poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdzial XXVII - Tak, tak. Jeteśmy spłukani.

          Głos Xerary rozległ się głuchym echem. Dwa kruki siedzące na krzewach zerwały się do lotu wydając charakterystyczne krakanie.
          Widok dawnej znajomej oszołomił Rossa i Rosalyn. Ze wszystkich ludzi na jakich mogli trafić, trafili właśnie na nią. Swój pech przeklinali w myślach. Najgorsze w tym wszystkim było to, iż rozstali się w nieprzyjemnych okolicznościach zostawiając wiele niewyjaśnionych spraw z ową kobietą. Nie wiedzieli czy zatrzymała wszystkie zdarzenia dla siebie czy jednak nie.
          Teraz ociekała niekontrolowaną złością, więc prawdopodobnie jeśli jeszcze nikomu nie powiedziała, to zaraz powie.
          Z zaciśniętymi pięściami podeszła bliżej do swoich starych znajomych. Mierzyła ich całą drogę najgroźniejszym spojrzeniem na jakie było ją stać, aż Mel i Falio przeszły ciarki.
          -Wy!- krzyknęła. - Harry! Odejdź od nich!
          Chłopiec nie za bardzo rozumiał co się dzieje. Najwidoczniej Xerara znała ludzi, którzy ocalili jego życie.
          -Ale oni są dobrzy... - zaczął chłopiec podchodząc do kobiety, która była jego opiekunką. - Uratowali mi życie.
          Cała złość jaka kumulowała się w Xerarze zniknęła, przynajmniej na tą chwilę. Zamrugała kilka razy i zlustrowała wzorkiem przybyszy.
          -Uratowaliście mu życie? - W jej głosie była nutka nadziei, której nie udało się zatuszować udawanym tonem obojętności. Uniosła jedną brew do góry.
          -Zaatakowały go wilki, więc je przegoniliśmy – wyjaśnił Ross odzywając się po raz pierwszy. Uśmiechnął się delikatnie.
          Twarz Xerary rozjaśniła. Poczuła wielką ulgę na sercu.
          Gdzieś głęboko w jej myślach od dawna kiełkowała nadzieje, że tak naprawdę znowu będzie mogła ich spotkać, choć bardziej liczyła na Rossa niż na jego towarzyszkę. Mimo zdarzeń z Łowcami Niewolników miała dobre wspomnienia z podróżnikami.
          -Wiedziałam Ross, że ty nie jesteś zły! - Podeszła do niego entuzjastycznym krokiem chcąc go uściskać. W ostatniej chwili na jej drodze stanęła Rosalyn, która szybko spostrzegła co planuje brązowowłosa. Nie chciała, aby za bardzo zbliżyła się do Rossa. Xerara automatycznie się zatrzymała i cofnęła o jeden krok. Kto jak kto, ale ona działała na nią odpychająco nieważne czy była czarownicą czy nie.
          -A ja to co? - zapytała uśmiechając się.
          -Ty mi wisisz dwieście osiemdziesiąt srebrnych monet! Nie myśl, że zapomniałam! Wszystko dokładnie pamiętam!
          Rosalyn machnęła ręką jakby to było nic wielkiego.
          -Niestety nie dostaniesz tych pieniędzy – zaśmiała się.
          -Ah, tak? Zaraz się przekonamy. - Podwinęła rękawy do łokci mimo mrozu i sięgnęła ręką do miecza.
          -Tak, tak. Jesteśmy spłukani.
          Xerara wybuchła śmiechem. Faldio zmarszczył brwi i nachylił się aby szepnąć słówko do Mel.
          -Kim ona jest?
          -Z tego co wiem, to kiedyś z nimi podróżowała przez dwa tygodnie. - Mel przyglądała się uważnie Xerarze.
          -Co tutaj robisz? Nie wróciłaś do swojego rodzinnego miasta? - zapytał Ross przesuwając Rosalyn w lewą stronę.
          -Zajmuje się dzieciakami pod nieobecność pani oraz uczę ich walki -wzruszyła ramionami.- Nie chciałam wracać do tego zaśmieconego miasta – uśmiechnęła się i poczochrała włosy Harrego, który stał przy jej nodze. - Przedstawmy naszych gości twojej mamie. Myślę, że za uratowanie życia powinniście zostać wynagrodzeni.
          Zaprowadziła gości do rezydencji, która jak się okazało zamieszkiwana była przez panią tego domu oraz czwórkę dzieci. Mąż owej kobiety rzadko bywał w domu, był ważnym szlachcicem. Przy dojrzałej kobiecie cały czas stała najmłodsza córka. Zawsze trzymała skrawek jej sukni lub za rękę. Nigdy nie odchodziła od matki na więcej niż metr. Prócz córki miała jeszcze trzech starszych synów w wieku piętnastu, trzynastu i dziesięciu lat, czyli Harry' ego.
          Prócz bogatej rodziny w obszernym domu mieszkała także służba: trzy pokojówki i Xerara zajmująca się dziećmi i ich kształceniem w szermierce.
          Kiedy Xerara opowiedziała o heroicznych wyczynach swoich towarzyszy, a nawet sama ich pochwaliła opowiadając jak pokonali Łowców Niewolników zatajając krwawe mordobicie, które zgotowała im Rosalyn – czarownica i jej magiczny, mówiący kot zamieniający się w potwora, - do tego też zmniejszyła liczbę przeciwników. Pani domu wydawała się zaintrygowana nieznajomymi. Gdy usłyszała, że potrzebują schronienia na zimę w jej głowie od razu zaświtał plan. Dała im propozycję:
          -Wilki, które zaatakowały mojego syna od dawna nękają naszych chłopów. – wspomniała – Zagryzają zwierzęta, zwłaszcza ostatnio. Jeśli zabijecie całą watahę i przyniesiecie mi ich skórę dam wam schronienie na całą zimę, a nawet na dłużej. Będziecie tu zawsze mile widziani.
          Rosalyn spojrzała na twarze swoich przyjaciół, którym najwidoczniej podobał się dany układ. Kiwali do siebie porozumiewawczo głowami uśmiechając się. Potem Rosalyn popatrzyła na Xerarę. Kobieta stanęła obok Rossa i dźgnęła go łokciem w ramię, przybliżyła się i szepnęła coś na ucho. Białowłosa westchnęła ciężko. Mogłaby znieść wszystko, ale nie ją.
          -Niestety ale musimy... - W momencie kiedy chciała wypowiedzieć ostatnie słowo Ross szybko zasłonił jej usta i odpowiedział za nią.
          -Zgodzić się.
~*~
          -Wcale a wcale mi się to nie podoba! - krzyknęła Rosalyn stojąc pośrodku lasu.
          -Daj spokój, nic lepszego nie mogło nas spotkać. - Faldio poklepał po ramieniu przyjaciółkę i uśmiechnął się szeroko. - Jakoś ją przecierpisz przez zimę.
          Ta wizja była okropna. Miała spędzić całe trzy miesiące z kobietą, którą ledwo co ścierpiała przez dwa tygodnie. To chyba będzie najdłuższa zima jaką przeżyje. Rozejrzała się za Rossem i Mel. Przed chwilą oddalili się razem w głąb lasu. W końcu jej wzrok napotkał dwójkę przyjaciół i razem z rudowłosym podeszli do nich. Wszyscy prócz Mel byli w gotowości do walki, a wataha była gdzieś niedaleko. Przeszli niedługą drogę gdy znaleźli miejsce legowiska dzikich zwierząt.
          -Sama mam je wykończyć? - szepnęła Rosalyn prostując rękę, w której trzymała różdżkę.
          -Nie – odpowiedział stanowczym głosem Ross. - Jeśli byś je zabiła używając czarów, to mogliby coś podejrzewać. Wystarczy jak unieruchomisz wilki, wtedy ja z Faldio wykończymy je.
Pokiwała głową i zrobiła owalne kółeczka różdżką. Nagle rozległy się odgłosy piszczenia wilków, których łapy oderwały się od ziemi. Najwidoczniej bardzo dobrze pamiętały dzisiejsze poranne wydarzenie. Faldio napiął strzały na cięciwę, a Ross wyciągnął sztylet. Szybko rozprawili się z dzikimi zwierzętami. Truchło zostawili, aby później pani Gryathel wysłała służki z powozem po skóry.
          Kobieta była zachwycona szybkością wykonanej roboty. Od razu nakazała odnaleźć w lesie zwierzęta, póki ich skóra mogła się nadawać do wyrobienia ciepłych płaszczy. Służkom towarzyszył Faldio i sama pani, która zachciała zobaczyć na własne oczy martwe zwierzęta. Czuła satysfakcję, że wygrała z nimi wojnę. Więcej nie będą nękać jej ludu.
          Tymczasem kiedy tamci udali się do lasu Xerara poprowadziła gości na zachodnie skrzydło rezydencji, która używana była tylko przez służbę, wschodnia była rodziny. Zaprowadziła Rosalyn i Mel do w miarę przestronnego pokoju, a w nim mieściły się dwa łóżka, stara drewniana szafa, mała komoda, stolik, przy nim krzesło i pusta półka na książki. Zostawiła ich, by mogły się rozgościć, a Rossa, przy którym był Tenebris poprowadziła dalej.
          Mel niepewnie rozsiadła się na łóżku bliżej drzwi i spojrzała nieśmiało na Rosalyn, która wyciągnęła z kieszeni płaszcza swoje dwie torby. Jednym magicznym zaklęciem przywróciła torby do normalnego rozmiaru. Otworzyła je i zaczęła się wypakowywać. Mel zeszła ze swojego łóżka i podeszła powoli do czarownicy zaglądając jej przez ramię. Wciągnęła powietrze nosem i poczuła silną woń konwalii. Zmarszczyła brwi i spojrzała na dziewczynę.
          -Konwalia? - zapytała słabym głosem.
          Twarz Rosalyn rozjaśniła się.
          -Czujesz? - Mel pokiwała głową. - Zaklęcie długo trzyma – uśmiechnęła się ciepło. - Ten zapach kojarzy mi się z Fendarą. Zawsze tak pachniało u niej w domu. Co roku rozpylała konwalię za pomocą zaklęcia. Pomyślałam, że jak będę pachnieć tak jak ona to trochę mi to przybliży dom... - Podrapała się z tyłu głowy, a na jej policzkach pojawiły się różowe rumieńce.
          Mel wbiła wzrok w ubrania. Zdała sobie sprawę, że nie pamięta jak pachniało u niej w domu. Nawet obraz chaty wydawał się rozmazany. Westchnęła smutno zaciskając mocno usta.
          -Dam ci kilka moich ubrań – powiedziała Rosalyn przerzucając sukienki. - Wiem, że nawet nie miałaś możliwości nic zabrać. Bardzo mi przykro z tego powodu. To też po części moja wina. - Wyciągała ubrania z torby i wykładała je na łóżko. Na samym dnie spostrzegła spodnie i błękitną koszulę. Wzięła je w ręce, a uśmiech sam cisnął się na usta. - Ubranie, które podarował mi Ross... Przypomina mi to jak próbowaliśmy odbić Cedilię.
          -Ross jest bardzo miły. - Głos Mel był łagodny. - Powinnaś go cenić.
~*~
          Wieczorem, po kolacji jaką pani Gryathel kazała wystawić dla gości w geście podziękowania Mel wyszła na zewnątrz z tyłu domu i usiadła na schodkach łapiąc świeże powietrze. Uczta minęła spokojniej niż się spodziewała. Była pewna, iż Rosalyn i Xerara się pokłócą jednak nie odzywały się do siebie. Dzieci pani Gryathel sprawiły miłe wrażenie, najstarszy miał bardzo dobre stosunki z opiekunką i zarazem nauczycielką.
          Mel podkuliła nogi i oplotła je rękami, a brodę położyła na kolana. W kącikach oczu pojawiły się łzy, które powoli, jedna po drugiej cichutko spływały po policzkach kapiąc na czarną suknię. Pociągnęła nosem i schowała twarz między nogi, próbując stłumić płacz i żal jaki lęgł się w jej sercu po stracie ukochanej osoby. Jego twarz prześladowała ją we własnej głowie. Czuła się okropnie wiedząc, że nie mogła uratować jedynego brata.
          -Mel? Wszystko w porządku? - Usłyszała spokojny głos Faldio. Usiadł obok niej, a dłoń położył na jej głowę i poczochrał włosy, co u niego stawało się ostatnio częste.
-Ja... - załkała. Podniosła głowę i spojrzała cała zapłakana na dwudziestorzylatka, który intensywnie się jej przyglądał. - Tęsknie za bratem... do tego... Nawet nie mam po nim żadnej pamiątki. Nie mam nic – zakryła twarz dłońmi.
          Faldio pokiwał powoli głową. Sięgnął do kieszeni spodni i uśmiechając się delikatnie wyciągnął szmaragdowy, magiczny kryształ. Dostał go od Rossa w Wiosce Ground. Wcisnął go w dłoń Mel, po czym powoli zacisnął go w jej drobnej dłoni.
          -W takim razie to będzie twoja pierwsza pamiątka. Wiem, może nie ma nic wspólnego z twoim bratem, ale będzie ci to przypominać o mnie, albo Rossie czy Rosalyn. Za każdym razem gdy na niego spojrzysz przypomnisz sobie, że jest ktoś, kto będzie przy tobie. - Uśmiechnął się szeroko. - Do tego jest magiczny, więc powinnaś teraz skakać ze szczęścia. - Zaśmiał się.
          Mel patrzyła na szmaragdowy kamień zaciśnięty w jej dłoni. Przygryzła z nerwów dolną wargę.
-Ale ten kamień jest dla ciebie ważny! Chciałeś odkryć do czego służy. A jeśli...
          -Jest twój – pokazał rząd białych zębów. - Może nie załagodzi starty bliskiej rodziny. Prócz Paili i Ronana miałem też trójkę innego rodzeństwa. Dwie siostry i brat urodzili się martwi, a moja mama zmarła rodząc Paili. Kilka miesięcy potem umarł tata. Zachorował. To po tym Ronan stał się tak dobrym lekarzem.
          -Wiem to od kiedy cię dotknęłam.
          Faldio spojrzał na nią wilkiem.
          -Wiem, że wiesz, ale chciałem to powiedzieć. - Wstał i otrzepał spodnie. - Wejdźmy do środka bo się przeziębisz. - Wyciągnął dłoń w jej stronę, a ona chwyciła ją na początku nie pewnie, lecz potem zacisnęła mocno palce na jego dłoni. W drugiej ręce trzymała szmaragd. Odebrała falę ciepłych uczuć i przyjemnych myśli z powodu trzymania jego ręki. Uśmiechał się szczerze, był miły i to nie z powodu litości. Pociągnął ją i weszli do środka. Mel stanęła jak wryta. Wyszła na jakieś dziesięć minut, a wszyscy siedzący przy stole, prócz najmłodszej trójki byli napici. Nie mogła znaleźć wzrokiem także Rosalyn, ale za to Xerara z Rossem mieli świetną imprezę. Śpiewali, a pani Gryathel z najstarszym synem klaskali pod rytm ich fałszowania. Faldio wybuchł śmiechem i migiem podszedł do stołu chcąc dołączyć do reszty balowiczów. Po chwili wrócił z butelką alkoholu w ręku i trzymał ją tuż przed twarzą dziewczyny.
          -Butelka wódki jest dobra na smutki! - Zaśmiał się wesoło, objął ją ramieniem i poprowadził do stołu.
~*~
          Ross tułał się po korytarzu w zachodnim skrzydle mając nadzieję, że dojdzie w końcu do swojej komnaty. Tak naprawdę nawet nie wiedział, który pokój jest jego, łapał za klamki każde napotkane drzwi, choć wszystkie dotąd były zamknięte na klucz, gdyż nikt ich nie używał. W końcu trafił na otwarte. Wszedł do pokoju i rozejrzał się po nim. Kiedy jego wzrok napotkał Rosalyn czeszącą Tenebrisa zdziwił się.
          -Co robisz w moim pokoju? - zapytał.
          Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Kiedy zobaczyła, że jest piany westchnęła ciężko. Ostatnio upił się kiedy był z Xerarą. Cóż, mogła się tego spodziewać, że spotkanie z nią znowu spowoduje jakiś uszczerbek na jego zdrowiu.
          -W twoim pokoju? - Pokręciła głową.
          -Skądś znam tą sytuację – skomentował rozbawiony Tenebris. - Całkiem zabawny zbieg okoliczności.
          Rosalyn wstała z łóżka i podeszła do blondyna zakładając jego rękę na swoje ramię. Pachniał mocnym alkoholem.
          -Lepiej zaprowadzę cie do twojego pokoju nim znowu wleziesz do mojego łóżka. - Wyprowadziła go z komnaty z powrotem na korytarz.
          -Dlaczego? Nie lubisz mnie? - zapytał jakby z pretensją.
          -Nie. - Pociągnęła go w stronę jego sypialni. Złapała za klamkę i otworzyła drzwi.
          -Więc czemu?
          Wyglądał jak smutny pięciolatek, któremu obiecano lizaka, a go nie dostał. Kiedy Rosalyn położyła go do łóżka i nakryła kołdrą pod samą brodę zapytał ponownie:
          -Czemu? - Delikatnie zacisnął swoją dłoń na jej nadgarstku.
          -Bo jesteś pijany – ściągnęła brwi i kazała puścić rękę. Szybko to zrobił, lecz nim odeszła zdążył przeczesać jej srebrne włosy palcami. - Dobranoc – szepnęła i wyszła z pokoju.
          Gdy zamknęła za sobą drzwi mrok ogarnął cały pokój. Ross powoli zamknął oczy. Sen wydawał się taki bliski. Lecz było coś co mu nie pozwoliło spać. Miał wrażenie, że cały czas ktoś czeka na Rosalyn. To bynajmniej nie była czarownica.
~*~
          East Land, wioska przy lesie Erthora. Cztery lata temu spalano tu czarownice, która podobno nękała tutejsza ludność, lecz każdy kto przekraczał granice lasu nie wracał do wioski. Mówiono, iż to klątwa czarownicy z lasu, inni nazywali to klątwą Missfoster, a jeszcze inni wyśmiewali głupotę ludzi. A właściwie tylko jeden człowiek. Po śmierci czarownicy nie zniknęło żadne dziecko, nie zginęło żadne zwierzę. Ludność żyła w spokoju, przygotowywali się do zimy.
          Młody kowal, syn burmistrza, Colin Conor miał dość tego miejsca. Pragnął powrócić do domu, w którym mieszkał z prawdziwymi rodzicami. Chciał go odbudować i zamieszkać w nim, lecz znajdował się on po drugim końcu lasu, a dotarcie do niego zdawało się niemożliwe. Widział śmiałków, którzy się tam udawali, jednak nie wrócili, prócz jednego mężczyzny, który szukał przez dziesięć lat swojej zaginionej siostry. Wrócił miesiąc temu poćwiartowany. Jego martwe ciało znalazł ojciec w rowie, tuż przy granicy lasu.
          -Zima nadchodzi – powiedział pod nosem przyglądając się ciemnemu niebu. Obok niego stała czarnowłosa piękność, Katrina. Narzeczona Colina. Mimo, że znają się od dziecka, mimo, że mają w miarę dobre kontakty obojgu nie idzie na rękę małżeństwo ze sobą tej wiosny, zwłaszcza dla Katriny, zakochanej w mężczyźnie z pobliskiego miasta.
          –Ta... - burknęła i popatrzyła na wysokiego mężczyznę. Był dobrze zbudowany, mięśnie opinały koszulę, ciemna, letnia opalenizna powoli schodziła, czarne włosy do ramion związał z tyłu w kitkę, a na czoło opadały krótkie kosmyki grzywki, po bokach sięgała aż do uszu. Ale najbardziej Katrina lubiła w nim jego błękitne oczy, w których dostrzegała iskrę.
          -Jak się czuje twoja matka? - zapytał, bo wypadało.
          -Nieco lepiej. Wiesz, Aangoro pozostawił sześcioletniego syna i żonę w ciąży... Missfoster nawet jak nie żyje to sprawia nam kłopoty. A minęło dziesięć przeklętych lat. To dla matki straszny cios, tak samo jak dla Miljany.
          Nawet jeśli minęło dziesięć lat to on nadal pamiętał pierwszą osobę, którą zobaczył w tej wiosce gdy uciekł z domu. Była pierwszą jego przyjaciółką. Pamiętał, że była bardzo piękna i miała białe włosy. Nikt takich drugich na świecie nie ma, tego był pewny. Nie lubił gdy o niej wspominano w kontekście jej śmierci, bo to przywoływało bolesne wspomnienia. Czuł się bezradny, słaby i beznadziejny, ponieważ wiedział co knuła jego macocha z Jemerą i nie potrafił ocalić życia drogiej mu osoby.
          -Eh... Mam wrażenie jakby cały czas żyła i zsyłała na nas klątwy – zaśmiała się wesoło. - Chociaż Graine się poszczęściło. Gdyby Bella się nie urodziła musiałaby iść do zakonu. Póki Bella nie wyjdzie za mąż Graine jest bezpieczna, bo musi ją niańczyć. Kto wie, może i znajdzie męża.
          -Zajmowanie się dziewięcioletnim dzieckiem nie jest takie czasochłonne. Nawet jeśli twoja matka nie daje rady, to każdy z twojej rodziny mógłby się nią zająć – zauważył marszcząc brwi.
          Katrina przysunęła się bliżej Colina.
          -Powiem ci coś w sekrecie – szepnęła. - Kapłan powiedział, że Bella jest specjalna, dlatego powinno jej się strzec jak oka w głowie. Kruczoczarne włosy i alabastrowa cera, wygląda jak arystokratka – tak wszyscy o niej mówią – Katrina uśmiechnęła się lekko. - Podobno Bella jest Nix.
          -Nix? Kim jest Nix?
          -Pozwól, że opowiem...
___________________________________________________
 Na początku wystąpię w obronie Mel. Tych, których wkurza (a już wiem, że jedną osobę tak. :D) swoim płaczem... Eh, ludzie, ona musi się wypłakać. xd To by było dziwne jakby się nie przejmowała śmiercią brata. XD Później będzie inna, zobaczycie. :3 
No dobrze, to po drugie chcę życzyć wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku. :3 Jutro mamy sylwestra, wspaniale. Czuję już w kościach maraton filmów. :D 
No i po trzecie, wiem, że ostatnio dodaje często rozdziały. Dodam jeszcze 28 piątego stycznia i się skończy. xD będą rzadziej. :3 
Pozdrawiam wszystkich! :D

11 komentarzy:

  1. Dzięki za info!
    Hehehe zanim skomentuję rozdział... Owszem, często dodajesz rozdziały ;)
    Mel mnie nie wkurza... Co prawda, nieco irytuje... ale jestem w stanie ją zrozumieć :)
    Hehe nieźle... Nagmatwałaś! Mam na myśli zakończenie ;)
    Poza tym ten teks "Tak, jesteśmy spłukani" wymiata xD
    No i to jak Ross wpakował się do pokoju Rosalyn... znowu xD Naprawdę, ładna z nich parka xD
    Poza tym- serio, ludzie w wiosce Rosalyn są wredni ;/ Nikt dobrze o niej nie mówi!
    Pozdro i weny!
    K.L.
    PS. Happy New Year! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego mnie nie powiadomiłaś, buuu T^T Zobaczyłbym wiadomość na mailu i przeczytałabym już wczoraj na komórce. Strzelam focha. A idź mi ;<
    No, ale czytało się bardzo przyjemnie. Szczerze spodziewałam się jakiejś bójki między czarownicą a wojowniczką, hue hue xD Dobrze, że znajdą schronie na zimę i to jeszcze w domu szlachciców. Szczęściarze. Ja tam lubię Mel. A co więcej wyczuwam, że coś się kroi między nią a Faldio.
    Ach, nareszcie powrót do wioski Rossalyn. I jeszcze wspomniałaś o jednym z moich ulubionych bohaterów - Colinie! Ja o nim nie zapomniałam <3 Ale uśmierciłaś jej brata... ;_; tego fajnego, najstarszego, co był dla niej miły... ech, szkoda, szkoda. Jakaś Bella jest Nix? A ja myślałam, że to Rossalyn nią jest. No nic, czekam na nowy rozdział i mam nadzieję, że KTOŚ wyśle mi powiadomienie xD
    Pozdrawiam i po raz kolejny - Szczęśliwego Nowego Roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam pewna, że ci wysłałam! Wybacz, następnym razem będziesz pierwszą osobą, która dostanie powiadomienie. xD

      Usuń
    2. Wybaczam.
      xD
      Trzymam za słowo!

      Usuń
    3. a i u mnie nowy rozdział, tak więc zapraszam i wyczekuję z niecierpliwością 5 stycznia! :D

      Usuń
  3. rozdzial swietny :D
    ja sie pytam .... co ci strzelilo do glowy w takim momecie przerywac :P
    Mel mnie nie wkurza dla mne jest mega slodka :D
    i jakim cudem ta Bella jakas jest Nix :O
    pozdrawiam :*** i mam nadzieje ze dodasz rozdzial wczesniej niz za 2 tygodnie bo ja chyba z ciekawosci umre :***
    pa :D

    OdpowiedzUsuń
  4. mam prozbe czy mozecie mi polecic jakies blogi , opowiadania o czrownicach , czarodziejkach , ogolnie fantasty :D
    z gory dziekuje :D :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rety, nie nadążam z czytaniem tych rozdziałów "na czas" ^^'
    Mnie tam Mel nie denerwuje, lubię ją :)
    Bella jako Nix? Ciekawe... Swoją drogą, miło było znów "spotkać" Colina ^^

    OdpowiedzUsuń