Usiedli
pod niewielką skałą i odpoczywali na gorącym słońcu. Rosalyn
grzebała w plecaku Rossa i szukała swoich walizek. Przez przypadek
natknęła się na magiczne kamienie. Wiedziała o niebieskim
służącym do teleportacji i czerwonym dający magiczną moc
przedmiotom, ale zielony zobaczyła po raz pierwszy. Ściągnęła
brwi i wyciągnęła go pokazując chłopakowi. Wyglądał na
zdziwionego tak jakby sam zapomniał, że go ma. Wyjaśnił, że
nawet nie wie do czego służy. Cedilia też nie wiedziała.
Białowłosa wzruszyła ramionami i schowała go z powrotem. Prawdę
mówiąc zaciekawił ją ten magiczny kamień. Na pewno miał jakąś
niesamowitą moc. W końcu wygrzebała jedną ze swoich toreb. Wyjęła
też różdżkę i za pomocą zaklęcia powiększającego przywróciła
jej normalny rozmiar. Otworzyła ją i wyciągnęła z niej książkę
z zaklęciami, którą dostała od Fendary. Usiadła między
znudzonym Rossem a drzemiącym Faldio i kartkowała puste strony
mając nadzieję, że natknie się na coś ciekawego. Blondyn
spojrzał na jej książkę.
-
Czytasz pustą książkę? – zapytał uśmiechając się pod nosem.
Rosalyn
spiorunowała go wzrokiem.
-
Litery pojawiają się gdy użyje magii – przeciągnęła placem
wskazującym wzdłuż kartki, a za jej śladem zaczęły ujawniać
się wcześniej ukryte atramentowe litery. – Zwykłe zaklęcia
jakie może użyć każda czarownica.
-
Czego szukasz?
-
Zaklęcia na wskazanie drogi – wyjaśniła zamykając książkę. –
Mamy towarzystwo – dodała wstając. Schowała księgę do torby i
z powrotem ją zmniejszyła do maleńkich rozmiarów, tak aby mogła
zmieścić się w plecaku Rossa.
Blondyn
zbudził Faldio i podniósł się z ziemi. Rudowłosy wziął pod
pachę kota i również wstał. Wszyscy stanęli plecami do siebie.
Rosalyn trzymała różdżkę w gotowości, a chłopcy rozglądali
się uważnie. Po chwili zza skał wyszło kilkunastu rudych
mężczyzn. Każdy miał dość wysportowane ciało i
charakteryzowali się tym, że mieli długie włosy, a w nie wplątane
korale podobne do tych co nosił Ross. Byli w połowie nadzy. Nosili
tylko kolorowe, materiałowe jakby spódnice sięgające do kolan z
rozporkiem niemalże do bioder od zewnętrznej strony lewego uda. Nie
nosili też butów. W rękach trzymali długie włócznie własnej
roboty. Nie były stalowe tylko drewniane, a ostrze kamienne.
Otoczyli niewielką grupę podróżników.
-
Nerodekowie… - wyszeptał Faldio. Sam nie wiedział czy się
cieszyć czy nie. Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych co go
dziwiło. Zawsze od dziadków słyszał, że słyną z dobrego serca
i gościnności. Postanowił zaufać wiedzy jaką przekazali mu jego
przodkowie. – Jestem Faldio Tarkis! – zawołał, a mężczyźni
skupili na nim swój wzrok – Moja babka Denera Tarkis wywodziła
się z rodu Nerodeków – rozejrzał się, jednak to nie robiło na
nich wrażenia. Westchnął ciężko i wskazał na Rosalyn – To
czarownica.
Nagle
atmosfera między nimi się zmieniła. Odetchnęli z ulgą, opuścili
swoją gardę i zaczęli wymieniać uśmiechy między sobą oraz
krótkie zdania. Wtedy jeden z nich, był największy i wydawał się
najsilniejszy, wyszedł do podróżników. Stanął przed Rosalyn i
ujął jej twarz w swoje dłonie co zbiło z tropu dziewczynę.
-
Naprawdę jesteś czarownicą? – jego głos był niski i delikatny,
przepełniony nadzieją.
Białowłosa
pokiwała głową. Nie dała rady wydusić ani jednego słowa. Była
gotowa na krwawą walkę, a nie obściskiwanie jej twarzy. Spojrzała
kontem oka najpierw na Rossa, który podejrzliwie patrzył na
mężczyznę przy Rosalyn, potem na Faldio i Tenebrisa, chłopak
wydawał się zachwycony z powodu swojego sukcesu. Kot rozglądał
się uważnie.
-
Czy nie chciałabyś sprawić nam zaszczytu swoją obecnością w
naszej wiosce? Obiecuję, że ugościmy ciebie i twoich przyjaciół
godnie – posłał jej promienny uśmiech.
Dziewczyna
spojrzała na twarze towarzyszy. Widziała jak Faldio skinął głową.
Zgodziła
się przyjąć propozycję. Ich rzeczy nieśli Nerodekowie. Nie
chcieli, aby ich goście się przemęczyli. Teraz wyglądali na
bardzo miłych i przyjaznych. Nikt by nie pomyślał, że przed
chwilą byli gotowi ich zaatakować.
Droga
do wioski prowadziła przez suche skały, którymi wcześniej szli.
Jednak nie brali pod uwagę, że ścieżka może być ukryta za
trzema kamieniami. Mężczyźni odsłonili niewielką jamę i jeden z
nich wszedł do środa, później przepuszczono Rosalyn jako drugą.
W środku było wiele miejsca więc z łatwością się przecisnęła,
ale pomyślała, że brat Faldio miałby już z tym problem. Skoczyła
na ziemię i podążała za mężczyzną piaskową drogą w jaskini.
W niedługim czasie wszyscy do nich dołączyli. Był to ostatni etap
podróży. Ujrzeli z daleka jasne światło i podążali w jego
kierunku. W niedługim czasie wyszli z jaskini, a ich oczom ukazała
się wioska Ground znajdująca się około dwudziestu metrów pod
nimi. Rosalyn spojrzała do góry, a tam ujrzała najwyższe szczyty
gór jakie kiedykolwiek widziała. Samych czubków nie było widać,
bo znikły w chmurach. Ta wioska była ukryta w górach, dosłownie.
Wszyscy
zeszli po kamiennych schodach przy ścianie wysokich skał. Podróżni
rozglądali się uważnie. Dostrzegli, że nie mieli tam drewnianych
czy kamiennych domów jakie były w normalnych miastach, tylko
szałasy, albo rozstawione, potężne namioty, a między nimi rosły
drzewa owocowe. Osada wydawała się dość duża. Dostrzegli, że w
samym centrum stał wysoki, drewniany posąg, na którym wyrzeźbione
były twarze, a każda z nich przedstawiała inne emocje. Obok niego
znajdowało się palenisko na ognisko.
Przeprowadzili
gości niemalże przez pół wioski, aby przedstawić ich
najstarszemu żyjącemu człowiekowi, który sprawował funkcję
wodza. Obcy ludzie zaciekawili tutejszych mieszkańców. Każdy kto
był na dworze uważnie im się przyglądał. Ich ubrania wydawały
się dziwne. Nie rozumieli dlaczego okrywają całe ciało kiedy na
dworze są takie upały. Tutejsze kobiety zasłaniały tylko piersi
i zakładały długie, bądź krótkie spódnice z rozporkami
sięgającymi do samych bioder. Ubrania były nadzwyczaj kolorowe,
przedstawiały przeważnie jakieś określone wzory. Mężczyźni zaś
nosili tylko dół stroju.
Mężczyźni
przyprowadzili Rosalyn, Rossa, Faldio i Tenebrisa do wysokiego
pomniku. Naprzeciwko niego znajdował się duży namiot, na którym
namalowane były niebieskie i zielone trójkąty. Po chwili wyszła z
niego niziutka staruszka. Miała długie siwe włosy związane w dwa
warkocze, a w nie wplątane były kolorowe koraliki. Jej cała twarz
była w zmarszczkach, ale one dodawały jej uroku szczególnie wtedy
kiedy się uśmiechała. Wyglądała na miła kobietę. Wyróżniała
się z tłumu, ponieważ jako jedyna miała okryte całe ciało, a do
tego jednolitego koloru – czarny. Bystre ciemne oczy przyglądały
się uważnie przybyłym do wioski. Jeden z mężczyzn podszedł do
niej i szepnął coś na ucho.
-
Co was tutaj sprowadza? – zapytała posyłając kolejny życzliwy
uśmiech.
-
Pewna osoba mi powiedziała, że jeśli tu przyjdę dowiem się
czegoś ważnego – odpowiedziała Rosalyn dość wyniośle.
Kobieta
przyjrzała przyjrzała się dziewczynie, a szczególną uwagę
zwróciła na jej włosy. Zastanawiała się czego może chcieć się
dowiedzieć czarownica.
-
Dowiedzieć? Zapewniam cię, że mamy więcej wiedzy niż inne
czarownice – pochwaliła się. - Dobrze, przygotujcie namiot dla
gości – rozkazała staruszka i zaprosiła gości do swojego
namiotu. Odwróciła się na pięcie i weszła do środka, a za nią
podążała trójka ludzi i jeden kot.
W
środku podłoga wyłożona była dywanami, a ściany zwierzęcym
futrem. Był tam też niski stolik, a przy nim poduszki, na których
usiedli przybysze razem ze przywódczynią wioski. W namiocie stały
na drewnianych palach świece, które rozjaśniały pomieszczenie.
-
Nazywam się Etilia i jestem wodzem tej wioski – zaśmiała się.
Później spojrzała na Rossa. Chłopak od samego początku wzbudził
swoim wyglądem w niej zainteresowanie, a szczególnie korale w jego
włosach. – Chłopcze skąd je masz?
Blondyn
wydawał się trochę zbity z tropu. Na początku nie wiedział o co
chodzi starej babci dopóki nie wskazała palcem na prezent od
przyjaciółki.
-
Dostałem – wyjaśnił. – Matka poprzedniej właścicielki
mieszkała tutaj.
Uśmiechnęła
się pod nosem, a później skierowała do rudowłosego.
-
Słyszałam, że twoi dziadkowie wywodzili się z naszej wioski –
powiedziała, a on przytaknął. – Jaki ten świat mały… -
pomyślała. – Chętnie was ugościmy na tyle czasu co sobie
zażyczycie. Rzadko zdarza nam się gościć kogokolwiek, a
szczególnie czarownice. Jest to dla nas wielki zaszczyt.
Wtedy
do namiotu weszła młoda dziewczyna. Długie rude włosy opadały
kaskadą na plecy. Jeden kosmyk włosów przyozdobiony był koralami.
Nosiła białoróżowy kusy strój jak wszystkie kobiety w wiosce. W
ręku trzymała tacę, na którym był gliniany czajnik z zaparzoną
ziołową herbatą i proste kubki. Wszystkie postawiła na stole
podstawiając każdemu gościowi. Nalała gorącego wywaru i znikła.
Nie trudno było zauważyć, że wzrok Faldio za nią powędrował.
Tenebris
siedział przy nogach Rosalyn i nic się nie odzywał. Zdaje się, że
Etilia nie zauważyła kota.
-
Jak się nazywasz dziewczyno i skąd jesteś? – zapytała babcia.
Białe włosy czarownicy skojarzyły się jej z postacią z legendy.
Prawdę mówiąc w duchu miała nadzieję, że to właśnie ta
dziewczyna.
-
Rosalyn. Pochodzę z East Landu – staruszka nie musiała długo
czekać na odpowiedź. Białowłosa przyglądała się uważnie
nieznajomej. Było coś o co chciała ją zapytać. – Wie pani, kim
jest Nix?
Staruszka
zaśmiała się uroczo.
-
Oczywiście, że wiem. Często opowiadamy o niej bajkę naszym
dzieciom – odparła. – Jesteś z East i jej nie znasz? Dziwne…
- zadumała się na chwilę. – Miałaś nauczyciela?
-
Owszem. Fendarę Omnis.
Etilia
nie kryla zdziwienia gdy usłyszała to imię. Było jej dość
znane. W końcu kiedyś gościła tu tą wiedźmę kiedy była
jeszcze młoda. Na wspomnienie dawnych lat poczuła przyjemne ciepło
na sercu.
-
Znałam ją… Jak się miewa?
-
Nie żyje – odparła. Rosalyn zdziwiła się, że Etilia znała
babcię. Później skierowała wzrok na kota, ale wydawało się, że
nie słuchał tej rozmowy. Czy był z babcią już wtedy kiedy
przybyła do tej wioski?
– Przykro
mi – przymknęła powieki i wzięła łyk herbaty, którą
przyniosła wcześniej młoda dziewczyna. Kiedy odstawiła ją na
stolik tym razem poważnym wzrokiem spytała czarownicy:
-
Podróżujesz, prawda? Jaki jest twój główny cel?
Ross
spojrzał na przyjaciółkę. Był ciekawy odpowiedzi. Znalezienie
Cedili i tej wioski z pewnością nie były dla niej najważniejsze.
To tylko kolejne etapy, aby móc osiągnąć to co na początku
chciała kiedy wyruszyła w podróż.
Zauważyli,
że się waha z odpowiedzią. Nie była pewna czy powinna to mówić,
jednak wydawało się, że może jej zaufać. Wokół staruszki
unosiła się dobra aura. Znała też Fendarę za młodu. Musiało
ich coś łączyć skoro wspominała ją tak dobrze. Wzięła głęboki
wdech i rzekła:
-
Chcę zabrać babci prochy ze suchej studni i pochować ją w ziemi.
Nie pozwolę, aby gniła na dnie gdzie spoczywają najgorsi z
najgorszych. Jeszcze tego roku wrócę do wioski przy lesie Erthora i
zabiję wiedźmę, przez którą zabito Fendarę – powiedziała
poważnym tonem głosu patrząc w oczy staruszce. Na początku była
zdziwiona, a później uśmiechnęła się.
-
Czemu od razu jej nie zabiłaś? – zapytała.
-
Miałam wtedy czternaście lat. Nie udałoby mi się jej pokonać,
byłam zbyt słaba – wyjaśniła.
Zapadła
na chwilę cisza. Staruszka znowu wypiła łyk herbaty. Odstawiwszy
kubek przemówiła:
-
Kiedy nastanie wieczór chciałabym abyście wyszli do nas i z nami
się bawili. Rozumiem, że pewnie teraz jesteście zmęczeni podróżą
dlatego odpocznijcie – to powiedziawszy wstała i poszła w stronę
wyjścia, nim jednak opuściła namiot odwróciła się na chwile i
rzuciła ostatnie słowa: - Przy ognisku będzie dzisiaj opowiedziana
bajka, która tak bardzo cię interesuje.
I
wyszła. Cała czwórka siedziała w bezruchu patrząc się w miejsce
gdzie przed chwilą stała Etilia. Chwilę później nieco się
rozluźnili. Zaczęli wymieniać zdania co sądzą o tym miejscu.
Jednak babka Faldio miała rację mówiąc, że to miły i gościnny
lud. Rudowłosy wziął Tenebrisa na kolana i zaczął go głaskać
opowiadając szeptem coś o czym kiedyś mówiła jego babcia.
Wydawało się, że kocur go nie słuchał tylko dał się
rozpieszczać. Potem wstał i wybiegł z namiotu mówiąc, że idzie
poszukać dziewczyny od ziołowego naparu.
-
A jeszcze nie dawno byłeś taki zakochany w Darii! – krzyknął za
nim brązowooki.
-
Mam całe życie być nieszczęśliwy? – odpowiedział pytaniem
kiedy zniknął z namiotu i tyle go widzieli.
Ross
westchnął, a potem przed dłuższą chwilę przyglądał się
Rosalyn, która zaczęła popijać herbatkę. Wcześniej nikt z nich
jej nie ruszył. Była lekko ciepła, przez co nie smakowała
najlepiej ale przez prawie cały dzień nic nie mieli w ustach. Mimo,
że nie zwracała uwagi na blondyna cały czas czuła na sobie jego
wzrok. Kiedy dopiła cały napój nie wytrzymała i rzuciła mu
gniewne spojrzenie.
-
Coś ci nie pasuje?
Chłopak
wzruszył ramionami.
-
Właściwie zastanawiam się… Masz zamiar naprawdę zabić tą
czarownice?
-
Nie powstrzymasz mnie – oznajmiła, bo czuła, że miał zamiar jej
w tym przeszkodzić.
-
Nie mam zamiaru – odparł, a ta wypowiedź zdziwiła białowłosą.
Nie mogła uwierzyć w jego słowa. Czy aby na pewno nie kłamał?
Cały czas gdy był tuż obok niej powstrzymywał ją od odbierania
życia ludziom. Na jego odpowiedź uśmiechnęła się.
Wieczorem,
tak jak powiedziała staruszka niedaleko drewnianego pomniku
zapłonęło ogromne ognisko. Wielu mieszkańców wioski przyszło
tego wieczora na znaną wszystkim bajkę. Najbardziej nie mogły
doczekać się jej dzieci. Jednak nim pojawiła się Etilia
rozpoczęły się tańce. Kilka kobiet i mężczyzn pod rytm bębnów
tańczyło wokół ogniska, a wśród nich była dziewczyna od
herbaty, która widocznie spodobała się Faldio.
Tutejsi
podchodzili do gości i ich zagadywali, częstowali jedzeniem jakie
przynieśli. Mieli w koszach świeże owoce zerwane z drzew, suszone
mięso i pieczywo upieczone dziś rano. Wszyscy wydawali się być w
dobrych nastrojach i byli pełni energii, tak jakby nie mogli się
doczekać bajki.
Tenebris
jak zwykle zdobywał wielką popularność wśród dzieci. Tutaj nie
mieli żadnych zwierząt domowych. Mięso na jedzenie zdobywali
mężczyźni, którzy opuszczali wioskę i polowali w górach. Kiedy
podchodzili do Rossa zawsze pytali skąd ma korale, które wplątuje
się we włosy jako jedna z tradycji tej wioski. Byli zachwyceni, że
ktoś z zachodu je posiada. Rosalyn sama w sobie była atrakcją, bo
dla większości ludzi była pierwszą czarownicą jaką spotkali.
Uważali magię za jeden ze wspaniałych darów od Boga, a ludzie,
którzy mogli jej używać byli ubóstwiani. Sami znali wiele
magicznych sekretów i posiadali ogromną wiedzę, jednak nikt z
wioski nie miał talentu do magii.
W
końcu pojawiła się staruszka i wszyscy usiedli wokół ogniska w
ciszy wyczekując, aż stara kobieta zacznie znaną im historię,
którą tak uwielbiali. Rosalyn siedziała obok Rossa, który również
wydawał się skupiony. Szturchnęła go lekko w ramię i szepnęła:
-
Wiesz o czym będzie ta bajka? Nie miałam okazji nikogo o to
zapytać.
-
Legenda o Nix – odpowiedział uśmiechając się do niej.
Widziała
niemal codziennie jego uśmiech i zdążyła się do niego
przyzwyczaić, lecz za każdym razem kiedy wiedziała, że robił to
specjalnie dla niej, jej policzki przyozdabiały różowe wypieki. Z
kolei blondyn uwielbiał patrzeć na jej zarumienioną twarz.
Wydawała się wtedy taka delikatna i urocza, a uroku miała w sobie
niewiele.
Etilia
zaczęła opowiadać bajkę, która kilka wieków temu zdarzyła się
naprawdę, jednak niewiele osób wiedziała, że Legenda jest
prawdziwa i jest swego rodzaju przepowiednią.
Kilka
wieków temu, pewnej mroźnej zimy przyszła na świat dziewczynka o
włosach białych jak śnieg. Urodziła się w East Land, w krainie
kruczoczarnych włosów. Matka i ojciec dziewczynki uznali ją jako
błogosławieństwo od Boga, bowiem nikt wcześniej nie widział tak
pięknej ludzkiej istoty. Córkę nazwano Nix co oznaczało śnieg.
Nie dość, że dziewczynka była piękna, to do tego miała dobre
serce. Wszyscy wiosce ją kochali, bo nie dało się jej nie lubić.
Kiedy była starsza dowiedziała się o swoich magicznych
zdolnościach. Potrafiła wyleczyć każdą chorobę, dlatego stała
się jeszcze większym skarbem mimo tego, że była czarownicą.
Pierwsza wiedźma uznana jako dobra i ostatnia. Dostała przydomek
Białej Czarownicy od koloru włosów, który symbolizował jej
czystego ducha i dobre serce.
Kiedy
ukończyła szesnasty rok życia rodzice postanowili wydać córkę
za mąż za chłopca o dwa lata od niej starszego. Pochodził z
dobrego rodu, był pierwszym synem i dziedzicem majątku oraz
rodowitym obywatelem East na co wskazywały jego czarne jak smoła
włosy. Po raz pierwszy spotkali się na ślubnym kobiercu i
zakochali się w sobie. Mówiono, że to była miłość od
pierwszego wejrzenia. Kiedy tylko Nix odsłoniła twarz przykrytą
welonem i oboje spojrzeli sobie w oczy, miłość zakwitła w ich
sercach. Niestety nie dane im było żyć długo i szczęśliwie.
Tymczasem na tronie w West Land
zasiadł nowy król. Był bardzo młody, a mimo to mądry i
szlachetny. Dla swojego ludu zrobiłby wszystko. Pewnego dnia doszła
do niego wiadomość, że coś strasznego zmierza w kierunku jego
kraju. Był to ogromny, Ognisty Ptak nazywany Feniksem. Gdy lud o tym
usłyszał zasiała się panika i strach przed nadchodzącą
śmiercią, która miała ogarnąć z czasem i cały kontynent. Król
szukał wielu rozwiązań, aby powstrzymać Feniksa przed
zniszczeniem ukochanego królestwa. Szukał i szukał, aż w końcu
znalazł. Usłyszał o drobnej dziewczynie zwanej Białą Czarownicą,
której serce i dusza było czyste niczym świeży śnieg. Tylko ona
była wstanie powstrzymać Ognistego Ptaka.
Król
wysłał swych ludzi do East Landu po dziewczynę. Niestety nikt im
nie wierzył prócz samej Nix. Ludzie Wschodu nie chcieli oddać
białowłosej. Bali się, że już nigdy nie wróci. Dlatego gdy
nastała noc najciemniejsza ze wszystkich, gdyż księżyc i gwiazdy
były zasłonięte przez chmury, młoda czarownica została
uprowadzona przez podwładnych króla West Landu.
Nix
usłyszawszy od samego króla prawdę o nadchodzącym zagrożeniu
zgodziła się pomóc i zrobić wszystko, nawet jeśli to nie będzie
dobre dla niej. Nie mogła pozwolić na śmierć tylu niewinnym
ludziom, miała zbyt dobre serce.
Kilka
metrów od skraju wysokiego klifu wybudowano wysoką wierzę, która
stoi tam do dziś. Na jej szczycie umieszczono ołtarz, do którego
przywiązano srebrnymi łańcuchami Nix, aby nie uciekła w ostatniej
chwili. Mimo wszystko była człowiekiem.
Kiedy
dzień przed pojawieniem się Feniksa, król zawitał na wierzę w
odwiedziny do dziewczyny, wtedy go zapytała: „Czy istnieje inny
sposób? Czy muszę umierać?” Król usłyszawszy odpowiedział:
„Nie ma innego sposobu. Ognisty Ptak pojawi się po właściwą
ofiarę z człowieka, którego ciało i dusza są czyste, nieskalane
krwią. Jeśli jego płonień nie spopieli czystej istoty w odwecie
zniszczy wszystko.”
Kiedyś
pewien człowiek o srebrzystych włosach, którego potomkowie
posiedli cztery różne barwy włosów: złote, rude, czarne i
brązowe, próbował ukraść nieśmiertelność Feniksa. Nie udało
mu się, a rozzłoszczony Ognisty Ptak przeklął krainę, w której
mieszkał i obiecał ją nawiedzić, a wraz z jego odwiedzinami
oczekiwał ofiary z nieskalanego człowieka.
Następnego
dnia pojawiła się świta męża Nix razem z nim na czele. Mieli
zamiar uratować czarownicę z łap króla West. Pod
dziesięciopiętrową wierzą rozpoczęła się bitwa między
czarnowłosymi a złotowłosymi.
Wtedy
kiedy na błękitnym niebie słońce wzbiło się wysoko, a na ziemi
toczyła się zacięta walka Nix stała wyprostowana, a ręce oraz
nogi miała skute łańcuchami. Spojrzała w dół i dostrzegła w
tłumie swojego ukochanego, który przyszedł zabrać ją do domu.
Wtedy on spojrzał w górę, a ich oczy się spotkały. Po policzkach
Nix spłynęły obficie łzy, wymówiła ostatni raz bezgłośnie
jego imię i odwróciła się na pięcie. Stała twarzą do morza i
ujrzała Ognistego Ptaka. Latał tuż nad nią. Zapadła głucha
cisza na ziemi, broń upadła z rąk i wszyscy patrzyli w górę na
płonące w czerwonym ogniu stworzenie.
Otwarło
dziób i wystrzeliło ognistą kulę ognia prosto na Białą
Czarownicę. Jej ciało w spotkaniu z ogniem zamieniło się w
srebrzysty popiół i opadł na ołtarz. Następnie Feniks przeleciał
nad kontynentem pokazując się w każdym kraju, a potem zniknął.
Prochy
Nix zostały uniesione przez delikatny wiatr i towarzyszyła mu
piosenka nucona przez Białą Czarownicę w młodości.
Kiedy
Etilia skończyła opowiadać bajkę zmierzyła się z pytaniami
dziećmi, które usłyszały tą historię po raz pierwszy.
Rosalyn
tak jak reszta dzieci miała wiele pytań. Słyszała dość wyraźnie
dudnienie swojego serca. Bajka zdawała się jej taka bliska jakby
naprawdę miała coś z nią wspólnego, ale racjonalne myślenie nie
pozwalało na snucie takich teorii.
- Wszystko
w porządku? - Usłyszała kojący głos Rossa, który pozwolił jej
odrzucić wszystkie głupie myśli. Spojrzała na niego uśmiechając
się delikatnie, a po chwili spostrzegła, że mocno zacisnęła
swoją lewą dłoń na prawym nadgarstku przyjaciela. Nawet nie
zauważyła kiedy to zrobiła. Zalała ją fala rumieńców i
uwolniła go z uścisku.
Etilia
spojrzała smutno na zaczerwienioną Rosalyn i uśmiechającego się
Rossa. Westchnęła ciężko następnie spoglądając na ognisko.
Czerwone i żółte płomienie tańczyły razem. Ten widok był dla
niej kojący, bo jej twarz z chwili na chwilę rozjaśniała się.
_______________________________________________
Osiemnasty rozdział dodany no i wyjaśniłam w końcu Legendę o Nix. :3 Mam nadzieję, że się podobała. Trochę nad nią siedziałam.
Tak jak już każdy wie zbliża się nieustannie koniec wakacji, a z racji z tego, że zaczynam drugą klasę i idę nową podstawą programową, więc rozszerzenia mi się zaczynają to będę miała mniej czasu na pisanie. No, w soboty pewnie, bo coś czuję, że sześć geografii w tygodniu nie pozwoli mi za bardzo na siedzenie przed komputerem. xD
No nic. Czytałam rozdział kilka razy i mogłam ominąć literówki, więc z góry przepraszam. :3
Powiem, a raczej napiszę, że czytając rozdział pomyślałam sobie, że ci Nerodekowie zaprowadzą ich do swej wioski, potem ugoszczą, nakarmią, a na końcu złożą Rosalyn w ofierze Duchowi Wulkanu. Tak wiem, za dużo kreskówek xD
OdpowiedzUsuńCzekałam na legendę o Nix i (tak porównując do naszej kochanej Rosalyn), widzę w niej więcej różnic niż podobieństw. Nie wiem, co Roanowi się ubzdurało, że to ona nią jest, po za tym, że ma białe włosy i jest czarownicą xD Rosalyn nie była kochana przez rodzinę, no i nie wyszła za mąż ._. Ale jeżeli okaże się, że to ona jest Nix i cała ta akcja z Feniksem ma się spełnić, to ma ona zdrowo przeje...y przerąbane, tak, właśnie tego słowa szukałam xD
Ach, te niedyskretne spojrzenia Faldio xD Babcia była słodka :3
Bardzo dobry rozdział, dało się wyczuć taką delikatną aurę tajemnicy, a poza tym ci Nerodekowie skojarzyli mi się z Indianami; te opowieści przy ognisku i dzikie harce xD
Miłość kwitnie :D
Jeszcze jedno, nie załamuj się z lekcjami. Ja będę mieć 5 godzin historii i 3 godziny WOS-u tygodniowo z (uwaga!) tą samą nauczycielką T^T, a ona tak przynudza... Łączę się z Tobą w bólu i nadziei.
UsuńDzięki za info!
OdpowiedzUsuńLegenda świetna, choć ma smutny finał... I czyżby Rosalyn wczuła się w sytuację Nix?? Biedna, pewnie historia zatoczy koło... Coś tak czuję...
Ave i weny!
K.L.
6 geografii w tygodniu?! Współczuję!
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawa legenda. Jak i Kiran przypuszczam, że historia w jakiś sposób zatoczy koło... Ale to się jeszcze okaże ;)
Na tojikomerareta-tori pojawiła się nowa notka, zapraszam ;)
To ona ma w końcu srebrzyste włosy czy białe jak śnieg? Taki błąd jest w kilku rozdziałach
OdpowiedzUsuń