. Białowłosa ukucnęła i wzięła z ziemi garść piasku następnie przesypała go do materiałowego woreczka na pieniądze. Otworzyła niewielką książkę, którą dostała od Fendary. Zaczęła ją kartkować, a gdy znalazła odpowiednią stronę to pojawiły się na niej czarne litery. Wypowiedziała zaklęcie i wtedy piach zamienił się w dwadzieścia pięć srebrnych monet. – Zaklęcie działa tylko wtedy, gdy jestem w pobliżu zaczarowanego przedmiotu w odległości do dziesięciu metrów. Jak będę znajdowała się dalej to wraca do swojej pierwotnej formy – uśmiechnęła się pod nosem.
     - Nie zużywa za dużo magii? – zapytał. Zdążył się przyzwyczaić, że jego towarzyszka kombinuje na każdym kroku. Przekręty i oszustwa to u niej normalna rzecz.
     - Trochę obciąża, ale dam radę. Myślisz, że czym płaciłam Xerarze? – na jej twarzy pojawił się wredny uśmieszek.
     Pomógł jej wstać. Potem zanieśli pieniądze do kupca. Przyjąwszy zapłatę pozwolił wejść do swojego wozu ciągnącego przez dwa potężne konie.
     Usiedli obok siebie na podłodze, ponieważ nie było tam żadnych ławek, czy poduszek. Ross wziął kota na swoje kolana. Nic nie mówił, cały czas siedział w milczeniu przyglądając się innym podróżnym. Naprzeciwko nich siedziała rudowłosa kobieta, a do niej przytulała się trójka dzieci. Niedaleko nich siedziała młoda dziewczyna o tym samym kolorze włosów, a przy niej starszy mężczyzna. Byli obywatelami North. 
     Chwilę później ruszyli. Jechali dość szybko, przez co wóz podskakiwał czasami, ale to nie przeszkadzało trójce małych dzieci. Odkleili się od matki i zaczęli biegać po wozie robiąc niewielkie kółka. Starszemu mężczyźnie wcale to się nie spodobało. Zwrócił im uwagę, a kobieta przeprosiła za zachowanie swoich dzieci i kazała im usiąść. Nagle wóz zatrzymał się.
     - Co się stało? – warknął mężczyzna będąc jeszcze bardziej zirytowany.
     - Jesteśmy przy granicy. Straż West chce sprawdzić wóz. Szukają jakiegoś człowieka – odpowiedział kupiec, który prowadził wóz.
     Wtedy wszedł na długą przyczepę żołnierz. Miał biały obcisły golf, długie spodnie tego samego koloru i ciemne buty, a na tułów narzucone granatowe palto. Z przodu wyszyty był złotą nitką ptak z rozłożonymi skrzydłami, a z tyłu dwa skrzyżowane miecze. Był to mundur straży. Spojrzał na wszystkich, ale podszedł tylko do Rossa. Przyglądał mu się przez chwilę, a później zawrócił i ze skoczył na ziemię.
     - Tu go nie ma – powiadomił innych i dał znak kupcowi, że może ruszać.
     Wtedy Rosalyn osunęła się na ramię chłopaka.
     - Mam takie wrażenie, że szukali ciebie – szepnęła słabym głosem.
     - Też mi się tak wydaje – spojrzał na nią, a na jego policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. – Jesteś śpiąca? – zapytał dotykając jej czoła. Okazało się bardzo gorące. Oderwał rękę i położył ręce na jej ramionach. – Rosalyn… Ty masz gorączkę! – zawołał.
     Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko spojrzała na niego uśmiechając się lekko.
     Nie dała rady iść bo była chora, a do tego jeszcze użyła magii będąc na skraju wyczerpania.
     Chłopak nawet nie zauważył kiedy obok niego znalazła się młoda ruda dziewczyna. Miała czekoladową cerę, zielone oczy, i piegi na policzkach oraz na nosie. Wyglądała na szesnaście lat. Nagle ze zwykłej, białobrązowej sukienki wyciągnęła haftowaną chusteczkę, wyjęła korek z pojemnika na wodę i namoczyła go po czym położyła na czoło białowłosej.
     - Nie wygląda za dobrze – powiedziała. – Ma bardzo wysoką gorączkę. Powinna znaleźć się pod opieką lekarza – spojrzała na wystraszonego chłopaka i uśmiechnęła się, aby go pocieszyć. – Jestem Paili Tarkis, mieszkam godzinę jazdy z stąd, a mój starszy brat jest lekarzem. Jeśli ze mną pójdziesz jestem pewna, że ją wyleczy – mówiła bardzo stanowczym głosem przyciskając morką ścierkę do czoła Rosalyn.
     - Czemu chcesz jej pomóc, nawet nas nie znasz? – Kiedy to powiedział przypomniało mu się, że miesiąc temu to samo powiedziała Rosalyn Xerarze, gdy zaoferowała pomoc.
     - Mój brat nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Ona jej potrzebuje inaczej może umrzeć.
     Od dziewczyny biła znajoma dobrość, tak pomyślał Tenebris. Chęć robienia czegoś dla innych i pomagania. Przypominała mu młodą Fendarę. Wtedy kocur zaczął łasić się o rękę Rossa, aby zwrócił na niego uwagę. Kiedy mu się udało pokiwał głową na znak, że powinni jej posłuchać.. Za wszelką cenę musieli uratować Rosalyn.
   
*
     Strażnik, który sprawdził wóz Rossa podszedł do swoich kompanów mówiąc im, iż zaginionego księcia tam nie było. Chwilę później pojazd zniknął im z oczu przekraczając granicę. Usiedli wszyscy w cieniu i odpoczęli czekając na dowódcę. Po niedługim czasie nadjechał na białym koniu z jasną, długą grzywą. Była to młoda dziewczyna, która od dziecka służyła królowi. Nikt jednak nie wiedział tego, że to ona udawała przez kilka lat księcia Menerosa.
     Miała piękną porcelanową skórę, złote długie włosy, które opadały na plecy. Grzywka zasłaniała całe czoło. Rzęsy długie i jasne jak włosy, a oczy miały najpiękniejszy odcień błękitu. Urody pozazdrościć jej mogły wszystkie szlachcianki. Odetta Lamberat nazywana jest złotym kwiatem wśród rycerzy.
     Zdecydowała się zostać rycerzem, gdy już nie mogła grać swojej roli. By móc być blisko księcia stała się jego stróżem. Jednak on już dawno był poza jej zasięgiem, a teraz zniknął.
     - Znaleźliście coś? – zapytała, a jej ton głosu był zimny niczym lód.
     W odpowiedzi pokręcili głową, lecz jeden się odezwał:
     - Widziałem młodego blond chłopca, lecz księciem on nie był. Oczy jego były brązowe, a nie błękitne – wyjaśnił.
     Czarne źrenice Odetty rozszerzyły się. Złote włosy i brązowe oczy. Jest tylko jeden młodzieniec z takim wyglądem. Nagle ogarnęła ją złość. Zacisnęła dłonie na lejcach i pognała prosto przed siebie. Musiała znaleźć wóz, którym jechał jej książę.
     Gdyby tylko królowa nie ukryła faktu jego prawdziwego wyglądu znalezienie go byłoby łatwiejsze. Jednak ona do samego końca wstydziła się brązowych oczu syna.
     Nie wiedziała, w którą stronę się udać. Wyjechało kilka wozów, a on jechał tylko na jednym z nich. Postanowiła ruszyć prosto. Nim dogoniła pierwszy musiała przebyć drogę galopem dłużej niż dziesięć minut. Z daleka dostrzegła długie blond włosy, które snuły się na wietrze. Twarzy nie widziała. Postać odwrócona była tyłem do niej. Zwierzę podbiegło bliżej. Znajdowała się zaledwie niecały metr od jadącego pojazdu. Wyciągnęła rękę w stronę chłopca o blond, długich włosach.
     - Menerosie! – zawołała łapiąc za ramię osobę w wozie.
     Osoba odwróciła się przestraszona, gdy poczuła na sobie uścisk strażnika. Była to młoda dziewczyna. Wcale nie przypominała jej księcia. Wtedy puściła jej ramię, a koń zwalniał zostając daleko z tyłu za wozem. Patrzyła tępo w przestrzeń. Naprawdę stał się nieosiągalny.

*
     Ross wziął pod ramię Rosalyn i pomógł jej wyjść z wozu. Stanęli na zielonej trawie, a przed nimi pojawił się malowniczy krajobraz gór. Jednak nie widać było żadnego śladu po człowieku.
     - Za tą górą jest mój dom, a niedaleko niego wioska – wyjaśniła Paili.
     - Ona nie da rady tam zajść – powiedział Ross.
     - Dam radę – wysapała Rosalyn.
     - Jak nie da rady to ją poniesiesz – szepnął Tenebris do ucha Rossa
     Rudowłosa poszła przodem. Za nią podreptał kot, a obok niego Rosalyn, która podpierała się Rossem. Była zmęczona, rozpalona, a upadł dawał się we znaki. Szli pod górę, która na szczęście nie była bardzo stroma. Co chwilę Paili zatrzymywała się chcąc wiedzieć jak czuje się Rosalyn.
     Za wysokim wzgórzem, tuż obok nieco mniejszego stała drewniana chatka. Droga do niej wyłożona była kamieniami. A głęboko w dolinie była niewielka wioska. Stojąc na tym wzgórzu można było podziwiać widok małej, spokojnej wioski.
     Paili popędziła przodem do domu, aby zawiadomić brata, by mógł przygotować się na przyjęcie pacjenta. Gdy Ross z Rosalyn byli już u drzwi domku w progu stanął rudy, niski mężczyzna. Jego oczy były tego samego koloru co dziewczyny. Jednak pierwsze na co się zwracało uwagę było to, że jest gruby. Ubrany w szerokie spodnie i długą, wymiętą koszulę, której skrawki wystawały na zewnątrz.
     Otworzył szerzej drzwi i zaprosił do środka gości. Mieli skromnie umeblowany dom. Tam gdzie teraz stali była kuchnia z jadalnią. Mieli trzy niewielkie sypialnie i jedno pomieszczenie pracy dla grubego. Na samym końcu w korytarzu była łazienka.
      Paili i jej starszy brat zaprowadził białowłosą do pokoju pracy przeznaczonego pacjentom. Przed tym lekarz przedstawił się jako Ronan Tarkis i poprosił o zaufanie. Rossowi kazał poczekać na kanapie, która stała niedaleko stołu, tuż pod drzwiami do pokoju, do którego zaprowadził nowego pacjenta.
      Chłopak usiadł i oparł głowę o oparcie po czym spojrzał w sufit. Obok niego umiejscowił się Tenebris. Wtedy z pokoju wyszła rudowłosa trzymając w dłoniach płacz należący do Rosalyn.
      - Brat musi ją zbadać, aby mógł wiedzieć jak ją wyleczyć – wyjaśniła siadając obok chłopaka i podając mu ubranie Rosalyn.
      - Rozumiem – odpowiedział spoglądając na płaszcz. Zaczął sprawdzać jego kieszenie. Odetchnął z ulgą gdy wyczuł księgę, różdżkę i zmniejszone bagaże.
      - Nie martw się, jeszcze się nie zdarzyło by kogoś nie wyleczył – dodała uśmiechając się.
      Nagle drzwi od chaty otworzyły się, a w progu stanął wysoki, szczupły młodzieniec liczący dwadzieścia trzy lata. Miał marchewkowe, spiralnie zakręcone włosy, które opadały na pociągłą, jasną twarz i kark. Na lewym policzku umiejscowiona była charakterystyczna niewielka blizna w kształcie „X”. Miał mocno zielone oczy, a prawe było podbite.
      - Faldio! – krzyknęła Paili podrywając się z kanapy. – Co się stało? – podbiegła do starszego brata i dotknęła jego opuchlizny.
      On uśmiechnął się wesoło.
      - Okazało się, że moja luba ma silnego chłopaka – zaśmiał się.
      - Kiedy w końcu zmądrzejesz bracie?! – odwróciła głowę udając, że się dąsa.
      Wtedy Faldio ujrzał Rossa. Nie krył zdziwienia widząc złotowłosego gościa w domu. Nigdy wcześniej nie widział obcokrajowca. Po chwili jednak na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Podszedł nieco bliżej udając, że stawia ostrożne kroki. Ross odwrócił głowę i na niego spojrzał.
      - Kto to? – zapytał Faldio pokazując palcem na brązowookiego.
      - Przyprowadziłam go tu. Jego przyjaciółka jest chora – odezwała się Paili.
      - Przyjaciółka? A ładna?
      - Bardzo – odezwał się Ross.
      Rudowłosy zaśmiał się wesoło. Wtedy podeszła do niego Paili trzymając worek pełen zimnej wody.
      - Przyłóż – rozkazała.
      Chłopak bez zbędnego mówienia zrobił to o co poprosiła i usiadł obok blondyna przykładając sobie do spuchniętego oka okład.
      - Już wiem co się stało – odezwał się gruby Ronan wychodząc z pokoju. – Jestem w stanie przygotować lekarstwo, ale brakuje nam jednego składnika.
      - Czy jej życie… - zerwał się Ross.
      - Nic jej nie grozi – zapewnił.- Trzeba zbić gorączkę i dać jej lekarstwo.
      - Jakiego składnika ci brakuje? – wtrąciła się Paili.
      - Niebieskiego jaskra– odpowiedział i popatrzył na Rossa. – Jak chcesz idź z nią porozmawiaj nim znowu straci przytomność.
      Chłopak skinął głową i wszedł do pomieszczenia gdzie było jedno niewielkie łóżko przy ścianie, a po drugiej stronie na półkach mnóstwo przeróżnych fiolek i ziół. Usiadł na skrawku łóżka i spojrzał na jej bladą twarz. Miała zamknięte oczy, oddychała spokojnie, jednak nadal była rozpalona. Do tego zasnęła. Nie chciał jej obudzić więc wstał i podszedł do drzwi. Nagle zatrzymał się gdy usłyszał jak gruby Ronan mówi ciszej.
      - Ta dziewczyna. Myślę, że ona jest Nix. Ma białe włosy tak jak ona. Jestem tego pewien, dlatego nie mogę pozwolić, aby coś jej się stało.
      - Myślisz, że ta dziewczyna jest Nix? – zadrwił Faldio.
      - Kiedy ją zobaczysz sam się przekonasz, że ta dziewczyna to Biała Czarownica.
      - Biała Czarownica? – Ross stanął w progu i oparł się o framugę. Spojrzał w stronę kota, który tylko kiwnął głową. Kiedy swój wzrok skierował na Ronana napotkał jego złowrogie spojrzenie.  
___________________________________________________
Czuję duży natłok postaci. Ja mam takie szczęście, że mi się nie mylą, ale coś czuję, że wy się niedługo pogubicie. xD W sumie większość to tylko epizodyczne, więc może dacie radę. (Choć niektóre jeszcze się pojawią :DDD) Mniejsza. 
Tak na taki deser-bonus narysowałam z nudów Rosalyn. XDDD Umiem ludzi rysować tylko mangą, więc dlatego jest w takiej postaci. :<  Tak naprawdę to ogólnie chciałam się pochwalić. :D Widziałam kiedyś gdzieś taki obrazek gdzie dziewczyna ma podobny strój i ogólnie pozę. 
Prawdę mówiąc chciałam ją tak ubrać w 19 rozdziale bodajże, ale cóż... Strój zbyt trudny do opisania. Czuję, że nie podołałabym temu. (Nie skomentuję jej wodogłowia. XD)  
Ostatnio wpadłam na nowy pomysł z nowym opowiadaniem. Jakiś szkolny romansik. Oczywiście to tylko na razie zarys. Zajmę się nim dopiero jak skończę te, ale by móc powoli stworzyć scenariusz muszę o coś zapytać. Co myślicie o kazirodztwie? xD  w opowiadaniu oczywiście... naoglądało się za dużo bliźniaków Kagamine i jakoś tak wpadłam na taki pomysł. A psychika się niszy...

I dziękuję za wszystkie komentarze. Tyle mam radości kiedy je czytam. ^_^

14 komentarzy:

  1. Myślałam, że jak Rosalyn dowie się, że Ross jest tak naprawdę tym zaginionym księciem to będzie zdziwiona czy coś, a ona się śmieje xD haha
    Ross (Menoros) przypomina mi z wyglądu Rossa Lyncha :D ( Lubię go :P ) No oprócz tych koralików we włosach. Jak on się przejmuje Rosalyn, słodkieeee :3 hehehe
    Weszłam na 'bohaterowie' i pacze Rosalyn Meiron Shieri urodziny : pierwszy marca. Też jestem z marca, ale fajnie xD hyhyhy A tak wgle to ładnie ją narysowałaś, wręcz zajebiście (*o*)
    Jestem ciekawa co rodzina rudych ( xD ) zrobi z tym fantem o Białej Czarownicy.
    Hmm... co myślę o kazirodztwie... Jak sobie pomyśle ja z moim bratem to fu fu fu! (!_!) ( Tak w realu ;q )
    PS Nie wiem czy to błąd czy tak chciałaś, ale " Brat musi ją przepadać ", a nie przebadać? xP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dwóch braci i w realu dla mnie kazirodztwo też jest obrzydliwe, ale w serialach i filmach czy książkach... fajne XD
      Tak, to literówka. Dzięki, że napisałaś. Od razu ją poprawię :)

      Usuń
  2. właśnie, właśnie :D oboje się dobrali.
    Jeden: imiona podobne.
    Dwa: są poszukiwani. Ona przez jakieś mafie, on przez rodzinkę.
    Trzy: jego oczy i jej włosy.
    Cztery: zmienili imiona.
    Czyli do siebie pasują. Bardzo prosta kalkulacja^^
    Historia życia Rossa wyszła Ci świetnie, wszystko do siebie pasuje. Biedny Ross, jakaś dziewoja go zastępowała :/ no ale na pewno by wyszło, że on ma brązowe oczy. Królowa by go na wieczność w ukryciu trzymała (prawda?).
    Pamiętam jego tekst do tej swojej narzeczonej: "wolałbym truciznę wypić niż się z tobą ożenić" xD Miał chłopak gadane, już jako dzieciak :D
    O co chodzi z tą Nix? o.o Myślę, że jakaś legenda/podanie czy inne takie cóź pojawi się w następnej notce :D
    Wiesz, że na w stepie polubiłam Faldio? Jak tylko ukazał się w tych drzwiach xD Rudzielce są mega! :D

    Patrzę i patrzę na ten rysunek i napatrzeć się nie mogę, seksowne ciuszki xD Talencik :D
    Kazirodztwo? Ble, fu, fu, fu - w realu! Coś strasznego...
    Ale w opowiadaniach to już inna bajka ^ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *wstępie, łee co to za potwór mi wyszedł x_X

      Usuń
  3. No, no, no! Pisanie idzie ci baaardzo szybko! :D
    Oczywiście, zagmatwałaś :) Ale to się chwali! Lubię skomplikowaną fabułę i natłok postaci. Wtedy jest jakoś...ciekawiej ;)
    Faaakt, Ross z Rosalyn pasują do siebie.
    Eee... Kazirodztwo? Zarówno w realu, jak i w opowiadaniu- średnio. Choć może raczej powinnam powiedzieć- w realu nie. W opowiadaniu- dam radę przełknąć.
    Dzięki za info!
    Ave i weny! :*
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu znalazłam czas, żeby nadrobić nieprzeczytaną notkę i jestem pod wrażeniem zwrotów akcje jak i dobrania postaci w opowiadaniu pod kątem współgrania charakterów.
    Co do pytania o kazirodztwo to przyznam, że jestem zaskoczona nim. Z jednej strony nie jest to coś najciekawsze, w każdym bądź razie jeśli chodzi o real, bo uznaję to za niezbyt normalne posunięcia. Mówiąc o opowiadaniu to mogłoby wyjść z tego cos zaskakującego, coś nieprzewidywalnego co pozwoliło by uniknąć jakiejś monotonni. ;) Pozdrawiam i możesz wypatrywać dzisiaj nowej notki, myślę, że wkrótce się pojawi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow ! blog jest naprawdę świetny. Wspaniale piszesz. Bardzo przyjemnie się czyta! :) Mam nadzieję, że nie przestaniesz :)c


    http://meaaningless.blogspot.com/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem gdzie napisać więc piszę tutaj xD
    U mnie pojawił się nowy rozdział :3 http://impossiblelifee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. Skąd zaczerpnęłaś na niego pomysł?
    Obserwujemy?
    miss-hanuss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. wow!!
    dziś znalazłam bloga i jestem pod wrażeniem. pisz dalej.
    jestem ciekawa tej całej Nix białej czarownicy.
    teraz streszczę to co napisałam powyżej: PISZ DALEJ BO JAK NIE...!!!!!
    Weny ;)
    ~ A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny rozdział! No i fajnie, że jednak Ross został się razem z Rosalyn :)
      Świetny jest ten rysunek <3

      A tak przy okazji...
      Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na : http://ginevrariddle.blogspot.com/2013/07/rozdzia-drugi.html
      Pozdrawiam,
      Cruciatrus

      Usuń
  10. Kolejny rozdział zaliczony! *dumna z siebie*
    Rysunek śliczny :)
    Kazirodztwa nie lubię (trauma po Kuranach, Lannisterach itp.)...

    OdpowiedzUsuń
  11. No więc bardzo fajne rozdziały

    OdpowiedzUsuń