Brązowowłosa nieznajoma
piękność zapłakała. Zacisnęła mocniej ręce na koszuli Faldio
i odwróciła głowę za siebie. Wyglądała na przerażoną, tak
jakby przed czymś uciekała. Ross, Rosalyn oraz Tenebris przyglądali
się temu mając mieszane uczucia.
Z daleka usłyszeli głośne krzyki mężczyzn: „Złapcie
ją”, „Nie pozwólcie jej uciec”, „Dam jej porządną
nauczkę”. Nim krzykacze zdołali ujrzeć młodych podróżników
Ross szybko zareagował. Jedną ręką złapał Faldio, a drugą
Rosalyn i pociągnął ich w głąb lasu. Ukryli się w krzakach.
Rudowłosy za wszelką cenę próbował pocieszyć nieznajomą
dziewczynę. Ocierał z jej oczu łzy, które lały się
strumieniami. Zaś Rosalyn wyglądała na zdenerwowaną. Nie podobało
jej się to co teraz robią. Niby czemu mają pomagać komuś kogo
widzą po raz pierwszy? Przeklęła pod nosem, a Tenerbis ją skarcił
cicho, aby nieznajoma go nie usłyszała.
Mężczyzn było trzech.
Zaczęli się kłócić, bo zgubili dziewczynę. Byli pewni, że
ukryła się w lesie, ale stwierdzili, że wrócą do miasta. Nie ma
sensu szwendać się w miejscu gdzie szukanie jej zajmie im kilka
godzin. W końcu będzie musiała wrócić do domu i tam ją dopadną.
Po zaciętej rozmowie ruszyli dalej i zniknęli z pola widzenia
Rossa, który cały czas ich obserwował. Kiedy był pewny, że są
wystarczająco daleko podszedł do brązowowłosej. Siedziała obok
Faldio. Przygryzała dolną wargę, aby się ponownie nie rozpłakać.
W momencie jak blondyn do niej podszedł uniosła głowę i
popatrzyła na niego.
- Dlaczego cię gonią? -
zapytał.
Zapadła na chwilę
cisza. Potem dziewczyna wybuchła płaczem. Krzyczała jakby ktoś
obcinał jej tępym nożem nogę, a łzy cisnęły się z oczu jak
wodospad. Faldio wyglądał na zirytowanego.
- Co ty wyprawiasz!
Przez ciebie płacze! A dopiero co udało mi się ją uspokoić! -
warknął na Rossa.
- To nie moja wina, że
jest rozchwiana emocjonalnie - odparł spokojnym głosem. - Jestem
pewny, że nie bez powodu oni ją gonili.
- A może to zboczeńcy!
- To się dowiedz -
spojrzał na ryczącą dziewczynę. Wyglądała jakby miała zaraz
zadławić się powietrzem.
- Teraz to niemożliwe -
odpowiedział głaszcząc dziewczynę po głowię. Zwrócił się do
niej i mówił, że jest z nimi bezpieczna.
Rosalyn wstała z ziemi
i otrzepała fioletową suknię i czarny płaszcz. Spojrzała na
swoich towarzyszy z lekkim uśmiechem i skrzyżowała ręce na
piersi, po czym wydała głośne sztuczne westchnięcie.
- Skoro macie taki z tym
problem pozwólcie mi z nią porozmawiać. Wyciągnę z niej wszystko
- swój wzrok skierowała na brązowowłosą.
- Nie! - krzyknęli
jednocześnie Ross i Faldio.
- Dlaczego? - zapytała
z pretensją.
- Bo jeśli przez mnie
się rozpłakała - zaczął Ross - to przez ciebie będzie próbowała
się zabić.
Przewróciła oczami, a
na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Wzięła Tenebrisa
na ręce po czym wyszła na polną drogę przedrzeźniając pod nosem
blondyna. Kocur słysząc to zaśmiał się.
~*~
Nieznajoma dziewczyna w
niedługim czasie uspokoiła się, być może przez zmęczenie
płaczem. Nie zabrała głosu ani razu. Cały czas trzymała się
koszuli Faldia. Szli kilka kroków za Rosalyn i Rossem. Szatynka cały
czas obserwowała białowłosą. Wpatrywała się w jej włosy. Były
takie piękne. Zachwycała się jej wyglądem. Nawet nie zauważyła
kiedy na jej policzkach pojawiły się różowe rumieńce.
- Zmęczyłem się -
jęknął cichutko Tenebris dreptając obok blondyna.
- Ostatnio szybko
opadasz z sił kocie - zauważył brązowooki uśmiechając się pod
nosem.
- Tenebrisie - poprawił
go po raz kolejny. Miał wrażenie, że robi to specjalnie. Kocur
westchnął. - To dlatego, że jestem już stary.
- Ale nie dawno byłeś pełen sił - wtrąciła się Rosalyn. - To dlatego, że często się powiększasz?
- Ale nie dawno byłeś pełen sił - wtrąciła się Rosalyn. - To dlatego, że często się powiększasz?
Pokręcił głową.
- To dlatego, że mam
już dwadzieścia dziewięć lat.
Oboje spojrzeli na niego
z szokiem. Nie mogli uwierzyć, że tyle liczył sobie stary kocur.
Po chwili Rossa bardziej zdziwiła reakcja Rosalyn. Przecież ona
znała go jak nikt inny i nawet nie wiedziała ile ma lat? Pokręcił
głową gdy słyszał jak białowłosa fascynowała się wiekiem
Tenebrisa. Wcale nie wyglądał na staruszka.
Ross wziął go na ręce,
aby dalej się nie męczył i odwrócił za siebie. Podał Tenebrisa
Faldio przypominając:
- Nowi noszą kota - na
jego twarzy pojawił się uśmiech. Potem odwrócił się i dołączył
do Rosalyn, która powstrzymywała się, aby nie wybuchnąć
śmiechem.
- Kiedy przestanę być
nowy? - jęknął trzymając czarnucha w ramionach.
- Jak dojdzie ktoś do nas.
- Jak dojdzie ktoś do nas.
Szatynka spojrzała na
rudowłosego będąc zdziwiona. Po chwili na jej smutnej buźce
pojawił się wesoły uśmiech. Zaśmiała się cichutko i spojrzała
przed siebie, a wzrok znowu natknął na białowłosą. Starsza
dziewczyna uniosła rękę i wtedy mogła ujrzeć przez krótki
moment coś srebrnego w jej rękawie.
W niedługim czasie
doszli do najbliższego miasta. Ross wiedział, że to właśnie tam
udali się mężczyźni goniący szatynkę.
Pierwsze co zrobili to odwiedzili stragany i kupili
jedzenie. Usiedli przy kamiennych stolikach i wszystko zjedli.
Kiedy tylko weszli do
miasta brązowowłosa odczepiła się od Faldia i chodziła bliżej
Rosalyn. Nawet usiadła przy niej, a jak skończyła jeść swoją
porcję wpatrywała się w nią jak w obrazek. Widząc to Rosalyn
była nieco speszona. Przynajmniej nie zamierzała na razie ryczeć.
- Już się lepiej
czujesz? - zagadał rudowłosy. - Może zdradzisz nam swoje imię
dziewczyno?
- Dziewczyno? -
zdziwiła się szatynka patrząc na wszystkich. - Jestem chłopcem.
- Co? - cała trójka
poderwała się od stołu i patrzyli skołowani na brązowowłosą,
która okazała się być chłopcem. Sam wydawał się zdziwiony tym,
że się nie domyślili.
- Nazywam się Maro
Shane - powiedział chłopiec. - Wiem już dlaczego myśleliście, że
jestem dziewczyną… - mówiąc to wyglądał na zakłopotanego.
Wskazał na swoje włosy. - To przez perukę prawda? - zaśmiał się
niewinnie.
- Na pewno nie dlatego,
że płakałeś jak sześcioletnia dziewczynka ani też przez
sukienkę - odezwał się Ross krzyżując ręce.
Maro opuścił głowę i
zacisnął ręce na czerwonej sukni. Wyglądał na zmartwionego. Jego
oczy były pełne smutku. W końcu odważył się coś powiedzieć:
- Nie wiedziałem co
miałem zrobić. Nagle zaczęli mnie gonić, bo myśleli, że jestem
dziewczyną. Fakt, rzuciłem kilka złych słów do nich, ale czegoś
takiego się nie spodziewałem. Byłem zbyt przerażony by myśleć.
Wtedy zobaczyłem was. Pomyślałem, że musicie być podróżnikami,
prawda? - spojrzał na nich, a oni przytaknęli. Chłopcu kamień
spadł z serca. - Cieszę się, że się nie myliłem. Potrzebna mi
jest pomoc! Zapłacę wam! - zawołał.
- Mamy przegonić tych
co cię mieli złapać? - zapytała Rosalyn.
- Nie - pokręcił
głową. - Chcę abyście uratowali moją siostrę.
Maro wygrzebał z
kieszeni jedną złotą monetę i postawił ją na stole. Zakręciła
się, a później upadła charakterystycznie brzęcząc.
- Jedna złota moneta to
za mało za jedno ludzkie życie - westchnęła Rosalyn. - Nie pomogę
ci.
- Ale… oni ją zabiją!
- krzyknął łapiąc dziewczynę za ramię. Do jego oczu napłynęły
łzy.
- Kto ją zabije? -
zapytał Ross.
- Nie mogę powiedzieć
- ścisnął usta w prostą linię.
Dziewczyna wstała od
stołu i odeszła. Pierwszy podążył za nią jej wierny kot, potem
Ross, a Faldio wstając spojrzał smutnym wzrokiem na młodego
chłopca. Mero wyglądał jakby został pozbawiony jakiejkolwiek
nadziei.
- Wybacz – powiedział
Faldio.
~*~
Nastoletnia dziewczyna
siedziała przed drewnianą toaletką czesząc swoje długie, brązowe
włosy. Związała je w dwa grube warkocze i poprawiła prostą
grzywkę sięgającą do brwi. Lekko się uśmiechnęła kiedy
nałożyła na szyję miedziany krzyż na tle złotego słońca z
siedmioma promieniami - symbol kościoła. Wstała i podeszła o
szafy z której wyjęła czarną suknię z białym kołnierzem
zapinanym na guziki i sięgającym do połowy szyi oraz ściągaczami
przy rękawach z tego samego materiału. W pasie przepasana była
czarną wstążką i z tyłu zawiązywana na kokardę. Taki strój
ubierały wszystkie młode dziewczęta w klasztorze. Przebywają tam
tylko w jednym celu - aby w przyszłości móc pokonać wiedźmę.
Uczą się sposobów jak uniemożliwić używanie magii przez
czarownicę za pomocą tak zwanych egzorcyzmów. Rozpraszają moc
pożyczoną od demonów. Z czasem nauczą się też jak je zabijać.
Czarnooka ubrała suknię
i wyszła pośpiesznie z pokoju. Przemierzała przez korytarz pełen
młodych dziewczyn, które ubrane były tak samo jak ona i zawzięcie
o czymś rozmawiały. Lecz kiedy tylko ona znalazła się na
korytarzu wszelkie rozmowy ucichły. Każda para oczu patrzyła
uważnie na dziewczynę w warkoczach.
- Ojciec cię wzywa -
warknęła jakaś dziewczyna stając na drodze ciemnookiej. - Lepiej
się pośpiesz.
Potulnie skinęła
głową, a na pożegnanie od koleżanki została obdarowana chłodnym
spojrzeniem. Właśnie tam szła, ale skoro Ojciec wysłał kogoś,
aby jej przypomnieć o dzisiejszej wizycie oznaczało tylko to, że
musi być to bardzo pilna sprawa.
Wspięła się po
schodach na ostatnie piętro. Tam właśnie była komnata
najważniejszego mężczyzny - Dariana Hartmana. Osoba ta nie tylko
sprawowała władzę w klasztorze, ale także pomagała burmistrzowi
pobliskiego miasta. Mimo, iż był kapłanem miał straszną
osobowość. Jego charakter nie współgrał z pracą jaką
wykonywał.
Zapukała kilka razy w
ciężkie drewniane drzwi po czym otworzyła je i weszła do
przestronnej komnaty. Po drugiej stronie pokoju przy biurku siedział
mężczyzna w średnim wieku. Brązowe, krótkie włosy były
przerzedzone i delikatnie siwe. Piwne oczy lustrowały młodą
dziewczynę. Podparł zarośnięty podbródek dłonią i czekał, aż
podejdzie bliżej.
Dziewczyna niepewnie
stawiała kroki do przodu. Jej niezdecydowanie irytowało Dariana.
Dostrzegła to po pojawieniu się nowych zmarszczek na jego twarzy.
Syknął głośno i uderzył pięścią w blat. W mgnieniu oka
dziewczyna stała pod biurkiem głośno dysząc. Przestraszone czarne
oczy bacznie przyglądały się mężczyźnie, który swoim
zachowaniem przypominał potwora.
- Więc mi pomożesz? -
zapytał spokojnym głosem opanowując swoje emocje.
Szatynka połknęła
ślinę. Kiedy otwarła usta jej wargi drżały. Nie zdołała
wydobyć z siebie żadnego głosu. Czuła jakby coś zmiażdżyło
jej krtań. Nim się spostrzegła wpadła w panikę.
Mężczyzna był już
zmęczony zachowaniem młodej dziewczyny. Cały czas trzęsła się
przed nim jak galareta co utrudniało z nią rozmowę, ale
jednocześnie czuł się z tym dobrze. Powinna się go bać. Wstał z
krzesła i podszedł do niej ujmując bladą twarz w swoje dłonie.
Miał założone czarne rękawiczki. Uśmiechnął się najłagodniej
jak potrafił i zbliżył nieco bardziej.
- Moja kochana Mel,
powiedz mi jak cenne jest ci życie twojego drogiego brata?
- Nie masz prawa zrobić
mu krzywdy! - krzyknęła wyrywając się z objęć mężczyzny. -
Obiecałeś… - powiedziała z wyrzutem.
- Obiecałem jeśli ty
spełnisz swoją część umowy. Nie wiem czy pamiętasz, ale ty
obiecałaś pomóc mi dowiedzieć się jakie ma zamiary Lembert
Pierce - westchnął teatralnie. - Przecież wystarczy tylko go
dotknąć byś mogła zajrzeć w głąb jego serca - uśmiechnął
się. - W tym tygodniu przyjedzie mnie odwiedzić. Jak spędzisz z
nim jedną noc to twój brat będzie żył. Więc jak moja
księżniczko?
Jedynie co się dla niej liczyło w tej chwili, był Mero. Dla niego zrobi wszystko, a Darian doskonale o tym wiedział.
Przed oczami Mel stanął obraz jej brata. Chłopiec uśmiechał się do niej i wolał jej imię. Nie mogła pozwolić go skrzywdzić. Był jej ostatnią rodziną. Zacisnęła usta starając się nie uronić ani jednej łzy. Pokiwała tylko głową i po chwili schowała twarz w rękach szlochając.
Przed oczami Mel stanął obraz jej brata. Chłopiec uśmiechał się do niej i wolał jej imię. Nie mogła pozwolić go skrzywdzić. Był jej ostatnią rodziną. Zacisnęła usta starając się nie uronić ani jednej łzy. Pokiwała tylko głową i po chwili schowała twarz w rękach szlochając.
- Dobra dziewczynka -
pogłaskał ją po głowie. - A teraz wyjdź. Zajęcia niedługo się
zaczynają - machnął ręką i usiadł za biurkiem.
Po chwili dziewczyna opuściła jego komnatę. Nie musiał długo czekać nim odwiedzili go goście. Była to jedna z nauczycielek - dorosła już zakonnica. Wyglądała na lekko zmieszaną. Mężczyzna patrzył na nią wyczekująco. Widząc jego wzrok odchrząknęła.
Po chwili dziewczyna opuściła jego komnatę. Nie musiał długo czekać nim odwiedzili go goście. Była to jedna z nauczycielek - dorosła już zakonnica. Wyglądała na lekko zmieszaną. Mężczyzna patrzył na nią wyczekująco. Widząc jego wzrok odchrząknęła.
- Trzech twoich
zwiadowców znowu nakryło tego chłopca przebranego za kobietę pod
naszym klasztorem. Prawie co przekroczył nasze mury…
- Co?! - krzyknął
zdenerwowany Darian. - Jednemu małemu transwestycie prawie udało
się wejść do naszego klasztoru? - złość aż z niego kipiała.
Wstał i zaczął chodzić w kółko po pokoju. - Mam tego dość! -
warknął zwalając wszystkie rzeczy ze swojego biurka. - Złamał
prawo. Mężczyznom za zbliżenie się do klasztoru jest kara
śmierci!
- Ale obiecał pan Mel,
że ten chłopiec zostanie nietknięty…
- Zamilcz! Ona nie musi
o tym wiedzieć. I tak by go nigdy więcej nie zobaczyła na oczy -
powiedział stanowczo. - Postanowiłem. Rozkaż tamtym trzem, aby go
pojmali. Dokonam na nim osądu za jego zbrodnie.
- Tak Ojcze -
odpowiedziała kobieta kłaniając się po czym wyszła z komnaty.
Darian miał jeden cel.
Zniszczyć Lemberta Pierce udając wcześniej jego sprzymierzeńca.
Jeśli zlikwiduje znanych Łowców Niewolników okryje się chwałą
i bogactwem. Był gotowy zrobić wszystko by móc żyć w większym
luksusie. Nie ważne kto utraci przy tym życie.
~*~
- Myślę, że
powinniśmy znaleźć miejsce na nocleg - stwierdził Faldio
wzdychając. Na rękach cały czas trzymał Tenebrisa.
Zielonooki spojrzał na
swoich przyjaciół i pacnął się w czoło mając dość tej
sytuacji. Od kiedy zostawili chłopca na łaskę losu przestali się
do siebie odzywać. Ross upierał się aby mu pomóc, jednak Rosalyn
nie chciała o tym słyszeć twierdząc, że jest to męczące.
Musiał pogodzić ze sobą tą dwójkę obrażonych dzieci.
Odstawił kota i objął ich obiema ramionami przyciskając do siebie. Będąc najwyższym z całej trójki poczochrał obojgu włosy śmiejąc się wesoło.
Odstawił kota i objął ich obiema ramionami przyciskając do siebie. Będąc najwyższym z całej trójki poczochrał obojgu włosy śmiejąc się wesoło.
- Zachowujecie się
gorzej niż dzieci - zauważył i złapał za policzek Rosalyn
rozciągając go. Dziewczyna warknęła i prawie ze złości ugryzła
go w palec, lecz na szczęście szybko zabrał z jej twarzy swoją
dłoń. Zrobił kwaśną minę. - Ross ma racje - powiedział
poważnym tonem. - Z resztą jesteś najmłodsza, to ty powinnaś nas
się słuchać, a nie my ciebie.
- Ale jestem
najsilniejsza - przypomniała kładąc dłonie na biodra.
- No fakt - Faldio
spojrzał na Rossa mając nadzieję, że jego kolega wymyślił jakąś
ripostę. Jednak on nic nie powiedział tylko obdarował Rosalyn
najchłodniejszym spojrzeniem jakie kiedykolwiek zrobił.
- Hahaha! Złapaliśmy
go! Kto by się spodziewał, że wróci do wioski - zaśmiał się
jakiś mężczyzna stojący niedaleko kłócącej się trójki
podróżników.
- Kto by pomyślał, że
przebierze się za dziewczynę! - zawołał drugi.
Ross odwrócił się za
siebie i przyjrzał się rozmawiającym ludziom. Po chwili rozpoznał
trójkę mężczyzn - to oni gonili Maro. Ściągnął brwi i cofnął
się o kilka kroków stając bliżej nich i zostawiając Rosalyn i
Faldio, który próbował ją pouczać. Nie wiedział, że na marne.
Z rozmowy nieznajomych
wiele nie usłyszał. Jednak najważniejszego się dowiedział. Coś
się dzieje na rynku. Wyglądali na podekscytowanych, jednak Ross
miał złe przeczucie. Przerwał kazanie mające umoralnić Rosalyn i
pociągnął ich za sobą kierując się do samego centrum. Wyjaśnił
po drodze co usłyszał.
Im bliżej rynku byli
tym większe tłumy zastali. Przecisnęli się bardziej do przodu by
móc zobaczyć czemu się wszyscy zgromadzili.
Tak jak Ross
przypuszczał, w samym centrum uwagi klęczał Mero ze zdjętą
peruką nadal w sukience. Był zakuty w kajdany, a przy nim stał
niski starszy mężczyzna - Darian. Obok niego było dwóch
żołnierzy. Publiczność głośno buczała. Hartman wskazał palcem
na chłopca gardząc nim przy wszystkich. Zrobił kwaśną minę
patrząc na niego z góry.
- Ten oto człowiek-
zawołał - dopuścił się złego czynu! Błądząc przy murach
klasztoru próbował skrzywdzić jedną z zakonnic.
W tłumie słychać było
wyraźne obraźliwe komentarze pod adresem Mero. Chłopiec wydawał
się przerażony. Wcale nie dotarło do niego co zaraz ma się stać.
Dopiero gdy zobaczył łysego mężczyznę ubranego na czarno i
dzierżącego ogromny miecz zrozumiał. Do jego oczu cisnęły się
łzy. Krzyki publiczności sprawiały, że tracił jakąkolwiek
wiarę. Patrzył błagalnym wzrokiem na Dariana, jednak wcale nie
zamierzał się litować. Kiedy ujrzał na jego twarzy podły uśmiech
przez całe ciało Mero przeszły dreszcze. Opuścił głowę w dół
zaciskając powieki i usta. Słyszał głośne kroki stawiane przez
kata. Słyszał coraz głośniejsze krzyki. Słyszał jak serce
bębniło tak szybko jak nigdy dotąd. Jeszcze raz chciał spojrzeć
w błękitne niebo i zapamiętać ten widok wiedząc, że pozostały
mu sekundy. Dusił w sobie krzyki i głośne szlochy. Żałował, że
nie mógł uratować swojej ukochanej siostry.
Wśród tłumu ujrzał
trzy charakterystyczne czupryny. Tylko oni nie krzyczeli. Wyglądali
na przestraszonych lub zdziwionych, nie był pewien. Nawet ta
dziewczyna. Ich spojrzenia się spotkały. Wtedy pomyślał, że jest
jeszcze nadzieja
- Ostatnie życzenie -
krzyknął i spojrzał na Dariana. Drgnął gdy obok niego zobaczył
kata. Mężczyzna założył czarny kaptur nas głowę. - Ostatnie
życzenie przysługuje każdemu!
Darian wzruszył
ramionami.
- Niech będzie. Czego
chcesz?
- Chcę porozmawiać z
tą dziewczyną o białych włosach!
Nagle zapanowała cisza.
Nikt by nie pomyślał, że tego mógłby żądać chłopiec przed
śmiercią. Nawet nie zwrócili do tej pory uwagi na obcokrajowców.
Tubylcy wymienili spojrzenia i zrobili przejście dla Rosalyn, która
wydawała się osłupiała przez chwilę. Pokręciła głową i
ruszyła przed siebie czując na sobie wzrok wszystkich. Podeszła do
klęczącego chłopca i ukucnęła przy nim.
-Możesz powiedzieć
tylko jedno zdanie – dodał Darian i odsunął się od skazańca.
Rosalyn nic nie
powiedziała. Patrzyła wyczekująco na chłopca. Domyśliła się
dlaczego właśnie ją wybrał i co zaraz powie.
Jednak zrobił coś
niespodziewanego. Uniósł dłonie, a kajdany zabrzęczały. Dotknął
opuszkami palców jej obu policzków.
Ross stał obok Faldio i
rozglądał się nerwowo. Darian wydawał się zniecierpliwiony. Kat
cały czas czekał w gotowości na rozkaz, a Mero dalej nic nie
powiedział. Cały czas milczał trzymając dłonie na policzkach
Rosalyn.
Wtedy przemówił:
- W mojej kieszeni jest
złota moneta - powiedział uśmiechając się lekko.
Sięgnęła smukłą
dłonią do kieszeni i wyjęła z niej pieniążek, po czym schowała
do płaszcza.
- Jedna złota moneta za
jedno ludzkie życie - wstała i odsunęła się od chłopca.
Nagle coś się
zmieniło. Rosalyn wyglądała na zmieszaną. Jakby nie wiedziała co
ma robić. Ross zauważył zawahanie w jej zachowaniu. Nawet przez
chwilę myślał, czy aby nie chce spróbować go uratować.
Powoli wróciła do
przyjaciół i odwróciła głowę, aby spojrzeć ostatni raz na
Mero. Żywego.
W tym momencie strażnicy
przytrzymali go za ramiona, a kat uniósł ogromny miecz do góry.
- To Mel Shane! -
krzyknął chłopiec przez płacz z całych sił.
Rosalyn zacisnęła
mocno powieki. Wydawało się, że wszystko działo się w
spowolnionym tempie. Mero krzyczał imię swojej siostry. Chciał się
wyrwać z uścisków żołnierzy, jednak oni go przycisnęli do
ziemi. Kat szybko stanął obok niego i wykonał zamach. Tłum szalał
i dopingował na czarno ubranego mężczyznę. Kiedy miecz zbliżał
się do szyi chłopca Rosalyn otworzyła oczy, z których popłynęły
łzy. Nie rozumiała dlaczego w ogóle się pojawiły. To przez to,
co przed chwilą jej pokazał?
Teraz żałowała
swoich wcześniejszych słów. Chciała mu pomóc. Chłopiec co nie
miał w życiu łatwo nie mógł skończyć w ten sposób. Nim
zdążyła rzucić się na ratunek poczuła silny uścisk na
swoim nadgarstku. Odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i
została przyciśnięta do klatki piersiowej Rossa. Chłopak objął
ją silnymi ramionami, nie pozwalając jej się wyrwać z uścisku.
Zaczęła płakać. Nawet nie mogła się obejrzeć i spojrzeć na
Mero.
Blondyn spuścił wzrok
kiedy miecz zetknął się z szyją chłopca następnie odcinając
głowę od reszty ciała. Potoczyła się pod nogi Dariana, a ten
nadepną na nią stopą będąc z siebie zadowolony. Tłum krzyczał
z radości i bił brawo, bo kolejny przestępca został zgładzony.
Przestępca mający
piętnaście lat. Przestępca co był niewinnym chłopcem, który
chciał tylko uratować ukochaną siostrę.
Jego krew rozbryzgała
się na wszystkie strony brudząc przy tym twarz Rossa. Otarł jedną
dłonią czerwoną ciecz, a drugą ręką nadal obejmował Rosalyn,
która stała w bezruchu. Po chwili podszedł do nich Faldio. Złapał
za ramię młodszego kolegę i odeszli od rynku jak najdalej od
miejsca egzekucji.
Faldio usiadł na ławkę,
a obok niego klapnął kot.
Rosalyn teraz wyglądała
tak jakby to co się przed chwilą stało wcale nie miało miejsca.
Rzuciła znaczące spojrzenie Rossowi i odeszła trochę od Faldia,
tak aby nie mógł jej usłyszeć. Ross poszedł za nią.
-Ten chłopiec... -
zaczęła szeptem. - Był medium.
Ross zdziwił się.
-Medium?
-Gdy dotykał kogoś
dłonią potrafił przekazać tej osobie wszystkie swoje wspomnienia.
-Czyli przed swoją
śmiercią przekazał ci swoje wspomnienia? - zapytał, a Rosalyn
pokiwała głową. - I dlatego zmieniłaś zdanie?
-To człowiek z
niebywałym talentem. Prędzej spotkasz czarownicę niż medium. -
Przygryzła dolną wargę. - Ona została sama. Miała tylko brata.
Nie może też zostać w klasztorze. Stanie się niewolnikiem.
-Nadal nie wiem dlaczego
chcesz jej teraz pomóc.
-Jej babcia była
czarownicą. - Zrobiła pauzę. - Ona widziała, tak jak ja, jej
śmierć w ogniu. Wtedy straciła wszystko. Chyba jesteśmy takie
same.
___________________________________________________
Cóż, ostatnim rozdziałem was chyba trochę, być może nawet bardzo, zawiodłam.Chcąc się usprawiedliwić dodam tyle od siebie, że nie widziałam sensu rozwijać tamtego wątku, który właściwie był tylko tak jakby zapychaczem. XD miałam z niego zrezygnować, ale tamten wątek był drugim jaki wymyśliłam i miałam do niego taki tyci sentyment. Mam nadzieję, że więcej was nie zawiodę. :3 Postaram się bardziej.
Dla tych co nie kojarzą Lemberta, pojawił się po raz pierwszy w 10 rozdziale. :3Pozdrawiam!
Co takiego? A ja byłam przekonana, że rudy zacznie flirtować z płaczącą dziewojką potrzebującą pomocy! A tu takie coś XD Przyznam, że przy tym rozdziale przynajmniej sześć razy się zaśmiałam.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Mero. Wiesz, ja do ostatniej chwili przeczuwałam, że jednak on nie zginie. Utrzymywałaś mnie w napięciu i niewiedzy cały czas.
Jego siostry zresztą te szkoda. Smutny los jej zgotowałaś: została sama, brat nie mógł jej pomóc, trafiła do klasztoru kierowanego przez zaborczego przełożonego. W dodatku noc ją czeka wiadomo jaka O.O
Kibicuję, aby nasi bohaterowie wyratowali ją! Czekam na nowy rozdział i błagam, dodaj go jak najszybciej! :D
Tragikomiczny rozdział, że się tak wyrażę ^^' Z jednej strony chłopiec przebrany za dziewczynę (do tego beksa), z drugiej ta cała sprawa z Darianem i egzekucją... Żal mi Mero, ale szczerze mówiąc lubię, gdy nie wszystko jest "kolorowe" (o czym zresztą wspomniałam w poprzednim komentarzu). A tak z innej beczki, scena egzekucji za bardzo przypominała mi tę z "Gry o Tron". Na wszelki wypadek nie będę się jednak nad tym rozwodzić, bo nie wiem, czy to czytałaś/oglądałaś, czy podobieństwo wyszło przypadkiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za powiadomienie oraz komentarz :)
Nie żebym miała coś przeciwko transseksualistą, ale... eee... szczerze powiedziawszy to po dowiedzeniu się, że Maro to tak naprawdę chłopak, zbierałam szczękę z podłogi. Tak btw., jak ci strażnicy poznali, że on jest facetem, skoro żadne z Świętej Czwórcy nie poznało? (wliczając w to Faldio, który był baaaardzo blisko, żeby się przyjrzeć. Tak baaardzo, że żałuję, że mam kuzynkę yaoistkę...).
OdpowiedzUsuń,,W tym tygodniu przyjedzie mnie odwiedzić. Jak spędzisz z nim jedną noc to twój brat będzie żył. Więc jak moja księżniczko?
Przed oczami Mel stanął obraz jej brata."
Eee... Mi by w takim momencie na jej miejscu przed oczami stanęła zupełnie inna wizja i nie żebym chciała ją widzieć. Jezu, biedna dziewczyna, niby klasztor, a tak naprawdę jakiś burdel z alfonsem, jak żyć panie premierze? Liczę, że zdołają ją uratować.
Tak w ogóle, to szkoda mi Maro. Do końca myślałam, że Rosalyn go uratuje, zrobi jakieś czary-mary i już. Było mi go nawet bardzo szkoda i uważam, że ten tekst z monetą jest genialny.
Pozdrawiam (uboga w słowa, albowiem pojutrze sprawdzian z niemieckiego).
Ave Ross.
Chłopcy nie mogli zbliżać się do klasztoru, więc przebrał się za dziewczynę, nie był transseksualistą... :c Wyjaśnione to będzie w następnym rozdziale, czy jeszcze kolejnym. xD I też dlaczego go poznali.
UsuńWiesz, jak przeczytałam ten przytoczony fragment przez ciebie i do niego komentarz... kurcze, masz rację. Zaraz poprawię, bo tak zostać nie może.
Pozdrawiam. :)
super rozdzial :) i hehe dla tego co powiedzial ze ten chlopiec byl transeksualista hahha :D
OdpowiedzUsuńPS zycze weny
Dziękuję za komentarz. :)
UsuńDzięki za info!
OdpowiedzUsuńWow... Uśmierciłaś niewinnego o.O Cóż, mi też się to czasem zdarza... Ale niezbyt często. Szkoda chłopaka, choć przeżyłam szok, jak przeczytałam, że to transseksualista. Nie mam nic do nich i staram się być tolernacyjna, ale jak facet wygląda w kiecce lepiej niż dziewczyna, to aż mnie trzęsie xD
Cóż, więc Rosalyn jednak Mel pomoże...
A! I powaliło mnie na kolana: " - Skoro macie taki z tym problem pozwólcie mi z nią porozmawiać. Wyciągnę z niej wszystko - swój wzrok skierowała na brązowowłosą.
- Nie! - krzyknęli jednocześnie Ross i Faldio.
- Dlaczego? - zapytała z pretensją.
- Bo jeśli przez mnie się rozpłakała - zaczął Ross - to przez ciebie będzie próbowała się zabić."
Jezu! Padłam! xD
" - Jedna złota moneta za jedno ludzkie życie -" ten tekst jest genialny! To Ci muszę przyznać :) Chylę czoła, bo bardzo mi się spodobał! :D
Pozdro i weny! :*
K.L.
Świetnie! W końcu Rosalyn poczuła ochotę by komuś pomóc. Cieszy mnie to bardzo. Staje się ona bowiem jedną z moich ulubionych postaci twojego opowiadania (pierwszą jest Tenebris - słodki kociak :))
OdpowiedzUsuńTo straszne co spotkało tego biednego chłopca. Dobrze, że Rosalyn zgodziła sie uratować jego siostrę Mel. To okropne do czego zmusza ich ten cały ksiądz ojciec czy ktoś tam.
To nie klasztor lecz niewola.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie na snow-stephens.blogspot.com