środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział XVII - Miałem kiedyś marzenie, że będziemy razem.


        W tym tygodniu Ronan miał wiele pacjentów. Dawno nie było takiego tłoku w jego domu. Jedna osoba z gorączką i dwie mocno pobite. Pracy miał, aż za dużo. Mimo, że był wściekły na swojego młodszego brata za tak nierozsądne zachowanie martwił się o niego. Miał dość tego, że ciągle dostaje lanie od męża Darii. Nie powinien przychodzić do wioski.
        Obaj młodzieńcy mieli zabandażowane prawie całe twarze, ręce, nogi, oraz tyłów. Przypominali żywe mumie i z tego żartowali, lecz reszcie wcale nie powinno być im do śmiechu. Nie dało się nie zauważyć, że nieźle się dogadywali.
        Mieli zostać w domu Tarkisów przez jeszcze dwa tygodnie. Gruby za nic nie chciał wypuścić nie wyleczonych pacjentów z domu, jednak Rossowi nie za bardzo to się podobało. Nie chciał nadużywać gościnności dobrych ludzi, ale za bardzo nie miał do gadania.
        Ross siedział na trawie przed domem razem z Tenebrisem i oglądał rodzinny sztylet. Przejeżdżał opuszkami palców po wyrzeźbionym, złotym herbie Zachodniego Królestwa. Ptak z rozłożonymi skrzydłami symbolizował potęgę, władzę, wspaniałość. To sprawiało, że miał ochotę wstać, udać się do wioski i wyrównać rachunki z tamtym mężczyzną. Był zły na siebie, że w walce okazał się taki beznadziejny. We dwóch nie dali radę nawet go skrzywdzić. Za każdym razem, gdy chciał zapomnieć o tym wspomnieniu cały czas do niego powracało odtwarzając się na nowo.
        - Rozmyślanie nic ci nie da – odezwał cię kocur. – Nie sprawi, że staniesz się silny.
        - Wiem – odpowiedział spokojnym głosem. – Mógłbym go pokonać… Mieczem. Ale…
        - Ale co? – zapytał. – To nieuczciwe? –kot parsknął, gdy chłopak przytaknął.- Jest coś czego powinieneś nauczyć się od Rosalyn. To właśnie nieuczciwość. Czasami popłaca, bo możesz zachować życie.
        Na twarzy Rossa pojawił się lekki uśmiech.
        - Gdybyśmy znali jego największe pragnienie moglibyśmy się z łatwością zemścić – powiedziała Rosalyn.
        Tenebris oraz Ross odwrócili się głowy w stronę dziewczyny, która powoli się do nich zbliżała. Za nią dreptał Faldio. Przysiedli się do nich, a twarz białowłosej nabrała różowych rumieńców gdy wywinęła usta w szeroki uśmiech.
        - Nie powinnaś odpoczywać? – zapytał blondyn.
        - Chciała wyjść na świeże powietrze. Ronan jest z Paili w lesie po zioła, nim wróci miną godziny – wyjaśnił rudowłosy.
        - Wracając do mojego pytania... Co ceni sobie tamten mężczyzna?
        Wszyscy siedzieli w kółeczku, a z daleka wyglądali jak bawiące się dzieci, jednak byli przyszłymi dorosłymi obmyślającymi plan zemsty.
        Zielonooki zastanowił się chwilę. Wiedział, że on najbardziej ceni sobie Darię, ale nie mógł pozwolić by została skrzywdzona. Był pewny, że Ross o tym wspomni, jednak milczy. Wtedy przypomniała się jeszcze jedna istotna rzecz.
        - Potomek. Jest dla niego bardzo ważny. Ktoś musi odziedziczyć jego majątek.
        - Chyba nie chcecie zabić małego dziecka? – Ross nie był zadowolony. Odsłonięte miał jedynie oczy i usta, lecz po tonie głosu można było to wywnioskować.
        - Nie zabiję dziecka – powiedziała stanowczo Rosalyn. – Wykastruje go nim zdąży jakieś zrobić.
        - Tak! To wspaniały pomysł! – zawołał zadowolony dwudziestotrzylatek. On i białowłosa wymienili przyjazne spojrzenia i uśmiechy. Ross widząc ich oznajmił, że nie chce brać w tym udziału. Sam nie wiedział czy żartują czy mówią poważnie. Skoro Rosalyn ma już takie głupie pomysły to oznacza, że czuje się coraz lepiej.

        Cztery tygodnie później Ross był już całkowicie zdrowy. Każde zadrapania i groźniejsze rany zdążyły się zagoić nie pozostawiając na jego śnieżnobiałej skórze żadnych blizn. W tym czasie więź między rodziną Tarkisów, a podróżnikami zacieśniła się. Przyzwyczaili się do swojej obecności, a blondyn do niewygodnej kanapy. Nawet gdy Rosalyn już wyzdrowiała, a on nadal potrzebował opieki, Ronan nie pozwolił mu spać w pokoju dla pacjentów.
        Od tamtego czasu Faldio nie postawił nogi w miasteczku. Nie pozwoliła mu na to jego duma i nadal nie był przygotowany na drwiny. Kilka razy zaglądał do niego stary znajomy jeszcze z czasów dzieciństwa, gdy razem z Darią chodzili do lasu bawić się, jednak teraz on również ma żonę.
        Kiedy poczuł się nieco lepiej trzy razy udał się na polowanie. Za każdym razem wracał z małą zwierzyną: kilkoma królikami czy innymi gryzoniami. Nie chciał zapomnieć jak strzela się z łuku. Tylko tak potrafił walczyć. Nie chciał być beznadziejny we wszystkim – to za każdym razem sobie powtarzał naciągając cięciwę strzałą i wybierając ofiarę.
        Pewnej deszczowej nocy kiedy wszyscy poszli spać, a on wtedy nie potrafił zasnąć, usiadł przy stole niedaleko kanapy, na której spał Ross. Nalał do kubka świeżego mleka i popijał powoli. Wtedy miał ochotę upić się, jednak nie miał skąd wziąć alkohol. Za każdym razem gdy odstawiał kubek na stół mocno nim stukał, a odgłos rozchodził się po całym pomieszczeniu.
        - Jesteś za głośno. – Ross zwrócił mu uwagę przewracając się na drugą stronę. Również nie mógł zasnąć, a Faldio jeszcze to utrudniał. – Idź spać.
        - Nie mogę – odpowiedział, a jego głos wydawał się poważny. – Za dużo myślę… o przyszłości – mruknął i przymknął powieki. Po chwili usłyszał rechot blondyna. Był cichy, bo głowę schował w poduszkę. Próbował za wszelką cenę powstrzymać się od śmiechu. – Mówię serio! – rudowłosy podniósł głos. Był zirytowany.
        - Więc powiedz mi co ci leży na sercu. – Nadal był rozbawiony całą tą sytuacją. Przewrócił się na plecy i wygodnie, przynajmniej tak jak się dało, ułożył poduszkę pod szyję po czym spojrzał w drewniany sufit.
        - Nie mogę wiecznie siedzieć w domu. Kiedyś będę musiał pójść do wioski. Nawet nie muszę go zobaczyć, wystarczy, że mnie wypatrzy. Nikt nic mu nie zrobi, bo jest niebezpieczny i bogaty.
        - Boisz się go?
        Faldio pokręcił głową.
        - Nie. Dostałem od niego tyle razy, że nawet nie zliczę. Kiedyś przyjaźniłem się z Darią. Jak wyszła za mąż mieliśmy po siedemnaście lat i nadal byliśmy przyjaciółmi. Ale jej mąż widział to inaczej. Wiem, że pewnego dnia będzie dane oglądać mi ich dzieci. Niedobrze mi się robi jak o tym pomyślę. Wolałbym wydłubać sobie oczy niż je zobaczyć.
        - W takim razie chodź z nami – zaproponował Ross obracając się po raz kolejny na bok, plecami do Faldio.
        Po tej rozmowie wstał od stołu i poszedł spać. Zasnął szybko, a śniły mu się same przyjemne rzeczy. Następnego dnia powiadomił swoją rodzinę o tej decyzji. Na początku byli temu przeciwni, lecz ostatecznie się zgodzili. Wiedzieli, że pozostanie tutaj przyniesie tylko ból bratu, a nie chcieliby aby cierpiał.
W końcu nastał ten dzień, w którym mieli opuścić dom Tarkisów. Faldio spakował potrzebne rzeczy w mały plecak. Wziął też łuk i strzały. Rosalyn po raz pierwszy złożyła swój czarny płaszcz, z którym się nie rozstawała i za pomocą zaklęcia zmniejszyła go do takich rozmiarów, by mogła go schować do miniwalizek jakie ze sobą nosiła. Poprosiła Rossa, aby je nosił. Nie zajmowały wiele miejsca i nie były też ciężkie więc nie miał nic przeciwko. Powierzyła mu również swoją księgę, którą dostała od Fendary. Jedynie co miała przy sobie to srebrna różdżka, która była przypięta paskiem do uda zasłoniętego długą, błękitno-granatową suknią z krótkimi rękawami.
        Był środek lata. Początek sierpnia. Największe upały były po południu, więc wyszli wcześnie rano nim słońce zaczęło grzać. Nim opuścili dom Tarkisów Ronan odezwał się:
        - Mam nadzieję, że mnie jeszcze kiedyś odwiedzisz – mówił bardzo nieśmiało. – Wiesz… Ja nigdy o tobie nie zapomnę – wydukał rumieniąc się.
        Białowłosa uśmiechnęła się pogodnie.
        - Też o tobie nie zapomnę. W końcu uratowałeś mi życie. - Powiedziała to mając lekki ubaw.
Ukłoniła się grzecznie, dla żartów, a tego nigdy wcześniej nie robiła. Ronan chciał coś jeszcze dodać, lecz powstrzymał się, gdy Ross złapał dziewczynę za ramię.
        - Przestań się wygłupiać. - Nie wyglądał na zadowolonego.
        Pożegnali się i odeszli. Następnym celem podróży była wioska Ground położona w wysokich górach z daleka od innych. Okazało się, że Faldio wiedział co to za miejsce. Właśnie stamtąd wywodzili się ich dziadkowie Nerodekowie. Powiedział, że mieli szczęście iż to właśnie na niego trafili. Lecz aby dojść do szlaku prowadzącego do Ground trzeba było przejść przez wioskę w dolinie. Było wcześnie rano, ale nie aż tak by pracowici ludzie nadal wylegiwali się w swoich łożach.
        Nie trudno było nie zauważyć dwójki obcokrajowców – znajomego im już blondyna i tajemniczą młodą dziewczynę z włosami białymi niczym śnieg, rudowłosego młodszego brata lekarza, który słynie z podrywania Darii oraz towarzyszącego im czarnego kota. Jednak głównym tematem szeptów była uroda nieznajomej. Nigdy nie słyszeli o srebrnych włosach. 
        Przechodząc przez wioskę, blisko rynku trafili na jedną osobę, której wcale nie chcieli spotkać. Darię. Miała teraz rozpuszczone włosy przez co wyglądała młodziej. Patrzyła smutnym wzrokiem w stronę Faldio, który odwrócił głowę i poszedł dalej chcąc zostawić ją za sobą. Jego znajomi nie zwrócili na nią uwagi. Jednak ona była na tyle okrutna, że nie pozwoliła mu odejść. Zatrzymała go łapiąc dwudziestotrzylatka za dłoń. Nawet nie zauważyła kiedy do jej ciemnych oczu napłynęły słone łzy. Zgryzła dolną wargę aby powstrzymać nieprzyjemny ból w sercu i płacz. Wystarczyło tylko spojrzeć na twarz młodzieńca i wszystkie dawne wspomnienia z nim związane powróciły na nowo. Przewijały się w jej głowie niczym film i zatrzymały się na tej chwili. Jedynie co potrafiła teraz wydusić to jedynie dwa słowa.
        - Przepraszam cię – zapłakała.
        Nie odepchnął jej. Nie potrafił tego zrobić. Nadal była dziewczyną, którą lubił. Uśmiechnął się lekko i wytarł jej łzy z policzków. Jednak nic nie powiedział, tylko się uśmiechał.
        - Pewnie mnie teraz nienawidzisz… - zaczęła łamiącym się głosem. – Ja… nie wiedziałam, że on jest taki okropny. Nigdy nie wiedziałam, że za każde wymienione słowo on cię ranił.
        - Nie żałowałem tego, nigdy.
        Jego dłoń wyślizgnęła się z uścisku Darii i powoli się oddalał. Na zawsze. Wtedy zrozumiała jak cenną osobą był dla niej Faldio. Nie mogła pozwolić mu odejść.
        - Zaczekaj! – zawoła. Rudowłosy spojrzał na swoich towarzyszy. Zdołali się porozumieć bez słów.               Uśmiechnęli się oboje lekko, a on wrócił i poszedł do niej. Daria widząc przyjaciela z dzieciństwa, który stał tak blisko niej ucieszyła się. Podeszła bliżej i opuszkami palców dotknęła jego blizny na policzku. – Doskonale pamiętam jak uratowałeś mnie przed…
        - Wiem – zaśmiali się oboje. – Byłem dzielny prawda?
        - Tak. Jak zawsze. Nigdy mnie nie zignorowałeś – opuściła ręce wzdłuż ciała. – Żałuję, że tak musiało się stać.
        - Ja też – odpowiedział. – Miałem kiedyś marzenie, że będziemy razem. Jednak to nie mi było pisane.         Dario, kocham cię ponad wszystko i zawsze będę.
        Nachylił się nad dziewczyną i ucałował ją w kąciki ust. Po tym odwrócił się na pięcie i odszedł. Czuła się jakby miała do tej pory w dłoniach wielki skarb, a kiedy go odstawiła na chwilę odfrunął niczym motyl nie pozostawiając po sobie żadnych śladów wcześniejszej obecności. Wierny chłopiec jakiego znała przez tyle lat się nie zmienił. Jednak go już nie było, a jej gorzki płacz nie mógł nic zmienić. Była żoną mężczyzny, którego nie kocha i być może nigdy nie będzie w stanie pokochać.
        - Tak bez pożegnania zamierzasz odejść? – rozległ się donośny głos trzydziestoletniego mężczyzny. Dwoje młodzieńców wiedzieli do kogo należy. Mieli miesiąc temu dość bliski kontakt z tą osobą.
        - Tak – odpowiedział Faldio stojąc kilka metrów przed nim. Rozejrzał się za Darią, jednak nie poszła za swoim mężem.
        - Pocałowałeś moją żonę. Zabiję cię – wysyczał.
        Nikt nie wątpił w to, że kłamie. Kipiał ze złości, tak jakby Faldio zrobił coś czym śmiercią nigdy nie odkupi. Rudy goryl zacisnął dłonie w pięści i zaczął głośno dyszeć.
        Ross spojrzał kątem oka na Rosalyn i oniemiał. Stała uśmiechnięta szeroko, tak jakby ta cała sytuacja ją bawiła. Miał wrażenie, że zaraz zacznie się wesoło śmiać. To na pewno jeszcze bardziej zezłości głupiego rudzielca. Rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nikogo kto by krzątał się wokół domu. Brak świadków może wyjść na ich korzyść.
        - Nie zaprzeczę – w głosie zielonookiego była nutka rozbawienia. – Ale nie zamierzam dzisiaj umierać.
        - Dość tego! – krzyknął i poszedł w jego stronę stawiając powolne, ciężkie kroki.
        Białowłosa stanęła przed Faldio rozkładając szeroko ręce na znak, że go obroni. Spojrzała w twarz rozwścieczonego mężczyzny. Wydawało się, że nie ma sposobu, aby go zatrzymać.
        - Kobietę też uderzysz? – zapytała mówiąc dość głośno.
        - Kobietę? – zaśmiał się bezczelnie nadal idąc. – Jaka piękna kobieta miałaby białe włosy? Robactwo trzeba tępić.
        Poczuła się jakby ktoś mocno przywalił jej w głowę, a później wbił sztylet w serce. Szok i ból. Otworzyła lekko usta i zaniemówiła. Robactwo? On nazwał ją robactwem? Po chwili krew w jej żyłach zaczęła się gotować.
        Blondyn stał jak słup oszołomiony wypowiedzią ich nieprzyjaciela. Za każdym razem kiedy patrzył na Rosalyn uważał ją za piękność. Białe włosy podkreślały egzotyczną urodę dziewczyny. A mąż Darii podsumował ją dość jasno, tylko nie wiedział z kim tak naprawdę ma do czynienia. 
        Stanął nad młodą czarownicą i patrzył na nią z góry chichrając się i powtarzając, iż jej uroda nie dorównuje urodzie jego żony. Nie podaruje mu tego, tak zadecydowała. Odeszła krok w tył od mężczyzny popychając do tyłu Faldio. Podniosła do góry sukienkę, a mąż Darii parsknął śmiechem.
        - Już ci mówiłem. Taka brzydka kobieta nie uwiedzie mnie – wyglądał na zadowolonego.
        - Zgłupiałeś? Nie mam zamiaru cię uwieść, tylko zniszczyć – powiedziała lodowatym tonem.
        Wyciągnęła różdżkę, która przyczepiona była do uda za pomocą brązowego paska. Widząc magiczny przedmiot w dłoniach dziewczyny rudowłosy zrobił krok w tył patrząc na dziewczynę z przerażeniem.
        Czarownica.
        Nim zdążył zareagować Rosalyn dotknęła jego ciała różdżką przez co znieruchomiał. Wyglądał jakby zamienił się w lodowy posąg. Był zdolny do mówienia, oddychania i mrugania oczami.
        - To za to, że sprawiłeś mi przykrość – jej głos wydawał się smutny i skruszony lecz gdy z całej siły kopnęła go między nogi roześmiała się głośno. Twarz mężczyzny zrobiła się cała czerwona, zmrużył oczy i wydał krzyk bólu.
        - To zbyt okrutnie – zauważył Faldio przymykając powieki. Od samego patrzenia bolało go to samo miejsce.
        - To za Rossa – kopnęła go mocniej po raz drugi.
        Gdyby mógł się ruszać zapewne zgiąłby się w pół. Jednak mógł tylko krzyczeć i błagać o to by przestała. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wymierzyła kolejny cios, gdy go miała zadać powstrzymała się w ostatnim momencie widząc skruszoną minę męża Darii. Zaśmiała się krótko patrząc na jego żałosne zachowanie. Podeszła do Faldio i poklepała go po ramieniu.
        - Jest twój.
        Tarkis zmierzył go wzrokiem. Uśmiechnął się tryumfalnie, ponieważ widział jak duma tego człowieka została zmiażdżona przez drobną dziewczynę, której ubliżał.
        - Jeśli sprawisz, że Daria nie będzie szczęśliwa, znajdę cię i uwierz – wskazał na Rosalyn, bo wiedział, że bardziej teraz boi się jej niż jego – ona umie więcej rzeczy niż to.
        Widział jak przełyka ślinę ze strachu. I więcej go nie zobaczył. Kiedy odeszli zaklęcie przestało działać i upadł na ziemię zwijając się z bólu. Jego męskość została naruszona.

        Niecałą godzinę później byli całkiem daleko od wioski. Dotarcie do Ground może zająć kilka dni, a nawet tygodni. Nie znali dokładnego położenia osady. Wiadomo było tylko tyle, że leży gdzieś w skalistych górach na północy z dala od jakichkolwiek miejsc zamieszkanych przez normalną ludność. Pozostawali cały czas w lesie, musieli jeść to co znaleźli lub to co upolował Faldio. I właśnie to najbardziej nie podobało się Rosalyn. Jedzenie mięsa wzbudzało u niej wstręt, jednak Ross postarał się, aby cokolwiek jadała. Przy każdym posiłku obserwowali co robi z żywnością, a jak była taka potrzeba to karmili ją siłą, co było częstsze.
        Nim jeszcze zdążyli wyjść z wioski Ross przyglądał się uważnie Faldio. Wydawał się taki spokojny i jakby bardziej szczęśliwy. Zapewne przez pożegnanie z Darią i jej mężem.
Blondyn szedł obok niego trzymając na rękach Tenebrisa, który się do niego przyczepił. Wtedy wpadł na pewien pomysł. Uśmiechnął się pod nosem i powiedział.
        - Prawie bym zapomniał. Nowi noszą kota – wręczył czarnucha rudemu.
        Zielonooki uśmiechnął się lekko i wziął go na ręce.
        - Dobrze – nie zamierzał się kłócić. Przytulił go do siebie i zaczął miziać. – Teraz ja się tobą zajmę mały skarbeczku – mówił słodkim głosem tak jak do małego dziecka i uśmiechał się od ucha do ucha.
Tenebris błagalnym wzrokiem spojrzał na Rossa. On udawał, że tego nie widzi. Przyśpieszył kroku by wyrównać tępo z Rosalyn, która szła pierwsza.
        - Nieźle to wymyśliłeś – uśmiechnęła się szeroko. – Kto by pomyślał - odwróciła się za siebie i patrzyła jak zielonooki męczy jej kota. – Trochę mi go szkoda… - dodała smutnym głosem i razem z Rossem roześmiali się wesoło.
___________________________________________________________

Rozdział sprawdziłam, ale byłam trochę zagubiona w swoich myślach przez co na pewno coś przeoczyłam. Uwierzcie, jeśli przeczytacie 11 tomów w półtora tygodnia, zerwiecie kilka nocek na to, bo wiedzieliście, że główna bohaterka będzie z chłopakiem, którego faworyzowaliście od 1 tomu, a kiedy w końcu są razem, autorka musi coś spieprzyć raniąc przy tym moje uczucia. :C Kicha.
No nic. :c
Tak na marginesie, Faldio jest dodany do bohaterów już od tygodnia. xD
I dziękuję wszystkim czytelnikom za komentarze, bo jakimś cudem później mam wenę i chęci do dalszego pisania. XD

Następne rozdziały będą takie spokojne. :3

11 komentarzy:

  1. HAHA! W KOŃCU TEN ZAPYZIAŁY GUMOCHŁON DOSTAŁ PO MORDZIE!
    Nawet nie wiesz, jak ja zawsze się cieszę na rozdział, a tym bardziej, kiedy dzieją się takie super akcje jak w tym. No ale po kolei, bo zauważyłam, że to wszystko jest takie chaotyczne (mam taki dzień, to chyba przez witaminki). Nieważne, pieprzę same głupoty. Oh well. D:<
    Szkoda mi Faldio. Bo widać, że on serio kocha strasznie Darię, ale ten gumochłon im przeszkodził. Ale w sumie gdyby nie on, to Faldio byłby z nią i nie poszedłby w dalszą drogę z bohaterami, więc jest jakiś plus! Ale i tak nadal nie lubię tego męża. Przynajmniej dostał po mordzie. :'D W końcu. Nie dość, że białogłową nazwał robakiem, to jeszcze pobił wcześniej Rossa i Faldio. Mam wrażenie, że ten ból wywołany jego słowami miał związek z przeszłością, bo tam też gardzili jej włosami (JAK MOŻNA GARDZIĆ BIAŁYMI WŁOSAMI, NO WTF?!).
    RoRo indefiented. Ja wiem, że wypowiedzią "przestać się wygłupiać" okazał swoją zazdrość o nią, no i uważa ją za piękność... on ją lubi! Ale że tak luuuuuuuubi.
    Współczuję Tenebrisowi. Wygląda na to, że Faldio aż za bardzo lubi koty i jeszcze go trochę pomęczy. Mały wredziuch z tego Rossa. XD". I tak go kocham.
    Szkoda, że nie wykastrowali tego dziecka. Z chęcią bym o tym czytała. No ale jak Ci mówiłam, nie lubię dzieci i mam do nich zrazę.
    Co do Czystej Krwi - zauważyłam, że autorka lubi kończyć wszystko dramatem, jak ja. W końcu spieprzyłam Arinę i Mikołaja. Przypadek?

    Wypatrzone przez moje oczy błędy:
    "nadal potrzebował opieki Ronan nie pozwolił mu spać w pokoju dla pacjentów." <- brak kropki albo przecinka w środku zdania.
    "Brak światków może wyjść na ich korzyść." - zamiast "t" - "d", świadków.

    Ahoj, kapitanie!
    Odmeldowuję się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie temu kretynowi się dostało! Choć zasłużył na coś znacznie gorszego.
    Fajnie, że Faldio dołączył do drużyny, bardzo go polubiłam :)
    Dzięki za powiadomienie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, cieszę sie, ze w koncu mąż Darii oberwał. mam nadzieje, że nie dostanie tego na co z takim upragnieniem czekał. ;)
    Fajnie, że w końcu nasi bohaterowie ruszyli dalej w drogę. Szkoda mi tylko tego, że skończyła się ich samotność. Miałam nadzieję, że między Rosalyn a Rossem w końcu coś będzie ;)
    Znalazłam kilka błędów, głównie wyglądają na literówki lub po prostu niepotrzebnie wstaione "się", czy coś takiego. Ale ogólnie nie jest źle.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Postaram się je poprawić, jak trochę siebie ogarnę.

      Usuń
  4. Ale mam radochę, bo nie żegnamy się z Faldio! Cieszę się, że dołączył do RoRo i kota (xD). Wiesz, że pomimo wcześniejszej niechęci do Darii, nawet zrobiło mi się jej żal? :< No i Faldia, szkoda, że nie mogli być razem T.T
    I hihi śmiałam się jak głupia, kiedy unieruchomiła tego półgłówka i kop w jaja xD Przepiękna scena. Uwielbiam, kiedy Rosalyn przejawia cechy sadystki, tak, tak xD
    Za każdym razem kiedy patrzył na Rosalyn uważał ją za piękność To jest moje ulubione zdanie :D
    Miej chęci do dalszego pisania, bo ja chcę jeszcze!

    OdpowiedzUsuń
  5. RoRo!
    Muszę powiedzieć, że w końcu zaczynam nadrabiać zaległości :3 Chociaż nie pod każdym rozdziałem zostawiam komentarze - jak to bywa, ciężko jest dodać cokolwiek, jeśli siedzisz w pociągu z Wi-fi razem z dziesięcioma innymi ludźmi w jednym przedziale. Ale nie o tym teraz.

    To właśnie nieuczciwość. Czasami popłaca, bo możesz zachować życie. - przede wszystkim zgadzam się z tym cytatem, chociaż wyjdę na zUą xD

    Cieszę się z dwóch rzeczy: 1. ten głupek w końcu dostał za swoje ^^ 2. jest Faldio, jej! *meksykańska fala*

    Jedyne co mnie irytowało podczas czytania to takie stwierdzenia jak ,,białowłosa". Wiem, że jestem przeczulona, bo na np. brunet i szatyn bym nie zareagowała, ale tu już dostaję białej gorączki na wspomnienie ,,Angelfall" i ciągłego pomarańczowoskrzydły >.<

    Poza paroma literówkami jest okej. Myślę, że niekiedy mogłabyś wyeliminować pewne zaimki i np. ,,się", ale to są naprawdę niewielkie poprawki.
    Pozdrawiam.

    http://innowiercy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha, ale Rosalyn skopała tego rudzielca :D Rozwaliło mnie to tak samo jak Ronan okazywał jej sympatie, a ona się z niego śmieje(no..tak jakby). Okrutna dziewoja ;3
    Ciesze się, że ruszyli w dalszą drogę i jestem ciekawa co jest w Ground... Może inna czarownica, tam dam dam, nie no pewnie nie :>
    Ojej jak Faldio wziął Tenebrisa i tak mówił do niego hehs :d I Tenebris spojrzał błagalnym wzrokiem na Rossa, uwielbiam tego kotełka XD
    Jak zawsze ja to ostatni komentarz. Jeej :P

    OdpowiedzUsuń
  7. cześć, mnie nowy rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. "- Nie zabiję dziecka – powiedziała stanowczo Rosalyn. – Wykastruje go nim zdąży jakieś zrobić." Boże, umarłam xD Ten tekst powalił mnie na kolana xD
    Hm... Czyżby TRenebris znalazł się w tarapatach?? xD Okrutnie z nim postąpiono xD Choć nie powiem, rozbawiło mnie to :)
    A tak w ogóle, temu dupkowi się należało. Białe włosy są piękne! Też bym takie chciała!
    Dzięki za info!
    Ave i weny!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  9. To nie jest dobry pomysł. Daria już została "sprzedana". Jeśli nie urodzi dziecka, narwany mąż zemści się na niej, nie widząc w braku potomstwa własnej winy. Lepszym by było odebrać mu majątek.

    OdpowiedzUsuń
  10. Odmienia się tak:
    To jest Harry Potter
    To jest różdżka Harry'ego Pottera.

    Zaś różdżka tego fiutoliza w najbliższym czasie nie pojawi się w żadnej komnacie tajemnic.

    OdpowiedzUsuń