– Mamo…
Ale ja nie chcę iść... Ludzie znowu będą się ze mnie śmiać… – jęknęła
ośmioletnia Missfoster.
– Nie
jęcz i nikt się z ciebie nie będzie śmiał jak zakryje te ohydne włosy.
Kobieta
założyła beżowy czepek z falbanką na przodzie na białą czuprynę córki.
Włożyła pod nakrycie głowy wszystkie jej wystające włosy. Nie były długie, ledwie
do ramion, więc z łatwością je schowała pod spód, a jasny czepek idealnie
pasował to jej czekoladowej, prostej sukienki przewiązanej w pasie kokardą.
Takie stroje nie mogła często nosić, ponieważ były drogie.
– Ale z
twoją bladą cerą nic nie zrobię – westchnęła. – Dobrze, że chociaż oczy masz
normalnego koloru.
Kobieta
odwróciła się na pięcie i wyszła na dwór. Mała Missfoster podeszła do okna, w
którym ledwie co ujrzała swoje odbicie. Posmutniała na swój widok. Przez jasne włosy ludzie z wioski patrzyli na nią z pogardą. Jednak ucieszyła się, że mamie podoba się błękitny kolor oczu i uważa, że jest normalny.
Po chwili wybiegła na dwór. Na podwórku zebrała się cała rodzina elegancko przystrojona. Ojciec wziął pod ramię swoją żonę, a dzieci w kolei od najstarszego szli za rodzicami. Pierwszy szedł Angoro, miał już dwadzieścia lat. Mówiono, że jest młodszą wersją ojca. Obok niego stała siedemnastoletnia Aine, która ma wyjść za mąż za tydzień. Za nią był Neil, miał piętnaście lat. Zaraz po nim szła dumnie dwunastoletnia Katrina, która czasami była bardzo nieznośna. A z jej charakterem tuż za nią szły bliźniaki Lennor i Tidor. Graine, która miała dziewięć lat i szła na końcu. Do niej podbiegła Missfoster i wyrównała z nią krok.
Po chwili wybiegła na dwór. Na podwórku zebrała się cała rodzina elegancko przystrojona. Ojciec wziął pod ramię swoją żonę, a dzieci w kolei od najstarszego szli za rodzicami. Pierwszy szedł Angoro, miał już dwadzieścia lat. Mówiono, że jest młodszą wersją ojca. Obok niego stała siedemnastoletnia Aine, która ma wyjść za mąż za tydzień. Za nią był Neil, miał piętnaście lat. Zaraz po nim szła dumnie dwunastoletnia Katrina, która czasami była bardzo nieznośna. A z jej charakterem tuż za nią szły bliźniaki Lennor i Tidor. Graine, która miała dziewięć lat i szła na końcu. Do niej podbiegła Missfoster i wyrównała z nią krok.
– Ładny czepek – powiedziała. – Też bym
chciała dostać prezent od mamy. Zazdroszczę ci.
– Nie masz czego Graine. Kupiła mi go, bo
się mnie wstydzi.
– Dziwisz się? – zawołał Lennor.
– Ja wcale! – zaśmiał się Tidor.
– Jeszcze jedno słowo na temat
Missfoster, a was spiorę jak wrócimy do domu! – zagroził najstarszy syn
Angoro.
Matka pokręciła tylko głową.
– Dobrze,
że Miljana tego nie słyszała. Mogłaby zerwać zaręczyny za coś takiego. – Skomentowała kręcąc głową.
– Daj
spokój Jemera, nie zrobiłaby tego – wtrącił się jej mąż. – Dzieciaki! Cisza
tam! – zawołał uspokajając dzieci.
Przez
resztę drogi do kościoła nikt nie pisnął ani jednego słówka. Na początku
przeszli przez krótką dróżkę, która prowadziła do centrum wioski. Piach na
drodze był twardy, a przy chatach, przy których na co dzień stały stragany, dzisiaj wiało pustką.
Drewniany
kościół znajdował się w samym środku wsi. Kilka metrów od niego stała sucha
studnia nazywana potocznie „Grobowcem Demonów”. Wsypywano tam prochy ludzi
opętanych przez diabły, czy wiedźmy, lub osoby po prostu skazane na śmierć. Naprzeciwko
tej studni znajdowało się miejsce egzekucji.
Tuż przy
bramach kościoła stały trzy sąsiadki ubrane prawie jak prawdziwa arystokracja.
Wymieniały się nowymi plotkami. Nagle zauważyły rodzinę Jedrica. Była dość
sławna kiedy Jemera urodziła białowłose dziecię.
– Och,
spójrzcie. Czy to nie znowu przyprowadzili to dziwadło o kościoła? Moim zdaniem
powinni trzymać ją w domu.
– Albo
ogolić głowę, ten czepek nic nie da.
– Obrzydlistwo. Powinna zniknąć.
– Obrzydlistwo. Powinna zniknąć.
Jemera rzuciła kobietom pełne pogardy spojrzenie i wnet przymknęły usta. Bardzo nie lubiła jak
mówiono źle o jej rodzinie. Wręcz tego nienawidziła. Zawsze marzyła o
wspaniałej opinii społecznej, gdzie inni by ją podziwiali i chwalili,
lecz na razie się na to nie zapowiada.
Cała
rodzina weszła do kościoła i zajęła miejsca w ławkach. Angoro usiadł obok
Missfoster. Posłał jej ciepły uśmiech. Zabiły dzwony kościelne
rozpoczynające mszę.
~*~
– Co za
wstyd! Co za wstyd! – Jemera złapała się za głowę próbując pokonać uczucie wstydu, które towarzyszyło jej od wyjścia z domu. – Dlaczego musisz mi to robić? – Zwróciła się do najmłodszej córki, siedzącej w kącie obok swojego
łóżka. – Mam cię serdecznie dość! Powiedz, dlaczego musisz mi to robić?
– Przepraszam mamo… Nie chciałam – Zapłakała białowłosa. Zaczęła się trząść jak osika. Wiedziała, że czeka ją kara.
– Mam gdzieś twoje przeprosiny. Przestań mi przynosić wstyd! Dziś nie jesz obiadu!
– Mam gdzieś twoje przeprosiny. Przestań mi przynosić wstyd! Dziś nie jesz obiadu!
Wyszła z
pokoju trzaskając drzwiami. W kuchni była reszta rodziny. Wszyscy wyczekiwali
słów matki. Ona westchnąwszy rzekła:
– Macie na
razie nie wchodzić do pokoju. Niech ona przemyśli swoje zachowanie.
– To co my
mamy robić do obiadu? – jęknął Neil.
– Pobawcie
się na dworze.
Następnego
dnia słońce wstało bardzo wcześnie, a wraz z nim dwaj synowie z ojcem, którzy
poszli pracować w polu. Była połowa jesieni, a przed zimą mieli jeszcze dużo
pracy. Od samego rana Aine wydała się w skowronkach. Miała iść się spotkać z
przyszłym mężem, który jest kupcem. Bardzo odpowiadała jej ta partia. Bliźniaki
nie próżnowały. Biegały wokół Katriny i Graine dokuczając im. Jednak nikt się
nie zbliżał do Missfoster, która siedziała nadal w kącie zwinięta w kłębek.
Nagle w
domu rozległ się głośny dźwięk. Puk-puk. Katrina pierwsza poleciała do kuchni
jakby się paliło. Otworzyła drzwi i zastała w nich młodą dziewczynę ubraną w
jasnoróżową sukienkę. Miała długie, kręcone, czarne włosy przykryte niewielkim
słomianym kapeluszem, przewiązanym czerwoną wstążką. W dłoniach trzymała
wiklinowy koszyk przykryty białą serwetką.
– Nie
przeszkadzam? – zapytała łagodnym głosem uśmiechając się promiennie.
– Miljana!
Oczywiście, że nie! Ale Angoro teraz nie ma, pomaga tacie w polu.
– Wiem –
odpowiedziała. – Jest Missfoster? Słyszałam co się wczoraj stało. Możesz ją
zawołać?
Katrina zrobiła naburmuszoną minę. Nie rozumiała dlaczego w ogóle lubi Missfoster. Każdy w wiosce nią gardził. Miała nadzieję, że spędzi Miljana z nimi trochę czasu, a nie z białym dziwadłem. Katrina odwróciła się na pięcie i poszła do pokoju.
Katrina zrobiła naburmuszoną minę. Nie rozumiała dlaczego w ogóle lubi Missfoster. Każdy w wiosce nią gardził. Miała nadzieję, że spędzi Miljana z nimi trochę czasu, a nie z białym dziwadłem. Katrina odwróciła się na pięcie i poszła do pokoju.
– Cudaku!
Miljana przyszła. Woła cię.
Missfoster
podniosła się szybko i pobiegła do kuchni zamykając za sobą drzwi pokoju. W pomieszczeniu zastała narzeczoną najstarszego brata. Uśmiechnęła się do niej i
podeszła bliżej.
– Jak się
trzymasz? – zapytała z troską w głosie. – Przyniosłam to dla ciebie z piekarni.
No i dla reszty – pokazała na koszyk i zdjęła serwetkę. Po kuchni rozniósł się
aromat świeżego chleba. – Jest jeszcze ciepły.
Miljana
wyjęła jeden bochenek i rozerwała go na pół. Podała jedną część Missfoster,
która z radością wzięła jedzenie w swoje dłonie. Usiadła przy stole, obok narzeczonej brata. Zajadając się i tym samym likwidując głód, który towarzyszył od wczoraj, przyjrzała się uważnie Miljanie. Ona była inna niż wszyscy w wiosce. Miła, nie uważała jej za
dziwadła, a wraz z jej dobrym sercem równym krokiem, ramię w ramię szła uroda kobiety.
Ufała jej, dlatego, że zaufał jej Angoro. To on zawsze stawał po stronie białowłosej,
kiedy matka była na nią wściekła lub jak rodzeństwo jej dokuczało.
Miłą i
spokojną ciszę przerwało wtargnięcie matki do chaty. Zignorowała obecność w
kuchni Miljany i Missfoster co nie było normalne. Pobiegła do sypialni i
wróciła z drewnianym wiadrem, a potem wybiegła na dwór. Zaciekawione dziewczyny
wyszły na zewnątrz. Białowłosa zauważyła ojca, Angora i Neila, którzy kogoś
otaczali.
– Angoro!
– zawołała Miljana.
Młody
mężczyzna uniósł głowę i spojrzał nań. Po twarzy można było poznać, że jest
zmęczony, ale i zmartwiony czymś. Pomachał do niej ręką dając znać by podeszła. Miljana
wzięła za rękę Missfoster i zbliżyła się do zbiorowiska. Matka, która napełniła
wiadro wodą ze studni zaczęła obmywać twarz młodego chłopca, który leżał na
ziemi całkowicie nieprzytomny. Miał jasną cerę, co oznaczało, że nigdy
wcześniej nie pracował w polu, ale też kruczoczarne włosy. Był rodowitym mieszkańcem
East Land.
– Skąd się tutaj wzięło dziecko? – zapytała zszokowana Miljana.
– Znalazłem
go na granicy naszego pola, w rowie. Leżał nieprzytomny – oświadczył jej
narzeczony. – Szybko, sprowadź lekarza matko.
Kobieta
skinęła głową. Zostawiła wiadro i udała się do centrum wioski po lekarza.
Tymczasem mężczyźni postanowili zabrać do chaty chłopca. Wtem mały czarnowłosy zaczął się przebudzać. Kaszlnął parę razy.
Uniósł dłonie i przetarł nimi oczy. Angoro kazał się wszystkim odsunąć.
Missfoster patrzyła się z zaciekawieniem na chłopca. Dziewczynka podeszła do
niego i nachyliła się patrząc na jego twarz.
Powoli
otwierał oczy. Widział jakąś jasność. Czyżby słońce? Znowu je przetarł, po czym ujrzał niewyraźną twarz dziewczynki. Miała duże
błękitne oczy, długie rzęsy, jasne brwi, drobne usta i białe jak śnieg włosy.
– Jesteś
aniołem? Czy ja... nie żyję? – zapytał szeptem i kaszlnął, po czym znów stracił przytomność.
Po tym
został wniesiony do domu. W niedługim czasie wróciła matka z lekarzem. Doktor
zbadał znalezionego chłopca. Był tylko przemęczony, miał zaledwie kilka
zadrapań niegroźnych dla życia. Opatrzył go i kazał wypoczywać.
– Co z nim
zrobimy? – zapytała Jemera męża krzątając się po kuchni.
– Porozmawiam z Conorami. Nie mają żadnego dziecka. Jeśli jest sierotą to go na
pewno przygarną. Do tego ma czarne włosy. Ah… szkoda mi dzieciaka.
– Dzieci
są podekscytowane – zauważyła Jemera. – Myślę, że to bóg zesłał nam tego chłopca – uśmiechnęła się mając już co do niego plany.
Missfoster
weszła po cichu do pokoju rodziców, gdzie leżał nieprzytomny chłopiec.
Przynajmniej tak się wydawało. W ich komnacie stało wielkie łóżko, i dwie
skrzynie. Jedna na rupiecie, druga na ubrania. Na podłodze przewracały się
jeszcze jakieś rzeczy. Dziewczynka podeszła cicho do łóżka starając się nie
zbudzić gościa. Wpatrywała się z ciekawością w nieznajomego jakby był czymś
niezwykłym.
– Bu! – krzyknął nagle otwierając oczy najszerzej jak potrafił.
Missfoster
odskoczyła ze strachu i upadła na ścianę. Trzymając się za szybko bijące serce, przyglądała się zszokowana chłopcu, który zaczął się śmiać.
– Żałuj,
że nie widziałaś swojej miny – powiedział wycierając łzy ze śmiechu. – No
podejdź do mnie, już cię nie przestraszę.
– To nie
było zabawne! – burknęła Missfoster. Wstała i podeszła bliżej chłopca.
– Dla mnie
było – zaśmiał się i spojrzał na nią. – Hej, co jest z twoimi włosami. Dlaczego
są białe?
Dziewczynka złapała się za głowę i cofnęła o krok. Odwróciła się do niego tyłem i próbowała je ukryć dłońmi, ale nie wyszło. Była pewna, że za chwilę usłyszy jakąś niemiłą uwagę.
– Są
piękne – dokończył uśmiechając się od ucha do ucha.
Missfoster
powoli odwracała głowę w jego stronę, a jej blade na co dzień policzki nabrały
mocnego różowego koloru. Wargi zacisnęła w wąską linię czując jak łzy radości napływały do oczu. Po raz pierwszy usłyszała takie miłe słowa. Nikt wcześniej nie
powiedział, że ma piękne włosy.
Nagle
drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stanął ojciec. Widząc, że chłopiec się
obudził kazał najmłodszej córce wyjść z komnaty, a sam wziął taboret i postawił
go obok łóżka po czym na niego siadł.
– Powiedz
mi… - zaczął – jak się nazywasz?
– Colin –
odpowiedział chłopiec.
– A więc
Colin, nie martw się. W tym domu nic cię złego nie spotka. Gdzie twoi rodzice?
Daleko mieszkasz? Możemy ci pomóc wrócić do domu.
Chłopiec przez
chwilę patrzył się bez wyrazu na mężczyznę.
– Moi
rodzice chyba nie żyją – odparł bez żadnych emocji. – Zostawili mnie w lesie
Erthora, bo musieli załatwić jakieś interesy z taką dziwną panią. Powiedzieli,
abym się schował. Czekałem parę dni, ale nie przyszli po mnie. Kiedy wróciłem
do domu był doszczętnie spalony, więc poszedłem w głąb lasu i tak dotarłem
tutaj.
– Przeszedłeś przez cały las? – mężczyzna najwyraźniej był zdumiony. Mówiono, że
kto wejdzie do tego lasu nie wróci z niego żywy. – A skąd masz te zadrapania?
– Coś mnie
goniło. Nie wiem czym to było. Przypominało mi wilka, ale jego sierść była
jakaś taka ostra. Raz mnie zaatakował. Uszedłem z życiem, bo nagle się czegoś
przestraszył, ale spotkałem go niedaleko tego rowu, do którego później spadłem…
Mężczyzna
uśmiechnął się i poczochrał włosy chłopcu.
– Nie masz
domu, nie masz dokąd wrócić… Może chcesz zostać w naszej wiosce?
Ciemne
oczy chłopca zaiskrzyły.
– Naprawdę
mogę proszę pana?
– Oczywiście. Porozmawiam z moim przyjacielem. Na pewno cię przygarnie, nie martw
się tym. Ile masz lat?
– Dziesięć.
– Dzielny
z ciebie dzieciak.
Jedric
wstał z taboretu i poszedł w kierunku drzwi. Niepokoiła go ta informacja o
wilku. Takie stworzenie w pobliżu to nic dobrego. Postanowił pominąć tą
informację przy zdawaniu raportu żonie. Od razu poszedł do swojego przyjaciela
Willa Conora, który był również burmistrzem tej wioski. Opowiedział o chłopcu i
o tym co spotkał. Gdy żona Willa dowiedziała się, że mogą przygarnąć chłopca do
siebie była bardzo szczęśliwa. Zaczęła planować co mu powie przy pierwszym spotkaniu, jaki
smakołyk mu da jak urządzić wolny pokój. W tym czasie, kiedy Conor rozmawiał z
Jedriciem, postanowił zakazać ludziom przebywania na dworze, gdy się ściemnia,
a wszystkie zwierzęta zamykać na noc i zachować przy tym szczególne środki
ostrożności.
Po
rozmowie z przyjacielem, Jedric wrócił o domu. Akurat zdążył na kolację. Wśród osób
zasiadających na stole był też i Colin. Katrina i Graine usiadły obok niego i
wypytywały go o wszystko, jednak o nie był zbytnio chętny do rozmowy. Zauważył,
że tylko jednej osoby brakuje przy stole.
– Gdzie
jest Aine? – zapytał ojciec.
– Poszła
do Henry'ego. Niedługo powinna wrócić – odparła matka stawiając wielki garnek pełen
zupy.
Mężczyzna zasiadł przy stole i spróbował dania przyrządzonego przez ukochaną żonę. Colin uważnie się przyglądał białym włosom Missfoster. Nie dało się ukryć, że go zaciekawiła. Jadła grzecznie co chwilę spoglądając na Angoro. Najstarszy brat siedział obok niej dzięki czemu nie słyszała od strony bliźniaków docinek na swój temat. Wydawała się przy nim szczęśliwa.
Mężczyzna zasiadł przy stole i spróbował dania przyrządzonego przez ukochaną żonę. Colin uważnie się przyglądał białym włosom Missfoster. Nie dało się ukryć, że go zaciekawiła. Jadła grzecznie co chwilę spoglądając na Angoro. Najstarszy brat siedział obok niej dzięki czemu nie słyszała od strony bliźniaków docinek na swój temat. Wydawała się przy nim szczęśliwa.
Missfoster pierwsza skończyła jeść i odeszła od stołu. Poszła prosto do swojego pokoju, które dzieliła z resztą rodzeństwa.
Jej łóżko znajdowało się na końcu komnaty. Była ona długa i wąska. Między
łóżkami było bardzo małe przejście. Usiadła przy poduszce wypchaną słomą i spojrzała przez okno. Chwilę później do pokoju wszedł Colin. Stanął przy drzwiach i
spojrzał w jej stronę.
– Jak się
nazywasz? – zapytał.
– Missfoster.
– Jutro
przyjdą po mnie jacyś ludzie. Tak mówił twój tato. Missfoster, zaprzyjaźnisz
się ze mną? – chłopiec uśmiechnął się szeroko.
– Pewnie!
– zawoła nie zastanawiając się nad tym, a na jej policzkach pojawiły się różowe
rumieńce. Bardzo szybko polubiła Colina.
– W takim
razie będę cię odwiedzał i będziemy razem się bawić!
– A nie
chcesz się bawić z Graine, czy Tidorem i Lennorem? Czemu ja?
– Daj
spokój – skrzywił się i skrzyżował ręce na klatce piersiowej – Nie lubię
twojego rodzeństwa. Są natrętni i denerwujący… Ale ty jesteś inna! Zabawna i
masz takie ładne włosy, a…
Nie
dokończył, gdyż usłyszał bijące dzwony kościelne. Biły trzy razy cicho i raz
głośno. Missfoster wstała, otworzyła okno i wyjrzała. Z tego miejsca można było dostrzec świątynię, ale teraz nad wioską wisiała gęsta mgła, do
tego była już późna pora.
– Stało
się coś złego… - szepnęła i pobiegła do drzwi. Wbiegła do kuchni i patrzyła jak
ojciec odziewa kurtkę. – Tato, idziesz sam?
– Tak! A
wy macie się nie ruszać z domu. Jest już ciemno. Uważajcie na siebie!
Wybiegł
prędko z domu. Matka poczuła niepokój, a wszystkie dzieci wróciły do swojej
sypialni.
Jedric
biegł tak szybko jak potrafił. Dzwon kościelny ciągle bił w ten sam rytm.
Zobaczył tłum ludzi. Nagle jeden z nich zawołał:
– Jedric!
To Jedric!
– Ej, wy
zróbcie dla niego przejście – odezwał się jeszcze inny wieśniak.
Naprzeciw niego stanął Will ze smutną miną. Położył dłoń na ramieniu.
Naprzeciw niego stanął Will ze smutną miną. Położył dłoń na ramieniu.
– Przykro
mi…
Will zszedł na bok. Jako, że był ostatnią osobą, która zasłoniła mu powód wszczęcia alarmu, Jedric w końcu to zobaczył.
Serce
zabiło szybciej. Patrzył tępo przed siebie. Kolana zrobiły się miękkie niczym z waty.
Czuł jak coś przygniata mu krtań, nie był w stanie wydobyć żadnego słowa. Upadł
na ziemię wyciągając dłoń. Po policzkach spłynęły pierwsze łzy. Otarł je
drugą ręką.
– Aine…
Dlaczego?! Kto ci to zrobił?! – krzyknął z całych sił jakby zaraz miało mu się
rozedrzeć gardło. Wziął w obie ręce zimną twarz martwej córki, która leżała na
ziemi przyozdobiona szkarłatną krwią wypływającą z jej lewego boku. Ów bok był
przebity na wylot, tak jakby kłami.
________________________________
I tak z góry przepraszam za błędy i literówki, bo na pewno jakieś zostały, których nie wypatrzyłam. I mam nadzieję, ze was nie zanudziłam, bo myślę, że rozdział to nie rewelacja.... Ale jak nad tym myślę, to chyba wszystkie tak będą miały o3o
Jakoś nie żal mi tej Aine... raczej bardziej ojca, bo go polubiłam. I szczerze zapałałam sympatią do najstarszego brata, Angora. Fajny jest :3 i jego narzeczona również. Ciekawi mnie, kto zabił tę córę. Może to jakiś psychopata który gonił Colina? Wiesz, psychopaci są dziwni i mogą przebierać się za wilki które biegają na dwóch łapach :D Co do Colina, lubię go. Jest strasznie uroczy i naprawdę to było kochane, kiedy powiedział do Missfoster, czy jest aniołem. Albo jak był trzecią osobą, która naprawdę ją polubiła. <3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!
Hey!
OdpowiedzUsuńDzięki za info! ;)
Hm... To z wilkiem to przypomina mi "Dziewczynę w czerwonej pelerynie"... Choć mogę się mylić!
Rozdział bardzo fajny! Lubię takie dramatyczne historie, gdzie od początku nie wiadomo o co chodzi :D
Colin to uroczy dzieciak! Już go lubię x)
Hm...co do rodzeństwa Minessfoster... Wredne! Wredne do kwadratu! Poza najstarszym bratem! Jakoś tak bywa, że najstarsi bracia są mili, opiekuńczy i wyrozumiali...
Ave!
K.L.
Heh, tak jak i Kiran, mnie również sprawa z wilkiem skojarzyła się z "Dziewczyną w czerwonej pelerynie".
OdpowiedzUsuńNajstarszy brat, jego narzeczona, Colin i Missfoster zdobyli moją sympatię :3 Ale cóż, więcej w tym opowiadaniu niemiłych osób ;_;
Ciekawie się zapowiada, więc czekam na ciąg dalszy :) Dziękuję za powiadomienie i pozdrawiam!
Coraz bardziej szkoda mi tej małej. Polubiłam ją, tak samo, jak Colina. Są kawaii :3
OdpowiedzUsuńJednakże śmierć siostry Missfoster nie wzbudziła mojego smutku. Może to dlatego, że zbyt długo jej nie znałam i nie przywiązałam się do niej, a może to dlatego, że po prostu średnio lubię postacie drugoplanowe.
Przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale rodzina do mnie przyjechała. Myślę, że postaram się codziennie czytać po 2 lub więcej rozdziałów, to nadrobię zaległości :)
Szkoda mi Missfoster. Jest dyskryminowana ze względu na wygląd. Biedna ;( Ociągałam się żeby przeczytać, ale się za to wzięłam i nie żałuje. Szczerze jestem ciekawa co się stało z Aine i kim jest Colin. Ciekawy pomysł z tym zwierzęciem. ;) Teraz to na pewno będę czytać i komentować ;)
OdpowiedzUsuńhttp://meaaningless.blogspot.com/
Usuńzapraszam ;) dodałam kilka nowych części ;)
Trzyma w napięciu,już uwielbiam to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńOd razu polubiłam Miljanę. Nie wiem czy zwyczajnie dlatego, że jako jedna z nielicznych nie czuje odrazy do Missfoster, ale wydaje się być sympatyczną postacią. Angoro trafił na dziewczynę, która pewnie jest podobna do niego charakterem, co niestety jak widać może być trudne. Widać, że rodzeństwo czuje szacunek do brata i wtedy nie śmie nawet wypowiedzieć obraźliwego słowa do swojej siostry. Swoją drogą to chyba nie wyjaśniłaś nam tego, co właściwie działo się w tym kościele za, co dziewczyna dostała burę. Widzę, że jest nowa postać i już mi się podoba, bo strasznie nie lubię nietolerancji. Jaki mają powód, aby nie lubić Missfores? Taki, że ma białe włosy? No to naprawdę straszne, nie wiem jak można z tym żyć... Zamiast wspierać dziewczynę, to oni jeszcze sami utwierdzają ją w przekonaniu, że jest dziwna. Zawsze uważałam za dziwne pytanie o bycie przyjacielem... to się po prostu czuje, a nie się o to pyta. Co innego jak się jest narzeczonym czy może nawet partnerem dla kogoś, bo to zawsze następuje taki znaczący moment, kiedy jest to już jasne, a w przyjaźni aż dokładnie tego momentu nie ma. Moim zdaniem przyjaźń jest najpiękniejsza :). To, że zabiją tę dziewczynę to było tak prawdopodobne... ;P. No, ale cóż pewien osobnik grasuje i zagraża innym. Ciekawi mnie czy nie ma czasem związku z Missforster i właściwie dlaczego ona ma białe włosy... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCześć! :D Bardzo ucieszyły mnie twoje komentarze i miło mi, że masz ochotę w ogóle to czytać wiedząc ile tego jest. Wiele osób zraża się ilością rozdziałów. I cóż, widać, że początki są trochę słabe.
UsuńCo do nastawienia Missfoster wyjaśni się wszystko, ale dopiero pod koniec tej pierwszej części. :D
W ogóle naprawdę śmierć Aine była aż tak do przewidzenia? xD Cóż, mam nadzieję, że uda mi się ciebie w przyszłości zaskoczyć. :D
Sytuacja Missfoster nie jest za łatwa, ale przynajmniej część rodziny ją wspiera. Ten chłopiec, Colin zaintrygował mnie, wydaje się mieć jakąś tajemnicę.
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział :)
Pozdrawiam!
Myślałam że to kolejne denne opowiadanie, a tu taka niespodzianka ♥♥
OdpowiedzUsuń