poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział XXII - Głupia wiedźma i jej miotła!

            Wczorajszej nocy nie znaleźli Rossa. Wydawało się, że zapadł się pod ziemię. Jedyne ślady jakie po nim zostały to sztylet i szkarłatny kamień, który znalazł Tenebris między chatami. Coraz bardziej realne stawało się to, iż wydarzyło się coś złego. Jutro z rana musieli odejść. Nagroda za zabicie wilka zostanie przekazana łowcom.
            Rosalyn przewracała się z boku na bok nie mogąc zmrużyć oka. Faldio cały czas obserwował ją. Widział jak się męczyła. Myślała o Rossie, martwiła się o niego i przez to nie mogła zasnąć. Faldio też się martwił, ale szukanie go w nocy było bardzo nierozsądne. Tylko gdy świt nastanie wyruszą. Ale do tego czasu powinni się przespać. Każda minuta snu jest cenna. Ale Rosalyn nie wyglądała na kogoś kto ma teraz zamiar zasnąć. Faldio musiał ją jakoś uspokoić.
            - To normalne, że się martwisz o kogoś na kim ci zależy – powiedział. – Jednak jeśli się nie prześpisz to go nie znajdziemy.
            - Z…zależy? – wyjąkała oblewając się rumieńcem.
            Tenebris spojrzał na nią i uśmiechnął się na swój sposób. Uważał, że czasami potrafiła być urocza. Po chwili ułożył się obok niej zwijając w kłębek.
            - Tak… Ross jest dla ciebie ważny, prawda? Ale zamartwianie się nic nie da. Nie będziesz miała siły, aby go jutro poszukać. Gdybym ja odłożył ważniejsze rzeczy na bok i zamartwiał się o Darię to już dawno byłbym trupem – uśmiechnął się. – Śpij Rosalyn. Śpij.
            Następnego dnia wyruszyli z wioski we dwójkę i udali się do lasu. Rossa nie było w mieścinie. Jedynie co mogli przeszukać to dzikie zarośla nie zamieszkane przez nikogo prócz zwierząt. On nigdy by nie zostawił sztyletu, zawsze nosił go przy sobie, a tym bardziej potężnego szkarłatnego kamienia. Była pewna, że coś musiało go zabrać i miała przeczucie, że tym czymś była istota z przedostatniej nocy. To był ich jedyny trop. Żyła w lesie.
            Nim odeszli z wioski usłyszeli trzy komentarze:
            - Więc chłopiec się nie znalazł… - pomyślała Gryzelda, czarnowłosa kobieta.
            - To nie nasza sprawa – warknął do swojej kobiety Hank.
            - Chyba, że wiedźma była w to zamieszana, to wtedy nasza – oznajmił głośno Arian.
            Dzięki słowom lidera Łowców Czarownic Rosalyn zdołała ustalić przyczynę zaginięcia Rossa. To było prawdopodobne, że maczała w tym palce wiedźma. Zapewne ona wysyłała kolczastego wilka do wioski i przez nią cudaczny stwór ugryzł Rossa. Chociaż myśl o potyczce z wiedźmą wcale nie sprawiała, że pałała entuzjazmem. Wolałaby tego uniknąć. Etilia wystarczająco nastraszyła ją już jedną czarownicą.
            Przez resztę dnia przedzierali się przez las poszukując jakichkolwiek szlaków. Wtedy Tenebris dostrzegł duży ślad stopy niby to człowieka, lecz z pazurami długimi i zapewne ostrymi. Istota z wczorajszej nocy – pomyślała Rosalyn.
~*~
            - Jesteś mój i nie waż się uciekać – powiedziała srogo staruszka. Ujęła twarz blondyna w obie dłonie i uśmiechnęła się. – Jesteś taki piękny. Cieszę się, że zostałeś moim Chowańcem.
            Słowa starej kobiety sprawiły, że na chwilę otępiał. W głowie odbijało mu się jedno słowo echem „chowaniec”. Co miała przez to na myśli?
            - Kim jesteś? – zapytał przerażony. Ta cała sytuacja go dobijała. Nie wiedział gdzie był, został zraniony i jakaś staruszka się do niego przyczepiła.
            - Ah, zapomniałam się przedstawić – zaśmiała się i machnęła ręką. – Grisha Greenseed, jestem leśną wiedźmą, a moją magią jest tworzenie Chowańców. Właśnie stałeś się jednym z nich! – była bardzo podekscytowana. Zobaczyła, że chłopak nadal nie rozumiał o co chodzi, wtedy odchrząknęła: - Mój Trorogrim się ugryzł, w ten sposób rzucił na ciebie klątwę-truciznę dzięki czemu jesteś mój. Tylko mój – podkreśliła ostatnie zdanie.
            Pierwsze co przyszło na myśl Rossowi to dwa słowa: Kurwa mać. Musiał jakoś wymyślić jak uciec. Nie miał ochoty być czyimś Chowańcem, nawet nie chciał wiedzieć na czym to polega. Wiedział, że jeszcze nigdy wcześniej nie był w bardziej beznadziejnej sytuacji. Zadzieranie z czarownicą było niebezpieczne, przekonał się o tym widząc co zrobiła Rosalyn z Łowcami Niewolników. Ta kobieta uśmiechająca się uroczo do niego mogła być bardziej okrutna niż wyglądała.
            - Wyjaśnię ci coś. Nie próbuj uciekać – przestrzegła go. – To się może skończyć dla ciebie źle. Zrozum, podoba mi się twoja twarz. Od dwustu lat nie gościłam tak przystojnego mężczyzny… Jeśli będziesz grzeczny to w tego zielonoszarego potwora zmieniać się będziesz tylko w nocy – posłała kolejny uśmiech. – Jeśli staniesz się nieposłuszny zostaniesz tym czymś na zawsze – jej mimika drastycznie się zmieniła. Dawała do zrozumienia, że nie żartuje i jest bardzo poważna. Potem ujęła jego dłoń i pokazała na wcześniej ugryzione miejsce. Nie było łusek, nie było śladu po zębach ani żadnego zaczerwienienia tylko jakiś znak narysowany atramentem. – Puki ci nie zdejmę pieczęci nie opuścisz mojego domu.
Puściła jego rękę i wyszła z pokoju. Ross spojrzał na swoją rękę i po raz kolejny przeklął.
~*~
            Chodzili po lesie pół dnia. Dzisiejsze południe było w miarę ciepłe, jednak po trasie jaką pokonali zmęczyli się. Usiedli pod drzewem aby choć chwilę odpocząć. Białowłosa uniosła głowę do góry i zamknęła oczy. Próbowała się skupić i wyszukać aurę Rossa. Myślała tylko o tym, aby poczuć, że jej przyjaciel żyje. Nawet ślady kolczastego wilka nie pomogły w poszukiwaniu. Wytrwale szukała choćby najmniejszego śladu jego aury, aż w końcu znalazła. Poderwała się z ziemi jak oparzona i zawołała do Faldio podekscytowana, że wie gdzie jest Ross. Czuła jego obecność. Był blisko. Pobiegła szybko w tamtą stronę. Faldio gonił za przyjaciółką. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć na ten temat ona już dawno była dziesięć metrów przed nim. Nie zostało nic innego niż biec za nią.
            Przedzierali się przez ostre i gęste krzaki. Gęsto usadzone drzewa i ścianę z lian. Kiedy to pokonali ukazała się im oczom wolno stojąca chatka na kurzej łapce. Przypominała tą, w której mieszkała z Fendarą. Z zewnątrz była niemalże identyczna. Na jej widok odświeżyły się wszystkie przyjemne wspomnienia. Wyszli z ukrycia jakie dawał im las i szli powoli w stronę domku baby jagi. Zdążyli zrobić zaledwie kilka kroków, potem się zatrzymali widząc jak stara czarownica wychodzi z chaty. Na twarzy miała grymas niezadowolenia.
            - Czego chcecie? – krzyknęła.
            - Masz coś co należy do mnie! – wydarła się jeszcze głośniej Rosalyn.
            - He? Co? Do ciebie?! – Faldio spojrzał z głupkowatym uśmiechem na Rosalyn. Mówiła o ich przyjacielu jak o rzeczy.
            - Nie wydaje mi się! – powiedziała zakładając ręce na piersi. – Wynocha stąd!
            - Nie! Oddaj Rossa! – dziewczyna w prawdzie gotowała się ze złości.
            Stara wiedźma zdziwiła się. Na początku nie wiedziała o kogo mogło jej chodzić. Chwilę później przypomniał jej się nowych chowaniec, piękny, młody chłopiec ze złotymi włosami. Bezczelność tego człowieka ją irytowała. Nie mogła go oddać. On był już jej.
            - Odejdźcie stąd albo tego pożałujecie – powiedziała spokojnym głosem. Jednak nieproszeni goście wcale nie wyglądali jakby mieli odejść. Burknęła i w jednej chwili brązowa różdżka znalazła się w jej dłoni. Uniosła rękę do góry i wypowiedziała słowa: - Chowańce przybądźcie!
            Za jej plecami pojawił się dwa psy, które po chwili przybrały postać kolczastego wilka. Była wśród nich też istota, która ugryzła Rossa, oraz dwie, których wcześniej nie widzieli. Przypominały swoim wyglądem stojące na dwóch nogach wściekłe koty. Zamiast tylnych łap miały kurze pazury i cztery rogi na głowie. Do nich doszła jeszcze jedna osoba – Ross. Wyglądał jakby wcale nie wiedział co się dzieje, rozglądał się uważnie, aż w końcu zobaczył stojących na ziemie przyjaciół. Uśmiechnął się szeroko na ich widok. Stara wiedźma to zobaczyła i to rozzłościło ją jeszcze bardziej.
            - Jesteś mój! – krzyknęła na niego.
            - Nie wydaje mi się – odpowiedział patrząc na Rosalyn.
            Stojąca na ziemi Rosalyn wybałuszyła oczy słysząc słowa wiedźmy do Rossa. Miała ochotę podejść do niej i rozedrzeć jej gardło, lecz rozsądniej było czekać na jej ruch. Jeśli rozkaże tym istotom atakować, wtedy będą walczyć. Przez tą myśl dziewczyna zdziwiła samą siebie. Normalnie by od razu ją zaatakowała nie zastanawiając się za bardzo nad tym.
            Faldio wyjął strzałę z kołczanu i napiął ją na cięciwę. Widać było po jego twarzy, że był cholernie poważny. Tak jakby złość z niego kpiła jeszcze bardziej niż z jego towarzyszki. Wahał czy nie przestrzelić głowy wiedźmie.
            - Chcecie swoje przyjaciela, ale nie możecie go wziąć – powiedziała wesoło i podeszła do chłopaka. – Bo jeśli ja tego zechcę zrobię z niego swoje sługę! – zaśmiała się, zakręciła różdżką i wskazała na blondyna. Po chwili jego ciało zaczęło się zmieniać. Przeobraziło się w szarozielonego potwora, który zaatakował wczorajszej nocy Rosalyn. Jego ubrania rozdarły się, gdyż pod tą postacią był o wiele wyższy i bardziej masywny.
            Faldio, Rosalyn i Tenebirsowi opadła szczęka ze zdziwienia. Mogli się spodziewać po wiedźmie wszystkiego, ale to było najmniej prawdopodobne. Reakcja przybyszy stojących na ziemi widocznie rozbawiła czarownicę. Tego właśnie chciała, wywołać u nich strach. Poklepała nowego Chowańca po plecach, który z tą postacią stracił kontakt z prawdziwym sobą i stał się niewolnikiem i wiernym sługą Grishy.             Jej śmiech był przerażający co szalony.
            - Odmień go! – krzyknęła białowłosa wybuchając.
            - Nie – odpowiedziała melodyjnym głosem.
            W tym momencie już nie wytrzymała. Złość wzięła górę. Wyciągnęła srebrną różdżkę, która od razu zrobiła się kilka razy większa. Uderzyła z całej siły o ziemię, a ona rozbiła się i popękała. Kawałki, które uleciały do góry zaczęły lewitować.
Stara wiedźma nie miała pojęcia, że ma do czynienia z inną czarownicą puki nie zobaczyła jej różdżki.             Przeklęła pod nosem. Zamachnęła się swoją różdżką i rozkazała chowańcom atakować, a ona sama schowała się w chatce. Dwa wilki, dwa kotopodobne stwory, cudaczny potwór i Ross jako zielonoszara istota zeskoczyli z ganku i w jednej chwili stali na ziemi przed młodą czarownicą, łucznikiem i zaczarowanym kotem. Tenebris w jednej chwili urósł mierząc teraz trzy metry. Wydał głośne ryknięcie niczym lew i nastroszył sierść.
            Zaczęło się. Chowańce ruszyły do ataku. Pierwsze pobiegły wilki głośno wyjąc. Jeden z nich wystrzelił kolce z sierści prosto na rudowłosego. Rosalyn przełożyła różdżkę do drugiej ręki, uniosła ją na wysokości ramienia i osłoniła Faldio przed kolcami. Zatrzymały się tuż przy jego twarzy, a później swobodnie opadły na ziemię. Wtedy młody mężczyzna wystrzelił pierwszą strzałę prosto w oko wilkowi.             Upadł na ziemię i przetoczył się jeszcze kilka metrów. Wtedy drugi wilk przeskoczył przez swojego pobratymca, pokazał w locie ostre pazury niczym brzytwy i otworzył szeroko paszczę. Tenebirs naskoczył z lewej strony kolczaste zwierzę i przewrócił je na ziemię wgniatając w grunt i miażdżąc kości.
Kotopodobne stwory poszły w ślady swoich poprzedników. W tym czasie stara czarownica wybiegła z chaty z drewnianą miotłą. Rzuciła ją i skoczyła po czym odleciała w mgnieniu oka w las. Odwróciła się raz za siebie, aby patrzeć jak kolejna dwójka chowańców zostaje zabita. Rozkazała najnowszemu podopiecznemu za nią podążać.
            Szarozielony stwór otrzymał rozkaz od swojego pana. Zaczął biec, lecz nim zdążył opuścić polanę został powalony przez Tenebrisa na ziemię. Wydał głośny ryk nie mogąc się ruszyć nawet o milimetr.
            - Gońcie ją! – zawołał do towarzyszy. – Ja go przytrzymam.
            Rosalyn skinęła głową, a jej srebrna różdżka wróciła do mniejszych rozmiarów. Dziewczyna pobiegła razem z Faldio w las. Znowu musieli przedrzeć się przez pnącza, blisko osadzone drzewa i ostre krzewy.
            - Cholera! Jak mamy dogonić wiedźmę na miotle? –wydarła się biegnąc. – Głupia wiedźma i jej miotła.
            - Też byś taką chciała? – zapytał Faldio uśmiechając się.
            - Tak.
            Biegli po zielonej ściółce co raz przeskakując przez korzenie czy powalone konary. Jednak dogonienie wiedźmy wydawało się niemożliwe. Po długim i szybkim biegu łatwo opadli z sił. Rosalyn zatrzymała się. Nie dała dalej rady biec. Była wściekła na siebie i na brak kondycji. Po chwili i jej kompan nie miał już siły, ale szedł dalej. Stanął obok drzewa i dopiero wtedy się zatrzymał. Wyjął kolejną strzałę i napiął ją na cięciwę.
            Rosalyn stanęła obok chłopaka i wtedy ujrzała zaplątaną w długich pnączach starą wiedźmę. Jej miotła leżała kilka metrów od niej. Wydawało się, że była skrępowana, lecz po ujrzeniu wrogów zaczęła się mocno kręcić, aż rozerwała liny, które ją uwięziły. Na czworaka doczołgała się do swojej miotły. Kiedy za nią złapała stopa Rosalyn przygniotła jej rękę i miotłę. Spojrzała do góry prosto na twarz dziewczyny. Emanowała z niej taka nienawiść, iż było przesądzone, że zaraz zginie. Schowała głowę w piasku i czekała na wyrok.
            Faldio podszedł bliżej i wymierzył kolejny strzał.
            - Nie zabijaj jej – odezwała się Rosalyn.
            Staruszka spojrzała na nią jednocześnie z nadzieją i strachem.
            - Powiedz mi jak mam zmienić Rossa z powrotem w człowieka, a pozwolę ci żyć.
            - Proszę! Nie odbieraj mi go! – niemalże zapłakała. – Nie jego.
            Białowłosa przycisnęła mocniej jej dłoń do ziemi.
            - Mów!
            - J...ja… Eh…T… to jest proste- mówiła drżącym głosem. – Wystarczy podać mu wyciąg z paru ziół, który oczyści jego krew z trucizny i zdjąć zaklęcie… Monstrum Transmutationis – wzięła głęboki wdech i nadal wgapiała się w ziemne oczy białowłosej.
            - Gdzie je znajdę?
            - To i to moim domu.
            Rosalyn zdjęła nogę z jej dłoni, odwróciła się na pięcie i poszła w stronę chaty na kurzej nóżce. Faldio schował strzałę i udał się za nią.
            - A jeśli kłamała? – zapytał odwracając się za siebie. Staruszka siedziała na ziemi trzymając miotłę w ręku. Na twarzy miała wypisany krzywy uśmieszek.
            - Nie kłamała. Była zbyt przerażona.
            Na polanie Tenebris szarpał się z Rossem pod postacią potwora. Kiedy zobaczył towarzyszy ulżyło mu. Nie miał ochoty więcej męczyć się z szarozielonym stworem. Bał się robić jakiekolwiek ruchy, bo mógł z łatwością go skrzywdzić.
            Faldio podszedł bliżej kota, aby przyjrzeć się Rossowi. Musiał przyznać, że w tej postaci był naprawdę paskudny. Roześmiał się, a na jego głos stwór zaczął coraz bardziej się wyrywać. To wcale nie spowodowało, że Tenebris stał się szczęśliwszy. Wręcz miał ochotę go za to zadźgać.
            W tym czasie Rosalyn zdążyła odwiedzić chatkę starej czarownicy. Na półce w kuchni znalazła lek z etykietką i dokładnym opisem do czego jest. W jednym z pokoi pod łóżkiem kryła się księga z czarami. Z tym zeszła do nich na ziemię i podała buteleczkę rudowłosemu.
            - Trzeba mu to podać do ust – wyjaśniła kartkując księgę.
            Zielonooki trzymał w ręku buteleczkę leku i ją oglądał z każdej strony. Podszedł bliżej twarzy potwora, który cały czas krzyczał. Otworzył kurek, unieruchomił jego twarz, a w momencie gdy stwór znowu wydał krzyk wlał całą zawartość do jego ust. Zakrztusił się, ale połknął.
            - Sukces! – zawołał wesoło unosząc ręce w górę.
            Dziewczyna w końcu znalazła zaklęcie. Przeanalizowała je dokładnie i po chwili wiedziała co ma zrobić. Kazała przyjaciołom się odsunąć. Tenebris niepewnie zszedł z Rossa, jednak stwór się nie rzucał jak wcześniej. Lek musiał już zadziałać.
            Jedną ręką trzymała księgę, w drugiej srebrną różdżkę. Po raz pierwszy wykonywała takie zaklęcie. Z reguły używała tylko swojej magii.
            - Transuerso Transmutationis! – zawołała głośno, a z różdżki wydobył się jasny promień, który rozpłynął się w powietrzu nim dotarł do Rossa. Wydawało się przez chwilę, że z nieba zaczęły spadać płatki śniegu w miejscu gdzie siedział potwór. Po chwili jego ciało zaświeciło się na biało i zaczęło się przeobrażać. Ross znowu był sobą.
            Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie. Kompletnie nic nie pamiętał. Nie rozumiał jak znalazł się na ziemi, skoro przed chwilą stał na ganku. A stwory starej wiedźmy leżały martwe. Potem poczuł chłód. Było mu bardzo zimno. Spojrzał na siebie i pobladł gdy spostrzegł się, że jest nagi. Nim zdążył się zarumienić ze wstydu ktoś rzucił mu się na szyję. Prawie przedźwignął się na plecy, ale w kluczowym momencie podparł się z tyłu dłońmi.
            Tą osobą była Rosalyn. Przytulała się do niego mocno i wcale nie zamierzała puścić. Później ujęła jego twarz w dłonie. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Tak jakby kamień spadł jej z serca.
            - Tak się cieszę! – zawołała. – Myślałam, że już na zawsze zostaniesz taki paskudny!
            Nic nie odpowiedział tylko lekko się uśmiechnął. Znowu obwinęła ręce wokół jego szyi. Osobiście wolał, aby go puściła, bo czuł się dość niekomfortowo bez ubrań. Całe szczęście, że jej długa szeroka suknia zakrywała miejsca, których wolał nie pokazywać publicznie.
~*~
            Grisha Greenseed szła spokojnym krokiem przez las trzymając w rękach złamaną miotłę. Swoją różdżkę zgubiła przy upadku. Nie miała czasu by wracać. Tamta wiedźma puściła ją wolno. Cieszyła się, że uszła z życiem. Była pewna, że ją zabije. Głupotą było porywanie tego chłopaka. Ale nie żałowała. Nadal pamiętała jego piękną twarz. Cieszyła się, że mogła choć przez krótki czas być w jego pobliżu. Gdyby tylko nie był z tak silną czarownicą – pomyślała.
            Teraz musiała znaleźć sobie nowe miejsce do osadzenia. Nie mogła wrócić do wcześniejszego zamieszkania. A nowe miało być w okolicach wioski, gdzie trzymają zwierzęta. Do tego trzeba sprawić nowych chowańców do wysysania krwi domowych zwierząt. Najlepsze było bydło. Dobrze przyrządzona krew z różnymi dodatkami sprawiała, że organizm nie starzał się, dzięki temu żyje już dwieście pięćdziesiąt lat. Niestety zwierzęca krew nie odmładza komórek tylko powstrzymuje starzenie. Gdyby zaczęła jej używać w wcześniejszym wieku mogłaby zachować swoją młodość. Tylko krew ludzkiego dziecka może odmłodzić ciało wiedźmy, ale to zostało zakazane przez to, że zaczęły się masowe morderstwa dzieci oraz palenia niewinnych kobiet i czarownic na stosach. Wolała nie podpadać najpotężniejszej czarownicy spożywając dziecięcą krew.
            Idąc dalej przed siebie spotkała trzech młodych ludzi - dwóch mężczyzn i kobietę. Ubrani byli w czarne kombinezony. Chwilę później zrozumiała w jakiej sytuacji się znalazła. Rzuciła miotłę na ziemię i schowała się między drzewa. Zaczęła uciekać. Kiedy tylko wyłoniła się z ukrycia, czarnowłosa kobieta przeszyła strzałą jej łydkę i wiedźma się wywróciła.
            - Leśna Czarownico za twoje grzechy niniejszym skazuję cię na śmieć – odezwał się Airon wyciągając miecz z pochwy. Przyłożył ostrą końcówkę do szyi, po chwili wziął zamach i odrąbał jej głowę.
~*~
            Ross przyłożył sobie dłoń do twarzy. Po raz kolejny tłumaczył, że naprawdę nic nie pamięta. Ani z przemiany, ani jak tu się znalazł. Jedynie o czym wiedział, to to, że stara wiedźma była nim zauroczona. A raczej jego twarzą. Niczym innym.
Wszyscy szli polną drogą. Minęło kilka godzin od zdjęcia czarów z blondyna. Słońce już powoli zachodziło, a niebo przybrało różowy kolor. Nim zapadnie zmrok chcieli dość do jakiegoś miasta. Zimnych nocy nie chcą spędzać na dworze.
            Ich kolejną bezsensowną rozmowę i głupie żarty Faldio na temat golizny Rossa przerwał przerażający kobiecy krzyk. Wszyscy odwrócili się za siebie i dostrzegli jak młoda dziewczyna ubrana w obcisłą suknię w pasie w kolorze czerwieni i brązu biegnie prosto na nich. Długie brązowe włosy były rozpuszczone, a z ciemnych oczu cisnęły się łzy. Była niska, drobna ale twarz miała piękną i dziewczęcą. Podbiegła do nich i zaczepiła się koszuli rudowłosego.
            - Pomóżcie mi! Błagam!
_____________________________________________________
 Chyba wszystko w miarę wyjaśnione w tym rozdziale. :3 Zaczynamy od razu nową przygodę, a co!
Ogólnie chciałam podziękować wszystkim czytającym, a najbardziej komentującym. Wasze komentarze mnie strasznie motywują :D Bardzo wam dziękuję kochani. <3
Ostatnio sobie obliczyłam i wypadło mi, że rozdział, który pisze dodany będzie 5 stycznia (takie są plany :D nie wiadomo co z internetem bo strasznie ostatnio wariuje xd), więc postanowiłam dodać milusią scenę z urodzinami Rossa. Jeśli ktoś nie wie, to on urodził się 5 stycznia. Data  nie jest z przypadku (jak Rosalyn xDD), bo to też moje urodzinki :3
Pozdrawiam. :3

ps. Rozdział dodany z jednodniowym opóźnieniem z powodu tego, iż mi net nie działa i się żądzę u brata na kompie. Wczoraj gdy dodałam to literki stały się czarne przez co zlały się z tłem, dlatego musiałam go usunąć xD

10 komentarzy:

  1. Sorki, za brak powiadomienia, wleciało mi z głowy ^^"
    Rozdział... hehe... śmieszny xD Choć szkoda mi czarownicy. Nie do końca sobie na to zasłużyła... Aż taka zła to ona nie była... Choć z drugiej strony... Przynjemniej szybko została zabita.
    O! I kolejna przygoda... Aż nie mogę się doczekać :D

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, a więc po kolei...

    Uno (czyli jak kreatywnie łączyć naukę języka z czytaniem fajnych historii) - Grisha jest najstraszniejszą osobą, jaką znam. Znaczy nie, nie tyle, że była przerażająca i ze strachu chowałam się pod koc, ale po prostu przerażała swoim sposobem bycia i wyraźnym dawaniem oznak zainteresowania osobom... hmm... płci przeciwnej, które mogłyby być jej wnukami. Jejć.

    Dos - Pozwolisz, że zacytuję pewien fragment?

    ,,- J...ja… Eh…T… to jest proste- mówiła drżącym głosem. "
    Canada myśli: O, jak fajnie! Nie mogę się doczekać tych skomplikowanych akcji, receptur, niebezpiecznych wywarów i mega trudnego do odczytania przepisu, najpewniej strzeżonego od paru tysięcy lat i...

    ,,– Wystarczy podać mu wyciąg z paru ziół, który oczyści jego krew z trucizny i zdjąć zaklęcie… Monstrum Transmutationis.''
    Canada: ...

    ,, - Gdzie je znajdę?
    - To i to moim domu.''
    Canada: *zbiera szczękę z podłogi* ...przepraszam, ale ta wiedźma chyba nie jest tak głupia, prawda? No bo kto normalny podaje swojemu wrogowi przepis (pal licho, że liczyłam na listę produktów długą jak mój rachunek za telefon) i jeszcze na dodatek trzyma składniki w swoim domu?! Nie żeby coś, ale to oczywiste, że jak cię napadną (lol, napaść wiedźmę XD Niezła jestem, niezła...) to jeśli się na tym znajdą, to odczarowanie kogoś to kwestia sekundy, może dwóch. Błagam, niech ta wiedźma ma IQ przewyższające mech leśny! Rozumiem, że się bała, ale to wiedźma, no! One nie słyną z rozsiewania kwiatków, śpiewania ,,What a nice day!" i grzecznego odpowiadania na pytania wszelakie. Znaczy, okej, jeśli jest w tym jakiś podstęp i np. podała im zły przepis, żeby ich przechytrzyć, to wybacz Ross, ale to amazing, bo dobrze to świadczy o wiedźmie, która powinna mieć trochę rozumu w głowie i walczyć o coś do końca, zwłaszcza, że tak się Rossem zachwycała, jaki to on piękny, pachnący i oh, ah! Mógłby się np. zmieniać tylko w nocy (jak już wspominała) i nadal być jej, bo przecież na tym jej zależało, prawda?

    Tres - (ależ ja się tej nieszczęsnej wiedźmy uczepiłam XD) ,,Nie mogła wrócić do wcześniejszego zamieszkania. A nowe miało być w okolicach wioski, gdzie trzymają zwierzęta. Do tego trzeba sprawić nowych chowańców do wysysania krwi domowych zwierząt. Najlepsze było bydło. Dobrze przyrządzona krew z różnymi dodatkami sprawiała, że organizm nie starzał się, dzięki temu żyje już dwieście pięćdziesiąt lat. " Momento, momento... Jakby mój pan od historii to ujął - ,,Dobra droga, złe rozwidlenie". Tutaj nastają czasy złe, albowiem wredna i zUa Canada ma kolejne pytania, mające na celu usatysfakcjonowanie jej i znalezienie odpowiedzi na pytania natury egzystencjalnej, które czekać nie mogą.
    1. Jak właściwie przebiega to ,,przejęcie chowańca"? I mean, wiemy, że jeśli wiedźma ma jednego chowańca, to jeśli on kogoś ugryzie, to on też staje się chowańcem. Ale co w sytuacji, gdy wiedźma nie ma już ŻADNEGO chowańca? Jak wtedy może sobie posiąść zwierzątko domowe?
    2. Skoro chowańce wysysają krew zwierząt (tak by wynikało z kontekstu zdania), to w jaki sposób to oddziałuje na organizm wiedźmy? W sensie, są jakoś połączeni? I czy chowańce przez to też mogą żyć pareset lat?

    Zapomniałam jak jest ,,cztery" po hiszpańsku, więc napiszę cyfrą ^^"
    4. Zainteresowałaś mnie tą nową przygodą ^^ Liczę, że nadal będą ów Łowcy Czarownic, bo ich nieskrywanie polubiłam, zwłaszcza moją Zuzię! (nigdy się nie oduczę...). A twoje opisy akcji nadal są zachwycające.

    Pozdrowienia z kurzej chatki.
    Ave Ross!
    Canada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, już odpowiadam. XD Grisha była słaba, umiała tworzyć tylko chowańców, sama nie walczyła bo jak wspomniałam była słaba i chciała żyć. Przyrządzona krew zwierząt zapobiega starzeniu się, a krew dzieci odmładza. Chowańce oddawały tą wyssaną krew wiedźmie. Pominęłam to, bo nie sądziłam, że to kogokolwiek zainteresuje i że ktoś będzie nad tym rozmyślał. Będzie taki wątek w opowiadaniu, gdzie te wszystkie magiczne sprawy wyjaśnię :)
      Wracając, Grishy magią było tworzenie chowańców, zapewne odprawia nad zwierzęciem czy człowiekiem rytuały i je zamienia oddając im swoją magiczną moc, a one gryząc kogoś mogą tą moc przekazywać xD
      Aby je odmienić, jak powiedziała, trzeba oczyścić krew, bo ona jest zakażona jakby jej magią i do tego ma wszystkie wywary, a trzyma je u siebie w domu, bo to jest wygodne. Jakby nie patrzeć, ma ciało staruszki. Musiała zostawić swój dom, bo powrót do niego wydawał się niebezpieczny, ze względu na Rosalyn. A z resztą (moje) wiedźmy najważniejsze rzeczy trzymają przy sobie. :) Cóż, Grisha tą rzecz zgubiła. xD
      I nie mogłam pozwolić Rossowi zostać tym potworem. Za bardzo lubię tą postać.
      Obiecuję, że Łowy się pojawią, ale niestety nie za szybko :)
      I dziękuję za komentarz. :D

      Usuń
    2. Za bardzo lubisz postać, powiadasz? Dobrze, że w dobie ,,Gry o tron", ,,Igrzysk śmierci" i Kronik Wardstone (Arkwrighta nigdy nie daruję T.T). Tak w ogóle, to nie wiem, czy wiesz, ale twój blog bardzo mi to ostatnie przypomina :D W pozytywnym znaczeniu.

      Usuń
    3. Grę o Tron oglądam, Igrzyska przeczytałam ale nie słyszałam jeszcze o Kronikach Wardstone. Oświecisz mnie? :D Skoro przypomina to mojego bloga to mnie to zaciekawiło :D

      Usuń
  3. Uwielbiam Cię, za nieoczekiwane zwroty akcji! :D Czytając rozdział nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Szczerze, byłam przerażona, gdy wiedźma zachwycała się nad urodą Rossa o.O" Już sobie wyobraziłam, jak z krwi dziecka wyczynia eliksir, odmładza się, postanawia go "odbić", a potem wyczynia z nim różne takie... eee, o czym ja myślę? xD... dobra, nie zwracaj uwagi na to ostatnie zdanie xD
    Nie sądziłam, że tak szybko uśmiercisz biedną pannę Greenseed, ba, nie wiedziałam, że w ogóle masz zamiar ją zabijać. Liczyłam na porwanko, eliksir odmładzający i... nie, nie, na to też nie zwracaj uwagi... xD
    Cieszę się, że Ross nie jest już potworem, ale najbardziej cieszy się z tego Rosalyn. Przy jej pełnym entuzjazmu uścisku, prawie zadławiłam się kanapką xD Uwzględnijmy jeszcze ubiór Rossa a raczej jego brak, hahaha :D
    Niepokoją mnie ci Łowcy. Oni się jeszcze w opowiadaniu pojawią, prawda? Jeśli tak, z pewnością odkryją sekret Rosalyn i będą chcieli ją zabić. Chociaż, to opowiadanie(jak już zresztą pisałam) jest czasem tak nieprzewidywalne, że nigdy nic nie wiadomo. Już wiem, zamiast zgadywać poczekam na następny rozdział pod zacnym tytułem, że tak archaizmami zaszpanuję: Jedna złota moneta za jedno ludzkie życie Czyje życie będzie się ważyć na szali tym razem? :D Czekam na kolejny rozdział i po raz kolejny szacuneczek dla Ciebie, za to, że piszesz te rozdziały z wyprzedzeniem O.o Myślę, że dyby wszyscy tak robili, wiele blogów nie byłoby teraz zawieszonych...
    Pozdr :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak. Łowcy się pojawią. Nie szybko, ale na sto procent pojawią :DD
      W sumie to ten pomysł na eliksir odmładzający to ciekawy pomysł, choć u mnie nie miał prawa przejść, każdy wątek kończę w 3 rozdziałach. Jakoś tak śmiesznie mi wychodzi. xD
      Wiesz, z wyprzedzeniem bardzo łatwo pisać. i wydaje mi się, że wygodniej. bo jak nie masz weny to i tak masz co dodać :D
      Pozdrawiam :3

      Usuń
  4. Obiecałam- powiadamiam! Seven Devils cz. 4 już jest1 ;)
    Zapraszam! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Heeej, u mnie nowy rozdział, zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech, przeczytałam (zarówno ten, jak i poprzedni) rozdział niedługo po dodaniu, ale średnio u mnie z czasem na komentarze. Dlatego nawet jeśli nie daję tu znaku życia, serdecznie proszę o powiadomienia o nowościach. Info o komentarzach przychodzi mi na maila, a tego sprawdzam codziennie - w przeciwieństwie do odwiedzin na blogach moich i cudzych.
    Co do rozdziału... Szczerze mówiąc, myślałam, że dłużej pociągniesz tę akcję. Czytając to szybkie rozwiązanie problemu, jakim była przemiana Rossa w Chowańca, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to trochę infantylne. Dlaczego? No cóż, jeden z głównych bohaterów jako wróg czy potwór jest niewygodny i właśnie dlatego można by to odrobinę przeciągnąć, żeby nie było zbyt łatwo i kolorowo. Ale to chyba tylko moje zdanie. Co oczywiście nie zmienia faktu, że miło widzieć odczarowanego Rossa, radość Rosalyn itp., a także że ciekawi mnie kolejna przygoda i dama w opresji z końcowego fragmentu xD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń