niedziela, 8 września 2013

Rozdział XIX - Do następnej wiosny.

             Po opowiedzianej bajce przez Etilię wesołe zabawy i tańce jeszcze długo trwały, jednak białowłosa nie miała ochoty brać w nich udziału. Po zapoznaniu się z Legendą o Nix jej myśli krążyły gdzieś nieustannie poszukując odpowiedzi na zadane sobie pytania. Czuła niepokój, który gromadził się w jej sercu. To uczucie było nieprzyjemne. Pragnęła szybko się go pozbyć jednak nie wiedziała jak. Jej serce podskoczyło do góry, kiedy poczuła nad łokciem silny uścisk dłoni. Spojrzała w lewą stronę i uspokoiła się, gdy ujrzała znaną jej już dziewczynę od herbaty. Uśmiechała się uroczo i powiedziała, że namiot specjalny dla nich został rozstawiony. Zaproponowała, że zaprowadzi wszystkich gości do tego miejsca. To było niedaleko drewnianego posągu. Namiot był duży, ale o wiele mniejszy od namiotu wodza wioski. Środek był wyłożony dywanem w odcieniach błękitu, a na nim ułożone były obok siebie trzy, zwykłe posłania. Stał tam taż podobny stolik do herbaty, który wcześniej widzieli, a przy nim zielone poduszki.
             Rosalyn usiadła na posłaniu z lewej strony i zaczęła tarmosić poduszkę wypchaną pierzem. Ross zajął miejsce na środku, więc Faldio został brzeg z prawej strony, ale wcale nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. W najlepsze rozmawiał sobie z dziewczyną od herbaty. Co raz rudowłosa się śmiała. Po chwili pożegnała się z gościem cały czas mając na twarzy rozkoszny uśmiech. Kiedy znikła zielonooki zdmuchnął palące się świeczki w namiocie, lecz zostawił tylko jedną niedaleko ich posłań.
             - Kyinra jest niesamowita! – powiedział rzucając się na swoje posłanie.
             - Kto to? – zapytała Rosalyn układając poduszkę.
             - Pewnie dziewczyna od herbaty – wtrącił się Ross.
             Faldio powiedział coś niewyraźne i przekręcił się na bok, plecami do blondyna przykrywając się własnym kocem. Chwila moment, a odpłynął.
             Białowłosa nie mogła zmrużyć oka. Miała ochotę wziął Tenebrisa i przytulić go do siebie, jednak kota nie było w namiocie. Na chwilę udało jej się oderwać myśli od bajki i zaczęły dotyczyć kociego przyjaciela. Zawsze gdy gdzieś znikał mówił wcześniej o tym. Jednak teraz nie miała pojęcia gdzie się może podziewać. Wtedy przypomniała sobie, że on, Fendara i Etilia kiedyś się spotkali. Pewnie był ze staruszką.
Odwróciła głowę w stronę Rossa. Była ciekawa czy spał. Nie spał. Leżał na plecach i wpatrywał się w sufit namiotu. Też o czymś myślał co go prawie całego pochłonęło. Szturchnęła go w ramię wyrywając z rozmyśleń. Spojrzał na nią zastanawiając się o co jej chodzi.
             - Tenebris zniknął – wyszeptała, aby nie zbudzić Faldio.
             - Na pewno cię nie zostawi – uśmiechnął się do niej. Nie dało się nie zauważyć, że od usłyszenia bajki dziewczyna zaczęła się dziwnie zachowywać. – Wszystko w porządku? – dopytał.
             Rosalyn pokręciła głową. Na chwilę udało jej się zapomnieć o dziwnym uczuciu, które sprawiało jej dyskomfort. Miała nadzieję, że jak się z tym prześpi to następnego dnia wszystkie obawy znikną, ale najpierw musiała zasnąć. Swój wzrok skierowała na rękę chłopaka. Przyglądała się jej przez dłuższy czas wyrównując swój oddech. Czuła, że z każdą kolejną myślą jaka przychodziła do głowy jej policzki przybierały coraz bardziej różowego koloru. W końcu zebrała się na odwagę i wypowiedziała na głos swoje myśli:
             - M-mogę… przytulić się do ciebie?
             Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała. Poczuła się lekko skompromitowana i schowała twarz w poduszce, a czekanie na odpowiedź wydawała się być wieczne. Ross odwrócił głowę w jej stronę, a jego usta ponownie wywinęły się w uśmiech kiedy zobaczył w jakie zakłopotanie popadła białowłosa. Dzisiaj zachowywała się wyjątkowo dziwnie. Kto by pomyślał, że zwykła historia może jej tak namącić w głowie.
             - Jeśli chcesz – odpowiedział z udawaną obojętnością.
             Nie minęła chwila, a poczuł jak dziewczyna owija ręce wokół jego ręki, a głowę położyła obok ramienia. Przez moment słyszał dudnienie swojego serca. Biło jak szalone. Prawdę mówiąc, kiedy mówiła, że chce się przytulić myślał, że będzie wyglądało to nieco inaczej. Westchnął cicho i spojrzał kątem oka na Rosalyn. Miała zamknięte oczy i ściśnięte usta. Jej twarz wydawała się taka spokojna. Wiedział, że też powinien odpłynąć do krainy snów. Wciągnął powietrze nosem i poczuł po raz kolejny znajomy i przyjemny zapach konwalii. Pomyślał, że jest coś o co musiał jutro zapytać Etilię.
~*~
             Kocur siedział w namiocie staruszki. Uważnie przyglądał się starej kobiecie, która siedziała naprzeciwko niego. Była to właścicielka namiotu i cierpliwie czekała na rozwój sytuacji.
             - Teraz pamiętam – odezwał się Tenerbis. – Kiedyś z Fendarą byłem tutaj. Ciebie też pamiętam. To było tak dawno temu, że mam luki w pamięci.
             - Ja nie. Wszystko dokładnie pamiętam – Etilia zamknęła na chwilę oczy i przywołała przyjemne wspomnienia. – To zrozumiałe, że zapomniałeś skoro odrodziłeś się trzydzieści lat temu na nowo. Ile ci czasu jeszcze zostało?
             - Do następnej wiosny – głos kocura był poważny.
             - Ta dziewczyna wie? – uśmiechnęła się lekko.
             Tenebris pokręcił głową.
             - Nie ma o tym zielonego pojęcia. Powiem jej kiedy przyjdzie pora. Teraz jest coś innego o czym chcę z tobą porozmawiać.
             - Domyśliłam się – puściła oczko. – Zamieniam się w słuch.
             - Rosalyn przyszła tutaj, bo córka Care powiedziała jej, że może się czegoś dowiedzieć. To będzie coś, co może jej pomóc. Wiesz co to mogłoby być? – zapytał.
             Kobieta zastanowiła się chwilę. Wydawało się, że jej wzrok patrzył w pustą przestrzeń. Podrapała się po brodzie i uważnie skupiła. Rosalyn, dziewczyna z białymi włosami. Przypomina Nix. Nie. Wygląda jak Nix. Dziecko z przepowiedni, na które czeka okropny koniec. Nagle ją olśniło.
             - Może jak uniknąć płomieni Feniksa? – w jej głosie słychać było ekscytację.
             Kot przechylił łebek delikatnie w prawo.
             - Płomieni Feniksa?
             - To jest możliwe – wstała i wzięła palącą się świecę w dłonie, a potem wróciła na swoje miejsce. – Ogień jako największy wróg czarownicy. To jedyny i najbardziej skuteczny sposób by ją zabić. Wraz z jej śmiercią w płomieniach wszystkie klątwy i czary rzucane przez spaloną czarownice znikają. Takie jest już przeznaczenie. Ale co jeśli… Ktoś je zmieni? – wydawało się, że oczy Etili rozbłysły. Postawiła świeczkę na stół. Sięgnęła jeszcze bo szary woreczek z popiołem. Wzięła szczyptę i rzuciła w niewielki ogień ze świeczki. W tym momencie płomień zrobił się większy i przybierał różne kształty. Wydawał się taki nierealny. Etilia mówiła dalej: - Co jeśli ktoś spotkał się za wcześnie aby mógł zbudować silną więź? Co jeśli ktoś kto miał być kochany został porzucony? Co jeśli osoby, które miały darzyć się nienawiścią zakochały się w sobie?
Po chwili ogień wrócił do normalności.
             - Co przez to sugerujesz? – Tenebris z wieloma wątpliwościami przyglądał się staruszce. Zaczął czuć się nieswojo. Nie wiedział, że jest szamanką. Poprzedni wódz nie miał takich zdolności.
             - Jest inny sposób na pokonanie Feniksa. I jestem pewna, że czarownice o tym wiedzą – zrobiła pauzę. – Wiedźma, która zabiła Fendarę… Być może to co się stało nie było bez powodu. Niestety teraz nie znam na to odpowiedzi. Jedynie jak mogę pomóc Rosalyn to przekazać parę informacji o przeciwniku, który na nią czeka w wiosce przy lesie Erthora.
             - W takim razie liczę na ciebie.
             - Nie zawiodę – zapewniła i wtedy kot wyszedł. Staruszka podniosła się rozprostowując stare kości po czym rozejrzała się po namiocie. – Pora przygotować się na obrzęd – powiedziała melodyjnym głosem.
~*~

             Nastał ranek. Rosalyn poczuła, że przytula się do ciepłego ciała mężczyzny. Nie do ręki, lecz obściskuje klatkę piersiową. Było to bardzo przyjemne uczucie. Miała wrażenie, że przy nim jest bezpieczna, lecz oprzytomniała. Przypomniała sobie, że nie powinna na nikim polegać, nawet jeśli to był Ross. Powoli otworzyła oczy odsuwając się od ciała mężczyzny. Przetarła powieki zaciśniętymi dłońmi w piąstki i spojrzała na miejsce, w którym spała.
             Zrobiła się blada jak ściana. Oczy wybałuszyła tak, że prawie wyleciały jej z orbit, a wargi delikatnie się rozwarły. Tam gdzie leżał wczorajszej nocy blondyn jego miejsce zajmował Faldio, który powinien być po drugiej stronie! Za nim dostrzegła Rossa i wtedy zaczęła się śmiać pod nosem. Spał jak kamień i przytulał do siebie głowę dwudziestotrzylatka. Palce miał zatopione w burzy marchewkowych loków. Zastanawiała się czy obudzić ich obu i zacząć się z nich nabijać czy być tak miłosiernym i pozwolić im spać, a później podokuczać. Jednak nie mogła czekać. Kiedy nachyliła się nad chłopcami speszył ją znajomy głos.
             - Wyglądaliście uroczo – odezwał się Tenebirs siedzący w wejściu do namiotu.
             Rosalyn odwróciła się do niego zapominając o towarzyszach.
             - Gdzie byłeś w nocy? – zapytała z wyrzutem.
             - Spałem tutaj, lecz wcześniej odwiedziłem Etilię. Pomoże ci zebrać informacje o tamtej czarownicy.
             Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Potem spojrzała na chłopców, którzy smacznie drzemali. Podeszła do Rossa i szturchnęła jego ramię. Tenebris patrzył się uważnie i czekał na rozwój wydarzeń.
             Blondyn powoli otwierał oczy. Z powrotem je zamknął i powiedział cicho coś do siebie pod nosem. Nie minęła chwila, a zerwał się jak z procy i odskoczył do tyłu wydając z siebie przeraźliwy krzyk. Nie miał pojęcia, że za nim siedzi białowłosa. Przywalił głową w jej podbródek przez co przechyliła się do tyłu. Głośny wrzask zbudził Faldio. Młody mężczyzna przeturlał się na drugą stronę wymachując kocem pod którym spał.
             Rosalyn syknęła z bólu i zaczęła rozmasowywać swoje obolałe miejsce. Rzuciła kilka niemiłych słów do Rossa, a on zareagował natomiast mówiąc, że to jej wina trzymając się za głowę. Rudowłosy nie miał pojęcia co się dzieje. Usiadł i spojrzał na zwijających się z bólu towarzyszy, a potem na rozbawionego kota.
Po chwili do namiotu weszła znajoma im dziewczyna od herbaty. Przywitała się grzecznie, a potem rozejrzała. Kiedy jej wzrok natrafił na białowłosą trzymającą się za twarz zdziwiła się. Jednak nie dała ciekawości wygrać.
             - Rosalyn przygotowaliśmy dla ciebie kąpiel – uśmiechnęła się i podeszła bliżej dziewczyny wyciągając dłoń w jej stronę, aby pomóc jej wstać. – Coś się stało? – zapytała z troską.
             - Nie, nic! – zaprzeczyła szybko i złapała ją za dłoń pozwalając rudowłosej sobie pomóc. Nim wyszły z namiotu Faldio zawołał głośno:
             - A co z nami? – wywinął usta w szeroki uśmieszek.
             Kyinra spojrzała przez ramię na niego i zaśmiała się cichutko.
             - Na was przyjdzie kolej później.
             Ross nadal trzymał się za bolącą głowę. Popatrzył się na leżącego starszego kolegę. Chwilę później Faldio podniósł się na równe nogi i uniósł do góry jedną brew spoglądając na młodszego. Odgarnął dłonią niesforne loki do tyłu. Kiedy blondyn napotkał jego wzrok odwrócił szybko głowę w drugą stronę, gdy przypomniała mu się jego pobudka. Nie mógł uwierzyć, że jakąś część nocy spał obściskując jego głowę. Jego twarz zrobiła się bladsza niż zwykle.
             - Co jest? – zapytał widząc dziwne zachowanie kolegi.
             - Nic – odpowiedział szybko. – Ci ludzie- zaczął zmieniając temat – wiedzą wiele na temat magii?
             - Tak słyszałem – zastanowił się chwilę. – Wydaje mi się, że znają się na wszystkim.
             - To dobrze.
             Blondyn wstał i wziął swój plecak. Zarzucił go przez ramię i oznajmił, że musi porozmawiać z Etilią. Faldio pomachał mu szczerząc się od ucha do ucha. Ross za wszelką cenę chciał wybić sobie dzisiejszy poranek z pamięci. Miał nadzieję, że niedługo o tym zapomni.
             Kiedy wyszedł z namiotu wszyscy ludzie, którzy do tej pory byli zajęci swoją pracą spojrzeli na niego i zaczęli między sobą rozmawiać. Mieszkańcy otoczyli go i zaczęli wypytywać o różne rzeczy związane z jego krajem. Poczuł też jak ktoś dotyka jego włosów. Jakaś kobieta była zachwycona koralami, które nosił we włosach. Dla nich to symbol, że są przyjaciółmi.
             Czuł się nieswojo wśród nieznajomych. Krępowali jego ruchy i nie był pewny czy może odtrącić ich ręce. Mogliby to uznać za akt wrogości. Starał się przedrzeć przez tłum do namiotu Etili uśmiechając się do wszystkich i udając pozytywne nastawienie. W końcu byli dla nich bardzo mili.
             Poprosił jednego z mieszkańców, który też mu się uważnie przyglądał, aby zaprowadził go do wodza wioski. Ów mężczyzna zgodził się mówiąc, że to dla niego zaszczyt. Nie pracował teraz. Był jednym z tych, którzy opuszczają wioskę i idą w góry na polowanie. Podszedł z nim, aż pod sam namiot, a później się oddalił.
             Ross wszedł do środka i zakrztusił się dymem. Zaczął kaszleć i odganiać dłonią dym spod twarzy. Wtedy siedząca, starsza kobieta paląca zioła na stole zauważyła chłopca. Na jej twarzy pojawił się ten sam uroczy uśmiech. Zgasiła ogień, a uzyskane prochy wsypała do szarego woreczka. Zaprosiła gościa bliżej by usiadł i przeprosiła za dym. Wyjaśniła, że musi przygotować prochy na rytuał. Kiedy wszystko sprzątnęła przysiadła obok chłopca i rzekła:
             - Więc co cię do mnie sprowadza?
             Blondyn zdjął plecak i otworzył go, a z niego wyjął zielony kryształ. Po chwili położył szmaragdowy kamień na stół i bacznie obserwował reakcję staruszki, która najpierw była zdziwiona, a później zafascynowana. Opuszkami palców delikatnie dotknęła krawędzi zielonego kryształu. Nie mogła uwierzyć, że znowu widzi magiczny kamień. Wydawał się taki znajomy. Babcia uniosła wzrok.
             - Jak się nazywasz? – zapytała.
             - Ross. Ryan Ross – odparł.
             Kobieta pokręciła głową.
             - Jak się naprawdę nazywasz?
             Serce chłopaka przyśpieszyło. Słyszał jak uderza w jego piersi. Po jego ciele przeszły dreszcze. Patrzył się z przerażeniem w kobietę. Skąd ona wiedziała, że to nie nie jest jego prawdziwe imię? Zrobił kwaśną minę i spojrzał w bok, w stronę wyjścia.
             - Meneros Loralarandrel – powiedział słabym i niepewnym głosem.
             Widocznie ta odpowiedź usatysfakcjonowała Etilię. Wyglądała jakby właśnie na to czekała.
             - Wiedziałam od kiedy cię zobaczyłam, że w twoich żyłach płynie królewska krew – oznajmiła. – Mnie nie oszukasz – uśmiechnęła się pewnie i przerzuciła wzrok na kryształ: - Powiedz mi, skąd go masz?
             - Nim Cedilię Since porwano podarowała mi ten i dwa inne.
             - Dwa inne? – zdziwiła się.
             - Niebieski i czerwony.
             Niemożliwe –pomyślała. Dokładnie pamiętała jak pół wieku temu pewna wiedźma Fendara Omnis odwiedziła to miejsce. Od poprzedniego wodza dostała trzy magiczne kryształy, które później podarowała swojej przyjaciółce pochodzącej z Ground. Zamieszkała wtedy w West. Słyszała od Tenebrisa, iż Care Since miała córkę. Za pewne jej oddała magiczne przedmioty, a ona temu chłopcu. Pomyślała, że to niesamowity zbieg okoliczności. Już wiedziała czemu zielony kamień wydawał się znajomy. Po swoich rozmyślaniach wyjaśniła tą całą sytuację z Rossem opowiadając jak ten skarb trafił w jego ręce. Skoro trzymał się blisko Białej Czarownicy to dobrze się złożyło, że to właśnie jemu teraz przypadły kryształy. Była spokojniejsza o białowłosą dziewczynę. Dobrze wiedziała, że jej życie jest bardzo cenne.
             - W jakim celu do mnie przyszedłeś? – zmieniła temat na ten właściwy.
             - Chciałem się dowiedzieć jaką moc ma zielony kryształ. Cedilia i jej matka nie wiedziały. Pozostałe odkryłem – powiedział.
             - Zielony kryształ… - zamyśliła się Etilia, a później ciężko westchnęła. – Dla nas też od zawsze był wielką zagadką. Nawet w księgach nie ma zapisków o jego mocy. Niestety nie mogę ci pomóc. Ale możesz być pewny, że na pewno jest magiczny. Tak jak pozostałe potrafi wytwarzać własne światło – uśmiechnęła się.
             Po rozmowie Ross wrócił do namiotu. Wyjął zielony kamień i wpatrywał się w niego zastanawiając się czy ma w ogóle jakąkolwiek moc. W aktualnej sytuacji był bezwartościowy. Do niczego nie mógł się przydać.
             Faldio zajrzał przez ramię i ujrzał szmaragdowy kryształ. Otworzył szerzej oczy, bo nie mógł uwierzyć w to co widzi.
             - Skąd masz takie cudo? – zapytał oglądając je dookoła.
             - Dostałem – odpowiedział. – Jest magiczny wiesz? – uśmiechnął się wesoło.
             - Naprawdę? – wziął go w dłonie i uniósł wysoko nad głową. Słyszał o nich od swojego starszego brata. Ronan zawsze marzył o krysztale, który leczy rany i choroby. – A co robi?
             - Nie wiem… Jeśli odkryjesz do czego służy to ci go oddam.
             - Czyli mogę go wziąć?
             - Mi nie jest potrzebny.
             Na twarzy Faldio pojawił się szeroki uśmiech. Gwarantował, że odkryje jego tajemniczą moc. Był przekonany, że musi być bardzo potężny skoro nikt nie wie do czego jest on zdolny.
______________________________________________

Już od następnego rozdziału zacznie się nowa przygoda, na szczęście. :D Bardzo nie lubię rozdziałów, które dzieją się w Wiosce Ground. Ciężko mi się je czyta i sprawdza no i w sumie nic ciekawego się nie dzieje, ale to wynagrodzę w kolejnych rozdziałach. :D 
Jak już mowa o kolejnych rozdziałach to dodam, że nie wiem kiedy pojawi się 20. Zaczyna psuć mi się komputer (znowu), ale tym razem dowiodłam, że to nie moja wina, a płyty głównej (wcześniej wmawiali mi, ze to ja naściągałam jakiś wirusów).
Dobrze by było jakbyście informowali mnie o nowych postach w komentarzach albo  pisać na gmaila: karodeadmaster@gmail.com bo wtedy będę mogła wziąć telefon i przeczytać. :3 Co do komentowania to nie wiem czy się da, ale raczej da. xD
Tak jeszcze dodam, że się bardzo cieszę z tych 15 obserwatorów! :3 Czuję, że mam dla kogo pisać i to dodaje mi chęci. :> 

5 komentarzy:

  1. Hahah, ale sytuacja xD Ross musiał nieźle wyglądać, gdy się obudził i przeżył szok!
    Ciekawa jestem, do czego służy ten zielony kryształ. Uwielbiam tego typu tajemnice :D
    Ech, te problemy z komputerem, skąd ja je znam? -.-' No nic, mam nadzieję, że Ci go naprawią ;)
    Fakt, miło mieć obserwatorów (a dokładniej czytelników), dzięki temu ma się większą ochotę na pisanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że nikogo nie ma teraz w domu, bo musiałabym tłumaczyć, dlaczego śmieję się do monitora! Oczywiście mam na myśli scenę pobudki, buachcha :D Jak Faldio znalazł się między nimi? Że już nie wspomnę o prośbie Rosalyn. Jak niby Ross wyobrażał sobie tulenie z nią? Chociaż nie, chyba chciał coś więcej, niż chwytanie za rękę xD
    Babcia Etilia jak zawsze rozbraja. Ona wszystko wie.
    W s z y s t k o !
    Hmm, Tenebris kojarzy mi się z feniksem i chodzi mi nie o tego Feniksa z przepowiedni, ale takiego zwykłego. Odradzanie się na nowo i takie tam.
    Coś czuję, że Faldio odkryje moc kamienia i okaże się ona kluczowa. Chyba :D
    Problemy natury komputera nieraz potrafią człowieka wyprowadzić z równowagi. Głupek coraz częściej nawala i odmawia posłuszeństwa. -.- A niech go.
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Boska akcja z pobudką! Najlepszy moment jak dla mnie rozdziału! No, pomijając prośbę Rosalyn... To też było mocne :D
    Dzięki za info!
    Ave i weny!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu wzięłam się za siebie i zamierzam napisać komentarz. Jednocześnie bardzo bardzo bardzo przepraszam, że poprzedniego rozdziału nie skomentowałam, ale jakoś moja wena znacznie wygasła i nic nie potrafiłam skleić (a jak skleiłam, to się usunęło. fuck yeah).
    Bardzo polubiłam Etilię. Wydaje się taką pocieszną, sympatyczną staruszką. Taka dobra babcia, jednocześnie trzymająca poziom i klasę. Bardzo fajnie skonstruowałaś jej charakter - o ile tak to mogę nazwać.
    RoRo identified! ♥ To było takie super urocze i w ogóle super, kiedy spytała się Rossa, czy może się do niego przytulić. Tak szczerze mówiąc to ja też myślałam, jak blondyn, że będzie to wyglądało trochę inaczej, ale co tam! Musieli wyglądać uroczo, a akcja z pobudką... śmiałam się przez dobre dziesięć minut. XDDD Uwielbiam tę akcję i ich późniejszą reakcję (co za rymy. czyżbym zamierzała zostać poetką? kto wie).
    I nie podoba mi się pytanie "Ile Ci czasu zostało?" do Tenebrisa. To znaczy, że on umrze? :< Nieee! On nie może umrzeć.
    A z zielonym kryształem pewnie będzie dużo akcji. Może przy czymś odkryją jego moc przypadkową i będzie łubu-du?

    See ya!

    OdpowiedzUsuń
  5. u mnie nowy rozdział - 13 xD Zapraszam

    OdpowiedzUsuń