piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział IX - To zawrzemy układ?

                      Colin patrzył na wszystkich z wściekłością. Nie potrafił wybaczyć im tego, że zabrali mu możliwość na zwyczajne życie. Nie potrafił się oswoić z całą magią otaczającą go z każdej strony i myślą, że teraz prawdopodobnie wszyscy są poszukiwani. Słyszał rozmowy nowych towarzyszy podróży. Niebieskowłosa czarownica mówiła do Rosalyn, że przez to przedstawienie na pewno niedługo znajdzie się na liście wszystkich łowców czarownic, a że jej włosy są rzadko spotykane, to będą kluczem w poszukiwaniach.
                      Potem ich rozmowa przeniosła się na Rossa. Faldio krzyczał coś o jego wielkiej sile. Czarnowłosy nie bardzo rozumiał, ale skoro już miało go to dotyczyć to przyśpieszył kroku i szedł niecały metr za resztą.
                      Rudowłosy nie mógł uwierzyć w jego słowa, a sam Colin miał trudności z pojmowaniem słów, bo brzmiały jak bezsensowny bełkot. Jaki szkarłatny kryształ w ludzkim ciele? Czym w ogóle były te kryształy? Skąd Ross je ma? Tak wiele rzeczy nie wie. Czuł się wśród nich po prostu głupi.
                      Westchnął. Przeszła mu ochota na słuchanie skoro i tak nic nie rozumiał. Prócz tej złości na wszystkich czuł się okropnie winny. Na pewno Miljana słyszała o całych zamieszkach. Ba, trudno aby nie usłyszała, całe centrum zostało zniszczone już nie mówiąc o tym, ilu ludzi dziś straciło życie. Tak po prostu na jego oczach przez dwie kobiety chcące się pozabijać, bo nie potrafiły dojść do porozumienia, a teraz idą ramie w ramię śmiejąc się.
                      Czy każda czarownica taka jest?
                      Dlaczego oni to akceptują? - zapytał patrząc na Mel, Rossa i Faldio.
                      Złapał się za głowę. Już naprawdę miał tego dość. W tej chwili żałował, że odszedł z wioski. Mógł tam wieść spokojne życie, aż do samej śmierci. Ale nie! Zachciało mu się przygody, czegoś innego, oderwania od tego trującego społeczeństwa. I dostał. Czarownicę morderczynię jako dawną przyjaciółkę oraz jej gadającego kota, uciekającego księcia ze swojego kraju, nieszczęśliwie zakochanego faceta i małą, dziwną nastolatkę, która wydawała się wiedzieć o wszystkich wszystko! I nową czarownicę.
                      Dobra! Dość! - pomyślał. Trzeba ochłonąć. Nie mógł nic z tym zrobić. Sprawy się tak potoczyły i powinno się wszystko po kolei zaakceptować. Spojrzał z wymuszonym uśmiechem na towarzyszy. Walczył długo by wyglądać na zadowolonego, ale nie umiał udawać, zwłaszcza że czuł wielką niechęć. Zrezygnowany wbił wzrok w ziemię.
                      Mel stuknęła go przez przypadek w ramię. Spojrzał na nią groźnie kątem oka, a dziewczyna odskoczyła jak oparzona przepraszając. Objęła dłońmi swoje ramiona i skulona szła tak patrząc jedynie pod swoje nogi.
                      Wyglądała smutno. Tak po prostu jak na nią spojrzał wydawała się niewinna, jakby te wszystkie wydarzenia ją przytłoczyły tak samo jak Colina. Teraz jej umysł krążył po innym świecie odbijając się od pustych myśli.
                      Może jednak nastolatki nie powinien skreślać? Poczuł po raz kolejny winę, tym razem, że bezpodstawnie oskarżył ją o bycie jakimś dziwadłem. Nie miał takiego prawa, w końcu nic o niej nie wiedział i na pewno zranił uczucia dziewczyny.
                      - Przepraszam - wyszeptał. Nie chciał, aby inni go usłyszeli. - Nie chciałem być taki nie miły, ale... To wszystko mnie przerasta. Nie wiem co tutaj robię. Wiem tylko, że nie powinno mnie z wami być. - W jego głosie zdominował żal i bezsilność. Nie potrafił wytrzymać z tymi myślami.
                      Mel patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Mrugnęła kilka razy nim odpowiedziała. Wyraźnie posmutniała, wyglądała na przybitą jeszcze bardziej niż wcześniej. Colin wyzywał się od głupków w głowie. Jak mógł być taki okropny i sprawić jej jeszcze większy smutek?
                      - Nie masz za co przepraszać - mówiła cicho - i miałeś rację... Jestem dziwadłem... -Wypowiadając ostatnie słowa głos dziewczyny się załamał. Oczy zrobiły się szkliste, wargi drżały i powstrzymywały się od wydawania wysokich dźwięków.
                      Colinowi szczęka opadła. Chodził w okół niej i powtarzał w kółko: Proszę cię nie płacz. Jednak te słowa tylko podsyciły jej żal i rozgoryczenie. Po chwili wybuchła głośnym płaczem. Od razu wszyscy odwrócili się za siebie piorunując wzorkiem Colina.  On tylko się tłumaczył:
                      - To nie moja wina, ja nic nie zrobiłem.
                      Nie ma nic gorszego, jak uważał, niż wywołanie płaczu u dziewczyny, zwłaszcza tak młodej.
                      Faldio poszedł do niej i objął ją ramieniem głaszcząc po głowie.
                      - Już dobrze Mel, nie płacz. - Mówił to z troską uśmiechając się smutno. Pomagał otrzeć jej mokre od łez oczy, ale co chwila napływały kolejne. Przeklinała go w myśli. Jak ma go przestać kochać skoro jest dla niej taki miły i opiekuńczy? Uśmiecha się nawet jeśli sam miałby ochotę się rozpłakać. Ale pozostaje silny, bo ma dla kogo. Właśnie dla niej, dziewczynie w której widzi wyłącznie swoją młodszą siostrę.
                      - To dobry czas na otarcie łez - oznajmiła Blue - bo właśnie dotarliśmy na miejsce.
                      Niebieskowłosa czarownica miała na myśli plażę wysuniętą daleko na wschód w East Land, tam właśnie ich teleportowała. Na piaszczystej, złotej plaży stała łódka. Była o wiele większych rozmiarów niż zdawała się być z daleka. Blue gestem ręki zachęciła wszystkich do podążania za nią. Stanęła po środku gdy już wszyscy zajęli siedzące miejsce.
                      - Dokąd zmierzamy? - zapytała Rosalyn.
                      - Na Stregę. Wyspę czarownic. - Syrenia Czarownica zachichotała, uniosła ręce w górę trzymając różdżkę i przywołała wielką falę, która zabrała ich łódkę do morza. Dzięki jej specjalnej magii mogli płynąć nie zwracając uwagi na prądy morskie. Blue je kontrolowała i zmierzała prosto na wyspę. Będąc daleka od lądu, otoczona samymi wodami czuła niesamowity przypływ energii. Dzienna bryza rozwiewała jej włosy unosząc je wysoko, a woda wykonywała każdy rozkaz.
                      Wszyscy patrzyli w stronę lądu. Każdy z nich po raz pierwszy opuścił ten kontynent. Patrzyli jak ląd z chwili na chwilę robi się coraz bardziej odległy. Przepłynęli przez niewidzialną tarczę jak przez lepką galaretę, a potem nikt już nie widział lądu, tylko nieskończone morze, a z drugiej strony, tam gdzie nic wcześniej nie dostrzegali znajdowała się górzysta wyspa z wysokimi budynkami jak pałace, nad którymi latały przeróżne stworzenia będące chowańcami. Przypominały smoki i kolorowe ptaki, czasami nawet skrajnie wymieszane gatunki.
                      Przy porcie zebrały się ciekawskie czarownice i czarodzieje. Wyglądali jakby właśnie wyrwali się z festiwalu z Omnes, gdyż ich włosy były w każdej barwie jaka istniała, jednak tutejszych włosy były naturalne. Machali w ich stronę, krzyczeli i wiwatowali. Rosalyn po raz pierwszy spotkała się z tak miłym powitaniem. Syrenia Czarownica pomachała ręką niemalże skacząc. Potem zwróciła się do pasażerów:
                      - Dopływamy do celu.
~*~
                      Powitali ich z wielkim entuzjazmem krzycząc wesoło. Kiedy zeszli na ziemię rozeszli się robiąc przejście gościom, a prowadziła ich sama Syrenia Czarownica witając się praktycznie z każdym.
                      Przybysze czuli się dziwnie przez to, że wesołe istoty magiczne ich osaczyły. Rosalyn miała wrażenie, że wszyscy patrzyli na nią jak na mesjasza, który ocali ich od zguby. Oczy tubylców były pełne blasku nadziei. Słyszała niektóre komentarze:
                      - Spójrzcie na nich! - Powiedział ktoś. - To niesamowite, naprawdę tu są!
                      - Ma białe włosy jak w przepowiedni!-  Zawołała inna osoba.
                      Na końcu ich drogi stała wysoka, szczupła kobieta wyglądając na dwadzieścia parę lat, lecz w prawdzie liczyła sobie kilka setek. Fioletowe włosy sięgały do połowy szyi, a dwukolorowe oczy w barwie zieleni i złota z dumą oglądały gości. Uśmiechnęła się uprzejmie, a to był w prawdzie rzadki widok u tej czarownicy, bowiem słynęła ze swojej bezwzględności i oschłości.
                      - Cieszę się mogąc gościć was tutaj. - Skierowała się do nich. - Widzę, że wiele przeszliście. - Na pierwszy rzut oka każdy by stwierdził, że ci ludzie przed chwilą przeżyli koszmar. Wyglądali na wyczerpanych. - Chodźcie za mną, wyjaśnimy wam dlaczego tu jesteście, a potem pozwolimy wam odpocząć.
                      Zerina zaprowadziła ich do najwyższego budynku na całej wyspie. Znajdował się w samym sercu. Był cały z drewna, a ściany pomalowano na wiele barw, dlatego w środku było jasno i kolorowo. Korytarz w niektórych częściach wydawały się po prostu wesołe. Lecz im wyżej wchodzili, tym kolorystyka robiła się coraz bardziej stonowana w ciemniejszych barwach. Gdzieniegdzie kontrastowała z nią biel.
                      Wspinaczka była długa i męcząca, ale wszystkim udało się dotrzeć na miejsce. Znaleźli się w przestronnym pomieszczeniu z pozasłanianymi okiennicami. Naprzeciw wejścia, na samym końcu sali siedziała na szerokiej, niskiej poduszce leżącej na ziemi tysiącletnia czarownica z wyglądem czternastolatki. Długie, rdzawe włosy związane były w wysoki kok na czubku głowy przeplatany warkoczem. Ubranie wydawało się na niej za duże, ale było szykowne, w różnorakie wzory kwiatowe. Lecz co najbardziej w dziewczynie przykuwało uwagę to jej zaszyte grubą nicią oczy. W okół niej siedziały cztery inne wiedźmy pełniące rolę ochroniarzy. Były czujne cały czas.
                      - Cieszę się, że wreszcie mogę cię spotkać Biała Czarownico. To dla nas zaszczyt. - Odezwała się spokojnym, stonowanym głosem. Gestem zaprosiła podróżnych do zajęcia miejsc na rozłożonych wcześniej poduszkach będących na przeciwko niej. Zerina i Syrenia Czarownica porozsadzały wszystkich, tak aby Rosalyn i Ross siedzieli najbliżej rudowłosej. - Nazywam się Vivianne. Menerosie wiem, że już o mnie słyszałeś od Lorene. Widziałam to już dawno temu.
                      Nikt się nic nie odzywał. Brakowało im pewności. Byli w całkiem nowym miejscu wydającym się należeć do innego świata, nie tego, który znali od zawsze. Faldio wiedział, że siedział tu z nimi tylko dlatego, ponieważ był towarzyszem Rosalyn, a wszystko co się z nimi działo miało własnie coś wspólnego z nią. Osobiście współczuł Colinowi. Dopiero co dowiedział się o wszystkim, a już znalazł się w miejscu pełnym czarownic.
                      - Chce wiedzieć po co mnie tu przyprowadziliście! - zażądała Rosalyn będąc jak zwykle pewna siebie.
                      Tenebris wyszedł przed wszystkich i usiadł na podłodze na przeciwko Vivianne.
                      - Witaj Tenebrisie. Dawno się nie widzieliśmy. - Jej głos cały czas był spokojny.
                      Białowłosa zdziwiła się. Skąd oni się znaj?. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Tenebris ją uprzedził. Znał na tyle młodą czarownicę, aby przewidzieć jej zachowanie.
                      - Tutaj spotkałem Fendarę. Ta wyspa to miejsce, w którym się urodziła i wychowała. - Powiedział to z delikatną nutą sentymentalności. - Nie było mnie tu z pół wieku.
                      - Wiedziałam, że w takich okolicznościach się spotkamy. - Na twarzy wiedźmy pojawił się nikły uśmiech. Zerina i Syrenia Czarownica stały nieruchomo. - Dobrze, zacznę od początku. Jestem najstarszą czarownicą na tej wyspie. Żyję już ponad tysiąc lat. -  Tak jak się spodziewała, wszyscy się zdziwili.  Z twarzy zdawała się być młodsza od Mel. Potem wskazała palcem na swoje zaszyte oczy. - Jestem pewna, iż zastanawia was dlaczego jestem ślepa. Prawda, nie widzę czasu obecnego, za to doskonale czas przyszły. Przez to, że wizje mieszały mi się z teraźniejszością musiałam poświęcić swoje oczy... To, że widzę przyszłość, to wcale nie znaczy iż jestem w stanie przewidzieć wszystko. I dlatego, że zobaczyłam coś co może nas wszystkich uwolnić zostaliście sprowadzeni tu wszyscy. Bez wyjątku. Nawet ty Colin. Każdy ma z was rolę do odegrania, pamiętasz co ci Lorene powiedziała?
                      - Masz żyć. - Powiedzieli równocześnie, ona spokojnie, a on ze strachem. Opierał drżące ręce o kolana.
                      - Dawno temu, Ognisty Ptak tworzył eliksir na nieśmiertelność, a ostatnim składnikiem była drobna dziewczynka z białymi włosami. Udało mu się, ale w zamian za to został uwięziony przez swojego ojca, który w człowieka chcącego uratować dziewczynkę tchnął ostatnia cząstkę swojej duszy mogącej zabić Ognistego Ptaka. Co czterysta lat ten potomek rodzi się z tą cząstką, a Feniks szesnaście lat po jej narodzinach przybywa tutaj, aby ją zgładzić nim ona nauczy się jak zgładzić jego. - Wskazała palcem na Rosalyn. - Ta cząstka tkwi teraz w tobie, jest gdzieś głęboko ukryta, co czyni z ciebie najpotężniejszą czarownicą. I tylko ty możesz go zabić...
                      Rosalyn słuchała tej historii łączyć ze sobą to z Legendą z Nix. Miała z nim walczyć? Z tego co pamięta, zrobili z niej ofiarę. Chciała wstać, wytknąć ją palcem i zaśmiać się prosto w twarz, jednak otaczało ją aż sześć czarownic, które żyły kilka setek lat więcej niż ona, dlatego tylko powiedziała powstrzymując się od bycia typową sobą:
                      - Nie będę za was walczyć. Nie mam żadnego powodu. To głupie.
                      - Uratowałyśmy ci życie! - Vivianne podniosła głos. Chciała dodać, że jest im to winna, ale zdała sobie sprawę, iż to będzie złe posunięcie. - Już byś była martwa od trzech lat. A to wszystko toczyłoby się w kółko bez końca. Nie poznałabyś Fendary, Tenebrisa, Mel, ani Faldia. Colina byś poznała kilka dni przed śmiercią, na którą skazałby cie Meneros. - Starała się mówić władczo i bezwzględnie. - Ale teraz jest inaczej. Znasz ich i jeśli nam nie pomożesz, to nie tylko ty zginiesz, ale oni też. Będą umierać w męczarniach wypalając się powoli w płomieniach Feniksa zrodzonych z nienawiści. Możesz wybrać... Chcesz walczyć czy skazać wszystkich na śmierć?
                      - Nigdy nie będziesz walczyć sama. - Wtrąciła się Blue. - Będziemy z tobą wszyscy. Mamy plan.
                      - I masz czas aby się zastanowić.
*
                      Zerina zabrała ze sobą Rosalyn do komnaty. Starała się wytłumaczyć jej wszystko jeszcze raz. Mówiła, a  białowłosa słuchała, mimo iż umysłem zdawała być się nieobecna. Stara czarownica rozumiała młodą. Gdyby miała postawić się w jej sytuacji prawdopodobnie nie chciałaby nosić takiego brzemienia. Białowłosa nigdy nie była za coś tak poważnego odpowiedzialna, ani nikt nie mówił co ma robić. Miała własne cele i sama je sobie wyznaczała. A teraz dowiedziała się, że jej białe włosy są dowodem na to, że jakiś stary mag nazywany przez czarownice Stwórcą tchnął w jakiegoś jej przodka cząstkę swej duszy, i teraz ona jest gdzieś w środku niej i może uratować wszystkich za jej pomocą. Uratować. Przecież przez całe życie była destrukcją. Ale nie wyobrażała sobie, poddania się. Już od samego początku znała odpowiedź na pytanie Vivianne. Nigdy by sobie nie wybaczyły jeśli Ross, Tenebris, Mel czy Faldio mieli by umrzeć tylko dlatego, bo ona nie chciała z czymś walczyć. Za nich byłaby gotowa oddać życie - tak myślała cały czas. Ale bała się do tego przyznać.
                      Kiedy Zerina zabrała Rosalyn, Syrenia Czarownica po jakimś czasie wzięła na spacer Rossa. Przechadzali się długim, pustym korytarzem. Obserwowała go podczas gdy Vivianne mówiła. Wyglądał na przerażonego mimo, że usłyszał tą historię już drugi raz i wiedział, że Rosalyn na pewno się zgodzi. Każda czarownica to wiedziała, nawet nie  brali pod uwagę innej opcji.
                      - Myślę, że będzie lepiej jak ktoś ci to od razu powie... - Blue westchnęła ciężko i spojrzała z poważną minę na blondyna. - Bardzo mi przykro, ale będziesz musiał wrócić do domu.
                      - Co? -Zapytał, bo chciał aby powtórzyła. Słyszał wszystko wyraźnie, ale nie chciał wierzyć w jej słowa.
                      - Każdy z króli z czterech głównych krajów wie o ceremonii poświęcenia Nix. Będą składać z niej ofiarę nie ważne co im powiemy. Dlatego potrzebujemy ciebie, musisz wyjaśnić, że tym razem nie wypełnią tradycji jak robili to ich przodkowie.
                      - Wszyscy o tym wiedzą? - dopytał Ross wybałuszając oczy. To wydawało się prawie niemożliwe.
                      - Tylko główna rodzina królewska, czyli twój wuj, który miałby przejąć tron, jeśli ani ty, ani twój brat na nim nie zasiądziecie, nie wie o tym. Jak myślisz, dlaczego tak bardzo zależy wszystkim byś został królem?
                      Raz na czterysta lat czarownice pomagają królestwom. Nikt o tym nie wie, gdyż na pewno by to wywołało bunt. Ludzie nie potrafią zaakceptować magicznych istot.
                      Ross milczał przez pewien czas. Przyswajał tą myśl, że ponownie zobaczy Kaende. Znowu zostanie zamknięty, tym razem go nie wypuszczą. I będzie musiał rozdzielić się z Rosalyn. To było najgorsze z tego wszystkiego. Chciał móc dalej z nią podróżować, ale wszystko skazywało na to, że ta przygoda dobiega końca. Chociaż może pogodzi się z bratem, to był jeden plus wśród tych minusów.
                      I wtedy przypomniał sobie jak wyznał, że jest chory i czuje się naprawdę źle, a potem przywołał opowieść Lorene. Wspomniała, że pewna czarownica specjalizująca się w żywiole wody specjalnie zapuszczała się w nieznane morskie krainy w poszukiwaniu lekarstwa. A nazwała ją Syrenią Czarownicą. Jak mógł zapomnieć, że ta kobieta utrzymywała przy życiu jego brata od bardzo dawna. Spojrzał na jej uśmiechniętą teraz twarz i zapytał:
                      - Czy i teraz uleczysz mojego brata?
                      Blue wydawała się zaskoczona tym pytaniem.
                      - Już nie mam takiego rozkazu. - Wyjaśniła.
                      - To może zawrzemy układ? Ja wrócę do pałacu, a ty w zamian za to podarujesz pięćdziesiąt lat życia mojemu bratu?
                      Twarz niebieskowłosej czarownicy rozjaśnił wesoły uśmiech.

                      Faldio, Mel, Tenebris i Colin zostali z Vivianne, najstarszą żyjącą czarownicą, która na pewno posiadała największą wiedzę. Było coś co nękało od dawna umysł Faldia, chwilami o tym nie pamiętał, a chwilami przypominało mu się i znowu dumał nad tym całymi dniami, lecz ostatnio wcale się to nie zdarzało, gdyż do wczoraj praktycznie nie spotykał się z magią. A teraz otacza go zewsząd.
                      - Mam pytanie... - zaczął niepewnie, bo skąd miał wiedzieć czy ma przywilej w ogóle pytać.
                      - Chętnie cię wysłucham. -Powiedziała Vivianne. Już dawno znała to pytanie.
                      Skoro mógł już pytać to wcale się nie wahał. Mówił do Vivianne luźno, jakby byli rówieśnikami, zapominając o tym kim jest, mając nadzieję, że jest wszechwiedząca jak się wydaje.
                      - Chodzi mi o magiczne kryształy. Na pewno słyszałaś o nich, prawda? - Colin spojrzał w ich stronę i zaczął przysłuchiwać się rozmowie. W prawdzie nie miał nic ciekawszego do robienia. I tak tutaj siedział.
                      - Oczywiście. Nawet wiem kto je stworzył. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
                      Tenebris wskoczył w ręce Mel przysłuchującej się rozmowy. Sama w ogóle by nie wpadła na pomysł, aby zapytać o magiczne kryształy. A już na pewno wiedziała o który chodzi!
                      - A kto je stworzył? - przerwała rozmowę rudowłosego.
                      - Stwórca. W tym samym czasie, kiedy oddał cząstkę swej duszy. Zostawił kamienie ludziom, aby mogli się bronić. Magiczni nie mogą ich używać. - Wyjaśniła.
                      - I znasz ich zastosowanie? - dopytał Faldio.
                      - Tak.
                      - Więc do czego służy zielony?
                      - Macie przy sobie zielony kryształ? - odezwała się jedna z czarownic strzegących Vivianne. Wyglądała na przerażoną.
                      Rudowłosa milczała przez chwilę.
                      - To bardzo niebezpieczny przedmiot. - Zasmuciła się. - Przepraszam, ale muszę was prosić, abyście nam go oddali. Przez przypadek, któraś  z czarownic podarowała go Lorene, aby ona oddała go Fendarze i zatoczył dziwne koła, nawet wylądował u jakiś służących. Zielony nie powinien wcale znaleźć się w rękach zwykłych ludzi.
                      - Czemu? - Odezwał się piskliwym głosikiem Tenebris. Pamiętał jak Fendara podarowała je swojej przyjaciółce z West. Zielony zawsze tylko emitował światłem, nikt nie miał pojęcia jak go użyć.
                      - Niebieski potrafi teleportować ludzi. Czerwony, ten co Meneros go nosi w sercu, daje wielką siłę i moc, a zielony... - zamilkła na chwilę. - Wymienia życie za życie.
                      - Czyli można kogoś wskrzesić? - zapytała Mel. Pierwsze o czym pomyślała, to to, iż do ponownego życia mogłaby przywołać swojego brata. Ponownie mogliby być razem!
                      - Jeśli użyjesz  kamienia do ożywienia kogoś to umierasz. - Odparła melancholijnie Vivianne. - Nie można wskrzesić osoby, która poświęciła się do wskrzeszenia kogoś. Dlatego ten kryształ jest niebezpieczny i stanowi wielka pokusę.
                      Odwróciła głowę w stronę Mel. Nie widziała jej, lecz znalazła miejsce gdzie teraz siedzi. Wyciągnęła dłoń w jej stronę.
                      - Lepiej będzie jeśli go zatrzymam.
                      - Ale... - zaczęła Mel wyciągając z kieszonki szmaragdowy kamień - dostałam go od Faldia... Jest dla mnie ważny sentymentalnie...
                      - Wiem, dlatego jest mi przykro, ale muszę o to cię poprosić.
                      Ciężko było rozstać się z pierwszym prezentem od Faldia. Doskonale pamiętała ten zimny wieczór, kiedy go dostała. Siedziała smutna na schodach, a on przyszedł ją pocieszyć. Pomyśleć, że cały czas w ich rękach była tak potężna moc.
                      Potem Faldio wziął na ręce Tenebrisa i razem z Colinem wyszli z pomieszczenia w eskorcie jednej z czarownic pilnujących Vivianne. Zaprowadziła ich do pokoi, w których mieli przez ten pobyt pomieszkiwać. Reszta jej ochrony również opuściła pokój na prośbę najstarszej czarownicy. Pragnęła zostać sam na sam z Mel.
                      - Wiesz kim jesteś? - zapytała kiedy zostały same.
                      Nastolatka wydawała się zbita z tropu. O co jej chodziło? Kim miała być? Jako, że nic nie odpowiedziała, stara czarownica wyjaśniła jej szybko:
                      - Jesteś medium. To, że odczytujesz wspomnienia żywych jest tylko dodatkiem. - Powiedziała. - Nie wiesz o tym, ale twoją główną umiejętnością jest przywoływanie duchów. Śnił ci się ktoś zmarły?
                      - Mój brat... - mówiła próbując przyswoić sobie to co mówiła jej czarownica. Przywoływanie duchów? To brzmi jak magia. Czy ona była też czarownicą? Nim się odezwała Vivianne uprzedziła jej pytanie.
                      - Nie jesteś czarownicą, jesteś medium. Nie używasz do tego magii, ale ducha. Prawdą jest to, że nie przez przypadek spotkałaś Rosalyn. To przeznaczenie. A do walki z Feniksem nie starczą nam żywe czarownice. Potrzebujemy jeszcze tych, co odeszły dawno temu, ale by je przyzwać potrzebujemy medium. Jesteś czwartym elementem i jednocześnie czwartą i ostatnią osobą potrzebną do rytuału. Czy pomożesz nam? Jeśli to zrobisz, obiecuję ci, że pomożemy ci blokować czytanie wspomnień.
                      To był dobry układ. Od dawna marzyła o normalnym dotykaniu kogoś nie wiedząc co ta osoba w danym momencie myśli.
                      Do rytuału, o którym mówiła Vivianne potrzebne były cztery osoby. Trzy medium aktualnie przebywają na wyspie, dwie kobiety i jeden mężczyzna. Każdy z nich pochodził z innego kraju. Ale żadne z nich nie posiada dodatkowych umiejętności jakie ma Mel, dlatego też wydaje się być najważniejszym elementem i na pewno najsilniejszym. Tylko, że do teraz nawet nie miała pojęcia, iż posiada jakiekolwiek moce. Podczas pobytu na wyspie będzie czekał ją ciężki trening, który ma pozostać tajemnicą. Brązowowłosa prosiła o sekretność. Na pewno inni by nie byli z tego zadowoleni. Uczestnictwo w tym jest zbyt niebezpieczne, a ona ma tylko piętnaście lat.
                      Faldio, Rosalyn i Ross zawsze walczyli, a ona nie mogła nic poradzić. Była bezbronna, słaba, a teraz mogła pomóc zmienić los tego świata!
                      Tak się cieszyła, że inni nie mogą czytać w jej myślach.

_______________________________________________

Chce zadedykować rozdział Ayi, bo  w sumie twoje i twojej siostry opowiadanie dało mi niezłego kopa z wena i wczoraj napisałam na raz aż dwa rozdziały! :D Jestem z siebie taka dumna (jeśli właśnie chodzi o wczoraj) XD
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że mąż Darii - postać, która jeszcze z raz się pojawi i wcześniej odegrała niewielką rolę, choć jakąkolwiek rolę - nie dostał imienia... XDDD Nawet przyjaciel Xerary, który wystąpił tylko raz i zapewne nikt go nie pamięta dostał swoje własne imię. Nawet ja go nie za bardzo pamiętam. XD 
Wiem, że rozdział trochę nudnawy, ale starałam wam się wszystko mniej więcej wyjaśnić. Nie wiem czy mi się nawet udało. W najbliższych rozdziałach będzie naprawdę dużo gadania o Feniksie, spróbuję coś zdziałać, abyście się nie pogubili. xD 
W ogóle mam trzy alternatywne zakończenia (bo przewiduję tak z 27 rozdziałów) i nie wiem, które wybrać, a mam plan aby opowiadanie skończyć pisać do końca roku.Mi może się uda. Trzymajcie kciuki. >D
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Ciężko stwierdzić, która jaką postać wymyśliła. xD Zazwyczaj czegoś nam brakuje, któraś rzuci pomysł i reszta już idzie sama. Mimo wszystko wydaje mi się, że Suzaku przyszedł do głowy najpierw mi - jako rywal dla Zero i "bratnia dusza" dla Ayi. Oczy ma "kolorowe", bo sama takie mam (choć nie w tak bajecznym stopniu), a urodził się 29 stycznia, bo to też moje urodziny. xD Tak więc... No. xD
    Spróbuję przeczytać rozdział jak najszybciej, ale szykują mi się 3 kolokwia, a do tego powoli trzeba się brać za świąteczne przygotowania, więc nie wiem, czy dożyję do wolnego. ;_; Ale już teraz serdecznie dziękuję za dedykację, jest mi bardzo miło! ^^ I cieszę się niezmiernie, że Cię zaweniłyśmy. ;)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, czyli Ross też został specjalnie potraktowany? :D
      I są straszne. Studia. Choć to zależy od kierunku, bo na wielu jest luz i można uczyć się tylko na nieliczne kolokwia + podczas sesji. U mnie to nie przejdzie...
      U nas nowy rozdział, zapraszam - po raz pierwszy na bieżąco! :D

      Usuń
    2. Biedny Colin, co mu się dziwić, że jest taki zły i zagubiony? Każdy by był. :( Dlatego też zupełnie nie mam mu za złe takiego zachowania.
      Uch, Mel, małe biedactwo. :( Taka młoda, tyle przeszła, a dalej coś jej musi nie iść i nic, tylko cierpi. Naprawdę okropnie mi jej żal… Faldio jest uroczy, ale kurczę mógłby trochę pomyśleć… Faceci to jednak wieczne dzieci, serio… Faldio troszczy się o Mel, ale ma chyba klapki na oczach i nie widzi, co ta do niego czuje. T^T
      Blue to ma jednak najlepszą moc. :D *wieczny pociąg do wody* Fajna z niej kobitka. ^^ Może wprowadzi trochę życia do grupy. xD

      Świetna ta Strega na pierwszy rzut oka. Doprawdy można się tam poczuć jak w innym świecie!
      No to zaczyna się wtajemniczanie Rosalyn… Ech, aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby nie ten wielki plan czarownic. Tyle udało im się zmienić… Jak to mawiają: szacun!
      Zaszyte oczy Vivianne mnie przeraziły. ;_; *wyobraża sobie, jak bardzo bolałoby szycie bez znieczulenia czy narkozy* Uch! *wzdryga się* Ale przynajmniej babka wiecznie młoda! xD Ponad tysiąc na karku, a wygląda jak dzieciak - czemu nie. :D

      Rosalyn, dobra duszyczka. Nie da nikomu zginąć, oj nie! Tego można było się spodziewać. ;) Ma wady, ale co jak co - o przyjaciół naprawdę dba.
      Uch, biedny Ross, ma wrócić do zamku… Ale jeśli układ z Blue przejdzie i dzięki temu jego brat jeszcze pożyje przez ładnych kilkadziesiąt lat, to na pewno warto! Niech dzieciak trochę zadba o rodzinę, skoro tyle włóczył się po świecie. ^^’

      No, no, wreszcie wiemy, do czego służy zielony kryształ! Ech, to niebezpieczna moc, faktycznie… Kurczę, sprawa wskrzeszania kogoś zawsze jest ciężka, jakby na nią nie spojrzeć. Bez względu na to, czy poświęciłoby się kogoś inengo czy nie. No bo… To igranie z czymś, z czym nie powinno się dyskutować… No nic, nie będę się tu rozwodzić, bo późno już, trzeba iść spać. :(
      Hoho, Mel jest dużo potężniejsza niż jej się wydawało! Cieszę się, że wreszcie będzie mogła się wykazać - nie żeby mi przeszkadzała, „nic nie robiąc”, ale jej to na pewno potrzebne. :) Mam tylko nadzieję, że to nie niesie za sobą jakiegoś większego ryzyka. D:

      Przepraszam, że tak krótko, ale naprawdę na nic nie mam czasu. T^T
      Dziękujemy za komentarz, jesteś kochana! :*

      Usuń
  2. Dzięki za info!

    Wow, Ty ambitna dziewczyno! Do końca roku?? Heh, to ja już nie mogę się doczekać!

    Ojoj... Chyba na miejscu Colina czułabym się podobnie... No ale, ma przecież przygodę swojego życia! Oby mu się to w końcu spodobało...

    Aj, i Ross musi wrócić do domu... ;/ Bu... Nie podoba mi się to!
    Poza tym-jak to jest, że królowie współpracują z czarownicami, ale nie mogą zmusić ludzi, by je zaakceptowali, tylko pozwalają je ścigać i palić na stosie?? No ja tego nie pojmuję! Może jestem ograniczone ;/

    Hm... Mel ma do odegrania ważną rolę. No nieźle... o.O

    Wyleciało mi z głowy coś jeszcze, a propos rozdziału ;/ Ah, skleroza nie boli ;/

    Tak z innej beczki-ilu głównych bohaterów planujesz zabić? Bo na razie jakoś udaje im się przeżywać, ale... hm... że tak powiem, w życiu nie ma nic pewnego, więc jakoś tak podświadomie oczekuję jakiejś śmierci...
    Chociaż uśmierciłaś Xerarę...(za nią nie tęsknię)

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do końca roku pisać, jednak publikować będę pewnie do lutego przynajmniej. XDD

      To jak królowie współpracuję i to jak lud reaguje to będzie wyjaśnione w 14 rozdziale dokładniej. :D

      To zależy od zakończenia. Mam 3 alternatywy, że umrze 3 bohaterów, druga, że jeden a 3 że żaden xD Jeszcze się nie zdecydowałam, ale mam trochę czasu na to xD
      Jeśli umrze trójka to będzie mniej rozdziałów o jakieś... hm, trzy : D

      Usuń
  3. Ach, wybacz, znów, co za życie. T.T Nawet nie mam czasu, by odpowiedzieć na Twój komentarz na innej wersji. D:
    Ale jestem, przeczytałam i mogę tylko rzec, że pitolisz od rzeczy, ponieważ rozdział wcale nie był nudny, a wręcz przeciwnie - skupiłaś się na przeżyciach Colina oraz Mel, plus dodałaś tajemne układy między Rossem a Syrenią i Mel a innymi czarownicami. Wooow, co tu się dzieje? :D Mel jest medium? Pojechałaś. Nasza słodka, kochana, niewinna istotka będzie czwartym, najważniejszym elementem, a wcześniej czeka ja trening? Karkołomny trening, tak? Może tak się dziewczyna wyrobi, że zrobi się z niej taka, wiesz, fajna i seksi heroina, że Faldio zacznie na nią patrzeć jakimś takim innym wzrokiem...? :3 Porem będzie sobie mogła do woli macać ludzi bez obaw, że ujrzy jakieś wspomnienia xDDD A Ross też sobie dobry układ zapewnił. Zastanawiam się, czy Blue faktycznie mu pomoże. W sumie nie wydaje się, by kłamała, ale... skoro on jest władcą, co ma niby skazać Nix na śmierć, to... no, nie powinien być właśnie koronowana głową? :3 Chyba że coś mi umknęło.
    Colin, coli, biedaku ty mój, tak ci współczuję. Pięknie opisujesz te jego wątpliwości i obawy, o czym chyba już wspomniałam ostatnim razem, ale powtórzę jeszcze raz: pięknie! To czyni Colina taka postacią z krwi i kości, bowiem nie jest taki bezkrytyczny wobec tego co dzieje się wokół, chce to zwalczyć, jakoś wytłumaczyć.
    Dziś będzie kolejny rozdział? :O O rety, rety, obym zdążyła go jeszcze dziś przeczytać i skomentować! :D
    Weny na kolejne następne. ;*

    OdpowiedzUsuń