środa, 1 maja 2013

Rozdział VI - Ktoś ukradł mi kota!


   Miasto Omnes – jedno z najlepiej rozwiniętych miast ze wszystkich czterech krajów, a znajdowało się w North Land, tuż przy granicy ze wszystkimi pozostałymi państwami. Zamieszkiwali tam ludzie ze wszystkich krajów, którzy nie zwracali uwagi na kolor włosów innych. Uważali, że każdy jest sobie równy i w potrzebie pomagali sobie nawzajem. Miasto z czasem rozrastało się, gdyż co chwila przybywali nowi ludzie. Teraz jest najbogatszym miastem i posiadającym najwięcej mieszkańców wśród czterech krain. W samym centrum miasta był rynek, w którym pod dwupiętrowymi kamienicami stały stragany z jedzeniem. W kamienicach znajdowały się restauracje i sklepy z ubraniami czy innego rodzaju usługi. Daleko od rynku były kamienice, w których mieszkali ludzie, a ich okolice były bardzo zadbane. Najpiękniej jest tam wiosną i latem, kiedy kwitły kwiaty przy oknach, czy kamiennych chodnikach. Po ulicach miasta nie mogły się poruszać konie, czy karoce. Codziennie był tam tak wielki ruch, że niemożliwe by było, aby ktokolwiek przejechał.
   Meibillon Wolyeter właśnie wszedł baru niedaleko rynku. Było to jego ulubione miejsce, zawsze odwiedzał lokal w porze obiadu, a właściciele chętnie go przyjmowali. Meibillon był synem jednego z radnych miasta dzięki czemu przynosił sławę miejscom, w których bywał. Był także rodowitym obywatelem North Land; ukończył dwadzieścia siedem lat. Nigdy nie brakowało mu niczego. Dzięki pieniądzom mógł mieć wszystko i wszystko dostawał.
   Podszedł do swojego ulubionego stolika i zauważył, że ktoś zajął jego miejsce. Meibillon położył dłonie na biodrach i nachylił się nad człowiekiem ubranym na czarno. Nie widział jego twarzy, gdyż zasłonił ją kapturem.
   - To moje miejsce – powiedział waląc dłonią w blat.
   - A jest podpisane? – odpowiedział mu człowiek w czerni.
   - Nie… Ale to nie zmienia faktu, że jest moje. Ja tu zawsze siedzę.
   - Dzisiaj nie.
   Rudowłosy zaśmiał się nerwowo i przyłożył dłoń do skroni.
   - Chyba nie wiesz kim jestem?
   - Nie.
   Mężczyzna złapał go za fraki i wyciągnął z lokalu. O dziwo człowiek się nie opierał, do tego był bardzo lekki. Po wyjściu z budynku przycisnął osobę w czerni do naprzeciwległej ściany i zaśmiał się.
   - I co cwaniaczku? Nie możesz się ruszyć? Przynajmniej zachowaj się jak mężczyzna i przeproś – na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech.
   - Nie mam zamiaru zachowywać się jak mężczyzna matole!
   - Coś ty powiedział? – uwolnił go z uścisku i odepchnął przez co upadł na ziemię. – Teraz masz mnie błagać na kolanach.
   - Ja już ci dam błaganie na kolanach – szepnął do siebie człowiek w czerni. Wstał otrzepując ubranie i zaczął szukać czegoś po rękawach. – Zabije cię śmieciu – zniżył jeszcze bardziej głos i zaśmiał się sadystycznie.
   Meibillon złapał go za rękę przez co odwrócił się do niego przodem. Trochę się zdziwił gdy pojął, że facet, który ma dostać lanie był dziewczyną, do tego nie zbyt zadowoloną. To było dla niego coś nowego, gdyż wszystkie kobiety z reguły robiły wszystko, aby pobyć z nim choć przez chwilę.
   - Jesteś kobietą? – zadał pytanie bardziej do siebie. – To składa się jeszcze lepiej niż się zapowiadało.
   Przyciągnął do ją siebie i zlustrował wzrokiem. Zaśmiał się wesoło, a dziewczyna patrzyła się tylko na niego nic nie mówiąc. Tkwiła w jego uścisku nie ruszając się w ogóle. Jej twarz była blada, oczy szeroko otwarte, a usta mocno zaciśnięte. Wyglądała jakby się go bała, co podobało się Meibillonowi.
   - Nie wypada komuś takiemu jak ty znęcać się nad niewinną dziewczyną. Zastanawiałeś się co ludzie pomyślą?
   Młody chłopak stał za Meibillonem z szerokim uśmiechem na twarzy. Miał złote, krótkie włosy, sięgające za uszy. Z prawej strony twarzy był jeden dłuższy kosmyk włosów, który spięty był kolorowymi koralikami, co nie było typowe wśród mieszkańców Noth Landu i West Landu. Przydługa grzywka obadała niezgrabnie na czoło częściowo przysłaniając brązowe oczy. Cerę miał bladą, wyglądał jakby nigdy nie wychodził na słońce. Ubrany był w białą koszulę, brązowe spodnie, których nogawki były włożone w długie czarne buty.
   - Myślisz, że co ty mi możesz zrobić? – zaśmiał się będąc odwróconym w jego stronę.
   - Nie mam zamiaru coś tobie zrobić – odpowiedział spokojnie, a po chwili dodał: - Ale ci z baru widocznie mają interesujące widowisko widowisko – blondyn wskazał ulubiony lokal rudowłosego uśmiechając się dość wesoło. – Myślę, że twój tatuś, który utrzymuje porządek w tym mieście nie będzie szczęśliwy jak się dowie, że jego syn rozrabia.
   Meibillon przeklął pod nosem i zostawił dziewczynę w spokoju, po czym wszedł z powrotem do baru. Ludzie, którzy wyglądali przez okno ochoczo się przyglądając całej szopce w końcu zajęli się sobą.
   Dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w stronę rynku.
   - Hej! Czekaj! Nie podziękujesz mi? – zawołał za nią.
   - Dziękować? Za co? Za to, że zmarnowałeś okazję na mój obiad? – syknęła idąc dalej przed siebie.
   - Twój obiad? Chciałaś z nim zjeść? Wątpię aby chciał… Chyba, że… - zamyślił się na chwilę i patrzył na dziewczynę – Chciałaś go zjeść?
   Zatrzymała się. Odwróciła powoli głowę w jego stronę patrząc na niego rozwścieczonym wzrokiem. Zawróciła się i podeszła do blondyna szybkim krokiem. Była od niego niższa o półtorej głowy.
   - Co zasugerowałeś?
   - Jesteś mordercą-kanibalem – odparł uśmiechając się.
   Dziewczyna rozmasowała sobie skronie. Stwierdziła, że tylko dzisiaj straciła czas.
   - Choć Tenebrisie, dzisiaj nic z tego – powiedziała spokojnym głosem dziewczyna.
   Nagle znikąd wyskoczył czarny kot i zaczął ocierać się o nogi właścicielki. Panienka podniosła go z ziemi i wzięła na ręce. Odwróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę. Chłopak patrzył jeszcze przez chwilę jak się oddala po czym poszedł na rynek.

*

   Zmęczona dziewczyna rzuciła się na łóżko w wynajmowanym pokoju. Był niewielki i wyposażony skromnie. Ściany miały szary kolor, a podłoga drewniana, która zaczęła czernieć.
   Odwróciła twarz w stronę sufitu i westchnęła ciężko.
   - Przez tego głupka musimy się dzisiaj stąd wynieść.
   Czarny kot wskoczył na łóżko i usiadł.
   - W takim razie nie warto zwlekać, Rosalyn – zauważył kocur.
   - Tak, wiem – jęknęła osiemnastoletnia dziewczyna i wstała z łóżka. Podeszła leniwym krokiem w stronę szafy i zaczęła pakować ubrania do walizki. Kiedy skończyła użyła zaklęcia aby zmniejszyć bagaże, a potem schowała je do kieszeni w płaszczu. – Podejdź Tenebrisie – zawołała kota.
   Futrzak zeskoczył z łóżka i podbiegł do niej. Kiedy zobaczył linę w rękach dziewczyny rzucił się do ucieczki, jednak ona go szybko złapała. Zaczął się wyrywać i miauczeć, nie chciał znowu tego przechodzić. Rosalyn zawiązała mu na szyi pętlę i złapała za drugi koniec sznurka uśmiechając się wesoło.
   -Teraz mi się nie zgubisz – powiedziała szerząc się i wstała z ziemi.
   Kot nie wydawał się zadowolony. Nie lubił chodzić na smyczy, ale niestety nic nie mógł na to poradzić.
   Białowłosa opuściła pokój zamykając go na klucz po czym zeszła po schodach i udała się do recepcji. Przy biurku siedziała kobieta i robiła na drutach. Białowłosa widząc kobietę założyła kaptur na głowę chowając długie włosy. Podeszła do lady i położyła klucz na blat.
   - Co? Już wyjeżdżasz? – zapytała miłym głosem.
   Dziewczyna tylko pokiwała głową i podała kobiecie pieniądze.
   W tym samym momencie drugi klucz położył mężczyzna z plecakiem przepasanym przez ramię. Rosalyn spojrzała na niego i pobladła. To był ten chłopak, którego spotkała przed barem.
   - Dziękuję za gościnę – powiedział radosnym głosem i spojrzał na dziewczynę obok. – O! To ty! – wskazał na nią palcem.
   - Nie, to nie ja – odpowiedziała i odeszła ciągnąc biednego Tenebrisa za sobą.
   Blondyn zapłacił i udał się do wyjścia.
   - Zaczekaj! – zawołał do Rosalyn.
   Białowłosa zatrzymała się i spojrzała na niego wyczekująco.
   - Mówiłaś mi, że zmarnowałem ci okazję na obiad. W ramach rekompensaty mogę ci coś kupić.
   Błękitne oczy Rosalyn zabłysnęły. Po raz pierwszy spotkała ją tak dobra okazja. Uśmiechnęła się szeroko i wskazała na kota.
   - Mu też zmarnowałeś obiad – powiedziała.
   Blondyn zaśmiał się.
   - Trzymasz kota na smyczy? – zapytał, a ona spojrzała na niego gniewnie. Podrapał się z tyłu głowy i powiedział: -Na straganach przy rynku jest dużo jedzenia do wyboru. Tam możemy coś wybrać.
   Poszedł pierwszy, a za nim podreptała rozmarzona o jedzeniu Rosalyn. Spojrzała uśmiechnięta na Tenebrisa, która nie wyglądał na zadowolonego. Pomyślała, że to pewnie przez tą smycz, lecz kiedy kot przekierował wzrok na chłopaka zrozumiała o co mu chodziło. Nie ufał temu człowiekowi. Rosalyn też powinna być bardziej ostrożna, jednak jakoś nie czuła zagrożenia. Potrafiła wyczuć kiedy człowiek jest zły. W odpowiedzi do kota uśmiechnęła się do niego, aby nie musiał się niczym martwić. Lada chwila, a znaleźli się w centrum miasta, które było przepełnione życiem. 
   - Wedle umowy, bierz co chcesz.
   Białowłosa rozejrzała się, a kiedy poczuła świeży aromat słodkiego chleba pociągnęła chłopaka za sobą i podeszła z nim do straganu. Kupił jej dwa bochenki, a jeden zwykły. Kot dostał jedną świeżą rybę, z której był zadowolony. Usiedli na ławce, niedaleko kościoła. Chłopak odłożył plecak obok. Dziewczyna jak i jej kot od razu wzięli się za jedzenie.
   - Pyszne! – powiedziała i uśmiechnęła się – Dziękuję.
   Blondyn rozpakował swój bochenek.
   - Chyba byłem ci to winien – odparł.
   - Jak się nazywasz? – zapytała.
   Kot zakrztusił się rybą i wypluł to co miał w pyszczku po czym z szokiem spojrzał na Rosalyn.
   - Jestem Me…Znaczy Ross!
   - Meros?
   - Nie! Jestem Ross. Ryan Ross!
   Białowłosa pokiwała głową, a uśmiech nadal nie zszedł jej z twarzy.
   - Nazywam się Rosalyn Meiron Sheri. A to mój kot, Tenebris – wskazała na czarnego futrzaka, który gapił się na swoją panią z otwartym pyszczkiem.
   - Wyglądasz na młodą. Ile masz lat, że sama podróżujesz?
   - Skąd wiesz, że podróżuję?
   - Nie wyglądasz na jedną z mieszczanek. Po za tym zamieszkujesz gospody.
   - Osiemnaście – odpowiedziała na jego wcześniejsze pytanie.
   Ross uśmiechnął się lekko. Pomyślał, że jest młodsza od niego tylko o rok. Zastanawiało go jeszcze coś, czemu nosi kaptur. Na pewno nie bez powodu, był przekonany, że coś ukrywa.
   Dziewczyna wstała z ławki odwróconą twarzą do blondyna. Ukłoniła się lekko i spojrzała na niego uśmiechając się.
   - Dziękuję – powiedziała wesołym głosem i pociągnęła za linę, do której był przywiązany Tenebris. Okazała się dziwnie lekka. Spojrzała na koniec i się przeraziła. Kota nie było. Zaczęła się rozglądać nerwowo, ale nigdzie go nie zauważyła, a ryba, którą dostał była niedojedzona.
   - Ktoś ukradł mi kota! – zawołała i złapała się za głowę.
   Ross patrzył na Rosalyn z głupim wyrazem twarzy. Próbował powstrzymać się od śmiechu, co szło mu ciężko. Sięgnął po swój plecak, jednakże złapał powietrze. Pobladł. Wstał szybko i zajrzał za ławkę
   - Ktoś ukradł mój plecak!  
   Dziewczyna ruszyła w stronę kościoła, aby poszukać kota, jednak Ross złapał ją za rękę, przez co zatrzymała się. Spojrzała jedynie na chłopka wyrywając mu się z uścisku.
   - Poczekaj! Czy to nie wydaje ci się dziwne! Nie rób nic pochopnie. To tylko kot.
   - Nie… To nie jest tylko kot. Tenebris jest jedyną bliską mi istotą na tym świecie. Zawsze był przy mnie i nigdy mnie nie zostawił. Sam by nie odszedł bez powiedzenia mi tego!
   - Bez powiedzenia? Wszystko z tobą w porządku?
   Wziął ją za wariatkę. Nikt normalny nie rozmawiałby z kotem. A ona wyglądała jakby się tym przyjęła. Może faktycznie jest dla niej kimś ważnym.
   - Przepraszam… - wtrącił się chuderlawy rudy chłopiec. Oboje spojrzeli na niego. Miał proste do ramion włosy, ubrany był na zielono jak skrzat. Zaczął bawić się nerwowo palcami. – Pan… Pan Meibillon Wolyeter kazał przekazać wiadomość, że jeśli chcecie odzyskać swoje rzeczy to przyjdźcie do niego po zmroku…
   - Ty je zabrałeś? – zapytał Ross biorąc chłopca za fraki.
   Rudowłosy zaczął zasłaniać twarz i wykrzyczał:
   - Nie! To nie ja! Ja z tym nie miałem nic wspólnego! Przysięgam – zapłakał.
   Młodzieniec wypuścił „skrzata” i spojrzał na Rosalyn, która wyglądała jakby nad czymś rozmyślała. Jej wyraz twarzy błyskawicznie się zmienił. Nagle wydawało się, że właśnie wpadła na jakiś pomysł. Zwróciła się Rossa:
   - Kim jest Meibillon Wolyeter?
   Szczęka blondyna opadła. Patrzył na nią jakby urwała się z choinki.
   - Nie wiesz kim jest Meibillon Wolyeter? Przecież zaczepiałaś go pod barem!
   - Aaa… To ten – zadumała się na chwilę. – Jak mógł posunąć się tak daleko i ukraść mi kota…
   Ross zaczął rozmasowywać sobie skronie.
   - Pomogę ci odbić kota. Z resztą on zabrał też moje rzeczy… Musi mieć wszędzie ludzi, skoro nawet nie zauważyliśmy kiedy nas okradziono…

*

   Rezydencja rodziny Wolyeter. Meibillon siedział w swojej komnacie i czytał książkę. Nagle do drzwi zapukali jego słudzy. Rozkazał im wejść. Przynieśli worek i plecak.
   - To mieli ci ludzie przy sobie, co kazałeś ich śledzić.
   - Co macie w worku? – zapytał.
   - Kota – odpowiedział.
   - Ukradliście kota? – zawołał rozwścieczony Meibillon. Wstał od biurka i podszedł podwładnych. – Myślicie, że przyjdzie tu za kotem?
   - Moja żona obserwowała jej reakcje. Była bardzo przejęta zniknięciem zwierzęcia. Na pewno tutaj po niego przyjdzie!
   - A co macie w plecaku? – spojrzał na drugiego.
   Mężczyzna otworzył plecak i wysypał z niego zawartość. Na podłogę upadły trzy kryształy. Jeden niebieski, czerwony i zielony oraz niewielki miecz, który mierzył ledwie jeden łokieć. Głowica była zaokrąglona brązowo-czerwonego koloru, rękojeść przyozdobiono złotem, a pod jelcem, który był w kształcie łódki był wygrawerowany ptak z rozłożonymi skrzydłami – królewski symbol West Landu. Meibillon podrapał się po brodzie i uśmiechnął się do siebie. W końcu przynieśli coś wartościowego. Spojrzał w okno. Robiło się coraz bardziej ciemno, a rezydencję miał całą dla siebie, gdyż wszyscy radni miasta mieli dziś bal, a jego ojciec lubił się zabawić. Dzięki temu mógł zakończyć to co zaczął z tymi bachorami.

*

    - Jesteś pewna, że chcesz iść ze mną. To jest zbyt niebezpieczne dla dziewczyny – zauważył Ross.
    - Powinieneś bardziej martwić się o siebie niż o mnie – odparła Rosalyn
    Byli już niedaleko domu Meibillona. Mimo, że wybiła późna godzina w mieście nadal było tłoczno. Musieli trzymać się blisko siebie, aby się nie zgubić.
    Rosalyn przygryzła wargę. Zlustrowała jeszcze raz wzrokiem Rossa i wzięła głęboki wdech. Skupiła się na jego aurze, która nie była zła. Nie czuła od niego żadnych negatywnych emocji, nawet do tego mężczyzny, który zabrał jego rzeczy. .
    - Myślę, że po tym wszystkim będziesz musiał opuścić to miasto – powiedziała uśmiechając się lekko.
    Miała rację. Jeśli wywołali by za duże zamieszanie Meibillon mógłby rozkazać ich schwytać gdyby zostali w tym mieście. Z resztą była pewna, że na pewno tego nie zapomni skoro posuwa się tak daleko, aby ich zwabić.
    - Nie szkodzi, i tak jestem w drodze.
    - Dokąd?
    - Do East Landu.
    Serce Rosalyn zabiło szybciej.
    Czego mógł tam szukać chłopak o złotych włosach?
___________________________________________________

Dam. Dam. Dam. Kochana majówka :D Tak się ciesze, że już wolne. Miałam chwilami dość. W sumie to po majówce znowu jest wole i to przez matury 8D Mam ostatnio problemy z pisaniem (czyt. wielkiego lenia) i może w końcu się zmobilizuje.
Przepraszam za błędy. :3

6 komentarzy:

  1. OHOHOHO! C:
    Miło się czyta po przebudzeniu rozdziały, a tym bardziej takie jak ten. W końcu pojawił się Ross ♥w♥ Uwielbiam jego cerę! Chłopak jest taki przystojny, kiedy ma bladą karnację. No i cudne złote włosy. Coś czuję, że Ross będzie moją ulubioną męską postacią w tym opowiadaniu. Poza tym... czy Kamui w Fight Together też się nie pojawił w 6 rozdziale? PRZYPADEK? NIE SĄDZĘ!
    Ale ten Meibillon mnie wkurza. Nie dość, że chciał coś zrobić biednej Rosalyn to jeszcze ukradł jej kota. Żal. :c
    I co chciał Ross powiedzieć na początku swojego przedstawiania? "Me"? Jak owca xD Mee...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham, kocham czytać to opowiadanie :3
    Ach ta Rosalyn ma powodzenie u mężczyzn^^ no właśnie czy nasz nowy kolega Ryan ma jakiś mroczny sekret na sumieniu, pozwolę sobie zacytować:
    - Jestem Me…Znaczy Ross!
    - Meros?
    Haha xD biedny, biedny Tenebris, ciekawe co będzie dalej się działo, gdy się wyda, że Rosalyn jest czarownicą, która przychodzi odbić swego gadającego kota. O tak, przewiduję totalną rozpierduchę z udziałem Meibillona(wyobraziłam go sobie jako taką bezmyślną kupę mięśni) i kolorowych światełek ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za info! :)

    Rozdział zaskakujący :D Ukraść kota??? To dopiero jest pomysł! Choć szczerze to współczuje futrzakowi...
    No i intryga powoli się rozkręca... Nowy bohater... Ross (albo jakkolwiek ma na imię), najwyraźniej niebezpieczny typ, z mrocznymi sekretami.
    Zgadzam się tak w ogóle z przedmówczynią- Mebillon to chodząca kupa mięśni bez mózgu.

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  4. Księciunio hę? *lennyface*
    Przejrzyj rozdział, jest tam jedno powtórzenie.

    OdpowiedzUsuń