piątek, 31 maja 2013

Rozdział VIII - Już nie mogę się doczekać!

Dzień wcześniej.

     Miałem dziś wyruszyć z Omnes do East Landu. Im szybciej tam dotrę tym lepiej. Spacerowałem spokojnie po mieście. Trochę nudziła mnie samotność, ale nie mogłem nic na to poradzić. Zastanawiałem się jak radzi sobie moja rodzina. Pewnie jeszcze nie zauważyli, że zniknąłem. Znalazłem się na rynku – centrum miasta. Zobaczyłem fontannę. Była naprawdę piękna. Stwierdziłem, ze sobie usiądę i tak też zrobiłem. Gdy tak sobie odpoczywałem mój wzrok skierował się na jakąś dziewczynę w długim czarnym płaszczu. Stała na uboczu nie zwracając na siebie uwagi. Obok niej na skrzynkach siedział czarny kot. Nagle zawiał silny wiatr i zdmuchnął jej kaptur z głowy. Otworzyłem szerzej oczy i patrzyłem jak zaczarowany na burzę srebrnych włosów. Jednak szybko je schowała i zniknęła razem z kotem w tłumie. Wstałem i postanowiłem ją znaleźć. Jednakże po krótkim czasie odpuściłem sobie. Może mi się tylko wydawało? Na pewno tak. Jestem ostatnio zmęczony, to pewnie przewidzenie.
     Wszedłem w wąską uliczkę, w której znajdowały się restauracje i sklepy. Pomyślałem, że może coś sobie zjem zanim się wymelduje z gospody i ruszę dalej. Wtedy zobaczyłem szlachtę – syna jednego z radnych tego miasta, który złapał za fraki tą właśnie dziewczynę, której szukałem. To na pewno nie był przypadek, że znowu ją spotkałem.
     Może na początku nie była miła, ale miała do tego powód. Postanowiłem jej to jakoś wynagrodzić. Diametralnie się zmieniła! I to tak w krótkim czasie. Zdążyłem już zauważyć, że była dziwna. Zaciekawiły mnie jej włosy, ale może mi się tylko wydawało. Wolałem nie pytać o to. Dzięki niej przez kilka chwil nie czułem się samotny.
    

Teraz.

     Ross leniwie otworzył oczy. Promienie słoneczne przebijały się przez zielone krony drzew. Chłopak patrzył się prosto w błękitne, czyste niebo. Zastanawiał się gdzie jest. Leżał na trawie przykryty czarnym płaszczem. Nagle przypomniał sobie. Dotknął miejsca gdzie został zraniony. Dziwne – pomyślał. Wcale go nie bolało. Usiadł szybko i zrzucił płacz na bok. Rozpiął koszulę i spojrzał na swoje ramię. Nie było żadnego śladu po skaleczeniu, tak jakby to co się wczoraj stało było tylko snem.
     - Widzę, że już wstałeś – powiedziała Rosalyn stojąc tuż przy górskiej rzece.
     Ross podniósł wzrok na dziewczynę. Teraz już wiedział, że wcale mu się nie przewidziało. Srebrne, proste włosy sięgały jej do bioder. Nie rozumiał dlaczego je wcześniej chowała.
     Powoli podeszła do niego, a on nic nie mówiąc ciągle ją obserwował. Każdy najmniejszy ruch. Usiadła na trawie naprzeciwko blondyna i uśmiechnęła się.
     - Może mi coś wyjaśnisz? – zapytała patrząc mu w oczy.
     - Niby co? – odezwał się drapiąc z tyłu głowy.
     - To co zrobiłeś wczoraj.
     - Zrobiłem wiele rzeczy!
     Zapadła chwila ciszy.
     - Czemu mnie uratowałeś? Nawet mnie nie znasz.
     Ross spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
     - Rycerz nie mógłby się zasłaniać damą – odpowiedział unosząc dłoń do góry.
     - Rycerz? – zadumała się na chwilę. – Rozumiem… W takim razie… Nie ukradłeś tego sztyletu?
     - Oczywiście, że nie.
     Rosalyn westchnęła. Wyglądała na zawiedzioną co zdziwiło chłopaka. Po tym wszystkim co się wczoraj zdarzyło zachowała spokój. Normalny człowiek nie przyjąłby takich informacji na spokojnie.
     - Wyjaśnię ci wszystko, ale obiecaj mi, że zachowasz to dla siebie… - powiedział, a potem popatrzył przez chwilę na Rosalyn, która kiwnęła głową. Wziął głęboki wdech i wbił wzrok w ziemię. Sięgnął po swój plecak i wyjął sztylet. Teraz trzymał go w dłoniach i delikatnie opuszkami palców dotykał na rękojeści złoceń. – Kiedyś mieszkałem w pałacu – zaczął – byłem najlepszym przyjacielem księcia Menerosa. Miałem za zadanie go ochraniać. Rok temu podarował mi ten sztylet i do dziś się z nim nie rozstaje. Ale musiałem opuścić pałac. Słudzy króla zabrali jedną z pokojówek do Ceres.
     - Ceres?
     - Miasto przy północnej granicy West i North Landu. Jest tam specjalnie więzienie dla najgorszych przestępców. Właśnie tam ją wysłali. Została oskarżona o używanie czarów, jednakże ona nie była czarownicą. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak się ich boją. Nie każda czarownica jest zła… – zrobił na chwilę pauzę. - Te kryształy co mam przy sobie były wcześniej jej. Ktoś na nią doniósł, jednak zdążyła mi je oddać. Poprosiła mnie bym kogoś odnalazł w East Landzie. Fendarę Oris.
     Rosalyn patrzyła się na Rossa smutnym wzrokiem. Widząc jej zmarnowaną minę zaprzestał mówić dalej. Zastanawiał się czy ona się przestraszyła. Ludzie boją się tych co mają styczność z czarownicami. Białowłosa zacisnęła dłonie na fioletowej sukience i z żalem powiedziała:
     - Fendara nie żyje.
     Kot wskoczył jej na kolana i zaczął się łasić.
     - Co? – zapytał zszokowany chłopak jej odpowiedzią. – Skąd wiesz?
     - Jestem jej uczennicą. Zginęła cztery lata temu… - na twarzy Rosalyn pojawił się lekki uśmiech. – Cieszę się, że boisz się czarownic.
     - Więc ty jesteś… Ah… Teraz to wszystko nabiera sensu. Moja zagojona rana albo to, że nie byłaś zdziwiona tym, że nas  teleportowałem i do tego to co powiedziałem wszystko przyjęłaś spokojnie!
     - No tak – uśmiechnęła się szerzej. – Czego chciałeś od Fendary?
     - Aby użyczyła mi swojej mocy. Ona i Cedila się przyjaźniły. Mogłaby pomóc mi ją uwolnić.
     - Cedila Since! – zawołała Rosalyn.
     Chłopak skinął głową. Nie był zdziwiony, że znała jej imię skoro była uczennicą Fendary.
     - Tenebrisie! Słyszałeś? – dziewczyna wyjęła szybko list od babci i pokazała go Rossowi. – Widzisz, Fendara chciała abym się z nią spotkała… Zabawny zbieg okoliczności – zaśmiała się.
      - Zabawny? – zapytał unosząc brew.
     - Tak… W porządku – powiedziała wstając i otrzepując sukienkę. Tenebris stanął obok niej. – Pomogę ci uwolnić Cedilę! W ten sposób ja i ty osiągniemy to co chcieliśmy. Co ty na to? – Rosalyn wyciągnęła dłoń w jego stronę.
     Ross uśmiechnął się szeroko.
     - Już nie mogę się doczekać!
     Złapał jej dłoń i wstał.
     - Ale mamy pewność, że Cedila nadal żyje? –zapytał Tenebris.
     Chłopak wybałuszył oczy.
     - To ty umiesz mówić?
     - Nie dziwą cię czarownice, magiczne przedmioty, a gadający kot tak? 
     Blondyn zaśmiał się.
     - Sam przyznasz, że to jednak nie jest normalne – powiedział wzruszając ramionami.
     - Też się przestraszyłam na początku – wtrąciła się Rosalyn.
     Kot oburzony odwrócił głowę.
     - Co do twojego pytania kocie… - zaczął Ross.
     - Tenebrisie – poprawił go czarny kocur.
     - Cedila na pewno żyje. Tam gdzie przebywa nie odbywają się egzekucje. Z resztą spalenie wiedźmy na stosie jest pewnym widowiskiem, więc każdy by o tym wiedział.
     - Szukałam jej cztery lata… W końcu znajdę – powiedziała do siebie Rosalyn przymykając powieki. – Chodźmy!
     Tak się cieszę, że nie będę już sam.

*

     Wysoka kobieta z długimi brązowymi włosami spiętymi w kucyk stanęła przed lustrem. Poprawiła grzywkę i puściła do siebie oczko. Odziana była kusą zbroję. Naramienniki i okolice szyi miała metalowe. Przód był z czerwonego włókna. Prawie cały brzuch odsłonięty, jednak już na biodrach znowu pojawiły się metalowe części przypominające spódnicę. Buty były długie i wykonane ze skóry, a w nie włożyła długie obcisłe spodnie koloru czerwonego. Na ręce naciągnęła rękawice oraz przyczepiwszy miecz do pasa wyszła z domu. Po drodze mijała znajomych, którzy ją witali. Starsze kobiety obdarowywały ją krzywym spojrzeniem. Mówiły ciągle „Co za kobieta!” „Bezwstydnica!” „Jak ona może się tak ubierać!”.
     - Xerara! – zawołał jej towarzysz Buero. – Poranny patrol? – zapytał uśmiechając się.
     - Zło się samo nie osądzi – zaśmiała się. – Ale mam już dość tej pracy…
     - Więc naprawdę chcesz odejść?
     - Taki mam zamiar.
     Usłyszeli krzyk kobiety. Oboje ruszyli w stronę głosu. Brązowowłosa przedarła się przez tłum ludzi, aby dotrzeć do osoby wołającej o pomoc. Mieszkańcy otoczyli płaczącą kobietę wypytując co się stało.
     - Moje dziecko – wyszlochała. – Porwali moje dziecko!
     Xerara bez zastanowienia pobiegła dalej przed siebie. Jej wzrok był pewny siebie i zdeterminowany. Znowu tu przyszli – pomyślała. Nazywano ich Łowcami Niewolników. Porywali dzieci, przetrzymywali zamknięte, a kiedy osiągały odpowiedni wiek to je sprzedawano królestwom zza morza. Dlatego nienawidziła tego miasta. Gdziekolwiek się nie ruszysz napotykasz najgorszych ludzi w kraju. To właśnie w nim najbardziej szerzy się przestępczość. Wiele razy miała zamiar odejść, ale zawsze coś jej stawało na drodze.
     Dostrzegła uciekającego mężczyznę z dzieckiem, które prawdopodobnie nie ukończyło jeszcze roku. Każdy Łowca Niewolników był dość charakterystycznie ubrany. Nosili czarne długie płaszcze z kapturami, na których wyszyte mieli trzy czerwone krople przypominające płatki róż.
     Wbiegł w jakąś wąską uliczkę. Dziewczyna podążała za nim. Dziecko w rękach obcego mężczyzny płakało w niebogłosy. Niestety nie mógł mu nic zrobić, bo człowiek z kontuzją nie przynosi zysku. Skręcił nagle w następną alejkę nie wiedząc, że jest ślepa. Kiedy dobiegł do końca przeklną pod nosem. Otaczały do stare kamienice. Nie miał już jak uciec. Wyciągnął miecz i odwrócił się w stronę kobiety, która spokojnym krokiem się do niego zbliżała. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Już było przesądzone. Ona wygrała. Wtedy mężczyzna przyłożył miecz do szyi dziecka.
     - Jeśli się zbliżysz zabiję go! – zawołał.
     Kobieta zatrzymała się.
     - Dobrze wiesz, że zabicie dziecka ci się nie opłaca – odpowiedziała spokojnym głosem.
     - Zawsze mogę ukraść nowe – uśmiechnął się szeroko. – To czy inne, bez różnicy.
     - Ale jeśli je zabijesz ja zabiję ciebie – kobieta powoli wyciągnęła miecz z pochwy.
     - No to zobaczmy! – zawołał głośno mężczyzna śmiejąc się jak szaleniec.
     Łowca Niewolników uniósł miecz do góry i nadciął gładką skórę dziecka po czym je podrzucił w górę. W tym samym czasie pobiegł przed siebie. Xerara zareagowała szybko. Minęła Łowcę i złapała dziecko nim upadło na ziemię. W tym czasie mężczyzna zdołał uciec.
     Zadrapanie, które zadał Łowca było dość głębokie. Kobieta urwała kawałek bluzki płaczącego dziecka i zabandażowała tym ranę. Nadal płakało, jednak żyło to było najważniejsze. Mogła oddać je teraz matce, która za tak bardzo się o nie martwiła. Uśmiechnęła się na samą myśl.

*

     - Jak to nie możesz nas teleportować? – jęknęła Rosalyn patrząc się na Rossa, który wydawał się wkurzony.
     Kontynuowali marsz wzdłuż rzeki.
     - Normalnie! Mogę przenieść tylko dwie osoby! Kot zalicza się do trzeciej!
     - Tenebris – wtrącił się kot.
     - Ale wcześniej się udało!
     - Tak, wiem! I sam się zdziwiłem. Mieliśmy szczęście, że nic nam się nie stało. Kogoś kończyna mogła zostać u Meibillona. Tłumaczę ci po raz setny, to jest niebezpieczne. Musimy zajść do Ceres o własnych siłach.
     Rosalyn głośno westchnęła robiąc naburmuszoną minę.   
     - Nie patrz tak na mnie – powiedział Ross w jej stronę piorunując ją wzrokiem.
     - Bo co mi zrobisz rycerzyku? – zapytała uśmiechając się wrednie.
     - Agrrh – warknął. – Wkurzasz mnie.
     Białowłosa patrzyła się na niego przez chwilę po czym odwrócił głowę. Chłopak uniósł lekko brew. Pozwolił, aby ona go wyprzedziła i szła przed nim przez jakiś czas nie odzywając się. Zaczął się zastanawiać czy ją czymś uraził. Zrobiło mu się głupio. Może trochę przesadził. Skoro jest czarownicą to na pewno została odrzucona przez wszystkich ludzi. Postanowił wyrównać z nią krok.
     - Obraziłaś się? – zapytał.
     - Nie – odparła.
     - Więc czemu popędziłaś do przodu?
     - Bo mnie wkurzasz – wystawiła mu język i szła dalej.
     Zapadła na chwilę cisza. Ross spojrzał na rzekę, która spokojnie płynęła. Była bardzo czysta, dlatego mógł ujrzeć kamienne dno. Potem przeniósł wzrok na Rosalyn.
     - W jakiej magii się specjalizujesz? – zapytał po dłuższym milczeniu.
     Nagle się zatrzymała. Blondyn nie widząc jej wpadł na nią. Szybko jednak się odsunął. Obserwował ją uważnie, jednak ona nadal stała. Wyglądała jakby patrzyła przed siebie. Wtem odwróciła się szybko na pięcie. W błękitnych oczach dostrzegł iskierki. Wyszczerzyła się szeroko i złożyła ręce.
     - Pokazać ci? – zapytała z podekscytowaniem.
     Chłopak skinął głową, a Tenebris westchnąć cicho po czym oddalił się od dwójki ludzi.
     Zrobiła kilka kroków w tył. Jej szeroki szczęśliwy uśmiech zamienił się na uśmiech pełen pychy. Uniosła powoli ugięte w łokciu ręce do góry, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przez chwilę Rossowi wydawało się, że kolor jej tęczówek stał się bardziej niebieski niż zwykle. Nagle poczuł przytłaczającą siłę, która przygniatała go do ziemi. Źrenice brązowych oczu powiększyły się. Woda w rzece powoli unosiła się w górę formując w oddzielne różnorakie bryły. Zmieniały swoje kształty co chwilę przedstawiając coś innego. Nagle ziemia zaczęła się trząść. Odrobinki piasku skakały w powietrze. Wtem utworzyła z nich w wysoką wieżę tuż przed Rossem. Wtedy opuściła dłonie zamykając oczy, a woda spadła z powrotem do koryta, a piaskowa wieża przechyliła się w stronę blondyna. Poczuł jak dziwna energia, która krępowała jego ruchy po prostu rozeszła się w powietrzu. Nim zdążył zareagować góra piasku go przysypała.
     Rosalyn powoli podeszła powoli w stronę Rossa stawiając ostrożne kroki. Jej twarz zdradzała niepewność, a nawet strach przez reakcją chłopaka zakopanego w piachu. Zastanowiła się chwilę. Zaraz, przecież on nie może teraz oddychać. Podbiegła do niego i w tym samym momencie blondyn wydostał się z pod góry piachu kaszląc.
     - Ross! Przepraszam! Wszystko w porządku? – zapytała Rosalyn znajdując się kilka centymetrów od niego.
     Połowa ciała, od pasa w dół nadal była przykryta piachem. Kaszlnął wypluwając piach po czym spojrzał na nią marszcząc brwi.
     - Nigdy więcej tego nie rób – powiedział próbując się wydostać z piachu. Rosalyn cofnęła się od niego o jeden krok. Wyglądała teraz na bardzo przerażoną. – A tak w ogóle co to za magia? Władasz żywiołem? – chłopak uniósł głowę i spojrzał na twarz białowłosej. Widząc jej przejętą minę uśmiechnął się lekko.
     Dziewczyna pokręciła głową i odwróciła się na pięcie.
     - Cząsteczki – wydukała rumieniąc się.
     - Co cząsteczki?
     - Rozkazuję im co mają robić! – powiedziała po czym poszła przed siebie.
     - Czyli coś w rodzaju telekinezy… -zamyślił się. - Hej! Poczekaj! Pomóż mi się chociaż wydostać!
     Widział jak machnęła ręką, a piach został rozwiany. Znów był wolny. Podbiegł do niej wysypując z ubrań resztki piasku. Otrzepał koszulę i podszedł bliżej. Nie zauważył kiedy Tenebris do nich dołączył. Szedł dumnie tuż przy nodze białowłosej. Dziewczyna nałożyła kaptur płaszcza na głowę.
     Nagle im oczom ukazały się pierwsze domy. Im szli dalej, tym rzadszy był las. W końcu drzewa stały tylko w niektórych miejscach. Wszędzie były dwupiętrowe, drewniane kamienice, które obrośnięte były zielonymi pnączami przyozdobionymi w błękitne kwiaty.
     - Gdzie jesteśmy? – zapytał Tenebris drapiąc się za uchem.
     - Nie wiem – burknęła Rosalyn – ale śmierdzi tutaj – powiedziała niższym głosem.
     Ross spojrzał na nią kątem oka. Wydawała się poważna. Nachyliła się, aby wziąć kota na ręce. Wtedy ktoś przebiegł popychając białowłosą. Upadła na ziemię podpierając się jedną ręką. Na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka.
      - Zabiję dziada – wysyczała wstając i otrzepując ubranie.
     - Znowu się zaczyna – jęknął kot.
     - Uwaga! – rozległ się kobiecy głos. – Zejść mi z drogi! – zawołała brązowowłosa kobieta w kucyku biegnąca z mieczem.
     Ross szybko zszedł jej z drogi jednak Rosalyn nadal stała na środku mówiąc sama do siebie. Wyglądała jakby wypowiadała klątwę. Chłopak wyciągnął rękę, aby zaciągnąć ją na bok. Brązowowłosa przebiegając obok złapała za długi rękaw płaszcza dziewczyny.
     - Pożyczam! – zawołała i zdjęła go łatwością przez głowę.
     Burza srebrnych włosów zobaczyła światło dzienne w tym mieście. Rosalyn ogarnęło przerażenie. Wtem z płaszcza wypadła książka i srebrna różka. Dziewczyna z impetem przyłożyła dłonie do policzków i krzyknęła wysoko. Szatynka zatrzymała się i odwróciła widząc czyjeś rzeczy na ziemi. Uniosła płaszcz i uśmiechnęła się bezradnie. W tym czasie Rosalyn wzięła w dłonie swoje rzeczy nim ludzie je zauważyli. Ross podszedł do niej i pomógł wstać. Spojrzał groźnym spojrzeniem na nieznajomą.
     - Kradzież płaszcza bezbronnej dziewczyny w taki upalny dzień? Czemu?
     - Chciałam dzięki niemu złapać tego faceta co uciekł, ale chyba to teraz niemożliwe – westchnęła i spojrzała na dwójkę przybyszy. Najbardziej zwróciła na białe włosy nieznajomej, która przycisnęła jakieś przedmioty do klatki piersiowej, tak jakby były jej największym skarbem. Powoli podeszła do niech podając płaszcz chłopakowi, gdyż jego towarzyszka wbiła wzrok w ziemię. – Przepraszam. Nie chciałam jej… Yyy… Zranić? – uśmiechnęła się głupkowato. – A tak w ogóle jestem Xerara. Miło mi was poznać.
________________________________________________

Rozdział Ósmy wreszcie dodany. W sumie to miałam trochę problemy ze sprawdzaniem. Mogłam (jak zawsze) nie dopatrzeć literówek, które mnie terroryzują. 
Ostatnio pisałam sobie rozdział dwunasty. Właściwie tydzień temu. Ah, jaka byłam zadowolona, że go na raz napisałam, ale oczywiście przed zapisaniem musiał mi się zaciąć laptop. Czekałam godzinę aż się odetnie i w końcu wyłączyłam i musiałam dwunastkę napisać od nowa. xDD Jako, że skończyłam ją pisać dodałam ósmy. xD 

12 komentarzy:

  1. Też nie dopatrzyłam się żadnych literówek, ale jak to ja, bywam ślepa... aż za bardzo.
    Rany, relacja Ross/Rosalyn jest... kochana (ja wiem, że on ją lubi. I cieszy się z jej obecności!). I jeszcze mają wspólną misję, ohoho~~ *zaciera łapki* ja wiem, że podczas podróży na ratunek Cedili będzie coś. I może jeszcze Colina spotkają?
    Ciekawią mnie Ci Łowcy. Ogólnie lubię czarne charaktery, ale żeby tak dzieci ranić? I to bezbronne istoty. Ale Xerara wydaje się w porządku. Jeśli nie namiesza w późniejszych rozdziałach to zyska moją sympatią, khyhy :D
    Współczuję Rossowi. Nie dość, że to piasek się na niego wywalił, to jeszcze pewnie do nosa mu się "wepchnął"... D: ale przynajmniej się pośmiałam, bo Rosalyn jak zwykle miała świetną reakcję xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za info!

    Hehe, nie dziwi mnie to, że Ross i Rosalyn podążają w tym samym kierunku... :D No i to spotkanie na końcu! Zaskakujące! :)
    Hm... relacje Rossa z Rosalyn są... przyjacielskie, ale może się zacieśnią... W sumie jak na razie nie ma wątku romantycznego w twojej opowieści...A czeam na niego z utęsknieniem xD

    Cóż, co do autobusów: jak trzeba to i słonia by się wcisnęło xD
    Być może... A może chorobę lokomocyjną :D Ja mam jedno i drugie, ale da się z tym żyć ;)
    Co do pryszniców rządzi zasada: kto pierwszy ten lepszy! A jak ona się nie sprawdza, to polecam przeczekać "burzę" i iść się kąpać na końcu :D

    Ave i wen!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaach uwielbiam te dwójkę czyli Rossa i Rosalyn, ich sprzeczki sprawiają, że śmieję się jak głupia do laptopa i nikt nie wie dlaczego xD Jestem też fanką Tenebrisa - trzeciej osoby w tej yyy...paczce? xD I wreszcie jakieś kobiece postacie! Xerara wydaje się być kobietą z jajami, że tak powiem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To dobrze! Ja także uważam, że bez romansu się nie obejdzie! :D

    Jak zwał tak zwał, faktów to nie zmienia :D No i jest w tym jakieś podobieństwo ;)
    Cóż, na jednej wycieczce udało mi się być tylko z koleżanką w pokoju i nie miałyśmy z prysznicem problemów ;) Ale najważniejsze jest to by ta woda jednak była i by był prąd. Nic więcej mi do szczęścia nie trzeba... W zimnej też da się wykąpać :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe coś dużo mamy tych podobieństw :D
    Tia... Wena uciekła w siną dal! I krąży gdzieś, nie wiadomo gdzie... Jak Pszczółka Maja ;)

    Niom, ale nie bez znaczenia jest to, by ta woda była... Jedź na ukrainę, a tam ani tego nie masz... Nawet o rzekę tam ciężko!
    Hahaha :P Prawdę mówiąc: temat jak każdy inny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. A! No i mój prywatny facebook:
    https://www.facebook.com/judyta.trojanowska.92

    Prawdę mówiąc: nie przypomina stronki pisarki ^^" Raczej totalnego przeciętniaka... Nudziarza. No, może nawet kujona...

    OdpowiedzUsuń
  7. Luzik, jak wejdę na fb to odbiorę ;)

    Cóż, słyszałam różne rzeczy na temat Ukrainy... Tej przy naszej granicy, ale podobno to pikuś przy Ukrainie środkowej... ;/

    Pani Wena to kapryśna towarzyszka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. O, czyżby nowa towarzyszka podróży? Xerara mogłaby się przydać Rossowi, Rosalyn i Tenebrisowi. Cieszę się też, że Rosalyn i Ross podróżują teraz razem :)
    Ciekawą moc ma Rosalyn. Dużo możliwości...
    Dzięki za rozdział i powiadomienie. Czekam na kolejne :)

    Swoją drogą, u mnie nowy post, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Okey! Zaproszenia przyjęte ;)

    Czy ja wiem, czy przykra? Zwyczajnie, ludzie żyją tam inaczej. Na innym poziomie. Ale w sumie to samo może Niemiec powiedzieć o Polsce. Ale możemy to porzucić, bo nam jeszcze temat na politykę zejdzie xD

    Ah! Doskonale to znam! Weno, Weno! Wróć!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahaha xD A ja siebie samej nigdy nie widziałam przy łopacie xD Czasy się zmieniają. I ludzie :)

    Eh... Ja tam szarpnęłam się i napisałam kawałek rozdziału! Normalnie wow! Ucieszyłam się strasznie! Teraz tylko pytanie: co napisać dalej?

    OdpowiedzUsuń
  11. Heh może to dlatego, że my mało się zmieniamy?? ;)

    O proszę! Fajny pomysł! Chyba z niego skorzystam! ^^
    A taaak... Czasem chęci brak... Hm...Poza tym mam pomysł na krótką historyjkę i chciałabym go zrealizować... Ale po kolei! Najpierw rozdział!

    OdpowiedzUsuń