niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział XXXVII - Nie będziesz mnie pamiętał.

            Tenebris i Lorene  byli pogrążeni w żałobie po utracie bliskich ludzi. Kobieta wiedziała, że będzie musiała jeszcze pożegnać się z ukochanym. Postanowiła być z nim szczera, dlatego wyjawiła mu swoją misję, dla której poświęci życie.
            Wiedziała, że w niedługim czasie przyjdzie kolejna czarownica, która będzie miała bardzo dobre argumenty, aby namówić Lorene na powrót na Stregę. Szczególnie po śmierci jej siostry. Wtedy opuści Tenebrisa.
            - Nie chcę stracić i ciebie - powiedział Tenebris. - Co mi zostanie? Będę sam. Wolę umrzeć niż być samotny.
            Te słowa zasmuciły czarownicę.Nie chciała, aby ukochany umarł. Kolejną przykrą sprawą była córka Alice. Obiecała, że się nią zajmie, będzie miała ją na oku. Lorene czuła się zagubiona, nie wiedziała co mogła zrobić.
            I wtedy w oczach Tenebrisa pojawiła się nadzieja. Nadzieja na to, że może się jakoś przysłużyć. Może oddać przysługę zmarłej Alice, która nieumyślnie oddała swoje życie dla nieznajomego, tylko po to, by mógł poczuć się lepiej.
            - Kiedy ty będziesz chronić Nix, ja mogę ochronić córkę Alice.
            - Jesteś śmiertelny. Umrzesz nim ona opuści Stregę - rzekła smutno Lorene.
            - Dobrze o tym wiem Lorene. Ja umrę, a ty będziesz jeszcze żyła. Nim twoje życie się skończy będzie jeszcze wielu takich jak ja. - Gdy to powiedział Lorene spojrzała na niego. Z jej oczu można było odczytać, że nie będzie drugiego takiego jak Tenebris, ani trzeciego. Żadnego. Chłopak mówił dalej: - I tak niedługo się rozstaniemy. Nie chcę pozostać ci dłużny, ani Alice. Wiem, że umarła przeze mnie, więc proszę, pozwól odkupić mi moje  winy. Może jestem śmiertelny, ale wcale być taki nie muszę.
            Czarownica patrzyła przez chwilę w ciszy na ukochanego. Wcale być taki nie musi. Domyśliła się czego chciał.
            - Nie nałożę na ciebie klątwy, nie przeklnę cię. - powiedziała cicho czując, że ma ochotę się rozpłakać.
            Ale tak się nie stało. Mieli wybór. Każdy ma, ale czy postąpili słusznie? Ostatni raz Lorene obejmowała Tenebrisa. Wtedy wydawało się, że to było ich pożegnanie. Ponownie spotkać się mieli ponownie dopiero w tamtym świecie. Ale kto się spodziewał, że córka Alice zostanie wybrana?
~*~
            Wypowiadając zaklęcie Lorene płakała. Słone łzy spływały swobodnie po jej policzkach i nie było nikogo kto by je otarł.
            - Już się nigdy nie zakochasz - ostrzegła go przed rzucaniem zaklęcia. - Nie będziesz mógł. Będziesz czuł pustkę, potrzebę zobaczenia kogoś kogo nie będziesz pamiętał.
            - Ciebie? - Uśmiechnął się smutno. - Nie muszę się drugi raz zakochać. Nadal będę kochać ciebie.
            - Nie będziesz mnie pamiętał.
            - Ale sobie kiedyś przypomnę, prawda?
            - Tak.
    Za trzydzieści wiosen dokładnie
Twoje ciało całe się rozpadnie
Wtem nastanie początek nowy 
I odrodzisz się w  stanie nienaruszonym 
Lecz gdy dziewiątym razem odjedziesz w nieznane
Z prochów już nie powstaniesz
Tylko ludzka pamięć w tle zostanie
A ty dołączysz do mnie
Już na zawsze będziemy razem.
~*~
            Lorene zapukała dwa razy w drewniane drzwi. Długo nie czekała, aż ktoś jej otworzy. W progu stanęła córka Alice. Uśmiechnęła się delikatnie na widok swojej cioci.
            - Jak się masz? - zapytała Lorene.
            - Już lepiej - odparła. Chciała zapytać o to samo, lecz nie było sensu. Lorene, która budziła respekt i strach zniknęła. Teraz wyglądała na przerażoną, smutną, samotną. - Ty wcale nie wyglądasz lepiej...
            - O mnie się nie martw - powiedziała. - Mam dla ciebie prezent. Kogoś kto będzie cię chronił - uśmiechnęła się tajemniczo.
            Siostrzenica wyglądała na podekscytowaną. Jeszcze bardziej się zaskoczyła, gdy jej ciotka wyciągnęła zza pleców czarnego, małego kociaka ze złotymi oczami. Podała go dziewczynie.
            - Dziękuję! - powiedziała żywo przytulając kota do piersi.
            - Wabi się Tenebris. Bądź dla niego miła - uśmiechnęła się. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Nim odeszła dodała jeszcze: - Jest magiczny i potrafi mówić. Gdyby zagrażało ci niebezpieczeństwo potrafi też walczyć.
            - Odwiedź mnie kiedyś ciociu - pomachała jej.
            - Na pewno się jeszcze spotkamy, Fendaro.
            Dziewczyna zamknęła drzwi. Lorene odeszła. Schowała się w ciemnym miejscu, usiadła na podłodze i zaczęła płakać.
~*~
            Vivienne oddała w ręce Lorene trzy magiczne kamienie: szkarłat, szafir i szmaragd. Owych przedmiotów używać w pełnej mocy mogli tylko niemagiczni ludzie. To dla nich właśnie zostały stworzone kryształy przez pewną istotę, która od dawien dawna nie żyje.
            - Pierwszy - powiedziała Vivienne - powiela siłę fizyczną, a nawet potrafi wzniecić ogień. Drugi pozwala się przenieść w inne miejsce... a trzeci... - uniosła szmaragd - robi wymianę: życie za życie.  Idź do wioski Ground w North Land i oddaj kryształy w ręce tamtego ludu. Nakaż im przekazanie ich w ręce wybranej.
            I tak też Lorene zrobiła.
~*~
            Fendara miała, długie czarne włosy, zawsze spięte w kok. Na jej czoło opadała prosta grzywka. Oczy były siwo-błękitne. Jej nos był długi, a na nim widniał brązowy, maleńki pieprzyk. Fendara  nie była tak piękna jak jej matka, ale była zdecydowanie wyższa. To był jej pierwszy raz kiedy opuściła Stregę. Podróżowała ze swoim nowym towarzyszem, magicznym kotem Tenebrisem, którego dostała w prezencie od cioci. Lorene nie widziała od dawna. Zastanawiała się czasami jak się miewa, lecz bardziej skupiała się na sobie.
            Pewnego razu Fendara dotarła do dziwnej wioski ukrytej w górach Północy.  Rudowłosi przyjęli czarownicę i jej kota bardzo miło. Spędziła tam kilka miesięcy pomagając im przetrwać zimę. Posiadała specjalny magiczny talent - potrafiła w swojej dłoni stworzyć światło, a także strzelać tymi promieniami. Przydawała się ta umiejętność w szczególności do rozpalania ognia. Prawdopodobnie posiadała jedną z najbardziej zbliżonego talentu do elementu ognia - największego wroga czarownicy. Biada tej, która posiada talent władanie płomieniami. Z reguły takie czarownice nie przeżywają nawet swojego pierwszego roku życia, gdyż ulegają samozapłonowi.
            Pewnego mroźnego dnia do wioski nie wróciła młoda dziewczyna. Wyszła z rana zebrać białe zające, które złapały się w pułapki Nerodeków. Dziewczyna ta nie była obywatelką North, lecz West. Gdy ją znalazła przywódczyni wioski miała wtedy dwa lata. Przygarnęli ją i wychowali. Była czarownicą, która nie nauczyła się używać magii. Fendara nigdy wcześniej z nią nie rozmawiała, ale postanowiła odszukać dziewczynę.
            Nastoletnią blondynkę znalazła daleko od wioski, zmarzniętą, trzymającą dwa króliki i siedzącą na drzewie. Otaczała ją wataha wilków. Nie mogła zejść, bo stworzenia cały czas czatowały. Fendara szybko się z nimi rozprawiła. Rzuciła w nich promieniami światła zadając śmiertelne rany. I uratowała życie dziewczynie. Wtedy zaprzyjaźniły się.
            Kiedy Fendara wiosną odchodziła z Tenebrisem, Nerodekowie podarowali jej trzy magiczne kryształy. Dziewczyna, którą kiedyś uratowała odeszła razem z nią  dziękując ludziom tej wioski, że się nią zajęli i powiedziała, iż zawsze będą w jej sercach.
            - Gdzie się udajesz? - zapytała Fendara swoją przyjaciółkę.
            - Do West, a ty?
            - Ja też! -zawołała wesoło.
            Zamieszkały razem w niewielkiej kamienicy w stolicy. Pracowały jako krawcowe w pobliskim sklepie. Pewnego dnia towarzyszka Fendary spotkała szlachcica i zakochała się w nim w wzajemnością. Zabrał ją szybko na swój dwór, a swoją przyjaciółkę widywała coraz rzadziej.
            ~*~
            - No dobrze, może Nix się przebudzi, ale co z tego skoro król West będzie chciał zrobić z niej ofiarę? - Lorene wydawała się zirytowana. Ostatnio cały czas chodziła wściekła na wszystkich.
            - Oczywiście, przemyślałyśmy to. - Vivienne była prorokinią, więc widziała już dawno daleką przyszłość. - Król West zakocha się w Nix, więc będzie chciał ją uratować, lecz przed tym musimy pokazać mu, że magia jest piękna i wspaniała, a tego nauczy go pewne dziewczę. Córka ukochanej przyjaciółki Fendary. Wiesz co musisz zrobić Lorene.
            ~*~
            Lorene stanęła przed Fendarą i Tenebrisem. Widok kota łamał jej serce, jednak nie dała po sobie tego poznać. Wyglądała na złą, wściekłą i bezwzględną. Tak jak wtedy nim poznała Tenebrisa. Jej lodowaty wzrok dosięgnął siostrzenicy. Sierść kota na grzbiecie zjeżyła się.
            - Coś się stało ciociu? - zapytała.
            - Tak - powiedziała. - Masz się osiedlić w East, w  wiosce przy lesie Erthora.
            - Nie - odparła stanowczo. Nikt nie będzie jej rozkazywał co ma robić. Chciała zostać w West przy swojej przyjaciółce. Chciała być wiecznie młoda, a w okolicy stolicy jest pewna wieś i stamtąd mogła pobierać krew zwierząt na eliksir młodości.
            - Nie? - Lorene uniosła brwi ze zdziwienia.
            - Nie! Nie jesteś moją matką! Nie będziesz mi rozkazywać. Mam prawo żyć jak chcę!
            Lorene nie lubiła gdy ktoś się jej nie chciał podporządkować. Zwłaszcza rozwydrzone i pewne siebie młode czarownice, które nie zdawały sobie sprawy z kim zadzierały. Choć kochała Fendarę, musiała ją zmusić, nawet jeśli to miało być drastyczne.
            Wyciągnęła różdżkę i młoda czarownica zrobiła to samo. Tenebris również stanął do walki. Urósł do rozmiarów gigantycznego kota i ryknął głośno. Zaczęła się walka. Fendara strzelała światłem w stronę Lorene, a Tenebris zaatakował ją obnażając ostre pazury.
            Jak okropnie się czuła stara czarownica odrzucając ukochanego, zamienionego w kota, na ziemię. A siostrzenicę unieruchomiła. Ziemia pod jej nogami oplotła całe jej ciało. Lorene wyciągnęła z kieszeni płaszcza małą fiolkę z fioletowym wywarem. Ominęła kota, podeszła do Fendary. Otworzyła buteleczkę i wylała na jej głowę całą zawartość.
            Włosy Fendary zaczęły siwieć, skóra pomarszczyła się, na miejscu pieprzyka na nosie wyrosła kurzajka, kości skurczyły, na plecach powstał garb. Lorene odebrała Fendarze młodość.
            - Z wyglądem staruszki żyć będziesz długo - powiedziała. - Kryształy, które dostałaś od Nerodeków masz oddać je swojej blondwłosej przyjaciółce. Powiedz jej, że córkę, którą urodzi ma umieścić w pałacu jako służącą. Niech da jej magiczne kamienie. Potem idź do tamtej wioski i żyj w lesie.
            Uwolniła osłabioną Fendarę, która upadła na stare kolana.
            - Dlaczego? - zapłakała. Tenebris wrócił do normalnej postaci. Widząc, że jego pani wygląda jak stara babcia posmutniał, jednak nie miał odwagi by wstać i podejść do czarownicy. - Co takiego ci zrobiłam, że tak mnie przeklęłaś? - krzyknęła płacząc.
            Lorene nie odpowiedziała. Takie było jej przeznaczenie.
            Oprócz udzielenia wskazówek swojej siostrzenicy, Lorene podarowała także Fendarze srebrną różdżkę, która należała do pierwszej Nix. Różdżkę nakazała jej schować w miejscu niedostępnym dla nikogo.
            Fendara wiedziała, że jeśli nie posłucha się swojej ciotki to z pewnością ją zabije, ale przed tym zemści się na kocie. Bardzo polubiła swojego kota. Po utracie matki stał się jej najbliższą osobą.
            Fendara nie chciała się pokazać swojej przyjaciółce w takiej okropnej postaci. Przekazała jej wiadomość za pomocą Tenebrisa. A potem osiedliła się w lesie  Erthora. Wybudowała sobie na polanie domek na kurzej łapce i otoczyła wielkimi zaroślami, aby nikt nigdy nie trafił do jej chatki.
~*~
            Lorene od dawna obserwowała Jemerę, kobietę, która miała urodzić Nix. Kiedy była w ciąży wyglądała na szczęśliwą z powodu bliskich narodzin ósmego dziecka. I dzień przed przybyciem najpotężniejszej czarownicy na świat, Lorene rzuciła najsilniejsze zaklęcie w swoim życiu wykorzystujące jej talent. Zawładnęła nad umysłem każdego w tej wiosce, kto się urodził przed Nix. Sprawiła, że wszyscy ludzie tam mieszkający znienawidzili nowo urodzoną dziewczynkę, prócz dwóch osób: Aangoro i jego narzeczonej. Zostawiła ich, aby w Białej Czarownicy pozostała iskierka nadziei dla ludzkości.
            Lorene stworzyła iluzję siebie. Wyglądała teraz jak stary sędziwy lekarz, który odebrał poród. Przekazał dziecko rodzicom. Widział jak Jemera jest przerażona widokiem białych kosmyków włosów. I tak wszyscy zaczęli prześladować małą Missfoster.
            Ich nienawiść została zrodzona z zaklęcia Lorene.
~*~
            Lorene obserwowała razem z Syrenią Czarownicą drugiego księcia West Landu. Meneros miał wtedy sześć lat. Cały czas chodził za swoim starszym bratem, dziedzicem rodu, Yenneferem.  Cały czas prosił by się z nim bawił, jednak Yennefer odmawiał. Wolał się uczyć niż spędzać czas na zabawie. Jeszcze o tym nie wiedział, ale był śmiertelnie chory. Miał umrzeć za dziesięć lat i wtedy Meneros przejąłby władzę w kraju. Bez doznania braterskiej miłości Meneros stałby się oschły i bez trudu zniszczyłby Nix.  Lorene nie mogła do tego dopuścić. Kazała kryształowej kuli pokazać Yennefera. Mimo tak wielkiej, dzielącej ich odległości, dzięki temu magicznemu przedmiotowi mogła zrzucić na pierwszego księcia zaklęcie.
            Lorene schowana teraz była w piwnicy rezydencji Connorów. W porównaniu do starego domu czarownicy, ten był paskudny, mały i wcale się jej nie podobał.
            Mały Meneros stał z drewnianym mieczem opuszczonym wzdłuż ciała. Patrzył na brata dużymi, brązowymi oczyma. Uśmiechnął się wesoło.
            - Powalczymy? - zapytał.
            Yannefer odparł:
            - Nie mam ochoty.
            Lorene rzuciła na niego zaklęcie.
            Meneros popatrzył smutno. Odwrócił się na pięcie i odszedł trzymając w dłoni drewniany miecz, który szurał po marmurowej podłodze.
            Zaklęcie rzucone na Yannefera sprawiło, że poczuł wielkie wyrzuty sumienia, dlatego nie mógł go teraz zignorować. Ta chwila przesądziła o ich dalszej relacji.
            - Zaczekaj! - zawołał. Meneros odwrócił się z nadzieją w oczach. - Powalczymy, ale potem będziesz się ze mną uczył!
            - Oczywiście, że tak! - zawołał wesoło mały Meneros i podbiegł do starszego brata. Oboje udali się na plac, bo tam drugi książę jeszcze mógł chodzić.
            Lorene patrzyła w kryształową kulę i uśmiechnęła się.
            - A gdzie moja rola? - zapytała Syrenia Czarownica.
            - Władasz żywiołem wody... Proszę cię, sprowadź tę leczniczą wodę dla pierwszego księcia, aby wydłużyć jego  życie.
            Syrenia Czarownica nie wydawała się zadowolona. Lecznicza Woda znajdowała się w najgłębszym miejscu oceanu, w jaskini gdzie doprawdy, tylko ona mogła tam dopłynąć. Woda ta była świętością wśród tamtego ludu, który zamieszkiwał tamtą grotę. Musiałaby go wykraść, bo wątpiła, aby rybowi ludzie ( ryba, która miała posturę człowieka, całkowicie różnili się od syren) podarowali leczniczą wodę.
            - Jeśli to dla Nix, to to zrobię.
~*~
            Gdy Missfoster skończyła osiem lat Lorene udała się za las Erthora, znaleźć przyszłego męża Nix z przepowiedni. Był szlacheckiego pochodzenia, a jego rodzina mieszkała niedaleko lasu. Na widok ich domu poprawił się jej humor. Pomyślała, że tak powinna wyglądać rezydencja. Właśnie ten dom przypomniał jej własny, postawiony nad morzem. Z tego co wiedziała, to był już ruiną. Jacyś ludzie dawno temu go obrabowali.
            Lorene weszła do mieszkania nie czekając na zaproszenie do środka. W ręku trzymała różdżkę. Służąca, która pierwsza ją zobaczyła zaczęła drżeć ze strachu.
            - Zawołaj swoich panów - nakazała.
            Służąca pobiegła na górę. W dużym pokoju, gdzie zawsze szczęśliwa rodzina spędzała popołudnia siedziała pani na fotelu czytając książkę, a pan obserwował jak jego syn, Colin, ćwiczy kaligrafię. Wtem wbiegła służka do pomieszczenia, zdyszana, zapłakana, roztrzęsiona.
            - Ona chce z państwem rozmawiać - zawołała.
            - Kto? - zapytał pan zasłaniając uszy Colinowi.
            - Czarownica... - zapłakała.
            Na twarzach obojga rodziców malował się strach. Spojrzeli na siebie, a potem na ukochanego syna. Czego mogła chcieć od nich jakakolwiek czarownica? Bali się.
            - Idź, ukryj mojego syna  - nakazał służącej.
            I ona tak uczyniła. Wyszła tylnym wyjściem i ukryła Colina w stodole, pół kilometra od domu.
            Lorene spostrzegła się, że Colin opuścił dom. To nawet było jej na rękę. Potem zobaczyła, że po schodach schodzą jego rodzice. Uśmiechnęła się wrednie, a ludzi przeszedł niemiły dreszcz.
           - Bardzo mi przykro - powiedziała ciągle się uśmiechając.. Wcale się nie wydawało, że było jej przykro. - ale muszę was zabić.
            Rodzice zdążyli tylko spojrzeć na siebie, a potem dom, którym zawładnęła Lorene zawalił się. Kiedy stała już na podwórzu rozpaliła ogień i spaliła rezydencję na popiół. Dopóki ogień nie zgasł ukryła się w lesie.  Dwa dni później zobaczyła Colina. Zobaczył szczątki domu i zapłakał. Chciał uciec w stronę miasta. To była zła strona.
            Lorene wyczarowała kolczastego wilka. Ten stwór był jednym z chowańców. Tworzyły go czarownice z talentem do magii chowańców, jednak Lorene żyła tak długo, że zaczerpnęła trochę i tej magii. Wilk pojawił się przed chłopcem i miał za zadanie zagonić go do wioski, w której mieszkała Nix. Lorene cały czas czuwała nad chłopcem, który biegł przez mroczny las uciekając od stworzenia. Był pierwszym zwykłym człowiekiem, któremu się udało przejść go w całości. W pewnym momencie się potknął i wilk nieumyślnie go zranił. Lorena była wściekła na chowańca i w wtedy go odwołała. Chłopak i tak był blisko krańca lasu. Ledwo co dobiegł do końca i wpadł do rowu, po czym stracił przytomność. Tam znaleźli go synowie Jemery.
         
             Jeszcze tej samej nocy najstarsza siostra Missfoster, Aine, wracała od swojego narzeczonego.  Na jej drodze stanęła młoda, piękna, kobita, której nigdy wcześniej nie widziała. Kobieta zapytała:
            - Jesteś najstarszą córką Jemery?
            - T-tak... - odpowiedziała mając wątpliwości czy powinna w ogóle odpowiadać nieznajomej. Bacznie ją obserwowała. - Kim jesteś?
            Kobieta nie odpowiedziała. Trzymała w ręku długi, smukły patyk. Zamachnęła się i nagle znikąd pojawił się przy jej boku kolczasty wilk. Uśmiechnęła się szeroko i złowrogo.
            - Bierz ją.
            I wilk rzucił się na Aine.
            W ten sposób Lorene podsyciła nienawiść na Missfoster.
~*~
            Jednno z najgorszych wspomnień Lorene, to były morderstwa dzieci. Już minęło sześć lat odkąd Missfoster nie żyje. Aby sterroryzować wioskę i wmówić im, że czarownica z lasu od sześciu lat ich nęka, cztery razy w miesiącu: styczniu, marcu, lipcu i listopadzie zabiera po jednym dziecku do ośmiu lat. Nazwali to klątwą Missfoster. Te wszystkie zdarzenia sprawiły, że w końcu ktoś z kościoła przyszedł zgładzić wiedźmę nękającą wioskę - czyli Fendarę.
            Tymczasem chciała dać sygnał swojej siostrzenicy. Zabiła młodego chłopca i wywlokła jego zwłoki do lasu, a tam znalazła je Rosalyn. Poinformowała o tym Fendarę, która domyśliła się co się dzieje. Właściwie nie do końca, lecz zdała sobie sprawę, iż ktoś ją wrabia. Nie chciała narażać na niebezpieczeństwo ani Tenebrisa, ani swojej uczennicy więc wysłała ją do lasu,  by wykonała jakieś zadanie, którego wykonać się nie da.
            Fendara postanowiła napisać wtedy list. I gdy go pisała nie zdała sobie nawet sprawy, że Lorene zawładnęła jej umysłem i ten list był jej dziełem.
            Niedługo po tym, do jej chatki wparowali wściekli wieśniacy. Zniszczyli jej dom i wyprowadzili z lasu starą kobietę jak skazańca. W wiosce przywiązali do palów, podłożyli pod nogi słomy. Wtedy na scenę egzekucji wszedł ksiądz.
            I czas się zatrzymał.
            Fendara oddychała głośno i tylko swój oddech słyszała. Rozejrzała się po wiosce. Wszyscy ludzie wyglądali, jakby ktoś ich właśnie zamroził. Zastygli w bezruchu. Ich okrzyki gdzieś zniknęły. Ptaki, które przelatywały nad niebem zatrzymały się. Staruszka spojrzała na tłum. Zobaczyła, że ktoś się w nim poruszał. W końcu tajemnicza postać pokazała się.
            - Lorene... - powiedziała chrapliwym głosem.
            Czarnowłosa, już ośmiowiekowa wiedźma stanęła na przeciw swojej siostrzenicy. W błękitnych, lodowatych i pozbawionych uczuć oczach pojawiły się łzy. Łzy żalu.
            - Przepraszam - szepnęła. - Nie chciałam, aby tak się to skończyło. Ale Nix musi stracić wszystko, a teraz to ty jesteś dla niej najważniejsza.
            Fendara otworzyła szerzej oczy.
            - Rosalyn jest Nix?! - krzyknęła. - Dlatego kazałaś mu tu być? Bym wychowała najpotężniejszą czarownicę?
            - Vivien powiedziała, że nikt nie zrobi tego lepiej od ciebie Fendaro. Zostałaś wybrana na jej nauczyciela... i zostałaś wybrana by dla niej umrzeć.
            - Nie możesz tego zrobić! Wtedy Rosalyn pochłonie mrok!
            - Dzięku temu się przebudzi. Skieruje całą nienawiść na mnie. Za kilka lat tu wróci i mnie zabije. Śmierć, którą nosić będzie na swoich barkach zniszczy jej delikatną i czystą duszę. Feniks już jej nie zechce na swoją ofiarę.
            - Nie... - powiedziała Fendara płacząc. - Rosalyn nie zasługuje na to. To zbyt dobra dziewczyna. Ona nigdy nikogo nie zabije.
            - Mam nadzieję, że stamtąd dokąd trafisz, nie zobaczysz jak grzeszyć będzie twoja uczennica.
            I Lorene zniknęła, a czas znów ruszył. Fendara zobaczyła jak ktoś podkłada ogień pod nogi. A później w tłumie odnalazła twarz Rosalyn. Zagubioną, roztrzęsioną, smutną Rosalyn. Fendara uśmiechnęła się do niej mimo bólu jaki czuła. A potem ogień pochłonął jej ciało.
            Cierpiąc miała tylko jedno marznie, aby Rosalyn nigdy nikomu nie odebrała życia.
______________________________________________
No i koniec retrospekcji.  I jak się wam podobało? :3 Mam nadzieje, że choć trochę tak. Szczerze mówiąc jak to pisałam myślałam, że wyszło fajnie. Ale teraz jak to czytałam po raz... czwarty chyba wydaje się trochę takie... dziwne. xD Nie pogubiliście się? ; D
W ogóle chcę podziękować wszystkim komentującym. Naprawdę mnie podbudowujecie i wiem przynajmniej, że mam dla kogo się starać. To mnie bardzo motywuje. :D
Dziękuję i pozdrawiam! ^.^

12 komentarzy:

  1. Wow Pierwszy! Świetny Rozdział i wszystko się ładnie wyjaśniło szkoda Fendary ale cóż trzeba dużo poświęcić aby zmienić zaplanowane już przeznaczenie:) To w następnym rozdziale wracamy do Rosalyn i Rossa?? Nie mogę się doczekać. Ciekawi mnie jak oni to wszystko wyjaśnią Rosalyn. Życzę dużo, dożo weny i pomysłów i czekam za NEXT wierny Anonimowy czytelnik :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... jak to się dalej potoczy dowiemy się dopiero w następnym rozdziale
    Mam nadzieję że nie każesz nam długo czekać, bo inaczej zostanę pożarta przez własną ciekawość
    ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze? Wydaje mi się ze piszesz coraz gorzej. Mam wrażenie jakbys ten rozdział napisała w 5 min na kolanie :/ wszystko jest opisane zbyt szybko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o brak opisow czy zbyt szybki potep historii? :)

      Usuń
  4. Jak już chyba wspominałam, kocham retrospekcje... być może nawet bardziej niż główne nurty różnorakich historii xD Świetnie to wymyśliłaś, uwielbiam, gdy wszystko jest ze sobą powiązane, to takie w moim stylu! Masz naprawdę fajne pomysły, za to styl i poprawność językowa wciąż pozostawiają nieco do życzenia. Niemniej miło się czytało i czekam na ciąg dalszy :) O, a co do Twojego pytania powyżej, to osobiście uważam, że akurat więcej opisów bardzo by się przydało. Chociaż są różni ludzie, niektórzy akurat wolą, jak jest więcej dialogów i ogólnie wszystko szybciej się czyta... Cóż, każdemu się nie dogodzi ^^'
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedno słowo: łał.

    Szacuneczek, Karo. Najlepsze historie to te, kiedy autor przez całą opowieść zostawia poszlaki, niewyjaśnione fakty, różne wątki, aby na końcu w jednym rozdziale wszystko ze sobą połączyć i bam! wszystko układa się w logiczną całość, a czytelnik myśli sobie: ale jajca... *___*

    Po lekturze tego rozdziału widzę, jak bardzo dokładnie zaplanowałaś tę historię i dopieściłaś chyba wszelkie możliwe wątki. Tu każdy element do siebie pasuje. Zaskoczyłaś mnie totalnie. Cała intryga czarownic, ich starania, poświęcenia dla Nix, zwłaszcza przemienienie Fendary w staruszkę(biedna, oj biedna!)i Tenebrisa w kota(świetne zaklęcie), zaklęcie Loreny rzucone na mieszkańców wioski, śmierć rodziców Colina(narzeczony...? xD), to wszystko idealnie się łączy. No cudo!
    I naprawdę nie jestem w stanie pojąć, co miał na myśli Anonimowy, mówiąc o zbyt szybko napisanym rozdziale. :O Był idealny!
    Weny!!! *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje. :) Naprawde. Poprawilas mi humor. Po prostu kocham cie i uwielbiam czytac twoje komentarze.c;
      W ogole mysle ze kolejny rozdzial bedzie ci sie poddobal. ;DDDI

      Usuń
  6. Kiedy będzie kolejny rozdział???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba dodam w niedzielę, pewnie gdzieś po południu.

      Usuń
  7. rozdział będzie dzisiaj ????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jutro około 20 pewnie. Dzisiaj już nie dałam rady wstawić.

      Usuń
  8. Naprawdę, szczerze - lubię ten blog, tą historię. Jest piękna, poetycka, baśniowa i wielowątkowa. Fajnie piszesz, masz potencjał. Nie przestawaj, bo dodajesz mi otuchy i motywujesz w moim własnym pisaniu. Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń