Fendara
siedziała przy drewnianym stole w głównym pokoju. Na nosie miała założone
okulary. W chudych dłoniach trzymała pióro, które namoczyła w atramencie i
naniosła kolejne litery na papier. Wyglądała na bardzo skupioną. Dawno się nad
czymś tak intensywnie zastanawiała. Każdy wyraz był dogłębniej przemyślany
i starannie napisany. Odłożyła pióro na bok i zwinęła kartkę w rulon po czym
zawiązała cienką tasiemką na kokardkę aby się nie rozłożyła.
- Tenebrisie –
powiedziała do czarnego kota, który wylegiwał się na meblach. Kot spojrzał na
panią podnosząc od niechcenia łepek. Staruszka wstała z krzesła i pokazała mu
rulon papieru. – Słuchaj uważnie. Dasz to Rosalyn zaraz po jej powrocie. Będzie
schowane w kurzej łapce.
Kot pokiwał
powoli głową.
- Przecież ona
jest w domu. Czemu teraz tego jej nie dasz?
- Teraz jest,
lecz zaraz jej nie będzie. Wystawię ją na próbę – oznajmiła poważnym tonem. –
To będzie jej ostatnia próba. Próba siły serca.
Kot wyciągnął
się po czym ziewnął. Zeskoczył z szafki i usiadł na ziemi.
- Co ja mam z
tym wspólnego? I dlaczego ostatnia próba?
- Jeśli ją
przejdzie udowodni, że nadaję się na czarownicę. A ty idziesz z nią.
Kot miauknął z
niezadowolenia i zaczął się drapać. W tym czasie kobieta schowała do rękawa
rulon papieru i uśmiechnęła się lekko.
- Rosalyn! –
zawołała staruszka.
Chwilę później
po schodach zbiegła czternastoletnia dziewczyna odziana w fioletową sukienkę z
długimi, obcisłymi rękawami. Rosalyn stanęła naprzeciwko babci uśmiechając się.
- Coś się
stało? – zapytała, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Możesz pójść
po wodę do studni?
- Oczywiście –
dziewczyna się ukłoniła i wzięła wiaderko w rękę.
- Jednakże
masz wziąć wodę z obrzeży lasu. Tebebris cię tam zaprowadzi.
- Cooo? –
jęknęła dziewczyna. – Przecież to kawał drogi! Nie mogę wziąć wody z pobliskiej
studni?
- Nie. Masz napełnić
całe wiadro wodą i nie dopuścić do tego, aby jakakolwiek kropelka się wylała.
Jeśli to się stanie będziesz musiała od nowa pobrać wodę ze studni. Jest to
twoja ostatnia próba. Jak wrócisz, wyjaśnię ci czego dotyczyła. I jeszcze coś,
nie możesz używać magii.
- Cooo? –
Rosalyn zasłoniła sobie dłońmi twarz i upadła na kolana rozpaczając nad swym
losem.
- Idźcie już –
pogoniła ich staruszka.
Białowłosa
pociągnęła sztucznie nosem i wstała z ziemi otrzepując sukienkę. Złapała jedną
ręka za wiadro, a drugą za kota i pokierowała się do wyjścia.
- Peleryna!
Nie zapomnij jej! – zawołała staruszka.
Dziewczyna
odwróciła się do niej wrzucając kota do wiadra. Jedynie zamiauczał i zwinął się
w kłębek w środku. Rosalyn zarzuciła na siebie czarną pelerynę, a kaptur
założyła na głowę. Otworzyła drzwi, a kiedy stanęła w progu z wiadrem ręku
uśmiechnęła się wesoło przymykając powieki.
- Wrócę nim
nastanie noc babciu!
I zniknęła za
drzwiami. Staruszka patrzyła się w drzwi z wielkim smutkiem. Mimo to
uśmiechnęła się, a po jej policzkach spłynęły łzy.
Szybko wstała
i wyjęła z rękawa rulon papieru. Pozostawiła go na stole i czmychła na górę.
Weszła do swojej pracowni. Uklęknęła na oba kolana na środku pomieszczenia i
odgarnęła wszystkie książki, które zasłaniały jej ukrytą w podłodze skrytkę.
Kiedy zrobiła porządek za pomocą zaklęcia odpieczętowującego otworzyła schowek.
Wyjęła niewielkie, płaskie, prostokątne, drewniane pudełko. Otwarła je powoli,
a w nim w środku na miękkim materiale leżała smukła różdżka. Była srebrna, jej
trzon przyozdobiony był pnączem, który otaczał ją całą, aż do niewielkiego,
okrągłego kryształu osadzonego na samej górze, który udekorowany był srebrnymi
jakby liśćmi. Wyjęła różdżkę i zeszła z powrotem na dół. Po drodze na zewnątrz
złapała rulon papieru. Wsadziła w niego srebrną różdżkę i wyszła z chaty.
Zeszła po drabinie na ziemię. Obeszła dookoła kurzą łapkę szukając kolejnego
tajemnego schowka. Uradowała się kiedy go znalazła. Otworzyła prędko i schowała do
środka list z różdżką.
*
Wioska w Esat
Landzie położona niedaleko lasu Erthora. Ostatnio mówiono, że ludzie byli
prześladowani przez czarownicę, która porywała ich dzieci i zabijała. Uważali
to za prowokację. Prawie każdego miesiąca kiedy księżyc był w pełni znikało
jedno dziecko nie przekraczające wieku ośmiu lat. Wieśniacy będący na skraju
załamania poprosili tutejszego księdza, który przyjeżdżał co niedzielę by
odmówić mszę, aby im pomógł. Za prośbą swoich wiernych postanowił sprowadzić
specjalistę w likwidowaniu mrocznych istot. Wszyscy mieszkańcy zebrali się w
centrum wioski, aby mogli powitać swojego wybawcę.
Ksiądz wjechał
do wioski prywatną karocą ciągnącą przez dwa białe konie. Mężczyzna, który
kierował powozem zeskoczył na ziemie i otworzył drzwi dla duchownego. Wieśniacy
zaczęli się przepychać do przodu, aby zobaczyć swojego wybawcę.
- Witaj ludu
East Landu, który zachował naszą długowieczną tradycją. Jesteście dla nich
wzorem – powiedział ksiądz machając do ludzi. Wtedy wszyscy zaczęli bić brawo i
wiwatować. Wyszedł z karety i stanął na ziemi, a pierwszy podszedł do niego
burmistrz – William Conor.
- Jesteśmy
zaszczyceni twoim przybyciem panie – rzekł i ukłonił się przed nim.
Duchowny z
uniesioną głową rozejrzał się. Patrzył na szczęśliwe twarze wieśniaków, którzy
patrzyli się na niego w milczeniu. Był specjalistą, jednym z najlepszych w
swoim fachu. Od razu po powietrzu w wiosce wyczuł co jest nie tak.
- Przybyłem
tu, aby unieszkodliwić wiedźmę – ogłosił. – Proszę dajcie mi się przygotować.
Jeszcze dziś ją zniszczymy.
Podszedł do
burmistrza i poprosił go o rozmowę na osobności. Oboje udali się do kościoła, w
którym zwykle odprawiana była msza. Ksiądz usiadł w ławce i nakazał zająć
miejsce obok siebie Williamowi.
- Od dawna jesteście męczeni przez ataki wiedźmy?
- Od sześciu
lat.
- Ile razy w
miesiącu zabiera dzieci do lasu?
- Właściwie to
zawsze giną w styczniu, marcu, lipcu i listopadzie. Zawsze zabiera jedno, do
ośmiu lat.
- Rozumiem… Ma
to pewnie jakiś sens… A stało się coś sześć lat temu? Może się na kimś mści?
Mężczyzna wbił
wzrok w swoje buty i splótł ze sobą palce u dłoni. Doskonale pamiętał co się wtedy
stało.
- Sześć lat
temu córka mojego przyjaciela zaginęła w lesie. Miała osiem lat. Podobno zabił
ją kolczasty wilk. Tak twierdzi jej matka, która widziała jej śmierć.
Ksiądz
próbował złożyć tą historię i klątwę wiedźmy w jedną całość. Jedynie co mu
przychodziło na myśl to to, że pierwszą ofiarą wiedźmy z lasu Erthora musiała
być właśnie ta dziewczynka.
- Jak się
nazywała?
- Missfoster.
Ksiądz uniósł
brew do góry i spojrzał na burmistrza zaskoczony.
- Rodzice
nazwali swoje dziecko „Dziwadło?”
- Ponieważ
była dziwadłem. Mając obojga rodziców z czarnymi włosami urodziła się z
białymi. Była przeklęta.
W głowie
pojawiła się nowa myśl. Dziewczyna z białymi włosami, która była ukarana przez
los. Przypominała mu legendę o białej wiedźmie. Ale skoro ona zginęła, być może
jej śmierć musi zostać pomszczona? Usuwając wiedźmę usunięta zostanie klątwa z
dziecka.
- Postanowione
– oznajmił ksiądz. – Zbierz chłopów na placu z pochodniami. Niech inni
przygotują miejsce egzekucji.
- Ale… na
wiedźmę starczy ogień? – zapytał lekko podenerwowany mężczyzna. Jego ręce trzęsły
się jak galareta.
- Jedynie
czego wiedźmy się boją i co może je zabić to ogień. Spalimy czarownice na
stosie.
*
Rosalyn
wyciągnęła drewniane wiadro ze studni. Oparła się o nią i westchnęła ciężko.
- To już
czwarty raz odkąd musiałam się wrócić, chyba nie dam rady – wysapała.
Kot tylko
spojrzał na nią i pomachał delikatnie ogonem.
- To
podejrzane, nie sądzisz? – zasugerował. – Tak jakby Fendara chciałaby się nas
pozbyć. Doskonale wie, że nikt by tego nie zrobił po tak nierównym terenie.
Dziewczyna
zaśmiała się wesoło i machnęła tylko ręką.
- No co ty.
Babcia by tego nie zrobiła. Zawsze robiła wszystko co dla mnie najlepsze. Nie
wystawiła by mnie na syzyfową pracę.
- Chyba, że
chciała odciągnąć nas od domu.
Białowłosa spojrzała
na kota z lekkim przerażeniem. Zaczęła się powoli martwić. Dlaczego kot wysunął
takie dziwne podejrzenia? Ale jakby się nad tym zastanowić prędzej wysłałaby do
studni niedaleko chatki.
- Niby
dlaczego miała by coś takiego zrobić?
- Nie wiem czy
zauważyłaś, ale od kiedy wróciła z miasta zachowuje się bardzo dziwnie.
- Wracajmy.
Rosalyn
założyła kaptur z powrotem na głowę i wzięła wiadro w rękę. Kot czmychnął za
nią. Droga do domu prowadziła przez zalesione pagórki. Co raz szło się pod
górę, lub z górki, wszędzie wystawały korzenie lub ogromne kamienie przykryte
liśćmi. Przeniesienie przez tą część lasu wody do domu bez wylania choćby
jednej kropli jest niemożliwe.
Słowa
Tenebrisa sprawiły, że serce dziewczyny biło w nie spokoju. Miała dziwne
uczucie, że może zdarzyć się znowu coś złego. Wcześniej pomijała ten fakt,
jednakże kot wypowiedział na głos jej ukryte gdzieś głęboko myśli, których wcześniej nie
dopuszczała. Przygryzła dolną wargę i stwierdziła, że za nim dojdzie do chaty
minął godziny.
- Tenebrisie
choć do mnie – powiedziała kucając. Kot szybko wdrapał się jej na ramię.
Dziewczyna wyprostowała się, zamknęła oczy i uspokoiła oddech. Wzięła głęboki wdech po czym wypuściła
powietrze ze świtem. Skupiła się na zgromadzeniu energii i miejscu, gdzie chce
się przenieść. Postanowiła wykonać zaklęcie, które zabiera jej najwięcej
energii.
- Teleportacja
- po tych słowach jej ciało znikło pozostawiając po sobie srebrny pyłek, który
rozwiał wiatr.
Ponownie jej
ciało zmaterializowało się przed chatką. Poczuła chłodny powiew wiatru,
jednakże chwilę później na skórze odczuła gorąco. Otworzyła oczy i wypuściła
wiadro z ręki. Woda rozlała się po trawie. Patrzyła z niedowierzaniem jak chatka na kurzej łapce tonie w
czerwonym ogniu. Otwierała powoli usta, które jej drgały. Rzuciła się w stronę
domu. Wspięła się szybko po drabinie i weszła do pomieszczenia. Wszystko od
środka się paliło. Meble były poprzewracane. Widziała rozbitą kryształowa kulę
babci na podłodze. Weszła do środka zasłaniając dłonią usta i nos. Rozglądała
się po pomieszczeniu. Najpierw wszystkie meble i jej rzeczy musiały zostać
powywracane i zniszczone, później dopiero podpalone. Staruszka została
uprowadzona z domu, tak wtedy pomyślała. Dziewczyna wybiegła z mieszkania i zeskoczyła na ziemię.
- Nie ma jej
tam! – zawołała będąc blisko płaczu.
Kot z
przerażeniem patrzył się na palący dom. Słowa starej wiedźmy powoli nabierały
sensu. Czy o to jej chodziło? Wycieczka po wodę miała na celu ochronienie
Rosalyn? Nagle przypomniał sobie co Fendara powiedziała mu rano.
- Rosalyn,
sprawdź kurzą łapkę! Zanim dom się zawali! – zawołał Tenebris.
Dziewczyna
podeszła do kurzej łapki i wyciągnęła ręce szukając jakiegoś tajnego schowka.
Fendara lubiła takie rzeczy. W domu było ich pełno. Nagle poczuła inną
powierzchnię. Otworzyła malutkie drzwiczki, a w niej znalazła kartkę zwiniętą w rulonik.
Odeszła na bezpieczną odległość od chaty i usiadła na trawie. W tym momencie
dom się zawalił, jednak to się już nie liczyło. Nagle z rulonika wypadła
srebrna różdżka. Rosalyn uniosła ją i obejrzała dokładnie.
- To jest
różdżka, którą Fendara dostała w prezencie od swojej mistrzyni! Nigdy jej nie
używała, ponieważ nie umiała okiełznać jej potężnej mocy! – zawołał Tenebris i
zaczął chodzić w kółko Rosalyn.
- Czemu miała
by mi ją dać? – zapytała i rozwiązała wstążkę, po czym kartka sama się
rozłożyła.
„ Droga
Rosalyn, przepraszam cię, ale musiałam to zrobić. Starałam się ciebie odciągnąć
jak najdalej od domu, kiedy wieśniacy przyjdą po mnie. Dowiedziałam się tego
będąc jeszcze w mieście. Wezwali księdza aby wyeliminować wiedźmę, która
zabiera dzieci do lasu. Dziecko z przed dwóch dni było jej ofiarą. Myślę, że
wiesz co to znaczy. W wiosce, w której się wychowywałaś żyje czarownica.
Zapewne uknuła plan, aby się nas pozbyć. To dlatego pierwszego dnia sześć lat
temu zaatakował nas kolczasty wilk. Ale się nią nie przejmuj. Ty i Tenebris macie wziąć się w
garść i uciekać z kraju, najlepiej do West Landu. Tam
znajdź kobietę Cedilę Since, ona ma coś co może ci się przydać w dalszym podróżowaniu.
Rosalyn, to twoja ostatnia próba, próba tego jak silne
masz serce. Proszę cię, nie mścij się na ludziach, oni nie wiedzą co czynią i
nie podejmuj walki z wiedźmą, ona cię zabije, a wtedy mój wysiłek pójdzie na
marne. Staram się ochronić to co dla mnie cenne. To mój koniec. Jednak nie
żałuję swojego życia. Te ostatnie sześć lat spędzone z tobą były wspaniałe.
Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Dziękuję ci Rosalyn, że do teraz mi
towarzyszyłaś.”
Dziewczyna
zgięła list w dłoni. Z oczu powoli zaczęły wypływać łzy. Przygryzła dolną wargę
i wstała z ziemi chowając list i różdżkę w głębokiej kieszonce w pelerynie.
- Tenebrisie
– powiedziała głośno wycierając swoje łzy. Kot przyglądał się smutnym wzrokiem
dziewczynie. – Idziemy do mojej wioski po Fendarę!
Wzięła kota
na ręce i odwróciła się plecami do palącego domu. Wdrapała się na wzgórek i
zauważyła, że winoroślą, które zasłaniały drogę zostały ścięte, a na ziemi
odciśnięte były stopy ludzi. Morderczym wzrokiem spojrzała przed siebie,
postawiła kota i zaczęła biec. Zdezorientowany Tenebris biegł za białowłosą
dziewczyną. Bez słów Rosalyn zdołał zrozumieć sytuację. Nagle skręciła, ale
napierała ciągle na przód. Kiedy minęła krzaki z jarzynami zatrzymała się i
cofnęła. Podeszła do nich i przyjrzała się owocom. Doskonale pamiętała jak
sześć lat temu to się stało. Odwróciła się za siebie i odetchnęła. Czarny kot
dobiegł do niej i usiadł ze zmęczenia.
- Nie mogłaś
nas teleportować? – wyjęczał.
- Nie mam już
magicznej mocy. Ale nie martw się – powiedziała wskazując palcem przed siebie –
Droga prosto prowadzi do wioski.
Po tych
słowach znowu rzuciła się do biegu. Po niedługim czasie wybiegli z lasu. Płytki rów oddzielał las od jej rodzinnego pola rolnego. Przeskoczyła przez niego i z bez
żadnych wyrzutów podeptała kiełkujące rośliny. Tenebris rozglądał się uważnie,
gdyż po raz pierwszy wyszedł poza las od kiego zamieszkał razem z Fendarą.
Przeszli bez
trudu przez pole i przemierzyli pół pustej wioski. Jednak już na polu słychać
było grającą muzykę, kościelne dzwony i radosne okrzyki ludzi dochodzące z
rynku. Zawsze balowali przy kościele. Pamiętała dni kiedy zostawała w domu i
przez okno nasłuchiwała odgłosów muzyki. Omijając kolejne puste chaty przeszła
prostą piaszczystą ulicą i wyszła na rynek. Wzięła kota na ręce, aby się z nim
nie rozdzielić i weszła między tłum. Zaczęła się przepychać. Jeszcze nigdy nie
widziała takiego zbiorowiska ludzi.
Nagle wszyscy
unieśli dłonie do góry i zaczęli krzyczeć:
- Spalić ją!
Spalić ją!
Rosalyn
podniosła głowę do góry i zobaczyła w miejscu egzekucyjnym Fendarę. Była
przywiązana do pnia drzewa liną. Pod jej nogami leżało drewno oraz siano do
wzniecenia ognia. Białowłosa wyciągnęła rękę ku jej. Oczy zrobiły się szkliste.
Próbowała ją zawołać, jednak jej głos się załamał. Nagle jakiś mężczyzna ją
przycisnął i popchnął na innego. Wtedy straciła ją z oczu. Tłum klaskał i
nawoływał. Na scenie egzekucyjnej pojawił się ksiądz z pochodnią.
- Czy spalić
wam wiedźmę? – zapytał głośno.
- Taak! –
odpowiedział mu lud.
Białowłosa
przez ramię jakiegoś mężczyzny spojrzała na Fendarę. Zobaczyła ją. Patrzyła na
nią. W jej oczach był smutek. Nagle uniosła kąciki ust w górę i przymknęła
powieki. Po policzkach spłynęły jej łzy. Wtedy ksiądz rzucił pochodnię pod nogi
wiedźmy i pochłonął ją czerwony ogień. Zdołała wydać tylko głośny okrzyk bólu. Wszyscy obecni
zaczęli krzyczeć z radości i wiwatować.
Rosalyn stała
z opuszczoną głową wśród uradowanych ludzi. Jej głośny płacz, który zdzierał gardło
został stłumiony przez wszystkich. Po raz pierwszy wylała tyle łez. Nie
dała rady spojrzeć w górę i patrzeć jak cierpi babcia. Myśl, że nie mogła jej
pomóc przytłaczała ją. Schowała twarz w sierści kota, który skulił się. Odwróciła
się na pięcie i chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie. Przedzierała się przez
tłum i jeszcze zdążyła kogoś popchnąć.
- Przepraszam
– powiedziała słabym głosem i zniknęła w tłumie.
Wyciągnęła
pogięty list i dokładnie go czytała jeszcze raz. Słone łzy kapały na kartkę
papieru. Wszystko w liście wydawało się takie proste. Po prostu uciec. Tylko w
którą stronę? Na zachód? Dziewczyna spojrzała w słoneczne niebo i pomyślała, że
nienawidzi tej pogody.
- Rosalyn –
szepnął Tebenris. – Na drugiej stronie jest coś chyba napisane...
- Niemożliwe
– pociągnęła nosem i wytarła łzy. – Wcześniej nic nie było.
Odwróciła
kartkę i faktycznie było coś napisane. Nie wiedziała jak mogła to w ogóle
przeoczyć. Chyba, ze ta część była niewidzialna przez zaklęcie i musiała jakoś
je zdjąć. Dotknęła opuszkami palca policzka. Wtedy naszła ją myśl, ze kluczem
mogły być łzy.
Dziewczyna
spojrzała na ostatnie słowa Fendary.
„ Zostawiłam
ci różdżkę? Podoba ci się? Mam nadzieję, że tak. Ja nigdy nie mogłam zapanować
nad jej mocą, ale jestem pewna, że tobie się uda. A masz przy sobie książkę,
którą ci dałam? Była najcenniejsza, ze wszystkich ksiąg jakie posiadałam...”
Rosalyn
zaczęła szukać nerwowo w płaszczu książki. Odetchnęła z ulgą kiedy ją znalazła.
Czytała dalej.
„… i nie było
by ciekawie jakby spłonęła z resztą domu. Ha, ha, ha.
Dam mi małą wskazówkę, droga Rosalyn. Największym wrogiem
wiedźmy jest ogień. Tylko on może ją pokonać, jednakże wiedźmy nie umieją nim
władać. To tak jakby człowiek mógł rozkazywać śmierci. To niemożliwe. Ale mimo
to, aby ją pokonać musisz mieć ogień za przyjaciela.”
Rosalyn
otarła ostanie łzy i spojrzała przed siebie.
- Tenebrisie,
czeka nas długa podróż.
*
- Colin! Rusz
się! Zaraz będą podpalać wiedźmę! – zawołał szczęśliwa pani Angelica Conor.
Młody chłopak
wyszedł z domu z kaprysem na twarzy. Miał dłuższe włosy, które związał w małą
kitkę. Potargana grzywka zasłaniała mu całe czoło. Spojrzał od niechcenia na
przybraną matkę i rzucił:
- Idę, idę.
Tak naprawdę
nie chciał tam iść. Nie podobała mu się ta cała impreza. Nie było co świętować.
On w tej wiedźmie widział zwykłą kobietę, która mieszkała sama w lesie. Po co
ktoś taki miałby zabijać dzieci? I tak wśród tłumu ludzi czuł się nieswojo.
Wszyscy zaczęli wiwatować kiedy ksiądz podpalił staruszkę. Chłopak przymknął
oczy słysząc krzyki kobiety.
Nagle ktoś go
szturchnął w ramię otworzył oczy i obejrzał się z tą osobą. Był to ktoś
przyodziany w czarny płaszcz.
- Przepraszam
– usłyszał słaby kobiecy głos.
Spod kaptura
dostrzegł jeden biały kosmyk włosów. Otworzył szeroko oczy z niedowierzania.
Jego serce zaczęło szybko bić. Zaczął się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe.
- Missfoster?
– zapytał sam siebie i ruszył za osobą w kapturze. Kiedy przebił się przez
ściśnięty tłum stanął na obrzeżu rynku i rozglądał się. Więcej tej osoby nie
zobaczył.
_______________________________________________
No i rozdział V. Jest póki co moim ulubionym. Prawdę mówiąc nie umiem opisywać dramatycznych scen oraz towarzyszących temu uczuć. Cóż, może pora się nauczyć XD
Właściwie ten rozdział kończy wstępną historię opisującą przeszłość Rosalyn. c: Mam nadzieję, że mimo wszystko się podobał. ^^
Z góry przepraszam za błędy. :D
Dzień dobry w ten piękny, słoneczny poranek! Na początku myślałam, że ten dzień będzie zły, ale dodałaś rozdział i humor mi podskoczył. Okay, także przejdźmy do samego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie mam weny na kreatywny komentarz, ale dlaczego spalono Fendarę?! TuT Przecież ona była kochana i nikomu niczego nie zrobiła, a ten ksiądz jest głupi. I wozi się karocą, jak kiedyś królowie...
Na końcu moja mordka się ucieszyła, widząc Colina. ♥u♥ Fajnie, że ją rozpoznał.
Fendarę spalono bo myśleli, że to ona zabija te dzieci. C: Ksiądz się wodzi karocą bo jest bardzo ważny w świecie ludzi. on im pomaga i to nie za kaskę :D
Usuń"Gdy się śpieszy to się diabeł cieszy" zabili niewłaściwą osobę, a wydarzenia nadal będą trwały, buhuhuhu xD
UsuńBiedna Fendara ;( Nie zasłużyła na taki koniec, ale przynajmniej ochroniła Rosalyn. Mimo wszystko smutno mi ;_;
OdpowiedzUsuńKońcówka słodka - Colin ujrzał i rozpoznał Rosalyn <3 Mam nadzieję, że kiedyś tam się spotkają.
Też nie czuję się dobrze, gdy muszę opisywać traumatyczne przeżycia, boleści, żale etc. ale scena z paleniem na stosie Fendary była wzruszająca...Przynajmniej w tym wszystkim, znalazło się coś co rozradowało moje serduszko xD. Colin! Brakowało mi go, bo on jako jeden z nielicznych w wiosce nie dokuczał Rosalyn i sprawia wrażenie takiego buntownika, który nie pasuje do reszty mieszkańców. Oczywiście czekam na C.D.
OdpowiedzUsuńO i sorrki, że dopiero teraz-chodz to banalne-nie miałam czasu x.x
Nowy wpis na tojikomerareta-tori, wpadnij, jeśli masz ochotę ;)
OdpowiedzUsuńNowość na tojikomerareta-tori, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział !
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ci się podoba. :)
UsuńSmutny i ciekawy rozdział
OdpowiedzUsuń- To jest różdżka, którą Fendara dostała w prezencie od swojej mistrzyni! Nigdy jej nie używała, ponieważ nie umiała okiełznać jej potężnej mocy! - czm mnie to śmieszy XXDDDD.
OdpowiedzUsuńColin rusz dupe i ratuj Rosalyn.