sobota, 13 września 2014

Rozdział II - Zacznij od tego, że nie masz serca

              Ronan zaczął zarządzać mieszkaniem Miljany. Traktował siebie jako zastępcę, a w szczególności, że teraz w domu przeznaczonym dla czterech osób mieszkało dziewięć. Wiadome było, że w tej chwili Rosalyn będzie spała w pokoju razem z dziewczynami, ale problemem było wciśnięcie gdzieś Rossa i Colina. Ktoś musiał iść na strych. Gdy tylko o tym czarnowłosy usłyszał zaprzysiągł sobie, że nie odpuści, będzie się kłócił do póki nie wygra. Bo kto by chciał spać na strychu, tylko pod kocem na twardej podłodze wyścielonej jakąś szmatą?  Podróż do Omnes była dla niego obozem przetrwania. Kilkudniowe spanie w lesie dało mu się we znaki. Nie chciał do tego wracać. Kiedy natrafiali na miasteczka był wniebowzięty, bo mógł się wreszcie wykąpać i porządnie wyspać w miękkim łóżku.
              To co się stało zaskoczyło wszystkich. Nim zdążyła zacząć się kłótnia Ross ją zakończył słowami:
              - Ja pójdę.
              Ostatnią rzeczą jakiej pragnął Ross było długotrwałe sprzeczanie się z Colinem. Ostatnimi czasy i tak miał go dość. Nie chciał nawet myśleć, że będzie musiał go jeszcze znosić. Rezygnacja blondyna ze spania w pokoju bardzo zadowoliła Colina. Czuł respekt. Przez chwile nawet pomyślał, iż Ross mógłby się go obawiać. W końcu był od niego starszy o rok, a także uważał się za silniejszego ale i tak to go zdziwiło.Colin nie był pyszny. Nie wywyższał się z reguły nad innymi ludzi. Oceniał wszystko realnie, nie wyobrażając sobie nic niezwykłego, lecz do oceny Rossa miał  wiele informacji. Jedną z nich właśnie przedstawił przy wspólnym obiedzie. Wszyscy ścisnęli się przy stole, Paili i Mel na początku krążyły wystawiając wszystkie potrawy na drewniany stół, a potem dołączyły do reszty. Miljana siedziała przy Colinie i poprosiła, aby opowiedział jej jakąś historię, która przydarzyła im się podczas podróży. Przygód nie mieli wiele. Większość czasu  spędzał na rozmowie z Rosalyn. Zawsze kiedy rozmawiali Ross szedł za nimi i słuchał, ale nigdy się nie odzywał, czasami nawet nie zwracał na nich uwagi i żył we własnym świecie. Czasami białowłosa sprawdzała czy za nimi idzie, a czasem po prostu zapominała o jego istnieniu. Przynajmniej takie wrażenie miał Colin. Przez cały miesiąc podroży podejrzewał, że kiedyś byli w dobrych stosunkach, chwilami przeczuwał, że jakiś specjalnych, ale coś musiało się stać bo dystans między tą dwójką mógł dostrzec każdy.
              Colin zdecydował się wybrać jedną opowieść, bo tylko ta jedna nadawała się do opowiedzenia.
              Paili siedziała między Rosalyn, a Mel, obok Mel Faldio, a po drugiej stronie Ross, Ronan, mały Pete, Colin i Miljana.
              Historia czarnowłosego opowiadała o tym, jak pewnej gwieździstej nocy, tuż po tym jak rozpalili ognisko zostali zaatakowani przez dwóch rabusiów. Wyskoczyli znienacka wymachując szablami i grożąc, że jak nie oddadzą pieniędzy to ich zabiją. Rosalyn odezwała się bezczelnym tonem, dość typowym i często używanym. Mówiła wtedy, że nie mają żadnych pieniędzy, co było akurat prawdą, ale Colin o tym nie wiedział. Zaczęły się krzyki, kłócili się jak dzieci przekrzykując z Rosalyn, a tą sytuacje opowiadał śmiejąc się. Zajadający przy stole mieli podobną reakcję i powtarzali w kółko "To cała Rosalyn!" Jedynie Ross miał ponurą twarz i Tenebris, który siedział na jego ramieniu. Od ich powrotu cały czas się go trzymał. Prawdopodobnie też by się śmiał, ale wesoły kot na pewno nie był czymś zwykłym i mógł tym przestraszyć Miljanę, Colina czy małego chłopca.
              Następnie opowiedział, że po chwili przestępcy ruszyli z atakiem. Colin przedstawił siebie jako bohatera całej tej sytuacji. Stanął przed Rossem i Rossalyn do walki, by móc ich ochronić. Wyjął miecz, który sam wykuł, bo w wiosce pracował jako kowal, i pokonał dwóch rzezimieszków.
             - Sam? - Wtrącił się Faldio. - Nie wierzę. Na pewno ci pomógł Ross - poklepał przyjaciela po plecach szczerząc się wesoło.
              - Właściwie to nie - odpowiedział spokojnie, tak jakby to co właśnie Colin powiedział wcale go nie obchodziło. Pewnie w innych okolicznościach by się zdenerwował, gdyż przedstawiał go w złym świetle.
              Faldio patrzył na niego z niedowierzaniem.
              - Nie wierzę.
              - To uwierz - odezwała się Rosalyn. - Stał jak kołek. - Wypowiadając ostanie słowo mierzyła wzrokiem blondyna mając nadzieje, że zareaguje na obelgi i się w końcu opamięta. Jednak nic go to nie ruszyła. Przytaknął tylko.
              - To prawda.
              Colin skinął głową. Nie chciał nic dopowiadać na ten temat. Pomyślał, że to mogło wyglądać nieco niekorzystnie dla niego. Nie chciał wszczynać kłótni, zwłaszcza że poznał własnie nowych ludzi i chciał z nimi utrzymać dobre relacje.
              - Jak to? Stary, co jest z tobą? - Rudowłosy był niezwykle zawiedziony. Nie mógł sobie wyobrazić biernego Rossa w obliczu niebezpieczeństwa. Co ta czarownica im zrobiła?
              - Po prostu nie mogłem nic zrobić.
              - Nie mogłeś? Czy nie chciałeś? - dopytała Rosalyn.
              W pomieszczeniu zapadła cisza, a wszyscy oprócz małego Pete, który wcale nie słuchał opowieści Colina, patrzyli własnie na Rossa. Wyglądali jakby czekali na jakąś odpowiedź, dlaczego stchórzył.
              To nie tak, że bał się tych dwóch. Był przerażony tym co zrobiła mu Lorene. Jego serce nie biło. Miał dziwną siłę. Czuł, że jeśli zaatakuje tych ludzi, to nie pokona ich w naturalny sposób. Colin ich nie zabił. Pokonał i związał,a Ross mógłby to zrobić bez większego wysiłku. Po prostu raz uderzyć. Przerażało go to, że mógł mieć krew tych ludzi na swoich rękach. Nigdy jeszcze nikogo nie zabił. Pokonywał ludzi, ale nie zabijał.
              Ten wzrok wszystkich go wyprowadził z równowagi. Oni by tego nie zrozumieli. Nie, dopóki nic nie wiedzą. Myślał prawie cały czas, aby opowiedzieć o tym Rosalyn. Nawet teraz by mógł, ale widział tą wściekłość w jej oczach. Dlaczego była na niego wkurzona?  Miał dość, więc postanowił skończyć z tym.
              - Dziękuję za obiad - powiedział i wstał od stołu. Zostawił wszystkich bez odpowiedzi.
              Zabrał swoje rzeczy, wspiął się po drewnianych, stromych schodkach, otworzył drzwi w suficie i wszedł na strych. Zamknął je za sobą, a potem się rozejrzał. Sufit był bardzo nisko, tylko stojąc przy jedynym tam oknie mógł się wyprostować. Otworzył je aby wywietrzyć pomieszczenie. Drewniana podłoga skrzypiała pod jego stopami. Usiadł na podłodze i postawił obok siebie plecak.
              Nie chciał teraz przez chwilę z nikim przebywać ani z nikim rozmawiać. Zastanawiał się jak długo to jeszcze ma trwać i kiedy przybędzie Feniks? Co oni do tej pory będą robić? Siedzieć tutaj? To niemożliwe. Po tym jak Miljana urodzi, na pewno się stąd wyniosą. Ale co wtedy? Wcześniej podróżowali za Rosalyn, bo ona miała jakiś cel, ale już go nie ma. On odszedł by uwolnić Cedilię, jednak plan okazał się fiaskiem. Cedilia od roku jest martwa. Faldio odszedł z domu, bo nie mógł żyć z tym, że jego ukochana została zmuszona do małżeństwa i nie potrafił jej oglądać z innym mężczyzną. A Mel nie ma ani domu, ani rodziny. Podróżowała by nie być sama. Zastanawiał się co teraz się stanie.
              - Ross? - odezwał się Tenebris schodząc z jego ramienia. Usiadł na udach i spojrzał na jego twarz. - Co się stało jak pokonaliście czarownicę? Rzuciła na was jakieś czary?
              Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, potem uznał, że kota powinien wtajemniczyć. Będzie wiedział co zrobić, czy powiedzieć prawdę o Lorene Rosalyn czy nie. Znał ją lepiej i poczuł, że ma w tym kocie oparcie. I też było. Pierwszym najważniejszym dla Tenebrisa człowiekiem była Rosalyn, po tym jak Fendara zginęła. Nigdy nie lubił tego przyznawać, ale przywiązał się też do jasnowłosego księcia, mimo, że zawsze dla złośliwości nazywa go kotem. Lubił jak go nosił na rękach, głaskał, czy rozmawiał z nim. I czuł przede wszystkim, że może mu ufać.
              - Czarownica... zabrała mi serce.
             Źrenice kota rozszerzyły się. Wydukał tylko niewyraźne:
              - Że co?
              Myślał, że to żart, jednak po poważnej minie Rossa zmienił zdanie. Chłopak wziął go do ręki i przyłożył go do klatki piersiowej.
              - Słuchaj - nakazał.
              - Nic nie słyszę... - szepnął.
              - Wiem. Nie ma go. Nie bije. Zastąpiła je moim szkarłatnym kryształem. - Westchnął ciężko i posmutniał. Odstawił Tenebrisa na ziemię, ale on i tak po chwili wdrapał się mu na nogi. Usiadł we wcześniejszym miejscu i poprosił, aby mu wszystko opowiedział.
              To była o wiele ciekawsza historia, niż ta opowiedziana przez Colina, ale tylko Tenebris ją usłyszał.
              Ross opowiedział wszystko co przekazała mu Lorene. O tym jak kierowała ich życiem, to co zrobiła Rosalyn, jak kontrolowała ludźmi, aby jej nienawidzili. Kocur poznał też nawiązanie ich żyć do Legendy o Nix. Ross był królem, Rosalyn Nix, a Colin ukochanym Nix, tym którym próbował ją uratować. Zagrożenie, które nieuchronnie nadchodzi. Feniks pojawi się już niedługo, lecz nikt nie wie kiedy i ile czasu im zostało. Ross w swojej opowieści starał się nie pominąć ważnych elementów, oczywiście nie wspomniał nic o ludzkim życiu kota.  A kiedy skończył czekał na komentarz kota i dość szybko go usłyszał.
              - W tym wszystkim dobre jest to, że te czarownice uratowały ci brata - zamyślił się na chwilę. - Zaraz! - zawołał głośno. - Skoro wszyscy w wiosce byli kontrolowani, to znaczy, że tak naprawdę nie nienawidzili Rosalyn. Czy to nie wspaniałe? Skoro Lorene już nie żyje to wszystkie jej klątwy powinny prysnąć!
              Ross patrzył na kota i pomyślał o wszystkich czarach.
              - Nie jestem tego pewien.
              - Dlaczego?
              - Bo jeden czar wciąż się trzyma - uśmiechnął się smutno.
              - Jaki? Masz na myśli swoje serce? Podejrzewam, że to coś w stylu zadaniu rany fizycznej,  nie zagoi się mimo wszystko - przyznał.
              Ross pokręcił głową. Wskazał na niego palcem.
              - Mówię o tobie. To Lorene przemieniła cię w kota.
              Mały Tenebris poczuł się bardzo słabo. Do tego miał wrażenie jakby coś ciężkiego spadło na jego kocie serce.  To było dziwne, ponieważ  po raz pierwszy doświadczył tego uczucia. Spojrzał na Rossa złotymi, smutnymi ślepiami.
              - Moją klątwę zdejmie tylko moja śmierć - przyznał. Chciał szybko zmienić temat więc dopytał z ciekawości: - Czemu nie powiedziałeś tego Rosalyn?
              - Co miałem powiedzieć? Czarownica, którą zabiłaś naprawdę miała dobre zamiary, bo chciała cie tylko uratować. Jesteś Nix i musisz zabić Feniksa, bo tak powiedziała kobieta, której nienawidziłaś? - prychnął. - Już widzę jej reakcje.
               - Zacznij od tego, że nie masz serca - doradził. - Potem jak ze mną, pójdzie jak z płatka.
              Drzwi w podłodze otworzyły się. Bez żadnego pukania i czekania na zaproszenie do środka, Faldio wynurzył swoją głowę. Rozejrzał się po strychu, a jak jego wzrok natknął Rossa i Tenebrisa rozmawiających uśmiechnął się wesoło.
              - Idziemy na miasto. Idziecie z nami?
              - Idziemy - zdecydował Tenebris. Spojrzał na Rossa - To dobry moment by wszystko wyjaśnić.
              Ross podniósł się z ziemi posądzając delikatnie Tenebrisa na swoim ramieniu. Potem razem z Faldio wyszli z kamienicy, bo Rosalyn, Mel i Colin czekali już na zewnątrz. Mieszkańcy robili  ostatnie poprawki dekoracji, oraz przygotowanych atrakcji, bo ich święto było jutro.  W szóstkę wyruszyli w stronę centrum. Mel szła obok Rosalyn, a ona obok Colina. Ross obserwował każdy ruch białowłosej. Miał ochotę do niej podejść, złapać ją za rękę... A potem pomyślał, że to zły pomysł. Może po prostu podejdzie i poprosi by mogli porozmawiać? Rudowłosy od razu zauważył bitwę myśli, która po prostu była wymalowana na twarzy przyjaciela.
              - W porządku? - zapytał uśmiechając się. - Wkurza cię Colin? - Wskazał na czarnowłosego, który akurat w tym momencie zaczepiał Rosalyn. Złapał ją za rękę i pociągnął do jakiejś wystawy by jej coś pokazać. - Mocno się lubią. To widać - stwierdził i spiorunował go wzrokiem.  Wtedy Ross właśnie przypomniał sobie o jeszcze jednym problemie jaki stanowił Colin. Musiał przyznać, że faktycznie wyglądali jakby się lubili. Aż za bardzo. Czy on na to im pozwolił podczas podróży do Omnes? Był bardziej zajęty swoimi rozterkami, a nie ich relacją. Faldio z całej siły uderzył Rossa z liścia w policzek chcąc go wyrwać z tych cholernych rozmyśleń, w których był uwięziony od dłuższego czasu jego umysł. Przebudził się, a rudy zawył z bólu. Twarz jego przyjaciela pozostała w bezruchu, ani nie drgnęła od uderzenia, a dłoń Tarkisa była cała czerwona i pulsowała. Trzymał ją w drugiej ręce, ale cały czas patrzył na Rossa: - Spójrz! - skinął głową na Colina i Rosalyn. - Jak ty do cholery możesz na to patrzeć? Zrób coś z tym, bo mnie szlag trafia. Myślałem, że ci zależy na Rosalyn, bo jej zawsze zależało na tobie. Rusz dupę i walcz!
              - Dobra - przytaknął.
              - Dobra? - wysapał. Kiedy Ross go wyminął wyspał jeszcze raz z niedowierzania co usłyszał. - Powiedział dobra? Tylko tyle?
              Kiedy Colin oglądał na wystawę, wzrok Rosalyn został przykuty do straganu z perukami. Patrzyła na różnokolorowe włosy z fascynacją. Podeszła do nich nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Była tak zapatrzona w dany kolor włosów, że zapomniała o całym świecie co ją otaczał. Stanęła na przeciwko długich, prostych i czarnych włosów. Przeczesała delikatnie palcami wiszącą perukę i pomyślała o tym jakby wyglądała w tym kolorze. Na pewno tak, jak każdy w jej wiosce. Być może traktowali by ją jak jedną z nich. Być może mama nazwałaby ją Rosalyn, a nie Missfoster. I nikt nie uważałby jej za dziwadło. Wystarczył inny kolor włosów.
              - Podoba ci się?
              Podskoczyła jak usłyszała za plecami znajomy głos. Odwróciła się i spojrzała na Rossa, a potem na Tenebrisa siedzącego na ramieniu. Gdyby blondyn miał opaskę na jednym oku wyglądałby jak pirat, a kocur robiłby za prywatna papuga. Ta myśl rozbawiła ją. Uśmiechnęła się wesoło po czym odwróciła znowu do peruki:
              - Chyba tak... Po prostu myślę, że jakbym ją miała...
              - Wiem co masz na myśli. Twoje włosy...
              Ross stanął obok i skupił na niej wzrok. Wcześniej głos Rosalyn był smutny, jednak widział jak jej twarz rozjaśnia się w blasku nikłego uśmiechu.
              - Myślisz, że by mi pasowała? - zapytała entuzjastycznie odwracając się do niego.
              - Przymierz.
              Grubszy, jasnowłosy pan, do którego należał stragan zdjął czarnowłosą perukę i podał ją Rosalyn.
              - Wiedzę, że pani już jedną ma - uśmiechnął się. - Jest bardzo ładna.
              Niespodziewany komplement zawstydził młodą czarownicę. Jej policzki szybko przybrały różowej barwy. Lubiła słuchać, gdy ktoś chwalił jej włosy. Rzadko to się zdarzało, a jeszcze rzadziej można było usłyszeć to od obcego. Ale powiedział to tylko dlatego, ponieważ myślał, że ma na sobie perukę.
              Ross wziął od niej czarnowłosą perukę i pomógł założyć. Wziął głęboki wdech, gdy wkładał pod spód wszystkie białe włosy. Cały czas uważał, ale chociaż nic nie pociągnąć. Bądź delikatny - powtarzał kilkakrotnie w myśli, aż w końcu skończył. Podszedł z nią do lustra by mogła się przyjrzeć.
              Gdy Ross zaproponował jej pomoc od razu się zgodziła. Wpatrzona była na jego skupioną twarz, przepełnioną czułością. Każdy jego ruch dłonią, palcami był delikatny i subtelny. Skupił brązowe oczy na włosach. Dostrzegła w nich delikatną nutę strachu, jednak zdominowane były czymś innym, czymś co ostatnio widziała u niego tej nocy kiedy wyznał jej miłość.
              Była na niego zła ostatnio, bo jak mógł zapomnieć o czymś takim ważnym? A może żartował z niej. Nie wiedziała i bała się zapytać, więc ustawiła tarcze w okół niego zbudowanej z gniewu. Teraz ona po prostu zniknęła. Nie było żadnych negatywnych uczuć. Tylko przyjemne ciepło i radość.
              - Jak wyglądam? - zapytała nim przyjrzała się w lustrze. Uśmiechała się cały czas wesoło. Przez chwilę wydawało się, że można było pomylić ją z jakimś innym człowiekiem, przez wzgląd na jej niesamowity dobry humor.
              Rosalyn stanęła przed swoim odbiciem i trudno było jej uwierzyć jak bardzo kolor włosów potrafił zmienić wygląd. Peruka miała krótką grzywkę ściętą na bok, długość włosów sięgała do połowy uda. Dłuższe były od jej naturalnych. Gdybym tak wyglądała... - pomyślała.
              - Pasują ci -  powiedział Ross.
              Tenebris zamruczał.
              - Wolałem cię w twoich naturalnych włosach. Są przepiękne - wtrącił się Colin. Nagle pojawił się obok nich.
              Ross spojrzał wilkiem na Colina i próbował prześwidrować go wzrokiem. Nie musiał patrzeć na Rosalyn, by wiedzieć, że po tych słowach na pewno się zawstydzi. Zdjęła szybko perukę, ale mimo wszystko ją kupiła.
              - Choć, pokażę ci coś jeszcze - zaproponował czarnowłosy, a czarownica się zgodziła. Złapał ją za dłoń i znowu pociągnął opowiadając o czymś.
              Rosalyn odwróciła się by móc spojrzeć na Rossa. Miała nadzieję, że na nią patrzy. I patrzył. Tylko jego wzrok był smutny. Odwracał się powoli od niej. Wyciągnęła rękę  w jego stronę, ale zdążyła zniknąć w tłumie.
              - Świetnie Ross - mruknął Tenebris. - W sumie też mogłeś jej powiedzieć, że w jej naturalnym kolorze było lepiej.
              - Zamknij się kocie.
_________________________________________
Starałam się nad tym rozdziałem, ale czytając go niesamowicie się denerwowałam i trudno szła mi korekta. Ostatnio w ogóle dziwnie się czuje, coś blokuje moją wenę i wydaje mi się, że będę musiała zawiesić bloga. Jeszcze myślałam o porzuceniu, ale chyba bym sobie tego później nie wybaczyła, bo jeszcze nie rozwinęłam dwóch postaci. :c
W ogóle... macie czasami tak, że nie lubicie swoich głównych bohaterów? Mnie moi zaczynają wkurzać. Mam wrażenie, że nie tak napisałam ich historię. Wolę pisać np o Faldio czy bracie Rossa. I to mnie też denerwuje. Tak więc chyba muszę odetchnąć jeszcze więcej czasu i coś z tym kurcze zrobić.
Mam też ochotę na nowe opowiadanie, ale czuję że jak zacznę nowe te naprawdę porzucę. ;x
Na koniec chcę was przeprosić za te moje narzekanie... Nie wiem co się ze mną dzieje. I przepraszam za błędy i literówki, które na pewno się wkradły, bo jakże by inaczej!
Pozdrawiam.

16 komentarzy:

  1. Dzięki za info!

    Luzik, ja tak mam często! Cóż, najpierw wypowiem się co do Twoich wiadomości... Jesli idzie o wenę, ja się nie dziwię-to kapryśna Panna. Raz jest, raz nie ma. Czasem wystarczy zmiana miejsca, czasem muzyki, czasem dobra książka, a czasem tort czekoladowy ;) Po prostu jest tak jakby ktoś ci włączył ON w mózgu. Przynajmniej jeśli idzie o mnie :D Nie staraj się na siłe, bo wiem że często z tego nic nie wychodzi. Przeczekaj, z pewnością wena powróci.
    Co do nienawiści do głównych bohaterów... to Ci powiem, że mnie się to nie zdarzyło. Choć czasem byłam nimi znudzona, ale nic ponadto. Wtedy wprowadzałam nowego człowieka do opo i szybko mi przechodziło xD
    Może skup się na pobocznych postaciach?
    Może masz powakacyjną chandrę???

    AA... Mogłam tu Ci odpisać na komentarz... ;/

    Tak a propos-Ross to dupa. No dupa nie facet! Powinien wziąć sprawy w swoje ręce i powiedzieć o wszystkim Rosalyn! Nie żebym nie lubiła Colina... lubię go, ale... do Rosalyn pasuje Ross. Kropka.

    Pozdro i weny ;)

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to mnie denerwuje w Rossie teraz! Ale i tak pozmieniałam rozdziały bo uwierz, że był gorszy. Mam wrażenie, że zachowuje sie jak dziewczyna. ale w sumie mam co do niego plan bo muszę go zmienić, bo nie wytrzymam.
      Właśnie chcę się skupić troche na innych, ale na razie nie ruszam tego opowiadania xD

      Usuń
  2. Genialny rozdział już nie mogłem się doczekać. Genialny rozdział super piszesz a co do literówek to żadnych nie zauważyłem. Mam nadzieję że niedługo będzie kolejny bo zżera mnie ciekawość
    PS
    Chce Rosalyn+Rossa (biedny chłopak)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, Karo? Myślę, że to właśnie ten pomysł na nowe opowiadanie cię blokuje. :) Miałam tak samo. Po prostu chwile odczekaj napisz trochę nowego a z pewnością wyjdzie to na korzyść tego opowiadania. :) A spróbuj nie usunąć tego bloga to cię znajdę. ;)
    I masz racje. Wkurzają mnie główni bohaterowie. Nie wiem o co Rosalyn sie gniewa. Przecież ja Ross wyznał jej miłość był na granicy śmierci! Powinna mu to wybaczyć albo zapytać sie czy to prawda...
    i Tym samym przechodzimy do Rossa... IDIOTO! IDŹ DO NIEJ, WALNIJ COLINA MOCNO I POWIEDZ WSZYSTKO ROSALYN! Ile można sie denerwować.. ja rozumiem że nie masz serca i ta cała historia jest dziwna. Ale niech oni sobie wreszcie wyznają miłość... Ja tu umieram... :(
    Uspokójmy się...
    Wiesz, że dostałam czarnego kota i nazwałam go "Tenebris"? Mama nadal nie potrafi wymówić jego imienia xD ale to jest taki słodki kotek.. że nie mogłam się powstrzymać. :)
    Czekam na dalsze części. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Może masz rację! Spróbuję tak zrobić, napiszę coś i pewnie mi przejdzie i wróce do tego, bo dziś znowu miałam natłok pomysłów do historii, ale zero weny.
      Wiesz, ja ich ogarnę, obiecuję i przysięgam. Już będą ogarnięci w miarę około 4 rozdziału, bo napisałam tak do połowy 5.
      O nie mogę uwierzyć, że swojego kota nazwałaś Tenebris! O rany! :D Poczułam się tak genialnie dzięki tobie i kotkowi. :3
      Pozdrawiam! i obiecuję, że dalsze częsci będą :D

      Usuń
  4. Przeczytałam i... wcięła mnie informacja na końcu rozdziału. :/
    Jutro napiszę Ci długi komentarz(CZAS! T.T) oraz będę opieprzać a później pocieszać, bo właściwie rozumiem Cię w 100%
    Wiesz, jak nie raz mam ochotę zrzucić Karinę z wulkanu. I żeby Chase przeleciał Eme, robiąc jej bachorka, czyli Kimiko? >D
    Pozdrawiam! Weny! Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, serio? XDDD już sobie wyobrażam Chase i eme jako rodziców XDD
      Czekam na ten komentarz i jestem gotowa za opieprz. Chyba wiem czego będzie dotyczył xd

      Usuń
    2. Nom, cudowni rodzice, marzenie każdego dzieciaka. xD

      A więc, jako pierwsze wolisz opinie co do rozdziału czy opieprz?

      Słusznie, zacznijmy od opinii:
      Pamiętasz, jak pisałam, że chciałabym, aby Colin oraz Ross walczyli kiedyś w przyszłości o względy Rosalyn? Myślałam wówczas, że będzie to przednie widowisko, ale teraz, gdy dostałam to, czego chciałam... no nie wiem, Ross jest właściwie na gorszej pozycji przez brak serca, no i zły humor(choć zły humor to mało powiedziane). Ech, szkoda, że rywalwciął się w rozmowę księcia i czarownicy, bo wydawało się, że wszystko zmierza w lepszą stronę. Przynajmniej Ross może liczyć na Faldio i kota. xD Nie chcę, aby tak relacje między nim a Rossalyn się popsuły - już są dostatecznie zagmatwane! I tak... szkoda, że Ross nie pamięta pocałunku. :x Pocałunek(a wgląda na to, że pierwszy) to coś co się powinno pamiętać długo, a ten co? No pamięć mu się "skasowała"! No nie mogę. xD
      Swoją drogą Tenebris powinien się bardziej zainteresować własną przeszłością, kiedy się dowiedział, że to czarownica go zmieniła w kota. Pewnie był już dostatecznie przyćmiony informacją o ich bardzo tajnym planie. xD
      O i jeszcze jedno: fajnie, że Rosalyn mogła zażyć nieco "normalności", mimo że lubię w niej te białe włosy i że odstaje od swej rodzinnej wioski.

      A teraz opieprz:
      Że WTF?! >.> Z tak niesamowitym finałem zakończyłaś pierwszą część opowiadania, że świadomość, iż nie będzie mi dane czytać o moich ulubieńcach(wśród których zdecydowanie bryluje Faldio) przytłacza mnie. T.T Rozumiem Cię w pełni, w końcu sama zawiesiłam swojego, żeby odpocząć... ale... no weź nam tego nie rób! ;-; Kurcze, muszę Cię jakoś zmotywować! Jakby co, informuj mnie oczywiście na bieżąco o nowym blogu, lecz nie kończ tego w taki sposób. :C Unieszczęśliwisz przez to fanów(mnie na pewno).
      Ech.
      Życzę Ci weny, jak zawsze od groma, cobyś została nią porażona i nich Cie Pegaz kopnie. :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. rozdzial jest świetny! zauważyłam ze się staralas ;) Nie będę się rozpisywać bo tym razem nie mam nic do zarzucenia. Trzymaj tak dalej i nie zostawiaj bloga. Pomysl o tym jak o życiu które stworzylas ty! Nie możesz teraz zostawić tylu bohaterów i tak pięknej historii :(
    Pozdrawiam i życzę żeby wena spadła na cb jak grom z jasnego nieba i zebys juz nigdy nie myślała nad porzuceniem bloga ;)
    Eda

    OdpowiedzUsuń
  6. Problemy z weną, pomysłami na nowe historie, uczuciami do bohaterów i tak dalej są normalne, nie martw się, to powinno minąć ;) Każdy piszący tak miewa. Cieszy mnie Twoja postawa - mam na myśli to, iż nie zamierzasz porzucać tego opowiadania. Naprawdę nie znoszę, gdy ludzie to robią, bo wychodzę z założenia, że jak już ktoś bierze się za publikowanie swoich bazgrołków, to powinien je dokończyć (choć wiem, że bywa niełatwo).
    Co do rozdziału... Nie wiem, mam mieszane uczucia, mam wrażenie, że wyczuwałam to Twoje zdenerwowanie, które ponoć czułaś podczas pisania go. No i błędów też jest sporo, ale pewnie jestem jedną z dość nielicznych osób, które zwracają aż tak dużą uwagę na poprawność językową.
    Życzę powodzenia w odzyskaniu weny i chęci do pisania. ;) Nie poddawaj się, zrób sobie przerwę, jeśli rzeczywiście jej potrzebujesz, a następnie wróć do nas z nową energią i kolejnymi pomysłami! Swoją drogą, może w wolnym czasie poczytałabyś coś u nas (opo.xx.pl)? xD Niejedną osobę już zaweniłyśmy, kto wie, może i Tobie by pomogło? ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odpowiedź :)
      Już wyjaśniam. TN to wiem, że czytałaś i o ile pamiętam, przez jakiś czas czytałaś też VK, ale to było tak dawno, iż raczej niewiele pamiętasz (o ile cokolwiek). Tak więc radzę zacząć od początku, czyli: najpierw Vampire Knight (ilość rozdziałów zazwyczaj ludzi przeraża, ale czyta się bardzo szybko; początki baaardzo kiepskie, ale jak się przez nie przebrnie, to robi się ciekawiej -> żeby nie było, to nie tylko moja opinia, ale też czytelników; mistrzowie są w stanie nadrobić całe nasze VK w ok. 3 dni xD), a następnie jego sequel, czyli Vampire Night. Jest to kontynuacja naszego VK (akcja toczy się kilkanaście lat po zakończeniu VK, naszego oczywiście), dlatego zdecydowanie nie polecam zaczynać od tego, jako iż z oryginalnym Vampire Knight nie ma niemal nic wspólnego. Osobiście nie polecam też czytania samych streszczeń VK - napisałam je tylko po to, by można było sobie przypomnieć najważniejsze sprawy, więc jeśli ktoś chce się jakkolwiek wgłębić w nasz świat, one nie wystarczą. Cóż jeszcze mogę rzec... Przede wszystkim bardzo mnie cieszy to, iż rozważasz powrót do grona naszych czytelników! ^^ Kao też Cię pamięta, bo gdy dziś czytałam Twój rozdział, pytała, czyj to blog i podczas moich wyjaśnień od razu przypomniała sobie, że czytałaś Terrę Nostrę :) Także serdecznie zapraszamy! :*
      Pozdrawiam po raz kolejny ^^

      Usuń
    2. Jej, jak miło, że faktycznie zabrałaś się za nasze opowiadanie! ^^ W imieniu swoim i siostry życzę powodzenia i miłego czytania :)

      Usuń
    3. Czytanie tomami to dobry system, przynajmniej póki rozdziały są krótkie i tak mało konkretne. Cóż, nasz styl dość mocno się zmienił, na szczęście, bo te początki były okropne, ale to głównie dlatego, że za bardzo skupiałyśmy się na mandze oraz zakładałyśmy, że wszyscy wiedzą, o co chodzi w świecie VK. ^^' Dziękujemy za komentarz! :*

      Usuń
  7. Hejka! Zapraszam na rozdział 16 Czarownicy i Bestii! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie nowy rozdział, zapraszam. :D I niech jakimś cudem doda Ci weny na kontynuacje tego bloga! :O

    OdpowiedzUsuń
  9. aw aw przeczytalam i powie ze to jest zajebiste szkoda mi Rossa :( ale mam nadzieje ze sie pouklada ta jego zazdrosc mnie bawi :)

    OdpowiedzUsuń