Miasto Omnes –
jedno z najlepiej rozwiniętych miast ze wszystkich czterech krajów, a
znajdowało się w North Land, tuż przy granicy ze wszystkimi pozostałymi
państwami. Zamieszkiwali tam ludzie ze wszystkich krajów, którzy nie zwracali
uwagi na kolor włosów innych. Uważali, że każdy jest sobie równy i w potrzebie
pomagali sobie nawzajem. Miasto z czasem rozrastało się, gdyż co chwila
przybywali nowi ludzie. Teraz jest najbogatszym miastem i posiadającym
najwięcej mieszkańców wśród czterech krain. W samym centrum miasta był rynek, w
którym pod dwupiętrowymi kamienicami stały stragany z jedzeniem. W kamienicach
znajdowały się restauracje i sklepy z ubraniami czy innego rodzaju usługi. Daleko od rynku były
kamienice, w których mieszkali ludzie, a ich okolice były bardzo zadbane. Najpiękniej
jest tam wiosną i latem, kiedy kwitły kwiaty przy oknach, czy kamiennych
chodnikach. Po ulicach miasta nie mogły się poruszać konie, czy karoce.
Codziennie był tam tak wielki ruch, że niemożliwe by było, aby ktokolwiek
przejechał.
Meibillon
Wolyeter właśnie wszedł baru niedaleko rynku. Było to jego ulubione miejsce,
zawsze odwiedzał lokal w porze obiadu, a właściciele chętnie go przyjmowali.
Meibillon był synem jednego z radnych miasta dzięki czemu przynosił sławę
miejscom, w których bywał. Był także rodowitym obywatelem North Land; ukończył dwadzieścia siedem lat. Nigdy nie brakowało mu niczego. Dzięki
pieniądzom mógł mieć wszystko i wszystko dostawał.
Podszedł do
swojego ulubionego stolika i zauważył, że ktoś zajął jego miejsce. Meibillon
położył dłonie na biodrach i nachylił się nad człowiekiem ubranym na czarno.
Nie widział jego twarzy, gdyż zasłonił ją kapturem.
- To moje
miejsce – powiedział waląc dłonią w blat.
- A jest
podpisane? – odpowiedział mu człowiek w czerni.
- Nie… Ale to
nie zmienia faktu, że jest moje. Ja tu zawsze siedzę.
- Dzisiaj nie.
Rudowłosy
zaśmiał się nerwowo i przyłożył dłoń do skroni.
- Chyba nie
wiesz kim jestem?
- Nie.
Mężczyzna złapał
go za fraki i wyciągnął z lokalu. O dziwo człowiek się nie opierał, do tego
był bardzo lekki. Po wyjściu z budynku przycisnął osobę w czerni do
naprzeciwległej ściany i zaśmiał się.
- I co
cwaniaczku? Nie możesz się ruszyć? Przynajmniej zachowaj się jak mężczyzna i
przeproś – na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech.
- Nie mam
zamiaru zachowywać się jak mężczyzna matole!
- Coś ty
powiedział? – uwolnił go z uścisku i odepchnął przez co upadł na ziemię. –
Teraz masz mnie błagać na kolanach.
- Ja już ci dam błaganie na kolanach – szepnął
do siebie człowiek w czerni. Wstał otrzepując ubranie i zaczął szukać czegoś po
rękawach. – Zabije cię śmieciu – zniżył jeszcze bardziej głos i zaśmiał się
sadystycznie.
Meibillon złapał
go za rękę przez co odwrócił się do niego przodem. Trochę się zdziwił gdy
pojął, że facet, który ma dostać lanie był dziewczyną, do tego nie zbyt zadowoloną. To było dla niego coś nowego, gdyż wszystkie kobiety z reguły robiły wszystko,
aby pobyć z nim choć przez chwilę.
- Jesteś
kobietą? – zadał pytanie bardziej do siebie. – To składa się jeszcze lepiej niż
się zapowiadało.
Przyciągnął do ją
siebie i zlustrował wzrokiem. Zaśmiał się wesoło, a dziewczyna patrzyła się
tylko na niego nic nie mówiąc. Tkwiła w jego uścisku nie ruszając się w ogóle.
Jej twarz była blada, oczy szeroko otwarte, a usta mocno zaciśnięte. Wyglądała
jakby się go bała, co podobało się Meibillonowi.
- Nie wypada
komuś takiemu jak ty znęcać się nad niewinną dziewczyną. Zastanawiałeś się co
ludzie pomyślą?
Młody chłopak
stał za Meibillonem z szerokim uśmiechem na twarzy. Miał złote, krótkie włosy,
sięgające za uszy. Z prawej strony twarzy był jeden dłuższy kosmyk włosów,
który spięty był kolorowymi koralikami, co nie było typowe wśród mieszkańców Noth
Landu i West Landu. Przydługa grzywka obadała niezgrabnie na czoło częściowo przysłaniając
brązowe oczy. Cerę miał bladą, wyglądał jakby nigdy nie wychodził na słońce.
Ubrany był w białą koszulę, brązowe spodnie, których nogawki były włożone w
długie czarne buty.
- Myślisz, że co
ty mi możesz zrobić? – zaśmiał się będąc odwróconym w jego stronę.
- Nie mam
zamiaru coś tobie zrobić – odpowiedział spokojnie, a po chwili dodał: - Ale ci
z baru widocznie mają interesujące widowisko widowisko – blondyn wskazał ulubiony
lokal rudowłosego uśmiechając się dość wesoło. – Myślę, że twój tatuś, który
utrzymuje porządek w tym mieście nie będzie szczęśliwy jak się dowie, że jego
syn rozrabia.
Meibillon
przeklął pod nosem i zostawił dziewczynę w spokoju, po czym wszedł z powrotem
do baru. Ludzie, którzy wyglądali przez okno ochoczo się przyglądając całej
szopce w końcu zajęli się sobą.
Dziewczyna
odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w stronę rynku.
- Hej! Czekaj!
Nie podziękujesz mi? – zawołał za nią.
- Dziękować? Za
co? Za to, że zmarnowałeś okazję na mój obiad? – syknęła idąc dalej przed
siebie.
- Twój obiad?
Chciałaś z nim zjeść? Wątpię aby chciał… Chyba, że… - zamyślił się na chwilę i
patrzył na dziewczynę – Chciałaś go zjeść?
Zatrzymała się.
Odwróciła powoli głowę w jego stronę patrząc na niego rozwścieczonym wzrokiem.
Zawróciła się i podeszła do blondyna szybkim krokiem. Była od niego niższa o
półtorej głowy.
- Co
zasugerowałeś?
- Jesteś
mordercą-kanibalem – odparł uśmiechając się.
Dziewczyna
rozmasowała sobie skronie. Stwierdziła, że tylko dzisiaj straciła czas.
- Choć
Tenebrisie, dzisiaj nic z tego – powiedziała spokojnym głosem dziewczyna.
Nagle znikąd
wyskoczył czarny kot i zaczął ocierać się o nogi właścicielki. Panienka
podniosła go z ziemi i wzięła na ręce. Odwróciła się na pięcie i poszła w swoją
stronę. Chłopak patrzył jeszcze przez chwilę jak się oddala po czym poszedł na
rynek.
*
Zmęczona
dziewczyna rzuciła się na łóżko w wynajmowanym pokoju. Był niewielki i
wyposażony skromnie. Ściany miały szary kolor, a podłoga drewniana, która
zaczęła czernieć.
Odwróciła twarz
w stronę sufitu i westchnęła ciężko.
- Przez tego
głupka musimy się dzisiaj stąd wynieść.
Czarny kot
wskoczył na łóżko i usiadł.
- W takim razie
nie warto zwlekać, Rosalyn – zauważył kocur.
- Tak, wiem –
jęknęła osiemnastoletnia dziewczyna i wstała z łóżka. Podeszła leniwym krokiem
w stronę szafy i zaczęła pakować ubrania do walizki. Kiedy skończyła użyła
zaklęcia aby zmniejszyć bagaże, a potem schowała je do kieszeni w płaszczu. –
Podejdź Tenebrisie – zawołała kota.
Futrzak
zeskoczył z łóżka i podbiegł do niej. Kiedy zobaczył linę w rękach dziewczyny
rzucił się do ucieczki, jednak ona go szybko złapała. Zaczął się wyrywać i
miauczeć, nie chciał znowu tego przechodzić. Rosalyn zawiązała mu na szyi pętlę
i złapała za drugi koniec sznurka uśmiechając się wesoło.
-Teraz mi się
nie zgubisz – powiedziała szerząc się i wstała z ziemi.
Kot nie wydawał
się zadowolony. Nie lubił chodzić na smyczy, ale niestety nic nie mógł na to
poradzić.
Białowłosa
opuściła pokój zamykając go na klucz po czym zeszła po schodach i udała się do
recepcji. Przy biurku siedziała kobieta i robiła na drutach. Białowłosa widząc
kobietę założyła kaptur na głowę chowając długie włosy. Podeszła do lady i położyła
klucz na blat.
- Co? Już
wyjeżdżasz? – zapytała miłym głosem.
Dziewczyna tylko
pokiwała głową i podała kobiecie pieniądze.
W tym samym
momencie drugi klucz położył mężczyzna z plecakiem przepasanym przez ramię.
Rosalyn spojrzała na niego i pobladła. To był ten chłopak, którego spotkała
przed barem.
- Dziękuję za
gościnę – powiedział radosnym głosem i spojrzał na dziewczynę obok. – O! To ty!
– wskazał na nią palcem.
- Nie, to nie ja
– odpowiedziała i odeszła ciągnąc biednego Tenebrisa za sobą.
Blondyn zapłacił
i udał się do wyjścia.
- Zaczekaj! –
zawołał do Rosalyn.
Białowłosa
zatrzymała się i spojrzała na niego wyczekująco.
- Mówiłaś mi, że
zmarnowałem ci okazję na obiad. W ramach rekompensaty mogę ci coś kupić.
Błękitne oczy
Rosalyn zabłysnęły. Po raz pierwszy spotkała ją tak dobra okazja. Uśmiechnęła
się szeroko i wskazała na kota.
- Mu też
zmarnowałeś obiad – powiedziała.
Blondyn zaśmiał
się.
- Trzymasz kota
na smyczy? – zapytał, a ona spojrzała na niego gniewnie. Podrapał się z tyłu
głowy i powiedział: -Na straganach przy rynku jest dużo jedzenia do wyboru. Tam
możemy coś wybrać.
Poszedł pierwszy, a za nim podreptała
rozmarzona o jedzeniu Rosalyn. Spojrzała uśmiechnięta na Tenebrisa, która nie
wyglądał na zadowolonego. Pomyślała, że to pewnie przez tą smycz, lecz kiedy
kot przekierował wzrok na chłopaka zrozumiała o co mu chodziło. Nie ufał temu
człowiekowi. Rosalyn też powinna być bardziej ostrożna, jednak jakoś nie czuła
zagrożenia. Potrafiła wyczuć kiedy człowiek jest zły. W odpowiedzi do kota
uśmiechnęła się do niego, aby nie musiał się niczym martwić. Lada chwila, a
znaleźli się w centrum miasta, które było przepełnione życiem.
- Wedle umowy,
bierz co chcesz.
Białowłosa
rozejrzała się, a kiedy poczuła świeży aromat słodkiego chleba pociągnęła
chłopaka za sobą i podeszła z nim do straganu. Kupił jej dwa bochenki, a jeden
zwykły. Kot dostał jedną świeżą rybę, z której był zadowolony. Usiedli na
ławce, niedaleko kościoła. Chłopak odłożył plecak obok. Dziewczyna jak i jej
kot od razu wzięli się za jedzenie.
- Pyszne! –
powiedziała i uśmiechnęła się – Dziękuję.
Blondyn
rozpakował swój bochenek.
- Chyba byłem ci
to winien – odparł.
- Jak się
nazywasz? – zapytała.
Kot zakrztusił
się rybą i wypluł to co miał w pyszczku po czym z szokiem spojrzał na Rosalyn.
- Jestem
Me…Znaczy Ross!
- Meros?
- Nie! Jestem
Ross. Ryan Ross!
Białowłosa pokiwała
głową, a uśmiech nadal nie zszedł jej z twarzy.
- Nazywam się
Rosalyn Meiron Sheri. A to mój kot, Tenebris – wskazała na czarnego futrzaka,
który gapił się na swoją panią z otwartym pyszczkiem.
- Wyglądasz na
młodą. Ile masz lat, że sama podróżujesz?
- Skąd wiesz, że
podróżuję?
- Nie wyglądasz
na jedną z mieszczanek. Po za tym zamieszkujesz gospody.
- Osiemnaście –
odpowiedziała na jego wcześniejsze pytanie.
Ross uśmiechnął
się lekko. Pomyślał, że jest młodsza od niego tylko o rok. Zastanawiało go
jeszcze coś, czemu nosi kaptur. Na pewno nie bez powodu, był przekonany, że coś
ukrywa.
Dziewczyna
wstała z ławki odwróconą twarzą do blondyna. Ukłoniła się lekko i spojrzała na
niego uśmiechając się.
- Dziękuję –
powiedziała wesołym głosem i pociągnęła za linę, do której był przywiązany
Tenebris. Okazała się dziwnie lekka. Spojrzała na koniec i się przeraziła. Kota
nie było. Zaczęła się rozglądać nerwowo, ale nigdzie go nie zauważyła, a ryba,
którą dostał była niedojedzona.
- Ktoś ukradł mi
kota! – zawołała i złapała się za głowę.
Ross patrzył na
Rosalyn z głupim wyrazem twarzy. Próbował powstrzymać się od śmiechu, co szło
mu ciężko. Sięgnął po swój plecak, jednakże złapał powietrze. Pobladł. Wstał
szybko i zajrzał za ławkę
- Ktoś ukradł
mój plecak!
Dziewczyna
ruszyła w stronę kościoła, aby poszukać kota, jednak Ross złapał ją za rękę,
przez co zatrzymała się. Spojrzała jedynie na chłopka wyrywając mu się z
uścisku.
- Poczekaj! Czy
to nie wydaje ci się dziwne! Nie rób nic pochopnie. To tylko kot.
- Nie… To nie
jest tylko kot. Tenebris jest jedyną bliską mi istotą na tym świecie. Zawsze
był przy mnie i nigdy mnie nie zostawił. Sam by nie odszedł bez powiedzenia mi
tego!
- Bez
powiedzenia? Wszystko z tobą w porządku?
Wziął ją za
wariatkę. Nikt normalny nie rozmawiałby z kotem. A ona wyglądała jakby się tym
przyjęła. Może faktycznie jest dla niej kimś ważnym.
- Przepraszam… -
wtrącił się chuderlawy rudy chłopiec. Oboje spojrzeli na niego. Miał proste do
ramion włosy, ubrany był na zielono jak skrzat. Zaczął bawić się nerwowo
palcami. – Pan… Pan Meibillon Wolyeter kazał przekazać wiadomość, że jeśli
chcecie odzyskać swoje rzeczy to przyjdźcie do niego po zmroku…
- Ty je
zabrałeś? – zapytał Ross biorąc chłopca za fraki.
Rudowłosy zaczął
zasłaniać twarz i wykrzyczał:
- Nie! To nie
ja! Ja z tym nie miałem nic wspólnego! Przysięgam – zapłakał.
Młodzieniec
wypuścił „skrzata” i spojrzał na Rosalyn, która wyglądała jakby nad czymś
rozmyślała. Jej wyraz twarzy błyskawicznie się zmienił. Nagle wydawało się, że
właśnie wpadła na jakiś pomysł. Zwróciła się Rossa:
- Kim jest Meibillon
Wolyeter?
Szczęka blondyna
opadła. Patrzył na nią jakby urwała się z choinki.
- Nie wiesz kim
jest Meibillon Wolyeter? Przecież zaczepiałaś go pod barem!
- Aaa… To ten –
zadumała się na chwilę. – Jak mógł posunąć się tak daleko i ukraść mi kota…
Ross zaczął
rozmasowywać sobie skronie.
- Pomogę ci
odbić kota. Z resztą on zabrał też moje rzeczy… Musi mieć wszędzie ludzi, skoro
nawet nie zauważyliśmy kiedy nas okradziono…
*
Rezydencja
rodziny Wolyeter. Meibillon siedział w swojej komnacie i czytał książkę. Nagle
do drzwi zapukali jego słudzy. Rozkazał im wejść. Przynieśli worek i plecak.
- To mieli ci
ludzie przy sobie, co kazałeś ich śledzić.
- Co macie w
worku? – zapytał.
- Kota –
odpowiedział.
- Ukradliście
kota? – zawołał rozwścieczony Meibillon. Wstał od biurka i podszedł podwładnych.
– Myślicie, że przyjdzie tu za kotem?
- Moja żona
obserwowała jej reakcje. Była bardzo przejęta zniknięciem zwierzęcia. Na pewno
tutaj po niego przyjdzie!
- A co macie w
plecaku? – spojrzał na drugiego.
Mężczyzna
otworzył plecak i wysypał z niego zawartość. Na podłogę upadły trzy kryształy.
Jeden niebieski, czerwony i zielony oraz niewielki miecz, który mierzył ledwie
jeden łokieć. Głowica była zaokrąglona brązowo-czerwonego koloru, rękojeść
przyozdobiono złotem, a pod jelcem, który był w kształcie łódki był
wygrawerowany ptak z rozłożonymi skrzydłami – królewski symbol West Landu. Meibillon
podrapał się po brodzie i uśmiechnął się do siebie. W końcu przynieśli coś
wartościowego. Spojrzał w okno. Robiło się coraz bardziej ciemno, a rezydencję
miał całą dla siebie, gdyż wszyscy radni miasta mieli dziś bal, a jego ojciec
lubił się zabawić. Dzięki temu mógł zakończyć to co zaczął z tymi bachorami.
*
- Jesteś pewna,
że chcesz iść ze mną. To jest zbyt niebezpieczne dla dziewczyny – zauważył
Ross.
- Powinieneś
bardziej martwić się o siebie niż o mnie – odparła Rosalyn
Byli już
niedaleko domu Meibillona. Mimo, że wybiła późna godzina w mieście nadal było
tłoczno. Musieli trzymać się blisko siebie, aby się nie zgubić.
Rosalyn
przygryzła wargę. Zlustrowała jeszcze raz wzrokiem Rossa i wzięła głęboki
wdech. Skupiła się na jego aurze, która nie była zła. Nie czuła od niego
żadnych negatywnych emocji, nawet do tego mężczyzny, który zabrał jego rzeczy. .
- Myślę, że po
tym wszystkim będziesz musiał opuścić to miasto – powiedziała uśmiechając się
lekko.
Miała rację.
Jeśli wywołali by za duże zamieszanie Meibillon mógłby rozkazać ich schwytać
gdyby zostali w tym mieście. Z resztą była pewna, że na pewno tego nie zapomni
skoro posuwa się tak daleko, aby ich zwabić.
- Nie szkodzi,
i tak jestem w drodze.
- Dokąd?
- Do East
Landu.
Serce Rosalyn
zabiło szybciej.
Czego mógł tam
szukać chłopak o złotych włosach?
___________________________________________________
Dam. Dam. Dam. Kochana majówka :D Tak się ciesze, że już wolne. Miałam chwilami dość. W sumie to po majówce znowu jest wole i to przez matury 8D Mam ostatnio problemy z pisaniem (czyt. wielkiego lenia) i może w końcu się zmobilizuje.
Przepraszam za błędy. :3
OHOHOHO! C:
OdpowiedzUsuńMiło się czyta po przebudzeniu rozdziały, a tym bardziej takie jak ten. W końcu pojawił się Ross ♥w♥ Uwielbiam jego cerę! Chłopak jest taki przystojny, kiedy ma bladą karnację. No i cudne złote włosy. Coś czuję, że Ross będzie moją ulubioną męską postacią w tym opowiadaniu. Poza tym... czy Kamui w Fight Together też się nie pojawił w 6 rozdziale? PRZYPADEK? NIE SĄDZĘ!
Ale ten Meibillon mnie wkurza. Nie dość, że chciał coś zrobić biednej Rosalyn to jeszcze ukradł jej kota. Żal. :c
I co chciał Ross powiedzieć na początku swojego przedstawiania? "Me"? Jak owca xD Mee...
Kocham, kocham czytać to opowiadanie :3
OdpowiedzUsuńAch ta Rosalyn ma powodzenie u mężczyzn^^ no właśnie czy nasz nowy kolega Ryan ma jakiś mroczny sekret na sumieniu, pozwolę sobie zacytować:
- Jestem Me…Znaczy Ross!
- Meros?
Haha xD biedny, biedny Tenebris, ciekawe co będzie dalej się działo, gdy się wyda, że Rosalyn jest czarownicą, która przychodzi odbić swego gadającego kota. O tak, przewiduję totalną rozpierduchę z udziałem Meibillona(wyobraziłam go sobie jako taką bezmyślną kupę mięśni) i kolorowych światełek ;D
Dzięki za info! :)
OdpowiedzUsuńRozdział zaskakujący :D Ukraść kota??? To dopiero jest pomysł! Choć szczerze to współczuje futrzakowi...
No i intryga powoli się rozkręca... Nowy bohater... Ross (albo jakkolwiek ma na imię), najwyraźniej niebezpieczny typ, z mrocznymi sekretami.
Zgadzam się tak w ogóle z przedmówczynią- Mebillon to chodząca kupa mięśni bez mózgu.
Pozdro i weny!
K.L.
U mnie nowy rozdział ;D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział
OdpowiedzUsuńKsięciunio hę? *lennyface*
OdpowiedzUsuńPrzejrzyj rozdział, jest tam jedno powtórzenie.