niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział VIII - Bluebelefler

                      Główny plac, nazywanym tym przy fontannie był ogromny, jednak na nim i tak było tłoczno. Ciężko się po nim chodziło, raczej przeciskało.  Oboje stanęli na kamiennej posadzce, aby chociaż Ross i Faldio mogli dostrzec ich głowy wśród tłumu. Tenebris chował się w ramionach Rosalyn od bryzgającej, czystej wody. Lubił ją pić, ale nienawidził się w niej kąpać. Skulił się w rękach czarownicy, gdy tylko przytuliła go do swojego ciała.
                      Puszyste futerko kota sprawiało, że nie czuła się tak spięta i mniej myślała o tym co teraz robią Ross i Faldio. Brązowowłosa nie radziła sobie tak dobrze. Trapiły ją różne myśli, a przede wszystkim wyrzuty sumienia. Powtarzała w kółko, że Faldio ją znienawidzi, a miły Colin próbował ją w każdy sposób pocieszać, ale co on tam wiedział. Nie znał rudego tak dobrze jak oni, lecz nie wybaczyłby sobie jakby młoda dziewczyna znowu się rozpłakała.
                      Nie można było jej winić. Zrobiła dobrze. Nawet Rosalyn to powiedziała, ale i jej słowa nie poprawiły humoru nastolatce.
                      Faldio był nieszczęśliwie zakochany, a oni po prostu go chronili przed kolejnym bolącym ciosem. Ostanio wydawał się pogodzić z tym i sam odszedł, odpuścił. A potem wszystko wróciło.  Ta kobieta Daria sprawiała wiele problemów nawet nic nie robiąc.
                      Zaczęli się niecierpliwić, bo długo ich nie było. Mel przerażała myśl, że mąż rudowłosej mógł ich pobić na śmierć. Albo jeszcze z nimi nie skończył i ich torturuje. Posiadała pamięć Faldia i widziała doskonale ten moment jak oboje stali ramię w ramię z Rossem i obrywali. A co jeśli ta sytuacja znowu się powtórzy?
                      Zapewne gdyby tylko miała taką wiedzę jak Rosalyn to by się akurat tym nie martwiła. Ross był silniejszy niż ostatnio. Nawet sporo silniejszy. Kto wiedział jaką ma pełna moc szkarłatnego kryształu. Jednak to wszystko zbyt się dłużyło. Zaczęła chodzić w tą i z powrotem głaszcząc intensywniej Tenebrisa. I to pod włos, to czego akurat jeszcze bardziej nienawidził niż wody. Kot fuknął i kazał jej przestać. Nie było jej z tego powodu smutno. Przeprosiła uśmiechając się i wyjaśniła, że to z nerwów. Obiecała sobie, ale Tenebrisowi też, że tylko jak Ross i Faldio się pojawią to ich porządnie ochrzani za to co w tej chwili zrobią.
                      Nim chłopcy się pojawili sprawy zdążyły się jeszcze bardziej skomplikować.
                      Xerara zauważyła Mel stojącą na kamiennej posadzce obok fontanny. Od razu ją poznała, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć twarzy czarnowłosego młodzieńca, który kręcił się wokół niej, a od czasu do czasu robił głupie miny. Jeszcze ta dziewczyna w czarnych włosach. Pierwsza myśl była taka, że postanowili się rozdzielić. Dopiero kiedy czarnowłosa odwróciła się kobieta zamarła. Trzymała w rękach kota o złotych oczach i ciemnej sierści niczym noc. Mimo, że był mały poznała go. Czarodziejski przeklęty kot Tenebris i jego pani, okrutna wiedźma z białymi włosami, Rosalyn. Tylko czemu jej włosy były czarne?
                      Brązowowłosa stała w eskorcie gwardii królewskiej oraz w towarzystwie pierwszego księcia West Land, arystokratki Kaende oraz Odetty, olśniewającej kobiety rycerz. Była spostrzegawcza więc od razu zapytała na co się tak patrzy. Na to ona odparła:
                      - Chyba znaleźliśmy nasze zguby. - Wyglądała na zadowoloną mimo widoku nielubianej przez nią twarzy. Ale to nie istotne. Skoro ona tu była, to Ross musiał być w okolicy. Jako pierwsza przedarła się dzielnie przez tłum i stanęła na posadzce po drugiej stronie fonntanny, na przeciw czarownicy. - No proszę, proszę. Czyżby twój paskudny kolor włosów cię znudził? - Zapytała z drwiną.
                      Ten głos - pomyślała Rosalyn. Wszędzie by go rozpoznała. Ta kobieta tu była. Znowu ją spotkała. Miała już tego po dziurki w nosie. Kto jeszcze pojawi się w tym mieście? Z dumną spojrzała na brązowowłosą jakby była tylko małym, obślizgłym i nic nieznaczącym robakiem, żyjącym sobie na tym świecie.
                      Colin i Mel spojrzeli na Xerarę.
                      - Kto to? - Zapytał młodzieniec. Dostrzegł, że nastawienie obcej kobiety nie było zbyt przyjazne. I wiedziała o kolorze włosów Rosalyn, a to oznacza, że poznali  się wcześniej.
                      - Długa historia - powiedziała Mel. - Opowiem ci później.
                      - Oh, to tylko ty. - Kiedy Rosalyn zlustrowała ją wzrokiem miała wrażenie, że jest coś nie tak. Nie podeszła by do niej tak po prostu. Raczej by ominęła, aby nie psuć sobie humoru. Musi mieć do niej interes.
                      - Gdzie jest Ross?
                      Wtedy zrozumiała. Ross był jej interesem. Zaśmiała się w duchu z jej pyszności. Uważała się chyba za władcę świata, bo oczekiwała odpowiedzi. Sęk w tym, że nawet Rosalyn tego nie wiedziała, ale zamierzała udawać, iż wie. Zabawić się nią, wkurzyć, a potem uciec i zostawić z nieukończonymi planami.
                      Otworzyła usta, aby odpowiedzieć coś co ją na pewno wyprowadzi z równowagi, lecz wtedy ujrzała trzy, znane już jej postacie. Głupia dziewucha, druga dziwna blondynka i brat jej ukochanego. Jednak kobiety nic się nie odzywały. Patrzyły uważnie na rozwój sytuacji (Kaende zabroniono się odzywać), jedynie Yannefer podszedł do Xerary.
                      Nie był wesoły, ani pewny siebie. Nie wywyższał się, chociaż gdy tłum go ujrzał zaczęli się rozchodzić. Robili miejsce, aby książę miał sporo przestrzeni dla siebie. Każdy w tym mieście znał jego twarz. Muzyka ucichła, głosy ucichły. Nastała cisza. A Yannefer stanął naprzeciwko Rosalyn, smutny i przerażony wizją utraty brata, z wielkim wyrzutem, że ta kobieta w czarnych włosach zabiera go ze sobą.
                     Ross wiedział kiedy się zjawić. Cisza była tak nienaturalna, że od razu zauważyli, iż coś jest nie tak. Słyszeli tylko ciche szepty, jednak nikt nic nie powiedział  głośniej. Przy fontannie ujrzał Colina, Mel i Rosalyn. Wydawało się, że to oni są w centrum uwagi. Faldio przeklął, gdy to dostrzegł. Z jednego bagna wchodzą w nowe. Do tego tamci strażnicy nadal ich szukają.
                      Jak podeszli bliżej zauważyli, ze przed nimi stoi Xerara. Ale to nie wyjaśniało tej panującej ciszy. Dopiero Ross spojrzał w bok i zauważył swojego brata. Słyszał jego słowa:
                      - Gdzie on jest? Szukam go.
                      A Rosalyn milczała. Ciepły wiatr muskał jej twarz, rozwiewał czarne, szutczne włosy, spod których zaczęły wystawać jej naturalne. Tym razem nie była tak wygadana jak rano. Tłum, który się na nich skupiał wymuszał na niej wielką odpowiedzialność za słowa.
                      Ross stanął przy Rosalyn, Faldio zatrzymał się za nim. Kiedy białowłosa tylko go zobaczyła od razu poczuła ulgę. Chciała rzucić mu się na szyje, a jednocześnie ochrzanić, że tak długo go nie było, jednak nie zrobiła ani tego, ani tamtego.
                      Pełen gniewu wzrok Rossa napotkał Xerarę stojącą przy jego bracie. Wtedy kobieta poczuła się nieswojo. To oczywiste było, że spiskowała z jego rodziną, skoro stała ramię w ramię z następcą tronu. Ile rzeczy im powiedziała o nim? O Rosalyn? Był na nią tak wściekły, że gdyby mógł to zamieniłby ją w proch. Wczoraj rozmawiał z nią w najlepsze, a dziś oddaje go ręce rodziny. Zadał sobie pytanie, czy wie co robi i czemu wtrąca się w jego życie?
                      - Wyjaśnię ci to! - zawołała Xerara chcąc to wytłumaczyć.
                      - Nie musisz - odpowiedział szorstko. Nawet nie chciał jej słuchać. Napawała go w tej chwili obrzydzeniem.
                      - Bracie! - zawołał Yannefer. Kiedy wypowiedział te słowa tłum jakby nagle ożył. Pojawiły się szmery, a ludzie szeptali tylko o tym co powiedział książę. Wyciągnął do niego dłoń i podszedł bliżej. Gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że ją złapie i wróci z nimi do domu.  Ross pokręcił głową i się cofnął.
                      Oszołomiony Colin patrzył się na Rossa jak na zjawę. Nie dowierzał tej całej sytuacji. Już dawno się pogubił.Nie rozumiał o co tu chodzi. Czemu ktoś z rodziny królewskiej nazwał Ross bratem?
                      - Nie chcę tego - rzekł Ross.
                      - Pokażę ci, że jesteś do tego stworzony. -Stanął na wysokości i zaczął mówić do ludzi: - Oto mój brat, drugi książę Królestwa Zachodu, Meneros Loralarandrel, przyszły król Zachodniego Imperium.
                      Yannefer uklęknął przed nim na jednym kolanie i opuścił głowę patrząc w ziemię. Wierzył, że to będzie mogło zmienić zdanie brata. Następnie za nim każdy po kolei upadał na kolana. Tłum w milczeniu się poruszył tworząc falę.
                      Ross łapał płytki oddech wraz z każdym spojrzeniem za siebie, kiedy się odwracał. Za każdym jego ruchem następni składali mu pokłony, aż w końcu cały plac klękał przed nim w milczeniu czekając na jakieś ciepłe słowa powitania.
                      Nie dostaną ich - pomyślał. Nigdy czegoś takiego nie zrobi, choć czuł ciężar. Jakby czerwony kryształ zaczął ważyć więcej. Stał wraz ze swoimi przyjaciółmi, którzy byli pod wrażeniem zachowania tłumu. Wiedzieli kim był Ross, ale nigdy tego tak nie odczuwali, aż do teraz, gdy w milczeniu czekali. Zapadła druga cisza.
                      - Starczy! - krzyknął  z całej siły. Wypchnął przez te słowa całą siedzącą w nim irytacje i gniew. Miał tego po dziurki w nosie.
                      - Hahaha! - Rozległ się po placu donośny, wesoły śmiech kobiety. Jednak nikt nie widział jego źródła. Nim rozpoczęły się rozmowy nad dziwnym zachowaniem przyszłego króla pewna postać pojawiła się na niebie.
                      Niebieskie loki tańczyły na wietrze, a jej ciało powoli opadało na fontannę, z której przestała tryskać woda. Skumulowała się wokół kobiety i przeistoczyła się w przezroczystego węża, który oplótł ją dookoła.
                      - Znalazłam was - wskazała placem zadowolona na Rossa i Rosalyn. Puściła im oczko i uśmiechnęła się.
                      Yannefer spojrzał w górę na ową kobietę. Pamiętał ją, stała wczoraj przy listach gończych.
                      Nim na placu zapanował chaos Rosalyn wypowiedziała jedno kluczowe słowo patrząc ze przerażeniem na niebieskowłosą:
                      - Czarownica.
                      Rozpoczął się chaos.
                      Ludzie rozbiegli się na różne strony tratując siebie nawzajem. W tym szaleństwie gubili swoje dzieci, krzyczeli z przerażenia, płakali i wzywali pomocy. Każdy zmierzał jak najdalej stąd.
                      Odetta w mgnieniu oka znalazła się przy księciu, wyjęła miecz z pochwy i uniosła go w górę.
                      - Powinniśmy stąd iść! - zawołała.
                      - Nie odejdę bez Menerosa! - krzyknął starając się przekrzyczeć ludzi. - Bracie! Chodź ze mną.
                      Ross spojrzał na Yannefera, a potem na wiedźmę. Władała wodą, czyli musiała być nie kim innym jak Syrenią Czarownicą. Lorene mówiła, że po nich przyjdzie, ale z jakiegoś powodu czuł się zaskoczony. Dlaczego tak szybko? To przez pojawienie się Feniksa? Czy bariera, którą stworzyły wiedźmy długo już nie wytrzyma? Przeraziła go myśl, że tak szybko przyjdzie się im zmierzyć z Ognistym Ptakiem.
                      - Meneros! - krzyknęła Kaende podbiegając do pierwszego księcia. Nie była na tyle odważna by stanąć przed nimi. Potężna czarownica władająca żywiołem wody napawała ich strachem. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko prawdziwej magicznej istoty. Arystokratka zwróciła się do Xerary: - Przyprowadź go! - Rozkazała.
                      Syrenia Czarownica stanęła na rzeźbie w fontannie, która wypluwała wcześniej wodę. Wyciągnęła dłoń w kierunku przerażonego Colina, osłupiałego Faldia i Mel, nieufnej Rosalyn oraz Tenebrisowi, niepewnego Rossa.
                      Wtedy Xerara wskoczyła do basenu fontanny i przebiegła przez środek. Czarownica, która stała nad nią nawet nie zawracała sobie tym śmiertelnikiem uwagi. Poczekała chwilę na rozwój sytuacji. Xerarze zajęło przedostanie się na drugą stronę krótką chwilę, a już w następnym momencie wyciągnęła rękę, aby zabrać Rossa ze sobą i odebrać swoją należytą nagrodę.
                      - Wybacz! - krzyknęła,chociaż wiedziała, że nigdy tego nie wybaczy. Dostrzegła jego zdziwioną minę. Dopiero teraz ją zauważył.
                      Rosalyn wepchnęła się między nią, a Rossem dając się pociągnąć. Xerara użyła więcej siły, niż zamierzała. Była pewna, że blondyn zacznie się opierać, jednak złapała nie tą osobę, a do tego zbyt mocno niż powinna. Rosalyn wyślizgnęła się z uścisku. Brązowowłosa wiedziała, że zaraz upadnie na plecy, dlatego starała się złapać cokolwiek co by ją uratowało. Zamachnęła się ręką, a w dłoń wpadły jej jedynie czarne, sztuczne  włosy  Rosalyn. Ściągnęła je z dziecinną łatwością upadając w kałużę.
                      Białowłosej czarownicy udało się utrzymać równowagę na nogach. Odetchnęła z ulgą i odgarnęła srebrne kosmyki, które naszły na jej twarz. Chciała nacieszyć się widokiem leżącej Xerary, jednak nie miała na to czasu. Spojrzała w górę, na wiedźmę stoją nad nią. Zrobiła groźną minę i była gotowa zaatakować. Jednak jej rywalka zrobiła zupełnie coś przeciwnego. Uśmiechnęła się tak uroczo i niewinnie roztaczając wokół siebie przyjazną aurę.
                      W tym czasie Faldio zasłonił Mel i Colina. Czuł się za nich odpowiedzialny, a w szczególności za czarnowłosego, który nie ma z tym nic wspólnego. Już zbierał się do ucieczki, jednak Mel powstrzymała go. Wyjaśniła, że będzie w większym niebezpieczeństwie jak się od nich oddali. Ale on nie bardzo chciał słuchać. Próbował dalej się wyrwać.
                      Odetta uważnie obserwowała całą sytuację w gotowości do poświęcenia swojego życia dla księcia.Widziała jak Xerara łapie czarnowłosą za perukę i ją po prostu ściąga, a spod nich wyłaniają się najjaśniejsze włosy jakie kiedykolwiek widziała. Białe niczym śnieg. Były tak piękne, że zaparło jej dech w piersiach. Jak to możliwe, że ona była z East?
                      Xerara skorzystała z okazji, że nikt na nią nie zwracał uwagi i wyciągnęła swój miecz celując nim w Rosalyn. Syrenia Czarownica wykonała ruch różdżką i wodny wąż zamienił się w długi bicz zakończonym ostrym ostrzem, a potem zarzucony został między Rosalyn, a Xerarę nie umożliwiając jej atak.
                      Białowłosa źle odebrała intencje drugiej czarownicy. Uważała, że ją zaatakowała. Nie mogła już się tak biernie przyglądać.
                      - Odejdźcie! - zawołała biorąc sprawy w swoje ręce. Wyjęła srebrzystą różdżkę.
                      - Rosalyn! - Ross szedł chciał pójść w jej stronę, jednak Faldio go powstrzymał. Wcisnął mu Tenebrisa na ręce. Nie zdążył jej powiedzieć, że ta kobieta nie jest zła, ale było już za późno.
                      I tak zaczęła się bitwa między dwiema wiedźmami, a w samym jej sercu stała Xerara.
                      Odetta również szybko zareagowała. Gdy tylko dostrzegła różdżkę w dłoni białowłosej kazała się wycofać. Rycerze odciągnęli Yannefera od fontanny jak najdalej, a sami nie starali się stracić z oczu jego młodszego brata. Kaende krzyczała i płakała kiedy Ceaser wziął ją na ręce i oddalił się jak najszybciej. Nie chciała tutaj zostać, ale bardziej nie chciała wracać bez ukochanego.
                      - Mówiłam! Mówiłam, że to wiedźma! - Wołała do wszystkich Kaende. Miała racje! Nie myliła się co do niej, jednak wcześniej nikt jej nie słuchał. Była pewna, że rzuciła jakiś czar na Menerosa.
                       Nakazała rycerzom odciągnąć go od niej, jednak w tej chwili wszyscy byli bez radni. Ci, którym udało się uciec nie musieli się martwić o swoje życie, jednak na placu nadal pozostało dużo ludzi i ogarnęła ich jeszcze większa panika niż wcześniej, bo okazało się, ze są dwie czarownice a nie jedna.
                       Różdżka w ręku Rosalyn powiększyła się. Uderzyła z impetem o ziemię, a kamienie układające się w niegdyś w drogę zaczęły lewitować. Wszystkie ruszyły z wielką prędkością na niebieskowłosą. Szybko zeskoczyła  na ziemię omijając atak młodszej. Obróciła się w okół własnej osi i stanęła na równe nogi.
                      - Przestań! - Poprosiła. Ale jej prośby poszły na marne. Bo od kiedy Rosalyn kogoś słuchała? Była przekonana, że przed chwilą chciała ją zabić. Nawet podniosła fontannę, na której dalej była Xerara i rzuciła w czarownicę. Druga zrobiła tarczę z wody i rozsadziła ją od środka, kiedy drobne cząsteczki weszły pomiędzy skały. Rozbiła się na drobne kawałki, a brązowowłosa upadła na ziemię krztusząc się. Czarownica nachyliła się nad nią: - Czy tu chciałaś zabić Białą Czarownicę? - zapytała.
                      Xerara podniosła głowę i wymieniła z nią spojrzenia. Przeklinała dzień, w którym spotkała Rossa i Rosalyn. Gdyby to się nie stało, nie byłoby jej tutaj, nie musiała by leżeć plackiem przed obcą wiedźmą.  Postanowiła odpowiedzieć na jej pytanie:
                      - Nienawidzę jej - przyznała - ale nie chciałam jej zabić.
                      Syrenia Czarownica uśmiechnęła się uprzejmie, a po chwili jej mięśnie twarzy stały się napięte. Zrobiła groźną minę i krzyknęła:
                      - Ale mogłaś ją zabić głupia idiotko! A wiesz co by się wtedy stało? Skazałabyś nas wszystkich na zagładę!
                      W swojej niekontrolowanej złości zacisnęła dłonie w pięści, w jednej z nich trzymała różdżkę. Nad jej głową uformowały się wodne igły i opuściła je z wielką siłą na ciało Xerary, które przebiły kobietę na wylot. Została podziurawiona niczym ser.
                      Każdy kto znał Xerarę był w wielkim szoku i osłupieniu. Mimo, że nie każdy ją lubił. Nikt nie życzył jej takiego losu. Była całkiem sama, nie miała osoby, która by się o nią martwiła. Można by powiedzieć, że sama wybrała sobie taki los, postanowiła zdradzić byłych towarzyszy przez co spotkała ją karma. Ale zrobiła to bo musiała. Potrzebowała pieniędzy na dalszą podróż, albo zostanie tutaj. Gdyby zaprowadziła Rossa do jego rodziny, czy to by było wielkie zło? Nigdy tak nie myślała, nawet w ostatniej chwili swojego życia.
                      Wyjęła miecz, bo chciała zaatakować Rosalyn, ale nie myślała o zamordowaniu jej. Była okropną osobą, nie zasługiwała na Rossa. Wiedziała, że zacznie się bronić. Nawet jeśli nie udałoby się odbić księcia, to za to, że choć próbowała miała dostać połowę pieniędzy.
                      Teraz nie dostanie nic, bo nie żyje.
                      Rosalyn wykonała kolejny atak w stronę czarownicy ciskając w nią wszystko co podanie, a ona wykorzystując wodę otaczającą ich dookoła odpierała każdy atak na boki. Woda przebijała się przez ulicę  pod dużym ciśnieniem i tryskała wysoko w górę, a następnie była kontrolowana przez niebieskowłosą. Tarcze, bicze, a nawet coś w rodzaju ludzkiej postaci odpychało kamienie, ziemię, rośliny, dekoracje, a nawet okna z domów na kamienne ulice, albo w powietrze, a następnie upadły z wielką siłą w dachy niszcząc wszystko.
                      W ciągu kilku sekund, przepiękny festiwalowy plac został zniszczony. Tym, którym udało się ewakuować ze zniszczonych kamieniec przeżyli, jednak ofiar śmiertelnych bitwy dwóch czarownic było dużo.
                      Syrenia Czarownica była już zdenerwowana tym, że nie może przemówić do białowłosej. Cały czas ją atakowała. Stopniowo się do niej zbliżała, jednak krok po kroku, ale to było za mało.
                      - Przestań! - Wołała już od dłuższego czasu, jednak nie reagowała.
                      Ross dostrzegł ubranych w zbroje ludzi, którzy zmierzali w ich kierunku. W rękach dzierżyli pochodnie z ogniem i stalowe miecze, jednak akurat ostre narzędzia nie będą się tak dobrze spisywać jak ogień.
                      Musiał je rozdzielić nim przybędzie jeszcze więcej ofiar - pomyślał. I od razu tak zrobił. Skoro był ważnym elementem przepowiedni, Syrenia Czarownica nie mogła go skrzywdzić, a Rosalyn go kochała.
                      Wcisnął Tenebrisa w ręce Mel i  stanął na froncie ataków, a raczej rzutów głazami Rosalyn. Zatrzymały się ledwo co przed twarzą blondyna i upadły z trzaskiem na ziemię. Chłopak stał niewzruszony, ponieważ wiedział, że tak się stanie. Obserwował zdyszaną białowłosą, która przez chwilę naprawdę żałowała, że zatrzymała swój atak.
                      - Na głowę upadłeś?! - Była rozwścieczona. - Dlaczego mi przeszkodziłeś.
                      - Dziękuję. - Powiedziała spokojnym głosem niebieskowłosa do Rossa. Stała tuż obok niego. - Nie mogłam z nią normalnie porozmawiać. Cały czas próbowała mnie zabić... - zachichotała.
                      Nie uważał to za śmieszne. W tej chwili miał mieszane uczucia względem Syreniej Czarownicy. Zabiła Xerarę. Mimo, że go zdradziła czuł żal patrząc na jej sponiewierane martwe ciało. Jak wielu ludzi straciło przez nie życie i jak wielu jeszcze je straci?
                      Kiedy zaprzestały walki podejście do nich wydawało się bezpieczniejsze, dlatego uzbrojeni rycerze z pochodniami rzucili się w stronę dwóch czarownic krzycząc:
                      - Spalić je!
                      Ross podbiegł do Rosalyn, złapał ją za rękę i udali się do Faldia, Tenebrisa, Mel i Colina. Nadal tam stał i nie wiedział co robi wśród tych ludzi. Był tak przerażony, że nie potrafił ruszyć się z miejsca. Na dodatek widok biegnących ludzi z pochodniami nie dodawał mu odwagi. Nie czuł się bezpiecznie sam, ale tym bardziej nie czuł się bezpiecznie będąc blisko Rosalyn. Cały czas ukrywała fakt bycia wiedźmą. Jak mogła go okłamać? On jej zaufał.  Teraz wiedział, że jej nie znał. A szczególnie tej brutalnej i bezwzględnej strony. Był tak zirytowany, że w każdej chwili mógłby wydać ją wściekłemu tłumowi. Mógłby - powtarzał sobie - ale nie potrafił, ponieważ jakaś cząstka jego widzi w niej małą dziewczynkę wyglądająca jak anioł i przyjmującą każde cierpienie, każde złe słowo na siebie.
                      - Co to do cholery miało być! - Faldio za to nie ukrywał swojej irytacji.
                      - Musimy stąd uciekać, potem porozmawiamy - odpowiedziała spokojnie Rosalyn.
                      - Ta, pewnie. Niby jak?
                      - To zostawcie mi. - Wśród nich pojawiła się nagle niebieskowłosa. Rosalyn odskoczyła od niej i wyciągnęła różdżkę.Wszyscy instynktownie się cofnęli - Spokojnie, nie chcę wam zrobić krzywdy. Jestem tu by pomóc. - Wyjaśniła. - Przykro mi za tą dziewczynę w brązowych włosach, ale chciała cię zabić, nie mogłam na to pozwolić. - Położyła dłoń na ramieniu Rosalyn. Nie miała pojęcia jak się zachować. Odsunęła się od niej. - Dobrze, zatem... złapcie się wszyscy za ręce! - zawołała wesoło i chwyciła Rossa, ponieważ był najbliżej. Wydawało się to dziwne, ale każdy wykonał jej rozkaz prócz Colina. Nieufnie się przyglądał czarownicy. Powoli stawiał kroki i wycofywał się mając nadzieję, że nikt nie zapamięta jego twarzy i będzie mógł tu żyć normalnie. I tak mogłoby być, ale nie w tym życiu. - Idziesz z nami! - zaśmiała się wesoło i dotknęła jego ramienia.
                      Wszyscy nagle znaleźli się w lesie. Wylądowali na soczyście zielonej trawie otoczeni wysokimi brzozami, których już obrośnięte liśćmi gałęzie opadały nisko, prawie do ziemi.
                      - Niesamowite! Jak nas przeniosłaś?  Ja ledwo dam radę siebie i Tenebrisa przenieść! - Rosalyn rozglądała się dookoła. Przez chwilę zapomniała, że próbowała zabić czarownicę. Była zbyt podekscytowana by się czymkolwiek martwić.
                      - Mam prawie pięćset lat, więc to nie powinno cię tak dziwić. Setki lat praktyki  - zaśmiała się.
                      - Co ja tutaj robię! - Odezwał się przestraszony Colin. - I co to ma do cholery znaczyć? Magia? Czarownice? Czemu mnie oszukaliście... Jeśli bym wiedział... Ja... Nie chce mieć z wami nic wspólnego! Zostawcie mnie w spokoju!
                      Czarnowłosy zaczął histeryzować. Był bliski płaczu. Chodził przez chwilę w kółko, a potem usiadł na trawie i schował głowę między kolanami.
                      - To normalne. - Stwierdziła Syrenia Czarownica, a potem zwróciła się do czarnowłosego: - Musiałam cie zabrać, po zostałeś wplątany w nasze sprawy. Przykro mi, ale ci ludzie by cię zabili.- Nie chciała mu tego mówić, ale i tak planowała wcześniej go zabrać.W końcu jego istnienie związane jest z przepowiednią.
                      - Przykro ci? - zadrwił chłopak podnosząc głowę. Potem spojrzał na Rosalyn. - A ty nie zapomniałaś mi o czymś powiedzieć? - krzyknął. - Na przykład, że jesteś czarownicą?
                      - Myślałam, że nasze drogi się rozejdą w Omnes i się już nigdy nie spotkamy.
                      - Omnes... - Spojrzał w niebo. - W Omnes została Miljana! Obiecałem, że przy niej zostanę, będę jej pomagać! I co sobie pomyśli, że ja już nigdy nie wrócę!? Co gorsza... Kto się będzie nią opiekował!?
                      - Spokojnie. - Odezwała się niebieskowłosa. - Zajmie się nią pewna osoba. Przewidziałam coś takiego, dlatego rzuciłam zaklęcie na pewnego człowieka, aby trzymał się blisko niej i pomagał. - Zastanowiła się chwilę. - Ross, spotkałeś go wczoraj! Rozmawiała z nim!
                      Skinął głową, dając do zrozumienia, że pamięta.
                      - Długi był ten dzień. - Westchnęła. - Ale czeka nas jeszcze podroż. Oh, Rosalyn... Czekają na ciebie.
                      - Czeka kto?
                      - Czarownice! - Jej oczy zaiskrzyły.
                      - Świetnie... - Powiedział Colin. - Ale ja się z wami nie wybieram. - Odrzekł oschle.
                      - Musisz iść. - Powiedziała jasno. - Myślisz, że jesteś sam, ale spójrz na tych ludzi. Nie wyganiają cię i myślę, że nie mają nic przeciwko, jeśli byś chciał z nimi zostać.
                      - Ale ja nie chce! Jasne? Nie ufam jej! - wskazał na Rosalyn.
                      - Czarownica, która u ciebie pracowała jako służąca - zaczął Ross - zabiła twoich prawdziwych rodziców. Pamiętasz to Colin? Jak uciekałeś przez las, ponieważ gonił cie potwór? Ona też go na ciebie nasłała. A wiesz kto ich pomścił?
                      Rosalyn była zadziwiona obszerną wiedzą Rossa. Czy to jedno z tych wydarzeń, o których na razie miała się nie dowiedzieć? Chciała z nim o tym porozmawiać, ale widząc wielką niechęć ze strony Colina do niej postanowiła poczekać.
                      Colin spojrzał nieufnie na białowłosą. Wyglądała tak niewinnie, tak jakby wydarzenia sprzed chwili wcale nie miały miejsca.
                      - Daj nam jeszcze jedną szansę. - Poprosiła Mel.
                      - Ty też jesteś jakimś dziwakiem? - zapytał.
                      - Ej! - Wtrącił się Faldio. - Nie mów tak. Jest inna, ale nie jest zła!
                      - Dokładnie! Mel jest uroczą dziewczyną! - Odezwał się po raz pierwszy Tenebrsi.
                      Colin krzyknął.
                      - O mój boże! Ten kot się odezwał!
                      - Taa... - Rosalyn klasnęła w dłonie. - To co teraz?
                      Syrenia Czarownica podeszła do Mel i dotknęła wisiorka z muszelki. Postukała w niego kilka razy wypowiadając jakieś zaklęcia.
                      - Zapraszam was do naszego domu. - Uśmiechnęła się uprzejmie i dodała do nastolatki. - W porządku, teraz to jest zwykły medalion, już nie będę mogła za pomocą tego was znaleźć.
                      - Co? - Spytała a potem spiorunowała wzrokiem Rossa: - Dałeś mi nadajnik?
                      - Tak.
                      - A tak w ogóle - zaczęła znowu czarownica. - Ja znam was, lecz wy nie znacie mnie. Jestem Bluebelefler, ale pozwalam wam mówić na mnie Blue. - Odgarnęła teatralnie włosy. - Znana też jako Syrenia Czarownica.

________________________________________________
Rozdział dodałam z tygodniowym poślizgiem, bo chciałam go opublikować tydzień temu, ale jakoś... nie miałam na to weny.
W ogóle ten tydzień to są próbne matury. Chyba tylko w poniedziałek mam spokój, ale może uda mi się dodać rozdział w następnym tygodniu. Nic nie obiecuje, ale się postaram. :D
Jeszcze mam u innych zaległości, więc mam sporo pracy! :) 
Dziękuję wszystkim komentującym za to, że wspieracie mnie. ;D
Pozdrawiam!

14 komentarzy:

  1. Dzięki za info!

    Hahaha xD Rozhisteryzowany Colin był zabawnym widokiem :) No i widzę oczami wyobraźni jak podskakuje na dźwięk głosu Tenebrsia xD
    Boże, aż im współczuję tej akcji na placu... I zabijały, i Yannefer zobaczył swojego brata z czarownicą, no i Colin dowiedział się, że Rosalyn to czarownica... No i zabito Xerare... Nie żebym ją lubiła, albo specjalnie jej żałowała... Ale Syrenia Czarownica zrobiła z niej ser szwajcarski... Tak marnego końca to ja jej nie życzyłam... ;(

    Próbne matury? Ha! To macie tam w szkole przesrane...
    Jeśli to Cię jakoś pocieszy to wiedz, że matura nie sprawdza wiedzy xD A mówię tak, gdyż próbne pisałam prawie na maksa, a ostatecznie mature za***łam... Choć nie ma się chyba czym specjalnie chwalić... ^^"

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny rozdział <3

    zupełnie się nie spodziewałąm śmierci Xerary...
    a rozhisteryzowany Colin też był sporym zaskoczeniem...
    łooooł xd
    nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział. Szkoda tylko, że Xerara umarła. Lubiłam ją. Rozwaliła mnie scena z Colinem, była mega ;D Podoba mi się jak piszesz. Tak delikatnie i przez to lekko się czyta. Bardzo fajne są też twoje opisy. Czekam na następny rozdział.
    Weny :*
    http://tommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super. Niezła akcja. I wreszcie zabiłaś Xerę nie lubiłem jej i tak miałem nadzieję że zginie. Sorki że dopiero teraz komentuję. Ale ostatnio coś mi net szwankował. Życzę dużo weny oraz czasu i chęci do pisania. Pozdrawiam.
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  5. Oho, ale się działo!
    Polubiłam Blue, choć z drugiej strony - nieco żal mi Xerary, mimo iż nie pałałam do niej szczególną sympatią.
    Biedny Colin - tyle wrażeń naraz! :o Prawie każdy by się załamał albo zwariował, więc zupełnie nie dziwię się jego reakcjom. Mam jednak nadzieję, że niebawem przejdzie z tym do porządku dziennego. :D
    I jak tam Ci idzie z tymi próbnymi maturami?

    Dziękujemy za kolejny komentarz u nas. :)
    Żebyś wiedziała, jak cierpiałam, gdy pisałam o śmierci Kage! *serduszko pęka*
    Króla Mroku wszyscy koniec końców kochają. :D
    Powodzenia w kończeniu VK. Mam nadzieję, że nie będziesz miała dość i do VN również zajrzysz. ^^
    Pozdrawiam cieplutko w te coraz zimniejsze dni! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. わあ〜!Dziękujemy za komentarze pod dwoma ostatnimi tomami! :*

    Co do pierwszego: Yuuki musiała zginąć. Po prostu musiała, nie dałoby rady inaczej, nie zniosłybyśmy jej dłużej. xD Cóż poradzić? ^^' Uhu, to, co się działo w główce Kaname będzie wyjaśnione przy innej okazji. ;)

    A teraz w nawiązaniu do drugiego: Po pierwsze, jeszcze raz stokrotne dzięki za to, że zdecydowałaś się zabrać za to, jakby nie patrzeć, długi i naiwne z początku opowiadanie. Ba, na dodatek komentowałaś każdy tom! To taaakie miłe z Twojej strony! :) Naprawdę sprawiłaś, że ma się więcej motywacji do pisania, bo ostatnimi czasy było z tym ciężko, szczerze mówiąc.
    Miło, że tak się wciągnęłaś i w ogóle że zwracasz uwagę na różne szczegóły, na rozwój postaci i tak dalej (albo chociażby taką głupotkę jak "konkurs klas" xD. Uwielbiam takich konkretnych czytelników! :)
    Akujiego i Sarę uwielbiam jako czarne charaktery. Stwarzają tyle możliwości! *.* Bądź - w przypadku Toumy - stwarzali. xD
    Czystokrwisty może kontrolować przemienionego przez siebie wampira :) Była o tym mowa przy okazji akcji Shizuka&Zero i będzie jeszcze w VN. :)
    Mnie też śmierć Otsune strasznie zasmuciła. Do końca nie byłam pewna, czy ją uśmiercać, ale... Cóż, wyszło jak wyszło. Nie wszyscy mogą cieszyć się happy endem...
    Bardzo nas też cieszy to, że polubiłaś obie główne bohaterki i ciężko byłoby Ci wybrać jedną. ^^ To tak rozgrzewa serducho! ^^
    My za każdym razem jak robimy sobie powtórkę z naszego VK, choćbyśmy przeczytały całość w parę dni, i tak mamy wrażenie, jakby minęło kilka lat. I o to chyba chodzi, gdy się pisze opowiadanie tego typu. ;) Choć nie wiem, czy to można nazwać opowiadaniem, objętościowo mogłaby być z tego książka. :D
    No, jeszcze raz dziękuję w imieniu swoim i siostry i życzę miłego czytania VN! :* Niebawem będziesz na bieżąco, ojoj, trzeba się streszczać z pisaniem! :D Uch, gdyby nie te studia, to szłoby to sprawniej. ;(

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, ileż Ty wczoraj czasu poświęciłaś na czytanie i komentowanie tych naszych wypocin! Muszę Ci powiedzieć, że niesamowicie poprawiłaś nam humor, bo miałyśmy wczoraj na swój sposób ciężki dzień. ^^'
      Heh, teraz trochę trudniej z komentowaniem, bo VN podzieliłyśmy tylko na II rozbudowane tomy, ale cóż... xD

      Cóż, zawsze doceniam, gdy ktoś poświęca swój czas "na nas", a już tym bardziej, gdy to, co robi, robi konkretnie. Tym bardziej cieszymy się, że do nas powróciłaś! ^^
      Sara zdąży namieszać, za jakiś czas się o tym przekonasz. ;)
      Ojejku, wielkie gratulacje dla Ciebie, bo większość czytelników na samym początku myliła nawet tych głównych bohaterów, których wymieniałaś! Resztą się nie przejmuj, prędzej czy później zapamiętasz istotne postaci, a te, które zapamiętać się nie dadzą, raczej nie odegrają większej roli. xD
      No, w pierwszym tomie głównymi bohaterami są przede wszystkim Mariko, Hana i Kei (no, Kei minimalnie mniej, ale jednak xD), w II co nieco się zmienia, ale o tym jeszcze sama się przekonasz. ;) Co do Suzaku, spokojnie, będzie się przewijał do końca (chyba że po drodze zginie xD). :3
      Romansów ci u nas pod dostatkiem, spokojnie! :D
      Cieszę się, że nowe postaci (+ Dei w wydaniu niebobasowym xD) Ci się spodobały! ^^

      Powodzonka w dalszym czytaniu, mamy nadzieję, że się nie zawiedziesz. ~.^ Choć nie zawsze będzie kolorowo, no ale co zrobić. xD Buziaki!

      PS. W wolnej chwili zerknij, proszę, na najnowszą notkę u nas. Jest skierowana do wszystkich, nie tylko tych "na bieżąco". ;)

      Usuń
    2. Jejku, Karo, przechodzisz samą siebie! :o Kurczę, bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję za kolejny komentarz! Znów poprawiłaś mi humor! Takie opinie mają jednak zbawienny wpływ na chorego i zestresowanego wiecznie człowieka. ;_;
      Ale szybko przebrnęłaś przez I tom! Uszanowanko. :D Znam ten stan, kiedy się człowiek wciągnie i nie może przestać. Gorzej jeśli przez to nie zrobi się czegoś ważnego. ^^' Ale raz nie zawsze, czyż nie? A co do ilości tomów, planujemy tylko te II. Z tym że zanim skończymy II, jeszcze chwila minie (choć w początkowych zamierzeniach VN miało być dużo krótsze od VK!) i, uchylając rąbka tajemnicy, przyznam szczerze, iż nie zdziwimy się, jeśli nie uda nam się pożegnać z tym światem i powstanie... sequel sequela? No, w każdym razie wtedy byłaby trylogia, idealnie. xD Pytanie, ilu czytelników by to wytrzymało? :o
      My obie również uwielbiamy Hanę. Jest cudownie nieidealną, ale przy tym przesympatyczną postacią. :) O niej jeszcze się naczytasz, gwarantuję! ;) Kei również będzie miewał swoje pięć minut. ;)
      Sara to cwana żmija, co jej w głowie siedzi, wie pewnie tylko ona! xD A Shouta... Cóż, nie będę o nim pisać, bo jeszcze się o nim naczytasz! Ale znów zwróciłaś uwagę na szczegół, jakim w tym przypadku był fakt, iż Shouta zainteresował się Haną. Dobrze kombinujesz, będą do tego nawiązania. ;)
      Gizen... Uch, mała jest nieznośna i, póki co, bezkarna. Szczerze mówiąc, konkretniejsze akcje z nią nadejdą dopiero za jakiś czas, na pewno będziesz już wówczas na bieżąco!
      Cała akcja z Mariko specjalnie była skonstruowana tak, by czytelnik nie domyślił się wszystkiego. I tak, możesz się bać o przyszłość, u nas nikt - dosłownie! - nie jest bezpieczny! Ech, pamiętam, jak pisałam śmierć Mari i potem uczucia Ayi i innych. No, innych jeszcze przeżyłam, ale jak wczułam się w moją postać, popłakałam się. Dosłownie. Siedziałam z laptopem na kolanach, pisałam i ryczałam jak małe dziecko. ;_; A co do Ayi i Zero... Gdyby nie ta ciąża, oni na bank popełniliby samobójstwo. Serio.

      Jeszcze raz dziękuję z całego serducha i życzę miłego dalszego czytania! :*

      Usuń
    3. Ojejku, no i nadeszła ta chwila! Jesteś na bieżąco, gratuluję! *znikąd pojawia się konfetti i inne takie* Heh, VN to Ty wręcz połknęłaś, dwa czy trzy dni i po krzyku! xD
      Oczywiście dziękuję za komentarz, znów tak bardzo rozbudowany. Jesteś kochana! Bardzo się cieszę, że tyle rzeczy Ci się podobało, że udało nam się czasem Cię zaskoczyć, wzruszyć czy rozbawić, że tak się wciągnęłaś… To takie budujące! ^^
      Tym „Hana, jesteś moja, ale nie możemy być razem, bo kocham Ayę" wprawiłaś mnie w szaleńczy chichot. Jeny, jakie trafne podsumowanie Suzaku! xD Choć prawdą jest, że gościu czuje coś do jednej i drugiej. W sumie mi go żal, ale cóż…
      Wzruszyłam się, jak wspomniałaś o tej bajeczce z mojego prywatnego bloga! Że też to pamiętasz i skojarzyłaś! <3
      Jej, zazdroszczę Ci tego snu związanego jakoś z naszym opowiadaniem, też bym chciała! xD

      No, dziękujemy Ci więc stokrotnie, z głębi serducha za poświęcony nam czas! Niejednokrotnie poprawiłaś nam humor, a do tego mamy dodatkową motywację do pisania (szkoda tylko, że czasu tak mało, buu!). A jeśli chciałabyś coś jeszcze poczytać - w podobnym klimacie i nawet z niektórymi znajomymi postaciami, które zostały wykorzystane za naszym pozwoleniem - polecam opowiadania Suzu oraz Andzika. Linki do blogów znajdziesz u nas w zakładce „Czytelnicy”. :) Naprawdę warto tam zerknąć! I tam też, tak jak u nas, czym dalej, tym ciekawiej. :) To raz. Dwa - serdecznie zapraszamy Cię na nasze nowe forum. Dopiero zaczyna „żyć”, ale mam nadzieję, że będzie bardzo miło. Z pewnością się tam odnajdziesz, a mogłabyś zapoznać się z paroma osobami, a także porozmawiać „bardziej na żywo” (czyt. przez chatbox xD) z nami. :) Trzy - byłybyśmy bardzo wdzięczne, gdybyś zechciała w wolnym czasie wypełnić naszą ankietę (odnośnik w linkach po prawej stronie). ;) Hm, to chyba tyle, wracam jeszcze na chwilę do nauki kanji, a potem spać! ;_;
      Jeszcze raz dziękujemy! :*

      Usuń
    4. Miło słyszeć, że tak się wkręciłaś. ^^
      Heh, cały Suzaku. Niby irytuje, ale trudno go nie kochać! Niemniej po akcji z Haną co poniektórzy baaardzo się na niego zezłościli i wypadł z łask. :(
      Jak w ankiecie zostawisz jakieś pole puste, to nic się nie stanie, możesz wysłać, choć oczywiście najlepiej by było wypełnić wszystko. xD

      Usuń
    5. To dobrze, że Suzaku może na Ciebie (i na mnie *też zawsze wierna*) liczyć, wsparcie mu się przyda! xD
      Dziękujemy bardzo za wypełnienie ankiety! :*

      Usuń
  7. Wybacz! D: wieki temu przeczytałam, a właściwie na początku tygodnia, ale dopiero teraz mogę skomentować. -.-

    Zapomniałam prawdziwego imienia Syreni(bo chyba gdzieś było ono użyte w poprzednich rozdziałach), więc cały czas zastanawiało mnie, co znaczy ten tytuł. Blue. Niebieskie włosy. Taaak, tylko ja jestem taka niekumata. xD W ogóle miała kobieta wejście. Serio myślałam, że brat Rossa, niedoszła narzeczona i cała straż porwą go i zrobią z niego króla, a tu proszę. Rozpierducha jak leci. Zapowiedziałaś, że ktoś umrze. Myślałam, że Cię przejrzałam, że będzie to Mel. Zaskoczyłaś mnie. Czy żal mi Xerary? Trochę. Choć nie lubiłam jej jakoś bardzo,była w tej historii stałym "dodatkiem", gdy co jakiś czas się tu przewijała. Bardzo fajne podsumowanie jej życia; w sensie, że te pytania, czy dobrze zrobiła zdradzając Rosalyn i resztę za kasę. Hmm... Syrenia powinna jakąś melisę na uspokojenie parzyć. Ale lubię ją. Ciekawe jak to teraz będzie. Na pewno minie trochę czasu nim Rosalyn się do niej przekona. Huh, a ile minie czasu nim Colin odzyska zaufanie do Rosalyn? xD Przynajmniej nie będzie psocił między miłością jej i Rossa. Haha, w końcu Tenebris przemówił. xD
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale czad... :O Boski rozdział. Świetnie opisany. Myślałam, że wybuchnę śmiechem widząc rozhisteryzowanego Colina xD jakos nigdy za nim specjalnie nie przepadałam, tak samo jak za Xerarą, ale takiej śmierci jej nie życzyłam... Ale z drugiej strony to moment jej śmierci był moim zdaniem najlepszy. :3
    A cio do tej Syreni to sama sobie zawiniła tym że Rosalin chciała ją zabić.. MOgła powiedzieć coś innego a nie "Wreszcie wasz znalazłam" Też bym to tak odebrała...
    Nie wiem co jeszcze mogę napisać... Jak coś mi wpadnie to dopisze i czekam na kolejne rozdziały! <3

    Dawniej Clove

    OdpowiedzUsuń