sobota, 8 marca 2014

Rozdział XXXI - Kto to jest Bella?

           Colin opierał się o studnię. Jego widok zdziwił Rosalyn. Dzisiaj stanął w ich obronie, ale czy na pewno mogła mu ufać? Minęło jedenaście lat od kiedy go poznała.
           Po chwili na twarzy chłopaka pojawił się wesoły uśmiech. Uniósł ręce na wysokości głowy chcąc pokazać, że nic nie ukrywa i nie ma złych intencji.
           Ross patrzył uważnie na czarnowłosego. Widział jak wszelka nieufność na twarzy Rosalyn powoli znikała. Ten mężczyzna, którego nazwała przyjacielem musiał być dla niej (kiedyś na pewno) naprawdę ważną osobą.
           -Missfoster... To naprawdę ty? - zapytał Colin i podszedł bliżej.
           Rosalyn skinęła głową.
           Uśmiech młodzieńca poszerzył się. Po chwili rozniósł się jego wesoły śmiech.
           -To niesamowite! - zawołał i stanął naprzeciwko dziewczyny kładąc swoje dłonie na jej ramiona. - Wiesz, myślałem, że nie żyjesz... Wszyscy myśleli. Kiedy cię zobaczyłem myślałem, że to ty, ale jednak nie byłem do końca pewny... - Spojrzał w ziemię i odsunął się trochę od dziewczyny. - Bardzo mi przykro...
Doskonale pamiętał dzień, w którym jego macocha zmanipulowała Jemerą – matką Missfoster – aby porzuciła własną córkę w lesie. A kiedy chciał swoją przyjaciółkę ostrzec przed niebezpieczeństwem został zamknięty we własnym pokoju przez pokojówkę. Gdyby udało mu się uciec. Gdyby wtedy ostrzegł Missfoster nadal miała by możliwość normalnego dorastania. Aangoro na pewno wtedy by ją ochronił przed gniewem matki.
           -Dlaczego?- zapytała. Nie rozumiała jego słów. Przykro mu?
           -Wiem co zrobiła ci matka. Wiedziałem co się stanie... Ale nie potrafiłem cię uratować.
Colin przeczesał dłonią czarne włosy. Rosalyn teraz zrozumiała. Ten chłopak czuł się winny przez ten cały czas. Spojrzała na Rossa, który wydawał się zdezorientowany słowami młodego Conora. Uśmiechnęła się do siebie.
           -Niepotrzebnie. Po tym jak matka mnie porzuciła przygarnęła mnie bardzo miła osoba. - Colin oderwał wzrok od własnych stóp i spojrzał na twarz białowłosej. Dziewczyna zaczęła iść w jego stronę i ominęła go. - Niestety... ci cholerni ludzie prawie pięć lat temu zabili ją.
           Pięć lat temu odbyło się spalenie czarownicy. Colin pamiętał to zdarzenie. Stali do sobie plecami, więc odwrócił głowę za siebie by spojrzeć na starą przyjaciółkę idącą w stronę studni.
           -Czarownica cię przygarnęła? -  Nie był przerażony, lecz zdziwiony. Nie czuł też ani złości i nienawiści. Gdyby inny człowiek z tej wioski to usłyszał Missfoster wylądowała by na „scenie śmierci”.
           -Tak. Przygarnęła mnie czarownica. Nauczyła wiele rzeczy... - musnęła dłonią krawędź studni.
           -Cholera... - przeklął Colin zakrywając sobie twarz dłonią. - Przykro mi...
           -To nie twoja wina – powiedziała. - Wiem.
           Ross czuł się tak jakby go tu w ogóle nie było. Patrzył co chwilę na Rosalyn to na Colina, którego z jakiegoś powodu coraz bardziej nie lubił.
           Czarnowłosy westchnął.
           -Późno już... Mogą zaraz zacząć mnie szukać...- powiedział chcąc zmienić temat. Z resztą to była prawda. - Kapłan przemówił do rozsądku wieśniakom. Powiedział im, że ty jesteś Missfoster i nie mają prawa nic ci zrobić, więc nie musisz się martwić. Ty i twój towarzysz możecie chodzić legalnie po wiosce. - Uśmiechnął się blado.
           -Chyba jednak nie skorzystam. Za dwa dni mnie tutaj nie będzie.
           Colin  zbierał się do wyjścia. Zaczął iść w swoją stronę. Gdy tylko ominął Rossa zatrzymał się i odwrócił. Popatrzył na Rosalyn i powiedział:
           -Powinnaś odwiedzić swoją rodzinę.
           I poszedł.
           Rosalyn słysząc te słowa zacisnęła usta w wąską linię. O nie, na pewno tego nie zrobi. Wie jakby została powitana. Kamieniami rzucanymi w głowę.
           Ross podszedł bliżej dziewczyny. Głowę pochyliła nad studnią. Wpatrywała się tępo w mrok.
           -W porządku? - zapytał. Również się nachylił, ale z taką różnicą, że próbował schwytać wzrok Rosalyn.
           Dziewczyna pokręciła głową.
           -Co za głupota? Mam odwiedzić rodzinę? Pff.
           -A może to wcale nie taki głupi pomysł? A jak się zmienili?
           Rosalyn zaśmiała się sarkastycznie.
           -Zmienili? A widziałeś rano tych wieśniaków? Moja rodzina była taka sama jak oni. Tacy ludzie się nie zmieniają. Z resztą nie przybyłam do tej wioski na spotkanie rodzinne, lecz po Fendarę i głowę wiedźmy... Ale teraz myślę nad zrównaniem tej wioski z ziemią. -  Ostatnie zdanie powiedziała z wesołym uśmiechem.
~*~
           Rosalyn użyła magi, aby wyciągnąć wszystkie skrzynie ze studni. Na każdej z nich był wygrawerowany rok, w którym prochy danej „przeklętej” osoby zostały tam zapieczętowane. Ostatnią wiedźmą spaloną na stosie była Fendara. Przejrzeli jeszcze stare skrzynie, a niektóre z nich były wykonane kilka wieków temu.
           Ross wziął skrzynię z prochami Fendary kiedy jego przyjaciółka z powrotem wrzuciła resztę do studni.
           Wrócili do pustego domu Miljany. Całą drogę przeszli w milczeniu. Rosalyn weszła do pustej chaty, a w tym czasie Ross poszedł po drzewo, które złożone było na podwórku.  Dziewczyna usiadła przy pustym kominku. Obok niego leżała wielkości mrówki poduszka i kołdra. Za pomocą zaklęcia przywróciła rzeczom dawny rozmiar. W tym czasie blondyn zdążył już wrócić; drewno umieścił w kominku i je zapalił. Ogień rozjaśnił pomieszczenie.
           Oboje pozasłaniali wszystkie okna. Wiedzieli, że ludzie z wioski mogli dostrzec delikatne światło w mroku. Bezpieczniej było, aby nikt nie wiedział gdzie przesiadują.
           Teraz kiedy pozostał im tylko sen Rosalyn wiedziała, że musi dość do tej rozmowy. Usiadła przy poduszce odwrócona twarzą to palącego się ogniska w kominku. Oplotła cienki kosmyk białych włosów wokół palca wskazującego. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła tak robić.
           -Wiesz...- powiedziała słabym głosem. - Mamy tylko jedną poduszkę i kołdrę.
           Policzki dziewczyny przybrały delikatny różowy kolor.
           Ross spojrzał na  Rosalyn siedzącą przy kominku. Nie widział jej twarzy, gdyż była siedziała plecami do niego, a głowę miała opuszczoną.  Uśmiechnął się lekko.
           -W porządku – powiedział pogodnym głosem – mogę spać gdzieś indziej.
           Odwróciła szybko głowę aby na niego spojrzeć. Ross źle ją zrozumiał. Wcale nie chciała go wyganiać.
           -Wcale nie o to mi chodziło!
           Ross usiadł naprzeciwko niej, pod ścianą tuż obok kominka.
           -A o co? - przechylił głowę w bok cały czas patrząc na nią.
           Rosalyn nic nie powiedziała. Zacisnęła usta w wąską linię, gdy poczuła jak jej twarz robi się cała czerwona. Obwinęła się szybko kołdrą i upadła na poduszkę. Teraz leżała plecami do przyjaciela.
           Ross podciągnął kolana do siebie. Do tej chwili cały czas obserwował Rosalyn. Teraz odpłynął w myślach zastanawiając się nad dzisiejszym dniem i jak radzi sobie reszta. Nie powinni się martwić, mają ze sobą Tenebrisa. Ale już powoli zaczęła się wiosna. Kot niedługo umrze i jest na skrajach sił. Jednak na niego nie ma co liczyć. Ale dostali niebieski kamień teleportacji. Zawsze to może kogoś uratować.
           Z rozmyślań wyrwało go to, że dostał poduszką w głowę. Gdy się zorientował co się dzieje chciał ochrzanić Rosalyn. Już zdążyła zawinąć się w kokon i udawać, że śpi. Popatrzył na poduszkę, uśmiechnął się i osunął na podłogę by móc się wygodnie ułożyć.
           -Dziękuję – powiedział.
           -Nie ma za co – wyszeptał.
~*~
           Kiedy Faldio załatwiał transport Mijlana i Mel spokojnie siedziały i obserwowały jak mały Pete  rysuje patykiem w ziemi. Wyglądał na szczęśliwego.
           Mel nie dotknęła ani razu żony brata Rosalyn, choć po raz pierwszy miała ochotę dowiedzieć się o kimś więcej. Mogłaby odkryć istotne wydarzenia, które zdarzyły się po zniknięciu białowłosej z wioski. Ciekawiło ją to ponieważ, ta historia wydawała się tajemnicza i mogłaby się podzielić niektórymi rzeczami z przyjaciółką. Kto wie, może działy się dobre rzeczy. Teraz zastanawiała się jak sobie radzą Rosalyn i Ross. Czy odnaleźli już wiedźmę? I kiedy wrócą?
           Z rozmyślań wyrwał ją głos Faldio. Mężczyzna pomógł wstać ciężarnej z ławki i zaprowadził ich do powozu. Razem z nimi jechały dwie inne osoby – rdzenni obywatele East – do Omnes, miasta w North. Było to oczywiste, że Miljana nie da rady dojść na piechotę do miasta w Północnym Królestwie. Piechotą zajęłoby to miesiąc, lecz powozem kilka dni. Całe szczęście, że wioska Erthora i pobliskie miasteczko znajdowały się niedaleko granicy z North.
           Pierwsza wsiadła Mel i wyciągnęła dłoń do Miljany. Ta chwyciła ją bez zastanowienia obdarowując brązowowłosą ciepłym uśmiechem i wsiadła do powozu. W tym momencie fala wspomnień przeszła przez głowę Mel. Wydawało się, że na chwilę odpłynęła. Miała szeroko otworzone oczy i lekko rozwarte usta.  Dopiero Faldio wyrwał ją z transu (już drugi raz) prawie rzucając na nią Tenebrisa. Kot miauknął głośno i nastroszył sierść.
           -Ej! - zawołała wystraszona dziewczyna.
           Faldio uśmiechnął się wesoło, a potem wciągał małego Pete na powóz. Chłopiec od razu zajął miejsce obok mamy. Oni usiedli nieco dalej.
           Kiedy tylko Faldio uśmiechnął się do dziewczyny zaraz na jej twarzy pojawiły się rumiane wypieki. Rudowłosy był dla niej miły od momentu kiedy się poznali. Cały czas nosiła przy sobie szmaragdowy kamień, który jej podarował i to nie tylko dlatego, że był magiczny, ale dla niej na pewien sposób cenny. Był też pierwszą osobą, która nie bała się jej mocy. Nie przeszkadzała mu to, że ona odczytuje jego myśli. Tenebris powoli się uspokoił. Mel delikatnie go głaskała co pozwoliło mu się zrelaksować. Jednak posłał złowrogie spojrzenie Faldio i głośno fuknął. Nie mógł nic powiedzieć do niego ludzkim głosem, jednak ten dźwięk przekazał doskonałą informację. Rudowłosy trochę się przestraszył kota. Pomyślał, że może rzucić mu się na twarz z pazurami. Nie chciał mieć kolejnych blizn. Im bliżej było mu do śmierci tym coraz gorszy się stawał.
           -Rosalyn może mieć problem – powiedziała cicho Mel czując jak kamień spada jej z jej serca. Chciała się z kimś podzielić tą informacją. Może być dość istotna.
           -Chodzi o wiedźmę? - szepnął Tenebris zapominając o obcych. Gdy tylko pomyślał, że jego ukochana pani może mieć kłopoty czuł jak jego małe serduszko przyśpieszyło. Bał się o nią. Była jedynym człowiekiem jakiego uwielbiał. Fendara już zniknęła. Wtedy pomyślał, że jest z nią Ross. Wie, że ten chłopak na pewno nie pozwoli jej zginać. Chyba, że umrze pierwszy. I za to cenił Rossa. Widział w nim swojego sojusznika.
           -Nie... o jej rodzinę.
           Faldio spojrzał na Mel zdziwiony.
           -Rodzinę? Co jej rodzina może zrobić?
           Mel spojrzała na Miljanę. Nie słuchała. Była zajęta rozmową z synkiem. Chłopiec głaskał ja po brzuszku i wesoło się śmiał. Mimo, że na twarzy kobiety też widniał uśmiech wydawało się, że usychała z tęsknoty. Jedna osoba, która siedziała między Miljaną a Mel i Faldiem też była zajęta własnymi sprawami. Czytała książkę.
           -Bella – odezwała się Mel.
           -Bella? - zapytał kot. - Kto to jest Bella?
           -Kiedy Rosalyn została porzucona w lesie dziewięć miesięcy później na świat przyszła jej młodsza siostra, Bella. - Znowu spojrzała na Miljanę. - Odczytałam wspomnienia Miljany. Bella ma czarne włosy, jasną cerę, taką jak Rosalyn i się nie opala, tak jak Rosalyn. Ma też taki sam odcień oczu, niesamowicie piękny błękit.
           -Jak Rosalyn... - powiedział Faldio. - Zgadza się?
           Mel skinęła głową.
           -I ona jest zła?
           -Nie – machnęła ręką. -  Właśnie chodzi o to, że nie... Pamiętacie tą historię o Nix, którą opowiedziała wam ta staruszka w wiosce w North?
           Faldio podrapał się po głowie.
           -Mam wrażenie jakbyś z nami podróżowała. - Uśmiechnął się.
           Dziewczyna zaczesała niesforny kosmyk za ucho, kiedy zobaczyła po raz kolejny wesoły uśmiech rudowłosego. Wzięła głęboki wdech i mówiła dalej:
           -Uważają Bellę za Nix. Wiedzą, że ma zbawić świat. Uratować przed czymś, ale nie wiedzą czym i jak. I nawet nie zdają sobie sprawy, że Nix na końcu umiera.
           -I co w związku z tym?
           -Czy to nie oczywiste? To Rosalyn jest Nix. Nie wiem jak to możliwe, że Bella tak bardzo ją przypomina, ale to może sprawić jej kłopoty. Traktują ją jakby była prawdziwym aniołem, który spadł z nieba i przyszedł wszystkich uratować. I to nie tylko rodzina, ale cała wioska. To zupełne przeciwieństwo Rosalyn.  Ona przez całe swoje życie była odtrącana i poniżana. Jeśli się spotkają...
           -Czekaj! - Faldio położył dłoń na ramieniu Mel. - Mówisz, że Rosalyn może być białą czarownicą, tą czarownicą, którą zabije Fenix w swoich płomieniach przez jakiegoś króla z West?
           Pokiwała głową.
           -Tak mi się wydaje. - Przygryzła dolną wargę. - Ale nie wszystko się zgadza, więc nie powinniśmy się o nich martwić na zapas.
           Spojrzała na Faldia. Zdjął dłoń z jej ramienia. Zmarszczył czoło i ściągnął brwi. Wzrok wbił w swoje buty. Wiedziała, że o czymś intensywnie myślał i już po chwili gdy podniósł wzrok, jego bystre zielone oczy zdradziły wszystko. Martwił się, bo domyślił się tego, czego nie powiedziała Mel.
           -Ty wiesz, kto może być w tym czasie królem West prawda? - Kot poderwał się gdy to usłyszał. Głos Faldio niemalże drżał. - On nie dlatego uciekł?
           -Domyślił się. - Powiedziała to smutnym głosem. - Ale jeśli nie wróci, to się nie stanie królem.

~*~
           Rosalyn i Ross z samego rana opuścili dom Miljany. Najpierw postanowili zakopać skrzynię z prochami Fendary w lesie, w miejscu gdzie kiedyś stała chatka na kurzej łapce. A później zamierzali namierzyć czarownicę. Tylko Rosalyn miała jeden problem. Nie wiedziała jak to zrobić. Czarownica  zapewne od samego pojawienia się ich w wiosce musiała ukryć swoją aurę. Zwykły człowiek nie jest wstanie wyczuć wiedźmy, lecz wiedźma wiedźmę owszem. Musiała wymyślić coś, aby ją zwabić. Zastanawiała się czym kierowała się owa czarownica. Miała jakiś ukryty plan czy po prostu robiła to wszystko z nudów?
           Skoro wczoraj dowiedzieli się, że dostali pozwolenie na przebywaniu w wiosce postanowili jednak skorzystać z tego przywileju. Nie bardzo podobało im się obejście jej dookoła, i iść dłuższą drogą do polany, gdzie stała kiedyś chatka. Przez wioskę było znacznie szybciej, a że było jeszcze wcześnie rano, to ludzie spali.
           Rosalyn i Ross szli spokojnie rozmawiając praktycznie o niczym. Lubiła takie rozmowy. Były relaksujące. Potrafiła przy nich zapomnieć o wszystkim. Nawet o strachu, który zaczął powoli jej towarzyszyć. Bała się, że może nie być w stanie pokonać wiedźmy.
           -Zaczekaj! - zawołał kobiecy głos. - Nie powinnaś biegać, możesz się wywrócić.
           Po chwili w pustej wiosce słychać było dziecięcy, uroczy śmiech.
           -Siostrzyczko nie musisz się o mnie martwić!
           I znowu ten śmiech, lecz był bardziej doniosły. Zaraz, po chwili zza rogu wybiegła dziesięcioletnia dziewczyna i uderzyła w Rossa. Odbiła się od jego nóg i upadła na ziemię. Wydawała się zdziwiona, tak jakby nie zdawała sobie sprawy co się dzieje.
           Dziewczynka była inna niż wszyscy w wiosce. Mimo mroźnej zimy, która minęła wieśniacy mieli delikatną opaleniznę, lecz ona nie. Jej cera była tak blada jak cera Rosalyn. Ross od razu zauważył, że oczy jego przyjaciółki i tej dziewczynki są takie same.  Miała nieco inne rysy twarzy, mniejsze usta i proste,długie, czarne włosy niczym węgiel. Wyglądała jakby miała zaraz się rozpłakać, lecz zamiast tego zaśmiała się i powiedziała:
           -Przepraszam, byłam nieuważna!
           Rosalyn patrząc się na dziecko zaczynała czuć coś dziwnego. Miała wrażenie, że jej szósty zmysł zaczął ją ostrzegać przed zbliżającymi się kłopotami.
           Po chwili pojawiła się przy nich opiekunka dziecka. Była niską, szczupłą dziewczyną z czarnymi, krótkimi włosami. Ledwie dłuższymi od włosów Rossa. Oczy miała szare i duże. Widząc dziewczynkę na ziemi pisnęła głośno.
           -Jeśli matka się dowie to mnie zabije! - podbiegła do niej i pomogła jej wstać. Otrzepała piękną sukienkę, w którą była odziana.
           -Nie martw się siostrzyczko, mama nic ci nie zrobi. - Dziewczynka uśmiechnęła się wesoło.
Jej siostra postanowiła zwrócić uwagę ludziom, że powinni na nią uważać. Przecież wszyscy w wiosce ją kochają. Dlaczego wcześniej nie pomogli jej wstać? I wtedy gdy na nich spojrzała wszystko zrozumiała. Ci ludzie nie byli stąd. Oboje wpatrywali się w dwie siostry ze zdziwieniem.
           Czarnowłosa szybko poznała dziewczynę. Słyszała wcześniej od Katriny, że wróciła. Nie wierzyła wtedy siostrze. Nikt nie wierzył. Nawet po wczorajszym zdarzeniu. Myśleli, że mogła to być inna osoba, lecz kiedy ją zobaczyła na własne oczy już wiedziała, że to jej młodsza siostra.
           -Missfoster – powiedziała bezgłośne.
           -Wspaniale – Rosalyn przewróciła oczami.
           -Pamiętasz mnie?! - zapytała dziewczyna wyraźne podekscytowana. Na jej reakcje Ross i Rosalyn odsunęli się od niej o kilka kroków. - To ja! Twoja siostra! Graine!
           Białowłosa zmarszczyła brwi.
           -Graine?
           Pamiętała, że miała sporo sióstr i braci. Po ustaleniu szybko w myśli do kogo to imię należy przypomniała jej się starsza o rok, nieporadna i wszystkiego bojąca się siostra – Graine.
           -To naprawdę moja zaginiona siostrzyczka? - zapytała dziewczynka.
           -Tak – przytaknęła Graine.
           Dziewczynka podbiegła do Rosalyn i uścisnęła ją mocno.
           -Cieszę się, że w końcu do nas wróciłaś Missfoster.
           Rosalyn wyglądała na oszołomioną. Próbowała uwolnić się z uścisku dziewczynki, lecz na marne. Szybko się poddała wzdychając ciężko.
-Więc mówiłaś, że wszyscy cie tutaj nienawidzą, tak? - zapytał Ross krzyżując ręce na piersi. Uniósł jedną brew w górę i uśmiechnął się.
           -Nawet nie znam tego dziecka! - zawołała wymachując rękami.
           -Nie możesz jej znać... - powiedziała Graine. - Urodziła się po tym jak zniknęłaś.
           -Nie zniknęłam – odpowiedziała i poczuła po chwili jak dziewczynka zacisnęła mocniej swój uścisk.
           -To dlaczego nie wróciłaś... Aangoro...!
           -Wiem co się stało z Aangoro – krzyknęła tak głośno, że mała dziewczynka odskoczyła od niej jak oparzona. W jej błękitnych oczach pojawiły się łzy. Schowała się szybko za Graine.
           Starsza siostra pogłaskała delikatnie po głowie dziewczynkę.
           -Nie masz się czego bać... Już w porządku, ona nie zrobi ci krzywdy – mówiła delikatnym głosem.
           -Wiem... Po prostu pomyślałam o braciszku, aż zrobiło mi się przykro. - Przytuliła się do Graine.
           Ross podszedł bliżej Rosalyn i szturchnął ją w ramię.
           -Chcąc nie chcąc i tak spotkałaś się z rodziną.
           Posłała mu gniewne spojrzenie.
           -Chodźmy, nie marnujmy naszego czasu!
           -Zaczekaj! - zawołała Graine. - Dokąd się wybierasz?
           -Do Lasu Erthora – wyjaśniła krótko.
           Odpowiedź siostry najwyraźniej zdziwiła dziewczynę.
           -Chodź z nami! - zawołała dziewczynka. - Mama na pewno się ucieszy jak cię zobaczy.
           Na twarzy Rosalyn pojawił się delikatny uśmiech.
           -Wątpię.
           -Ona płakała po tym jak zniknęłaś... - powiedziała Graine. - Nie mogła się pozbierać dopóki Bella się nie urodziła – pokazała na dziewczynkę. - Stała się jej oczkiem w głowie. Pomogła nam wszystkim pozbierać się po utracie ciebie i mi... - Spojrzała na siostrzyczkę. Gdyby nie ona ojciec wysłałby ją do zakonu. Nie byli na tyle bogaci aby mógł i ją wydać za mąż. Chłopcom było łatwiej znaleźć kandydatki na żonę. Póki Bella jest dzieckiem Graine ma jeszcze szanse znaleźć męża.
           Rosalyn miała wrażenie, że się przesłyszała. Matka nigdy nie płakała po jej utracie. Wiedziała, bo zobaczyła ją w kryształowej kuli Fendary.
           Spojrzała na niewinną Bellę, która wyglądała jak cudowny aniołek. Po słowach starszej siostry wiedziała, że była oczkiem w głowie matki. Cudowne dziecko z pięknymi czarnymi włosami. Uśmiechało się wesoło i beztrosko. Czyżby wszyscy ją kochali?
           Już jej nienawidziła.
           -Zgoda – powiedziała. - Pójdę z wami. Z chęcią złożę wizytę matce... - Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Pomyślała, że chętnie jej przypomni, że żyje i jest kimś potężnym.

           Córkę, która miała białe włosy wystawiła na pośmiewisko. Nie broniła jej, lecz sama z niej szydziła. Była dla niej utrapieniem, więc się jej pozbyła.
           Kolejną córkę, która miała najpiękniejsze włosy jakie widziała ukochała i chroniła. Wszyscy ludzie ją uwielbiali i podziwiali. Przyszła Nix, która ma ocalić świat.
           Pierwszą nazwała Missfoster – dziwadło.
           Drugą Bella – piękność.
___________________________________________________
Kiedy wymyśliłam to opowiadanie rolę Mel właśnie miała odegrać Graine, ale zrezygnowałam z tego pomysłu bo chciałam, aby każda główna postać miała inny kolor włosów - taka tam kolejna ciekawostka.
Chciałabym jeszcze podziękować za ponad 10 000 wyświetleń! :D pierwszy raz w życiu mam tak dużo... w sumie żadne inne opowiadanie nie było takie długie jak to. :) Pewnie też dlatego.
No i w następnym rozdziale spotkanie z rodzinką i zdradzę, że nasza czarownica pokażę się w 33 rozdziale! :D
W ogóle przegapiłam pierwsze urodziny bloga. XD eh, hańba mi.  były 15 lutego. :D
Pozdrawiam!

12 komentarzy:

  1. Dzięki za info!
    O! Pierwsze urodziny? :D To najlepszego! :*
    Ojejku! Rosalyn spotkała się z Belle???? Matko, aż boję się co się stanie, gdy Rosalyn wróci z siostrami do domu! I o co biega z ta jej matką? Porzuciła dziecko w lesie, a potem niby płakała za nią?? Aj! ;/
    Poza tym- Mel... Naprawdę lubię tę małą! Ona jest słodka, urocza i taka niewinna... Eh...
    A! Wracając do Graine- ona była po stronie Rosalyn? A to ci niespodzianka!

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka Rosalyn udawała, że za nia płakała, aby stworzyć "pozory". Bo to prawie morderstwo było.
      No i nie wiem czy pamiętasz, ale Graine była w miarę miła dla Rosalyn. xD

      Usuń
    2. Dzięki za wyjaśnienie :D
      Cóż, nie pamiętałam, ale potem coś mi zaświtało xD

      Usuń
  2. Zacznę od końca. :D Relacje Rosalyn-reszta rodziny są tak dziwne, że szok. To znaczy... wiem, że ona jest w stosunku do nich dość chłodna, zważywszy jak ją traktowali w dzieciństwie. A teraz każde z nich (może oprócz matki; jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądało to spotkanie, a wiesz, że od dawna na nie czekam) jest takie świętoszkowate."Ojeju, siostrzyczko, to ty?" :( A wszyscy jak jeden mąż się jej wstydzili. Co za ludzie. Wiesz, wolałaby, aby to Belle zeżarł smok czy inny potwór. xD To tylko dzieciak, ale... ale nie znam jej za bardzo i nie będę żałować. Zwłaszcza, że tak jakby zastąpiła siostrę i właśnie za to, że jest kochana, piękna i zajebista.
    Dzielenie się kołdrą, nie no, moja ulubiona scena! xD Rosalyn jest taka twarda jak na wiedźmę przystało, ale z blond księciem serduszko jej mięknie. Kocham te momenty. :D Ross, bierz się do "roboty", bo rywal się pojawił horyzoncie xD Wyczekuję spotkania matka-córka i wierzę, że dasz z siebie wszystko, sprawiając, że wybuchnę(ze śmiechu lub złości ---> niepotrzebne skreślić). :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo zobaczysz(może w ten weekend dodam rozdział! XD) i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. A zachowanie kochanej rodzinki niedługo się wyjaśni. : D Wszystko wyjaśni się co do przeszłości Rosalyn. XD

      Usuń
    2. Przeszłość, przeszłość, kocham przeszłość głównych bohaterów.:D Daj w niedzielę, zrobisz mi prezent urodzinowy. xD
      Ej, a tak w ogóle ciekawe są wyniki ankiety: Ross vs Rosalyn idą łeb w łeb... i nikt na Colina nie zagłosował. :C To znaczy ja chciałam. Miałam problem między nim a kotem, ale potem doszło do mnie, że bardziej lubię innego bohatera. xD Heh. Zgadnij jakiego. xD

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że pokochasz tą przeszłość opowiedzianą z innej perspektywy. :D Skoro masz urodziny to tak uczynię! ;D
      Może po prostu Colin nie przypadł ludziom do gustu? Albo za mało go jak na razie było. xD
      Zgaduję, że zagłosowałaś na Rossa! XD

      Usuń
    4. Przeszłość z innej perspektywy w moje urodziny? Coraz lepiej, coraz lepiej! :D Nie wiem, jak Colina nie da się nie lubić, jakoś tak zapadł mi w pamięć na samym początku tej opowieści. :D Przyczyna chyba właśnie tkwi w tym, że niewiele go tu było. I nie, nie głosowałam na Rossa. :P To był Faldio. Oddałam nawet głos jako pierwsza. xD

      Usuń
    5. Nie, nie. Przeszłość z innej perspektywy będzie dopiero w rozdziale 35 chyba. XD Na twoje urodziny będzie spotkanko rodzinne. :D
      Ja też go w sumie lubię. Dla mnie jest uroczy, :D
      Na Faldio! :D Powiem ci, że byłam pewna, że ludzie będą woleli go od Rossa czy Rosalyn jednak dobrze, że tak się nie stało. :)

      Usuń
  3. Och! Ta kobieta nie zasługuje na to by nazywano ją MATKĄ! Jak ona śmie opowiadać we wiosce takie głupoty, jak śmiała udawać rozpacz po utracie dziecka, które najpierw sama skazała na rychlą śmierć?! To nie kobieta, to potwor!
    W dodatku chyba się domyślam, kto jest tą czarownicą, którą ma pokonać nasza Rosalyn.
    Strasznie się boję, że już niedługo skończysz to opowiadanie. W końcu sama przyznalaś, że juz wkrótce rozstrzygnie się walka między Rosalyn a tą druga złą wiedźmą. Mam nadzieje, ze historia potoczy się dalej.
    A tak przy okazji, mam nadzieje, że Rosalyn pokaże swojej matce, jak bardzo ją "kocha". Oj tak.... Czekam na tą chwilę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... domyślasz sie? To kogo obstawiasz? Jestem tego bardzo ciekawa. :D
      Powiem ci, że skoro się boisz końca, to na razie nie masz się czego bać. Dużo jeszcze przed nami. Pamiętaj o Legendzie Nix. To jej rozwinięcie będzie zakończeniem. Koniec wydaje się bliski, ale taki nie jest. xD
      Dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że spotkaniem rodzinnym Cię nie zawiodę, bo jest już napisane. :)

      Usuń
  4. Wreszcie nadrobiłam :D
    Szczerze mówiąc, na miejscu Rosalyn chyba też bynajmniej nie zapałałabym sympatią do Belli. Niby dziecko nie jest niczemu winne, ale jednak... Za to ich matka jest jędzą, tego, co zrobiła, nie da się w żaden sposób usprawiedliwić.
    Ross&Rosalyn oraz Mel&Faldio są tacy słodcy! <3
    Heh, najlepszego z okazji urodzin bloga (to mi przypomniało, że sama też zapomniałam o urodzinach mojego, które były 6 lutego xD Tyle że to już ósme urodziny, szok! o.o W szóstej klasie podstawówki w życiu bym nie pomyślała, że będę tak długo blogować xD)!

    OdpowiedzUsuń