Nastała chłodna noc. Wszyscy w biednej wiosce już
dawno spali, lecz przedtem pozamykali i schowali swoje zwierzęta
chcąc uchronić je przed dzikim zwierzęciem. Mimo to wiedzą, że
nawet jeśli przybędzie to nic go nie zatrzyma. Nawet zamknięte i
zabarykadowane drzwi.
Trójka ludzi i kot
stali w mroku na rynku. Jedynie co im rozświetlało twarze to
pochodnia trzymana w ręku rudowłosego, najstarszego z tej grupy.
Cierpliwie czekali, aż zwierz zacznie zbliżać się do wioski. W
tym wykorzystali białowłosą, która skupiła się na wyczuwaniu
aury. Była pewna, że będzie w stanie zlokalizować drapieżnika
jeśli ma jakiś związek z magią. Chyba, że był zwykłym, dzikim
zwierzakiem.
Jako jedyna siedziała i
miała zamknięte oczy. Oddychała na tyle głośno, aby mogli
usłyszeć ją jej towarzysze.
- Mamy dodatkowe
towarzystwo – powiedział Ross do swoich przyjaciół widząc jak
grupa nazwanych przez siebie łowców czarownic zbliża się do nich.
- Wiem – burknęła
Rosalyn. Widocznie nie była zadowolona z tego, że oni również
mają do wykonania to samo zadanie.
- Witajcie – przywitał
się czarnowłosy, nazywał się Arian. Wyglądał na lidera ich
grupy. – Widzę, że wpadliście na ten sam plan co my. Też
czekamy na wiedźmę.
- Na wiedźmę? –
zapytał Faldio. Jego kąciki ust uniosły się lekko w górę.
- To jest oczywiste, że
wiedźma jest za to odpowiedzialna – wtrącił się drugi z łowców,
Hank.
- Lepiej odpuście sobie
tą robotę – zaczął lider – szkoda waszych żyć. Nie
poradzicie sobie z wiedźmą. My jesteśmy specjalistami.
Rosalyn uśmiechnęła
się otwierając oczy. Zlustrowała wszystkich łowców czarownic, a
później obdarowała ich pogardliwym wzrokiem. Jednak na nią nikt
wcześniej nie zwrócił uwagi prócz kobiety z czarnymi włosami.
Wstała i zwróciła się
do towarzyszy.
- Mam go – oznajmiła
krótko.
Odwróciła się na
pięcie i poszła przed siebie. Jej towarzysze podążyli za nią nie
bacząc na słowa łowców, aby się nie oddalali. Zdecydowanie ich
rozzłościli swoim zachowaniem. Weszli do wilgotnego lasu.
Białowłosa po drodze wyjaśniła, że tajemniczy zwierz jest
stworzony za pomocą czarów, czyli oznacza, że stwórca też gdzieś
jest. Kazała być im uważnym i ostrożnym Jest dość blisko i to
na tyle, że nie potrafi określić dokładnego położenia.
Każdy był gotowy do
walki. Faldio oddał pochodnię Rossowi, aby mógł napiąć strzałę
na cięciwę łuku. Jeśli teraz by teraz ich zaatakował z łatwością
mógłby zastrzelić zwierzę. Stał się też tarczą blondyna,
który władał sztyletem. Rosalyn idąc cały czas przed siebie
rozglądała się uważnie. Na chwilę spojrzała na Tenebrisa.
- Co mówi twój
instynkt?
- Jest blisko. Mam
wrażenie, że słyszę kroki, ale tamci dwaj je zagłuszają –
westchnął.
Zatrzymali się.
Złowroga aura wisiała w powietrzu. Nagle usłyszeli odgłos łamanej
gałązki. Wszyscy spojrzeli w tą samą stronę, na lewo. Zrobiło
się tak cicho, że słyszeli swoje głośne oddechy i szybkie
dudnienie serca. Zawiał silny wiatr, co spowodował szumienie liści.
Rosalyn odwróciła głowę w drugą stronę i zamarła, gdy okazało
się, że z pyskiem ogromnego wilka dzieli ją zaledwie kilka
centymetrów. Miał otwarty pysk i obnażone ostre kły. Obserwował
młodą czarownice uważnie zielonkawymi oczyma. Rosalyn przeszedł
dreszcz kiedy zauważyła, że zamiast sierści ma kolce. Ostatni raz
widziała takie stworzenie dziesięć lat temu, dzień po spotkaniu
Fendary. Nagle otworzył szerzej pysk, a po chwili go zamknął.
Białowłosa odskoczyła. Faldio wystrzelił pierwszą strzałę
prosto w wilka. Wbiła mu się w lewe udo. Zapiszczał, a później
warknął głośno i złowrogo. Rudowłosy wyjął kolejną strzałę
z kołczanu i napiąwszy na cięciwy wystrzelił ją po raz kolejny.
Wtedy kolczasty wilk ruszył do ataku.
Rosalyn zaczęła szukać
różdżki. Przeklęła pod nosem nie mogąc jej znaleźć. Nigdy się
z nią nie rozstawała. Była pewna, że powinna być w rękawie.
Przestała szukać gdy zauważyła, że wilk pędzi w jej stronę.
Jego uwagę odwróciła kolejna strzała wbijająca się pomiędzy
kolce. Zatrzymał się i zmienił swój cel. Dziewczyna schowana za
drzewem w końcu znalazła swoją różdżkę.
Ross w jednej dłoni
trzymał pochodnie, a w drugiej sztylet. Żałował, że nie umieścił
w nim szkarłatnego kryształu, kiedy miał okazję. Widział jak
stwór atakuje Rosalyn. Dobrze, że Faldio odwrócił jego uwagę.
Wtedy zobaczył jak białowłosa wyskakuje z ukrycia, a w ręku
trzyma srebrną, smukłą różdżkę. Nie widział jej twarzy, ale
był pewny, że złowieszczo się uśmiecha. Uniosła dłoń w górę
i wskazała na drzewo obok niej. W jednej chwili zostało wyrwane z
ziemi z korzeniami i rzucone prosto na kolczastego wilka. Zwierzę
widząc niebezpieczeństwo zwinęło się w kulkę i nastroszyło
kolce niczym jeż. Wysokie drzewo w nie uderzyło i wbiło się grube
igły. Faldio odszedł kilka kroków w tył aż napotkał pień, o
który mógł się oprzeć. Był zdumiony tym co zobaczył. Po raz
pierwszy ujrzał jak Rosalyn używa magii.
Blondyn schował swój
sztylet do pochwy. Wilk się nie ruszał, tylko trwał w jednej
pozycji. Wiadome było, że walka zakończona. Szybko poszło –
pomyślał. Czuł się trochę zawstydzony tym, że do niczego się
nie przydał.
Przyglądał się jak
Faldio i Rosalyn dyskutowali czy zabić zwierzę czy nie. Faldio był
za tym, aby zaciągnąć je żywe do wioski, jednak to mogło być
niebezpieczne. Jeśli uciekłby wtedy znowu musieliby go złapać.
Tylko aby go zabić musiał zmienić pozycję. Póki był zwinięty w
kulkę nie dało się tego zrobić. Kolce go chroniły. Ross podał
pochodnię rudowłosemu i odsunął się od nich. Nie widział sensu
udzielania się w ich rozmowę. Kocur podszedł do niego. Jego złote
oczy wydawały się świecić w ciemności. Stali obok siebie nic nie
mówiąc.
Kiedy jego przyjaciele
byli zajęci kłótnią co zrobić z wilkiem, on spojrzał w las.
Miał wrażenie, że coś tam jest. Porusza się slalomem, ale idzie
w ich stronę. Cień tej postaci był niski, wątły i strasznie
chudy. Wydawało się, że głowa jest większa od ciała. Do tej
pory poruszał się powoli na dwóch nogach. Wydawało się, że
pochylił się do przodu i szedł na czworaka niemalże biegnąc. Kot
też to widział.
Dziewczyna spojrzała na
Tenebrisa i Rossa.W tym momencie zza drzew wyskoczyła postać, którą
wcześniej dostrzegł blondyn. Rzuciła się na niego powalając na
ziemię. Jego skóra była szara i pomarszczona. Przypominał na
pierwszy rzut oka człowieka, jednak wydawał tylko głośne nic nie
znaczące odgłosy. Był łysy, nagi, nie miał narządów
rozrodczych, a kończyny dolne podobne były to tych zwierzęcych.
Jego oczy były całe czarne, nawet białka. Nie miał brwi, ani
nosa. Za to usta były szerokie. Kiedy je otworzył wydał głośny
ryk i pociekła po jego ustach zielona ślina, która skapnęła na
twarz blondyna.
- Ross! – krzyknęła
przerażona widząc cudacznego potwora. Razem z Faldio pobiegli w
jego stronę.
Kot rzucił się na
plecy istocie i wbił w niego ostre pazury. Jedną ręką stworzenie
złapało Tenebrisa i odrzuciło na bok. To był moment, w którym
Ross wyjął sztylet i wbił w szyję potwora. Krzyknął tak głośno,
że pozostali musieli zasłonić uszy dłońmi. Był rozwścieczony,
ugryzł Rossa w rękę, w której trzymał broń. Chłopak syknął
głośno i wyjął ostry sztylet z szyi stworzenia, wtedy odskoczyło
nie pozostawiając żadnych ślady krwi, ani innej cieczy.
Ross usiadł na trawie i
spojrzał na miejsce gdzie został ugryziony, prawa ręka pod
łokciem. Syknął kiedy z rany wypłynęła zielona substancja
będąca śliną stwora. Nim się zorientował Rosalyn klęczała nad
nim i złapała go za obolałą rękę. Wyglądała na bardziej
przestraszoną od samego Rossa. Widząc jej przejętą minę
roześmiał się co tylko zdenerwowało bardziej dziewczynę i
walnęła go w głowę
- Ja się martwię, a ty
się śmiejesz matole?
- Wybacz – powiedział
nadal się uśmiechając. Wtedy przypomniał sobie ich pierwsze
spotkanie. Pomyślał, że kilka miesięcy temu zostawiła by go na
pastwę losu i do tego życzyła śmierci. Sam nie wiedział dlaczego
tak pomyślał.
Faldio jeszcze nie
zdążył przetrawić tego co właśnie ujrzał. Najpierw kolczasty
wilk, a później jakiś stwór rzucający się na Rossa. Zrobił
pierwszy krok w przód w stronę przyjaciół gdy coś go podkusiło,
aby spojrzeć za siebie. Przeklął głośno gdy zobaczył, że wilk
zwiał.
- Co teraz? – zapytał.
- Wracamy, zaczyna
świtać – oznajmiła Rosalyn pomagając Rossowi wstać.
Ruszyli, a blondyn
został z tyłu. Zmarszczył czoło i myślał tylko o tym by nie
myśleć o bólu. Wolał ich niepotrzebnie nie martwić. Przepłucze
wodą ugryzienie, gdy wrócą do wioski. Podczas podróży powrotnej
zasłonił rękawem czarnej koszuli ranę, tak aby nie mógł nikt
jej zobaczyć
~*~
Wczesnym rankiem byli z
powrotem w wiosce, a tam czekał na nich komitet powitalny składający
się z kilku wieśniaków, burmistrza i Łowców Czarownic.
- Udało wam się! –
zawołał radośnie jeden z wieśniaków. – Dzisiaj wilk się nie
pojawił i żadne zwierze nie zginęło.
Między mieszkańcami co
byli na rynku zaczęła się gwarna dyskusja. Każdy opowiadał jakie
to szczęście ich spotkało, iż przybyli tacy dobrzy ludzie, abym
im pomóc, inni byli zachwyceni tym, że nie muszą martwić się o
zwierzęta. Nadchodząca zima mogła okazać się nie taka zła.
Strat nie były wielkie.
- Nie zabiliśmy go –
powiedział głośno i stanowczo Faldio przerywając wesołe
pogaduszki wieśniakom. – I nie jest sam. Jest ich więcej. Na
pewno jutro wrócą, więc nie ma czego świętować.
Lider łowców był
rozbawiony słowami rudowłosego.
- Podziwiam was za to,
że wytropiliście tą piekielną istotę, ale jesteście skończonymi
głupcami jeśli daliście jej uciec – prychnął.
Jego towarzysz zaśmiał
się wesoło, a kobieta przewróciła oczami widząc zachowanie
kolegi. Gorzej niż dziecko – pomyślała i spojrzała na Rossa.
Trzymał dłoń na ręku nad łokciem. Wyglądał jakby coś ukrywał.
- Ktoś kto nigdy nie
widział do czego wilki są zdolne powinien się nie odzywać –
rzekła ostro Rosalyn.
- Widziałem –
odpowiedział Arian uśmiechając się lekko. – I wiem nawet nie
wchodząc do lasu, że to sprawka czarownicy. Potrafię wyczuć
wiedźmę.
Białowłosa patrzyła
się na niego przez chwilę, a później się roześmiała. Bawiło
ją to, że nie zauważył iż ona jest czarownicą. Odwróciła się
na pięcie i poszła w stronę gospody, w której mieli pokój. Za
nią po niedługiej chwili udali się jej towarzysze.
Pierwsze co zrobiła
dziewczyna to rzuciła się na łóżko i zasnęła. Nad nią czuwał
Tenebris. Łóżko obok zajął Faldio. Liczył strzały, które mu
pozostały. Trzy zabrał ze sobą kolczasty wilk. A Ross wyszedł na
dwór. Siedział na kamieniu wokół drzew w miejscu gdzie nikt nie
mógł go zobaczyć. Obok niego stało drewniane wiadro pełne
przejrzystej, zimnej wody. Namoczył skrawek materiału w cieszy
podwinął rękaw od koszuli i spojrzał na miejsce, w które został
ugryziony. Przeraził się gdy ujrzał wokół rany zielone łuski.
Przyłożył do tego morką szmatkę i próbował wytrzeć zielonkawą
niby skórę. Robił to z całej siły. Zacisnął zęby, a za
kolejnym potarciem wyrwał kilka łusek wraz z niewielką ilością
mięśni i poplamił krwią ubranie oraz rękę. Uniósł do góry to
co wyrwał i poczuł obrzydzenie. Żółć stanęła mu w gardle gdy
ujrzał, że z każdej łuski wyrastają korzenie. Chwilę później
na miejsce rany wyrosły ponownie zielonkawe łuski i pokryły
jeszcze większą część ręki. Wstał, przeklął i przewrócił w
złości wiadro wody. Potem zabandażował rękę. Nie mógł stać
się potworem.
~*~
Następnej nocy wszyscy
polujący na dzikie zwierzę czatowali w centrum wioski, w samym
rynku. Łowcy stali z dala od swoich rywali. Mężczyźni rozmawiali
między sobą, ale nie opuścili gardy. Tylko siostra lidera się nie
udzielała. Uważnie obserwowała blondyna z tamtej grupy. Dostrzegła
bandaż na jego ręku. Rano go nie miał. Skorzystała z chwili, gdy
jego przyjaciele oddalili się trochę. W mgnieniu oka znalazła się
przy nim. Nawet jej nie zauważył.
- To chyba nic
poważnego? – zapytała. Na jej twarzy pojawił się delikatny
uśmiech. Kiedy chłopak na nią spojrzał wcale nie wyglądał jakby
miał przyjazne nastawienie.
- Ah, ręka? – wskazał
na zabandażowaną kończynę. – Nic takiego. Nie powinno cię to
obchodzić.
Hank ujrzał czarnowłosą
rozmawiającą z obcym. Nie podobało mu się to, zwłaszcza dlatego,
że była jego dziewczyną. Chciał do nich podejść i odepchnąć
od niej blondyna. Wiedział, że ona ma słabość do tego koloru
włosów, dlatego była jego. Pierwszy raz zobaczył kogoś z West
Land o włosach w odcieniu złota. Kiedy już się zebrał żeby do
nich podejść Arian powstrzymał go. Czarnowłosa po chwili wróciła
do swoich towarzyszy. Hank wcale nie wydawał się zadowolony.
- Co to było? –
warknął.
- To tylko dzieciak –
wyjaśniła i spojrzała za siebie na Rossa.
Nagle rozległ się
odgłos wilczego wycia. Chwilę później kolejny i następny.
Wszyscy łowcy gotowi byli do walki. Wzięli broń w ręce i
rozbiegli się po wiosce. Faldio razem z Tenebrisem też pobiegli.
Udali się w miejsce gdzie jest najwięcej zwierząt. To było pewne,
ze właśnie tam zaatakuje wilk.
Rosalyn pełna energii i
z szerokim uśmiechem na ustach też chciała dołączyć, lecz nim
wystartowała poczuła silny uścisk na nadgarstku. Odwróciła się
i obdarowała gniewnym spojrzeniem Rossa, który psuł jej zabawę.
- Co znowu? Przecież to
nie są ludzie! – krzyknęła.
- Nie o to chodzi –
wyjaśnił szybko. – Nie pomyślałaś chociaż, że przy tamtych
ludziach nie powinnaś używać magii? Jak się dowiedzą, że jesteś
czarownicą zaczną na ciebie polować – powiedział poważnym
tonem głosu.
Białowłosa uśmiechnęła
się głupkowato.
- Nie pomyślałam.
- Wiem – odparł
również się uśmiechając. – Zaczekaj tu.
Puścił jej dłoń i
poszedł w stronę, w którą udał się wcześniej Faldio po czym
zniknął z oczu białowłosej. Dziewczyna w pamięci miała jego
zabandażowaną rękę. To co zrobił mu zeszłej nocy stwór musiało
bardzo boleć. Pomyślała, że jak wróci opatrzy mu jego ranę.
Tymczasem usiadła na
ławce niedaleko małego kościółka. Była zła bo nic nie mogła w
tej chwili zrobić, a dzisiejsza noc była głośna. Zwierzęta wyły
wniebogłosy wydając swoje charakterystyczne dźwięki. Nawet
pozapalały się światła w oknach. Jedynie głos wilka umilkł.
Zastanawiała się co teraz robi Ross z Faldio i Tenebrisem. Walczą
przeciwko krwiożerczej bestii czy nadal na nią czekali?
Czas ciągnął się.
Ani łowcy ani jej przyjaciele nie wrócili na rynek. Pomyślała, że
lepiej będzie jeśli wróci do gospody. Była jesień, a o tej porze
roku noce są zimne. Nie było sensu czekać na nich na dworze.
Wstała z ławki i przeszła przez rynek. Kiedy stała na samym
środku dostrzegła cień jakiejś postaci. Wzdrygnęła się.
Otworzyła szerzej oczy. Nie wyczuła żadnej aury wokół istoty, a
to oznaczało, że nie była człowiekiem. Zaczęła się cofać
małymi kroczkami nie spuszczając wzroku z tego czegoś co było
przed nią. Po omacku szukała różdżki. Wtedy postać wyłoniła
się z mroku i skąpana w świetle księżyca pokazała swój wygląd.
Pierwsze co pomyślała
o istocie, to to, że była paskudna. Ogromne cielsko przypominało
postawą dorosłego, mocno umięśnionego mężczyzny okrytego
szarozieloną powłoką przypominającą skórę, będącą w
niektórych miejscach szorstką. Głowa pozbawiona jakichkolwiek
włosów, uszy były ogromne i cienkie rozdarte na dwa płaty. Oczy
ciemne, bez żadnego wyrazu. Usta jakby spuchnięte i czarne. Nos
spłaszczony z dwoma nozdrzami. Palce dłoni i stóp kończyły ostre
i długie pazury.
Istota krzyknęła i
pobiegła prosto w stronę Rosalyn. Miała już wyjąć różdżkę
kiedy szarozielony stwór dostał strzałą w prawe ramię. Zawołał
głośno z bólu. Zgiął się w pół chwycił za strzałę i wyrwał
ją rozlewając dookoła czerwoną krew. Błękitne oczy dziewczyny
skoncentrowały się na ramie stwora. Wydawała się znajoma. Wtedy
kolejna strzała wbiła się w jego ciało. Tej nie wyrwał.
Rozejrzał się dookoła po czym uciekł znikając między domami, a
zmierzał do lasu.
Białowłosa spojrzała
na swojego wybawiciela. Wcale jej się nie podobało, że była to
siostra lidera łowców. Dzierżyła łuk tak jak Faldio. Wyglądała
na zadowoloną z siebie. Była pewna, że zrobiła wrażenie na
białowłosej dziewczynie.
- Nie walczysz? –
zapytała uśmiechając się.
Rosalyn pokręciła
tylko głową.
- Więc co tutaj robisz?
Patrzyła przez chwilę
na nią nie mając pojęcia jaki wcisnąć jej kit, więc wzruszyła
ramionami i poszła przed siebie mając nadzieję, że zostawi ją w
końcu w spokoju. Jednak czarnowłosa stanęła jej na drodze.
Wyglądała poważnie.
- Lepiej trzymaj się
mnie, bo to coś może tutaj wrócić. - W jej głosie wyczuć można
było troskę.
Po niedługim czasie
wszyscy wrócili na rynek. Łowcy przytargali ze sobą martwego
kolczastego wilka chcąc pochwalić się swoją zdobyczą. Mówili,
że to zwierzę to tylko początek. Zamierzają jeszcze wytropić
wiedźmę.
Pojawili się wszyscy
prócz jednej osoby. Rosalyn rozglądała się nerwowo. W końcu
podeszła do Faldio i powiedziała drżącym głosem:
- Nie wiem gdzie jest
Ross.
Pogłaskał dziewczynę
po głowie.
- Też go nie widziałem
– powiedział.
~*~
Puściłem rękę
Rosalyn i poszedłem w kierunku Faldio. Nie trudno było go znaleźć.
Usłyszałem jego głos jak krzyczał jakieś przekleństwa. Chyba
wlazł w kupę. Kiedy tylko zniknąłem za pierwszymi budynkami
poczułem silne ukucie w ręku. To było miejsce gdzie wcześniej
zostałem ugryziony. Zacisnąłem mocno dłoń na ranie i przekląłem
pod nosem. Oparłem się plecami o drewnianą ścianę i ześlizgnąłem
powoli na ziemię zwijając się z bólu. Chciałem jak najszybciej
się go pozbyć. Był niemalże nie do wytrzymania. Czułem silne
gorąco w tamtym miejscu. Później wydawało mi się jakby coś
chciało rozerwać mi mięśnie i wydostać się na zewnątrz. Nim
się zorientowałem obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać.
Ledwo co widziałem. W krótkim czasie straciłem kontakt z
rzeczywistością.
Otworzyłem oczy, a
jasne światło nie dało mi możliwości poprawnego widzenia. Nim
zdążyły się przyzwyczaić minęło kilka chwil. Leżałem w
łóżku, dość wygodnym łóżku. To nie była nasza gospoda.
Ściany i sufit pomalowane były na jasny róż. Po mojej lewej
stronie był malunek na prawie całą ścianę. Przedstawiał
słoneczniki na różowym tle. Potem dostrzegłem, że pokój, w
którym się znajduje jest mały. Kilka mebli stało pod ścianą
naprzeciwko.
Chciałem się podnieść
i dopiero wtedy dotarło do mnie, że jestem ranny. Prawe ramię
miałem owinięte bandażem, który zdążył przesiąknąć krwią.
Przekląłem po raz kolejny i pomyślałem, że to już drugi raz
jestem zraniony w to samo miejsce. Za pierwszym razem broniłem
Rosalyn, ale tego tym razem w ogóle nie pamiętam.
Drzwi od pokoju
otworzyły się, a w progu stanęła staruszka ubrana w kwiatową
spódnicę, białą koszulkę i czerwoną chustę na głowie.
Wyglądała sympatycznie. Siwe włosy wystawały jej spod nakrycia
głowy. Były bardzo krótkie. Usiadła przy moim łóżku, a ja
bacznie ją obserwowałem. Wydawałem się zagubiony w całej tej
sytuacji. W końcu staruszka przemówiła:
- Jesteś mój i nie waż
się uciekać.
_______________________________________________________
Chyba nie będę się rozpisywać pod rozdziałem bo za bardzo nie ma po co. Udało mi się ruszyć po miesiącu z pisaniem. W sumie rozdziały chyba będę dodawać co dwa tygodnie, przynajmniej na razie :3 Chyba, że szkoła mnie wykończy psychicznie, a właściwie to ludzie, którzy mnie załamują. Codziennie siedząc w swojej klasie zastanawiam się: "co ja tam robię?" xD
W sumie pewnie, jak to u mnie, wkradły się jakieś literówki więc przepraszam za nie. :D
Pozdrawiam. :D
Następny rozdział pt.: Głupia wiedźma i jej miotła.
Hey!
OdpowiedzUsuńZ zasady nikogo o wpisach na "Home" nie powiadamiam, bo to taki zapchaj-blog xD Daję tam krótkie notki i informacje, a opki które tam wrzucam, były zapewne nagłymi wybuchami weny xD
A tak... Bast miała być z założenia najbardziej "ludzka". Co wcale nie oznacza "dobra". Cóż, co do tego, "dlaczego nie uległ Bast..." To może właśnie przez to, że Bast była zbyt "ludzka"? A może dlatego, że ona sama nie do końca tego pragnęła? Kto wie... Czasem nawet ja sama nie wiem czemu piszę to co piszę...
Czarownica i Bestia stoi w martwym punkcie. Dla mnie. ;( Nie jestem z tego faktu zadowlona... Ale cóż... Przykro mi. Na razie rozdział nie jest ukończony, a dzielić go na połówki nie będę.
Jeśli bardzo, ale to badzo chcesz przeczytać coś mojego... Z chęcią dam ci linka do mojego poprzedniego bloga. :D Przeczytanie Ci tamtej krobnę na Czerownicę ;)e coś skrobnę na Czerownicę ;)
http://zycie-jest-jak-teatr.blog.onet.pl/
Pisał to dawno temu... Może Ci się spodba.
Co do Twojego rozdziału: nie!!!!!!!!!!!!!! Ross!!!!!!!! Co mu się stanie???? Ja zaraz tu na zawał padne!
Ave i weny!
K.L.
Aj! Dopiero zauważyła: ucięło mi pół zdania ;/
UsuńPrzeczytanie Ci tamtej historii zajmie trochę, a ja moze za ten czas coś skrobnę na Czerownicę ;)*
Tak to miało być!
JezuJezuJezu (to chyba kiepskie określenie na blogu, w którym są czarownice itp., ale wolę być niepoprawna niż niecenzuralna).
OdpowiedzUsuńMam do ciebie tyle pytań i liczę, że na nie odpowiesz. Rozdział wprawdzie przeczytałam już dnia, którego go dodałaś, ale przeklęty sprawdzian z fizyki nie pozwolił mi na napisanie stosownego komentarza. Potem też się nie udało, bo to lekcje, bo to dodatkowy angielski, bo to biologia eksperymentalna... Wracając do tematu. Dzieje się tu bardzo dużo i muszę przyznać, że polubiłam siostrę Łowcy Czarownic (który umie wyczuć wiedźmę, co? Mhm, umie tak samo, jak ja umiem przeliterować ,,kwas deoksyrybonukleinowy" obudzona o 3 w nocy) i nie wiem czemu, ale strasznie skojarzyła mi się ona z Zuzanną z ,,Opowieści z Narnii". Tylko czekać, aż Aslan wyskoczy.
Świetnie opisujesz stwory (m.in. "kolczastego" wilka), ale jestem bardzo ciekawa, co się stało Rossowi. I w jaki sposób działa to całe ,,jesteś mój"? Jakaś wiedźma faktycznie tam jest, stworzyła potwora i każdego kogo potwór ugryzie też staje się potworem (coś w rodzaju wampirów)? Jeśli tak, to czemu Ross nagle ,,jest jej" (btw., bardzo mi to określenie podejrzanie brzmi od czasu gadania o pedofilii w Kościele xD)? Na jakiej zasadzie to działa? Ross może mieć teraz jakąś kontrolę nad sobą, czy to ona kontroluje jego?
Na początku myślałam, że jest to coś w rodzaju ,,znamienia diabła" - średniowiecznego odpowiednika miejsca, gdzie skazaną wiedźmę dotknął sam Szatan, żeby stała się jego służką, gotową na każde zawołanie. Piętna Szatana szukano m.in. przez dźganie oskarżonej ostrą igłą po całym ciele, a jeśli gdzieś nie odczuła bólu, to tam ją naznaczył Szatan. Tak w ogóle, to na wskutek zmiany sytuacji receptory bólu reagują w taki sposób, że po dłuższym czasie przestanie ona odczuwać ból, więc to sensu nie miało i.. ughr, wybacz, często odchodzę od tematu, a mam do napisania referat o średniowiecznych procesach na piątek, więc...
Aha, i Rosalyn powinna być bardziej rozważna - Ross miał rację, nie powinna używać magii przy byle kim, bo to się może dla niej źle skończyć...
W każdym razie, ładnie proszę o wytłumaczenie tej kwestii, jeśli nie w komentarzu to w następnym rozdziale.
Pozdrawiam i życzę weny.
Ave Ross.
Coś czuję że twój referat o średniowiecznych procesach ci się ładnie napiszę. :D
UsuńWyjaśniłabym w komentarzu, ale chyba nie ma sensu, ponieważ w następnym rozdziale wszystko dokładnie będzie wyjaśnione. I cieszę się, że polubiłaś tą kobietę od łowców. c: Ale w życiu bym nie pomyślała, że komuś się może kojarzyć z Zuzanną z Narnii. W sumie kolor włosów ten sam i obie mają łuki. xD
Okey, będę Cię powiadamiać :D Skoro tak, to lepiej bym to robiła :D
OdpowiedzUsuńAj, nagle na głowę zwaliło mi się kilka....naście rzeczy i teraz czuję się nieco przytłoczona, ale myślę, że w listopadzie powinno się wszystko wyklarować... I pewnie więcej czasu tez się znajdzie ;)
O, mam nadzieję, ze dasz sobie radę... Dla mnie obczajenie nowych funkcji na onet blogu było prawie niemożliwe i dalej się tam gubię... ;/
Poza tym: jesli czytając przejdzie Ci przez myśl "To jak w Vampire Knight..." To dobrze. Bo na VK było wzorowane. Ale uprzedzam! Może początek podobny, ale reszta... Oj, dowiesz się czytając :P
Hej, przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale brak dostępu do kompa + nawał obowiązku w szkolę to paskudna kombinacja :<
OdpowiedzUsuńW każdym razie, jeśli miałabym jednym słowem podsumować rozdział to, napisałabym, że był to mini horror :D Widzę, że fabuła się zazębia (spotkanie z wilczkiem po 10 latach), w dodatku te rozdziały są coraz bardziej mroczne, co bardzo mi się podoba.
Jeju, co to za potwory z krzaków wyskakujące :o Biedna Rosalyn, nie może użyć swej mocy, by się nie ujawnić. Wyobrażam sobie jak dla jej charakteru jest to bardzo niekomfortowa sytuacja, zwłaszcza, że ci "niewtajemniczeni" widzą w niej zwykłą dziewczynę, którą trzeba bronić.
Uch, ugryzienie przez wilkostwora musiało się skończyć jakąś paskudną raną. o.O
Biedny Ross, został porwany przez Wiedźmę! Wiesz, z czym skojarzył mi się ten fragment, gdy on się obudził i zobaczył staruszkę? Z książką, którą właśnie czytam: "Misery" Kinga. Czyta psychoza, krew, ból i tego typu atrakcje:D Bardzo obiecujące zakończenie rozdziału.
Na koniec: czemu się tak znęcasz nad biednym Faldio? ---> "Chyba wlazł w kupę" xD xD xD
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg!
Hehe jak skończysz czytać, to powiedz jak Ci się podobało :D
OdpowiedzUsuńZdarzył się cud! Skończyłam rozdział 13! Zapraszam na Czarownica(...)!
OdpowiedzUsuńEjejej, co to za trolling! Przed chwilą był tu kolejny rozdział, żądam go z powrotem, nie czaruj mi tu droga karo :P
OdpowiedzUsuń