czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział IV - Wydaje mi się, że nie zdążę.


     West Land, stolicą państwa było miasto pełne życia - Eroum. W samym centrum stał ogromny pałac ogrodzony potężnym murem. Mieszkała w nim rodzina królewska Loralarandrel. Imperium zachodnie było jednym z największych krain, jednak North Land miało większe terytorium. Władzę w West Landzie sprawował Atuza Loralarandrel. Miał dwóch synów: Yennefera i Menerosa. Yennefer był starszy, przez co on miał prawo do odziedziczenia korony. Jednak młodszy się tym nie przejmował. Jak najbardziej pasowało mu to.
     Meneros miał złote włosy(tak jak każdy rodowity obywatel w West Land), przeważnie uczesane w warkocz, gdyż były długie. Każdy w królewskiej czy szlacheckiej rodzinie miał jasną cerę. Nie wychodzili na słońce, więc ich skóra była nieskazitelnie blada. Różnili się zawsze kolorem oczu. Najczęściej były spotykane błękitne, ewentualnie szare, lecz on miał tęczówki brązowe.
     Chłopiec od dziecka był ciekawy świata. Jako, że pochodził z królewskiej rodziny, nie mógł opuszczać puszczać terenu pałacu. Bali się o jego bezpieczeństwo. Każdy by marzył o życiu w pałacu, ale nie on. Śniły się mu się niezliczone przygody i zdobycie nowych przyjaciół. Jedynie kogo tutaj miał to starszego brata, który poświęcał cały czas nauce, aby być dobrym władcą i Kaende, córkę ważnego szlachcica. Była od niego starsza o rok, a znali się niemalże od dziecka, jednak Meneros nie przepadał za nią.
     Pewnego dnia, kiedy skończył dziesięć lat postanowił zapuścić się w miejsce w pałacu, w którym w nigdy nie był. Potraktował to jak swoją misję i aby ją wykonać musiał poznać nieznany mu dotychczas teren. Były to piwnice, w których mieszkała służba. Zejście tam było łatwe, szczególnie dlatego, że dziś wszyscy przygotowywali się do wielkiego przyjęcia wydawane na jego urodziny, więc piwnice były puste.
     Szedł spokojnie długim korytarzem. Podłoga i ściany były z kamienia. Co jakiś czas porozwieszane były lampy. Nie dawały dobrego światła, ale dzięki nim było cokolwiek widać. Minął wiele drzwi, ale żadne go nie zainteresowały. Szedł dalej szukając czegoś. Nagle zatrzymał się. Spojrzał w lewo. Spod drzwi przebijało się zielone światło, chwilę później niebieskie. Podszedł bliżej i otworzył je. Stanął w progu, a naprzeciw niego siedziała na podłodze pokojówka mówiąca coś do siebie. W dłoniach trzymała coś co świeciło na przeróżne kolory. W komnacie stało tylko łóżko i szafa.
     Kobieta była młoda. Liczyła sobie dopiero dwadzieścia lat. Włosy były u niej spięte w kok, jak u każdej pokojówki, a tęczówki miała siwe. Powoli odwróciła głowę i ze strachem w oczach spojrzała na chłopca, u którego nie widziała twarzy. Schowała szybko świecące coś pod fartuch i ukłoniła się księciu odwracając się w jego stronę.
     - Witam panicza Menerosa. Co cię tutaj sprowadza panie? – zapytała drżącym głosem.
     Chłopiec powoli podszedł do młodej kobiety, a ona wsłuchiwała się w jego kroki nie podnosząc głowy. Nagle książę usiadł obok niej.
     - Panienko! –zawołał wesołym głosem. – Powiesz mi? Co to było? Te światła były śliczne. Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego. Proszę, opowiedz mi!
     Kobieta podniosła powoli głowę patrząc się na twarz księcia. Pierwszy raz zobaczyła go tak wesołego. Zawsze snuł się po pałacu mając twarz bez wyrazu. Już się nie bała. Czuła od dziecka dobroć i żadnych złych zamiarów. Powoli na jej twarzy zawitał uśmiech.
     - A potrafisz dotrzymać obietnicy? – zapytała chłopca łagodnym głosem. Zacisnął usta w prostą linię i pokiwał głową. – W takim razie pokażę ci świat w kolorach magii.
     Tak jak powiedziała, tak tez zrobiła. Kobieta nazywała się Cedila, córka czarownicy jednak nie umiała rzucać zaklęć. Jedynie co posiadała to klejnoty, które podarowała jej matka. Były zaczarowane. Dzięki nim między innymi mogła się teleportować. Kiedy mały Meneros o tym się dowiedział chciał go koniecznie wypróbować. I tak zaprzyjaźnił się z Cedilią. Od tamtego dnia przychodził do niej codziennie w nocy, aby nikt nic nie podejrzewał. Za pomocą niebieskiego klejnotu teleportacji Meneros po raz pierwszy opuścił mury pałacu. Poznał świat z zewnątrz, poznał swój lud, poznał piękny krajobraz zasłonięty murem.
     - Gdzie wczoraj zniknąłeś? – zapytała z wyrzutem Kaende następnego dnia.
     - Co cię to obchodzi głupia babo? – wystawił jej język.
     Oburzona dziewczyna zacisnęła dłonie w piąstki.
     - Mam prawo wiedzieć! Za kilka lat będziesz moim mężem!
     - Nie mam zamiaru się z tobą żenić. Prędzej wypiję truciznę.
     Meneros nie odwzajemniał nigdy uczucia jakim darzyła go Kaende. Ta dziewczyna jego zdaniem był zła. Zawsze myślała, że wszystko się jej należy. Nie chciała mieć ludzi przy sobie, chciała ich posiadać. Zrobiłaby wszystko, aby osiągnąć cel. Nawet mając jedenaście lat, czy dwadzieścia.

*
     West Land. Las Erthora.
   
     Fendara Oris siedziała na bujanym krześle na ganku. Właśnie dziergała nowy obrus, lecz co chwilę podnosiła wzrok i spoglądała na swoją czternastoletnią białowłosą uczennicę, która biegała żwawo po trawie i ćwiczyła różne zaklęcia. Teraz pracowała nad kontrolowaniem wody. Zgrabnymi ruchami rąk wydawała rozkazy wodzie i zmieniła jej kształt w węża, który snuł się w około niej. Śmiała się głośno i radośnie, gdyż co robiła sprawiało jej wielką przyjemność.
     - Już nauczyła się zmieniać kształt wody? – Tenebirs wskoczył na kolana wiedźmy.
     - Rosalyn szybko się uczy – zauważyła. – Pamiętam początki, jak musiałam ją nauczyć czytać. Wydaje mi się, że to było jeszcze tak nie dawno. Szybko wyrosła. Wiesz kocie, zawsze kojarzyła mi się z tą Białą Czarownicą. Dziewczynka, która urodziła się z białymi włosami w wiosce ludzi czarnowłosych. Tylko, że wszyscy ją kochali i uważali za cud od Boga, albowiem miała moc uzdrawiania chorych. Nazwano ją Nix, co oznaczało śnieg. Ona była powodem tego, że mieszkańcy tak kochali zimę.
     - Mówiłaś o tym Rosalyn?
     - Nie mam powodu aby jej o tym mówić. Jej rany na sercu jeszcze się nie zagoiły. Mam nadzieję, że tylko nie ukrywa nienawiści rodzącej się wewnątrz jej.
     - Wątpię aby mogła czuć nienawiść śmiejąc się tak beztrosko – westchnął kot. – A o drugiej wiedźmie jej powiedziałaś?
     - Nie. To zbyt niebezpieczne. Jest jeszcze za młoda.
     - Czy ty kiedykolwiek zamierzasz jej to powiedzieć?
     - Wydaje mi się, że nie zdążę – odpowiedziała Fendara wstając z krzesła. Postawiła kota na ziemię, który odprowadził ją wzrokiem do drzwi. – Rosalyn! – zawołała. – Kończ już!
     Staruszka podeszła do półki z książkami i zaczęła szukać tej odpowiedniej. Wtedy do mieszkania weszła białowłosa dziewczyna. Usiadła przy stole i palcami rozczesała włosy, które sięgały ledwie do ramion.
     - Jednak tu jej nie ma – stwierdziła staruszka. – Musze iść na górę.
     - To ja pójdę z tobą! – zawołała entuzjastycznie dziewczyna.
     - Nie, nie możesz w chodzić do tamtego pokoju. Jeszcze nie.
     Rosalyn skrzyżowała ręce na piersi i wykrzywiła usta w grymasie. W tym czasie Fendara zaczęła wspinać się po schodach. Na piętrze były dwie pary drzwi. Po prawej sypialnia, po lewej pracownia, do której nikt nie miał wstępu prócz niej. Wyciągnęła klucz i wsadziła go w zamek, a później przekręciła otwierając drzwi do jej prywatnego pokoju. Wchodząc kopnęła jakieś zwoje, które walały się po podłodze. Całe pomieszczenie było zapełnione książkami. Staruszka zaczęła szukać książki. Przewróciła połowę pokoju do góry nogami, ale ją znalazła. Była niewielka, mieściła się w jednej dłoni. Obłożona była w brązową skórę. Wyglądała na starą. Zadowolona z siebie zeszła na dół i położyła ją na stół tuż przed Rosalyn. Dziewczyna nachyliła się nad nią i spojrzała na Fendarę.
     - Co to za książka babciu? – zapytała biorąc ją do ręki.
     - Od dziś jest twoja. Może jest niewielka, ale są w niej wszystkie zaklęcia, których akurat ty potrzebujesz.
     Rosalyn zaczęła kartkować książkę. Zmarszczyła brwi i wpatrywała się uważnie w kartkę przez kilka sekund. W końcu oderwała wzrok.
     - Strony są puste – stwierdziła. – Nie widzę ukrytych napisów. Tu nic nie ma.
     Fendara uśmiechnęła się.
     - Rosalyn dojrzyj promyk światła tam, gdzie ludzie widzą ciemność.
     Dziewczyna uniosła jedną brew do góry.
     - Uda ci się, wiem to – powiedziała staruszka. – A tak przy okazji jutro idę do miasta.
     - Do miasta? Idzie się pół dnia. Wrócisz dopiero na noc!
     - Tak, wiem. Zostawiam ci dom pod opiekę.
     Dziewczyna pokiwała tylko głową i znowu zaczęła przeglądać książkę.
     Następnego dnia Fendara opuściła dom, tylko jak już zaczęło świtać. Rosalyn i Tenebris odprowadzili ją kawałek drogi od domu. Kiedy tylko zniknęła z pola widzenia białowłosa uśmiechnęła się. Kocur spojrzał na nią podejrzliwie. Nie podobał mu się jej uśmiech. Zawsze robiła taką minę jak chciała coś zrobić „głupiego”.
     Rosalyn jako pierwsza zawróciła w stronę domu. Zaraz za nią ruszył kot dokładnie przyglądając się każdemu ruchowi dziewczyny. Białowłosa machnęła ręką, a krzaki winoroślą ogradzające polanę z chatką rozplątały się i zrobiły przejście. Zeskoczyła z pagórka i stanęła na równe nogi. Złożyła dłonie i zaczęła wymawiać szeptem zaklęcie.
     - Rosalyn co ty robisz? – zawołał kot.
     Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem. Opuściła dłonie wzdłuż ciała.
     - Nałożyłam na nasz dom barierę ochronną, aby nikt się nie przedostał. Chodźmy na spacer Tenebrisie!
     Kot chcąc nie chcąc musiał się zgodzić. Zostanie tutaj samemu było niebezpieczne, a Rosalyn jest przynajmniej w stanie go obronić. Podszedł za młodą czarownicą nic nie marudząc. Białowłosa lubiła spacery. Rzadko kiedy wychodziła poza teren Fendari, gdyż staruszka zabraniała się oddalać od domu, szczególnie w kierunku wioski. Jednak białowłosa do dziś nie pamięta, w którą stronę jest jej rodzinny dom. Czasami myślała jak żyje się im bez niej. Te wspomnienia wywoływały w jej sercu smutek i żal. Nadal nie wiedziała co robiła źle przez cały czas.
     Rosalyn nagle skręciła i przyśpieszyła krok. Kocur zdziwił się nagłym ruchem dziewczyny. Aby ją dogonić musiał podbiec. Podniósł łepek do góry i spojrzał na twarz białowłosej. Była niespokojna, oddech również miała nierówny jednak w końcu zwolniła.
     - Coś się stało? – zapytał kot.
     - Wyczuwam tu coś złego – powiedziała łapiąc głęboki wdech. – Gdzieś tutaj, ale dokładnie nie wiem gdzie.
     Dziewczyna zaczęła chodzić w kółko między drzewami szukając czegoś. Nie miała pojęcia co ją tutaj przywiodło, lecz to nie dawało jej spokoju. Podeszła do kupki liści i ze złości w nie kopnęła. Poczuła, ze uderzyła w coś twardego, lecz nie tak jak kamień czy drzewo. Zawołała Tenebrisa, a kiedy kot się pojawił przy jej boku za pomocą zaklęcia zdmuchnęła wszystkie liście.
     - O rany! – Rosalyn odskoczyła zasłaniając sobie usta i nos dłonią. – To dziecko.
     Tenebris, który był bardziej opanowany podszedł do martwego ciała chłopca. Wyglądał na niecałe pięć lat. Jego skóra była sina, usta lekko rozwarte, a oczy patrzyły do góry. Jednak wydawało się, że ciało miał nienaruszone.
     - Zabito go w nocy – oznajmił kot. – I na pewno nie zrobił to człowiek ani żadne inne zwierzę.
*

     Fendara właśnie szykowała się do powrotu do domu. Poszła jeszcze kupić dwa bochenki słodkiego chleba. Pamiętała, że Rosalyn go uwielbiała. Kiedy po raz pierwszy przyniosła go do domu nie widziała końca ku radości dziewczynki. Uśmiechnęła się na wspomnienie o ośmioletniej Rosalyn.
     - Tak, wyjeżdżam za dwa dni do wioski obok lasu Erthora – powiedział jakiś mężczyzna.
     Staruszka odwróciła dyskretnie głowę patrząc na owego pana. Był wysoki, miał czarne włosy. Ubrany w czarną sutannę przepasaną złotym materiałowym pasem. Na szyi widniał krzyż. To był kapłan – pomyślała wiedźma.
     - Masz jakieś zlecenie? Jutro nie ma niedzieli – zauważył inny. To był zwykły mieszczanin.
     - Grasuje tam wiedźma. Porywa dzieci nocą, zaciąga do lasu, a tam zabija.
     - Szkoda mi tych ludzi – wtrącił się jeszcze ktoś inny.
     Fendera wzięła swoje zakupy i poszła czym prędzej do domu. Tylko raz spojrzała za siebie, a wtedy jej wzrok i księdza napotkały się. Mężczyzna posłał jej ciepły uśmiech, lecz ona odwróciła głowę chcąc znaleźć się jak najdalej.
     Ksiądz przyglądał się staruszce przez chwilę. Coś mu w niej nie pasowało. Wzruszył tylko ramionami. Starzy ludzie byli dziwni.

*

     - Wróciłam! – zawołała staruszka wchodząc do chaty. Wtem ze schodów zbiegła już ubrana w białą koszulę Rosalyn, a za nią Tenebris.
     - Witaj babciu! – przywitała ją.
     Odłożyła jej zakupy na stół oraz pomogła się rozebrać z odzienia wierzchniego. Fendara podeszła do stołu i rozłożyła się wygodnie na krześle. Była bardzo zmęczona podróżą, do tego ciągle myślała o księdzu, którego spotkała w mieście. Zastanawiała się o jaką wiedźmę jej chodziło. Przygryzła dolną wargę i odpłynęła do swojej krainy.
     W tym czasie Rosalyn wypakowywała zakupy. Kiedy dojrzała swój ulubiony przysmak podskoczyła z radości.
     - Słodki chleb! – wyjęła i ugryzła. Pozwoliła słodyczy rozpuścić się w ustach.
     - Chyba nie zamierzasz zjeść tego całego przed snem? – zapytała babcia śmiejąc się.
     Może Rosalyn urosła trochę, ale nic się nie zmieniła co do swojego zachowania. Za tak niewielką cenę mogła kupić coś co sprawiło, że znowu zachowywała się jak dziecko.
     Białowłosa spojrzała ze smutną miną.
     - Nie mogę tego całego zjeść?
     - Zostaw na jutro.
     Dziewczyna posłusznie odłożyła na miejsce chleb. Zapadła na chwilę głucha cisza. Kot jak to zwykle wskoczył na stół i usiadł na samym środku. 
     - Może opowiemy co znaleźliśmy dzisiaj w lesie? – zapytał Rosalyn.
     - Poszliście w las? Wiecie jakie to niebezpieczne! – skarciła ich Fendara.
     Białowłosa podrapała się po policzku uśmiechając się przy tym lekko.
     - Dlatego wolałam o tym nie wspominać. Ale skoro jesteśmy przy temacie, myślę, że zobaczyliśmy coś co cię pewnie zainteresuje.
     Kobieta uniosła jedną brew w górę i skrzyżowała ręce.
     - No słucham!
     - Znaleźliśmy martwe dziecko w lesie. Żadnych ran, zadrapań czy siniaków. Wątpię, aby tak umiał zabić człowiek, a tym bardziej zwierzę.
     Źrenice Fendary rozszerzyły się. W wiosce musiała żyć jakaś wiedźma - to było tylko jedno wytłumaczenie całego zajścia w mieście i tajemniczej śmierci.
     - Rosalyn, Tenebrisie, idźcie spać. Ja muszę jeszcze coś zrobić.
     Białowłosa wzięła kota na ręce i wspięła się po schodach na górę. Weszła do sypialni kładąc kota na ziemi. Odgarnęła włosy do tyłu i położyła się w łóżku nakrywając cienką kołdrą. Kocur również wskoczył na łóżko i usadowił się obok dziewczyny.
     - Tenebrisie… Jak myślisz, co teraz robi babcia? Czy dzieje się coś złego?
     - Wkrótce się dowiemy.

  *

     „To mój koniec. Jednak nie żałuję swojego życia. Te ostatnie sześć lat spędzone z tobą były wspaniałe. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Dziękuję ci Rosalyn, że do teraz mi towarzyszyłaś.”
________________________________________________
 Uważam ten rozdział za taki trochę zapychacz :D Następny szykuje się na za jakiś tydzień czy coś w ten deseń. Zobaczę czy będę się ociągać. Ostatnio mam niechęć do wszystkiego, nawet do jedzenia (o zgrozo).
Przepraszam za błędy i pozdrawiam!

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam wczoraj rano, a jakoś nie wyszło skomentowac xd
    Pierwsza scenka przenosi nas w przestrzeni, że się tak wyrażę xD Niach, magia jest wszędzie, choc pod różnymi postaciami ^.^
    Tak myślałam, że w tym rozdziale minie już kilka lat. Rosalyn podrosła, nauczyła się tego i owego... Ale co to za końcówka? D: Fendara umrze? Q.Q

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest CUDOWNE! Tak wiem jak to banalnieb brzmi, ale od samego prologu mnie zachwyciło. Wiesz, nie żałuje matki,która tak baaardzo rozpacza po ukochanej córuni, jest okropna i inni ludzie z tej wioski też, mam nadzieje, że jak Rosalyn nauczy się magii, nakopie im wszystkim do dupy...Nie no wiem, że tego nie zrobi, jest przecież dobra xD. Polubiłam jej brata i narzeczoną, są kochani ^^ O i liczę, że Colin odegra jeszcze spory epizod w jej życiu (<3), bo najbardziej mnie zauroczył. Czy Ty uśmierciłaś Fendare? Czeeemu? :( Co teraz będzie z Rose?
    Tak więc czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, wróciłam! ;>
    Zasiadłam przed komputerem z kubkiem zielonej herbaty, owinięta w kocyk i gotowa do napisania Twojej osobie długiego komentarza na temat rozdziału czwartego. Po przeczytaniu ogólnie tekstu zwróciłam uwagę na ostatnie parę zdań, wziętych w cudzysłów, ale o tym później. Wracając do początku urok osobisty Menerosa mną zawładnął ♥u♥ Kaende natomiast przypomina mi tę okropną jędzę z Twojego wcześniejszego bloga, a Ty wiesz, którą, bo Ci pisałam bodajże w weekend na gadu (chyba). Jestem ciekawa, co zabiło to dziecko w lesie i skąd one się tam wzięło, może ta zła czarownica za tym stoi? To byłoby interesujące, bo złe czarownice są zazwyczaj "pociągającymi" postaciami, jeśli chodzi o charakter. Co do księdza, fakt - oni są dziwni. Czyżby rozpoznał w niej czarownicę i uznał, że to ona zabija? I... jak wcześniej poruszyłam temat o ostatnim akapicie - czy Ty zabiłaś Fendarę?! Przecież jest jedną z najlepszych bohaterów! ♥
    A teraz zakończę ten wywód i życzę weny oraz dużo pomysłów, do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje^^
    Ja to opowiadanie też daje z czystym sumieniem do polecanych
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio całkiem nie mam na nic ochoty, tylko do uczenia się muszę zmusić, dlatego zapomniałam też o Twoim opowiadaniu, ale wracam i czytam dalej. Będę zostawiać pod każdym przeczytanym rozdziałem jakiś krótki bądź dłuższy komentarz, więc możesz śledzić moje postępy w czytaniu. Tak, do matury raczej będą niewielkie ;P. W końcu trzeba poświęcić trochę czasu, aby dobrze ją zdać. Średnio przemawia od mnie fantastyka, ale przyznam, że jednak troszkę mnie zainteresowałaś i w ogóle ostatnio mam więcej tolerancji dla tego gatunku, bo i sama nieco próbuję wtopić jej do swojego opowiadania, które idzie mi trochę opornie. Cóż, tym razem naprawdę mnie trochę zaskoczyłaś. Właśnie śmiercią Fendary, bo ostatni tekst zdecydowanie wskazuje na to, że kończy swój żywot. Tylko dlaczego? Pokazujesz nam nową postać - Menerosa, który wydaję się być miłym, wartościowym chłopcem, dlatego zyskał moją sympatię. Jak podejrzewam - rodzice nie będą zadowoleni, kiedy odkryją jego znajomość ze służącą. A może jednak się mylę? Jednak zwykle bywało tak jak mówię. Może dzięki magii odnajdą Rosalyn? A może on też z powodu swojego nietypowego koloru oczy ma jakieś powiązania z dziewczynką?
    Skoro pisane prawie dwa lata temu, to w takim razie błędów nie będę Ci wypisywać, chyba że masz takie życzenie? Pozdrawiam i pewnie za jakiś czas pojawię się z kolejnym komentarzem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz mi błędy wypominać. :)
      Ja równiez pozdrawiam i czekam na kolejny komentarz! ^^

      Usuń
  6. „To mój koniec. Jednak nie żałuję swojego życia. Te ostatnie sześć lat spędzone z tobą były wspaniałe. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Dziękuję ci Rosalyn, że do teraz mi towarzyszyłaś.” - Będzie sie działo ^^

    OdpowiedzUsuń