piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział X - Nie, dziękuję.

     Słońce wstało budząc mieszkańców niewielkiego miasteczka ciepłymi promieniami. Wiosna była porą roku pełną życia. Mieszkańcy powoli zaczęli wychodzić ze swoich domów. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że jest to spokojne i bezpieczne miejsce. Ludność w ogóle nie wyglądała jakby była nękana.
     Ross ziewnął i wyciągnął ręce za głową powoli idąc za Rosalyn. Przetarł jeszcze zmęczone oczy. Białowłosa obejrzała się za siebie i ściągnęła brwi.
     - Zaczynasz mnie denerwować tym swoim zmęczeniem – powiedziała spokojnym głosem.
     - Myślę, że zmienisz zdanie jak prześpisz się na zimnej i twardej podłodze – mruknął zaspany.
     Tenebris przewrócił oczami i pokręcił głową. Pół nocy nie mógł zasnąć przez ich dziecinne kłótnie. Uniósł łepek do góry i zobaczył Xerarę, która opierała się o kamienną ścianę. Miała skrzyżowane ręce na klatce piersiowej, wzrok skierowany w buty. Uczesana była jak wczoraj – w wysoki kucyk, jednakże tym razem założyła brązowe spodnie przylegające do ciała i złoto-czerwoną bluzkę z długimi rękawami. Przy pasie miała umocowaną broń. Ujrzawszy dwójkę podróżników uśmiechnęła się i podeszła do nich zarzucając plecak na plecy.
     - Spóźniliście się – przymknęła jedno oko. – Więc wyruszajmy zanim ktoś nam przeszkodzi! – zawołała wchodząc między Rossa i Rosalyn i objęła obojga ramionami.
     Nagle naprzeciwko nich stanął młody mężczyzna ubrany w szary mundur. Wydawało się, że był równy z Xerarą. Miał również taki sam kolor włosów, które ścięte były na krótko. Wyglądał bardzo poważnie i wpatrywał się w Xerarę. Ona zaś na jego widok przybrała obojętną minę. Wyprostowała się i zabrała ręce od dopiero co poznanych nowych towarzyszy. Powiedziała tylko, aby szli za nią i minęła go bez żadnego słowa. Spojrzała kątem oka w stronę mężczyzny. Poważne i odważne serce skruszyło się. Okazało się słabe i delikatne. Jednak ona już podjęła decyzję. Żegnaj Buero, pomyślała.
     W krótkim czasie opuścili miasteczko. Przez całą drogę do lasu nic się nie odzywali. Pierwsza szła Xerara. Za nią Ross, a kilka metrów za nim Rosalyn i Tenebris. Chłopakowi wydawało się, że o czym rozmawiają. Wtem Xerara zatrzymała się.
     - Nie zniosę już tej atmosfery! – zawołała. – Czeka nas miesiąc podróży!
     - Co? Miesiąc? – pisnęła białowłosa otwierając szeroko usta jakby z przerażenia.
     Brązowowłosa zdjęła plecak i wyjęła z niego mapę, po czym rozłożyła ją na trawie. Zawołała swoich towarzyszy i dotknęła palcem miejsca, w którym teraz się znajdują. Było to niewielkie miasteczko w South Land przy północnej granicy. Białowłosa spojrzała na mapę z lekkim zdziwieniem. Uznała, że Ross musi być silny skoro przeniósł ich aż tak daleko.
     - Gdzie chcecie się dokładnie dostać? – zapytała Xerara.
     - Ceres. Miasto w West Landzie położone granicy z North – oznajmił Ross.
     Kobieta znalazła je na mapie i przyjrzała się przez chwilę przygryzając delikatnie dolną wargę. Dokładnie analizowała drogę. Rosalyn uśmiechnęła się na myśl, że brązowowłosa wcale nie musiała być taka głupia na jaką wyglądała. Umiejętność czytania mapy jest bardzo trudna.
     - Obmyśliłam dwie drogi – powiedziała po chwili milczenia. – Możemy poruszać się z miasta do miasta szlakami handlowymi. Jest to bardziej komfortowa droga jednakże bardziej niebezpieczna. Wiem, że West ma dobrą ochronę i żołnierze łapią rabusiów, jednakże to nadal niebezpieczne. Druga opcja jest taka, że głównie będziemy przechodzić przez lasy. Oczywiście będziemy z nich wychodzić. Nie jest to komfortowe, ale tutaj nie zapuszczają się Łowcy Niewolników. Wczoraj sprałam jednego z nich więc mogą deptać nam po piętach – ostatnie zdanie powiedziała uśmiechając się beztrosko i drapiąc z tyłu głowy.
     - Jak oni wyglądają? – zapytała Rosalyn.
     - Hm… Cóż… Noszą czarne płaszcze, na których są wytatuowane trzy czerwone krople... – zamyśliła się.
     W tym czasie białowłosa spojrzała znacznie na chłopaka, który przypomniał sobie wczorajsze wydarzenia. Nie za bardzo pamiętał jak byli ubrani, jednak domyślił się, że wpakowali się w niezłe bagno.
     - Więc, którędy idziemy? – zapytała Xerara podnosząc mapę z ziemi.
     - Lasem! – powiedzieli równocześnie.
     Widząc i słysząc to kobieta zaśmiała się wesoło. Spojrzała na nich z wielkim uśmiechem na twarzy przypominając sobie o czymś.
     - Właśnie! Nie poznałam waszych imion! – zawołała szczerząc się.
     - Jestem Ross – powiedział chłopak. Na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech. Zaobserwowała go po raz pierwszy.
     - Rosalyn – burknęła białowłosa od niechcenia.
     Xerara zlustrowała obojga wzrokiem. Podrapała się po brodzie nadal wbijając w nich wzrok. Po krótkiej chwili uśmiechnęła się.
     - To urocze – zauważyła. – Wasze imiona są do siebie tak podobne. Jesteście rodzeństwem?
     Ross zaśmiał się nerwowo.
     - Nie. Nie mamy ze sobą praktycznie nic wspólnego – zaprzeczał i aby podkreślić swoje słowa skrzyżował ręce.
     - Jasne, jasne – zaśmiała się.
     Naprawdę się cieszyła. W końcu opuściła rodzinne miasteczko. Nie żałowała niczego. Nawet tego, że bez niej sobie nie poradzą. Ona chciała być szczęśliwa. Już wystarczająco poświęcała się dla innych. Nigdy nie dostała czegoś w zamian. Lecz teraz zapomniała o tym. Patrząc na Rossa i Rosalyn pomyślała, że może przeżyć niesamowite przygody. Dostrzegła to, iż dziewczyna jeszcze do końca jej nie ufała, jednak jej towarzysz z każdym następnym dniem coraz bardziej się do niej przekonywał.
     Przez dwa tygodnie zdążyli wejść na tereny West Land. Szli przez lasy, ciągle będąc niedaleko przy granicy. Z reguły nocowali w lesie, bo miasteczka były oddalone od siebie o kilka dni drogi. Na ich nieszczęście pogoda często bywała kapryśna i warunki do spania wydawały się nie do zniesienia. Lecz mimo okropnej pogody wydawało się, że relacje po między nimi trochę się zmieniły, jednak każdego dnia Rosalyn witała Xerarę chłodnym spojrzeniem. W przeciwieństwie do białowłosej Ross dobrze się z nią dogadywał, ale nie miał zamiaru przekonywać Rosalyn, aby dała jej jakąkolwiek szansę. To jak się zachowywała musiało być powiązane z jej odczuciami do ludzi jak i intuicją. Mu zaufała do razu, jednakże nie przekonała się co do Xerary. To sprawiło, że obserwował ją cały czas, ale wyglądało na to, że Rosalyn się to nie podobało. Wszystko jak zawsze odbierała inaczej.
     W końcu po dniach udręki dotarli do niewielkiego miasteczka Bado. Xerara wydawała się bardzo podekscytowana. Rozglądała się dookoła przyglądając się wszystkiemu z wielkim uśmiechem na twarzy.  Wszyscy mieszkańcy Bado mieli blond włosy. Miasteczko sprawiało wrażenie spokojnego. Im głębiej się szło tym coraz częściej można było dostrzec strażników miasta odzianych w srebrne, lekkie zbroje. Najczęściej siedzieli i o czymś rozmawiali z cywilami śmiejąc się przy tym.
     Rosalyn uśmiechnęła się pod nosem. Pomyślała, że Ross musi być szczęśliwy będąc w swojej ojczyźnie. Powoli skierowała wzrok na niego. Wcale nie wyglądał jakby szczęście z niego kipiało, ale nie był też zły. Po raz pierwszy, od kiedy go poznała zobaczyła jego twarz wyzbytą z wszelkich emocji. Wydawało się, że myślami odpłynął gdzieś daleko.
     - Tutaj się rozdzielamy – odezwał się Ross po długim milczeniu i popatrzył na Xerarę.
     - Znowu? – zapytała uśmiechając się. – W takim razie do jutra – puściła oczko i poszła przed siebie.
     Blondyn spojrzał na Rosalyn, której od razu poprawił się humor. Może w czasie drogi zawsze byli razem, lecz zawsze gdy zachodzili do jakiegoś miasta rozdzielali się. Białowłosej wydawało się, iż Ross robi to specjalnie dla niej. Wie, że Rosalyn nie przepada za Xerarą. Gdyby nie jej zniechęcenie to prawdopodobnie teraz nadal byłaby z nimi. Zapewne ustalili to podczas drogi, nim zdążyli dotrzeć do pierwszego miasta.       
     Po tym jak się rozdzieli poszli w głąb mieściny szukając jakiegoś w miarę taniego noclegu. W tym regionie nie było dużo podróżników, przez co przez dłuższy czas nie mogli znaleźć żadnej gospody. Snuli się bez celu przez godzinę. Wtem nagle Tenebris dostrzegł w ciemnym zaułku oddzielony budynek z szyldem „Noclegi” nad drzwiami.
     Weszli do środka, a kocur poczekał na dworze. Przy blacie siedział starszy mężczyzna paląc fajkę. Niedaleko niego znajdowały się stolik z dwoma krzesłami. Rosalyn usiadła na jednym z nich i położyła dłonie na kolana. Ross stanął nad nią i wyjął brązowy woreczek, w którym trzymali pieniądze.
     - Poczekaj tutaj – powiedział i podszedł do lady.
     Tymczasem białowłosa skupiła wzrok na swoim towarzyszu. Widziała jak zaczął rozmawiać ze starcem. Ten mężczyzna nie wyglądał na miłego. Wyjrzał zza Rossa i spojrzał na nią marszcząc brwi. Rosalyn lekko się uśmiechnęła, a wtedy on wrócił do wcześniejszej rozmowy. Na sam koniec uśmiechnął się i podał klucze Rossowi. Ten pomachał jej ręką, aby do niego podeszła. Weszli na pierwsze piętro i szli na sam koniec krótkiego korytarza. Chłopak włożył klucz w kłódkę i otworzył drzwi na oścież przepuszczając pierwszą białowłosą. Weszła wyciągając malutkie bagaże z kieszonki czarnego płaszcza. Postawiła na drewnianej podłodze i wtedy natychmiast przybrały normalny rozmiar. Wyprostowała się i podeszła do okna, które było na przeciwko niej. Tuż na prawo znajdowały się blisko siebie dwa jednoosobowe łóżka, a między nimi jedna szafka nocna, na której stała świeca oprawiona w szkło. Naprzeciwko posłań były drzwi prowadzące do łazienki.
     Rosalyn otworzyła okno i zawołała głośno:
     - Tenebrisie!
     Zrobiła kilka kroków w tył nadal patrząc na okno. Nagle znikąd pojawił się czarny futrzak. Siedział na parapecie i wyglądał na zadowolonego.
     Ross miał już zamknąć drzwi, ale nagle usłyszał znajomy głos z sąsiedniego pokoju z naprzeciwka. Drzwi powoli się uchyliły, a w nich pojawił się nie kto inny jak Xerara. Na widok Rossa jej usta wywinęły się w szeroki uśmiech, a on był nieco zdziwiony. Rosalyn od razu wiedziała z kim mają do czynienia. Mogła wziąć to pod uwagę, że tym razem wylądują pod tym samym dachem.
     - Dobrze się składa Ross! Robicie coś ważnego?
     - Nic – odpowiedział krótko.
     Zarzuciła rękę na jego ramię i wyciągnęła go z pokoju, a drugą rękę uniosła do góry.
     - To się napijemy! – zawołała wesoło i spojrzała na Rosalyn. – Chcesz iść z nami?
     Chłopak próbował uwolnić się z jej uścisku, lecz kiedy zaczął się wiercić ścisnęła go mocniej.
     - Nie, podziękuję – odparła spokojnym głosem i odwróciła się do nich plecami biorąc do ręki książkę.
     Drzwi się zamknęły, a Xerara pociągnęła chłopaka za sobą.
     Jak ty z nią wytrzymujesz? Ona wie co to dobra zabawa i uśmiech? – zadała pytanie, lecz nie dostała na nie odpowiedzi.

*

     Goccia Rossa. Sama nazwa ma w sobie wiele gracji jednakże niewiele osób ją zna choć tak naprawdę mówią o niej wszyscy. Zaledwie tylko bogata, skąpa i najgorsza z gorszych, pełna głupców  szlachta mająca upośledzony tok myślenia wie z czym ma do czynienia. Zawsze stawiają siebie na pierwszym miejscu. Plebs i mieszczanie są dla nich niczym robaki, które powinno się wytępić, jednakże mówią iż mają dobre serce dlatego pozwalają im żyć. Drugą nazwą bardziej popularną, jaką nadali im władze to Łowcy Niewolników. Gdy tylko pojawili się w South Land organizacja pod tą nazwą nabrała niesamowitej niesławy. Wieść o tym rozeszła się po całym kontynencie jak i sami łowcy. Jedynie gdzie nie ich brudne złodziejskie i barbarzyńskie łapy nie dosięgły to West Land. Ochrona w tym kraju była ponad możliwości łapaczy, których pierwszy szef Angus Pierce rozesłał po świecie. Tych najsilniejszych zostawił przy sobie. Uważał, że poświęcenie słabszych nie będzie nic kosztowało. Lecz przyszedł czas, że zmęczył się dostarczaniem niewolników do szlachty i wywożeniem ich na wyspy należące do Królestwa Południa. Sam postanowił osiedlić się na takiej wyspie z wybranymi służącymi, a władzę nad organizacją oddał pierworodnemu synowi Lembertowi Pierce. Był to młody mężczyzna świeżo po dwudziestce. W tym młodym wieku podążał w śladami ojca nie popełniając jego błędów. Zachowywał się bardziej dyskretnie i mniej podejrzliwie. Osadził główną siedzibę niedaleko morza co sprawiło, że transport ludzi był bezpieczniejszy. Każdy niewolnik przed wycenieniem trafiał w jego ręce.
     Lembert miał proste, czarne włosy, które opadały na ramiona. Czoło zasłonięte było grzywką, a tuż pod nią węglowe oczy inteligentnie spoglądały na sługę, który właśnie przybył. Pan Pierce miał mleczną cerę. Wiele kobiet nie przeszłoby obok niego obojętnie. Był bardzo przystojny, nie tylko z twarzy. Zarysy jego mięśni i muskuł można dostrzec przyglądając mu się uważniej kiedy to zakłada obcisłe koszule.
     Młody szef podparł podbródek dłonią i uśmiechnął się ciągle przyglądając się słudze. Posłaniec zaś stał. Starał się nie okazywać żadnych emocji, ale strach jaki czuł można było od razu dostrzec po jego oczach.
     - Panie… - powiedział. – Ta dwójka, którą kazałeś nam śledzić przebywa teraz w mieście Bado.
     Mężczyzna podrapał się po gładkiej brodzie próbując sobie przypomnieć położenie owego miasta.
     - Czy ono nie jest położone niedaleko wsi, którą rozkazałem wam spalić wczorajszej nocy?
     - Tak panie, jest.
     - W takim razie przekaż swoim towarzyszom, że to samo mają zrobić z Bado. Rozpętajcie ogień, lecz nie tam gdzie jest nasz cel.
     Sługa skinął tylko głową i odwrócił się na pięcie. Miał już wyruszyć ale coś go powstrzymało. Spojrzał na twarz swojego pana, który patrzył z wyczekiwaniem aby zniknął. Nie mógł go posłuchać. Musiał powiadomić o ważnej rzeczy jaką ukrywali jego pobratymcy przez dwa tygodnie.
     - Ta kobieta o białych włosach – zaczął. – Igmach widział… Ona jest czarownicą panie.
     - Skąd to wie? – zapytał spokojnym głosem.
     - Widział jak za pomocą magicznych sztuczek pokonała jego towarzyszy. Jest niebezpieczna… Ona…
     Rozległ się głośny śmiech Lemberta.
     - Czarownice nie istnieją. To wymysł tych kapłanów aby mieli z kim walczyć. Puki chronią ludzi przed złem to mają w obywatelach poparcie… - zamyślił się na chwilę, a jego kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej. Nagle przemówił: - Nawet jeśli kobieta ze srebrnymi włosami jest czarownicą za wszelką cenę macie mi ją przyprowadzić żywą. Takie włosy to cenny skarb. Kto wie, może ci głupcy będą chcieli je kupić za wysokie ceny.
     - A co z mężczyzną, który jej pomaga?
     - Nie jest mi potrzebny. Możecie go zabić – machnął ręką.

*

     Rosalyn siedziała na łóżku kartkując książkę z zaklęciami. Robiła to bardzo szybko i nerwowo. Co chwilę patrzyła się w okno. Była już późna noc, a Ross z Xerarą nadal nie wrócili. Na jej twarzy wymalowany był grymas. Odłożyła książkę i wyciągnęła ręce do góry wyciągając się. Już dawno się wykąpała i założyła jasnobeżową nocną koszulę z falbankami. Stwierdziła, że pójdzie spać. Tenebris już dawno smacznie spał na jej łóżku. Usłyszała głośne kroki i krzyki należące do Rossa i Xerary. Weszli oboje do pokoju niczym burza obejmując się ramionami. Widać było, że ledwo co mogli ustać na dwóch nogach. Rosalyn zlustrowała obojga wzrokiem i przewróciła oczami.
     - O! Wasz pokój jest większy! Hej chłopaki! – zawołała głośno. – Chodźcie do nas! Chodźcie! – zaśmiała się i wskoczyła na łóżko Rossa.
     Nagle w drzwiach pojawiło się dwóch nieznajomych mężczyzn.
     - Zostajesz z nami? –zapytała turlając się w tą i z powrotem po łóżku.
     - To mój pokój. Wyjdźcie stąd! – zawołała głośno, lecz na tą reakcje wszyscy prócz Rossa zaczęli się śmiać tak jakby opowiedziała dobry dowcip.
     Tenebris zdążył się obudzić i zrozumieć całą tą sytuację. Nim białowłosa zdążyła nad tym zapanować dwóch mężczyzn na dobre zadomowiło się w ich pokoju. Wtedy Xerara rzuciła do Rosalyn klucze.
     - Zamieńmy się! Macie większy pokój! – przewróciła się na plecy i zaśmiała się po raz kolejny. – Ross zostajesz z nami, prawda? – podniosła się do siadu i zmieniła głos na słodszy.
     Nim Ross zdążył coś powiedzieć odezwała się Rosalyn:
     - Jeśli to zrobisz nie pomogę ci – oświadczyła po czym odwróciła się na pięcie zabierając swoją książkę z zaklęciami.
     Ross wzruszył ramionami i poczłapał slalomem do Rosalyn, która zbierała swoje rzeczy i oparł się o jej ramię.
     - Pójdę za tobą wszędzie – jego ton głosu był dziwny. Gdy tylko na niego spojrzała zobaczyła szeroki uśmieszek, który był bardzo denerwujący.
     Mimo to pomogła mu dość do pokoju naprzeciwko. Tenebris wszedł pierwszy zatapiając się w półmroku. Faktycznie był dwa razy mniejszy i mieściło się w nim zaledwie jedno łóżko, które było tak jakby na jedną i pół osobę. Zostawiła swoje rzeczy na szafce nocnej i położyła się do łóżka. Ross w tym czasie obszedł całą sypialnię dwa razy dookoła, a na końcu wpakował się do łóżka prawie spychając białowłosą na podłogę. Na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka.
     - Co ty wyprawiasz? – zawołała z pretensją.
     - Chcę spać – odetchnął głęboko.
     Dziewczyna odwróciła się do niego plecami, a on patrzył w sufit. Zapanowała na chwile cisza. Rosalyn poczuła ciepło na swoich policzkach. Jeszcze nigdy wcześniej nie leżała tak blisko Rossa. Chętnie by go zepchnęła, ale był z byt pijany. Myślała, też o tym, że to zepchnięcie mogło być dla niego nauczką, ale z jakiegoś powodu nie chciała robić mu na złość. Była już zła za sytuację, którą spowodowała Xerara zamianą pokoi. Co ona sobie myślała sprowadzając obcych ludzi i to jeszcze nie do siebie? Odetnie jej za to z pensji jaką dostaje codziennie.
     - Rosalyn… Śpisz? – odezwał się Ross słabym głosem.
     - Nie.
     - Aha… - znowu zapadła cisza, ale po chwili ją przerwał. – Rosalyn czy ty… Czy ty nienawidzisz ludzi?
     - Nie. Nie nienawidzę.
     - To dobrze. Więc mogę odetchnąć.
     Po tych słowach Ross zasnął z uśmiechem na ustach. Rosalyn zaczęła się zastanawiać skąd wymyślił takie dziwne pytanie. I czemu dała taką odpowiedź?

     Konwalia… - pomyślał Ross nim zasnął – Pachniesz jak ona.

_______________________________
Rozdział nudny, prawie nic nie wnosił i do tego był nudny. 
Następny będzie może ciekawszy. Chyba. Nie pamiętam. xD Ale pamiętam, że 12 jest urozmaicony xD
I coś czuję, że was rozczaruję w niedługim czasie :< 

7 komentarzy:

  1. No. Nareszcie spali w jednym łóżku! Ciekawi mnie to, czy przez sen potem do siebie nie przywędrowali i obudzili rano złączeni w uścisku. Musiałoby to być strasznie słodkie. I reakcja Rosalyn po tym xD ♥
    Nie lubię Xerary, chociaż ładnie odwzorowujesz jej charakter, ale ona jest taka... niewredna, ale wredna jednocześnie. Chociaż gdyby nie ona, to nasi bohaterowie nie spaliby w jednym łóżku. Mam dziwne wrażenie, że ona się przylizuje do Rossa, po tym słodkim głosiku jak wrócili do pokoju. Widzę, że ostro zabalowali, trzech mężczyzn i ona sama xDDDDD" Ciekawe co tam musiało się dziać.
    Rosalyn jest nieufna, ale Rossowi ufa, prawda? To coś znaczy. Że go llllubi xD I dobrze Xerara zauważyła, że ich imiona są podobne. Kojarzą mi się z różami, Rosalyn - białymi, a Ross czarnymi. Takie odmienne charaktery i zachowania, ale ładnie razem wyglądają.
    "Konwalia - pomyślał Ross nim zasnął - Pachniesz jak ona." <- kim jest tajemnicza ona? Czyżby była kobieta Rossa? A może jego mama?
    Oby nie spalili Bado D: Ta banda z Goncia Rossa mi nie przypadła do gustu. I żal, chcą zabić Rossa. Ale pewnie Rosalyn nie odda go łatwo! xD
    I na koniec... bohaterom życzę powodzenia podczas miesiąca podróży. A szczególnie Rosalyn, która będzie musiała znosić Xerarę. Tak zwana "szkoła przetrwania" xDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, miłość wisi w powietrzu, ja to wiem xD.
    I ten tekst Rossa, żę poszedłby wszędzie za Rosalyn, och to brzmi jak wyznanie miłośći, jeee =^^=
    I jeszcze ta średniowieczna(?) mafia le Goncia czy coś, z każdym rozdziałem coraz lepsza akcja i... więcej bohaterów.

    Rzeczywiście mają podobne imiona, ale żeby od razu rodzeństwo? Niee no nie są do siebie podobni... chociaż... Rosalyn w końcu ma te białe włosy jako jedyna w rodzinie. A no właśnie! Co tam u jej rodziny? I u Colina? Stęskniłam się za nim... chlip, chlip xD Nie no, serio tęsknie, mam nadzieję, że jeszcze się pojawi. O i jeszcze pamiętam taki mroooczny wątek ze studnią i ciałami blisko niej. To też mi nie daje spokoju... Innymi słowy czekam na NN :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej. ej! Bez takich pesymistycznych tekstów na końcu!

    Tak w ogóle- dzięki za info! :D

    Hm... Jak wyżej zauważono, Ross prawie, że wyznał miłość Rosalyn... A może to zwyczajnie lojalność? Kto tam zrozumie nastolatków xD
    Choć ja bym nie pogardziła dobrym romansem :D
    I tan tekst na końcu... "Ona" to osoba, czy może kwiat... Ciekawe zagranie słowem... Daje do myślenia :)
    Co do Xerary- no heloł! Jak można się tak urżnąć?? Choć akurat ja nie powinnam tego komentować...

    Aj! Za dużo zagadek jak na razie! Zastanawia mnie parę rzeczy, ale na razie nie będę o nich pisać...

    Ave i weny!

    K.L.

    PS. zupełnie zapomniałam o czym tak zawzięcie wczesniej dyskutowałyśmy ^^"

    PPS. Ah ta skleroza! ;|

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie nn. Dzieje się hehe :D

    OdpowiedzUsuń
  5. A tam nudny. Muszą być i takie, żeby wyjaśnić parę spraw.

    To był X Rozdział. Nie ogarniałam. Mimo to nie mogłam się oderwać. Popracuj tylko troszkę nad opisami i będzie super :)

    http://innowiercy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Na razie nie przeczytałam jeszcze wszystkich rozdziałów, ale czuje, że będą ciekawe ;) Rewaluacyjny nagłówek!

    http://impossiblelifee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń