niedziela, 28 września 2014

Rozdział IV - Chcę ci pomóc

                 Rosalyn weszła do mieszkania Miljany niczym torpeda. Zdyszana i zmęczona przez bieg po schodach na trzecie piętro. Oparła się o ścianę i ciężko odetchnęła rozglądając się po pomieszczeniu i szukając wzrokiem Rossa. Po chwili jego sylwetka wyłoniła się z kuchni. Oparł się ramieniem o framugę, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spojrzał na białowłosą. Dziewczyna zaczesała długie włosy do tyłu i oderwała plecy do ściany idąc w stronę przyjaciela.
                 - Jesteś... - powiedziała z ulgą.
                 - Jesteśmy - zawołała Paili wynurzając głowę zza Rossa. Uśmiechnęła się wesoło i zapytała: - Gdzie mój starszy głupi brat?
                 - Idzie - Rosalyn machnęła ręką i opadła na kanapę. W tym momencie kochała ten mebel. Musiała koniecznie sprawdzić czy jest na górze. Pobiegła pierwsza, naprawdę nie myśląc o tym za bardzo co robi. Kierowała się jednym, musiała zobaczyć Rossa. Kiedy siedziała zerkała na niego co chwilę kątem oka. Dalej stał w tym samym miejscu, jednak nie był zwrócony do niej, lecz do Paili. Rozmawiali o czymś, jednak zbyt cicho by mogła ich usłyszeć.
                 - Czemu biegłaś? - zapytał w końcu Ross wchodząc do salonu połączonego z jadalnią.
                 - Bo tak - mruknęła Rosalyn odrywając od niego wzrok.
                 Wtedy do mieszkania wszedł Colin. Niósł w ręku zapakowaną perukę Rosalyn. Za nim pojawił się Faldio, który opowiadał mu o Nerodekach, a na samym końcu przyszła Mel, pogrążona w swoich myślach i duchem nieobecna w tym pomieszczeniu.
                 Nagle cisza jaka panowała przed chwilą zniknęła i zastąpił ją gwar. Faldio rozmawiając z Colinem starał się go poznać. Pragnął wychwycić jego słabe strony i największe wady, a potem opowiedzieć wszystko Rossowi. Usiedli przy stole, a gdy Colin odwrócił wzrok i wyciągnął rękę do Rosalyn, w której trzymał perukę rudowłosy szybko wystawił kciuka do góry i pokazał go w stronę blondyna. Ten na ten gest pacnął się w czoło, a jego przyjaciel siedział zadowolony.
                 Rosalyn z powrotem usiadła na kanapę, gdy odebrała od Colina swoją rzecz. Czarne włosy rozłożyła na siedzeniu obok i gładziła je palcami.  Ross znowu zajął się swoimi sprawami, a jej po raz kolejny wydawał się taki odległy. Gdyby tylko mogła dowiedzieć się dlaczego tak się stało? Zwinęła włosy i po chwili spojrzała na Mel. Przecież mogła to zrobić!
                 Wstała szybko i podeszła do niej.
                 - Mel?
                 Głos białowłosej wyrwał ją z transu.
                 - Tak?
                 - Mogę cię o coś prosić? - zapytała tak, jakby było to krępujące. Przez chwilę wahała się czy robi dobrze, ale jej ciekawość była ponad jej sumieniem.
                 Mel uśmiechnęła się ciepło. Na kilka chwil ponure myśli opuściły umysł brązowowłosej, ponieważ mogła się skupić na ukochanej przyjaciółce. Od zawsze była dla niej jak starsza siostra. Dla Rosalyn zrobiłaby wszystko o co tylko by poprosiła.
                 - Oczywiście - powiedziała to tak, jakby to było jasne jak słońce. - Co jest?
                 - Ross... Dziwnie się zachowuje. - Skrzyżowała ramiona i zerknęła kątem oka na blondyna. Stał dalej w tym samym pomieszczeniu, jednak przy Paili. Słuchał kłótni z jej bratem, która zaczęła się przed chwilą po tym, jak usłyszała o jego niebezpiecznym polowaniu z ludźmi z  Wioski Ground.  Rosalyn spojrzała ponownie na Mel. - Utrzymuje duży dystans, tak jakby się czegoś bał, albo ukrywał...
                 Nastolatka przypomniała sobie moment, gdy chciała go sprawdzić. Na początku uciekał, a potem wręczył jej prezent przez co o tym zapomniała. Dał jej coś, specjalnie, aby nie mogła odczytać myśli i wspomnień. Musiał trzymać coś w swojej pamięci, co jego zdaniem nikt prócz niego nie mógł się dowiedzieć. Egoistycznie zachował to dla siebie. Tak jakby zapomniał od czego są przyjaciele. Te myśli bardzo ją zasmuciły. Dotknęła opuszkami palców medalionu od Rossa wiszącego na jej szyi i wyjaśniła w jakich okolicznościach go dostała.
                 - Chodźmy - zdecydowała. - Zobaczę wspomnienia Rossa.
~*~
                 Wyglądała na dwadzieścia parę lat, jednak w prawdzie miała już na karku czterysta pięćdziesiąt dwa. Wzrostem nie wyróżniała się za bardzo, ani szczupłą smukłą figurą, talią osy, dość sporymi piersiami, którymi lubiła się chwalić w otoczeniu innych czarownic zakładając kuse ubrania. To cą ją wyróżniało to mocno pofalowane, kończące się na łopatkach, niebieskie, naturalne włosy. Będąc wśród ludzi musiała się z nimi ukrywać, jednak teraz, gdy jest festiwal może spokojnie wypuścić je na światło dzienne i nikt nie oskarży jej o bycie czarownicą.  Oczy były równie błękitne co włosy,a podkreślały jej długie, granatowe rzęsy, nad nimi osadzone były granatowe brwi. Nos miała zgrabny i mały, a usta delikatne i lekko błękitne. Kiedy się uśmiechała w policzkach pojawiały się dołeczki. Ubrania nosiła w kolorze błękitu. Wśród czarownic zawsze upodobniała swój wizerunek do morskiej syreny dlatego dostała przydomek Syrenia Czarownica. Pasowało jak ulał, w końcu też jej magia opierała się na żywiole wody.
                 Od momentu gdy książę Yennefer odezwał się do niej, kiedy oglądał list za swoim bratem, postanowiła go śledzić. Robiła to tylko z czystej ciekawości jak rozwiążę się spotkanie braci, które nieuchronnie się zbliża. Musiała spotkać się z Rossem i Białą Czarownicą w odpowiednim momencie będącym dla niej korzystnym. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy, a skoro miała trochę czasu stwierdziła, że się zabawi w szpiega.
                 Mimo rażącego koloru włosów, nieźle ukrywała się w tłumie. Spotkała kilu ludzi w zielonych i różowych perukach, więc nie patrzyli się na nią jak na dziwoląga. Dotarła za pierwszym księciem West Landu aż do rezydencji radnego, który reprezentował złotowłosych. To tam zaproszenie dostała rodzina królewska.
                 Rezydencja robiła wrażenie. Była chyba największym budynkiem w całym Omnes. Miała także własny ogród wypoczynkowy, a posiadłości pilnowali rycerze z samej stolicy Zachodu. Syrenia Czarownica zastanawiała się jak ma się dostać na teren prywatny bez użycia magii. Jednak to wydawało się niemożliwe. Wyciągnęła szafirową różdżkę zdobioną również szafirowymi wodorostami, a potem rzuciła na siebie skomplikowane zaklęcie niewidzialności. Działało jedynie godzinę, a źle wykonane mogło spowodować na przykład znikniecie samej głowy, czy nogi, jednak ona miała czterysta pięćdziesiąt lat, aby się tego nauczyć mimo iż to zaklęcie z magii uniwersalnej. Zniknęła cała i nikt nie mógł jej dostrzec. Weszła przez bramy, przecisnęła się między rycerzami strzegącymi rezydencji i ruszyła w prawą stronę zaglądając w okna każdego pomieszczenia. Po chwili znalazła ogromne, z białego drewna uchylone okiennice, a za nimi dostrzegła księcia, kobietę rycerz znaną jako Odettę, a także byłą narzeczoną drugiego księcia Kaende i oczywiście Xerarę.
                 Kaende była wściekła, gdy tylko zobaczyła brązowowłosy plebs w drzwiach tego pomieszczenia.
                 - Co wy sobie myślicie sprowadzając brązowowłose ścierwo tutaj? - krzyknęła rozdrażniona.
                 Xerarze pojawiła się na czole pulsująca żyłka, miała ochotę wstać i walnąć rozpuszczoną szlachciankę w twarz, która była na pewno dla niej cenna. Kaende była złotowłosą pięknością z ciałem idealnej kobiety. Niebieskooka posiadała nieziemską urodę, włosy skręcały się w spirale. Nosiła wykwintne suknie typowe dla Zachodu. Niesamowicie zdobione z wieloma dodatkami, wycięciami, dalej pozostawała elegancka.
                 - Uspokój się -  upomniał ją Yannefer - albo odeślę cię z powrotem do West Landu.
                 - Nie masz prawa tego zrobić!
                 - Nie mam? - zaśmiał się. - Chyba mam. Jestem księciem.
                 - A ja będę królową - przypomniała mu władczo.
                 - Jeśli tylko znajdziemy Menerosa - wtrąciła się Odetta. - A jak na razie nie możemy go znaleźć.
                 Syrenia Czarownica zaśmiała się cicho i przetarła oczy, w których pojawiły się łzy. Kaedne zachowywała się jak zwykle. Nic się nie zmieniła. Chyba nawet nie dopuszczała takiej myśli jak nieznalezienie swojego Menerosa.
                 Znała ją trochę z widzenia, jednak nie bardzo zwracała na nią uwagę. Lorene dala jej jedno zadanie, zatrzymać rozwijającą się  chorobę u pierwszego księcia za pomocą leku, który ona mogła tylko zdobyć. Była to woda w głębinach oceanu, strzeżona przez rybowych ludzi. Co trzy lata pojawia się w pałacu pod przykrywką, odwiedza nocą księcia w komnacie i poi go tą wodą, a on nigdy o tym nie pamięta, bo jest już umierający. A następny trzeci rok minie dokładnie za dziesięć miesięcy. Już jest w stanie dostrzec osłabione działanie leczniczej wody. Książę już powoli umiera.
                 - Kim jesteś? - zapytała bez skrupułów Xerara zarozumiałą arystokratkę.
                 Kaende była wielce oburzona, że ktoś taki jak ta brązowowłosa łajza odezwała się do niej w taki niechlujny sposób. Noga na nodze, skrzyżowane ręce na klatce piersiowej i ta mina przepełniona złością.
                 - Jestem narzeczoną Menerosa - odpowiedziała z dumą.
                 Xerara wybuchła nie kontrolowanym śmiechem. Narzeczona Rossa? Jakoś przez chwilę zrobiło się jej żal. Ona czeka na kogoś kto wcale jej nie chcę. Gdyby Ross ją kochał, to na pewno by wrócił, a jednak dalej trwa przy boku Rosalyn i jak widać, wcale nie zamierza jej zostawić. Na pewno będzie jej bardzo smutno jak zobaczy relację ukochanego z wredną wiedźmą.
                 - Co cię tak rozbawiło? - syknęła. - Straż! Zabierzcie ją stąd! - warknęła.
                 - Nie! - krzyknął książę. - Nikt jej nie zabierze. Zabierzcie ją - wskazał na Kaedne. - I trzymajcie w pokoju dopóki nasz gość nie odejdzie.
                 - Co? - fuknęła. Kiedy rycerze zabierali ją z pokoju wykrzyczała: - Nie masz takiego prawa!
                 Kiedy Kaende zniknęła Odetta w końcu odetchnęła i zajęła miejsce obok Xerary. Brązowowłosa była zadowolona, że ich grono opuściła rozpuszczona blondyna.
                 - Może na sam początek opowiesz mi jaki on jest? - zapytał - I opowiesz mi co robił przez ten czas?
                 - W porządku. Poznałam go w swoim rodzinnym mieście. Już wtedy była przy nim jakaś jego przyjaciółka...
                 Syrenia czarownica odeszła od okna i uśmiechnęła się. Wyglądało na to, że Xerara wcale nie miała zamiaru zdradzać, że Rosalyn była czarownicą, jednak zapamiętała fakt, że pochodziła z East, dlatego Odetta i Yanneder myśleli, że ma czarne włosy. Nic nie wspomniała o bieli.
                 Dobra z ciebie dziewczynka Xeraro - pomyślała. - Ale jeśli popełnisz błąd, to za niego zapłacisz.
~*~
                 Mel dyskretnie podeszła do Rossa. Splotła niewinnie dłonie ze sobą i uśmiechnęła się przyjaźnie. Przechyliła głowę w bok i zapytała:
                 - Wszystko w porządku?
                 Starała się zachowywać najnormalniej jak potrafiła. Nie miała pojęcia czy to jej wychodziło, jednak żyła z nadzieją, że przyjaciel nic nie podejrzewał. Spojrzał na nią dziwnie.
                 - Czemu miałoby nie być?
                 - Bo ostatnio... No wiesz... Dziwnie się zachowujesz...
                 Rozplątała dłonie i spróbowała złapać go za rękę. Ross od razu zareagował gdy Mel próbowała go dotknąć. Cofnął się o krok i z nieufnością zapytał:
                 - Co chcesz zrobić?
                 - Sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku - wyjaśniła.
                 Miała dobre intencje, lecz on ich nie rozumiał. Nie chciał aby akurat ona znała prawdę. Była gotowa powiedzieć wszystko Rosalyn o co by tylko poprosiła.
                 - Nie potrzebuję waszej troski. Nie pomoże mi ona - cofnął się o kolejny krok. Był coraz bardziej poirytowany.
                 - Daj spokój Ross! - Rosalyn podniosła głos i zawołała do niego przez cały pokój. Cała uwaga wszystkich przebywających w tym pomieszczeniu została skierowana na nich. Podeszła bliżej, stała niemal kilka centymetrów  od niego. Patrzyła prosto na jego twarz. Była pewna siebie i zdeterminowana. - Zrobiłeś się inny.
                 Ross otwierał usta aby jej odpowiedzieć, jednak w tym momencie Mel złapała go za rękę i zapadła głucha cisza. Blondyn z wielką siłą wyrwał dłoń z uścisku młodej dziewczyny przez co prawie upadła na podłogę. Rosalyn złapała ją w ostatniej chwili. Oparł się o ścianę i ze strachem spojrzał na swoją dłoń. W jego odczuciu było to delikatne. Nie chciał jej krzywdzić. Mel stała już wyprostowana. Jej oczy wydawały się pełne strachu. Zapewne przerażona była tym co zobaczyła. Powoli odwracała się w stronę Rossa. Rosalyn złapała ją za ramiona.
                 - Co zobaczyłaś? - zapytała.
                 Mel spojrzała na nią.
                 - Nic - szepnęła drżącym głosem.
                 - Jak to nic? Jak mogłaś nic nie zobaczyć? - oderwała wzrok na Mel i skierowała go na blondyna. - Co się stało? To nie mogło się zdarzyć!
                 Mel dotknęła dłońmi swoich skroni. Poczuła nagle silny ból głowy. Próbowała skupić swoje myśli, ale nie potrafiła. Widziała wiele obrazów w swojej głowie. To były wszystkie wspomnienia i myśli Rossa, które wcześniej odczytała. Zaczęły się przewijać, stawały się białe, wyblakłe, a potem znikały z jej pamięci. Przestała pamiętać o jego przeszłości. Nie wiedziała nic o nim. Tak jakby nigdy go nie odczytała.  Spojrzała na niego, pamiętała go dzięki swoim wspomnieniom, Rosalyn, Tenebrisa, Faldia, Paili i Ronana.
                 - Jak ty mi to zrobiłeś? - zapytała oglądając swoje dłonie.
                 - Łoł... co się dzieje? - Colin wstał od stołu. Spojrzał kątem oka na Faldio, który wydawał się zdezorientowany. Paili stała na uboczu. - W porządku?
                 - Mel... co się stało? - Rosalyn starała się mówić wystarczająco cicho, aby Colin nie potrafił zrozumieć jej słów.
                 - Ross wymazał mi swoje wspomnienia...
                 Blondyn słysząc to wydawał się zaskoczony. Rosalyn od razu obdarowała go spojrzeniem pełnym piorunów.
                 - Jak?
                 - Nie wiem.
                 Nie chciał się przyznawać, jednak bardzo się z tego cieszył. Mel nie mogła dojrzeć jego wspomnień. Nikt więc nie pozna tych sekretów jakie Lorene kazała mu zachować i chronić przed białowłosą.
                 - Co się dzieje Ross? - jej głos nabrał błagalnego tonu. - Ty nie masz takiej mocy. Nie miałeś. To jej wina? Co ona ci zrobiła?
                 Ross patrzył w tej chwili na Rosalyn. Usta miała zaciśnięte w wąską linię, a jej oczy powoli robiły się szkliste. Wyglądała na bezsilną i przerażoną. Potem spojrzał na Faldia. Był zdziwiony nie mniej co Colin, który nie rozumiał co się dzieje.
                 Rosalyn podeszła do niego i objęła dłońmi twarz blondyna. Spojrzała mu prosto w oczy, które starały unikać się kontaktu wzrokowego i krążyły po całym pokoju.
                 - Chcę ci pomóc - szepnęła.
                 - Nie potrafisz...
                 - Skąd wiesz?!
                 Ross odsunął się od niej i patrzyła jak jej ręce swobodnie i powoli opadają wzdłuż ciała. Zacisnął dłonie w pięści, gdyż czuł nadchodzącą falę  gniewu nie zrozumienia. Nic nie mogła z tym zrobić. Jedynie się dowiedzieć. Teraz była dobra okazja ku temu, gdyby nie Colin.
                 Uważnie obserwowała jego oczy, które przez chwilę wydawały się zmienić kolor na ciemny czerwony, jednak był zmieszany z brązem.
                 - Twoje oczy... - ton jej głosu był śmiertelnie poważny i niski - zrobiły się czerwone...
                 Ross nie miał żadnego dobrego pomysłu na wytłumaczenie, więc spanikował, odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania nic nie mówiąc.
                 - Czerwone oczy? - zapytali Colin i Faldio równocześnie.
                 Rosalyn postanowiła pójść za Rossem. Zaczęła zmierzać do drzwi. Wtedy Ronan wyskoczył z sypialni i cały zdenerwowany krzyknął:
                 - Zaczęło się! Paili, Faldio! Do pokoju - rozkazał, a potem spojrzał na białowłosą. -  Jak dobrze, że jesteś! Musisz mi pomóc.
                 Zawahała się. Patrzyła na Ronana, który oczekuje, że ona mu pomoże, ale w czym? Nie nadawała się do niczego innego jak czarów, a Ronan nie raz musiał odbierać porody, więc uznała, że poradzi sobie spokojnie bez niej.
                 - Wybacz, ale nie mogę.
                 Szybko opuściła mieszkanie zatrzaskując za sobą drzwi. Towarzyszył jej dźwięk krzyków Miljany, wywołanych skurczami.
                 Wybiegła na ulicę. Zaczęła się nerwowo rozglądać, aż w końcu dostrzegła w oddali Rossa. Pobiegła za nim wymijając ludzi, a czasami po prostu uderzała ich łokciem lub ramieniem.
                 - Ross!
                 Od razu poznał jej głos. Wołała go, lecz  się nie odwrócił. Czuł jakby coś w nim pękało, ale to na pewno nie było serce.
                 - Dlaczego na mnie nie spojrzysz? - zapytała doganiając go. Szła za nim, jednak dzieliło ich kilka metrów. Ludzie stojący obok zaczęli się przyglądać, a ci przechodzący zatrzymywać i słuchać. - Dlaczego zacząłeś mnie ignorować? Czemu mi nie powiesz? Ja ci ufam, nawet po tym wszystkim co mi zrobiłeś... Nie potrafisz mi już zaufać?
                 Po tym wszystkim co ci zrobiłem? - te słowa najbardziej zaszły mu w pamięć. Cóż takiego jej zrobił. Chronił ją? Pomagał jej od samego początku? Wspierał?
                 - Co? - zatrzymał się i odwrócił do niej, stali twarzą w twarz.
                 - Jakie znowu "co"? Jak mogłeś zapomnieć, o tym co mi powiedziałeś tej nocy po spotkaniu Lorene? To był żart? To dlatego trzymasz mnie na dystans?
                 Spróbował sobie przypomnieć, jednak widział wszystko jak za mgłą. Pamiętał że słyszał jakieś głosy, ale nawet nie był pewny czy to było zanim dotarli do chaty Miljany. Co takiego mógł powiedzieć? Czy to jego wcześniejsze słowa spowodowały jej oziębłość? Zastanawiał się czy nie mówił o tym, że nienawidzi czarownic lub czegoś podobnego, o co mogła się zdenerwować, jednak to byłoby bez sensu.
                 - Co takiego powiedziałem?
                 W okół nich zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi. Jedni starali się być dyskretni i udawać, że nie patrzą ani nie słuchają, a inni wcale się tym nie przejmowali.
                 Rosalyn zacisnęła mocno dłoń wierząc, że to doda jej sił i odwagi. Patrzyła na Rossa. Poznała po mimice jego twarzy, że nie miał pojęcia o co jej chodzi, co sprawiało jeszcze większy ból. Bo jak mógł zapomnieć?
                 - Powiedziałeś... że mnie kochasz.
                 - Ooo... - Twarz blondyna rozluźniła się na chwilę. Próbował sobie przypomnieć tą sytuację, jednak na marne. Dalej nic nie pamiętał.
                 - "Ooo" - powtórzyła zirytowana. - Tyle masz do powiedzenia? Więc to tak? To był głupi żart?
                 - Nie - odparł po chwili. Dotknął palcami dłoni do czoła i zaczął się zastanawiać co dalej powiedzieć. Właśnie się dowiedział, że miesiąc temu powiedział coś co planował powiedzieć już dawno, jednak w całkiem inny sposób. Był na siebie zły. To jego wina, że ona była wściekła. Jakże to było naturalne z jej strony. A potem sam ją odtrącił. - To prawda - odezwał się ponownie opuszczając dłoń. - Ale chciałem to powiedzieć w inny sposób.
                 - To znaczy, że...
                 - Kocha cię białowłosa dziewczyno - krzyknął ktoś z tłumu.
                 Nie miała pojęcia co się dzieje, gdy tłum zaczął im kibicować. Krzyczeli, śmiali się i klaskali. Próbowała pojąć ich zachowanie. Była zdezorientowana. Przyglądała się tępo twarzom ludzi, którzy kazali jej podejść do blondyna. Kiedy w końcu zrozumiała przekaz spojrzała na Rossa. Uśmiechnęła się w ten specjalny uroczy sposób w jaki uśmiechała się wtedy, gdy naprawdę była szczęśliwa. Ten uśmiech rzadko dany jest do oglądania. Zaczęła iść powoli w stronę Rossa, a gdy w końcu do niego dotarła objęła go z ramionami i wtuliła się w jego klatkę piersiową, jednak on jej nie objął.
                 - Pocałuj ją! - zaczęli krzyczeć.
                 Rosalyn spojrzała na twarz Rossa czekając na to, na co i czekał też tłum. Po raz kolejny dane jej było zobaczyć te same oczy przepełnione czułością, które tak mocno wielbiła. A potem pocałował ją delikatnie.
                 - Muszę ci coś powiedzieć - szepnął na ucho i ujął jej dłoń najdelikatniej jak potrafił, po czym uciekli od ciekawskich gapiów.
                 - Co takiego? - zapytała podekscytowana.
                 Kiedy stali wystarczająco daleko od fanów Ross postanowił posłuchać rady Tenebrisa:
                 - Lorene ukradła mi serce.
                 - Że co?
________________________________________________________

Na początku: hehehe. Tak ogarnęli się. XDD Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. :D 
W ogóle co myślicie o Syreniej Czarownicy? No i oczywiście pojawiła się ukochana Kaende, niedoszła żona Rossa. :3 Tak w ogóle to charakter ma paskudny, ale muszę przyznać, że lubię pisać jej fragmenty. Ciekawa postać i zawsze się z kimś kłóci, dzięki czemu mogę powyzywać inne postacie. 
Tak pro po, rozdziały na razie dodawane będą co tydzień póki mam tą super wenę. W ogóle tak myślę, że jeśli dalej będe w takim tępie rozdziały pisać, to możliwe, że prywatnie skończę opowiadanie w dwa tygodnie, bo ten tydzień, prócz jutra przesiedzę prawie caluteńki w domu. Powiem czemu: we wtorek jadę wycinać moje kochane ząbki - ósemki. C: 
Boję się jak cholera, ale... posiedze w domu i pogram w simsy chociaż XDDD i kto wie... może tak będzie bolało, że będe musiała schudnąć! Nie narzekałabym wtedy. :D 
Pozdrawiam! :D 

10 komentarzy:

  1. Jej no widzę ta wene widzę :D
    ech w końcu się pocalowali na zgodę!!!! Teraz tylko rozwiążą wszystkie problemy i będą mieli dzieci dom z ogródkiem i kota xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynając od początku: wpadłam tu poinformować o ostatniej części Seven Devils! A tu proszę, rozdział!

    Po kolei: Kaende-suka jakich mało.
    Syrenia Czarownica- póki co nie mam zdania.
    Potem pominę resztę gdyż... NARESZCIE!! Nie no! I ten tekst Rossa "Ooo" xD Boże, gleba! Zazdroszczę ludziom, którzy to widzieli! Po prostu telenowela brazylijska! xD A ja lubię co poniektóre telki, więc to komplement xD
    I było buzi buzi... Mmm... Cudownie! A teraz tak z innej beczki-a co z Colinem?? o.O
    Ale Ross ładnie wypalił- Lorene ukradła mi serce. W morde! Ja to bym tam na zawał zeszła! Serio!

    Co do tego chudnięcia-zapytam: masz ty w ogóle z czego chudnąć?? o.O Bo wiem z doświadczenia, że odchudzają się lub marzą o schudnięciu osoby o fajnych figurach ;)

    Pozdro i więcej weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hoho, wreszcie do czegoś doszło. Dobrze, że się nieco ogarnęli, choć osobiście wolałabym, żeby było to bardziej opisane. ^^ Swoją drogą, nie chciałabym robić takiej sceny przy ludziach! :o
    Syrenia Czarownica... Hm. Wydaje się ciekawą postacią, ale co będzie dalej, dopiero zobaczymy. Niemniej ma najlepszą możliwą moc (kocham wodę, co zapewne widzisz po postaci Ayi z VK xD)!
    Kaende jest niesamowicie irytująca, nie znoszę takich osób, ale faktycznie jako postać stwarza pewne możliwości. :D
    Zastanawia mnie, czy Rosalyn i Ross na poważnie zaczną ze sobą być i co na to Colin... :( Biedny ;_;
    Ech, zazdroszczę weny, choć z drugiej strony, ostatnio też trochę mnie naszło - tyle że niestety wybiegłam naprzód i nie mamy z Kao dosłownie ani zdania do następnego rozdziału VN. -.-
    Miłego siedzenia w domu i grania w Simsy! Wycinanie ósemek naprawdę może boleć, moja koleżanka to przechodziła i nie było miło... Ale wszystko da się przejść! Ja niestety z moimi ósemkami się nie rozstaję. :/
    A tak jeszcze troszkę z innej beczki: z góry przepraszam, ale pewnie niebawem zacznę miewać zaległości w czytaniu, komentowaniu albo i jednym, i drugim. Wiesz, rok akademicki się zacznie, a II rok to nic, tylko krew, pot i łzy, szczególnie jeśli chodzi o mój kierunek. ^^'

    A teraz w ramach odpowiedzi na Twój komentarz pod tomem VI:
    Jak miło, że tak się wyrażasz o Kage! To jedna z moich ulubionych postaci! <3 Jego wątek oczywiście również będzie rozwinięty, nie martw się. ^^
    Też nienawidzę zakupów, to dla mnie niemalże tortury. Za to Kao je lubi (w sensie moja siostra), więc pisząc tamten rozdział, trochę wzorowałyśmy się na nas (co zresztą często robimy). Niemniej, żeby nie było, prawdziwa Kao nie jest tak irytująca jak ta z opowiadania, która zresztą też dojrzeje, ale w swoim czasie. ;)
    Ichiru jeszcze się pojawi. I to już niedługo! :D Bardzo niedługo.
    Ech, z losowaniem pytań na maturze faktycznie może być średnio, ale przynajmniej każdy "chwali się" swoją wiedzą, a nie cudzą. Sama przyznaj, że to niezbyt sprawiedliwe, gdy jedna osoba haruje i dostaje np. 70%, a ktoś, komu pracę napisał ktoś inny, wylatuje z 95%. A takie rzeczy też się zdarzały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że w ogóle znalazłaś czas! i dobrze rozumiem, studia to ogólnie (tak mi się wydaje) ciężka sprawa. No i jeszcze jesteś na japonistyce, to dla mnie w ogóle kosmos!
      powiem ci, ze prócz grania w simsy mam w planach jeszcze twoje opowiadanie! Ale przysiąde siędo niego jutro.. a raczej przyleże bo najlepiej się czuje jak leżę : DD no i jeszcze planuję się uczyć. XDD

      Wiesz, trudno nie lubić Kage ze względu na to jaki jest, a co o nim myśli Aya xD To sprawia, że jest jeszcze ciekawiej. xD
      Jej! Ichiru, i mam jeszcze większą chcicę na czytanie... zaraz chyba odpalę na telefonie waszą stronę :D
      Co do tego losowania, tak masz racje, bardziej uczciwe to jest. Moja siostra cioteczna sama pisała pracę choć mogła wziąć swojego brata, więc. Podziwiałam jej genialną postawę. :D

      Usuń
    2. Ano ciężka. Dopiero przez dwa dni miałam zajęcia, a już po trosze mam dość, tym bardziej, że każdy wykładowca zapowiada, iż ten rok będzie okropnie ciężki, ale "ganbatte kudasai!" (wielka mi zachęta x_x).
      Ech, chciałabym mieć czas na Simsy... Ale najśmieszniejsze jest to, że w wakacje nawet ich nie włączyłam. Obie z siostrą grałyśmy... w trakcie sesji xD Jak nie mamy czasu, to go tracimy na głupoty, jak mamy - nie robimy nic. Okropieństwo!

      Wiesz, tak na dobrą sprawę pisanie pracy było niemalże dobrą zabawą. Gorzej ze stresem na samej maturze.

      Przechodząc do Twych komentarzy u nas:
      Bardzo się cieszę, że tyle naszych pomysłów Ci się podoba. :) Heh, uczucia Ayi to temat-rzeka, bo to wiecznie zdołowana dziewczyna jest xD Ale dobrze kombinujesz xD Chociaż często to tak jest, że coś widzą wszyscy dookoła, ale sama osoba zainteresowana nie. Życie jest w takich momentach wręcz śmieszne!
      Ojejku, nie masz pojęcia, jak miło usłyszeć, że Cię zaskoczyłyśmy (i Kiran... i parę innych osób xD)! ^^ Lubimy to robić, szczerze mówiąc :D
      W ogóle to słodkie, że tak polubiłaś Ichiru. Większość czytelników mimo wszystko większą uwagę zwracało na Zero chociażby, a Ty od początku jakoś zainteresowałaś się jego bratem. :) No i Otsune, przyjaciółka Ayi, też często była w jakiś sposób pomijana jako postać drugoplanowa. A ja też ją bardzo lubię, to musi być świetna przyjaciółka! :)
      Co do Kage - Reiko, Touga i Kaien naprawdę myślą, że to on zabił Maayę, to nie tak, że okłamują Ayę. Będzie to wyjaśnione później. :) Tak samo jak sprawa ojca Kaori. ;)
      No tak, akcja z Rido już niebawem. Pamiętam stare czasy, gdy naszym celem było najpierw dobrnąć do akcji z Shizuką, potem do Rido... A dalej była już głównie nasza radosna twórczość, która okazała się stokroć lepsza od podążania za mangą ^^ Co prawda część wydarzeń wplotłyśmy, ale to już bardziej na zasadzie dodawania akcji z mangi do opowiadania, a nie na odwrót. ;)
      Życzę miłego dalszego czytania! ^^

      Usuń
  4. Rozdział zajebisty. No i wreszcie się pocałowali. Nie wiem dlaczego ale nie lubię Colina. No i tej całej Kaende - suka pieprzona. Dopisuję się do tego co napisała Eda. Życzę weny i pozdrawiam.
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  5. Z jakiej jesteś miejscowości w woj. Lubelskim????

    OdpowiedzUsuń
  6. Od razu piszę: z komentarzami może być ciężko, ale wiedz, że z rozdziałami będę na bieżąco. :d Chciałam Cię pocieszyć: mi kiedyś rozcinali podniebienie, więc wyrywanie ząbków to przy tym pikuś i mam nadzieję, że dałaś radę. :D

    No, jeśli chodzi o rozdział, widać, że masz wenę, co mnie niesamowicie cieszy! Syrenia wydaje się być zajebista, a i jej słowa: "dobra z cienie dziewczynka" świadczą o tym, ile ona wie i jaką ma władzę. :O Liczę, że wątków z nią będzie więcej. Przyznam szczerze, że nie sądziłam, iż Ross wygada się... a tu taka niespodzianka. Ja cię, a jak Rossalyn zareaguje na opowieść księcia? Bo Ross chyba wyzna jej wszytko albo pominie te ważniejsze szczegóły.
    Haha, a jak ktoś z tłumu krzyknął, że Ross ją kocha, a potem zaczęli wiwatować, aby ją pocałował, chciałam aż krzyknąć: gorzko, gorzko, ale w ostatniej chwili się opanowałam, bo w miejscu publicznym byłoby to co najmniej dziwne. xD Super, że nareszcie TO zrobili. XD No i co, czekamy na następny rozdział.
    Przesyłam wenę i buziaki! :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, i zapomniałabym dodać: nic dziwnego, że Ross uciekł sprzed ołtarza, toż to babsko jest nie do wytrzymania. xP I nie dziwię się, że lubisz o niej pisać - pisanie o takich głupich dziewuchach daje pewną radość. :D

      Usuń