Strach potrafi być naprawdę niesamowitym bodźcem; Rosalyn nie odczuwała zmęczenia czy nawet bólu. Wysoka adrenalina sprawiła, że jej ciało cały czas poruszało się do przodu, bez żadnych problemów pokonując kujące ciernie tylko po to, aby nie iść na skróty.
Panika jaką siał strach w głowie nie pozwalała trzeźwo myśleć. Ten sam las co nie zmienił się zbyt bardzo wydawał się teraz obcy. Chodziła tymi ścieżkami milion razy, ale teraz miała wrażenie, że jest tu pierwszy raz.
Chciała krzyczeć, zawołać swojego przyjaciela, jednak nie dała rady wydobyć z siebie żadnego porządnego i wysokiego dźwięku. Za dużo nawdychała się zimnego powietrza, który podrażnił jej gardło. W kącikach błękitnych oczu zbierały się łzy. Czuła mocny uścisk w klatce piersiowej. Zatrzymała się i zaczęła chodzić dookoła. Miała wrażenie, że wszytsko wokół niej kręci się w kół. Drzewa się poruszały, ale tylko w jej wyobraźni. Raz szła do przodu, kilka kroków w prawo, w lewo. Czasami się cofała.
Rosalyn dzielnie przedzierała się przez gęste zarośla lasu i ani razu się nie zatrzymała. Wiedziała, że życie Rossa wisi na włosu. Nie mogła go stracić. Był jej dzielnym i wspaniałym przyjacielem. Biegła z całych sił. Czasami podskakiwała jak żabka i wywiła dzikie piruety niczym baletnica tańcząca jezioro łabędzie. To sprawiało, że przemieszczała się jeszcze szybciej. Znikała za trzewami i wtapiała się w tło jak ninja.
Kiedy tak biegła sobie i biegła, nagle w coś uderzyła, następnie odbiła się od tego czegoś i upadła na ziemię.
- Auć - powiedziała rozmasowując sobie kość guziczną.
- Auć? - usłyszała znajomy głos. - Może powinnaś przeprosić.
Rosalyn podniosła wzrok i wtedy jej błękitnoniebnym oczom ukazał się jej przyjaciel, Ross. Dzięki bogu, był cały i zdrowy, ale trochę wkurzony. Coż się mogło stać? Był zły bo musiał sobie pójść? Ale przecież to on zaproponował oddalenie się. Już nie rozumiała o co chodzi.
- Ja? Ja mam przeprosić? Chyba śnisz!
- Gdybym spał, to leżałbym teraz w łóżku - powiedział i wywrócił oczami. Przecież kto było oczywiste. Bo kto spał w lesie? I do tego na stojąco? Przecież nie był Jasiem Fasolą. Nie potrafił takich cudów.
- Pfff... To ty stałeś jak kołek. Widząc mnie powinieneś mnie zawołać! - Oburzyła się. Przecież się tak o niego martwiła, a on co odwala? Wyżywa się na niej za nic? Co się stało Rossowi?
- Nie będziesz mnie nazywać kołkiem! O nie, co to to nie! To koniec naszej przyjaźni - tupnął nogą. - Jestem Księciem West Landu!
- Drugim księciem - poprawiła go.
Odwrócił się dramatycznie na pięcie i poszedł sobie.
Jednak nim zdążył odejść stalowy miecz przebił mu klatkę piersiową. Rosalyn widziała ostrze wystające z ciała przyjaciela. Miecz ociekał szkarłatną królewską krwią. Chłopak odwrócił się do Rosalyn uśmiechając się lekko. Wtedy Rosalyn zrozumiała co się działo! On wcześniej zauważył czarownicę. Wiedział, że będzie chciała zaatakowac Rosalyn, więc pokłócił się z nią niczym dziecko i zrobił z siebie żywą tarczę osłaniając ukochaną.
Ross upadł na ziemię, a po lesie rozległ się głośny, żałobny krzyk wymieszany z płaczem. Rosalyn upadła na kolana nad ciałem Rossa. Nie mogła sobie tego wybaczyć. Jednak on nie był już zły. Uśmiechał się wpatrując w białowłosą. W jego brązowych oczach gasło życie.
I tak Rosalyn straciła swojego pierwszego przyjaciela.
A teraz pewnie sobie moi drodzy zdajecie sprawę, że ten rozdział jest moim głupim i nędznym żartem na wspaniałe święto, które obchodzimy pierwszego kwietnia. Ah, tak już wiecie co! Oczywiście, pewnie nie spodziewaliście się, że coś takiego odwalę, ale stwierdziłam, że może będzie śmiesznie. Prawdę mówiąc, mnie tylko rozmieszyły dzikie piruety Rosalyn. Nic więcej.
Tak sobie myślę i myślę, że wy pewnie czytając dialog Rossa i Rosalyn myśleliście "Boże... Karo... co się z tobą dzieje? Co to za rozmowa? Wróciłaś do podstawówki?". A otóż nie. Wszyscy, którzy się nabrali... Eehehe. Prima Aprilis!
Ale powiem, że pierwsze dwa akapity są z prawdziwego trzydziestego trzeciego rozdziału, to dlatego były takie normalne. To one właśnie miały wprowadzić was w ten błąd. Prawdę mówiąc mam tam taką swoją małą nadzieję, że nabraliście się i że żartw wam się podobał. Pozdrawiam!
Ano szybko się zorientowałam, że to żart, być może po części dlatego, że sama coś takiego kilka lat temu z siostrą zrobiłam. Nie wiem, może wtedy jeszcze czytałaś nasze opowiadanie xD A niektóre teksty faktycznie jak uczniów z podstawówki xD Pozdrawiam gorąco (z wykładu pisma japońskiego xD)!
OdpowiedzUsuńPrawie na zawał zeszłam! Dziewczyno! Jaka ulga... ;P Serio. Jakbyś go zabiła to bym cię znalazła i zniszczyła.. :P Heheh. :P
OdpowiedzUsuńCzekam na PRAWDZIWĄ część. :P
TY PASKUDO JEDNA!!! xD
OdpowiedzUsuńTo ja se już myślę: "o shit, co za obrót zdarzeń! Ross, palancie! Ty tak na serio czy czarownica rzuciła urok?!" A potem "o shit, trup!" Już w głowie układa mi się komentarz naszpikowany achami, ochami, wyrazami współczucia, a tu takie coś! xD
Serio myślałam, że w tym roku nikt mnie nie nabierze, a tu taka niespodzianka. xD
Hahaha, czekam na prawdziwy rozdział 33 :D
NIENAWIDZĘ CIĘ. A ponieważ jestem ostro fochnięta, to zaprezentuję moje reakcje w postaci gifów.
OdpowiedzUsuńJa na początku czytania:
http://gifcrap.com/g2data/albums/Forum/I%20have%20no%20idea%20what_s%20going%20on_%20but%20I_m%20excited_.gif
Ross obrywa.
http://takiete.pl/wp-content/uploads/2014/01/02.gif
Ross umiera.
http://dc583.4shared.com/img/eq7grHx-/s3/137c8b3c670/NOOOO.gif
Prima Aprilis?
http://media.tumblr.com/tumblr_m5co0txLdu1qevlif.gif
To tak na zakończenie :P
Oj kobieto... Nie powiem, nabrałam się, ale i przy okazji zwątpiłam w Twoją inteligencję...do słów "Prima Aprilis" xD
OdpowiedzUsuńMoje emocje:
OdpowiedzUsuń:o :) *nieeee!* D: :'c D: *jak to Prima Aprilis?*
No i pierwsze wrażenie po wejściu na bloga *____*
Tak emotikonkowo, ale wyjątkowo xD
Świetny rozdział, choć na święto psikusów. Kreatywny pomysł. Sama bym na niego nie wpadła, no, a może to dlatego, że jestem leniem :p
Pozdrawiam ^__^