sobota, 31 maja 2014

Rozdział XXXVI - Zmienić Przeznaczenie

                Zahartowane serce Lorene wydawało się być z kamienia. Każda wiedźma, która ją znała wiedziała, że tak jest. Nic nie było w stanie poruszyć potężnej, starej wiedźmy. Niektórzy zastanawiali się czy ono w ogóle kiedyś biło. Być może tak, lecz zapewne w młodości. Od dawien dawna Lorene była samotna. Swojej siostry nie widziała od kilku wieków. Czasami dostawała listy informujące, że nadal żyje. To jej wystarczało. Lorene lubiła samotność. Zawsze to sobie powtarzała, lecz po dekadzie całkowitej izolacji miała jej dość. I wtedy gdy najbardziej tego potrzebowała spotkała młodego mężczyznę, który był pełny optymizmu, wesoły, opowiadał śmieszne, zmyślone historie i te prawdziwe o swoim życiu, rodzinie. Jego więź z rodzeństwem przypominała jej o siostrze. Zastanawiała się czy w ogóle żyje.
                I właśnie temu młodzieńcowi udało się coś co wydawało się każdemu niemożliwe. Skała zmiękła. Trwało to kilka miesięcy. Już od pół roku Tenebris odwiedzał codziennie Lorene. Spędzali razem popołudnia pijąc herbatę, jedząc obiad, spacerując po ogrodzie kwiatowym, a także po lesie za domem i po plaży. Plaża najbardziej się podobała młodzieńcowi. Mieszkał przez całe dziewiętnaście lat swojego życia w wiosce blisko morza, a jeszcze nigdy tam nie był!
                Pierwszy raz jak zobaczył morze był niesamowicie zaskoczony. Tenebris cieszył się jak dziecko. Najpierw skakał po piasku, później wbiegł do morza zanurzając nogi do połowy łydek. Gdy zobaczył nadchodzącą falę uciekł od niej i podbiegł do czarownicy śmiejąc się wesoło. Niespodziewanie złapał ją za rękę i pociągnął za sobą po raz kolejny w stronę morza. Był to ciepły, lecz wietrzny dzień, z tego powodu fale były większe niż zwykle. Wbiegli tym razem głębiej, bo zanurzyli się aż za kolana. Na początku Lorene nie wiedziała co się dzieje. Na jej twarzy można było dostrzec delikatny szok zmieszany ze strachem, bo czego mogła się spodziewać po młodzieńcu? Cały czas ją zaskakiwał. Gdy oboje wbiegli do wody poczuła zimno w nogach. Doprawdy, stara, ośmiowiekowa czarownica dała chłopcu wciągnąć się do wody, i gdy myślała, że to już koniec niespodzianek następna fala powaliła ich oboje. Wywrócili się upadając na dno. Gdy tak siedzieli tylko głowy wystawały im z wody, jednak i one były całe przemoczone.
                I wtedy stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Lorene zaśmiała się wesoło. Po raz pierwszy od wieków! Nie pamiętała kiedy śmiała się z czegoś tak szczerze.
                Zapewne to był właśnie moment, w którym serce Lorene po raz pierwszy biło tak szybko. Szeroki uśmiech chłopca i różowe rumieńce sprawiały, że widząc go takiego czuła się szczęśliwa. Chciała go zatrzymać dla siebie. Chciała mieć go na wyłączność, ale nie chciała się w nim zakochać, bo z miłością zawsze są problemy, ale na to było już za późno.
~*~
                Tenebris wracał o zachodzie słońca do domu. Niebo było delikatnie pomarańczowe, chmury za horyzontem różowe, jednak nikt ich nie mógł z wioski dostrzec, gdyż widziane były tylko z plaży, bo liściasty las zasłaniał piękny widok.
                Przed jego chatą siedziała Anna. Miała kolana pociągnięte do klatki piersiowej i patrzyła w górę. Czekała na Tenebrisa, lecz go nie zauważyła. Wyglądała na pochłoniętą myślami.
                - Cześć - przywitał się chłopak.
                Głos przyjaciela wyrwał czarnowłosą z transu. Szybko wstała otrzepując suknię z kurzu. Zapewne znowu zajmowała się trojaczkami pod jego nieobecność. Nie wiedział jak jej to wynagrodzić. Jedynie mógł podzielić się jedzeniem, które dostał od Loreny. Wyjął z worka dwa bochenki chleba i worek surowych warzyw. Jednak Anna nie chciała ich wziąć. Wyglądała na złą.
                - Znowu tam byłeś? - zapytała surowo. - Musisz odwiedzać nawiedzoną willę? Nie ma innego sposobu?
                Tenebris pokiwał głową.
                - Pasuje mi to i po raz pierwszy moja rodzina nie jest głodna.
                Anna przez chwilę milczała. Wiedziała, że  w ten sposób wprawi przyjaciela w zakłopotanie. Była na niego zła, że znika na całe dni i wraca wieczorami. Nawet nie zdradził jej kto mieszka w tajemniczej rezydencji i co tam robi. Zauważyła od jakiegoś czasu, że pachnie kwiatami, więc na pewno spotykał się z jakąś kobietą. Naprawdę jej to przeszkadzało. Od zawsze ona i on byli razem, wspierali się nawzajem, nie mieli żadnych tajemnic, lecz teraz on się robi niedostępny. Wszyscy w wiosce uważali niegdyś, że gdy Anna i Tenebris dorosną to się pobiorą
                - No dobrze - powiedziała. Tak naprawdę nie chciała następnych słów mówić, ale to był jedyny sposób, aby powstrzymać Tenebrisa. - Jeśli nie chcesz zrezygnować... Twoja sprawa. Bardzo lubię twoje rodzeństwo, ale nie możesz już na mnie liczyć. Nie będę go pilnować.
                W ten sposób Tenebris nie mógł odwiedzić willi, bo na pewno nie zostawiłby swojego rodzeństwa samego w domu na cały dzień. Anna była przygotowana na wybuch złości chłopaka. To chyba będzie ich pierwsza kłótnia.
                - Rozumiem - powiedział chłopak uśmiechając się. - Nie mam prawa ciebie prosić o więcej. I tak zrobiłaś wystarczająco. Nie wiem jak ci się odpłacę.
                Anna otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. To było nie sprawiedliwe. Dlaczego on się nie obraził tylko uśmiechnął? Czuła się przez to niewyobrażalnie głupio. Zawsze była kimś na kim mógł polegać, a teraz odwróciła się do niego plecami, bo już nie spędza z nią czasu. To było samolubne z jej strony, ale z jego również. Nie liczył się z uczuciami Anny, do tej pory.
                Kiedy Anna miała już odejść zapytała na sam koniec.
                - Tam mieszka kobieta, prawda?
                Tenebris spojrzał na smutną, smukłą twarz przyjaciółki. Tak wiele dla niego zrobiła, więc uznał, że jak najbardziej zasługuje na prawdę i powinien powiedzieć jej już dawno.
                - Tak - odparł.
                Anna wiedziała, jednak jakaś cząstka jej miała nadzieję, że to może być kłamstwo. Teraz żałowała, że w ogole zapytała. Może lepiej było żyć w niewiedzy? To by tak wtedy nie bolało.
                - Dlaczego ?- dopytała, choć wiedziała, że niepowinna tego robić. - Dlaczego cały czas do nie chodzi? Ona ci karze?
                Tenebris pokręcił głową.
                - Odwiedzam ją z własnej woli. - Chłopak popatrzył na Annę. Naprawdę to był przykry widok. Jej oczy były szkliste, wyglądała jak zbity pies, nie chciał jej dobijać jednak musiała sobie odpuścić, więc wyznał jej całą prawdę. - Chodzę tam, ponieważ zakochałem się w tej kobiecie.
~*~
                Następnego dnia Tenebris nie odwiedził Lorene, ponieważ nie mógł zostawić swojego rodzeństwa bez żadnej opieki. Nie mógł powiadomić o okolicznościach czarownicę. Obawiał się, że będzie na niego wściekła. Jednak tego dnia dobrze się złożyło, że chłopak nie złożył jej wizyty. Dziękowała w duchu gdy się nie pojawił, jak zobaczyła w swoim progu czarownicę, jej siostrę. Nazywała się Alice, miała tego samego koloru włosy co Lorene, tylko, że proste i sięgały do połowy szyi. Oczy miała jasnobrązowe z delikatnym odcieniem pomarańczy co było niespotykane u ludzi - u wiedź owszem. Nosiła długie suknie, najczęściej w ciemnych kolorach. Dzisiaj ubrała się w fioletowoczarną.
                - Witaj droga siostro - czarownica pozdrowiła Lorene.
                - Witaj Alice. Co cie do mnie sprowadza? - zapytała.
                Właściwie tego Lorene się obawiała. Czego może chcieć od niej jej siostra, której nie widziała od wieków? To zdecydowanie musiało być coś poważnego. Inaczej by jej nie odwiedzała.
                - Chodzi o Nix. Vivienne znowu udało się zapanować nad swoimi wizjami i wiemy gdzie się narodzi. Nasz plan wchodzi w grę. Zostałaś...
                - Odmawiam.
                Alice uśmiechnęła się.
                - Nie możesz. Zostałaś wybrana.
                - Nie mam zamiaru się mieszać w wasz szalony plan zgorszenia Nix. Nix jest święta i czysta, wypełni swoja rolę jak należy.  Urodzi się, zakocha, umrze i nas uratuje. Nie zadzierajcie z Feniksem, bo on nas wszystkie zniszczy. Już raz Pierwszy dostał nauczkę i przez to musimy mu składać ofiarę z najpotężniejszej wiedźmy.
                Na twarzy Alice pojawił się delikatny grymas. Skrzywiła usta i zmarszczyła brwi. Przez swoją mimikę przekazała, że już za późno. Lorene zapytała młodszą siostrę:
                - Co się stało? - jej głos był lodowaty.
                - Stworzyłyśmy barierę, aby Feniks przybył kilka lat później... i jakby tak się o tym dowiedział, więc jest wściekły. Gdy tylko do na przyleci zniszczy nas razem z Nix jako ofiarą czy bez... A wiesz, że tylko ona jest w stanie go pokonać. Potrzebujemy cię Lorene. Jesteś jedyną osobą, która może to zrobić i dobrze o tym wiesz...
               Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Czy naprawdę czarownice zrobiły coś tak głupiego i zadarły z Feniksem? Czy niczego się nie nauczyły przez te wszystkie stulecia. Z tą istotą po prostu się nie zadziera. Chce Nix? Nie ma sprawy, na pewno ją dostanie i chętnie dorzucą jeszcze kilku ludzi, aby cały kontynent nie stanął w płomieniach.
               Mogła jedynie powiedzieć siostrze to:
                - Widzę, że przez was, głupie, nie mam żadnego wyboru. - Lorene wykonała głęboki wdech. Być może to było jej przeznaczenie, a być może tylko przypadek, jednak skoro prorokini Vivienne przewidziała taką przyszłość należało się dostosować do jej rozkazów. Nie chciała mieć starożytnych wiedź na karku. Jednak to był zły moment. Dlaczego właśnie teraz Alice musiała przyjść? W momencie gdy poznała Tenebrisa? Nie miała ochoty porzucać swojego życia.
               Alice obiecała, że ją jeszcze odwiedzi. Przyjdzie po nią gdy wyruszą na Stregę. Strega jest wyspą na wchód od North Land.  Oczywiście nikt nie wie o jej istnieniu prócz czarownic. Oczywiście, są takie wiedźmy co tak jak ludzie, nie mają o niej pojęcia, ale to wyjątki. Wyspa jest chroniona zaklęciem niewidzialności, więc nie można jej dostrzec. Kiedy statki przepływają obok niej są prowadzone przez zaklęte wody, które pomagają im ją ominąć nie sprawiając wcale wrażenia, że coś otaczają.
             
               Tenebris odwiedził Lorene dopiero następnego wieczoru. Poprosił kolegę, aby na noc został z jego rodzeństwem. Oczywiście musiał mu zapłacić.
               Chłopak wszedł do domu czarownicy. Świece wszędzie były pogaszone, w pomieszczeniach panował kompletny mrok. Było też cicho, można było rzec, iż aż za cicho. Willa wydawała się opuszczona. Czy Lorene była w domu? Z jednej strony pragnął ją zobaczyć, lecz z drugiej obawiał się, że będzie na niego zła za to, że nie odwiedził jej wczoraj.  Jednak coś było nie tak. Gdyby Lorene była tutaj powinna od razu go przywitać, bo poczułaby gdy tylko wszedł na jej posesję. Jednak nie zeszła na dół. Albo była wściekła albo nie było jej w domu.
               Wszedł na pierwsze piętro, do biblioteki. Była ona jednak pusta, dlatego wspiął się po schodach prowadzących do jej sypialni. Właściwie to nie wiedział czego się spodziewać, ale jeśli tam Lorene nie było, to znaczy, że zniknęła ze swojej rezydencji. Kiedy wspinał się coraz wyżej po krętych, drewnianych schodach jego serce przyśpieszyło. W prawdzie bał się nieobecności czarownicy jak i jej reakcji, lecz był pewny, że wolał aby była na niego zła niż zniknęła.
               I była tam. Siedziała na krawędzi łóżka ubrana w perłową, cienką i zwiewną koszulę sięgającą do kostek z wieloma fantazyjnymi falbankami i wstążkami, które wcale nie były w stylu potężnej wiedźmy. Czarne włosy upięte miała w kok, i właśnie go rozpuściła. Węglowe loki opadły na plecy. Wykonując swoje zwykłe czynności wydawała się nieobecna. Nawet nie zauważyła Tenebrisa, a stał on w progu. Dopiero gdy głośno odkrzyknął zwróciła na niego uwagę. Uśmiechnęła się do chłopca.
               - Witaj - przywitała się wyrywając z transu. - Myślałam, że dziś mnie nie odwiedzisz. Późno już. - Posmutniała.
               Tenebris po raz pierwszy widział smutną Lorene. Teraz kobieta wydawała się bardziej ludzka. Mimo, że nie dostał ani pozwolenia, ani zaproszenia, wszedł do jej sypialni i usiadł obok niej obejmując ją ramieniem. Wiedział, że trzeba to po prostu zrobić.
               To był pierwszy raz kiedy ktoś tak czule potraktował Lorene. Czuła się z tym nieswojo, jednak musiała przyznać, że było przyjemnie. Wydawał się bezpieczna, a cała sprawa z Nix była taka odległa. Nie mogła zaprzeczyć, że nie podobało się jej to, co zrobił Tenebris. Pozwoliła mu na to, aby mógł ją przytulić. Oparła głowę o jego ramię i przymrużyła oczy. Następnie Tenebirs chcąc przerwać ciszę opowiedział historię z Anną, która nie chciała już się zająć dziećmi. W swojej opowieści wcale nie oczerniał przyjaciółki. Doskonale ją rozumiał i chwalił. Był wdzięczny, że do teraz ona mu tak chętnie pomagała.
               Lorene zdziwiła się, iż tyle miłych słów usłyszała od Tenebrisa na tą dziewczynę. W prawdzie gdyby ją poprosił mogłaby ją zaczarować i sprawić, aby chętnie cały czas opiekowała się jego rodzeństwem, ale teraz mogą spotykać się tylko wieczorami. Pomyślała, że spotykanie nocą nie musi być takie złe. Zastanawiała się też czy nie powiedzieć mu o odwiedzinach jej siostry, lecz stwierdziła, że go to nie dotyczy. Po co go mieszać w sprawy czarownic i narażać na niebezpieczeństwo.
               I wtedy Lorene zdała sobie sprawę, że kocha Tenebrisa. A później pomyślała, że będzie żyła jeszcze długo, a on za kilkadziesiąt lat umrze ze starości. I poczuła jakby coś stanęło jej w gardle i zarazem ścisnęło serce. Nie zdawała sobie sprawy, że wyglądała na bardzo zmartwioną. Wpatrywała smutne, błękitne oczy w ukochanego. Jej widok sprawił, że musiał ją pocieszyć.
               Tenebris pocałował Lorene. Delikatnie i czule. A ona go nie odtrąciła. Pozwoliła, aby powoli pogłębiał pocałunek.
               I to był moment, w którym romans mający wpływ na dalszą historię sie pogłębiał. Ich uczucia stały się silniejsze. Ich wspólne życie splątały silne, nierozrywalne więzi, nawet  mroczna klątwa nie była wstanie ich rozerwać.

               U wiedźmy, która żyje kilka wieków termin w niedługim czasie może oznaczać kilka lat. Dla Alice były to dwa lata. Powróciła do Lorene z dokładnym planem. Nie kryła zdziwienia, gdy zastała przy niej człowieka. Zwykłego człowieka. Co prawda, bardziej zmartwił ją ten fakt, bo pomimo, że kochała swoją siostrę, to wiedziała, że ich historia nie skończy się szczęśliwie. Kiedy miała zabrać ją do Stregę, Tenebris orzekł głośno:
               - Pozwólcie mi iść z wami. Jestem pewien, że będę mógł w czymś pomóc. Nie chcę, aby Lorene zmagała się z tym sama. - Jego słowa były stanowcze, ale i tak nie poznał powodu, dla którego Lorene musiała wyjechać.
               Co prawda zaskoczył swoimi słowami obie czarownice. Alice pozwoliła mu iść, choć Lorene nie chciała narażać ukochanego na niebezpieczeństwo. Tenebris był tak zakochany, że wierzył, iż jego dwunastoletnie rodzeństwo spokojnie sobie poradzi przez kilka tygodni samemu. Mieli pod dostatkiem jedzenia, byli rozsądni. Starszy brat dobrze ich wychował.
               I tak w trójkę wyruszyli na Stregę, wyspę czarownic. Obszerna, , kamienista, cała zabudowana drewnianymi domami, wysokimi na pięć pięter, kolorowymi. Ulicami płynęły rzeki, małe wodospady, między głazami wyrastały ogromne i też niskie drzewa różnych rodzajów. Piękna wyspa, z niesamowitymi krajobrazami otoczona  była bariera ochronną, którą pokonali zwykłą łodzią bez żadnego problemu.
               Lorene nie była tu odkąd skończyła osiemdziesiąt lat. Naprawdę dawno. Zauważyła, że wiele się zmieniło, lecz tylko z krajobrazu. Wiele czarownic znała. Wśród nich była jedna znajoma z błękitnymi włosami i oczami. Wprawdzie była od niej młodsza o trzysta lat, lecz na pokonanie jej musiałaby się sporo wysilić. Na szczęście są w dobrych stosunkach. Ciężko było być wrogiem błękitnowłosej. Spotkały się kiedyś na ziemiach West, jednak to było dawno temu i nie bardzo pamiętały jak do tego doszło. Ta czarownica była silna. Władała żywiołem wody co czyniło ją potężną przeciwniczką. We włosach wplątane miała różnego rodzaju muszelki, a także góra jej stroju to były dwie muszle zasłaniające jej piersi. Od pasa do kostek miała długą, wąską spódnicę z rozporkiem do biodra. W swoim wyglądzie i stylu życia przypomina syrenę, dlatego nosiła przydomek Syrenia Czarownica.
               - Lorene! - zawołała entuzjastycznie uśmiechając się wesoło od ucha do ucha. Taka właśnie była Syrenia Czarownica. Miła, uprzejma, wesoła. Trudno ją było wyprowadzić z równowagi i uwielbiała psikusy. - Nic się nie zmieniłaś! - zaśmiała się wesoło.
               - Ty również - opowiedziała uprzejmie Lorene.
               Lorene przybyła do Vivianny. Była prorokinią żyjącą kilka tysięcy lat. Miała długie, rdzawe włosy, zaszyte oczy,  wąskie usta, drobny nos, delikatne rysy twarzy, jasną cerę. Była drobna, ubrana w długą białą suknię i płaszcz bez rękawów. Vivianna chciała  wprowadzić w plan działania Lorene. Wyjaśniła jej wszystko co do przepowiedni. Obiecała pomóc, a raczej kierować ruchami. Jak się okazało Vivianna chciała, aby Lorene zamieszkała ponownie na wyspie, jednak ta odmówiła. Plan miał się zacząć dopiero za kilkadziesiąt lat, a czarownice już się przygotowywały. Ten wielki plan musiał wypalić.
               - Jaki mamy kryptonim? - zadrwiła Lorene.
               - Zmienić Przeznaczenie - odparła poważnie Vicienne.
                Gdy Lorene miała spotkanie z niewidomą, rudą prorokinią Tenebris w tym czasie razem z Alice zwiedzał wyspę. Pokazała mu obyczaje czarownic, które wcale nie różniły się od ludzkich, okolice i ich domy. Czarownice nie były złe. Po tym co tu zobaczył wiedział, że to dobre istoty. Dlaczego ludzie je odtrącają?
               Długo nie zagościli na Stredze. Lorene kojarzyła się teraz ta wyspa ze stratą Tenebrisa. Chciała wrócić do swojego domu i zapomnieć o Feniksie, Nix, czy też tym, że Tenebris jest śmiertelny.
               Gdy tylko wróciła do swojego domu rzuciła się na łóżko. Jej ukochany pobiegł sprawdzić co się dzieje z jego rodziną. Nie zatrzymywała go. Bardzo kochał swoje rodzeństwo, więc rozumiała dlaczego chce się z nimi zobaczyć. Sama czuła podobną więź z siostrą. Jedyną dobrą stroną powstrzymania Feniksa była ponowna rozmowa z Alice. Młodsza siostra postanowiła zostać u niej na kilka dni. Naprawdę miały wiele czasu do nadrobienia. Młodsza czarownica przeżyła wiele niesamowitych przygód.
               I wtem nagle Lorene poczuła jak ktoś wbiega na jej posesję. Podeszła do drzwi frontowych i otworzyła je. Zobaczyła jak Tenebris biegnie przez ogród. Był brudny, jakby się wymazał  popiołem i błotem. A jego twarz... Gdy ją Lorene zobaczyła czuła jak jej serce uwięziło się w niewidzialnym uścisku. Nigdy nie widziała takiego bólu na twarzy chłopaka. Łzy spływały po policzkach, a on nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa, bo dławił się przez swój płacz. Podbiegła do niego i objęła go. Wtedy on wydukał:
               - Wioska... Zabili wszystkich...
~*~
                Wioska Tenebrisa już nie istniała. Podczas ich pobytu na Wyspie Czarownic została zaatakowana przez  brutalnych rzezimieszków, którzy wyrżnęli całą wioskę wliczając w to kobiety i dzieci, zabrali dobrodziejstwa, a wieś z martwymi ciałami spalili. A ogień przygasał, gdy do wioski dotarł Tenebris.
                Teraz niesłusznie oskarżał się o śmierć swojego rodzeństwa. Lorene próbowała mu przemówić do rozsądku kilka razy, lecz to na nic. Tłumaczyła w kółko, że to nie była jego wina. Gdyby został w wiosce nic by to nie zmieniło. Gdyby został tu w wiosce, dotknął by go ten sam los co wszystkich mieszkańców.
                Tenebrisa nie dało się pocieszyć, a to sprawiało smutek Lorene. Nie chciała, aby jej ukochny cierpiał. Ale nic nie mogła poradzić. Nie jadł, nie spał, tylko patrzył w okno w bibliotece od strony morza i wyglądał z utęsknieniem. Bólu po utracie bliskich nie da się po prostu byle czym zalepić.
                Ale coś co można było zrobić. Zemścić się. Nim Lorene powiedziała o tym Tenebrisowi poprosiła swoją siostrę, aby wytropiła tamtych ludzi. Alice nie posiadała żadnej specjalnej magii, była o wiele słabsza od swojej siostry, ale za to potrafiła znakomicie znajdować swoje cele. Bez żadnych wymówek pomogła Lorene. Właściwie nawet chciała to zrobić. Sama posiadała własną rodzinę, co prawda tylko córkę, ale kochała ją nad życie. Gdyby coś jej się stało, nie wiedziałaby jak sobie z tym poradzić.  Być może nawet by sobie nie poradziła. Dlatego chciała za wszelką cenę pomóc Tenebrisowi.
                Nie musiała długo szukać rzezimieszków. Szybko ich znalazła. Od razu powiadomiła o tym swoją starszą siostrę, a ona powiedziała Tenebrisowi:
                - Znaleźliśmy ludzi, którzy odebrali ci rodzinę.
                Tenebris wiedział co to znaczy. Poprosił ukochaną, aby go zaprowadziła do tych ludzi. Przesiadywali teraz w pobliskim miasteczku, a zwykły człowiek szedł do niego dwa dni, lecz dwie czarownice i człowiek znaleźli się tam w ciągu godziny.
                Było ich piętnastu. Każdy z nich stanowił kawał dobrego chłopa. Ogromny typ, dobrze zbudowany. Nic dziwnego, że dokonali takiej rzezi. Właśnie teraz biesiadowali w karczmie osadzonej w lesie. Byli zadowoleni ze swoich łupów i dokonań. Dwie czarownice i Tenebris weszli do knajpy. Na początku usiedli w kącie. Chcąc nie chcąc dwie nieludzko piękne kobiety przyciągnęły wzrok wielu mężczyzn - także ich celów. Tenebris widząc  t y c h  ludzi ociekał złością. Lorene widziała to i uważała za zwyczajnie normalną reakcję, jednak musiała go powstrzymać by nie wstał nie rzucił się na ludzi.
                Alice zwróciła się do morderców wyzywając ich. Nakazała im wyjść przy okazji obrażając. Czarownice nie chciały stoczyć bitwy w karczmie. Rozwścieczeni ludzie wyszli na dwór  w las w pogoń za Alice, Lorene i Tenebrisem. Wprawdzie nie wiedzieli, że ci, którzy właśnie polują zaraz zostaną upolowani.
                I tak zaczęła się bitwa, w której uczestniczyła Lorene oraz banda rzezimieszków. Alice i Tenebris schowali się w gęstych zaroślach by obserwować potężną wiedźmę jak miażdży swoją mocą biednych, okrutnych ludzi zadając im najgorszą z możliwych śmieci na jaką ją było stać. Zawładnęła lasem, wszystkimi kamieniami większymi i tymi mniejszymi. Rzucała w je w mężczyzn. Upadały im na nogi, ręce, miażdżyły kończyny. Uziemiały i krępowały. Zadawały wiele bólu. Ci ludzie słyszeli jak ich kości są gruchotane. Czuła jak stare drzewa z całej siły ściskały ich i podduszały. Byli ledwo żywi. Tylko jeden z tych ludzi nadal miał sprawną prawą rękę i tego Lorene nie zauważyła. Tenebris wybiegł z ukrycia. Zaraz za nim Alice. Co prawda ten widok był okropny. Zmiażdżeni ludzie wyglądali paskudnie, a w powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi.
                Patrzył na tych martwych ludzi z pogardą. Nie poczuł się o dużo lepiej. Ich śmierć nie sprawi, że jego rodzeństwo znowu będzie żyło.
                Lorene podeszła do Tenebrisa odwracając się plecami do nieżywych ludzi. Alice stała bliżej martwych ciał. Nie chciała w tej chwili im przeszkadzać. Przyglądała się  uważnie i wtedy dostrzegła, że jeden z nich nadal żyje i... rozpala ogień. Ocierał kamień o kamień, by móc zapalić niezwykle małą pochodnię. Zapaliła się. Alice krzyknęła do Lorene.
                Wtedy ten żyjący człowiek zdrową ręką rzucił pochodnię w Alice. Ogień podpalił jej suknię.
                Ciało czarownicy wyjątkowo łatwo i szybko się pali. Tylko ogień mógł pokonać ( i to z wielką łatwością) wiedźmy i ten człowiek o tym wiedział.
                Po tym jak suknia Alice zapłonęła, ogień następnie zaczął pochłaniać jej drobne ciało. Lorene rzuciła się w jej stronę, jednak Tenebris ją przytrzymał. Wtedy podpalający człowiek wyzionął ducha patrząc ze spokojem jak Alice pochłania czerwony płomień.
                Lorene krzyczała i płakała. Tenebris ją mocno trzymał. Wiedział, że gdy tylko dotknie siostry ona również się zapali.
                Ostatnie słowa Alice brzmiały:
                - Proszę, zaopiekuj się moją córką.
                Tenebris czuł, że śmierć Alice była po części jego winą. Spojrzał na Lorene. Płakała. Teraz oboje byli osamotnieni.
_______________________________________
No i następny rozdział jest ostatnim rozdziałem mojej krótkiej retrospekcji. Mam nadzieję, że ten akurat się podobał. Trochę długaśny, więc go ciut po skracałam. Nie wyszło to wszystko tak jak w mojej głowie, bo jakby tak wyszło to z 10 rozdziałów bym wam napisała o Lorene i Tenebrisie, ale... nie no, przesadzam, nie 10, z 5 XD
Mniejsza. :3
W ogóle planuję sobie zrobić trochę przerwy od opowiadania za 3 wpisy. Akurat przerwa na wakacje pewnie wyjdzie. :3 chociaż kto wie, jak będę siedziała w domu to będe rozdziały pisać. xD
Pozdrawiam! :3

10 komentarzy:

  1. Ojejku, ale mi żal ich wszystkich! :( To niesprawiedliwe, że tyle osób niewinnie zginęło T^T
    Kurczę, osobiście uwielbiam retrospekcje, więc nie miałabym nic przeciwko, gdyby jednak tych rozdziałów było więcej ^^
    Swoją drogą, naprawdę śmiesznie się złożyło, że dopiero co nadrobiłam rozdział, a Ty dodałaś następny. Dziękuję za komentarz u mnie i powiadomienie, bo dzięki temu mogłam od razu przeczytać dzisiejszą nowość ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Duet Tenebrisa i Loreny jest niesamowity, uwielbiam ich razem! Scena na plaży była naprawdę urocza. :D Przez to moje nastawienie do Loreny zmieniło się o 180 stopni. Szkoda, że potoczyło się to pewnie potem źle, skoro Tenebris został kotem, a jego przyjaciółka walczy przeciwko Lorene.
    Szkoda mi też tej wioski. Anna też zginęła, nie? :< No ale Tenebris nie powinien się obwiniać, w końcu faktycznie nie wiedział, że ktoś przyjdzie i ich zabije... jego też by zabił, a wtedy Lorene byłaby smutna. Noo... smierć Alice też nie była jego winą. Nie rzucił w nią pochodnią, a skoro ciało czarownicy szybko się pali, to i tak nie zdołałby ugasić tego ognia.
    Mogą być osamotnieni, ale są razem!
    Ja też uwielbiam retrospekcje, a przyszły rozdział zapowiada się super ciekawie, bo w końcu - być może będzie wyjaśnienie, jak Tenebris został przemieniony w kota. :D To musiały być smutne (ale zarazem genialne, no bo w końcu magia) okoliczności, ale nie mogę się tak czy siak doczekać. xD
    Ahoj! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, początek rozdziału słodki.Tenebris i Lorena się zakochali z wzajemnością *.* Ty wiesz, że to lubię <3 A w dodatku nie obyło się bez kłótni z Anną, czyli małego dramaciku o podłożu miłosnym. Chociaż szkoda mi Anny, bo w końcu była dobrą przyjaciółką i nie zasługiwała na to, aby Tenebris(łamacz serc niewieścich) tak ją potraktował. Powinien liczyć się z jej uczuciami, choć... przynajmniej był wobec niej fair. Wyznał jej prawdę krótko i bez obwijania w bawełnę. Teraz powinien też mieć wyrzuty sumienia, bo już nigdy się z nią nie pogodzi(zakładając, że zginęła). :<
    Sprawa z Fenixem się zacieśnia. Kryptonim: Zmienić Przeznaczenie przypadł mi do gustu. Znasz te horrory z serii Oszukać przeznaczenie? xD Będzie równie krwawo? Możliwe! :D
    Zastanawiają mnie dwie sprawy( a właściwie trzy xD)mianowicie, kim jest córka Alicji i czy Lorena się nią zaopiekuje? A także w jaki sposób Tenebris stał się kotem potrafiącym zmieniać postać w bestię oraz (tak, to ta trzecia sprawa xD) jak po zakończeniu retrospekcji zareaguje Lorena widząc swego ukochanego jako futrzaka? Uczucie wygasło w ciągu tych wszystkich lat? Teraz tak rozkminiam, co o swoim kocie wiedziała babcia Rosalyn Fendara? I czy wiedziała o planie wiedźm pod kryptonimem: Zmienić Przeznaczenie?
    Uwielbiam te wszystkie wątki i nie mogę się doczekać, kiedy sprawy się wyjaśnią! A jak będziesz publikować ostatni rozdział(może epilog jakiś...?), to przeżyję załamkę, bo kocham bawić się w detektywa przy tej historii! D:
    Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się składa, że na wszystkie swoje 3 pytania znajdziesz odpowiedź w następnym rozdziale. :3
      Już napisałam epilog, ale spokojnie. :3 Opowiadanie podzieliłam na dwie częsci: Czarownice z lasu i Feniksa. : D będziesz się jeszcze mogła pobawić, ale chyba już nie będzie taki tajemnic... tak mi się wydaje XD

      Usuń
  4. OMG! Płaczę z Lorene i Tenebrisem ;( Alez oni mieli smutne życie :(
    Rozdział/ retrospekcja super... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przedwczoraj zacząłem czytać twoje opowiadanie właśnie dotarłem do XXXVI masz wielki talent do pisania twoje opowiadanie jest super a co najważniejsze bohaterowie nie są ideałami jak w niektórych książkach , jest wiele ciekawych wątków i świetna akcja całość przyjemnie i lekko się czyta no i chwilami umiesz grać na uczuciach powtórzę jeszcze raz masz niesamowity talent Czekam za następnym rozdziałem liczę na rozwinięcie wątku miłosnego Rosalyn i Rossa POWODZENIA W PISANIU twój wierny anonimowy czytelnik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, naprawdę nie wiem co powiedzieć. Chyba szczerze, z całego serca podziękuję. Swoim komentarzem podbudowałeś autorkę i sprawiłeś jej wielką radość. Do tego jeszcze mam większą mobilizację wziąć się znowu do pracy!
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Kiedy będzie nowy rozdział????

    OdpowiedzUsuń