niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział XI - Wiesz kogo mi to dziecko przypomina?

      Rosalyn ubrała długą czarną sukienkę z krótkimi, bufiastymi rękawami. Przyozdobiona była złotą koronką przy dekolcie. Dół sukni miał niewyraźne, ciemnoszare wzory przypominające poplątane pnącza. Właśnie siedziała na skrawku łóżka – niedaleko śpiącego Rossa - i rozczesywała włosy. Tenebris wylegiwał się na brzuchu blondyna. Przyjemną ciszę zakłócił wysoki kobiecy krzyk. Był tak głośny, że zbudził kota i chłopaka. Chłopak szybko podniósł się do siadu i złapał za głowę.
      - Co to było? – jęknął. Po chwili rozejrzał się dookoła. – Gdzie my jesteśmy? – zapytał z przerażeniem w oczach.
      - Oh… Czyżbyś się źle czuł? – głos Rosalyn był delikatny. – Dobrze ci tak matole.
      Wstała z łóżka i podeszła do okna aby sprawdzić pogodę. Tymczasem Ross wpatrywał się intensywnie w Tenebrisa.
      - Nie licz, że coś ci powiem – powiedział kocur machając ogonem.
      - Dlaczego z rana wszyscy są przeciwko mnie? – podparł podbródek dłonią i westchnął ciężko spoglądając na kota kątem oka. – Kocie chyba nie zrobiłem nic głupiego?
      - Tenebrisie – poprawił go czarnuch już po raz setny. – Powiem ci tyle, że od kiedy Rosalyn miała cię na oku to zachowywałeś się w miarę przyzwoicie.
      Odetchnął z ulgą. Bał się, że mógł zrobić coś naprawdę głupiego. Z wczorajszej nocy nie pamiętał nic.
      Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z impetem, a progu stanęła Xerara z bladą jak trup twarzą. Miała rozczochrane włosy, bluzkę nałożoną na odwrót, spodnie na lewą stronę i brakowało jej jednego buta. Na jej widok blondyn się zaśmiał.
      - Co tamci faceci robią w waszym pokoju? I czemu się zamieniliśmy?! – krzyknęła.
      Rosalyn co stała przy oknie skrzyżowała ręce na piersi. Usta wywinęła pyszny uśmieszek, a oczy skierowała prosto na szatynkę.
      - Sama ich sprowadziłaś bez pytania. Także wyrzuciłaś nas z pokoju. Niestety muszę ci to potrącić z pensji – ostatnie zdanie powiedziała dość wesołym tonem. Xerara skrzywiła się i wzruszyła ramionami.
      - Mniejsza. Możesz potrącić i z dwóch czy trzech! Ale błagam was, zmywajmy się stąd!
      Ross wstał z łóżka i spojrzał na Rosaly, a po chwili zapytał:
      - Czemu chcesz stąd wyjść jak najszybciej?
      - Wolałabym, aby mnie nie było jak się obudzą – jęknęła patrząc w stronę dwuosobowego pokoju.
      - Czekaj! Tam są moje walizki. Muszę po nie iść. – powiedziała białowłosa na głos swoje myśli.
      - Walizki? Myślałam, że Ross nosi twoje rzeczy…
      - Bo… nosi… - popatrzyła na Xerarę z lekkim uśmiechem.
      - To po co ci te walizki? Coś mi tu nie gra… Chwila…
      Rosalyn przygryzła dolną wargę i przeklęła się w myśli za swoje słowa. Ma dokładnie dwie torby, które za każdym razem zmniejszała i chowała do płaszcza. Brak jakiegokolwiek bagażu tłumaczyła tym, że nosi je za nią Ross, który nie rozstawał się ze swoim plecakiem. Teraz trzymał Tenerbisa na rękach i przyglądał się rozmowie dziewczyn.
      - Idę to sprawdzić – oświadczyła brązowowłosa.
      Nagle poczuła jak Rosalyn łapie ją za rękę. Odwróciła się w jej stronę patrząc na nią dziwacznie. Chciała zapytać co wyprawia, jednak młodsza była pierwsza.
      - Zapomnij – rzekła dotykając jej czoła srebrną małą różdżką.
      Oczy dziewczyny powoli się zamknęły, a jej ciało swobodnie upadło na ziemię, lecz przed zetknięciem się podłogi białowłosa uniosła ją za pomocą zaklęcia delikatnie do góry aby nic sobie nie stłukła.
      - Czwarty raz usuwasz jej pamięć krótkotrwałą – odezwał się Ross spoglądając na młodą czarownicę.
      - Nic nie poradzę. Sytuacja tego wymagała – odparła przymykając oczy. – Masz pół godziny, aby się przygotować. Ja pójdę zabrać moje rzeczy.
      Po tych słowach wyszła z pokoju i weszła do następnego. Panował w nim wielki bałagan. Na jej czole pojawiła się żyłka widząc jak jej rzeczy były porozwalane po całej komnacie. Za pomocą zaklęcia spakowała z powrotem swoje ubrania do walizki, którą zmniejszyła i wzięła w rękę, aby móc potem schować w płaszczu. Patrzyła jeszcze przez chwilę na półnagich mężczyzn. Pomyślała, że nie może im tego odpuścić. Nim wyszła z pokoju wzięła zaginionego buta Xerary i wrzuciła do jej sypialni. Po tym zeszła na dół do recepcji. Stała przy ścianie rozglądając się. Kiedy uznała, że nie ma tam żadnych ludzi prócz właściciela podeszła ostrożnie do mężczyzny siedzącego za ladą, który grał sam ze sobą w szachy. Stała za nim niezauważona wcześniej. Srebrną różdżkę przyłożyła i do jego głowy. Wkupiła się na małej zmianie w jego pamięci. Zamiast ich twarzy zapamiętał tamtej dwójki mężczyzn. Nie miała ochoty płacić rachunku za pokój, w którym nie spała. Zaklęcie nie było trudne, ale ingerencja w ludzkich wspomnieniach zabierała dużo mocy ze względu na to, iż takie zaklęcia są nieetyczne. Można zmieniać pamięć krótkotrwałą i to na niecałe cztery dni. Po tym czasie zaklęcie zrzucone przez wiedźmę specjalizującą się w innej magii przestaje działać. Każda wiedźma może rzucać dowolne podstawowe zaklęcia za pomocą słów i różdżki, jednakże nie są tak silne jak korzystanie z tych, których się specjalizują. Mogą być one różne. Od władzy nad żywiołami do tworzenia nowych rzeczy, czy kontrolowaniu istot żywych lub zmarłych. Ale tylko niektóre czarownice są w stanie wyspecjalizować się w wybranej dziedzinie. Zdolność do zapanowania nad szczególną czy jaką zwykłą magią otrzymuje się kiedy dziecko jeszcze nie zostało narodzone. Ten talent nie jest dziedziczny. Czy ktoś go będzie posiadł czy też nie zależy od przeznaczenia w jakie wierzą ludzie.

*
      - Ah! – jęknęła Xerara. – Kompletnie nic nie pamiętam z wczorajszej nocy.
      Szła między Rosalyn i Rossem. Trzymała się za bolącą głowę i cały czas miała wrażenie, że o czymś ważnym zapomniała.
      Rozległo się głośne brzęczenie metalu.
      - Zróbcie przejście – zawołał starszy mężczyzna – straż idzie!
      Kamienna ulica, która z samego rana była zatłoczona w mgnieniu oka zrobiła się pusta. Wszyscy ludzie zeszli na bok robiąc wolne miejsce dla straży miasta. Byli to dorośli mężczyźni ubrani w lekkie zbroje. Przy boku mieli przypięte miecze. Wszyscy biegli równomiernym tempem trzymając się swoich szeregów prosto przed siebie.
      - Słyszałaś co się dzisiaj w nocy stało? – zapytała starsza kobieta swoją znajomą.
      - Ah tak… To straszne. Szkoda mi tych ludzi – powiedziała słabym głosem.
      Xerara niechcący usłyszała tą rozmowę. Musiała przyznać, że to ją zaciekawiło. Wyjście straży z miasta nie jest czymś normalnym. Dzieje się to tylko w nagłych przypadkach.
      - Przepraszam, ale co się stało dzisiejszej nocy? – wtrąciła się w rozmowę.
      - Pobliska wioska znajdująca się na północ od naszego miasta została doszczętnie spalona. Podobno nikt nie uszedł z życiem, ale burmistrz kazał to zbadać. Dobry z niego człowiek. Nadal ma nadzieję, że ktoś przeżył.
      Brązowowłosa przeklęła w myśli. Nie jest dobrze. To właśnie w tamtą stronę mają się udać. Może powinna zmienić trasę. Zapytała się swoich towarzyszy, ale stwierdzili, że będą iść tą drogą, którą zadecydowali na początku. Przecież nie mieli zamiaru odwiedzać tej wioski, a nawet przez nią przechodzić.
      Ruszyli w dalszą drogę. Im szybciej wyruszą tym szybciej dotrą do Ceres. Ich jednym celem było uratowanie Cedili.
      Rosalyn szła spokojnym krokiem. Xerara zaczęła jej opowiadać o tym co się wczoraj wydarzyło kiedy poszła z Rossem się napić. Właściwie opowiedziała tylko to co pamięta. Cały czas się przy tym uśmiechała i co chwilę zerkała na obojętną twarz Rosalyn. Mówiła o tym jak dobrze się z nim dogaduje i jaki jest miły. Dodała też na końcu kilka rzeczy jakie nie miały miejsca, ale mogły się wydarzyć. Chciała się trochę z nią podroczyć jednak to nic nie dało. Nie wiedziała, że ona wiedziała jaki miała w tym cel i kiedy mówiła prawdę a kiedy zmyślała.
      Nagle białowłosa zatrzymała się i odwróciła za siebie, gdyż zdała sobie sprawę, że Rossa gdzieś wcięło. Stał kilka metrów za nimi trzymając Tenebrisa na rękach. Oboje wpatrywali się na tablicę z ogłoszeniami. Polegało to na tym, że ktoś wywieszał ogłoszenie, różnego rodzaju. Prośba o znalezienie zaginionej osoby, wykonaniu jakiejś pracy czy zdobycie przedmiotu. Za każde wykonanie zadanie można było zgarnąć dużą ilość pieniędzy. To na tym silni najczęściej podróżnicy się bogacili. Niestety musieli chociaż umieć czytać.
      Rosalyn podeszła do nich zostawiając Xerarę samą. Stała teraz obok Rossa.
      - Coś się stało? – spytała.
      Była zmartwiona tym co zobaczyła. Twarz Rossa była pełna emocji. Przerażenia. Zaskoczenia. Smutku. Strachu. Niedowierzania.
      Nic nie mówiąc dotknął palcem ogłoszenia o zaginionej osobie. Był to młody mężczyzna. Na pierwszy rzut oka podobny do Rossa – tak stwierdziła Rosalyn. Przeczytała o co chodzi. Od razu przypomniało jej się jak Ross o nim opowiadał. Nie wiele zdradził, ale skojarzyła tą postać.
      - Książę Meneros Loralarandrel zaginął? – jej głos był spokojny. Spoglądała kątem oka na twarz blondyna. Zdążył przybrać maskę obojętności. – Zamierzasz go szukać? – dopytała.
      - Nie – odpowiedział po chwili ciszy.
      Podał Rosalyn Tenebrisa i odwrócił się na pięcie po czym ruszył w stronę Xerary. Białowłosa przez chwilę wpatrywała się jeszcze w list. Zerwała go i zgięła.
      - Nie jesteś przypadkiem jego przyjacielem? – zawołał za nim.
      Nawet się nie odwrócił. Dziewczyna zagotowała się ze złości. Wyrzuciła pognieciony papier i dogoniła tamtą dwójkę. Tenebris zahaczył łapkami o jej ramię i szepnął do ucha:
      - To podejrzane. Mniej oczy szeroko otwarte.
      Skinęła głową i pogłaskała kocura wtulając się w niego.
       
*
 
      Przez pół dnia przemierzali las na równinach West Landu. Postanowili zrobić sobie postój. Xerara poszła po wodę z rzeki, której słyszała dość wyraźny szum. Musiała być gdzieś niedaleko. W tym czasie Rosalyn i Ross mieli po prostu poczekać. Dziewczyna usiadła pod drzewem, a na jej nogach usadowił się kocur.
      Dzisiejszy dzień był bardzo ciepły. Na całe szczęście w lesie jest chłodniej.
      Blondyn podszedł do dziewczyny i usiadł obok niej nic nie mówiąc. Rosalyn zerkała co chwila na niego kątem oka. Od kiedy zobaczył ten list wydawał się przygnębiony. Musiał się naprawdę martwić o swojego przyjaciela.
    
      W tym samym czasie Xerara przemierzała las trzymając w ręku pojemnik na wodę. Kiedy dostrzegła brzeg rzeki uśmiechnęła się szeroko i przyśpieszyła kroku. Uklękła i zanurzyła brązowe naczynie w wodzie. Postawiła obok siebie wciskając drewniany kurek w otwarcie, aby nic się nie wylało. Oparła dłonie na kolanach i podniosła się. Wyciągnęła ręce do góry, aby rozciągnąć mięśnie i schyliła się po pojemnik z wodą.         
      Odwróciła się na pięcie i już miała wrócić, lecz usłyszała głośne chluśnięcie, jakby coś wpadło do rzeki. Spojrzała za siebie i zobaczyła nieprzytomne dziecko, które porwał prąd rzeki. Nie zastanawiając się zbytnio upuściła z ręki pojemnik, pobiegła w stronę wody i wskoczyła do rzeki z rozpędu. Udało jej się szybko podpłynąć do dziecka i je złapać. Okazało się, że był to chłopiec. Wyglądał na mniej więcej osiem lat. Kiedy był już w jej objęciach wyciągnęła go na brzeg i położyła na plecach. Chłopiec odkaszlnął po chwili odzyskawszy przytomność. Miał brązową karnację i jasne blond włosy. W niedługim czasie otworzył lekko oczy, które okazały się błękitne. Jego ubranie było przesiąknięte wodą, a w niektórych miejscach poszarpane. Oddychał bardzo głęboko i szybko.
      - Kim pani jest? – zapytał drżącym głosem.
      - Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – powiedziała odgarniając mokrą grzywkę do tyłu. – Jestem Xerara – uśmiechnęła się i mówiła dalej – Gdzie mieszkasz? Jak niedaleko mogę cię tam zaprowadzić. Twoi rodzice pewnie się martwią.
      Chłopiec popatrzył na nią, a po chwili wbił wzrok w ziemię. W kącikach oczu pojawiły się łzy, które po chwili spłynęły mu po policzkach. Zaczął cicho szlochać.
      Brązowowłosa położyła dłoń na jego głowie i pogłaskała go. Spojrzała w stronę rzeki i przypomniało się jej zdarzenie z rana. Niedaleko za rzeką była niewielka wioska, która została doszczętnie spalona. Kiedy tak płakał zrozumiała, że jako jedyny ocalał. Wstała i wzięła go na ręce. Mimo wszystko musiała wrócić do swoich towarzyszy, ale nie mogła też zostawić chłopca w lesie na łaskę losu.
      Rosalyn opadła szczęka kiedy zobaczyła Xerarę, która wróciła z dzieckiem, a nie z wodą. Ross również wyglądał na zdziwionego. Co jak co, ale nikt tego się nie spodziewał.
      - Zaraz wam to wyjaśnię! – zawołała stawiając chłopca na ziemie. On zaś wpatrywał się w dwójkę obcych ludzi.
      - Mam taką nadzieję – powiedziała Rosalyn mierząc ostrym wzrokiem małego blondyna. Ze strachu schował się za nogami Xerary.
      Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Wyjaśniła im, że jest jedynym ocalałym po wielkim pożarze. Namawiała też, aby poszedł z nimi. Rosalyn nie odpowiadało to, bo była pewna, że dziecko będzie ich spowalniać, z resztą wyglądało na całkowicie rozbitego psychicznie. 
      Wydawało się, że nic nie może jej przekonać. Kiedy usiadła z daleka od Xerary i Rossa, którzy próbowali dowiedzieć się dokładnie od chłopca co się stało Tenebris podszedł do swojej pani.
      - Wiesz kogo mi to dziecko przypomina? – zapytał.
      - Kogo? – burknęła.
      - Pewną małą dziewczynkę, którą spotkałem dziesięć lat temu. Była cała zapłakana, brudna i nie miała domu, ani rodziny. Wyglądała jakby chciała umrzeć, ale chciała też żyć.
      Białowłosa wstała i otrzepała suknię z piachu.
      - Nie lubię kiedy wypominasz mi moje dzieciństwo – powiedziała słabym i smutnym głosem. – W każdym bądź razie zrozumiałam.
      Podeszła powolnym krokiem do reszty. Udało im się dowiedzieć jak nazywa się blond chłopiec. Jego imię to Cyros. Tak jak podejrzewała Xerara, chłopiec był z wioski, którą spalono dzisiejszej nocy. Mimo tego całego piekła zaczął się uśmiechać. Jakby przez chwilę zapomniał o tym co się stało.
      - Czego chcesz? – odezwała się brązowowłosa oziębłym głosem.
      - Zmieńmy trasę. Przejdźmy przez dolinę do najbliższego większego miasta i odstawmy to dziecko straży. Jeśli się nie mylę to powinni się nim zająć. Mam rację Ross?
      Ross uśmiechnął się i skinął głową.
      - Więc postanowione. Wyruszamy jutro.  
      - Jutro? Możemy wyjść zaraz! – zawołała Xerara.
      - Jesteś cała mokra. Nim wyschniesz trochę to zejdzie. Z resztą, nie mam ochoty dzisiaj nigdzie iść.
      - Ross, zgadzasz się na to? – brązowowłosa kobieta spojrzała na blondyna. Wyglądała na trochę zirytowaną. Nie przeszkadzał kobiecie jej aktualny stan. Miała nadzieję, że chłopak się za nią stawi, jednak znowu w odpowiedzi skinął głową.
      Westchnęła cicho. Postanowiła poszukać jakiegoś drewna na opał nim zacznie się ściemniać.
      Kiedy nastał wieczór Xerara siedziała przy ognisku z małym Cyrosem rozmawiając. Chłopiec był zachwycony kotem i go cały czas głaskał i tarmosił. Rosalyn przyglądał się im przez chwilę. Postanowiła wykorzystać ten moment nie uwagi i zawołała do siebie Rossa, który zajadał jagody wcześniej zebrane w lesie. Wstał powoli i podszedł do niej nadal trzymając jagody. Usiedli trochę dalej od tamtej dwójki, aby nie mogli usłyszeć o czym rozmawiają.
      - O co chodzi? –zapytał.
      - Nie wiem czy zauważyłeś, ale jesteśmy śledzeni.
      Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
      - Skąd wiesz?
      - Z niedaleka czuję aurę obcych ludzi. Cały czas za nami idą. Z dnia na dzień jest ich więcej.
      - Niesamowite – zamyślił się na chwilę. – Nigdy bym się nie domyślił. Więc, co robimy?
      Rosalyn popatrzyła na Rossa z poważną minął. Mógł dostrzec jej bladą twarz w jasnym świetle księżyca.
      - To są ci ludzie, którzy mają coś wspólnego z tymi co spotkaliśmy w South Land. Myślę, że oni nie szukają Xerary tylko nas. Skoro tak się stało to nie możemy ich dłużej narażać na niebezpieczeństwo.
      - Jaki masz plan? – głos Rossa był bardzo spokojny.
      Białowłosa patrzyła na Xerarę rozmawiającą z chłopcem. Oboje się śmiali.
      - Jutro ich zostawimy. Znikniemy z ich życia tak jakby nigdy nas w nim nie było – przymknęła powieki. Po chwili ciszy otworzyła oczy i spojrzała na Rossa. – Odpowiada ci to?
      - Tak – odpowiedział bez chwili zawahania. – Naszym celem jest uratowanie Cedilli za wszelką cenę.

      Może jest silna, ale nie poradzi sobie z tymi ludźmi co nas śledzą. Dobrze wiesz prawda? Będzie tylko nam zawadzać. Nie mam zamiaru jej ratować. Ja nie pomagam obcym ludziom.
_____________________________________________________

Przeczytałam sobie kilka razy rozdział i poprawiłam tyle błędów ile zauważyłam. Za te niepoprawione przepraszam. :< 
Przy okazji dam odpowiedź dla Rayli, która zapytała zapytała o rodzinę Rosalyn. Pojawi się na pewno. Wątek z tajemniczą studnią też będzie, tylko trochę później. :D
Tak w ogóle to jestem w trakcie pisania 17 rozdziału, pędzę jak wiatr. Ten rozdział miał być dodany w czwartek, ale mi się go sprawdzać nie chciało, leń mnie dopadł. xD
W końcu wakacje, a ja znalazłam sobie świetny serial na te dwa miesiące, ale skończyłam go oglądać jeden dzień przed zakończeniem roku szkolnego. xDD 
I jeszcze jedno, dziękuję za wasze komentarze. Naprawdę motywują. :3 <3

Następny rozdział pt.: Jestem Czarownicą

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)W ogóle opowiadanie jest genialne :) Masz bardzo fajny pomysł na tą historię :) Wczoraj je znalazłam i od razu przeczytałam :) Dodałam do obserwatorów i linków :) Możesz być pewna, że masz stałą czytelniczkę :)
    Pozdrawiam i ton weny życzę :)
    Cruciatrus

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć i czołem!
    Żeby tak ładnie zacząć, Rosalyn jest strasznie miła dla Rossa... uwielbiam, jak mówi tak delikatnie/miękko i po chwili dodaje "matole" albo "idioto" xD Ciekawe co chłopak myślał, kiedy wspominał noc, skoro pytał się z przerażeniem. Tak, wiem, wszędzie się doszukuję jakiś podtekstów, no ale skoro nic nie pamiętał i był z Rosalyn w pokoju, to znaczy, że mógł sobie wyobrazić coś niezbyt normalnego, prawda? :D
    Jak dobrze, że nasza białogłowa zastosowała na Xerarze magię. I to czwarty raz... coś na rzeczy musi być! Ale przynajmniej Xerara jest podtrzymywana w nieświadomości, z czego się cieszę, bo jej nie lubię xD I na dodatek przyniosła dziecko. Nie lubię dzieci, nawet jeśli spalono im wioskę (i tu się okazuję nieczuła, no ale co poradzić). Jego imię kojarzy mi się z cyklopem... Cyros a cyklop. XD
    Czyżby Ross był Menerosem? W sumie nie zdziwiłabym się, skoro są podobni i ich imiona brzmią podobnie, szczególnie jeśli chodzi o końcówki. I nie chce go szukać - tak, to musi być ta sama osoba! Tylko czemu on nie powiedział Rosalyn? >:C
    I kto ich śledzi? No ale jest plus, bo będą sami. Ale jeśli ich skrzywdzą? Pewnie Rosalyn nie pozwoli, aby stała im się krzywda, ale skoro z dnia na dzień ich przybywa, to wiem, że to grubsza sprawa i będzie walka o: Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oho, bardzo dobrze, urocza rodzinka Rosalyn i jej kochaniutka, troskliwa, wyrozumiała mamusia, no już się doczekać na samą myśl nie mogę, hehe :D ale Colin, pojawi się jeszcze Colin? Musi. Może Ross i on będą toczyć walkę o względy pewnej uroczej białowłosej dziewczyny, hihi :3 Xeara mnie wkurza, no nie lubię baby, a Rosalyn pewnie z częstotliwością co 12 godzin czyści jej pamięć No ten to fragment mnie rozwalił, aż zrobiło mi się jej szkoda :D
    Widzę tytuł nowego rozdziału i zastanawiam się, czy to o to chodzi, że wyzna Xearze kim jest.
    Mmm biedny mały chłopiec, dobrze, że z inicjatywy Pana T (kot xD), go przygarną (chyba xD).
    Dziewczyno, jakie Ty masz przyśpieszenie w pisaniu tych rozdziałów. Ja mam dopiero dwa akapity dziesiątego, a Ty już za 17 się bierzesz xP Taa... muszę się wziąć w garść...
    Czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Heeej :D Nominowałam Cię do Versatile Blogger, więcej intormacji na:
    http://xiaolin-iv-sezon.blogspot.com/p/versatile-blogger-o-to-moja-nagroda.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za info!
    Szczerze mówiąc straciłam wątek naszej poprzedniej konwersacji ^^" To straszne jak człowiek znika na tydzień i o wszystkim zapomina!
    O kurcze! Rosalyn czasem jest taka pragmatyczna! By nie powiedzieć: bezuczuciowa... A przecież nie jest... Cóż, to ciekawa i skomplikowana osóbka...
    Oj Ross... Aż się dziwię, że nie miał mega kaca! :D
    Poza tym rodział super! Ciekawe kiedy będzie jakaś większa walka! Bo coś czuję, ze niedługo do takowej dojdzie :)

    Ave i weny!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie nadrobiłam rozdzialiki. Przepraszam, że dopiero teraz, ale z powodu wyjazdu i paru innych spraw nie miałam na to wcześniej czasu.

    Nie no, Ross i Xerara nieźle się upili ^^'
    Biedny Cyros, naprawdę żal mi tego chłopca! Mam nadzieję, że trafi w dobre ręce, a może nawet zostanie z którymś spośród znanych nam już bohaterów?
    Rosalyn wychodzi na nieco bezuczuciową, ale z drugiej strony... Po jej przejściach dobrze to rozumiem. Ciężkie dzieciństwo itp. może mocno wpłynąć na człowieka.

    Dziękuję za wszelkie powiadomienia. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominowałam cię do Liebster Blog Award! ;) Więcej na: http://impossiblelifee.blogspot.com/

    Co do rozdziały to świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miała być tą dobrą. Wychodzi z niej egoizm. Dziwna dziewczyna. Kradnie, oszukuje, wykorzystuje - i jej aura jest biała?

    OdpowiedzUsuń