niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział VII - Co to ma znaczyć?

                    Ostatnim razem kiedy użyli szafirowego kryształu teleportacji, uciekali z Omnes przed sługą Meibiliona, który próbował ich zabić.  Dziś, rok później po tamtych wydarzeniach zrobili to ponownie. Błękitny rozbłysk pojawił się w miejscu, gdzie pojmała ich gwardia West. Rosalyn stanęła pewnie na prostych nogach. Odetchnęła z ulgą, że nie teleportowała się do ściany, bo ta podróż była niestabilna. Wyczuła niespokojną moc kryształu, jakby miała rozerwać się w połowie drogi.
                    Szukała wzrokiem za Rossem. Stał kilka metrów za nią i opierał się ramieniem o ścianę. Nierówno łapał oddech, klatka piersiowa mocno go uciskała, miał wrażenie, iż  rozgrzała się do gorącą i napierała na żebra, które niemiłosiernie bolały.
                    Białowłosa szybko znalazła się przy nim. Objęła jego twarz dłońmi i skupiła jego wzrok na sobie.
                    - Co się stało? - zapytała przerażona oglądając go z każdej możliwej strony.
                    - Chyba korzystanie z dwóch kryształów na raz nie było zbyt mądre - odpowiedział łapiąc głębokie wdechy. - Nie martw się, to zaraz przejdzie, ból się co chwila zmniejsza.
                    - Może mogę ci jakoś pomóc? Znam zaklęcie na...
                    - Nie! Starczy mi magi. - Uśmiechnął się blado i wręczył szafirowy kryształ. - Trzymaj go z daleka ode mnie. - Po tym osunął się na ziemię.
                    Ból stopniowo się zmniejszał, jednak nie zniknął do końca, ale musiał wstać i odejść od tego miejsca jak najdalej, znaleźć Faldio, Mel i kota, a potem wyruszyć do innego miasta czy czegokolwiek.
                    Był pewien, że jeśli nie będzie chciał wrócić z własnej woli, to zaciągną go siłą do domu.
                    Nie zależało mu na tronie, nie chciał tego. Nie potrafiłby rządzić innymi. Całe życie żył w przekonaniu, że będzie młodszym bratem króla i wcale mu to nie przeszkadzało. A teraz na domiar wszystkiego dowiedział się, że Yannefer nie tylko nie obejmie tronu, ale jest też chory i nie wie ile zostało mu czasu.
                    Czuł się winny tylko z jednego powodu. Jego brat umierał, a on nie mógł być przy nim, ani nie potrafił pomóc. Zostawił go samego z problemami i przy boku najgorszej kobiety jaką znał.
                    Tłumaczył sobie - nie mam innego wyjścia. Zawsze najpierw myślał i robił coś dla innych.  Nadeszła pora, aby zadbał porządnie o siebie, aby zrobił to na co ma ochotę oraz czego pragnie. A na razie jedynie chciał być wśród przyjaciół, którzy okazali się bardziej troskliwi od rodziny.
                    - Tu jesteście! - Usłyszeli piskliwy głos Mel przepełniony nadzieją. Biegła w ich stronę razem z Colinem. Pierwsze co rzuciło się im w oczy to mierna mina Rossa, po której było widać, że jest wycieńczony. - Co się stało? - zapytała kiedy stanęli na przeciw siebie.
                    - Znaleźli mnie. - Odpowiedział krótko Ross.
                    - Kto? - Dopytał Colin. Podszedł do niego bliżej. - Wyglądasz jakby stratowały cię konie.
                    - Stratowała mnie moja rodzina.
                    - O rany! - Wykrzyczała Mel wybałuszając oczy. Tenebris również wyglądał na zdziwionego - Przyjechali tu? Są tutaj! Znaleźli cię? Uciekliście?
                    - Uciekliśmy i na pewno będą go szukać - wtrąciła się Rosalyn. - Dlatego musimy się stąd wynosić. Gdzie Faldio?
                    Colin chciał zapytać dlaczego uciekają przed rodziną Rossa. Kim oni są, że tak się ich boją? Pokonali czarownice, więc ludziom mogliby stawić czoła. Chyba, ze jego rodzina składa się z sióstr, które są wiedźmami pragnącymi zemsty na bracie? Takie i jeszcze dziwniejsze myśli chodziły po głowie czarnowłosego, jednak nie dane było mu zapytać, ponieważ zmienili już temat.
                    - Właśnie... Chodzi o Faldio. Obiecałam, że nikomu nie powiem, bo chyba wie, jak to zareagujecie. - Mel wydawała się skruszona. Czuła się okropnie, ponieważ z jednej strony chciała pomóc przyjacielowi, a tym samym też sobie, bo gdy był daleko od Darii była spokojna, jakby nic jej nie zagrażało. Z drugiej strony obiecała, że zatrzyma to w sekrecie. Zaufał jej, a ona zaraz go zdradzi, nawet jeśli dla jego dobra. Ale czy on tak będzie uważał? Nigdy nie wyleczy się z Darii. W końcu musiała podjąć decyzję i wierzyła, że robi dobrze i to dla niego, a nie dla siebie: - Faldio poszedł spotkać się z Darią!
                    Miny jej przyjaciół mówiły same za siebie. Najpierw zdziwienie i szok, bo tego się nie spodziewali. Dręczyła ich myśl skąd tutaj wzięła się Daria, a potem to zignorowali i nie mogli pojąć głupoty rudowłosego.
                    - Nie nauczył się jeszcze na swoich błędach? Myślałem, że sobie odpuścił.
                    - O rany... Znowu muszę skąpać dupę temu jej mężulkowi? - zawołała Rosalyn gotowa do boju. Była jeszcze naładowana energią przez spotkanie Kaedne. Miała ochotę po prostu komuś przywalić.
                    - Znajdźmy Faldia zanim ktoś ich zobaczy razem i powie wszystko mężowi Darii. - Powiedziała Mel. - Wczoraj spotkali się w nocy, nikt ich nie wiedział, ale teraz są takie tłumy, że lada chwila, a znowu Faldio dostanie...
                    - Więc gdzie on może być? - zapytał Ross.
                    - Chyba wiem gdzie - powiedziała Mel.

                    ~*~

                    - Czego znowu chcecie?! - krzyknęła zdenerwowana Xerara. Po raz kolejny przyprowadzili ją do Yannefera. - Już powiedziałam wam wszystko!
                    Kaende wydawała się niezadowolona z tego, że muszą gościć tą brązowowłosą wieśniaczkę, ale tak bardzo chciała zabrać ze sobą Menerosa, że potrafiła znieść wszystko. A na sam koniec wysłać na śmierć tą czarnowłosą łajzę! Za jej zbyt długi jęzor.
                    Problemem dla nich było to, że wydało im się, iż drugi książę użył czegoś w rodzaju magii do ucieczki. Po prostu zniknął, a w miejscu gdzie stali przez chwile pojawiło się błękitne światło.
                    Yannefer czuł się okropnie. Nie miał pojęcia co o tym myśleć. Był taki szczęśliwy kiedy go zobaczył. Chwilami, jeszcze jakiś czas temu zastanawiał się czy jego brat żyje. A tu się okazało, że ma się dobrze i nie był taki jak go zapamiętał. Wydawał się bardziej dorosły, rozważny, a także nie ulegał i stawiał na swoim. Stał się też bardziej oziębły. Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi i jeszcze kilka dni przed jego ucieczką mówili sobie wszystko. Jednak i tak skrywał w sobie sekrety. A najbardziej przerażało go to, w jaki sposób zniknął. Ten incydent musiał pozostać wśród ludzi przebywających tamtej chwili pokoju, inaczej mogliby go spalić na stosie jak czarownicę. Albo oskarżyć o spółkowanie z nimi.
                    Jego brat był trzymany pod kluczem przez całe swoje życie, ponieważ  nie posiadał niebieskich oczu, a mimo to chcieli zrobić z niego króla. Matka planowała, aby nie pokazywał się przez resztę życia publicznie. Nie chciał, aby członek rodziny królewskiej utożsamiany był z wieśniakami. To by była hańba dla rodu. Meneros zaznał wolności, poznał świat zewnętrzny i spodobał mu się mimo brutalności i cierpień, jakimi był przepełniony. Dlatego jasne było, że nie będzie chciał wrócić, ponieważ swój dom kojarzy jako więzienie.
                    Rozumiał też to, dlaczego nie chciał przyjąć do wiadomości zostania królem. To było dla niego nierealne. Odrzucił to, bo wiąże się z czymś jak odpowiedzialność, a teraz nie musi być odpowiedzialny. Żyje z dnia na dzień zastanawiajac się co zje na obiad, a nie jak pomóc ludziom umierającym z głodu.
                    Zasmucał go jednak fakt, że zignorował wiadomość o jego chorobie. Czy jeszcze darzył jakimiś uczuciami swoją rodzinę? Czy ją znienawidził za to co mu zrobili? Kiedy byli przyjaciółmi. Yannefer był jego łącznikiem ze światem zewnętrznym. Przynosił mu różne rzeczy i pamiątki, takie jakich nie mógł znaleźć w murach pałacu.
                    Gdyby zdążył powiedzieć, że ta pokojówka żyje rozmowa na pewno potoczyłaby się inaczej! A teraz od nowa musi szukać swojego brata.
                    - Wiesz gdzie może być? Do jakich miejsc chodzi?
                    - Nie mam pojęcia - przyznała. Naprawdę nie wiedziała. Nie znała go, aż tak dobrze, aby wiedzieć co robi, kiedy i gdzie. Tylko raz go spotkała.
                    - A co wiesz o magi? - zapytała spokojnie Odetta próbując analizować wszystko co zobaczyła. Wyglądała na smutną. Żałowała, że pozwoliła mu uciec, ale jeszcze bardziej żałowała, że użył do tego metod, które mogą sprawić, iż ludzie będą pragnęli jego śmierci.
                    - Co? - Xerara wydawała się zdziwiona. Skąd oni wiedzą czy Ross ma powiązanie z magią? - pomyślała. Jedynym logicznym pomysłem było to, że ktoś z nim był i zwrócił na siebie ich uwagę. - Była z nim ta wredna dziewczyna?
                     - Tak, ale co ona ma do tego? W ogóle czy oni naprawdę są tylko przyjaciółmi?                    Co ma Rosalyn do magi? - zaśmiała się w duchu Xerara. Na przykład to, że wszystko bo jest czarownicą i cała jest otoczona magią i dziwnymi zdarzeniami, przez które ludzie wpadają w tarapaty!
                    - Nie wiem na jakim etapie są. Kiedy spotkałam Rossa...
                    - Menerosa. - Wycedziła Kaende. Nie chciała tego, ale musiała słuchać tych głupot. Trudno było jej zaakceptować fakt, że ukochany mógł być z inna kobietą. Oczywiście jej miłość była obsesyjna, a w swych działaniach nie patyczkowała się.
                    - Kiedy spotkałam Menerosa - poprawiła Xerara wywracając oczami - to nie było przy nim Rosalyn. Nic o niej nie mówił w ten sposób. Nie wiem, trzeba było wam go zapytać!
                    - Powiedziała, że są małżeństwem... I dziecko...
                    Odettcie nie było dane skończyć, ponieważ brązowowłosa wybuchła śmiechem. Nie potrafiła się opanować. W jej oczach wyglądali idiotycznie wierząc w słowa Rosalyn o małżeństwie. Chociaż część o dziecku musiała być jeszcze głupsza i żałowała, że blondynka nie dokończyła zdania.
                    - Ona kłamie. Kiedy mówi prawdę to kłamie, a jak oznajmia, że kłamie to również kłamie. Ta dziewczyna to jeden wielki przekręt. Robiła z was idiotów mówiąc o głupotach.
                    Odetta oblała się rumieńcem, a Kaedne zaśmiała się głośno kpiąc z kobiety rycerz. Spojrzała na nią usatysfakcjonowana, że aż tak bardzo się ośmieszyła. Ona od razu wiedziała, że to był tylko zwykł blef. Meneros nie mógłby się związać ze zwykłą wieśniaczką.
                    - W takim razie... pomożesz mi go odnaleźć? Zapłacimy ci.
                    Xerara stanęła przed wyborem: pomóc im czy nie? Gdyby Ross chciał z nimi zostać to na pewno by nie uciekał.
                    Zdradzić przyjaciela? A może zachować się dobrze, nich radzą sobie sami?
                    Ale w końcu teraz nazywała się najemnikiem, ponieważ każde pieniądze były jej potrzebne.
                    ~*~

                    Mel nie wiedziała dokładnie gdzie mógł być Faldio. Znała tylko mniej więcej lokalizację  miejsca, gdzie Daria przebywa. Skoro dowiedział się, że dziś wyruszą, to musiał na pewno udać się do niej, by móc ostatni raz zobaczyć ukochaną przed dalszą podróżą.
                    Bała się jego reakcji. Będzie wściekły, że wszystko wygadała? Może nie będzie mógł na nią patrzeć, albo już nigdy się do niej nie odezwie? Nie, to nie Faldio. Jego zielone oczy spojrzą na nią ze smutkiem, ale wybaczy. Taki już był. Idealny.
                    Odtwarzała ich spotkanie przez cała drogę na milion rożnych sposób. Za każdym razem kończyło się inaczej.
                    Nagle Mel zatrzymała się. Za nią stanęli Ross, Rosalyn, która trzymała czarnego kota i Colin. Mało co nie wpadł na Rosalyn. Stali pośród tłumu. Ludzie swobodnie przechodzili między nimi, mijali nie zwracając na nich większej uwagi, nawet nikt nie zastanawiał się na kogo się patrzą.
                    Po drugiej stronie szerokiej kamiennej drogi przy okrągłym drewnianym stoliku siedział Faldio. Obok niego Daria. Panował wszędzie gwar, głośne śmiechy, piski i wrzaski niosły się przez całe miasto, a ta dwójka wydawała się żyć w całkiem innym świecie. Najpierw on gestykulował, opowiadał coś z uśmiechem na ustach, uderzył dłońmi w blat i zaśmiał się. Na twarzy kobiety cały czas widniał wesoły uśmiech. Śmiała się, popychała go dla żartów czasami, zasłaniała dłońmi twarz. Cały czas była wesoła. Patrzyła na niego jak na coś co było dla niej nieosiągalne, jednak widok koił jej niespokojne serce.
                    Długo ich cudowne chwile nie trwały. Faldio zauważył swoich przyjaciół i od razu wstał z krzesła. Patrzył na nich ze strachem. Ich ostatnich się tutaj spodziewał. Wydawało się, że swoją winę miał wypisaną na twarzy, lecz jednak nic złego nie zrobił. Więc czemu tak się czuł?
                    Ross przepchnął się przez wszystkich i stanął na czele. Teraz jego kolej, aby mu pomóc.
                    Daria również podniosła się z krzesła. Co chwilę spoglądała na Faldia, a potem na Rossa. Nie wiedziała co się dzieje, ale widocznie nic dobrego. Blondyn miał grobową minę, a Faldio wyglądał na smutnego. Nie rozumiała co się działo. Przed chwilą był taki wesoły. Czy to było przez jego znajomych?
                    - Faldio? - zapytała Daria. - W porządku?
                    - Chciałem się z nią pożegnać - wyjaśnił Rossowi ignorując Darię. Potem spojrzał na nią. - Przepraszam.
                    - Pożegnać? Znowu wyjeżdżasz? - Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
                    - Tak. Tym razem być może na prawdę się już nigdy nie zobaczymy.
                    - Nie wiesz jaki los zgotuje nam życie. Kto wie... może za rok znowu się zobaczymy? - Uśmiechnęła się wesoło i pocałowała go w policzek. - Uważaj na siebie.
                    - Dario! - Wokół nich rozległ się donośny męski głos. Przez ciało Faldia przeszła fala dreszczy. Daria stała nieruchomo. Jej oczy przez chwilę wydawały się puste. Powoli odwróciła głowę w stronę męża.
                    - Colin, zabierz stąd Rosalyn! - Rozkazał Ross. Nawet nie miał czasu się sprzeciwić. Skinął głową i złapał dziewczynę za rękę próbując ją ciągnąć. Jednak ona stawała opór.
                    - Ponieważ on wie! - Dodał Ross. Wyraził się na tyle jasno, aby zrozumiała. Wiedział, że białowłosa jest czarownica. I na pewno nie zapomniał incydentu jak zamroziła jego ciało i skopała solidnie krocze.
                    Po tym  musiała przyznać rację. Pozwoliła porwać się Colinowi. Krzyknął, że będą czekać przy ogromnej fontannie w samym centrum. Pociągnęli ze sobą jeszcze Mel stojącą sztywno jak słup.
                    - Co to ma znaczyć? - Krzyknął w ogromnej furii potężny, rudowłosy mężczyzna. - Myślałem, że już cię nie zobaczę gnido. - Te słowa skierował do Faldia. Jednak on już nie dawał się zastraszyć, takie pozory sprawiał, bo w głębi ducha bał się tego okropnego powrotu do przeszłości.
                    Ross podszedł do Faldia, kiedy mąż Dari zaczął napierać naprzód, i zrobił z siebie żywą tarczę. Też nie zapomniał o ostatniej bójce, po której dochodzili razem do zdrowia przez cały miesiąc. Był zły i po prostu palił się do walki, mimo że myślał iż wcale nie ma szans.
                    Mężczyzna złapał swoją żonę za ramię i odciągnął ją od nich popychając tak mocno, że prawie upadła na ziemię. Nawet na to nie zwrócił uwagi. Obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem i dał do zrozumienia, że policzą się w domu.
                    Nie mógł puścić im ani jej tego płazem! Jak mogła zbliżyć się do tego Tarkisa! Teraz nie był pewny czy aby wcześniej się nie spotkali i nie zrobili czegoś więcej. Właśnie zdążył sobie uroić zdradę ukochanej i wielkiej furii rzucił się na młodych.
                    Szybka ręka potężnego mężczyzny nie wyszła z wprawy. Pięść podążała prosto w twarz Rossa, a po jego upadku miała jeszcze zająć się tym, który uwiódł ukochaną Darię. Ale wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał.
                    Ross złapał za nadgarstek męża rudowłosej. Jego ręka tak po prosty zatrzymała się. Sam blondyn wydawał się zdziwiony, już nie mówiąc o Faldio. A potem puścił dłoń napastnika odpychając go i zaśmiał się:
                    - No tak! Zapomniałem! - powiedział wesoło. - Teraz jestem silny. - Jego usta uformowały się we wredny uśmiech.  Mógł się teraz zemścić za to upokorzenie sprzed roku. Widok przerażonego goryla nie był na tyle satysfakcjonujący, aby mu już odpuścić.
                    Zaczął się cofać. Patrzył na swoją rękę, która miała zmiażdżyć ich twarze. Na nadgarstku znajdowała się odciśnięta dłoń blondyna. Ten widok go przerażał. Jeszcze nikt nie zablokował tak czystego ciosu. To niemożliwe, aby był w stanie to zrobić.
                    - Czym ty jesteś? - zawołał.
                    Krótka bójka zaczęła przyciągać przechodnich gapiów. Jedyni byli ciekawi jak się to potoczy, inni wściekli, że ci ludzie niszczą im przyjemną atmosferę Festiwalu Powitania Wiosny.
                    Jednak nawet widownia nie przeszkadzała mężowi Darii w posunięciu się w następnym kroku. Zacisnął pięści i ruszył na nich prosto niczym byk. Ziemia drżała pod każdym jego ciężkim krokiem stawianym na kamiennej drodze. Był gotowy złapać ich za szyje i zadusić. Nie ważne ile ludzi tam stało. Mógł ich zabić. Mógł...
                    Ross chwycił go, kiedy sięgał rękami do nich, a potem przerzucił go na ziemię. Uderzył z impetem plecami o ulicę i krzyknął głośno. Wtedy obaj, Ross i Faldio odskoczyli od niego.  Ktoś zaczął krzyczeć. Inny wzywał służby, które miały uspokoić rzezimieszków.
                    - Co to było? - krzyknął Faldio.
                    - Potem ci opowiem - zawołał podekscytowany Ross. Zauważył, że w ich stronę szli strażnicy, aby opanować sytuację i być może nawet złapać  tych to wszczynali bojki. Blondyn złapał przyjaciela i pociągnął za sobą. - Musimy iść.
                    - Ale Daria...!
                    Daria patrzyła na Faldia ze smutnym uśmiechem. Ręce były obdarte przez upadek na ziemię, suknia zniszczona, a po brudnych policzkach spływały łzy.
                    - Nie martw się o mnie... Ja sobie poradzę.
                    I znikli gdzieś w tłumie.
                    Kobieta patrzyła jak strażnicy pomagają wstać mężowi. Był wściekły. Kiedy tylko do niej doczłapał cały oblały, złapał ją za fraki i warknął agresywnie:
                    - Jeszcze się z tobą policzę głupia dziwko. Przestanie być tak kolorowo.

                    Faldio obracał się za siebie, jednak nie zobaczył już Darii. Był zły, ale to jego wina, że tak wyszło. Jego poczynania były takie nierozsądne. Gdyby był bardziej uważny, wtedy wszystko mogło potoczyć się inaczej, być może nawet bez obecności jej męża.
                    - Nawet się z nią nie pożegnałem! - jęknął.
                    - Nie martw się. Może kiedyś jeszcze będziesz miał taką okazję. - Odparł Ross, aby poprawić mu samopoczucie.
                    Być może, to co powiedział Ross mogłoby być prawdą, jeśli tylko śmierć nie uśmiechnęła się zagradzając drogę ku ponownemu spotkaniu.

_________________________________________________

Dodałam w końcu rozdział z tygodniowym opóźnieniem. Wybaczcie mi, ale w tym roku naprawdę przykładam się do nauki, w końcu matura. Póki jeszcze daleko to jest spoko. >D 
W każdym razie znowu będę siedziała w domu, więc powitam kolejne zaległości z otwartymi ramionami. 
Następny rozdział planuję dodać za dwa tygodnie. Chyba, że po zabiegu usunięcia już drugiej ósemki będę dała radę coś napisać to może i za tydzień, ale nic nie obiecuję! :D 
Pozdrawiam wszystkich wytrwałych czytelników! ^^ 

16 komentarzy:

  1. Dzięki za info! :D

    Ah! Ross dokopał mężowi Darii... Nie powiem, należało się dupkowi ;/
    Poza tym-Faldio zachował się idiotycznie. Jak nieopierzony młodzik. Nie powinien widywać się z Darią.
    Cóż, Xerara musiała mieć niezły zaciesz, gdy usłyszała o Rosie i Rosalyn, ślubie i dziecku xD

    Cóż, trzeba przyznać, że Yannefer ma niełatwo. Zaczynam mu współczuć. Sądzę, że dobry byłby z niego król... No i miał rację co do Rossa... Biedak!
    Kaende-nadal uważam, że powinni ją zamknąć w jakimś lochu.

    Co do wampirów-ja miałam manię. Już się wyleczyłam... A przynajmniej leczę xD Wiesz, to właśnie ten mrok w wampirach jest taki pociągający ;)

    Mi też nie! Ledwo przebrnęłam przez nią! Ale wszystko się wyjaśniło, gdy okazało się, że to FF Zmierzchu xD
    Cóż, ja machałam aerobiczną szóstkę weidera...czy jak to się nie nazywa... Nie schudłam, ale mięśnie bolały jak diabli... ;/ Więc zarzuciłam ćwiczenia. Nadal przymierzam się do wznowienia-cóż, kondycja i te sprawy!

    Pozdro i weny! :*

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle super. Te emocje normalnie pierwsza klasa. Opłacało się czekać. Sorki za moją upierdliwość. Życzę dużo weny i czasu oraz chęci do pisania. Czekam na NN
    Marcin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się ciesze, że opłacało się czekać. :) I nie przepraszaj za upierdliwość, miło jest gdy ktoś tak bardzo wyczekuje następnego rozdziału. :3

      Usuń
  3. Myślalam o tym co czuł Yannefer, jak opisywał we wspomnieniach Rossa... Aż chciało się powiedzieć "Kochany mały braciszek". To mi się nasuwało na myśl. Mam młodszych braci. Więc rozumiem uczucia Yannefera.
    Hm... Najwyraźniej źle się wyraziłam... Czasem cięzko przelać myśli na papier (tu: komentarz) xD

    Spoko x) Ja znienawidziłam Zmierzch...w sumie nigdy xD Al;e ja miałam lat 16 gdy to przeczytałam xD Więc obecnie, dla duuuzo starszej mnie, Zmierzch już nie jest lekturą obowiązkową ;)
    Co do Van Helsinga-to horror tylko z nazwy xD
    Moim pierwszym horrorem był Underworld... Drugim-Królowa Potępionych.
    Nioom. Pisałam, by zapoznać się z artykułem na ten temat :P
    Hahaha xD To bardzo się cieszę! Mój kolega mnie ochrzanił, że propaguję "wyimaginowane kanony piękna" xD A ja myślałam tylko o tym by znaleźć motywację do ruszenia tyłka z łóżka xD
    Może kiedyś xD
    Pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, zaległości się robią ;_; No ale nic nie poradzę, zasypują nas robotą, ledwo wyrabiam i na nic nie mam czasu. Postaram się nadrobić rozdział w weekend, ale nie obiecuję. :(
    Trochę poniewczasie, ale dziękuję Ci bardzo za komentarz po XV tomie! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hey! Na Home dodałam "Odpowiedzi". Zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. No, nadrobione!
    Jejku, żal mi Yannefera (brat go olał, jakby nie patrzeć), Rossa (ma wyrzuty sumienia, no ale co się dziwić), Faldio (ech, ta nieszczęśliwa miłość), Darii (ma przerąbane z tym swoim mężem), Mel (nieszczęśliwa miłość once again), nawet Odetty (głupia Kaende)... Uch.
    Mam doła, od rozpoczęcia roku akademickiego chyba nic nie napisałam. Już od dawna nie dodałyśmy z Kao rozdziału... Dobrze, że chociaż Ty masz na to chwilę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie jestem i nadal mam 99% pewności, ze zabijesz kogoś, kogo lubię, a tym kimś może być Daria. Tak. Albo Mel. xD Biedna dziewczyna ma męża tyrana. Pewnie ją zgwałci i pobije. No bo po: "policzę się z tobą, dziwko", czego można się spodziewać? Choć z drugiej strony go rozumiem, mąż-rogacz to niezbyt chwalebne określenie.
    W ogóle muszę Cię pochwalić, bo ten rozdział czytało się tak... tak wow. Czy mi się nie wydaje, czy Twoje opisy i narracja ewoluują? :D
    Ciekawe czy Xseara zdradzi. Na pewno. No bo co jej zależy. Ale ten jej śmiech... rety, ja go niemal słyszałam, rozumiesz? XD Haha, a teraz tylko czekać na ponowne spotkanie Kaedne z Rosalyn. Będzie epicko, czuję to! Przygotuję sobie popcorn. xD
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. A jakby tak Rosalyn tak przez przypadek zabiła Kaedne... Hmm. To by było ciekawe. :P
    Ha! A tak w ogóle to witaj! Dawno mnie nie było i musiałam nadrabiać. Ale dałam radę i jestem. :)
    Więc tak...
    Dziękuje, że ogarnęłaś Rossa i Rosalyn! Chwała ci! To było piękne. :)
    Zawsze myślałam, że Faldio będzie z Mel.. Czemu? Nie wiem. Tak jakoś. :P Nie spodziewałam sie Darii. Ale jak i Daria to i jej mąż i pięknie przechodzimy do walki tego tłustego gwałciciela z Rossem. Tan kamień nieźle zawojował w jego życiu. Ja tez chcę ten kamień! Daj! :D
    Nie wiem co jeszcze mogę napisać... Jak coś mi wpadnie to dopisze.
    Aha! Pamiętasz jak ci mówiłam, że mam kota Tenebrisa? No to on strasznie lubi siedzieć mi na ramieniu i sie przytulać do mojego policzka. :P Przypadek? O.o ale jest taki słodki. <3 uwielbiam go. :*

    / Dawniej Clove

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, dobrze cię znowu widzieć! :D
      Wiesz, ja sama nie mogłam wytrzymać z tamtym Rossem. XD Ogarnięcie go było tylko kwestią czasu.
      Myśle, że myślisz, ze Faldio będzie z Mel bo po prostu do siebie pasują. xD Ale jeszcze zastanowię się nad ich losem, bo mam wiele opcji. XD Cieszy mnie że nie spodziewałaś się Darii, lubię zaskakiwać.^^
      Pamiętam twojego Tenebrisa. : D Myślę, że imię teraz pasuje mu jak ulał. : D Nie znam twojego kota, ale też go uwielbiam. :D Jeszcze niech zacznie gadać. :)

      Usuń
    2. Wcale bym się nie zdziwiła. xD ale wtedy to bym chyba w psychiatryku wylądowała. :P hah.
      Nie rozpiszę się za bardzo mi kot o klawiaturze chodzi. :P Ale jedno jest pewne. Ja chcę w końcu wiedzieć co z tym Feniksem ( swoją drogą często czytam prolog 2 części bo mi się strasznie podoba. :D A przepowiednie znam na pamięć. :D ) !!! A tak właściwie... Opowiadanie chcesz zakończyć tą akcją z Feniksem czy opowiadanie będzie się toczyć dalej? No chyba że Rosalyn tego spotkania nie przeżyje. :P Za spojlerujesz mi? Proszę!

      Dawniej Clove

      Usuń
    3. Przepraszam? Powiedźcie, że te kropki sie zamykają. Bo zamykają.. Prawda?
      Mam zwidy? o.O

      Usuń
    4. Opowiadanie zakończy się po akcji z Feniksem. Ja to nazywam u siebie wielką bitwą : D Pewnie moje opisy nie podołają, no ale cóż, zobaczymy. XD Ale po tej bitwie (chciałaś spoiler, to proszę :3 ) napiszę z trzy czy cztery rozdziały o naszych bohaterach 2 lata po zakończeniu wielkiej bitwy. :D

      Usuń
  9. Dziękujemy za kolejny komentarz! Teraz to chyba nikomu nic się nie chce komentować... Przynajmniej w moim otoczeniu. Ale co zrobić, gdy tyle roboty, a za oknem tak bardzo ponuro...?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hey! Zapraszam na rozdział na Czarownicę!

    OdpowiedzUsuń