sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział IX - Nie bój żaby, nie będzie aż tak źle.

       - Jestem Xerara – przedstawiła się szatynka mając na twarzy nadal ten głupi uśmieszek. – Nie jesteście stąd, prawda? Nigdy was wcześniej nie widziałam.
       - I więcej nie zobaczysz – powiedziała niskim tonem Rosalyn. Odwróciła się na pięcie i poszła przed siebie. – Tenebris, Ross, idziemy.
       Blondyn westchnął i poszedł za towarzyszką, a obok niego szedł czarny kocur. Xerara patrzyła na nich jak się oddalają. Nagle w jej głowie powstał nowy pomysł. Pomyślała, że mogłaby ich poprowadzić do miejsca, którego chcą się udać i dzięki temu opuścić miasto. Jednak kiedy wyrwała się z trasu dwójka nieznajomych zniknęła. Oparła dłonie na biodrach i westchnęła. Stwierdziła w myśli, że tym razem się jej nie uda.
       Tymczasem Ross, Rosalyn i Tenebris przebijali się przez miasto. Nie było zbyt wielu ludzi na dworze. Straganów również nie było. Każdy przechodni wyglądał jakby czegoś się obawiał. Mieli przerażony wzrok, tak jakby każdej nocy nawiedzały ich koszmary, które miały się urzeczywistnić. Nagle białowłosa zatrzymała się widząc jakiś sklep.
       - Chodźmy tam – zaproponowała. – Nawet nie jedliśmy śniadania.
       Kot i Ross przytaknęli. Kiedy chłopak wyjął pieniądze z plecaka białowłosa go powstrzymała uśmiechając się.
       - Dziś ja stawiam za to, że mnie uratowałeś - nawet nie chciała słyszeć żadnego słowa sprzeciwu. Jednak zamiast wejść do sklepu poszła dalej przed siebie z Tenebrisem na czele i krzyknęła: - Czas na polowanie!
       Jej usta wygięły się w diabelski uśmiech. Ross miał złe przeczucia, dlatego poszedł za nią. Rosalyn rozglądała się uważnie, czasami zatrzymywała, przyglądała dokładnie ludziom, później znowu szła. Wyglądała jakby szukała swojej ofiary. Była wytrwała i ciągle pewna siebie. Nagle przyczaiła się do jakiejś uliczki. Zauważyła wcześniej jak łysy mężczyzna z wyglądem kulturysty i bliznami na całym ciele zaciągał tam kogoś. Zajrzała ukradkiem i zobaczyła jak siłacz obkłada pięściami młodego szczupłego mężczyznę wyglądającego na bogacza. Krzyknął aby oddał mu pieniądze. Ross widząc to chciał rzucić się na ratunek przestraszonemu chudzielcu. Wyjął swój sztylet z pochwy, a kiedy próbował coś wykrzyczeć Rosalyn zatkała mu dłonią usta i odepchnęła.
       - Nie wtrącaj się – powiedziała.
       - Oszalałaś? On go zabije! – wykrzyczał.
       Dziewczyna przestraszyła się, że pan kulturysta mógł to usłyszeć. Wzięła Rossa i odeszła z nim dalej od uliczki. Cierpliwie poczekała, aż jej ofiara wyjdzie z łupem. Lada chwila, a pojawił się muskularny mężczyzna trzymając brązowy worek w ręku. Chwilę później schował go do kieszeni. Rosalyn dała znak dla Tenebrisa, który od razu zniknął im z oczu. Białowłosa otrzepała sukienkę i pobiegła w stronę ów mężczyzny. Kiedy była niego bliżej zwolniła. Nagle przyśpieszyła i szturchnęła go ramieniem. Poniosła głowę i spojrzała mu w twarz. Ściągnięte, krzaczaste brwi, zaciśnięte usta i małe, ciemne oczy, które nie kryły iż wcale nie ma dobrych intencji. Miał taką minę jakby chciał ją zabić.
        - Przepraszam – powiedziała skruszona i poszła dalej.
        - Uważaj głupie dziecko – wydarł się.
        Nagle białowłosa zatrzymała się i odwróciła na pięcie po czym znowu minęła mężczyznę, aby wrócić do Rossa. Szła spokojnie tylko raz odwróciwszy się za siebie. Łysol wyraźnie niezadowolony warknął coś na nią. Dziewczyna szybko złapała blondyna za rękę i pociągnęła go do sklepu.
        - Po co była cała ta szopka? O co ci chodziło? Z resztą oszalałaś? Czemu pozwoliłaś aby tamten goryl go zmasakrował?
        - Myślę, że zdążyłeś zauważyć, że z tym miastem jest coś nie tak. Z resztą nawet nie wiem gdzie jesteśmy – zaśmiała się. – Nadal w North? A może w East? Czy w West? A może w South? Dobrze by było jakbyś wiedział gdzie nas przeteleportowałeś…
        - Nie odpowiedziałaś mi na pytanie! – podniósł głos, jednak Rosalyn nie miała zamiaru się tłumaczyć. Szła w milczeniu.– Tak w ogóle – zaczął zmieniając temat – gdzie jest twój Kot?
        - Tenebris! – warknął czarnuch stojąc tuż przy nich.
        Ross spojrzał w dół i zobaczył pod kotem worek pieniędzy, ten sam, który zabrał ze sobą łysol. Potem szybko przeniósł wzrok na Rosalyn uśmiechniętą i chwalącą kota za dobrą robotę.
        - Ukradliście to? – zapytał wytrzeszczając oczy.
        - Nie, zabraliśmy nieprawowitemu właścicielowi. Jakby się zastanowić zawsze tak robimy – powiedziała beztrosko jakby to było nic wielkiego. – Z reguły naszymi ofiarami byli bogaci głupcy – uśmiechnęła się.
        Chłopak przytoczył wspomnienie z wczorajszego dnia.  
        - Tacy jak Meibillon? – zapytał.
        - Widzę, że się domyśliłeś – powiedziała uśmiechając się wesoło.
        - Cholera… Jestem skazany na demona… - jęknął.
        - Nie bój żaby, nie będzie, aż tak źle! - Rosalyn poklepała go po plecach.
        Blondyn widząc jej uśmiech skrzywił się tylko unosząc kąciki ust w górę. Dziewczyna zaciągnęła go do sklepu. Po tym jak udało jej się obejść wszystkie półki kilka razy dookoła zdecydowała sobie coś kupić. Wyniosła z niego ciepłe pieczywo, a chłopakowi kazała nieść owoce. Normalnie był by wściekły, że ktoś się nim wysługuje, jednak nie czuł teraz żadnych negatywnych emocji. Wręcz przeciwnie. Był bardzo pozytywnie nastawiony. Tak jakby to co przed chwilą się stało nie miało w ogóle miejsca.
        Usiedli na murku pod starym drzewem, które dawało im cień. Rosalyn rozdzieliła żywność między siebie i Rossa. Dla Tenebrisa miała specjalny przysmak – rybę na surowo. Mimo, że umiał mówić nadal był kotem. Zjadł swoje danie najszybciej.
        Ross miał nadzieję, że nie będzie musiał jeść cały czas tych samych rzeczy - pieczywa i owoców. Patrząc na Rosalyn prawdopodobnie miała taki zamiar. O mięsie nie chciała nawet słyszeć. Kiedy zwrócił jej uwagę przestała go słuchać. Wzięła kocura na kolana i zaczęła do niego mówić.
        Przez resztę dnia chodzili po mieście kłócąc się o gospodę, w której mają się zatrzymać. Nim zdali sobie sprawę wybiła dwudziesta. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a oni nadal byli bez dachu nad głową, ale wyglądali jakby się tym przejmowali. Dalej kłócili się o miejsce noclegu.
        - To ona! – krzyknął wysoki mężczyzna.
        Ross i Rosalyn spojrzeli przed siebie i wtedy ujrzeli łysego faceta z wczesnego popołudnia, któremu białowłosa ukradła pieniądze. Niestety nie był sam. Wziął ze sobą swoich kumpli, którzy posturą i wzrostem dorównywali łysolowi. Wszyscy byli jednakowo ubrani – w czarne płaszcze, a na lewym ramieniu naszyte trzy czerwone krople. Wcześniej ów mężczyzna nie miał tego stroju. Widząc ich wszystkich można pomyśleć, że należą do jakiejś organizacji. Na pewno nie robiła nic dobrego ludziom.
        Białowłosa spojrzała na Rossa, który wydawał się wściekły tak samo jak oni. Kiedy świdrował ją wzrokiem zrozumiała przekaz słów: „A nie mówiłem?”
        Łysol wyjął miecz z pochwy i skierował go naprzeciw młodych ludzi
.        - Oddawaj pieniądze, a pozwolę wam żyć – zawarczał.
        Na twarzy Rosalyn pojawił się lekki uśmiech.
        - Ross… - zaczęła spokojnie – w nogi! – krzyknęła i popędziła przed siebie.
        Blondyn wziął kota pod pachę i pobiegł za dziewczyną. Mężczyźni od razu ruszyli w pogoń. Zaczęli przeciskać się przez różne ulice. Niestety był taki problem, że świeciły pustkami i nie można było się schować między ludźmi. W zabawie w berka byli na przegranej pozycji, gdyż nie znali też i miasta, a ci co ich gonią wiedzieli o wszystkich zakamarkach. Jeden zły wybór i czeka ich ślepy zaułek.
        - Ostatnio dużo uciekamy – zaśmiał się Ross.
        - Oh, więc bawi cię ta sytuacja? – odpowiedziała pytaniem uśmiechając się szerzej. Chwilę potem przybrała poważną minę. – Powinniśmy stawić opór.
        - W takim razie najlepiej będzie jak znajdziemy się na głównej ulicy.
        Rosalyn skinęła głową i pobiegła za Rossem, który ją teraz wyprzedził i poprowadził na główną aleję. Tam również było pusto. Miasto o tej porze sprawiało wrażenie opuszczonego, ale tym razem działało to na ich korzyść. Stanął na środku drogi stawiając powoli kroki do tyłu. Tuż obok niego stanęła dziewczyna zdejmując kaptur z głowy. Sięgnęła do rękawa.
        Nagle z uliczki wybiegło sześciu mężczyzn. Wszyscy uzbrojeni byli w miecze. Blizny na ich twarzach i rękach oznajmiały przeciwnikom, że stoczyli wiele ciężkich walk, które wygrali. Inaczej mieli doświadczenie w walce jakiego brakowało młodym ludziom. Jednak oni nie wyglądali na tych co mają przegrać. Nawet byli zbyt pewni siebie.
        Ross wyjął sztylet po czym wyciągnął z pod jelca złotego ptaka z rozłożonymi skrzydłami, a w jego miejsce włożył czerwony kryształ, który akurat idealnie pasował. W tym samym czasie w dłoni Rosalyn znalazła się srebrna różdżka. Zamiast patrzeć na wrogów spojrzała na broń blondyna. Była bardzo zdziwiona, że posiadał dwa magiczne kamienie, ale cieszyło ją to. Póki miała chwilę czasu rozkazała Tenebrisowi się schować. Posłuszny kot tak uczynił jak nakazała mu jego pani. Bezpieczniej było zejść z frontu.
        Mężczyźni bez żadnego ostrzeżenia ruszyli w ich stronę z bojowym okrzykiem. Rosalyn i Ross rozdzielili się. Oboje odskoczyli w różne strony, a ich wrogowie zrobili to samo. Trzech uzbrojonych facetów rzuciło się na szczupłego blondyna. Nim jednak zdołali zadać atak szkarłatny kamień w jego sztylecie zaświecił mocno oślepiając wrogów. Chwilę potem uniósł go do góry, a sztylet wydłużył się i swoim kształtem przypomniał potężny miecz. Rosalyn widząc to była zafascynowana. Więc taką moc ma szkarłatny kamień – pomyślała uśmiechając się. W tym czasie łysol, któremu ukradła pieniądze uniósł wysoko miecz nad jej głową. Na twarzy dziewczyny pojawił się chytry uśmiech. Różdżka wydłużyła się i pogrubiła, przypominała srebrzystą laskę. Zablokowała cios i przechyliła głowę lekko w bok uśmiechając się szeroko. Mężczyzna napierał mieczem z całej siły. Zacisnął zęby, a po czole spłynęły krople potu. Jednak ona z łatwością odepchnęła jego atak. Odleciał od niej kilka metrów. Reszta przeciwników teraz w składzie pięciu osób atakowała Rossa, który ledwo co dawał sobie radę. Jednak widząc jak zacięcie walczył wywołał u niej wielki podziw. Odpierał każdy atak praktycznie z każdej strony. Wycofał się, aby oddalić się od przeciwników by móc zadać cios. Szkarłatny kamień nadal świecił. Wziął wielki zamach z boku i mieczem przebił powietrze, z ostrza wyprowadził czerwony jakby piorun, który powalił wszystkich za jednym ciosem. Mimo to był słaby. Rosalyn zmarszczyła brwi.
        - Co to było? – zawołała.– Mogłeś ich zabić! Czemu tego nie zrobiłeś? Czy nie jesteś rycerzem?
        - Jestem rycerzem, ale nie mordercą – powiedział.
        - Rozumiem – opowiedziała odwracając się do niego plecami. Zacisnęła ręce na różdżce i westchnęła ciężko. Chłopak wyciągnął ze sztyletu szkarłatny kamień i włożył z powrotem herb West Landu. W głosie białowłosej było coś niepokojącego. Wpatrywał się przez chwilę w jej plecy.
        - Nie chcę wam przeszkadzać – wtrącił się Tenebris wychodząc z kryjówki – ale to chyba jeszcze nie koniec.
        Oboje spojrzeli ja jeszcze jednego człowieka, który nadal stał na nogach. Wydawało im się, że przybył dopiero przed chwilą. W jego oczach była rządza mordu. Miał otwarte usta, które się pieniły, a po brodzie spłynęła stróżka śliny.
        Rosalyn patrzyła się na człowieka z obrzydzeniem. Ciarki ją przeszły. Nie chciała, aby w ogóle się do nich zbliżył. Uniosła różdżkę w górę i szybko uderzyła w ziemię.
        - Stój! Nie ruszaj się! – zawołała Xerara stojąc daleko za Rosalyn i Rossem.
        Puff. W momencie, w którym różdżka uderzyła o ziemię ponownie się zmniejszyła. Białowłosa odetchnęła ciężko, ale i z ulgą, że na czas powstrzymała się przed atakiem. Ross w tym czasie odwrócił się w stronę kobiety.
        - Ej wy! – zawołała brązowowłosa. Nie zdążyła zauważyć różdżki Rosalyn. – Dawno się nie widzieliśmy! – zaśmiała się. – Wszędzie was szukałam.
        - Oh. Zniknął – mruknęła Rosalyn patrząc się w miejsce gdzie stał śliniący się mężczyzna. Wzruszyła tylko ramionami. Pomyślała, że o jeden kłopot mniej, ale nadal trzeba było pozbyć się jeszcze tego i wtedy spojrzała na Xerarę.
        Kobieta skrzyżowała ręce patrząc na pokonanych mężczyzn. Uśmiechnęła się szeroko.
        - Widzę, że udało się wam pokonać te płotki. Hmmm… Czy wy podróżujecie? Dokąd się udajecie? – zapytała puszczając oczko.
       Rosalyn popatrzyła na nią unosząc głowę do góry. Kobieta była równa Rossowi.
       - Na północ – odpowiedział jej młody Ryan.
       - Oh, doprawy? A wiecie, że im dalej na północ, tym jest niebezpieczniej? Podróż w dwójkę jest bardzo niebezpieczna – starała się jak najbardziej podkreślić to, że sobie nie poradzą. - Im bliżej gór, tym więcej groźnych ludzi. Ci tutaj to nic w porównaniu z tymi, których spotkacie. Oni umieją tylko porywać, na północy zabijają. Takie blade chucherka bez doświadczenia sobie nie poradzą.  
       Na czole chłopaka pojawiła się pulsująca żyłka. Uraziło go to co powiedziała nieznajoma. Ludzie zawsze uważali, że ci z bladą skórą - jaką posiadała tylko szlachta – rąk sobie ubrudzić nie mogli. Nie wiedzieli czym jest praca fizyczna, w przeciwieństwie do ludzi z wiosek. Tam ludzie przebywali na polu pozwalając słońcu by zabarwiło ich skórę. Blondyn złapał Rosalyn za ramię i odciągnął od szatynki.
       - Spokojnie, spokojnie – powiedziała łagodnym głosem Xerara. – Tak jest składa, że jestem bardzo silna. Jeśli chcecie to mogę was eksportować… za nie wielką opłatą oczywiście – powiedziała puszczając perskie oko. – Więc jak?
       - Nie potrzebuje kogoś takiego jak ty – oznajmiła spokojnym głosem białowłosa.
       Ross uśmiechnął się, a Tenebris wskoczył na ramię swojej pani. Niebieskooka odwróciła się do kobiety tyłem i przyciągnęła do siebie Rossa, po czym pokazała palcem na czarnego kocura, który nie wydawał się zadowolony. Pokręcił głową i przemówił do nich szeptem.
       - To może być dobra okazja. Mając ją przy sobie Rosalyn nie musiałaby używać magii, tak jak i ty Ross. Takie incydenty jak dziś się już nie powtórzą.
       - Nie chcę podróżować z tą kobietą… - powiedziała, a blondyn jej przytaknął.
       - Rosalyn doskonale wiesz, że jeśli rozniesie się plotka o czarownicy to nawet cały kościół mógłby ciebie ścigać. To zbyt niebezpieczne. Nie tylko dla ciebie. Teraz już nie jesteś sama – to mówiąc spojrzał na Rossa. - Przedostaniemy się do Cedili i ona powie nam co dalej.
       Dziewczyna zastanowiła się chwilę. To faktycznie mógł być rozważny pomysł. Faktycznie dzisiaj było niebezpiecznie. Ross także używał magii za pomocą szkarłatnego kamienia. Go też mogą ścigać. Jednak coś jej nie pasowało w tej kobiecie. Mimo to musiała zgodzić się z Tenebrisem nawet jeśli nieznajoma była bardzo irytująca.
       - Dlaczego nagle zaproponowałaś nam, że będziesz nas chronić? – zapytała białowłosa mierząc wzrokiem szatynkę.
       - Chce się wydostać z tego miasta już od dawna. Ale nigdy nie mogłam się na to zebrać. Widząc podróżników pomyślałam, że będę miała jakiś powód by odejść – wzruszyła ramionami.
       - Skąd wiesz, że nie jesteśmy źli?
       Zaśmiała się głośno.
       - Wy? Wyglądacie jak bezbronne myszki, które uciekają od głodnego kota! Po za tym widziałam tylu splugawionych ludzi, że potrafię rozróżnić dobrego człowieka od złego.
       - Kiedyś jej za to dostanie – wysyczała szeptem Rosalyn do Rossa, który wcale nie wyglądał entuzjastycznie.
       - Biorę 20 srebrnych monet za dzień! – powiedziała uśmiechając się.
       - W takim razie spotkajmy się jutro rano w centrum miasta.
        
*
       - Ludzie, których niedawno pokonaliśmy byli z organizacji łowców niewolników. Znajomi Xerary uznali ich za nie sprawiających zagrożenia osobników. Czy tylko dlatego, że ich pokonaliśmy? Czemu nazwała nas słabymi widząc leżących do góry brzuchem sześciu ludzi tak potężnej organizacji? Czyżby była bardzo potężna? – zapytała Rosalyn opierając się o ścianę.
       Ona, Ross i Tenebris byli w wynajmowanym pokoju. Po spotkaniu z Xerarą wrócili do pierwszej gospody na jaką się natknęli wynajmując jeden niewielki pokój, w którym znajdowało się łóżko, dwie szafki nocne i ogromna, wykonana z ciemnego drewna szafa. Okno znajdowało się niedaleko łóżka i było zasłonięte ciemną zasłoną. Podłoga jak i ściany również wykonane z mocnego drewna.
       - Przestać filozofować – jęknął Ross rzucając się na łóżko. Był zmęczony dzisiejszym dniem.
       Rosalyn widząc jak rozłożył się na łóżku cała poczerwieniała. Dokładnie nie było wiadomo czy ze złoci, czy się zawstydziła. Zacisnęła dłonie w pięści i podeszła do łóżka żwawym krokiem.
       - Wypad! Ty spisz na podłodze!
       - Że co? – spojrzał na nią kątem oka.
       Białowłosa skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
       - Nie myśl sobie, że będziesz spał ze mną w jednym łóżku – powiedziała to z uniesioną głową nie patrząc na chłopaka. Jej głos był bardzo dumny, a twarz nadal czerwona jak burak.
       - Nie widzę nic w tym złego – mruknął.
       - A ja widzę – tym razem zmieniła ton głosu na niższy, a jej oczy zapłonęły żarem pełnym gniewu.
       Wyciągnęła różdżkę i zakręciła nią w kółko, a końcówkę skierowała na Rossa. Chłopak zaczął lewitować nad łóżkiem. Wybałuszył oczy i zaczął machać nerwowo nogami i rękami, a Rosalyn śmiała się głośno.
       - To nie jest śmieszne! Chcę wrócić na ziemię! – krzyknął.
       - Jak chcesz…
       Rosalyn machnęła zgrabnie dłonią skierowując różdżkę w dół. W tym samym momencie upadł plackiem na drewnianą, twardą podłogę. Po pokoju rozszedł się donośny śmiech białowłosej. Chłopak podniósł się rozmasowując obolałe miejsca i zaczął gonić ją w kółko, krzycząc : „ Zabiję cię”. Jednak w jego głosie nie można było wyczuć choć krzty nienawiści.
       Tenebris siedzący na szafie pokręcił tylko głową patrząc na ten cały cyrk.
       - Młodość… Trochę im zazdroszczę – westchnął.
___________________________

Przepraszam za błędy. ;-;

10 komentarzy:

  1. Wszystkie błędy, które wyłapało moje czujne oko napisałam Ci na gadu, więcej już nie zauważyłam. Także w sumie nie masz za co przepraszać. :D
    Zacznę od Xerary. Kobieta wydaje się miła, chociaż nie wiadomo dlaczego chce się wydostać z miasta. A może tak naprawdę zgrywa potulną, dobrą osobę, a tak w rzeczywistości chce ich wszystkich wybić? Takie złe charaktery są fajne xD Na początku Rosalyn była dla niej strasznie miła, nie ma co. Kochana wręcz. Ciekawa jestem, jak wtedy się Xerara poczuła, bo chyba niezbyt fajnie.
    Postać Rosalyn jak zwykle mnie nie rozczarowała, uwielbiam ją od samego początku! Miła jednocześnie i odrobinę wredna, dodając jeszcze super moce i Tenebrisa. Miała fajną różdżkę podczas sceny walki (którą przy okazji świetnie opisałaś!). Mnie też przeszły spazmy obrzydzenia, kiedy wyobraziłam sobie tego śliniącego się faceta.
    Krzaczastobrwisty najlepszy ♥ On zabił tego mniejszego od siebie człowieka, kiedy bił go w zaułku? Chyba tak. Szkoda. :c
    Dlaczego oni nie spali ze sobą w jednym łóżku?! Ja wiem, że Rosalyn się zarumieniła z zawstydzenia. Przecież to byłoby urocze! Obsługa pewnie specjalnie dała im jedno łóżko. xD Aż sobie wyobraziłam scenę końcową, jak Rosalyn się potyka podczas gonitwy i ląduje na Rossie (*hy*). Niech Tenebris też się z nimi bawi, bo jak to śpiewali "tonight we are young" xD

    OdpowiedzUsuń
  2. "Młodość... trochę im zazdroszczę..."
    To samo mogłabym powiedzieć! Ross i Rosalyn są mega śmieszni! xD Choć Rosalyn sprawia wrażenie nieco... aroganckiej... Sądzę jednak, ze jako czarownica ma do ego pełne prawo ;)
    Xerara nadaje opowiadaniu nutki...tajemniczości. Tak na prawdę to nic o niej nie wiadomo!

    Dzięki za info! :D
    Trochę to pomogło... gdyby nie fakt, że mam dwie różne koncepcje dlaszej częsci... A co za tym idzie, na jedną muszę się zdecydować! ;/
    Aaa... Takie mini opowiadanko o mojej imienniczce :D I nie tylko o niej :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdę mówiąc: nienawidzę spojlerować! ^^
    Oj to będzie ciężko... I to w obu przypadkach!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehehe co tu się dzieje ^^ zacznę od końcówki. Piękna! Czy już mówiłam, że uwielbiam parę Ross i Rosalyn? Tak? Mówię, a raczej piszę jeszcze raz: uwielbiam tę parkę xD Ach... te łóżkowe motywy... rozwałka xD
    Czytając, zdziwiłam się, że Xerara miała tylko jeden mały akapicik. Ale okazało się, że nie. To taka zmyła xD Będzie bodyguardem, och męska duma powinna Rossa krwawić ;D Ojoj czuję, że pomiędzy paniami dojdzie do zgrzytów xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłość kwitnie zawsze i wszędzie :D

    Hm... Będę teraz czytać "Kobietę w czerni", potem "Shoguna", a potem "Pod piracką flagą" i liczę, że natchnie mnie to do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe jak na razie "kobieta w czerni" natchnęła mnie do napisania horroru o duchach... ;/
    Heh "połknęłam" trylogię w trzy dni :)
    A prawda...

    OdpowiedzUsuń
  7. Spoko, może wplączę jakiś kolejny wątek do mojej już zagmatwanej historii? Jestem prawie po sesji! :)
    Cóż, z niektórymi ksiązkami mam tak, że skupiam się na nich do tego stopnia, że przeczytam je w parę godzin. Cóż, nie powiem czasem to przydatna umiejętność.

    OdpowiedzUsuń
  8. jak sobie czytam opowiadanie, to w głowie mam jakby taką ekranizację :) To opowiadanie kojarzy mi się ze stylem z anime , nie wiem czemu .. Jest fajnie c:

    OdpowiedzUsuń
  9. Latał sobie nad pokojem fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. Zajebiste to♥

    OdpowiedzUsuń