Dzień wcześniej.
Miałem dziś wyruszyć z Omnes do East
Landu. Im szybciej tam dotrę tym lepiej. Spacerowałem spokojnie po mieście.
Trochę nudziła mnie samotność, ale nie mogłem nic na to poradzić. Zastanawiałem
się jak radzi sobie moja rodzina. Pewnie jeszcze nie zauważyli, że zniknąłem.
Znalazłem się na rynku – centrum miasta. Zobaczyłem fontannę. Była naprawdę
piękna. Stwierdziłem, ze sobie usiądę i tak też zrobiłem. Gdy tak sobie
odpoczywałem mój wzrok skierował się na jakąś dziewczynę w długim czarnym
płaszczu. Stała na uboczu nie zwracając na siebie uwagi. Obok niej na
skrzynkach siedział czarny kot. Nagle zawiał silny wiatr i zdmuchnął jej kaptur
z głowy. Otworzyłem szerzej oczy i patrzyłem jak zaczarowany na burzę srebrnych
włosów. Jednak szybko je schowała i zniknęła razem z kotem w tłumie. Wstałem i
postanowiłem ją znaleźć. Jednakże po krótkim czasie odpuściłem sobie. Może mi
się tylko wydawało? Na pewno tak. Jestem ostatnio zmęczony, to pewnie
przewidzenie.
Wszedłem w wąską uliczkę, w której
znajdowały się restauracje i sklepy. Pomyślałem, że może coś sobie zjem zanim
się wymelduje z gospody i ruszę dalej. Wtedy zobaczyłem szlachtę – syna jednego
z radnych tego miasta, który złapał za fraki tą właśnie dziewczynę, której
szukałem. To na pewno nie był przypadek, że znowu ją spotkałem.
Może na początku nie była miła, ale miała
do tego powód. Postanowiłem jej to jakoś wynagrodzić. Diametralnie się
zmieniła! I to tak w krótkim czasie. Zdążyłem już zauważyć, że była dziwna.
Zaciekawiły mnie jej włosy, ale może mi się tylko wydawało. Wolałem nie pytać o
to. Dzięki niej przez kilka chwil nie czułem się samotny.
Teraz.
Ross leniwie
otworzył oczy. Promienie słoneczne przebijały się przez zielone krony drzew.
Chłopak patrzył się prosto w błękitne, czyste niebo. Zastanawiał się gdzie
jest. Leżał na trawie przykryty czarnym płaszczem. Nagle przypomniał sobie. Dotknął
miejsca gdzie został zraniony. Dziwne – pomyślał. Wcale go nie bolało. Usiadł
szybko i zrzucił płacz na bok. Rozpiął koszulę i spojrzał na swoje ramię. Nie
było żadnego śladu po skaleczeniu, tak jakby to co się wczoraj stało było tylko
snem.
- Widzę, że
już wstałeś – powiedziała Rosalyn stojąc tuż przy górskiej rzece.
Ross podniósł
wzrok na dziewczynę. Teraz już wiedział, że wcale mu się nie przewidziało.
Srebrne, proste włosy sięgały jej do bioder. Nie rozumiał dlaczego je wcześniej
chowała.
Powoli
podeszła do niego, a on nic nie mówiąc ciągle ją obserwował. Każdy najmniejszy
ruch. Usiadła na trawie naprzeciwko blondyna i uśmiechnęła się.
- Może mi coś
wyjaśnisz? – zapytała patrząc mu w oczy.
- Niby co? –
odezwał się drapiąc z tyłu głowy.
- To co
zrobiłeś wczoraj.
- Zrobiłem
wiele rzeczy!
Zapadła chwila
ciszy.
- Czemu mnie
uratowałeś? Nawet mnie nie znasz.
Ross spojrzał
na nią i lekko się uśmiechnął.
- Rycerz nie
mógłby się zasłaniać damą – odpowiedział unosząc dłoń do góry.
- Rycerz? –
zadumała się na chwilę. – Rozumiem… W takim razie… Nie ukradłeś tego sztyletu?
- Oczywiście,
że nie.
Rosalyn westchnęła. Wyglądała na
zawiedzioną co zdziwiło chłopaka. Po tym wszystkim co się wczoraj zdarzyło
zachowała spokój. Normalny człowiek nie przyjąłby takich informacji na
spokojnie.
- Wyjaśnię ci wszystko, ale obiecaj mi, że
zachowasz to dla siebie… - powiedział, a potem popatrzył przez chwilę na
Rosalyn, która kiwnęła głową. Wziął głęboki wdech i wbił wzrok w ziemię.
Sięgnął po swój plecak i wyjął sztylet. Teraz trzymał go w dłoniach i
delikatnie opuszkami palców dotykał na rękojeści złoceń. – Kiedyś mieszkałem w
pałacu – zaczął – byłem najlepszym przyjacielem księcia Menerosa. Miałem za
zadanie go ochraniać. Rok temu podarował mi ten sztylet i do dziś się z nim nie
rozstaje. Ale musiałem opuścić pałac. Słudzy króla zabrali jedną z pokojówek do
Ceres.
- Ceres?
- Miasto przy
północnej granicy West i North Landu. Jest tam specjalnie więzienie dla
najgorszych przestępców. Właśnie tam ją wysłali. Została oskarżona o używanie
czarów, jednakże ona nie była czarownicą. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak się
ich boją. Nie każda czarownica jest zła… – zrobił na chwilę pauzę. - Te kryształy
co mam przy sobie były wcześniej jej. Ktoś na nią doniósł, jednak zdążyła mi je
oddać. Poprosiła mnie bym kogoś odnalazł w East Landzie. Fendarę Oris.
Rosalyn
patrzyła się na Rossa smutnym wzrokiem. Widząc jej zmarnowaną minę zaprzestał
mówić dalej. Zastanawiał się czy ona się przestraszyła. Ludzie boją się tych co
mają styczność z czarownicami. Białowłosa zacisnęła dłonie na fioletowej
sukience i z żalem powiedziała:
- Fendara nie
żyje.
Kot wskoczył
jej na kolana i zaczął się łasić.
- Co? –
zapytał zszokowany chłopak jej odpowiedzią. – Skąd wiesz?
- Jestem jej
uczennicą. Zginęła cztery lata temu… - na twarzy Rosalyn pojawił się lekki
uśmiech. – Cieszę się, że boisz się czarownic.
- Więc ty
jesteś… Ah… Teraz to wszystko nabiera sensu. Moja zagojona rana albo to, że nie
byłaś zdziwiona tym, że nas teleportowałem i do tego to co powiedziałem
wszystko przyjęłaś spokojnie!
- No tak –
uśmiechnęła się szerzej. – Czego chciałeś od Fendary?
- Aby użyczyła
mi swojej mocy. Ona i Cedila się przyjaźniły. Mogłaby pomóc mi ją uwolnić.
- Cedila
Since! – zawołała Rosalyn.
Chłopak
skinął głową. Nie był zdziwiony, że znała jej imię skoro była uczennicą
Fendary.
- Tenebrisie!
Słyszałeś? – dziewczyna wyjęła szybko list od babci i pokazała go Rossowi. –
Widzisz, Fendara chciała abym się z nią spotkała… Zabawny zbieg okoliczności –
zaśmiała się.
- Zabawny? –
zapytał unosząc brew.
- Tak… W
porządku – powiedziała wstając i otrzepując sukienkę. Tenebris stanął obok
niej. – Pomogę ci uwolnić Cedilę! W ten sposób ja i ty osiągniemy to co
chcieliśmy. Co ty na to? – Rosalyn wyciągnęła dłoń w jego stronę.
Ross
uśmiechnął się szeroko.
- Już nie
mogę się doczekać!
Złapał jej
dłoń i wstał.
- Ale mamy
pewność, że Cedila nadal żyje? –zapytał Tenebris.
Chłopak
wybałuszył oczy.
- To ty
umiesz mówić?
- Nie dziwą cię czarownice, magiczne przedmioty, a gadający kot tak?
- Nie dziwą cię czarownice, magiczne przedmioty, a gadający kot tak?
Blondyn
zaśmiał się.
- Sam przyznasz,
że to jednak nie jest normalne – powiedział wzruszając ramionami.
- Też się
przestraszyłam na początku – wtrąciła się Rosalyn.
Kot oburzony
odwrócił głowę.
- Co do
twojego pytania kocie… - zaczął Ross.
- Tenebrisie
– poprawił go czarny kocur.
- Cedila na
pewno żyje. Tam gdzie przebywa nie odbywają się egzekucje. Z resztą spalenie
wiedźmy na stosie jest pewnym widowiskiem, więc każdy by o tym wiedział.
- Szukałam
jej cztery lata… W końcu znajdę – powiedziała do siebie Rosalyn przymykając
powieki. – Chodźmy!
Tak się cieszę, że nie będę już sam.
*
Wysoka
kobieta z długimi brązowymi włosami spiętymi w kucyk stanęła przed lustrem.
Poprawiła grzywkę i puściła do siebie oczko. Odziana była kusą zbroję.
Naramienniki i okolice szyi miała metalowe. Przód był z czerwonego włókna.
Prawie cały brzuch odsłonięty, jednak już na biodrach znowu pojawiły się
metalowe części przypominające spódnicę. Buty były długie i wykonane ze skóry,
a w nie włożyła długie obcisłe spodnie koloru czerwonego. Na ręce naciągnęła
rękawice oraz przyczepiwszy miecz do pasa wyszła z domu. Po drodze mijała
znajomych, którzy ją witali. Starsze kobiety obdarowywały ją krzywym
spojrzeniem. Mówiły ciągle „Co za kobieta!” „Bezwstydnica!” „Jak ona może się
tak ubierać!”.
- Xerara! –
zawołał jej towarzysz Buero. – Poranny patrol? – zapytał uśmiechając się.
- Zło się
samo nie osądzi – zaśmiała się. – Ale mam już dość tej pracy…
- Więc
naprawdę chcesz odejść?
- Taki mam
zamiar.
Usłyszeli
krzyk kobiety. Oboje ruszyli w stronę głosu. Brązowowłosa przedarła się przez
tłum ludzi, aby dotrzeć do osoby wołającej o pomoc. Mieszkańcy otoczyli
płaczącą kobietę wypytując co się stało.
- Moje
dziecko – wyszlochała. – Porwali moje dziecko!
Xerara bez
zastanowienia pobiegła dalej przed siebie. Jej wzrok był pewny siebie i
zdeterminowany. Znowu tu przyszli – pomyślała. Nazywano ich Łowcami
Niewolników. Porywali dzieci, przetrzymywali zamknięte, a kiedy osiągały odpowiedni
wiek to je sprzedawano królestwom zza morza. Dlatego nienawidziła tego miasta.
Gdziekolwiek się nie ruszysz napotykasz najgorszych ludzi w kraju. To właśnie w
nim najbardziej szerzy się przestępczość. Wiele razy miała zamiar odejść, ale
zawsze coś jej stawało na drodze.
Dostrzegła
uciekającego mężczyznę z dzieckiem, które prawdopodobnie nie ukończyło jeszcze
roku. Każdy Łowca Niewolników był dość charakterystycznie ubrany. Nosili czarne
długie płaszcze z kapturami, na których wyszyte mieli trzy czerwone krople
przypominające płatki róż.
Wbiegł w
jakąś wąską uliczkę. Dziewczyna podążała za nim. Dziecko w rękach obcego
mężczyzny płakało w niebogłosy. Niestety nie mógł mu nic zrobić, bo człowiek z
kontuzją nie przynosi zysku. Skręcił nagle w następną alejkę nie wiedząc, że
jest ślepa. Kiedy dobiegł do końca przeklną pod nosem. Otaczały do stare
kamienice. Nie miał już jak uciec. Wyciągnął miecz i odwrócił się w stronę
kobiety, która spokojnym krokiem się do niego zbliżała. Na jej ustach pojawił
się delikatny uśmiech. Już było przesądzone. Ona wygrała. Wtedy mężczyzna
przyłożył miecz do szyi dziecka.
- Jeśli się
zbliżysz zabiję go! – zawołał.
Kobieta
zatrzymała się.
- Dobrze
wiesz, że zabicie dziecka ci się nie opłaca – odpowiedziała spokojnym głosem.
- Zawsze
mogę ukraść nowe – uśmiechnął się szeroko. – To czy inne, bez różnicy.
- Ale jeśli
je zabijesz ja zabiję ciebie – kobieta powoli wyciągnęła miecz z pochwy.
- No to
zobaczmy! – zawołał głośno mężczyzna śmiejąc się jak szaleniec.
Łowca
Niewolników uniósł miecz do góry i nadciął gładką skórę dziecka po czym je
podrzucił w górę. W tym samym czasie pobiegł przed siebie. Xerara zareagowała
szybko. Minęła Łowcę i złapała dziecko nim upadło na ziemię. W tym czasie
mężczyzna zdołał uciec.
Zadrapanie,
które zadał Łowca było dość głębokie. Kobieta urwała kawałek bluzki płaczącego
dziecka i zabandażowała tym ranę. Nadal płakało, jednak żyło to było
najważniejsze. Mogła oddać je teraz matce, która za tak bardzo się o nie
martwiła. Uśmiechnęła się na samą myśl.
*
- Jak to nie
możesz nas teleportować? – jęknęła Rosalyn patrząc się na Rossa, który
wydawał się wkurzony.
Kontynuowali
marsz wzdłuż rzeki.
- Normalnie!
Mogę przenieść tylko dwie osoby! Kot zalicza się do trzeciej!
- Tenebris –
wtrącił się kot.
- Ale
wcześniej się udało!
- Tak, wiem!
I sam się zdziwiłem. Mieliśmy szczęście, że nic nam się nie stało. Kogoś
kończyna mogła zostać u Meibillona. Tłumaczę ci po raz setny, to jest
niebezpieczne. Musimy zajść do Ceres o własnych siłach.
Rosalyn
głośno westchnęła robiąc naburmuszoną minę.
- Nie patrz
tak na mnie – powiedział Ross w jej stronę piorunując ją wzrokiem.
- Bo co mi
zrobisz rycerzyku? – zapytała uśmiechając się wrednie.
- Agrrh –
warknął. – Wkurzasz mnie.
Białowłosa
patrzyła się na niego przez chwilę po czym odwrócił głowę. Chłopak uniósł lekko
brew. Pozwolił, aby ona go wyprzedziła i szła przed nim przez jakiś czas nie
odzywając się. Zaczął się zastanawiać czy ją czymś uraził. Zrobiło mu się
głupio. Może trochę przesadził. Skoro jest czarownicą to na pewno została
odrzucona przez wszystkich ludzi. Postanowił wyrównać z nią krok.
- Obraziłaś
się? – zapytał.
- Nie –
odparła.
- Więc czemu
popędziłaś do przodu?
- Bo mnie
wkurzasz – wystawiła mu język i szła dalej.
Zapadła na
chwilę cisza. Ross spojrzał na rzekę, która spokojnie płynęła. Była bardzo
czysta, dlatego mógł ujrzeć kamienne dno. Potem przeniósł wzrok na Rosalyn.
- W jakiej
magii się specjalizujesz? – zapytał po dłuższym milczeniu.
Nagle się
zatrzymała. Blondyn nie widząc jej wpadł na nią. Szybko jednak się odsunął.
Obserwował ją uważnie, jednak ona nadal stała. Wyglądała jakby patrzyła przed
siebie. Wtem odwróciła się szybko na pięcie. W błękitnych oczach dostrzegł
iskierki. Wyszczerzyła się szeroko i złożyła ręce.
- Pokazać
ci? – zapytała z podekscytowaniem.
Chłopak
skinął głową, a Tenebris westchnąć cicho po czym oddalił się od dwójki ludzi.
Zrobiła
kilka kroków w tył. Jej szeroki szczęśliwy uśmiech zamienił się na uśmiech
pełen pychy. Uniosła powoli ugięte w łokciu ręce do góry, a uśmiech nie
schodził jej z twarzy. Przez chwilę Rossowi wydawało się, że kolor jej tęczówek
stał się bardziej niebieski niż zwykle. Nagle poczuł przytłaczającą siłę, która
przygniatała go do ziemi. Źrenice brązowych oczu powiększyły się. Woda w rzece
powoli unosiła się w górę formując w oddzielne różnorakie bryły. Zmieniały
swoje kształty co chwilę przedstawiając coś innego. Nagle ziemia zaczęła się
trząść. Odrobinki piasku skakały w powietrze. Wtem utworzyła z nich w wysoką
wieżę tuż przed Rossem. Wtedy opuściła dłonie zamykając oczy, a woda spadła z
powrotem do koryta, a piaskowa wieża przechyliła się w stronę blondyna. Poczuł
jak dziwna energia, która krępowała jego ruchy po prostu rozeszła się w
powietrzu. Nim zdążył zareagować góra piasku go przysypała.
Rosalyn
powoli podeszła powoli w stronę Rossa stawiając ostrożne kroki. Jej twarz
zdradzała niepewność, a nawet strach przez reakcją chłopaka zakopanego w
piachu. Zastanowiła się chwilę. Zaraz, przecież on nie może teraz oddychać.
Podbiegła do niego i w tym samym momencie blondyn wydostał się z pod góry piachu
kaszląc.
- Ross!
Przepraszam! Wszystko w porządku? – zapytała Rosalyn znajdując się kilka
centymetrów od niego.
Połowa
ciała, od pasa w dół nadal była przykryta piachem. Kaszlnął wypluwając piach po
czym spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Nigdy
więcej tego nie rób – powiedział próbując się wydostać z piachu. Rosalyn
cofnęła się od niego o jeden krok. Wyglądała teraz na bardzo przerażoną. – A
tak w ogóle co to za magia? Władasz żywiołem? – chłopak uniósł głowę i spojrzał
na twarz białowłosej. Widząc jej przejętą minę uśmiechnął się lekko.
Dziewczyna
pokręciła głową i odwróciła się na pięcie.
- Cząsteczki – wydukała rumieniąc się.
- Co
cząsteczki?
- Rozkazuję
im co mają robić! – powiedziała po czym poszła przed siebie.
- Czyli coś
w rodzaju telekinezy… -zamyślił się. - Hej! Poczekaj! Pomóż mi się chociaż
wydostać!
Widział jak
machnęła ręką, a piach został rozwiany. Znów był wolny. Podbiegł do niej
wysypując z ubrań resztki piasku. Otrzepał koszulę i podszedł bliżej. Nie
zauważył kiedy Tenebris do nich dołączył. Szedł dumnie tuż przy nodze
białowłosej. Dziewczyna nałożyła kaptur płaszcza na głowę.
Nagle im oczom ukazały się pierwsze domy. Im
szli dalej, tym rzadszy był las. W końcu drzewa stały tylko w niektórych
miejscach. Wszędzie były dwupiętrowe, drewniane kamienice, które obrośnięte
były zielonymi pnączami przyozdobionymi w błękitne kwiaty.
- Gdzie
jesteśmy? – zapytał Tenebris drapiąc się za uchem.
- Nie wiem –
burknęła Rosalyn – ale śmierdzi tutaj – powiedziała niższym głosem.
Ross
spojrzał na nią kątem oka. Wydawała się poważna. Nachyliła się, aby wziąć kota
na ręce. Wtedy ktoś przebiegł popychając białowłosą. Upadła na ziemię
podpierając się jedną ręką. Na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka.
- Zabiję
dziada – wysyczała wstając i otrzepując ubranie.
- Znowu się
zaczyna – jęknął kot.
- Uwaga! –
rozległ się kobiecy głos. – Zejść mi z drogi! – zawołała brązowowłosa kobieta w
kucyku biegnąca z mieczem.
Ross szybko
zszedł jej z drogi jednak Rosalyn nadal stała na środku mówiąc sama do siebie.
Wyglądała jakby wypowiadała klątwę. Chłopak wyciągnął rękę, aby zaciągnąć ją na
bok. Brązowowłosa przebiegając obok złapała za długi rękaw płaszcza dziewczyny.
- Pożyczam!
– zawołała i zdjęła go łatwością przez głowę.
Burza
srebrnych włosów zobaczyła światło dzienne w tym mieście. Rosalyn ogarnęło
przerażenie. Wtem z płaszcza wypadła książka i srebrna różka. Dziewczyna z
impetem przyłożyła dłonie do policzków i krzyknęła wysoko. Szatynka zatrzymała
się i odwróciła widząc czyjeś rzeczy na ziemi. Uniosła płaszcz i uśmiechnęła
się bezradnie. W tym czasie Rosalyn wzięła w dłonie swoje rzeczy nim ludzie je
zauważyli. Ross podszedł do niej i pomógł wstać. Spojrzał groźnym spojrzeniem
na nieznajomą.
- Kradzież
płaszcza bezbronnej dziewczyny w taki upalny dzień? Czemu?
- Chciałam
dzięki niemu złapać tego faceta co uciekł, ale chyba to teraz niemożliwe –
westchnęła i spojrzała na dwójkę przybyszy. Najbardziej zwróciła na białe włosy
nieznajomej, która przycisnęła jakieś przedmioty do klatki piersiowej, tak
jakby były jej największym skarbem. Powoli podeszła do niech podając płaszcz
chłopakowi, gdyż jego towarzyszka wbiła wzrok w ziemię. – Przepraszam. Nie
chciałam jej… Yyy… Zranić? – uśmiechnęła się głupkowato. – A tak w ogóle jestem
Xerara. Miło mi was poznać.
________________________________________________
Rozdział Ósmy wreszcie dodany. W sumie to miałam trochę problemy ze sprawdzaniem. Mogłam (jak zawsze) nie dopatrzeć literówek, które mnie terroryzują.
Ostatnio pisałam sobie rozdział dwunasty. Właściwie tydzień temu. Ah, jaka byłam zadowolona, że go na raz napisałam, ale oczywiście przed zapisaniem musiał mi się zaciąć laptop. Czekałam godzinę aż się odetnie i w końcu wyłączyłam i musiałam dwunastkę napisać od nowa. xDD Jako, że skończyłam ją pisać dodałam ósmy. xD
Też nie dopatrzyłam się żadnych literówek, ale jak to ja, bywam ślepa... aż za bardzo.
OdpowiedzUsuńRany, relacja Ross/Rosalyn jest... kochana (ja wiem, że on ją lubi. I cieszy się z jej obecności!). I jeszcze mają wspólną misję, ohoho~~ *zaciera łapki* ja wiem, że podczas podróży na ratunek Cedili będzie coś. I może jeszcze Colina spotkają?
Ciekawią mnie Ci Łowcy. Ogólnie lubię czarne charaktery, ale żeby tak dzieci ranić? I to bezbronne istoty. Ale Xerara wydaje się w porządku. Jeśli nie namiesza w późniejszych rozdziałach to zyska moją sympatią, khyhy :D
Współczuję Rossowi. Nie dość, że to piasek się na niego wywalił, to jeszcze pewnie do nosa mu się "wepchnął"... D: ale przynajmniej się pośmiałam, bo Rosalyn jak zwykle miała świetną reakcję xD
Dzięki za info!
OdpowiedzUsuńHehe, nie dziwi mnie to, że Ross i Rosalyn podążają w tym samym kierunku... :D No i to spotkanie na końcu! Zaskakujące! :)
Hm... relacje Rossa z Rosalyn są... przyjacielskie, ale może się zacieśnią... W sumie jak na razie nie ma wątku romantycznego w twojej opowieści...A czeam na niego z utęsknieniem xD
Cóż, co do autobusów: jak trzeba to i słonia by się wcisnęło xD
Być może... A może chorobę lokomocyjną :D Ja mam jedno i drugie, ale da się z tym żyć ;)
Co do pryszniców rządzi zasada: kto pierwszy ten lepszy! A jak ona się nie sprawdza, to polecam przeczekać "burzę" i iść się kąpać na końcu :D
Ave i wen!
K.L.
Aaach uwielbiam te dwójkę czyli Rossa i Rosalyn, ich sprzeczki sprawiają, że śmieję się jak głupia do laptopa i nikt nie wie dlaczego xD Jestem też fanką Tenebrisa - trzeciej osoby w tej yyy...paczce? xD I wreszcie jakieś kobiece postacie! Xerara wydaje się być kobietą z jajami, że tak powiem :D
OdpowiedzUsuńTo dobrze! Ja także uważam, że bez romansu się nie obejdzie! :D
OdpowiedzUsuńJak zwał tak zwał, faktów to nie zmienia :D No i jest w tym jakieś podobieństwo ;)
Cóż, na jednej wycieczce udało mi się być tylko z koleżanką w pokoju i nie miałyśmy z prysznicem problemów ;) Ale najważniejsze jest to by ta woda jednak była i by był prąd. Nic więcej mi do szczęścia nie trzeba... W zimnej też da się wykąpać :P
Hehe coś dużo mamy tych podobieństw :D
OdpowiedzUsuńTia... Wena uciekła w siną dal! I krąży gdzieś, nie wiadomo gdzie... Jak Pszczółka Maja ;)
Niom, ale nie bez znaczenia jest to, by ta woda była... Jedź na ukrainę, a tam ani tego nie masz... Nawet o rzekę tam ciężko!
Hahaha :P Prawdę mówiąc: temat jak każdy inny :D
A! No i mój prywatny facebook:
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/judyta.trojanowska.92
Prawdę mówiąc: nie przypomina stronki pisarki ^^" Raczej totalnego przeciętniaka... Nudziarza. No, może nawet kujona...
Luzik, jak wejdę na fb to odbiorę ;)
OdpowiedzUsuńCóż, słyszałam różne rzeczy na temat Ukrainy... Tej przy naszej granicy, ale podobno to pikuś przy Ukrainie środkowej... ;/
Pani Wena to kapryśna towarzyszka ;)
O, czyżby nowa towarzyszka podróży? Xerara mogłaby się przydać Rossowi, Rosalyn i Tenebrisowi. Cieszę się też, że Rosalyn i Ross podróżują teraz razem :)
OdpowiedzUsuńCiekawą moc ma Rosalyn. Dużo możliwości...
Dzięki za rozdział i powiadomienie. Czekam na kolejne :)
Swoją drogą, u mnie nowy post, zapraszam.
Okey! Zaproszenia przyjęte ;)
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, czy przykra? Zwyczajnie, ludzie żyją tam inaczej. Na innym poziomie. Ale w sumie to samo może Niemiec powiedzieć o Polsce. Ale możemy to porzucić, bo nam jeszcze temat na politykę zejdzie xD
Ah! Doskonale to znam! Weno, Weno! Wróć!
Hahaha xD A ja siebie samej nigdy nie widziałam przy łopacie xD Czasy się zmieniają. I ludzie :)
OdpowiedzUsuńEh... Ja tam szarpnęłam się i napisałam kawałek rozdziału! Normalnie wow! Ucieszyłam się strasznie! Teraz tylko pytanie: co napisać dalej?
Heh może to dlatego, że my mało się zmieniamy?? ;)
OdpowiedzUsuńO proszę! Fajny pomysł! Chyba z niego skorzystam! ^^
A taaak... Czasem chęci brak... Hm...Poza tym mam pomysł na krótką historyjkę i chciałabym go zrealizować... Ale po kolei! Najpierw rozdział!
Fajny rozdział
OdpowiedzUsuń