piątek, 5 lipca 2013

Rozdział XII - Jestem czarownicą.

      Dzisiejsza noc była w miarę ciepła, mimo to ognisko paliło się cały czas. Dziewczyny smacznie spały niedaleko płonącego ognia. Ross nie potrafił zmrużyć oka. Jego myśli krążyły wokół słów Rosalyn. Nie mógł w ogóle tego pojąć jak ona mogła tak spokojnie spać jak gdyby nigdy nic wiedząc, że ktoś na nich czyha.
      Siedział pod drzewem gdzie drzemała białowłosa robiąc sobie poduszkę z Tenebrisa, któremu wcale to nie przeszkadzało. Kocur również nie spał. Patrzył się co chwilę na Rossa, a to w niebo. Po drugiej stronie była Xerara. Do niej przytulony był mały chłopiec. Oczy miał opuchnięte, gdyż przed snem zaczął gorzko płakać.
      Ross odchylił głowę i spojrzał w granatowe, gwieździste niebo.
      Było spokojnie. Jedynie co słyszał do ciche odgłosy świerszczy i palącego się ogniska. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko cisza przed burzą. Gdzieś niedaleko są ludzie tak brutalni, którzy nie zawahali się przy wymordowaniu całej wioski.
      Kiedy Ross przytoczył tą myśl zacisnął mocno dłonie na swoich spodniach. Zastanawiał się co w tej chwili robi król skoro bezkarnie pozwala mordować swój lud. Czyżby już go nie obchodził? Już dawno ci ludzie powinni być złapani. Nie ma problemu z przejściem przez granicę i właśnie dlatego można poruszać się swobodnie między krajami. Gdyby obsadzić straż przy granicy to nielegalne organizacje miały by problem z przemieszczaniem się po kontynencie. Jednakże o takich sprawach się nie mówi.
      Tenebris przyglądał się uważnie Rossowi. Spostrzegł, że aż kipi ze złości. Nie rozumiał dlaczego. A może się bał?
      Kiedy wstało słońce blondyn zgasił ognisko. Był jeszcze wczesny ranek, około godziny czwartej. Xerara zbudziła chłopca, który wydawał się jakiś nieobecny.
      Rosalyn stanęła na równe nogi i wyciągnęła ręce do góry. Rozczesała jeszcze długie srebrne włosy palcami nucąc przy tym. Była w dobrym humorze to było widać z daleka. Jej nastrój nawet udzielił się chłopcu. Wziął Tenerisa na ręce i poszedł przodem. Obok niego szła brązowowłosa. Wczoraj ustaliła nową trasę na skróty.
      Młoda czarownica spojrzała na Rossa, który miał wory pod oczami. Przyłożyła dłoń do ust i zaśmiała się krótko.
      - Wyglądasz strasznie!
      - Całą noc nie spałem – odparł.
      Nagle spoważniała.
      - To bardzo źle. Powinieneś zachować siły… - zadumała się na chwilę i wzruszyła ramionami. – No trudno. Może uda mi się w końcu spłacić swój dług – poszła przodem zostawiając go na samiutkim końcu. Odwróciła głowę i puściła mu perskie oko.
      Po trzech godzinach spędzonych na przemieszczaniu się po lesie Xerara oświadczyła, że niedługo dojdą do doliny, z której trzeba będzie zejść w dół. Miała rację. Im szli dalej tym rzadziej rosły drzewa, aż w końcu ukazała się zielona dolina przypominająca swoim kształtem literkę U. Rosła tam trawa i kwiaty. Tylko gdzieniegdzie były pojedyncze drzewa.
      Powoli zaczęli schodzić w dół. Las już ich nie osłaniał. Ani nikogo innego. Na tym obszarze nie dało się nie zauważyć ludzi, choć trawa była dość wysoka. Dla małego chłopca sięgała aż pod samą brodę. Właśnie dlatego szedł ostatni. Miał już wydeptaną drogę.
      Ross co chwilę odwracał się w stronę Rosalyn, która szła za nim. Dziewczynie wydawało się, że myśl o najbliższej potyczce go bardzo martwi. Czyżby ogarnął go strach? Odwróciła się za siebie jednocześnie zatrzymując się i spojrzała w górę. Nic nie widziała, jednak czuła, że ci ludzie są blisko.
      W tym czasie Cyros zderzył się z plecami białowłosej przygniatając kota. Tenebris miauknął głośno i nastroszył sierść.
      - Właśnie! – powiedziała Rosalyn.- Musisz oddać mi Tenebrisa.
      Chłopiec pokręcił głową.
      - Za nic w świecie ci go nie oddam! – zawołał stanowczo przytulając kota jeszcze bardziej.
      Na czole Rosalyn pojawiła się pulsująca żyłka.
      - Ale to jest mój kot. Nie możesz go sobie przywłaszczyć.
      - A właśnie, że tak. Ty się nim nie opiekujesz! – wystawił jej język.
      - Zaraz pożałujesz, że nie zamieniłeś się w popiół tak jak cała twoja wioska – ton głosu dziewczyny niski.
      - Rosalyn – warknęła miłośniczka ludzi w potrzebie – Xerara – To tylko dziecko! Przecież przed nami jeszcze długa droga! Może chyba jeszcze go potrzymać?
      - Mylisz się – odpowiedziała spokojnym głosem. – Właściwie byłaś nieprzydatna.
      - Co?
      Xerara podeszła do Rosalyn i złapała ją za fraki. Wtedy usta białowłosej wywinęły się w wredny uśmiech. Druga nie mogła się powstrzymać by wymierzyć jej cios. Uniosła wzrok do góry i wtedy zobaczyła dwudziestu ludzi w czarnych płaszczach. Każdy z nich miał wytatuowane trzy czerwone krople.
      - Łowcy… Niewolników – powiedziała otumaniona szatynka. Zostawiła Rosalyn w spokoju i stanęła przed nimi. – Uciekajcie… Oni chcą tylko mnie. Nie chcę by ktokolwiek z mojej winy zginął!
      Rozległ się donośny śmiech Rosalyn.
      - Znowu się mylisz. Oni nie chcą ciebie. Oni chcą Rossa i mnie.
      - Że co? – zapytała odwracając się w ich stronę.
      - Zabierz stąd chłopca – nakazał chłodno Ryan.
      Xerara wydawała się coraz bardziej skołowana. Nie rozumiała zaistniałej sytuacji. Przecież ona miała ich chronić! A może jej się tylko wydawało. Przypomniała sobie dzień, w którym się spotkali. Pamiętała, że udało im się pokonać kilku ludzi, ale ci stojący na wzgórzu to całkiem inna ranga!
      Złapała Cyrosa za jedną rękę, bo drugą trzymał Tenebrisa i zaczęła się wycofywać powoli.
      Białowłosa sięgnęła po różdżkę do rękawa. Skierowała wzrok na przeciwników. 
      - Ross, idź z nimi. Ja ich zatrzymam – oznajmiła.
      - Poradzisz sobie?
      Zdjęła płaszcz i rzuciła go obok na trawę. Spojrzała na niego uśmiechając się.
      - Nie musisz się o mnie martwić… - kiedy to powiedziała grupa Łowców Niewolników rzuciła się do ataku. W rękach mieli podpalone pochodnie.
      - Rosalyn! – zawołał Ross odchodząc. – Oni mają ogień!
      Smukła różdżka w dłoni dziewczyny powiększyła się. Uderzyła nią o ziemię. Na ostrzeżenie Rossa nie zareagowała. Wiedziała o co chodzi. Największym wrogiem czarownicy jest ogień. Czyli oni musieli wiedzieć kim jest.
      Spojrzała kątem oka na to jak się oddalają. Wszystko szło tak jak powinno. Skierowała wzrok na swoich przeciwników. Chciała odszyfrować co chcą zrobić. Jeśli podpalą trawy mogą spalić się żywcem. Będą ryzykować własnym życiem, aby zabić kogoś nic nie znaczącego?
       Wszyscy ustawili się w szeregu trzydzieści metrów od białowłosej. Jeden z nich ze środka wyszedł i podszedł bliżej dziewczyny. Skierował na nią palącą się pochodnie.
      - Jeśli z nami pójdziesz oni przeżyją – wskazał na Xerarę, Rossa i Cyrosa. – Jeśli nie, spalą się żywcem.
      Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się delikatnie do mężczyzn i ujęła w obie ręce różdżkę. Uniosła ją do góry i wzięła zamach. Wymówiła w tym czasie zaklęcie, a różdżka zrobiła silny wiatr, który zgasił im pochodnie.
      Łowcy Niewolników byli zszokowani. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Wtedy ich przywódca nakazał:
      - Wybić ich!
      Dwadzieścia ludzi zaczęło biec na Rosalyn. Wtedy usłyszała okrzyki bojowe pozostałych łowców, którzy wcześniej się ukryli za doliną. Wybiegli prosto na jej towarzyszy. Nie mogła w to uwierzyć co zobaczyła. Nie wyczuła ich aury, a zwykły człowiek nie potrafi jej ukryć. Lekceważenie teraz przeciwników byłoby głupotą. Musieli mieć silnego sprzymierzeńca.
      - Skąd oni się tu wzięli? – zapytała przerażona Xerara.
      Cyros mocniej uścisnął kota, który zaczął się wyrywać. Ross miał poważną minę. Był gotowy do walki, ale nie wiedział czy zdoła podołać temu fizycznie. Dzisiejszy marsz i brak snu bardzo go zmęczył. Nagle usłyszał głośne miaukniecie. Następnie płacz chłopca. Odwrócił się w ich stronę. Na ręce małego blondyna pojawiły się zadrapania po kocich pazurach, z których sączyła się krew.
      Tenebris stanął przed Rossem, Xerarą i Cyrosem. Wtedy wszyscy poczuli jak ziemia po ich stopami zaczęła się trząść. Xerara upadła na kolana i patrzyła w stronę Rosalyn.
      Silny wiatr unosił jej włosy i suknię w górę. Ziemia wokół niej zaczęła pękać. Uniosła różdżkę w górę, a za nią pojawił się wielki głaz, który niegdyś był twardym gruntem, po którym stąpali, a teraz wzbił się w powietrze. Ten głaz rozbiła na więcej kawałków i wtedy rzuciła je w stronę swoich wrogów. Trafieni ludzie zostali zmiażdżeni. Jeden po drugim. Ginęli jak mrówki. Wtedy dostrzegli, że wzrok dziewczyny się zmienił. Był zimny. Bezlitosny. Pełen pogardy. Obrzydzenia. Nienawiści. Do ludzi?
      Z dwudziestu przeżyło siedmiu. Jednak byli zdeterminowani by walczyć do końca. Jeśli oni przegrają to ich towarzysze dopadną tamtych. Byli przy tej nadziei. Jednakże żmudnej nadziei.
      „Jakimi głupcami jesteście, że nadal wierzycie w swoje zwycięstwo?” – zapytała w myśli Rosalyn. Musiała to zakończyć za jednym atakiem.
      Ziemia drżała. Wydawało się, że coś chce się przebić przez warstwę skamieniałego piachu. Powoli kawałek po kawałku grunt pękał. Niektóre grudy zaczęły wirować wokół ciała Rosalyn. Ze szczeliny wystrzelił silny strumień wody. Jednak żadna kropla nie spadła. Woda przybrała owalny kształt i krążyła wśród grud piachu. Nagle z wody uformowały się długie włócznie. Było ich dokładnie siedem. Ujrzawszy to łowcy przybrali pozycje obronne. Jednakże na nic to było. Kiedy woda wystrzeliła w ich stronę niczym torpeda zostali przybici na wylot. Upadli na ziemię niemalże równocześnie. Grudy ziemi również opadły rozbryzgując się o resztki zielonej trawy. Rosalyn sięgnęła po swój płaszcz i spojrzała za siebie.
      W tym czasie towarzysze poległych łowców byli coraz bliżej Xerary, Rossa i Tenebrisa oraz młodego chłopca. Biegnąc z górki wydawali okrzyk bojowy, który nie miał konkretnego znaczenia, ale zagrzewał pozostałych do walki i dawał siłę napierania dalej. Nawet po zobaczeniu tego co uczynił ich cel nie zamierzali się poddać. Mieli z tyłu przymocowane kołczany z łatwopalnymi strzałami i solidne łuki. Gdyby się zbliżyła wystrzeliliby ognistą strzałę.
      Cyros cały zapłakany przytulił się do Xerary wciskając twarz w jej ciało. Cały się trząsł i krzyczał w niebogłosy. Nawoływał także mamę i tatę. Brązowowłosa głaskała go po głowie. Była przerażona. Nie zdawała sobie sprawy z tego co robi. Wydawało się jakby jej wszystkie zmysły przestały działać. Nie widziała tego co zrobiła Rosalyn. Nie słyszała nic. Czuła tylko jak powietrze gęstnieje i wbija ją w ziemię przez co słyszy ciężkie kroki. Była smutna, a koniec się zbliżał. Chciałaby jeszcze żyć. Było jej przykro z powodu Rossa. Wciągnęła go w niebezpieczeństwo. Nie była w stanie jednak nikogo obronić. Jej siła okazała się nikła.
      Ross było gotowy mimo wszystko stanąć do walki nawet jeśli był wyczerpany przez brak snu. Mógł się domyśleć, iż to wszystko się stanie. Wtedy Tenebris wyszedł przed niego.
      - Ja się nimi zajmę – rzekł czarny kocur.
      - Kocie… poradzisz sobie? Jesteś taki… - uciął w pół słowa, gdy ujrzał jak Tenebris zaczął rosnąć. Z łap wysunął ostre pazury niczym brzytwy, od których odbił się blask słońca. Jego łapy stały się potężniejsze. Wydawał się bardziej przybity. Kły wysunęły się z paszczy tak jak u tygrysa szablo-zębnego. Teraz Tenebris miał prawie trzy metry. Ross wziął oddech i dokończył zdanie: -mały…
      Kot wydał z siebie groźny ryk co spowodowało przerażenie wśród przeciwników. Niektórzy zatrzymali się i wycofali. Inni nadal napierali na przód.
      Tenebris rzucił się pędem na Łowców Niewolników. Atakowali go mieczami, lecz na próżno. Strącał ich łapami i ogonem. Podbiegli do niego czteroosobową grupą, w rękach mieli włócznie i trzymali je w poziomie. Kot stanął na dwóch łapach i wtedy je unieśli. Wtedy uderzył przednimi łapani z całej siły w ziemię, a napastnicy stojący naprzeciw pod wpływem drżenia upadli na ziemię. Kot wziął zamach łapą i uderzył w nich mocno przez co odlecieli kilka metrów.
      Po zmierzeniu się niektórych łowców z gigantycznym kotem reszta postanowiła się wycofać. Biegli zostawiając za sobą kurz.
      Kocur nadal w postaci giganta powrócił do Rossa machając z zadowolenia ogonem. Wtedy Rosalyn dołączyła do nich. W ręku trzymała różdżkę. Wyglądała na rozwścieczoną. Czarnuch posłusznie zszedł jej z drogi,nawet nie musiała nic mówić. Usiadł sobie obok.
      Białowłosa uniosła różdżkę do góry. Swój wzrok skupiła na uciekających oprawcach. Jeśli teraz ich wypuści to znowu po nich przyjdą. Prędzej czy później ci głupcy się zjawią. Powoli opuściła rękę. Wystarczy jedna chwila, aby ich wszystkich zabić.
      - Już dość! – zawołał głośno Ross i złapał Rosalyn za rękę, w której trzymała różdżkę. – Nie musisz ich zabijać.
      Czuła silny uścisk. Odwróciła głowę w stronę blondyna i z udawaną obojętnością spojrzała na jego twarz. Była pewna, że ujrzy rozwścieczonego Rossa, jednak dała po sobie poznać zdziwienie gdy zobaczyła jak patrzy na nią smutnym wzrokiem. Jakby błagalnym. Piękne brązowe oczy były pełne uczuć. Wtedy puścił jej rękę, a ona schowała różdżkę do płaszcza.
      - Czym ty jesteś! – wrzasnęła zapłakana Xerara.
      Ross i Rosalyn odwrócili się do niej. Przez całe te zajście zapomnieli o brązowowłosej i o małym chłopcu.
      Kobieta była przerażona. Trzęsła się ze strachu. Łzy obficie spływały po jej policzkach, a do siebie przytulała Cyrosa, który częściowo zagłuszał jej płacz. Patrzyła na Rosalyn jak na potwora. Jej kot już wyglądał jak stwór z koszmarów.
      Czas to zakończyć – pomyślała Rosalyn. To była dobra okazja. Ujrzała jedną z prawdziwych twarz Xerary. Tą część jakiej nienawidzi w ludziach.
      - Jestem czarownicą – oznajmiła spokojnie Rosalyn.
      Jej wzrok był chłodny i miażdżył siedzącą na trawie Xerarę. Brunetka spojrzała na Rossa szukając w nim nadziei. Jednak nie znalazła jej. Po jego twarzy zrozumiała, że on wiedział od początku. Okłamali ją. Ufała im. Brała ich za przyjaciół. Za wybawicieli, którzy pomogli wyjść jej z przeklętej wioski. Dlaczego wbili jej nóż w plecy?
      Przestała płakać. Spojrzała w niebo i zamknęła oczy. Teraz skoro zna jej sekret pewnie ją zabije. Ją i chłopca. Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Rosalyn i Ross zniknęli. Tak jej się wydawało na początku. Dopiero kiedy wstała ujrzała jak oboje szli w stronę lasu, z którego wyszli. Byli już daleko. I ani razu się nie odwrócili.
*
      W ciągu dwóch dni Xerara dotarła do najbliższego miasta. Tam oddała dziecko pod opiekę tamtejszej władzy. Ludzie słyszeli o katastrofie jaka spotkała wioskę niedaleko miasta Bado. Wszyscy uważali brązowowłosą za bohaterkę co ocaliła chłopca z innego kraju. Po dokładnym przesłuchaniu Cyrosa zaprosili i do siebie ponownie Xerarę.
      - Mówiła pani, że nikt wam nie towarzyszył. Jednak chłopiec twierdzi, że było jeszcze dwóch ludzi i kot – odezwał się strażnik.
      - Wiele przeszedł. Z dnia na dzień stracił wszystkich bliskich. Nikt mu nie został do tego jest jeszcze dzieckiem i ma słabą psychikę. Wszystko sobie ubzdurał.
      Skłamała. Nie wiedziała czemu. Może po prostu nadal trzymała się jakieś wątłej nadziei. W końcu oni ją uratowali. Mogli uciec i pozostawić na łaskę losu, ale nie zrobili tego. Walczyli mimo, że nie mieli w tym interesu. Pomyślała, że spłaca swój dług.
      Teraz szła ulicą miasta. Powoli układa wszystko sobie w głowie. Udało jej się w końcu dojść do tego, że przez dwa tygodnie kryli się nią, aby właśnie kościół nie zaczął ich ścigać. Gdyby mieli go na ogonie trudniej byłoby się poruszać po kontynencie. Całkiem rozsądne było z ich strony. Dobrze, że za „nic nie robienie” dostała wypłatę. Właśnie! Dostała wypłatę. Całkiem o niej zapomniała. Zadowolona sięgnęła do materiałowego woreczka umocowanego przy pasie. Tam właśnie chowała pieniądze. Przynajmniej starczy jej na podróż dalej, a później pomyśli o przyszłości.
      Otworzyła woreczek z pieniędzmi i krzyknęła z przerażenia. Pieniądze zamieniły się w piach! Jak to w ogóle możliwe? - zadała sobie w myśli pytanie. Wtedy sobie przypomniała się jej, że Rosalyn jest czarownicą … Zacisnęła dłoń w pięść i przysięgła sobie ją dopaść i odzyskać należną jej sumę.
     
*

      Dwa tygodnie później.

      Ross, Rosalyn i Tenebris przebijali się przez las. Już niedaleka droga została do miasta Ceres. Zaledwie kilka kilometrów. Jutro z samego rana wyruszą w dalszą podróż. Teraz była późna pora. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Postanowili spędzić kolejną letnią noc w lesie. Rozpalili niewielkie ognisko i usiedli pod drzewem. Kot wpakował się między dziewczynę a chłopaka.
      - Denerwujesz się? – zapytała Rosalyn.
      - Czego?
      - Zobaczysz swoją przyjaciółkę… - mruknęła.
      Blondyn uśmiechnął się.
      - Raczej martwię się tym, że mogą nas nie wpuścić i trzeba będzie się włamać.
      - Co to dla nas – zaśmiała się.
      - W sumie to mamy wprawę – zażartował i szturchnął ją w ramię.
      - Auu… - jęknęła dziewczyna i uderzyła delikatnie prostą dłonią w swoją szyję.
      - Bolało? – zapytał przestraszony Ross. Nie wiedział, że może być tak delikatna.
      Dziewczyna pokręciła głową.
      - Coś mnie ugryzło…– splotła dłonie przed sobą i uśmiechnęła się lekko.
_____________________________________________________
Tuturutu... Mam nadzieję, że nie zwaliłam aż tak mocno opisów. Może powinnam dodać więcej uczuć, dało się na pewno, ale... no ale u mnie się nie dało. XD (słaba wymówka, mniejsza) Następny ma lepsze opisy. >D
Rozdział jak rozdział. Następny może dodam wcześniej. Zależy czy w poniedziałek wyjadę na wieś. Moi rodzice postanowili się za mnie zabrać i zakończyć mój aktualny styl życia, który mi się bardzo podoba. :C 

9 komentarzy:

  1. Nie wyjeżdżaj!
    Ale zaczynając od początku rozdziału - zdanie "Jego myśli krążyły wokół słów Rosalyn" zapowiadało uroczą scenkę, a tu bum! Ona śpi, a on myśli tylko o to, że ona śpi. Ale skoro o niej myślał, to znaczy, że ją lubi, prawda? 8) Ja to wiem. Jak zgaduję w następnym rozdziale będzie dużo spał, bo odsypianie dzisiejszej plus przyglądanie się walce na stojąco (to też wymaga ruchu mięśni xD). Może będą spać razem...
    Kurde, Cyros mnie wkurza. Jak dobrze, że zniknął w tym rozdziale, bo ja bym mu przywaliła. Jakby ktoś zabrałby mi kota, to zachowałabym się jak Rosalyn. I to magicznego kota! Xerara też mnie denerwuje. To po prostu dla mnie upierdliwe babsko >:C Gdyby uderzyła Rosalyn wtedy, jak podniosła ją za fraki, to chyba nie chcę wiedzieć, co by się z nią stało.
    No ale akurat w tamtym momencie nadeszli Łowcy Niewolników. Xerara myślała, że to o nią chodzi, a tu niespodzianka! Dobrze jej tak. xD Ale Ross z "poradzisz sobie?" był kochany, bo widać, że się o naszą białogłową martwi! Ale jak zwykle scenę walki opisałaś zajebiście (tak skromnie mówiąc). Ta scena, gdzie ona podniosła za pomocą różdżki głaz, a potem go rozwaliła na mniejsze części i przygniotła ludzi była genialna. A w mojej wyobraźni serio to efektownie wyglądało. I jeszcze ten zimny, pusty wzrok, jakby miała ochotę wszystkich tak zrównać z ziemią (w sensie dosłownym). I ta scena z włóczniami wodnymi... ah. xD <3
    To przemienienie Tenebrisa (który faktycznie okazał się MALUTKI, jak to Ross stwierdził) było super. Skojarzyło mi się z jakąś sceną, ale nie pamiętam jaką. Ale przynajmniej odstraszył tym Cyrosa, ha.
    I w ogóle jak Ross złapał Rosalyn za nadgarstek i wpatrywał się w nią z tym smutnym wzrokiem... tak piękne T^T
    Na koniec myślałam że oni spletli razem ręce, chyba za dużo herbaty wypiłam, bo tak przeczytałam xDD" Szkoda, że tak nie zrobili. Taka romantyczna scena. Hoho.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta przemiana Tenebrisa mnie strasznie zaskoczyła, pozytywnie :D Cud, że Xerara ich nie wydała... Chociaż nic nie wiadomo. Zgadzam się z 'broken', scena walki zajebista! xD
    Tak w ogóle nadrobiłam rozdziały i wszystkie są świetne ;3 Najbardziej mi się spodobał V, VI no i ten :)
    Ciekawe jestem czy Ross i Rosalyn będą razem, fajnie by było. xD haha
    PS Na moim blogu pojawił się nowy rozdział, zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O.O
    W mordę jeża nietoperza, jak akcja!
    Aż nie wiem od czego zacząć, ale postaram się złożyć wszystkie zdania w miarę logiczną całość xD
    No to, żal mi się zrobiło Xerary, najpierw myślała biedna, że to o nią chodzi, potem wyszło na jaw, że Rosalyn jest czarownicą(tak coś czułam xD), a jakby tego było mało oszukali ją, zostawili, a monety zamieniły się w piasek. Biedna :(
    I ten chłopczyk też biedny, bo zabili, spalili i kota nie mógł zatrzymać T.T taaak Rosalyn nie ma ręki do dzieci xD
    Ale Pan T to totalne zaskoczenie! Po kocie czarownicy można się spodziewać, że będzie gadał, ale że będzie się zamieniał w kotopodobnego potwora to szok :D W tej kupce czarnego futra siedzi prawdziwa bestia, hehe :D
    Rosalyn pokazała na co ją stać, ale troszkę mnie przeraziła... tym lodowatym, złym i nienawistnym spojrzeniem, chyba wolę ją jak się włamuje do cudzych domów i odbija kota :D
    O i nie ma to jak wmówić wszystkim, że dzieciak sobie coś ubzdurał :s
    O tak, rozdział(mało powiedziane) genialny, a na końcu uwieńczone słodziutkim: "Bolało?" Ja chcę więcej! :V

    Oj tam, fajnie będzie na wsi :D Baw się dobrze! Może w ciszy, siedząc w cieniu drzewa dostaniesz zajebiszczej weny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie okrąglutki 10 rozdział, zapraszam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za info!

    Pieronem piszesz te rozdziały :d Nawet nie mam czasu zatęsknić za Rossem i Rosalyn! xD
    Rozdział supr! Ale wszystkie są super ^^"
    Nie mam jak na razie głebszych przemyśleń, więc pozostaje mi życzyć weny! :)

    Ave!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, Tenebris zaszalał! Skojarzył mi się z Urim z KHR, niby niepozorny koteczek, a jak urośnie, to trza uciekać, gdzie pieprz rośnie ;)
    Oj, Xerara na nic się nie przydała. Trochę to przykre... Chociaż tyle, że oddała chłopca w dobre ręce (chyba).
    Dzięki za powiadomienie i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowa notka na http://tojikomerareta-tori.blogspot.com/, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny raz nominowałam cię do LBA! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, chciałabym nominować Cie do Liebster Blog Award. Więcej informacji:
    http://hp-po-drugiej-stronie.blogspot.com/2013/07/liebster-award-ii.html

    OdpowiedzUsuń