Słońce wstało
budząc mieszkańców niewielkiego miasteczka ciepłymi promieniami. Wiosna była
porą roku pełną życia. Mieszkańcy powoli zaczęli wychodzić ze swoich domów. Na
pierwszy rzut oka zdawało się, że jest to spokojne i bezpieczne miejsce.
Ludność w ogóle nie wyglądała jakby była nękana.
Ross ziewnął i
wyciągnął ręce za głową powoli idąc za Rosalyn. Przetarł jeszcze zmęczone oczy.
Białowłosa obejrzała się za siebie i ściągnęła brwi.
- Zaczynasz
mnie denerwować tym swoim zmęczeniem – powiedziała spokojnym głosem.
- Myślę, że
zmienisz zdanie jak prześpisz się na zimnej i twardej podłodze – mruknął
zaspany.
Tenebris przewrócił
oczami i pokręcił głową. Pół nocy nie mógł zasnąć przez ich dziecinne kłótnie.
Uniósł łepek do góry i zobaczył Xerarę, która opierała się o kamienną ścianę.
Miała skrzyżowane ręce na klatce piersiowej, wzrok skierowany w buty. Uczesana
była jak wczoraj – w wysoki kucyk, jednakże tym razem założyła brązowe spodnie
przylegające do ciała i złoto-czerwoną bluzkę z długimi rękawami. Przy pasie
miała umocowaną broń. Ujrzawszy dwójkę podróżników uśmiechnęła się i podeszła
do nich zarzucając plecak na plecy.
- Spóźniliście
się – przymknęła jedno oko. – Więc wyruszajmy zanim ktoś nam przeszkodzi! –
zawołała wchodząc między Rossa i Rosalyn i objęła obojga ramionami.
Nagle
naprzeciwko nich stanął młody mężczyzna ubrany w szary mundur. Wydawało się, że
był równy z Xerarą. Miał również taki sam kolor włosów, które ścięte były na
krótko. Wyglądał bardzo poważnie i wpatrywał się w Xerarę. Ona zaś na jego
widok przybrała obojętną minę. Wyprostowała się i zabrała ręce od dopiero co
poznanych nowych towarzyszy. Powiedziała tylko, aby szli za nią i minęła go bez
żadnego słowa. Spojrzała kątem oka w stronę mężczyzny. Poważne i odważne serce
skruszyło się. Okazało się słabe i delikatne. Jednak ona już podjęła decyzję.
Żegnaj Buero, pomyślała.
W krótkim
czasie opuścili miasteczko. Przez całą drogę do lasu nic się nie odzywali.
Pierwsza szła Xerara. Za nią Ross, a kilka metrów za nim Rosalyn i Tenebris.
Chłopakowi wydawało się, że o czym rozmawiają. Wtem Xerara zatrzymała się.
- Nie zniosę
już tej atmosfery! – zawołała. – Czeka nas miesiąc podróży!
- Co? Miesiąc?
– pisnęła białowłosa otwierając szeroko usta jakby z przerażenia.
Brązowowłosa
zdjęła plecak i wyjęła z niego mapę, po czym rozłożyła ją na trawie. Zawołała
swoich towarzyszy i dotknęła palcem miejsca, w którym teraz się znajdują. Było
to niewielkie miasteczko w South Land przy północnej granicy. Białowłosa
spojrzała na mapę z lekkim zdziwieniem. Uznała, że Ross musi być silny skoro
przeniósł ich aż tak daleko.
- Gdzie chcecie
się dokładnie dostać? – zapytała Xerara.
- Ceres.
Miasto w West Landzie położone granicy z North – oznajmił Ross.
Kobieta
znalazła je na mapie i przyjrzała się przez chwilę przygryzając delikatnie
dolną wargę. Dokładnie analizowała drogę. Rosalyn uśmiechnęła się na myśl, że brązowowłosa
wcale nie musiała być taka głupia na jaką wyglądała. Umiejętność czytania mapy jest
bardzo trudna.
- Obmyśliłam dwie drogi – powiedziała po chwili milczenia. – Możemy poruszać się z miasta do miasta szlakami handlowymi. Jest to bardziej komfortowa droga jednakże bardziej niebezpieczna. Wiem, że West ma dobrą ochronę i żołnierze łapią rabusiów, jednakże to nadal niebezpieczne. Druga opcja jest taka, że głównie będziemy przechodzić przez lasy. Oczywiście będziemy z nich wychodzić. Nie jest to komfortowe, ale tutaj nie zapuszczają się Łowcy Niewolników. Wczoraj sprałam jednego z nich więc mogą deptać nam po piętach – ostatnie zdanie powiedziała uśmiechając się beztrosko i drapiąc z tyłu głowy.
- Obmyśliłam dwie drogi – powiedziała po chwili milczenia. – Możemy poruszać się z miasta do miasta szlakami handlowymi. Jest to bardziej komfortowa droga jednakże bardziej niebezpieczna. Wiem, że West ma dobrą ochronę i żołnierze łapią rabusiów, jednakże to nadal niebezpieczne. Druga opcja jest taka, że głównie będziemy przechodzić przez lasy. Oczywiście będziemy z nich wychodzić. Nie jest to komfortowe, ale tutaj nie zapuszczają się Łowcy Niewolników. Wczoraj sprałam jednego z nich więc mogą deptać nam po piętach – ostatnie zdanie powiedziała uśmiechając się beztrosko i drapiąc z tyłu głowy.
- Jak oni
wyglądają? – zapytała Rosalyn.
- Hm… Cóż…
Noszą czarne płaszcze, na których są wytatuowane trzy czerwone krople... –
zamyśliła się.
W tym czasie
białowłosa spojrzała znacznie na chłopaka, który przypomniał sobie wczorajsze
wydarzenia. Nie za bardzo pamiętał jak byli ubrani, jednak domyślił się, że
wpakowali się w niezłe bagno.
- Więc,
którędy idziemy? – zapytała Xerara podnosząc mapę z ziemi.
- Lasem! –
powiedzieli równocześnie.
Widząc i
słysząc to kobieta zaśmiała się wesoło. Spojrzała na nich z wielkim uśmiechem
na twarzy przypominając sobie o czymś.
- Właśnie! Nie poznałam waszych imion! –
zawołała szczerząc się.
- Jestem Ross – powiedział chłopak. Na jego
twarzy zawitał delikatny uśmiech. Zaobserwowała go po raz pierwszy.
- Rosalyn – burknęła białowłosa od
niechcenia.
Xerara
zlustrowała obojga wzrokiem. Podrapała się po brodzie nadal wbijając w nich
wzrok. Po krótkiej chwili uśmiechnęła się.
- To urocze –
zauważyła. – Wasze imiona są do siebie tak podobne. Jesteście rodzeństwem?
Ross zaśmiał się nerwowo.
- Nie. Nie mamy ze sobą praktycznie nic
wspólnego – zaprzeczał i aby podkreślić swoje słowa skrzyżował ręce.
- Jasne, jasne
– zaśmiała się.
Naprawdę się
cieszyła. W końcu opuściła rodzinne miasteczko. Nie żałowała niczego. Nawet
tego, że bez niej sobie nie poradzą. Ona chciała być szczęśliwa. Już
wystarczająco poświęcała się dla innych. Nigdy nie dostała czegoś w zamian.
Lecz teraz zapomniała o tym. Patrząc na Rossa i Rosalyn pomyślała, że może
przeżyć niesamowite przygody. Dostrzegła to, iż dziewczyna jeszcze do końca jej
nie ufała, jednak jej towarzysz z każdym następnym dniem coraz bardziej się do
niej przekonywał.
Przez dwa
tygodnie zdążyli wejść na tereny West Land. Szli przez lasy, ciągle będąc
niedaleko przy granicy. Z reguły nocowali w lesie, bo miasteczka były oddalone
od siebie o kilka dni drogi. Na ich nieszczęście pogoda często bywała kapryśna
i warunki do spania wydawały się nie do zniesienia. Lecz mimo okropnej pogody
wydawało się, że relacje po między nimi trochę się zmieniły, jednak każdego
dnia Rosalyn witała Xerarę chłodnym spojrzeniem. W przeciwieństwie do
białowłosej Ross dobrze się z nią dogadywał, ale nie miał zamiaru przekonywać
Rosalyn, aby dała jej jakąkolwiek szansę. To jak się zachowywała musiało być
powiązane z jej odczuciami do ludzi jak i intuicją. Mu zaufała do razu,
jednakże nie przekonała się co do Xerary. To sprawiło, że obserwował ją cały
czas, ale wyglądało na to, że Rosalyn się to nie podobało. Wszystko jak zawsze
odbierała inaczej.
W końcu po
dniach udręki dotarli do niewielkiego miasteczka Bado. Xerara wydawała się
bardzo podekscytowana. Rozglądała się dookoła przyglądając się wszystkiemu z
wielkim uśmiechem na twarzy. Wszyscy
mieszkańcy Bado mieli blond włosy. Miasteczko sprawiało wrażenie spokojnego. Im
głębiej się szło tym coraz częściej można było dostrzec strażników miasta
odzianych w srebrne, lekkie zbroje. Najczęściej siedzieli i o czymś rozmawiali
z cywilami śmiejąc się przy tym.
Rosalyn
uśmiechnęła się pod nosem. Pomyślała, że Ross musi być szczęśliwy będąc w
swojej ojczyźnie. Powoli skierowała wzrok na niego. Wcale nie wyglądał jakby
szczęście z niego kipiało, ale nie był też zły. Po raz pierwszy, od kiedy go
poznała zobaczyła jego twarz wyzbytą z wszelkich emocji. Wydawało się, że
myślami odpłynął gdzieś daleko.
- Tutaj się rozdzielamy – odezwał się Ross
po długim milczeniu i popatrzył na Xerarę.
- Znowu? –
zapytała uśmiechając się. – W takim razie do jutra – puściła oczko i poszła
przed siebie.
Blondyn spojrzał na Rosalyn, której od razu
poprawił się humor. Może w czasie drogi zawsze byli razem, lecz zawsze gdy zachodzili
do jakiegoś miasta rozdzielali się. Białowłosej wydawało się, iż Ross robi to
specjalnie dla niej. Wie, że Rosalyn nie przepada za Xerarą. Gdyby nie jej
zniechęcenie to prawdopodobnie teraz nadal byłaby z nimi. Zapewne ustalili to
podczas drogi, nim zdążyli dotrzeć do pierwszego miasta.
Po tym jak się
rozdzieli poszli w głąb mieściny szukając jakiegoś w miarę taniego noclegu. W
tym regionie nie było dużo podróżników, przez co przez dłuższy czas nie mogli
znaleźć żadnej gospody. Snuli się bez celu przez godzinę. Wtem nagle Tenebris
dostrzegł w ciemnym zaułku oddzielony budynek z szyldem „Noclegi” nad drzwiami.
Weszli do środka, a kocur poczekał na
dworze. Przy blacie siedział starszy mężczyzna paląc fajkę. Niedaleko niego
znajdowały się stolik z dwoma krzesłami. Rosalyn usiadła na jednym z nich i
położyła dłonie na kolana. Ross stanął nad nią i wyjął brązowy woreczek, w
którym trzymali pieniądze.
- Poczekaj tutaj – powiedział i podszedł do
lady.
Tymczasem białowłosa skupiła wzrok na swoim
towarzyszu. Widziała jak zaczął rozmawiać ze starcem. Ten mężczyzna nie
wyglądał na miłego. Wyjrzał zza Rossa i spojrzał na nią marszcząc brwi. Rosalyn
lekko się uśmiechnęła, a wtedy on wrócił do wcześniejszej rozmowy. Na sam
koniec uśmiechnął się i podał klucze Rossowi. Ten pomachał jej ręką, aby do
niego podeszła. Weszli na pierwsze piętro i szli na sam koniec krótkiego
korytarza. Chłopak włożył klucz w kłódkę i otworzył drzwi na oścież
przepuszczając pierwszą białowłosą. Weszła wyciągając malutkie bagaże z
kieszonki czarnego płaszcza. Postawiła na drewnianej podłodze i wtedy
natychmiast przybrały normalny rozmiar. Wyprostowała się i podeszła do okna,
które było na przeciwko niej. Tuż na prawo znajdowały się blisko siebie dwa
jednoosobowe łóżka, a między nimi jedna szafka nocna, na której stała świeca
oprawiona w szkło. Naprzeciwko posłań były drzwi prowadzące do łazienki.
Rosalyn
otworzyła okno i zawołała głośno:
- Tenebrisie!
Zrobiła kilka
kroków w tył nadal patrząc na okno. Nagle znikąd pojawił się czarny futrzak.
Siedział na parapecie i wyglądał na zadowolonego.
Ross miał już zamknąć drzwi, ale nagle
usłyszał znajomy głos z sąsiedniego pokoju z naprzeciwka. Drzwi powoli się
uchyliły, a w nich pojawił się nie kto inny jak Xerara. Na widok Rossa jej usta
wywinęły się w szeroki uśmiech, a on był nieco zdziwiony. Rosalyn od razu
wiedziała z kim mają do czynienia. Mogła wziąć to pod uwagę, że tym razem
wylądują pod tym samym dachem.
- Dobrze się
składa Ross! Robicie coś ważnego?
- Nic – odpowiedział krótko.
Zarzuciła rękę
na jego ramię i wyciągnęła go z pokoju, a drugą rękę uniosła do góry.
- To się napijemy! – zawołała wesoło i
spojrzała na Rosalyn. – Chcesz iść z nami?
Chłopak
próbował uwolnić się z jej uścisku, lecz kiedy zaczął się wiercić ścisnęła go
mocniej.
- Nie, podziękuję – odparła spokojnym głosem i
odwróciła się do nich plecami biorąc do ręki książkę.
Drzwi
się zamknęły, a Xerara pociągnęła chłopaka za sobą.
Jak
ty z nią wytrzymujesz? Ona wie co to dobra zabawa i uśmiech? – zadała pytanie,
lecz nie dostała na nie odpowiedzi.
*
Goccia Rossa.
Sama nazwa ma w sobie wiele gracji jednakże niewiele osób ją zna choć tak
naprawdę mówią o niej wszyscy. Zaledwie tylko bogata, skąpa i najgorsza z
gorszych, pełna głupców szlachta mająca
upośledzony tok myślenia wie z czym ma do czynienia. Zawsze stawiają siebie na
pierwszym miejscu. Plebs i mieszczanie są dla nich niczym robaki, które powinno
się wytępić, jednakże mówią iż mają dobre serce dlatego pozwalają im żyć. Drugą
nazwą bardziej popularną, jaką nadali im władze to Łowcy Niewolników. Gdy tylko
pojawili się w South Land organizacja pod tą nazwą nabrała niesamowitej
niesławy. Wieść o tym rozeszła się po całym kontynencie jak i sami łowcy.
Jedynie gdzie nie ich brudne złodziejskie i barbarzyńskie łapy nie dosięgły to
West Land. Ochrona w tym kraju była ponad możliwości łapaczy, których pierwszy
szef Angus Pierce rozesłał po świecie. Tych najsilniejszych zostawił przy
sobie. Uważał, że poświęcenie słabszych nie będzie nic kosztowało. Lecz
przyszedł czas, że zmęczył się dostarczaniem niewolników do szlachty i
wywożeniem ich na wyspy należące do Królestwa Południa. Sam postanowił osiedlić
się na takiej wyspie z wybranymi służącymi, a władzę nad organizacją oddał
pierworodnemu synowi Lembertowi Pierce. Był to młody mężczyzna świeżo po
dwudziestce. W tym młodym wieku podążał w śladami ojca nie popełniając jego
błędów. Zachowywał się bardziej dyskretnie i mniej podejrzliwie. Osadził główną
siedzibę niedaleko morza co sprawiło, że transport ludzi był bezpieczniejszy.
Każdy niewolnik przed wycenieniem trafiał w jego ręce.
Lembert miał
proste, czarne włosy, które opadały na ramiona. Czoło zasłonięte było grzywką,
a tuż pod nią węglowe oczy inteligentnie spoglądały na sługę, który właśnie
przybył. Pan Pierce miał mleczną cerę. Wiele kobiet nie przeszłoby obok niego
obojętnie. Był bardzo przystojny, nie tylko z twarzy. Zarysy jego mięśni i
muskuł można dostrzec przyglądając mu się uważniej kiedy to zakłada obcisłe
koszule.
Młody szef podparł podbródek dłonią i
uśmiechnął się ciągle przyglądając się słudze. Posłaniec zaś stał. Starał się
nie okazywać żadnych emocji, ale strach jaki czuł można było od razu dostrzec
po jego oczach.
- Panie… -
powiedział. – Ta dwójka, którą kazałeś nam śledzić przebywa teraz w mieście
Bado.
Mężczyzna
podrapał się po gładkiej brodzie próbując sobie przypomnieć położenie owego
miasta.
- Czy ono nie jest położone niedaleko wsi,
którą rozkazałem wam spalić wczorajszej nocy?
- Tak panie,
jest.
- W takim
razie przekaż swoim towarzyszom, że to samo mają zrobić z Bado. Rozpętajcie
ogień, lecz nie tam gdzie jest nasz cel.
Sługa skinął
tylko głową i odwrócił się na pięcie. Miał już wyruszyć ale coś go
powstrzymało. Spojrzał na twarz swojego pana, który patrzył z wyczekiwaniem aby
zniknął. Nie mógł go posłuchać. Musiał powiadomić o ważnej rzeczy jaką ukrywali
jego pobratymcy przez dwa tygodnie.
- Ta kobieta o
białych włosach – zaczął. – Igmach widział… Ona jest czarownicą panie.
- Skąd to wie?
– zapytał spokojnym głosem.
- Widział jak
za pomocą magicznych sztuczek pokonała jego towarzyszy. Jest niebezpieczna…
Ona…
Rozległ się
głośny śmiech Lemberta.
- Czarownice nie
istnieją. To wymysł tych kapłanów aby mieli z kim walczyć. Puki chronią ludzi
przed złem to mają w obywatelach poparcie… - zamyślił się na chwilę, a jego
kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej. Nagle przemówił: - Nawet jeśli kobieta ze
srebrnymi włosami jest czarownicą za wszelką cenę macie mi ją przyprowadzić
żywą. Takie włosy to cenny skarb. Kto wie, może ci głupcy będą chcieli je kupić
za wysokie ceny.
- A co z
mężczyzną, który jej pomaga?
- Nie jest mi potrzebny. Możecie go zabić –
machnął ręką.
*
Rosalyn
siedziała na łóżku kartkując książkę z zaklęciami. Robiła to bardzo szybko i
nerwowo. Co chwilę patrzyła się w okno. Była już późna noc, a Ross z Xerarą
nadal nie wrócili. Na jej twarzy wymalowany był grymas. Odłożyła książkę i
wyciągnęła ręce do góry wyciągając się. Już dawno się wykąpała i założyła
jasnobeżową nocną koszulę z falbankami. Stwierdziła, że pójdzie spać. Tenebris
już dawno smacznie spał na jej łóżku. Usłyszała głośne kroki i krzyki należące
do Rossa i Xerary. Weszli oboje do pokoju niczym burza obejmując się ramionami.
Widać było, że ledwo co mogli ustać na dwóch nogach. Rosalyn zlustrowała obojga
wzrokiem i przewróciła oczami.
- O! Wasz
pokój jest większy! Hej chłopaki! – zawołała głośno. – Chodźcie do nas!
Chodźcie! – zaśmiała się i wskoczyła na łóżko Rossa.
Nagle w
drzwiach pojawiło się dwóch nieznajomych mężczyzn.
- Zostajesz z
nami? –zapytała turlając się w tą i z powrotem po łóżku.
- To mój pokój. Wyjdźcie stąd! – zawołała
głośno, lecz na tą reakcje wszyscy prócz Rossa zaczęli się śmiać tak jakby
opowiedziała dobry dowcip.
Tenebris
zdążył się obudzić i zrozumieć całą tą sytuację. Nim białowłosa zdążyła nad tym
zapanować dwóch mężczyzn na dobre zadomowiło się w ich pokoju. Wtedy Xerara
rzuciła do Rosalyn klucze.
- Zamieńmy
się! Macie większy pokój! – przewróciła się na plecy i zaśmiała się po raz
kolejny. – Ross zostajesz z nami, prawda? – podniosła się do siadu i zmieniła
głos na słodszy.
Nim Ross zdążył coś powiedzieć odezwała się
Rosalyn:
- Jeśli to
zrobisz nie pomogę ci – oświadczyła po czym odwróciła się na pięcie zabierając
swoją książkę z zaklęciami.
Ross wzruszył
ramionami i poczłapał slalomem do Rosalyn, która zbierała swoje rzeczy i oparł
się o jej ramię.
- Pójdę za
tobą wszędzie – jego ton głosu był dziwny. Gdy tylko na niego spojrzała
zobaczyła szeroki uśmieszek, który był bardzo denerwujący.
Mimo to
pomogła mu dość do pokoju naprzeciwko. Tenebris wszedł pierwszy zatapiając się
w półmroku. Faktycznie był dwa razy mniejszy i mieściło się w nim zaledwie
jedno łóżko, które było tak jakby na jedną i pół osobę. Zostawiła swoje rzeczy
na szafce nocnej i położyła się do łóżka. Ross w tym czasie obszedł całą sypialnię
dwa razy dookoła, a na końcu wpakował się do łóżka prawie spychając białowłosą
na podłogę. Na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka.
- Co ty
wyprawiasz? – zawołała z pretensją.
- Chcę spać –
odetchnął głęboko.
Dziewczyna
odwróciła się do niego plecami, a on patrzył w sufit. Zapanowała na chwile
cisza. Rosalyn poczuła ciepło na swoich policzkach. Jeszcze nigdy wcześniej nie
leżała tak blisko Rossa. Chętnie by go zepchnęła, ale był z byt pijany.
Myślała, też o tym, że to zepchnięcie mogło być dla niego nauczką, ale z
jakiegoś powodu nie chciała robić mu na złość. Była już zła za sytuację, którą
spowodowała Xerara zamianą pokoi. Co ona sobie myślała sprowadzając obcych
ludzi i to jeszcze nie do siebie? Odetnie jej za to z pensji jaką dostaje
codziennie.
- Rosalyn…
Śpisz? – odezwał się Ross słabym głosem.
- Nie.
- Aha… - znowu
zapadła cisza, ale po chwili ją przerwał. – Rosalyn czy ty… Czy ty nienawidzisz
ludzi?
- Nie. Nie
nienawidzę.
- To dobrze.
Więc mogę odetchnąć.
Po tych
słowach Ross zasnął z uśmiechem na ustach. Rosalyn zaczęła się zastanawiać skąd
wymyślił takie dziwne pytanie. I czemu dała taką odpowiedź?
Konwalia… - pomyślał Ross nim zasnął – Pachniesz jak ona.
_______________________________
Rozdział nudny, prawie nic nie wnosił i do tego był nudny.
Następny będzie może ciekawszy. Chyba. Nie pamiętam. xD Ale pamiętam, że 12 jest urozmaicony xD
I coś czuję, że was rozczaruję w niedługim czasie :<
No. Nareszcie spali w jednym łóżku! Ciekawi mnie to, czy przez sen potem do siebie nie przywędrowali i obudzili rano złączeni w uścisku. Musiałoby to być strasznie słodkie. I reakcja Rosalyn po tym xD ♥
OdpowiedzUsuńNie lubię Xerary, chociaż ładnie odwzorowujesz jej charakter, ale ona jest taka... niewredna, ale wredna jednocześnie. Chociaż gdyby nie ona, to nasi bohaterowie nie spaliby w jednym łóżku. Mam dziwne wrażenie, że ona się przylizuje do Rossa, po tym słodkim głosiku jak wrócili do pokoju. Widzę, że ostro zabalowali, trzech mężczyzn i ona sama xDDDDD" Ciekawe co tam musiało się dziać.
Rosalyn jest nieufna, ale Rossowi ufa, prawda? To coś znaczy. Że go llllubi xD I dobrze Xerara zauważyła, że ich imiona są podobne. Kojarzą mi się z różami, Rosalyn - białymi, a Ross czarnymi. Takie odmienne charaktery i zachowania, ale ładnie razem wyglądają.
"Konwalia - pomyślał Ross nim zasnął - Pachniesz jak ona." <- kim jest tajemnicza ona? Czyżby była kobieta Rossa? A może jego mama?
Oby nie spalili Bado D: Ta banda z Goncia Rossa mi nie przypadła do gustu. I żal, chcą zabić Rossa. Ale pewnie Rosalyn nie odda go łatwo! xD
I na koniec... bohaterom życzę powodzenia podczas miesiąca podróży. A szczególnie Rosalyn, która będzie musiała znosić Xerarę. Tak zwana "szkoła przetrwania" xDD
Hehe, miłość wisi w powietrzu, ja to wiem xD.
OdpowiedzUsuńI ten tekst Rossa, żę poszedłby wszędzie za Rosalyn, och to brzmi jak wyznanie miłośći, jeee =^^=
I jeszcze ta średniowieczna(?) mafia le Goncia czy coś, z każdym rozdziałem coraz lepsza akcja i... więcej bohaterów.
Rzeczywiście mają podobne imiona, ale żeby od razu rodzeństwo? Niee no nie są do siebie podobni... chociaż... Rosalyn w końcu ma te białe włosy jako jedyna w rodzinie. A no właśnie! Co tam u jej rodziny? I u Colina? Stęskniłam się za nim... chlip, chlip xD Nie no, serio tęsknie, mam nadzieję, że jeszcze się pojawi. O i jeszcze pamiętam taki mroooczny wątek ze studnią i ciałami blisko niej. To też mi nie daje spokoju... Innymi słowy czekam na NN :D
Ej. ej! Bez takich pesymistycznych tekstów na końcu!
OdpowiedzUsuńTak w ogóle- dzięki za info! :D
Hm... Jak wyżej zauważono, Ross prawie, że wyznał miłość Rosalyn... A może to zwyczajnie lojalność? Kto tam zrozumie nastolatków xD
Choć ja bym nie pogardziła dobrym romansem :D
I tan tekst na końcu... "Ona" to osoba, czy może kwiat... Ciekawe zagranie słowem... Daje do myślenia :)
Co do Xerary- no heloł! Jak można się tak urżnąć?? Choć akurat ja nie powinnam tego komentować...
Aj! Za dużo zagadek jak na razie! Zastanawia mnie parę rzeczy, ale na razie nie będę o nich pisać...
Ave i weny!
K.L.
PS. zupełnie zapomniałam o czym tak zawzięcie wczesniej dyskutowałyśmy ^^"
PPS. Ah ta skleroza! ;|
U mnie nn. Dzieje się hehe :D
OdpowiedzUsuńA tam nudny. Muszą być i takie, żeby wyjaśnić parę spraw.
OdpowiedzUsuńTo był X Rozdział. Nie ogarniałam. Mimo to nie mogłam się oderwać. Popracuj tylko troszkę nad opisami i będzie super :)
http://innowiercy.blogspot.com/
Na razie nie przeczytałam jeszcze wszystkich rozdziałów, ale czuje, że będą ciekawe ;) Rewaluacyjny nagłówek!
OdpowiedzUsuńhttp://impossiblelifee.blogspot.com/
Fajny rozdział
OdpowiedzUsuń