Meneros Loralarandrel.
To imię obijało się echem w głowie Rosalyn. Już je gdzieś słyszała. Ross je
wypowiadał. Imię drugiego księcia West Land, który zaginął. Skojarzyła
wszystkie fakty i to co przekazał chłopak. Po chwili głuchej ciszy Rosalyn
wybuchła śmiechem.
Ross ściągnął
brwi. Był pewny, że białowłosa mu nie uwierzyła, dlatego rozbawiła ją ta cała
sytuacja. Kiedy miał zabrać głos dziewczyna przemówiła:
- Uciekłeś z pałacu,
podałeś się za swojego najlepszego przyjaciela, a gdy dowiedziałeś się, że ten
twój rzekomy przyjaciel, który jest księciem zaginął nie miałeś zamiaru w ogóle
go szukać ponieważ on był tobą – mówiła nadal się śmiejąc. Otarła sprawnie łzy,
a na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Uknułeś to w taki sposób, że nikt by nie
pomyślał, że możesz być Menerosem! Zastanawiam się tylko dlaczego nikt cię w
twoim kraju nie rozpoznał.
Plan, który
był genialny w ustach Rosalyn zabrzmiał głupio. Mimo to była zachwycona, a nie
zła. Przemyślał wszystko dokładnie, aby zatuszować to kim naprawdę jest. Teraz
słowa Cedilii były bardziej zrozumiałe, kiedy rozkazała wracać mu do pałacu. Do
domu gdzie czeka na niego rodzina. Ale on nie chciał tam wrócić.
- Nikt mnie
nie rozpoznał bo mam brązowe oczy – wyjaśnił.
Ross tym razem
powiedział prawdę. Żył w pałacu przez prawie dziewiętnaście lat swojego życia.
Nigdy nie pozwalano mu wychodzić po za królewskie mury. Kiedy cała rodzina
miała ważny wyjazd zamiast jego brali ze sobą młodą dziewczynę. Była w jego
wieku, tego samego wzrostu, miała piękne włosy, a co najważniejsze błękitne
oczy jakich on nie miał. W pałacu wszyscy znali tajemnicę jaką chciała skryć
królowa. To właśnie przez nią był wychowywany jak w więzieniu. Brązowe oczy w
rodzinie królewskiej były jak niezmywalna hańba. Matka nie chciała niszczyć
jego wizerunku i powtarzała w kółko, że to dla jego dobra i że go bardzo mocno
kocha. Nie miał przyjaciół, nawet jeśli często męczyła go swoim towarzystwem
ważna szlachcianka Kaende. Nie lubił jej. Była zadufana w sobie. Jego starszy
brat oddał się nauce, bo to on był następcą króla. Ross służył tylko jako
ozdoba. Ale wszystko się zmieniło kiedy w swoje dziesiąte urodziny spotkał
Cedilię. Pokazała mu zewnętrzny świat i nauczyła jak przetrwać. Nikt wśród
ludzi go nie rozpoznał, bo kto inny za niego się podawał. W końcu przez
następne dziewięć lat raz w tygodniu stało się tradycją to, że Cedilia
codziennie przychodziła do komnaty Rossa i tam teleportowali się w różne
miejsca w niedalekiej okolicy stolicy. Z czasem kiedy udająca Menerosa
dziewczyna zaczęła dorastać przestała grać tą rolę i stała się jego rycerzem i
obrońcą. Chodziła za nim wszędzie, była jak cień. Prawdopodobnie dlatego Kaende
postanowiła się z nią zaprzyjaźnić. Chciała dowiedzieć się wszystkiego o
relacjach księcia ze zwykłą służącą. Posłusznie donosiła jej o tym, że każdego
tygodnia ów kobieta wraz z jej narzeczonym zamykają się w pokoju na klucz. Dla
niej było jasne. Mają romans. Była wściekła z zazdrości i za wszelką cenę
musiała pozbyć się tej kobiety. Oskarżyła ją o czarnoksięstwo i omamienie
drugiego księcia. Nikt z podwładnych nie próbował nawet podważyć słowa córki
ważnego szlachcica. Król w tym czasie zaczął chorować. Stwierdzono, że wiedźma musiała
rzucić na niego zły urok. Wtedy pojmali Cedilię i uprowadzili do Ceres. Tam
osądzić miał ją kościół.
Kilka dni
przed uprowadzeniem córka czarownicy wyznała, że jej matka wychowywała się
przez klika lat w North Landzie w górach, w wiosce Ground. Ze względu na
ochronę przez lasy i wysokie skały ludzie osadzili się tam. Żyje tam plemię,
które uważa, że osoby obdarzone magicznymi zdolnościami są umiłowane przez
boga. Ludzie mają ciemną karnację spaloną przez słońce i rude włosy.
Charakteryzują się tym, że we włosach mają wczepione kolorowe korale. Nie
przeszkadzali nikomu, ani nie pokazywali się ludziom z północy, dlatego ich
egzystencja nie przeszkadzała w normalnym funkcjonowaniu społeczeństwa.
Pozwalano im żyć.
Kiedy matka
Cedilii była mała została przygarnięta przez ów lud. Nadali jej obywatelstwo
podarowując jej korale. Kiedy dorosła wyruszyła do swojej ojczyzny. Tam
zatrudniła się jako pokojówka u szlachcica. Zakochała się w jakimś mężczyźnie,
wyszła za mąż, urodziła dziecko, a później umarła. Z tego, że szlachcic
utrzymywał dobre kontakty z królem, młodą Cedilię zatrudniono w pałacu. I tam
spędziła resztę swojego życia otrzymując po matce spadek składający się z
trzech magicznych kryształów i koralików, które przed zabraniem jej do Ceres oddała
Rossowi, chłopcu, który odmienił jej szare, smutne życie.
Nikt by nawet
nie pomyślał, że Ross mógłby uciec. Wychowywał się w pałacu, nie umiałby
przeżyć po za nim. Tak wszyscy myśleli. Nim zobaczył pierwsze listy zaginionych
z jego podobizną, na której miał błękitne oczy minęło kilka miesięcy. Zapewne
najpierw szukali go na własna rękę w okolicach stolicy. Lecz gdy to nie
przyniosło rezultatu wieść o zaginionym księciu rozprzestrzeniła się po kraju.
Po
opowiedzeniu tej historii chłopak poprosił, aby nadal nazywała go Ross. Swoje
pierwsze imię porzucił kiedy odszedł z domu. Meneros już nie istniał. Zostawił
go wraz ze ściętymi, długimi włosami i królewskimi szatami.
- W takim
razie coś nas łączy – powiedziała Rosalyn kiedy jej przyjaciel skończył o sobie
opowiadać. Miała wrażenie, że będzie mu teraz ciężko. Być może bał się, że
białowłosa zacznie go spostrzegać jako księcia. – Rosalyn… To imię nadała mi
Fendara gdy miałam osiem lat – na samą myśl o babci uśmiechnęła się lekko. –
Moja matka nazwała mnie Missfoster.
Tenebris
usłyszawszy to imię odwrócił głowę w inną stronę. Wiedział, że wspomnienia z
jej dzieciństwa nie należały do tych co się chętnie wspominało.
Ross wydawał
się zaskoczony. Nie spodziewał się tego. Nie takiego imienia dla tak pięknej
dziewczyny.
- Dziwadło? –
zapytał cichym głosem.
Wzruszyła
ramionami spoglądając w bok. Westchnęła cichutko i spojrzała w brązowe oczy
Rossa cały czas się uśmiechając. Wskazała na niego palcem.
- Twoje oczy i moje włosy.
Brązowe
tęczówki, których nie mogli ujrzeć poddani. Białe włosy, które były
przekleństwem wioski. Jednakże tym czym się różnili było to, że on mógł poczuć
miłość rodziców jakiej ona nigdy nie odczuła.
Chłopak odwzajemnił
uśmiech. Wtedy Rosalyn odwróciła się na pięcie zaczęła iść przed siebie.
Blondyn nachylił się aby sięgnąć po kota. Czekała ich długa droga.
Niedaleko
miasta Ceres położonego prawie na granicy z North Land znajdował się rynek, a
odwiedzali go rodowici obywatele z północy aby uzupełnić zapasy. Rynek był
miejscem spotkań kupców z obydwu krain.
Kiedy Ross
zauważył drewniane wozy kupieckie przewożące także ludzi wpadł na pomysł, aby
zabrać się z nimi do South Land. Nie minęła godzina, a Rosalyn podczas drogi
bardzo się zmęczyła. Wcześniej tryskała zdrowiem i energią. Pomyślał, że
musiała wyczerpać zapasy swojej siły podczas teleportacji.
Chłopak
podszedł do kupca, aby zapytać się o przejazd, a wcześniej postawił białowłosą
pod długim wozem, w którym mogłoby zmieścić się spokojnie dwunastu ludzi. Przy
każdym rogu stały niewysokie drewniane kolumny, na nie nałożono prostokątny,
ciemny materiał przymocowano gwoźdźmi, aby robił za dach.
- Dziesięć
srebrnych monet od osoby, dodatkowo pięć za kota – oznajmił Ross podchodząc do
Rosalyn. – Jedziemy?
Dziewczyna
skinęła głową. Blondyn zdjął plecak z ramienia, aby wyjąć pieniądze. Wtedy
poczuł na swoim nadgarstku silny uścisk dłoni czarownicy.
- Nie będziemy
wydawać naszych pieniędzy na takie głupoty – szepnęła. Odeszli od wozu, w
miejsce gdzie nikt nie mógł dokładnie im się przyjrzeć. Białowłosa ukucnęła i
wzięła z ziemi garść piasku następnie przesypała go do materiałowego woreczka
na pieniądze. Otworzyła niewielką książkę, którą dostała od Fendary. Zaczęła ją
kartkować, a gdy znalazła odpowiednią stronę to pojawiły się na niej czarne
litery. Wypowiedziała zaklęcie i wtedy piach zamienił się w dwadzieścia pięć
srebrnych monet. – Zaklęcie działa tylko wtedy, gdy jestem w pobliżu
zaczarowanego przedmiotu w odległości do dziesięciu metrów. Jak będę znajdowała
się dalej to wraca do swojej pierwotnej formy – uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie zużywa
za dużo magii? – zapytał. Zdążył się przyzwyczaić, że jego towarzyszka
kombinuje na każdym kroku. Przekręty i oszustwa to u niej normalna rzecz.
- Trochę
obciąża, ale dam radę. Myślisz, że czym płaciłam Xerarze? – na jej twarzy
pojawił się wredny uśmieszek.
Pomógł jej
wstać. Potem zanieśli pieniądze do kupca. Przyjąwszy zapłatę pozwolił wejść do
swojego wozu ciągnącego przez dwa potężne konie.
Usiedli obok
siebie na podłodze, ponieważ nie było tam żadnych ławek, czy poduszek. Ross
wziął kota na swoje kolana. Nic nie mówił, cały czas siedział w milczeniu
przyglądając się innym podróżnym. Naprzeciwko nich siedziała rudowłosa kobieta,
a do niej przytulała się trójka dzieci. Niedaleko nich siedziała młoda
dziewczyna o tym samym kolorze włosów, a przy niej starszy mężczyzna. Byli
obywatelami North.
Chwilę później
ruszyli. Jechali dość szybko, przez co wóz podskakiwał czasami, ale to nie
przeszkadzało trójce małych dzieci. Odkleili się od matki i zaczęli biegać po
wozie robiąc niewielkie kółka. Starszemu mężczyźnie wcale to się nie spodobało.
Zwrócił im uwagę, a kobieta przeprosiła za zachowanie swoich dzieci i kazała im
usiąść. Nagle wóz zatrzymał się.
- Co się
stało? – warknął mężczyzna będąc jeszcze bardziej zirytowany.
- Jesteśmy
przy granicy. Straż West chce sprawdzić wóz. Szukają jakiegoś człowieka –
odpowiedział kupiec, który prowadził wóz.
Wtedy wszedł
na długą przyczepę żołnierz. Miał biały obcisły golf, długie spodnie tego
samego koloru i ciemne buty, a na tułów narzucone granatowe palto. Z przodu
wyszyty był złotą nitką ptak z rozłożonymi skrzydłami, a z tyłu dwa skrzyżowane
miecze. Był to mundur straży. Spojrzał na wszystkich, ale podszedł tylko do
Rossa. Przyglądał mu się przez chwilę, a później zawrócił i ze skoczył na
ziemię.
- Tu go nie ma
– powiadomił innych i dał znak kupcowi, że może ruszać.
Wtedy Rosalyn
osunęła się na ramię chłopaka.
- Mam takie
wrażenie, że szukali ciebie – szepnęła słabym głosem.
- Też mi się tak
wydaje – spojrzał na nią, a na jego policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. –
Jesteś śpiąca? – zapytał dotykając jej czoła. Okazało się bardzo gorące.
Oderwał rękę i położył ręce na jej ramionach. – Rosalyn… Ty masz gorączkę! –
zawołał.
Dziewczyna nic
nie odpowiedziała tylko spojrzała na niego uśmiechając się lekko.
Nie dała rady
iść bo była chora, a do tego jeszcze użyła magii będąc na skraju wyczerpania.
Chłopak nawet
nie zauważył kiedy obok niego znalazła się młoda ruda dziewczyna. Miała
czekoladową cerę, zielone oczy, i piegi na policzkach oraz na nosie. Wyglądała
na szesnaście lat. Nagle ze zwykłej, białobrązowej sukienki wyciągnęła
haftowaną chusteczkę, wyjęła korek z pojemnika na wodę i namoczyła go po czym
położyła na czoło białowłosej.
- Nie wygląda
za dobrze – powiedziała. – Ma bardzo wysoką gorączkę. Powinna znaleźć się pod
opieką lekarza – spojrzała na wystraszonego chłopaka i uśmiechnęła się, aby go
pocieszyć. – Jestem Paili Tarkis, mieszkam godzinę jazdy z stąd, a mój starszy
brat jest lekarzem. Jeśli ze mną pójdziesz jestem pewna, że ją wyleczy – mówiła
bardzo stanowczym głosem przyciskając morką ścierkę do czoła Rosalyn.
- Czemu chcesz
jej pomóc, nawet nas nie znasz? – Kiedy to powiedział przypomniało mu się, że miesiąc
temu to samo powiedziała Rosalyn Xerarze, gdy zaoferowała pomoc.
- Mój brat
nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Ona jej potrzebuje inaczej może umrzeć.
Od dziewczyny
biła znajoma dobrość, tak pomyślał Tenebris. Chęć robienia czegoś dla innych i
pomagania. Przypominała mu młodą Fendarę. Wtedy kocur zaczął łasić się o rękę
Rossa, aby zwrócił na niego uwagę. Kiedy mu się udało pokiwał głową na znak, że
powinni jej posłuchać.. Za wszelką cenę musieli uratować Rosalyn.
*
Strażnik,
który sprawdził wóz Rossa podszedł do swoich kompanów mówiąc im, iż zaginionego
księcia tam nie było. Chwilę później pojazd zniknął im z oczu przekraczając
granicę. Usiedli wszyscy w cieniu i odpoczęli czekając na dowódcę. Po niedługim
czasie nadjechał na białym koniu z jasną, długą grzywą. Była to młoda
dziewczyna, która od dziecka służyła królowi. Nikt jednak nie wiedział tego, że
to ona udawała przez kilka lat księcia Menerosa.
Miała piękną porcelanową
skórę, złote długie włosy, które opadały na plecy. Grzywka zasłaniała całe
czoło. Rzęsy długie i jasne jak włosy, a oczy miały najpiękniejszy odcień
błękitu. Urody pozazdrościć jej mogły wszystkie szlachcianki. Odetta Lamberat
nazywana jest złotym kwiatem wśród rycerzy.
Zdecydowała
się zostać rycerzem, gdy już nie mogła grać swojej roli. By móc być blisko
księcia stała się jego stróżem. Jednak on już dawno był poza jej zasięgiem, a
teraz zniknął.
- Znaleźliście
coś? – zapytała, a jej ton głosu był zimny niczym lód.
W odpowiedzi
pokręcili głową, lecz jeden się odezwał:
- Widziałem
młodego blond chłopca, lecz księciem on nie był. Oczy jego były brązowe, a nie
błękitne – wyjaśnił.
Czarne źrenice
Odetty rozszerzyły się. Złote włosy i brązowe oczy. Jest tylko jeden młodzieniec
z takim wyglądem. Nagle ogarnęła ją złość. Zacisnęła dłonie na lejcach i
pognała prosto przed siebie. Musiała znaleźć wóz, którym jechał jej książę.
Gdyby tylko
królowa nie ukryła faktu jego prawdziwego wyglądu znalezienie go byłoby
łatwiejsze. Jednak ona do samego końca wstydziła się brązowych oczu syna.
Nie wiedziała,
w którą stronę się udać. Wyjechało kilka wozów, a on jechał tylko na jednym z
nich. Postanowiła ruszyć prosto. Nim dogoniła pierwszy musiała przebyć drogę
galopem dłużej niż dziesięć minut. Z daleka dostrzegła długie blond włosy,
które snuły się na wietrze. Twarzy nie widziała. Postać odwrócona była tyłem do
niej. Zwierzę podbiegło bliżej. Znajdowała się zaledwie niecały metr od
jadącego pojazdu. Wyciągnęła rękę w stronę chłopca o blond, długich włosach.
- Menerosie! –
zawołała łapiąc za ramię osobę w wozie.
Osoba odwróciła
się przestraszona, gdy poczuła na sobie uścisk strażnika. Była to młoda
dziewczyna. Wcale nie przypominała jej księcia. Wtedy puściła jej ramię, a koń
zwalniał zostając daleko z tyłu za wozem. Patrzyła tępo w przestrzeń. Naprawdę
stał się nieosiągalny.
*
Ross wziął pod
ramię Rosalyn i pomógł jej wyjść z wozu. Stanęli na zielonej trawie, a przed
nimi pojawił się malowniczy krajobraz gór. Jednak nie widać było żadnego śladu
po człowieku.
- Za tą górą
jest mój dom, a niedaleko niego wioska – wyjaśniła Paili.
- Ona nie da
rady tam zajść – powiedział Ross.
- Dam radę –
wysapała Rosalyn.
- Jak nie da
rady to ją poniesiesz – szepnął Tenebris do ucha Rossa
Rudowłosa
poszła przodem. Za nią podreptał kot, a obok niego Rosalyn, która podpierała
się Rossem. Była zmęczona, rozpalona, a upadł dawał się we znaki. Szli pod
górę, która na szczęście nie była bardzo stroma. Co chwilę Paili zatrzymywała
się chcąc wiedzieć jak czuje się Rosalyn.
Za wysokim
wzgórzem, tuż obok nieco mniejszego stała drewniana chatka. Droga do niej
wyłożona była kamieniami. A głęboko w dolinie była niewielka wioska. Stojąc na
tym wzgórzu można było podziwiać widok małej, spokojnej wioski.
Paili
popędziła przodem do domu, aby zawiadomić brata, by mógł przygotować się na
przyjęcie pacjenta. Gdy Ross z Rosalyn byli już u drzwi domku w progu stanął
rudy, niski mężczyzna. Jego oczy były tego samego koloru co dziewczyny. Jednak
pierwsze na co się zwracało uwagę było to, że jest gruby. Ubrany w szerokie
spodnie i długą, wymiętą koszulę, której skrawki wystawały na zewnątrz.
Otworzył
szerzej drzwi i zaprosił do środka gości. Mieli skromnie umeblowany dom. Tam
gdzie teraz stali była kuchnia z jadalnią. Mieli trzy niewielkie sypialnie i
jedno pomieszczenie pracy dla grubego. Na samym końcu w korytarzu była
łazienka.
Paili i jej
starszy brat zaprowadził białowłosą do pokoju pracy przeznaczonego pacjentom.
Przed tym lekarz przedstawił się jako Ronan Tarkis i poprosił o zaufanie.
Rossowi kazał poczekać na kanapie, która stała niedaleko stołu, tuż pod
drzwiami do pokoju, do którego zaprowadził nowego pacjenta.
Chłopak
usiadł i oparł głowę o oparcie po czym spojrzał w sufit. Obok niego umiejscowił
się Tenebris. Wtedy z pokoju wyszła rudowłosa trzymając w dłoniach płacz
należący do Rosalyn.
- Brat musi
ją zbadać, aby mógł wiedzieć jak ją wyleczyć – wyjaśniła siadając obok
chłopaka i podając mu ubranie Rosalyn.
- Rozumiem –
odpowiedział spoglądając na płaszcz. Zaczął sprawdzać jego kieszenie. Odetchnął
z ulgą gdy wyczuł księgę, różdżkę i zmniejszone bagaże.
- Nie martw
się, jeszcze się nie zdarzyło by kogoś nie wyleczył – dodała uśmiechając się.
Nagle drzwi
od chaty otworzyły się, a w progu stanął wysoki, szczupły młodzieniec liczący
dwadzieścia trzy lata. Miał marchewkowe, spiralnie zakręcone włosy, które
opadały na pociągłą, jasną twarz i kark. Na lewym policzku umiejscowiona była
charakterystyczna niewielka blizna w kształcie „X”. Miał mocno zielone oczy, a
prawe było podbite.
- Faldio! –
krzyknęła Paili podrywając się z kanapy. – Co się stało? – podbiegła do
starszego brata i dotknęła jego opuchlizny.
On uśmiechnął
się wesoło.
- Okazało
się, że moja luba ma silnego chłopaka – zaśmiał się.
- Kiedy w
końcu zmądrzejesz bracie?! – odwróciła głowę udając, że się dąsa.
Wtedy Faldio
ujrzał Rossa. Nie krył zdziwienia widząc złotowłosego gościa w domu. Nigdy
wcześniej nie widział obcokrajowca. Po chwili jednak na jego twarzy ponownie pojawił
się uśmiech. Podszedł nieco bliżej udając, że stawia ostrożne kroki. Ross
odwrócił głowę i na niego spojrzał.
- Kto to? –
zapytał Faldio pokazując palcem na brązowookiego.
-
Przyprowadziłam go tu. Jego przyjaciółka jest chora – odezwała się Paili.
-
Przyjaciółka? A ładna?
- Bardzo –
odezwał się Ross.
Rudowłosy
zaśmiał się wesoło. Wtedy podeszła do niego Paili trzymając worek pełen zimnej
wody.
- Przyłóż –
rozkazała.
Chłopak bez
zbędnego mówienia zrobił to o co poprosiła i usiadł obok blondyna przykładając
sobie do spuchniętego oka okład.
- Już wiem co
się stało – odezwał się gruby Ronan wychodząc z pokoju. – Jestem w stanie
przygotować lekarstwo, ale brakuje nam jednego składnika.
- Czy jej
życie… - zerwał się Ross.
- Nic jej nie
grozi – zapewnił.- Trzeba zbić gorączkę i dać jej lekarstwo.
- Jakiego
składnika ci brakuje? – wtrąciła się Paili.
-
Niebieskiego jaskra– odpowiedział i popatrzył na Rossa. – Jak chcesz idź z nią
porozmawiaj nim znowu straci przytomność.
Chłopak
skinął głową i wszedł do pomieszczenia gdzie było jedno niewielkie łóżko przy
ścianie, a po drugiej stronie na półkach mnóstwo przeróżnych fiolek i ziół.
Usiadł na skrawku łóżka i spojrzał na jej bladą twarz. Miała zamknięte oczy,
oddychała spokojnie, jednak nadal była rozpalona. Do tego zasnęła. Nie chciał
jej obudzić więc wstał i podszedł do drzwi. Nagle zatrzymał się gdy usłyszał
jak gruby Ronan mówi ciszej.
- Ta
dziewczyna. Myślę, że ona jest Nix. Ma białe włosy tak jak ona. Jestem tego
pewien, dlatego nie mogę pozwolić, aby coś jej się stało.
- Myślisz, że
ta dziewczyna jest Nix? – zadrwił Faldio.
- Kiedy ją
zobaczysz sam się przekonasz, że ta dziewczyna to Biała Czarownica.
- Biała
Czarownica? – Ross stanął w progu i oparł się o framugę. Spojrzał w stronę
kota, który tylko kiwnął głową. Kiedy swój wzrok skierował na Ronana napotkał
jego złowrogie spojrzenie.
___________________________________________________
Czuję duży natłok postaci. Ja mam takie szczęście, że mi się nie mylą, ale coś czuję, że wy się niedługo pogubicie. xD W sumie większość to tylko epizodyczne, więc może dacie radę. (Choć niektóre jeszcze się pojawią :DDD) Mniejsza.
Tak na taki deser-bonus narysowałam z nudów Rosalyn. XDDD Umiem ludzi rysować tylko mangą, więc dlatego jest w takiej postaci. :< Tak naprawdę to ogólnie chciałam się pochwalić. :D Widziałam kiedyś gdzieś taki obrazek gdzie dziewczyna ma podobny strój i ogólnie pozę.
Prawdę mówiąc chciałam ją tak ubrać w 19 rozdziale bodajże, ale cóż... Strój zbyt trudny do opisania. Czuję, że nie podołałabym temu. (Nie skomentuję jej wodogłowia. XD)
Ostatnio wpadłam na nowy pomysł z nowym opowiadaniem. Jakiś szkolny romansik. Oczywiście to tylko na razie zarys. Zajmę się nim dopiero jak skończę te, ale by móc powoli stworzyć scenariusz muszę o coś zapytać. Co myślicie o kazirodztwie? xD w opowiadaniu oczywiście... naoglądało się za dużo bliźniaków Kagamine i jakoś tak wpadłam na taki pomysł. A psychika się niszy...
I dziękuję za wszystkie komentarze. Tyle mam radości kiedy je czytam. ^_^
Myślałam, że jak Rosalyn dowie się, że Ross jest tak naprawdę tym zaginionym księciem to będzie zdziwiona czy coś, a ona się śmieje xD haha
OdpowiedzUsuńRoss (Menoros) przypomina mi z wyglądu Rossa Lyncha :D ( Lubię go :P ) No oprócz tych koralików we włosach. Jak on się przejmuje Rosalyn, słodkieeee :3 hehehe
Weszłam na 'bohaterowie' i pacze Rosalyn Meiron Shieri urodziny : pierwszy marca. Też jestem z marca, ale fajnie xD hyhyhy A tak wgle to ładnie ją narysowałaś, wręcz zajebiście (*o*)
Jestem ciekawa co rodzina rudych ( xD ) zrobi z tym fantem o Białej Czarownicy.
Hmm... co myślę o kazirodztwie... Jak sobie pomyśle ja z moim bratem to fu fu fu! (!_!) ( Tak w realu ;q )
PS Nie wiem czy to błąd czy tak chciałaś, ale " Brat musi ją przepadać ", a nie przebadać? xP
Mam dwóch braci i w realu dla mnie kazirodztwo też jest obrzydliwe, ale w serialach i filmach czy książkach... fajne XD
UsuńTak, to literówka. Dzięki, że napisałaś. Od razu ją poprawię :)
właśnie, właśnie :D oboje się dobrali.
OdpowiedzUsuńJeden: imiona podobne.
Dwa: są poszukiwani. Ona przez jakieś mafie, on przez rodzinkę.
Trzy: jego oczy i jej włosy.
Cztery: zmienili imiona.
Czyli do siebie pasują. Bardzo prosta kalkulacja^^
Historia życia Rossa wyszła Ci świetnie, wszystko do siebie pasuje. Biedny Ross, jakaś dziewoja go zastępowała :/ no ale na pewno by wyszło, że on ma brązowe oczy. Królowa by go na wieczność w ukryciu trzymała (prawda?).
Pamiętam jego tekst do tej swojej narzeczonej: "wolałbym truciznę wypić niż się z tobą ożenić" xD Miał chłopak gadane, już jako dzieciak :D
O co chodzi z tą Nix? o.o Myślę, że jakaś legenda/podanie czy inne takie cóź pojawi się w następnej notce :D
Wiesz, że na w stepie polubiłam Faldio? Jak tylko ukazał się w tych drzwiach xD Rudzielce są mega! :D
Patrzę i patrzę na ten rysunek i napatrzeć się nie mogę, seksowne ciuszki xD Talencik :D
Kazirodztwo? Ble, fu, fu, fu - w realu! Coś strasznego...
Ale w opowiadaniach to już inna bajka ^ ^
*wstępie, łee co to za potwór mi wyszedł x_X
UsuńNo, no, no! Pisanie idzie ci baaardzo szybko! :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, zagmatwałaś :) Ale to się chwali! Lubię skomplikowaną fabułę i natłok postaci. Wtedy jest jakoś...ciekawiej ;)
Faaakt, Ross z Rosalyn pasują do siebie.
Eee... Kazirodztwo? Zarówno w realu, jak i w opowiadaniu- średnio. Choć może raczej powinnam powiedzieć- w realu nie. W opowiadaniu- dam radę przełknąć.
Dzięki za info!
Ave i weny! :*
K.L.
W końcu znalazłam czas, żeby nadrobić nieprzeczytaną notkę i jestem pod wrażeniem zwrotów akcje jak i dobrania postaci w opowiadaniu pod kątem współgrania charakterów.
OdpowiedzUsuńCo do pytania o kazirodztwo to przyznam, że jestem zaskoczona nim. Z jednej strony nie jest to coś najciekawsze, w każdym bądź razie jeśli chodzi o real, bo uznaję to za niezbyt normalne posunięcia. Mówiąc o opowiadaniu to mogłoby wyjść z tego cos zaskakującego, coś nieprzewidywalnego co pozwoliło by uniknąć jakiejś monotonni. ;) Pozdrawiam i możesz wypatrywać dzisiaj nowej notki, myślę, że wkrótce się pojawi.
Wow ! blog jest naprawdę świetny. Wspaniale piszesz. Bardzo przyjemnie się czyta! :) Mam nadzieję, że nie przestaniesz :)c
OdpowiedzUsuńhttp://meaaningless.blogspot.com/ zapraszam :)
Nie wiem gdzie napisać więc piszę tutaj xD
OdpowiedzUsuńU mnie pojawił się nowy rozdział :3 http://impossiblelifee.blogspot.com
Świetny rozdział. Skąd zaczerpnęłaś na niego pomysł?
OdpowiedzUsuńObserwujemy?
miss-hanuss.blogspot.com
wow!!
OdpowiedzUsuńdziś znalazłam bloga i jestem pod wrażeniem. pisz dalej.
jestem ciekawa tej całej Nix białej czarownicy.
teraz streszczę to co napisałam powyżej: PISZ DALEJ BO JAK NIE...!!!!!
Weny ;)
~ A.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! No i fajnie, że jednak Ross został się razem z Rosalyn :)
UsuńŚwietny jest ten rysunek <3
A tak przy okazji...
Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na : http://ginevrariddle.blogspot.com/2013/07/rozdzia-drugi.html
Pozdrawiam,
Cruciatrus
Kolejny rozdział zaliczony! *dumna z siebie*
OdpowiedzUsuńRysunek śliczny :)
Kazirodztwa nie lubię (trauma po Kuranach, Lannisterach itp.)...
No więc bardzo fajne rozdziały
OdpowiedzUsuń