sobota, 28 września 2013

Rozdział XX - Mogę ją pokonać?

           Faldio siedział naprzeciwko Rossa i obracał z każdej strony zielony kryształ. Przyglądał mu się raz z bliska, a później z daleka. Po kilkunastu minutach poddał się i schował go do swojego plecaka. Blondyn śmiał się z jego upadłego entuzjazmu. Był pewny, że wytrzyma dłużej, jednak kamień na nic nie reagował.
           - To jeszcze nie koniec – zapewnił.
           Wtedy do namiotu weszła Kyinra. W jednym ręku trzymała jakieś ubrania w drugim tacę z herbatą i pieczywem. Za nią stała Rosalyn. Wzrok chłopców od razu skierował się na koleżankę. Zlustrowali dziewczynę od stup do głowy. Wyglądała prawie jak inna osoba w tradycyjnych ubraniach mieszkańców. Piersi przepasane miała błękitnym materiałem w kwiatowy wzór wyszyty białą nitką i zawiązanym na plecach. Dół ubrania leżący na biodrach składał się z dwóch prostokątnych części zakrywających przód i tył, a odsłaniający nogi od zewnętrznej strony, sięgał aż do kostek. Złączenia materiału były przyozdobione żółtymi i białymi koralami różniącymi się od tych co nosili we włosach. Kolor i wzór był ten sam co u górnej części stroju. Białe włosy upięte miała w wysoki kucyk przewiązany wstążką.
           Rosalyn spojrzała w bok unikając wzroku jej towarzyszy. Zaczęła się krępować będąc w tym stroju. Nie wiedziała, że coś takiego może zrobić na nich takie wrażenie. Poczuła znajome ciepło w okolicach twarzy. Była cała czerwona.
           - Jak zjecie to możecie udać się do źródła – powiedziała rudowłosa uśmiechając się. – Pamiętasz? Wczoraj ci pokazałam, Faldio.
           - Oczywiście, że pamiętam –zaświergotał.
           - A tu są wasze ubrania na zmianę. Sparzycie się w tych co macie skoro zostaniecie tu na dłużej – pokazała na stroje, które ułożyła na podłodze przy stole. Ukłoniła się i wyszła przypominając po drodze Rosalyn, aby zawitała po południu do Etili.
           Dziewczyna zasiadła do stołu i wzięła w rękę pieczywo po czym odgryzła kawałek. Faldio również zajął się swoim śniadaniem, a Ross spojrzał na ubrania pozostawione przez dziewczynę od herbaty.
           - Dlaczego Kyinra powiedziała, że zostaniemy tu na dłużej? – zapytał blondyn podnosząc jeden ze strojów przyniesionych przez dziewczynę.
           - Bo zostaniemy. Do końca lata – odpowiedziała spokojnie popijając herbatę.
           - Do końca lata? – zdziwił się. – Przez miesiąc? Czemu?
           - Dowiedziałam się, że Etilia pomoże mi ustalić umiejętności tamtej wiedźmy. Dzięki temu będę wiedziała czego mogę się spodziewać i odpowiednio się przygotować.
           - Tutaj?
           Pokiwała głową. Wyjaśniła to co przekazała jej Kyinra od staruszki. Niektóre wiedźmy mają specjalne talenty do danej magii i potrafią opanować ją do perfekcji. Jeśli będzie zbyt niebezpieczna trzeba mieć w zanadrzu kilka zaklęć, które będą wstanie powstrzymać przeciwnika. Czasami nawet podstawowe zaklęcia mogą okazać się ostateczną bronią na potężną czarownicę.
           Po jej monologu Ross przyjrzał się ubraniu i zrobił kwaśną minę.
           - Nie założę tego. Nie będę chodzić w sukience.
           - Myślę, że by ci pasowała – wtrącił się Faldio uśmiechając złośliwie.
           Blondyn spiorunował go wzrokiem, a tamten zaczął się śmiać. Kiedy oboje zjedli opuścili namiot. Rudowłosy zabrał ze sobą stroje z ziemi i jedno z nich założył Rossowi na głowę denerwując go przy tym jeszcze bardziej. Zdjął owe ubranie i uderzył starszego po głowie sycząc, jednak go wcale nie rozzłościł. Objął ramieniem blondyna i zniknęli z oczu białowłosej. Wtedy pojawił się Tenebris.
           - Gdzie byłeś? – zapytała Rosalyn kończąc jeść.
           - Na śniadaniu – rozmarzył się. – Dostałem całkiem dużo mięsa – kot położył na pościeli i zaczął wylizywać sierść. Rosalyn popatrzyła na kota uśmiechając się lekko. Podeszła do Tenebrisa i położyła się obok po czym zamknęła oczy.
           Po południu była już w namiocie Etili. Staruszka spakowała do torby kilka potrzebnych jej rzeczy – jak to powiedziała, zawiesiła ją przez ramię i obie wyszły na zewnątrz. Przemierzyły całą wioskę wzdłuż aż dotarły do naturalnej ściany – wysokiej góry. Kobieta podeszła bliżej i dotknęła dłońmi skamieniałości nad wyrzeźbionym płomieniem. Popchnęła mocno do przodu napierając całym ciałem. Po chwili niewielki głaz wysunął się do środka robiąc wejście do ukrytej jaskini. Było niewielkie. Etilia przecisnęła się z trudnością. Kiedy znalazła się w środku pozapalała wszystkie świeczki, aby rozjaśnić pomieszczenie. W tym samym czasie wcisnęła się Rosalyn. Było jej o wiele łatwiej niż staruszce, która była od niej o wiele grubsza. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Zauważyła, otaczają ich różne księgi. To miejsce było biblioteką. Nie spodziewała się, że mogą mieć coś takiego. Wszystkie księgi wydawały się bardzo stare. Przejechała palcem po jakiejś półce i skrzywiła się widząc mnóstwo kurzu. Wytarła brud o ubranie i poszła dalej za Etilią, która cały czas szła do przodu. Staruszka zatrzymała się przy stalowym stole z wyżłobionym okrągłym wgłębieniem. Stół był niewielki, lecz zdecydowanie wyższy od tych w namiotach.
           Staruszka wyciągnęła ze swojej torby słoik z jakimś płynem i wylała go na stół, do wgłębienia. Później z palącej się świeczki użyczyła ognia. Przystawiła ją do płynu, a gdy cała ciecz stanęła w płomieniach odeszła o krok w tył przyglądając się płomieniu. Potem odstawiła świeczkę na miejsce. Rosalyn nic nie mówiła, tylko się przyglądała i czekała.
           - Podejdź do mnie moje dziecko – rzekła Etilia wyciągając rękę do białowłosej. Dziewczyna niepewnie zacisnęła palce na dłoni babci. Stała obok niej i patrzyła w ogień. – Boisz się go? – zapytała spoglądając kątem oka.
           - Chyba nie – odparła.
           - To dobrze – uśmiechnęła się lekko i znowu zajrzała do torby. Tym razem wyjęła prochy ziół, które spaliła dzisiaj rano. Miała je zapakowane w szary woreczek. Nim je wysypała odezwała się jeszcze raz. – Posłuchaj, teraz masz myśleć tylko o niej. O wiedźmie, przez którą Fendara zginęła. Nie ważne, że nie wiesz kim jest, jak wygląda czy jak się nazywa. Oni ją znajdą.
           Oni? Pomyślała Rosalyn patrząc jak wsypuje popiół do ognia. Nie miała teraz czasu o tym myśleć. Zrobiła tak jak powiedziała staruszka. Skupiła się na czarownicy, która odebrała jej drogą osobę. Poczuła ukucie w sercu. Przypomniały jej się wszystkie dni spędzone z ukochaną babcią. Przywołała do głowy pierwszy obraz. Kiedy po raz pierwszy zobaczyła chatkę na kurzej łapce. Potem babcia pokazywała różne magiczne sztuczki, aby ją rozweselić. Później widziała lekcje nauki czytania i pisania, a także pierwsze zaklęcia. Zobaczyła też jej uśmiech, a po chwili stanął w płomieniach. Nie zorientowała się kiedy po jej policzkach spływały łzy. Zacisnęła usta w wąską linię, aby zagłuszyć przygnębiające uczucia. Wyobraziła sobie wiedźmę. Wyglądała młodo. Nie widziała jej twarzy, ale wiedziała, że się śmieje. Mówiła o wygranej, gdy nie ona płonęła na stosach. Jej śmiech był coraz głośniejszy, a smutek i żal zamieniły się w gniew. Był tak potężny, że przyćmił wszystko inne co było dla niej do tej chwili ważne.
           Wtedy ogień płonący w stalowym stole zmienił kolor na błękitny. Staruszka odskoczyła ciągnąc za sobą Rosalyn. Z przerażeniem patrzyła w niebieskie płomienie, które unosiły się ku góry. Wpatrzyła się uważnie w błękit próbując dostrzec jakieś obrazy. Ogromne oczy Etili zrobiły się szkliste. Usta miała rozwarte lecz po chwili je zacisnęła. Zamknęła powieki przeklinając pod nosem. Po chwili ognisko się wypaliło.
           Białowłosa otarła łzy z policzków i spojrzała wyczekująco na wodza wioski. Kobieta odetchnęła, jej wzrok spoważniał jak nigdy dotąd.
           - Wybrałaś sobie silnego przeciwka dziewczyno – powiedziała. – Jeśli myślałaś o walce solowej wybij to sobie z głowy. Ona jest zbyt potężna – odwróciła się plecami do gościa i spakowała słoik i woreczek do torby. Po chwili spojrzała na nią przez ramię lekko się uśmiechając. – Ta czarownica ma bardzo przerażającą umiejętność. Potrafi zabrać ludziom wolność i zmienić ich aspiracje czy uczucia. Jeśli cię dopadnie to po tobie.
           Rosalyn przechyliła głowę w bok.
           - Mogę ją pokonać? – zapytała.
           - Jeśli dobrze pamiętam jest jedno zaklęcie, które mogłoby cię uchronić. Jednak jeśli jej moc cię zmiażdży to je przełamie. Niestety nie mamy ksiąg z zaklęciami… Musieliśmy się ich pozbyć – oznajmiła i pierwsza ruszyła do wyjścia.
           - Ale ja mam. Znajdę je –głos białowłosej wydawał się zdeterminowany.
           Staruszka odwróciła się za siebie i uśmiechnęła.
           - Możesz tutaj przychodzić ćwiczyć jeśli chcesz.

           Po rozmowie z Etilią resztę dnia Rosalyn spędziła szukając zaklęcia, które mogłoby jej pomóc w walce z czarownicą. Wiedziała czego szukać. Do takiego rodzaju magii nadawało się tylko zaklęcie, które dawało ochronę przed czarami. Zapewne to jedno z tych gdzie trzeba wykonać wiele rysunków i pieczęci, aby było trwalsze. Znalazła je dopiero pod koniec dnia i dokładnie przeczytała kilka razy. Postanowiła, że nie warto zwlekać z użyciem jego w praktyce. Miała zacząć ćwiczyć jutro rano. Przed snem jej myśli krążyły wokól słów Etili. Miała nie walczyć sama. Jedynie na kim mogła polegać w walce to Tenebris. Nie była pewna czy może liczyć na Rossa. Na pewno potępia w myślach to, że zaczyna trenować by zabić kolejną osobę. Z drugiej strony nie chciała go też narażać na niebezpieczeństwo. Myślała jeszcze o Faldio, ale nie widziała go jeszcze w akcji. Na pewno umiał strzelać z łuku, ale po jego częstych obrażeniach zadawanych przez męża jego ukochanej można wywnioskować, że w walce wręcz jest zapewne beznadziejny.
Następnego dnia Rosalyn wyszła wcześnie rano do miejsca, które pokazała jej wczoraj staruszka. Mogła tam w ciszy i spokoju pracować nad zaklęciem. Nikt nie miał jak jej przeszkodzić. Mieszkańcom wioski zabronione było wchodzenie do owej jaskini.
           W tym czasie kiedy białowłosa trenowała Faldio zaczął dla zabicia czasu chodzić na polowania razem z tubylcami. Okazało się, że jego zdolność strzelania z łuku jest bardzo przydatna. Zabijanie niebezpiecznych zwierząt z większej odległości jest mniej ryzykowane dla życia. Zaczął ubierać się też tak jak oni. Upadł był tak okropny, że w swoich ubraniach ugotowałby się już dawno temu. Podziwiał zaciętość Rossa, który nie dał się przekonać jako jedyny do „sukienek”. Cały czas chodził w spodniach i ani razu nie narzekał. Koszulę zdejmował tylko wtedy kiedy nie dało się wytrzymać nawet w cieniu. W przeciwieństwie do Faldio Ross spędzał dni w wiosce. Dziś też był taki upał.
           Kiedy pierwszy raz jego przyjaciel poszedł na polowanie, a Rosalyn znowu się zaszyła postanowił wyjść z namiotu i poszukać kota. Nie miał konkretnego zajęcia, dlatego zwiedzał wioskę po raz kolejny. Wtedy jego wzrok napotkał bawiące się dzieci, które udawały walkę na miecze za pomocą drewnianych kijów. Przyglądał im się przez chwilę uśmiechając się lekko. Przypomniał sobie swoje pierwsze lekcje szermierki. Miał bardzo surowego i wymagającego nauczyciela.
           Podszedł do bawiących się dzieci. Stały teraz daleko od siebie i wyczekiwały na znak, że mogą zaczynać. Jeden chłopiec ściskał mocno drewniany kij i przyciskał go niemalże do siebie. Ross stanął nad nim i poprawił jego ręce, aby trzymał swój drewniany miecz poprawie. Mały, rudowłosy chłopiec wyglądał teraz jak profesjonalista. Uśmiechnął się uroczo i poprzez wesoły śmiech podziękował. Inne dzieci podeszły do niego i zaczęły wypytywać czy może dać im lekcje. Było ich raptem pięciu. Pokazał w jakiej pozycji należy stać, jak się bronić i zadawać podstawowe mocne ciosy. Później obserwował jak walczą ze sobą dla zabawy.
           - Widzę, że lubisz dzieci – usłyszał znajomy głos.
           Blondyn odwrócił się i zobaczył białowłosą trzymającą Tenebirsa. Zupełnie wypadło mu z głowy, że miał go znaleźć. Kiedy dzieci zobaczyły dziewczynę rzuciły miecze i otoczyły ją prosząc o pokazanie jakieś magicznej sztuczki. Wykręcała się mówiąc, że jest zmęczona i złapała Rossa za rękę po czym odeszli od gromadki maluchów w stronę swojego namiotu.
           - Jak ci idzie? – zapytał.
           - Dobrze. W miarę dobrze. Myślę, że niedługo stąd odejdziemy – uśmiechnęła się do niego. – Nadal upierasz się, że nie założysz sukienki? – zaśmiała się wesoło.
           - Nie denerwuj mnie – mruknął chowając ręce do kieszeni.
           Weszli do namiotu. Rosalyn postawiła Tenebrisa na ziemi i spojrzała na Rossa, który położył się na pościeli. Po chwili podniósł się do siadu z grymasem na twarzy i spojrzał na swoje ręce oraz ramiona, które się zaczerwieniły.
           - Co to?
           Dziewczyna usiadła przy nim i spojrzała na jego skórę na rękach i plecach. Tam i tam była czerwona. Uśmiechnęła się pod nosem i klepnęła go po plecach. Po chwili usłyszała głośny krzyk chłopaka. Odsunął się nie odrywając od niej wzroku.
           - Opalenizna – odpowiedziała.
           - Co? – zapytał jeszcze raz jakby nie dosłyszał.
           - Nigdy nie byłeś opalony? Zawsze na początku skóra jest czerwona – nadal się uśmiechała.
           - Cholera… To tak boli? – wygiął się i próbował spojrzeć na swoje plecy. Jako, że żył przez cały czas w pałacu nie miał możliwości, aby wyjść na słońce. Do tego białą skórę mieli arystokraci. Opalenizna dobrze wyglądała tylko na biedakach – wspomniał słowa matki, aż po całym ciele przeszły go dreszcze.
           - Tylko na początku. Potem zejdzie ci skóra i nabierze trochę koloru.
           - Dlaczego ty jesteś taka blada? – spojrzał prosto w błękitne oczy Rosalyn.
           - Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Nie opalam się, mam też białe włosy co nie jest normalne.
           Oparła się dłońmi o ziemię. Siedzieli przez chwilę w ciszy obserwując siebie. Potem Ross wybuchł śmiechem i dołączył do nich Faldio trzymający łuk w ręku. Chwalił się tym, że upolował jelenia.
           Dni mijały i były coraz krótsze, a noce dłuższe. Lato powoli zbliżało się ku końcowi i przyszła pora, aby odejść z wioski Ground słynącej z wielkiej gościny. Kiedy największe upały już minęły ostatniej nocy jaką mieli spędzić goście w wiosce otoczonej górami, mieszkańcy postanowili urządzić przyjęcie na pożegnanie. Rozpalili ognisko, Etilia opowiadała różne legendy jakich jeszcze podróżnicy nie słyszeli. Było też pyszne jedzenie oraz tańce. Faldio ciężko zniósł ostatnią rozmowę z Kyinrą. Jednak nie miał problemów z odejściem i zostawieniem jej samej. Starał się zapomnieć o Darii, lecz nadal może było dla niego za wcześnie. Etilia życzyła im szczęścia w dalszej podróży. Mówiła, że na pewno im się przyda.
           I tak z rana odeszli. Zeszli ze skalistych gór, podróżowali przez lasy, pola, pastwiska, wioski i różne miasta, aż po kilku tygodniach przeszli przez granicę North-South. Szli w stronę wchodu, do East Landu. Po drodze jednak postanowili się zatrzymać w niejednym mieście. Teraz byli w niewielkim miasteczku. Stali przy tablicach z ogłoszeniami. Od kiedy Faldio z nimi podróżuje Rosalyn skończyła z przekrętami. Mimo, że jej się to nie podobało zaczęli zarabiać pieniądze uczciwie wykonując prostą robotę dla łowców nagród. Zawsze to Ross szukał najlepszej pracy.
           Blondyn zerwał plakat i pokazał go Rosalyn. Dziewczyna przeczesała oczami treść. Uśmiechnęła się pod nosem. Mogło być interesująco. „Wioska nękana przez tajemnicze zwierzę zabijające zwierzęta. Kto zabije stworzenie otrzyma nagrodę w wysokości czterystu srebrnych monet.”
           - Po dostaniu wynagrodzenia mielibyśmy z głowy jakiekolwiek problemy z pieniędzmi przez dwa tygodnie – stwierdziła.
           Wieś znajdowała się niedaleko miasteczka, w którym teraz byli. Zaledwie dwie godziny drogi piechotą. Nie różniła się od innych. Mieszkali tam obywatele o brązowych włosach w zwykłych drewnianych chatkach. Wyglądali na trochę przestraszonych. Zapewne dlatego, bo bali się stworzenia, które ich nęka.
Udali się do burmistrza wsi. Wyglądał na wniebowziętego, że ktoś zechciał im pomóc w tej trudnej sytuacji. Znalazł im gospodę, aby ich wybawcy mogli wypocząć przed ciężką pracą. Mieli ją zacząć jeszcze tej nocy, dlatego bo to coś zawsze atakowało kiedy słońce chowało się za horyzontem.
           Wyszli z ratuszu na rynek, a wtedy ich uwagę zwróciła trójka ludzi stojąca na specjalnej scenie egzekucyjnej jaka była prawie w każdej wiosce. Ubrani wszyscy tak samo, w obcisłą czerń. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Najwyższy był ten z czarnymi, krótkimi włosami i ciemną cerą. Wyglądał jakby miał z dwadzieścia pięć lat. Ten drugi pochodził z West o czym świadczyły jego jasne włosy i szare oczy. Kobieta podobna była do czarnowłosego mężczyzny. Dzieli kolor oczu, włosów, a nawet skóry. Była od niego młodsza, ale liczyła sobie lat tyle samo co blondyn. Mieli w rękach broń, a przedstawiali siebie jako…
           - Jesteśmy łowcami czarownic! – zawołał czarnowłosy do ludu. – Zabijemy wiedźmę, która was nęka i każdą inną jeśli odważy się stanąć nam na drodze. Nawet jeśli stchórzy my ją znajdziemy!
Rosalyn patrzyła na nich z obojętnością w przeciwieństwie do Faldio, który wydawał się przerażony, a Ross zmartwiony. Obserwowali jeszcze przez chwile show jakie wyrządzili młodzi ludzie, a potem odeszli w stronę swojej gospody.
           Białowłosa odwróciła się raz, aby na nich spojrzeć. Napotkała wzrok czarnowłosej kobiety, która wyglądała na pewną siebie. Nie ukazywała strachu i patrzyła prosto w błękitne oczy Rosalyn. Opowiadali o czarownicach, które pozbawili życia.
           Nie kłamali.
~*~
           Starsza kobieta mieszkająca w lesie w małej drewnianej chatce siedziała na bujanym krześle, a obok niej stał jej wierny pies. Głaskała go po łebku obserwując uważnie jak zachodzi słońce. Uśmiechnęła się pod nosem spoglądając na zwierzę, które się łasiło.
           - Więcej… - powiedziała chrapliwym głosem.- Przynieś mi więcej krwi.
           Pies zaszczekał tak jakby zrozumiał to, co powiedziała jego właścicielka, a jego oczy zabłysnęły. Było w nich coś takiego co nadawało zwierzakowi odrobiny człowieczeństwa. To były ludzkie oczy.
           - Dzisiejsza noc zdecydowanie będzie inna niż wszystkie poprzednie.
___________________________________________________

Wróciłam po jakiś prawie trzech tygodniach a wraz ze mną rozdział. :3 W końcu mój kochany laptop wrócił z naprawy na niestety "próbny tydzień", no ale jest. xD
Prawie miesiąc szkoły, a ja już dostałam pierwszą jedynkę z edukacji prawnej. Super. W ogóle klnę na mój plan i na przedmioty. Nie rozumiem po co mi coś takiego jak "warsztaty dziennikarskie" czy "edukacja prawna" jak ja nie jestem na humanie. xD 
Dobra dość narzekania. To już dwudziesty rozdział. Całkiem daleko zaszłam. :3  Niedługo może ogarnę streszczenie rozdziałów, ale na razie nie mam jakoś na to ochoty. :D
Następny rozdział dwudziesty pierwszy: Potrafię wyczuć wiedźmę.

6 komentarzy:

  1. Dzięki z ainfo! :)
    Widzę, że jestem pierwsza :D
    Ojojoj! Czyżby pani od krwi to wiedma z którą Rosalyn musi się zmierzyć??? Heh, więc czeka ją ciekawa walka... Sądze, że Rosalyn jest wystarczająco uparta, by wygrać ;)
    Ave i weny!
    K.L.
    PS. brakuje mi wątku romatycznego :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nęka mnie to, kim jest kobieta na końcu. Czy to wiedźma z którą będzie walczyć Rosalyn? Jestem też ciekawa, jakie zamiary dokładnie mają łowcy czarownic i czy naprawdę są aż tacy dobrzy (wiem, na końcu jest ,,Nie kłamali", ale ja muszę wszystko zobaczyć na własne oczy :3 ).

    Osobiście kibicuję Rosalyn (to chyba oczywiste... xD).

    Aha, jeszcze zaintrygował mnie ten pies z ludzkimi oczami.

    Weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, ten bolesny ból boleśnie bolących ramion na skórze po pierwszym od dłuższego czasu opalaniu :/ Coś okropnego... A Ross i jego arystokratycznie blada skóra skojarzyła mi się z Kariną xD Muszę Cię pochwalić za te mroczną końcówkę! Niepokojąca i (powiem wprost) straszna. Jak zapowiedź horroru, aha. Lubię to ^^ A niech Rosalyn się pozbędzie wrednej Wiedźmy! Przypomniałaś mi o Fendarze i jakoś tak się smutno zrobiło :(
    Ale nie zabrakło i wesołych akcentów :D Sukienek! xD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj!

    Trafiliśmy na Twoje opowiadanie całkowicie przypadkiem, ale spodobała nam się zarówno fabuła jak i Twój dobry styl pisania :)

    Chcieliśmy ci w związku z tym zaproponować współpracę:
    http://imageshack.us/photo/my-images/826/ofjo.jpg/

    Pozdrawiamy serdecznie i życzymy weny!
    Redakcja Bamagi

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział przeczytany bodajże wczoraj czy przedwczoraj, ale na komentowanie za bardzo nie ma czasu. Końcówka dość intrygująca, całość po części dość poważna, po części zabawna ;) Ach, no i zdecydowanie współczuję Rossowi spieczonych ramion. Znam ten ból (też jestem blada jak ściana). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. nie znalazłam spamownika więc...
    "Milczenie Anioła" czyli NIE OPOWIADANIE INTERNETOWE a publikacje początkującej grafomanki powróciło do życia. Teraz i ty możesz śledzić dalsze losy Christiny oraz tajemniczego chłopaka, który ma wobec niej plan. Jak potoczy się ich historia? Sprawdź w wyrwanych z książki fragmentach na [http://misterna-rozgrywka.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń