środa, 4 marca 2015

Rozdział XV - Nie ma jej

          Duchowny, który wyprowadził Rosalyn i resztę z miasta nazywał się Bruno Asamoto. Dawno temu zabił niewinną czarownicę będącą nauczycielką i ukochaną babcią aktualnej Nix. Wydawać się mogło, że przypadkiem było ponowne spotkanie tej dwójki w okolicznościach ratowania białowłosej z pewnego rodzaju opresji, albo pokutą za skazanie niewinnej duszy na przedwczesną śmierć. Właściwie to prawie żadna wiedźma nigdy nie umiera przedwcześnie. Często przeżywają dwa ludzkie życia, jednak to i tak wydaje się być tak niewielkim okresem czasu.
             Bruno dostał misję, aby chronić przyszłą Nix i ją zaakceptował. Powiadomił Najwyższego Biskupa o aktualnym położeniu Białej Czarownicy. W tych okolicach inni duchowni mieli oczy otwarte jeszcze szerzej niż zawsze ponieważ, zagrożenie wydawało się być jeszcze większe gdy jej twarz znalazła się na listach gończych.
             Na początku w jego niewielkiej chatce atmosfera była bardzo napięta. Nie przez wzgląd na to, że to mieszkanko było zbyt małe. Nasi bohaterowie przyzwyczajeni byli już do ciasnoty. W Omnes pomieścili się w dziewiątkę w czteroosobowym mieszkaniu, a tutaj było trochę więcej miejsca z powodu dwóch dodatkowych pokoi na górze. Co prawda nie używanych od kilku lat i zakurzonych, lecz gdy posprzątali to okazały się bardzo przytulne. Powodem tej napiętej sytuacji był nie kto inny jak Bruno. Nie ufali mu na początku, choć Mel codziennie sprawdzała jego myśli i upewniała w tajemnicy przyjaciół, że ten człowiek jest dobry, a jego intencje są szczerze.
             Minęło trochę  czasu nim inni się przekonali. Zaufanie buduje się latami, jednak w takim wypadku, gdy ktoś ciągle czyta czyjeś myśli zajęło to o wiele mniej. Kilka tygodni spędzonych razem sprawiło, że zaakceptowali Bruno, oprócz Rosalyn. Ona twierdziła, że go tylko toleruje. W końcu jakby u niego mieszkali.
             Bruno często podczas kolacji opowiadał różne historie o tym, że ludzie źle postrzegają ich intencje i podawał różne przykłady jak on i jego dawni przyjaciele dawno temu próbowali wmówić ludziom, iż czarownice nie są złe. Ale żadne takie akcje nigdy nie przynosiły skutku. To u nich brzmiało tak samo niedorzecznie jak wkładanie ręki do gardła wygłodniałego wilka.
             Oprócz opowiadania historii znał się również nieco na magii i jako jedyny był w stanie pomóc Rosalyn zapanować nad nową, wielką siłą, która chwilami ją mocno przytłaczała. Jako młodzik, Bruno kiedy się jeszcze uczył pracował z koleżanką mającą doskonałe predyspozycje do powstrzymywania mocy czarownic. Podstawowe ćwiczenia pomagały jej zapanować i uwalniać tak silne zaklęcie jak chciała, adekwatne do mocy czarownicy. Najczęściej Dei Caveam wchłaniała magiczną moc uwięzionej wiedźmy, ale rozwiązać te zaklęcie potrafiła każda osoba znająca odpowiednią formułkę. Mogła nie mieć w sobie żadnych pierwiastków magicznych.
             I tak właśnie Brudno pracował z Rosalyn pomagając jej oswoić się z potężną energia, która uśpiona była do niedawna. Czasami rzucała różne zaklęcia i próbowała odnaleźć swoje limity. Albo po prostu medytowała. Nigdy wcześniej tego nie robiła, a ten stan wydawał się ja wyciszać co bardzo się jej podobało. Chwilami wyglądała jak oaza spokoju.Oczywiście przed treningami Rosalyn była pełna wątpliwości, jednak do tego przekonała ją Mel zapewniając ją, że Bruno wie co robi. Doskonale znała myśli swojej przyjaciółki i je wykorzystała mówiąc, że będzie mogła w ten sposób go wykorzystać i kiedyś skorzystać z tej mocy i być może dać mu porządną nauczkę za zabicie
Fendary. Oczywiście nie na zwała tego zemstą lub morderstwem. Zwłaszcza w tym momencie gdy z dnia na dzień robiła się coraz bardziej łagodna i to było można dostrzec gołym okiem.
             Przyjaciele nie mogli pojąć jak białowłosa się niesamowicie zmieniła. Najbardziej Tenebris był zaniepokojony. Znał ją najdłużej i to śmierć Fendary sprawiła, że stała się zła. Moment, w którym ten mężczyzna uczący ją medytowania rzucił pod nogi babuni ogień, obudził w Rosalyn mrok, a on obezwładniał jej czyste serce, kawałek po kawałku niszcząc dobro. Ta biel co w niej siedziała od urodzenia pękła niczym lustro rozbite przez zderzenie z ziemią, a jego szczątki zostały ukryte głęboko, tam gdzie sama nawet nie miała dostępu. W końcu zostały uwolnione poprzez przebudzenie, a teraz ten sam człowiek powoli kawałek po kawałku skleja te rozbite dobro. Tenebris patrzył na Rosalyn tęsknym wzrokiem bardzo często podczas ich podróży. Krył w sercu nadzieję, że dawna przyjaciółka wróci.
             I wróciła. Ale tego już nie pragnął.

             Ross wylegiwał się właśnie na kanapie, a Colin z Faldio wyglądali na zajętych. Po raz pierwszy w życiu gotowali. Dwa dni temu przegrali zakład z Mel i za karę mieli zrobić kolację. Chłopcy uważali, że będą w stanie złapać Tenebrisa, zrobić z niego piłkę i wyrzucić daleko. Oczywiście wszystko robili z nudów i byli pewni, że poradzą sobie z tym zadaniem jednak zapomnieli, że już minęło sporo czasu i Tenebris może znowu używać swoich mocy. Kiedy dowiedział się o tym zakładzie, ponieważ ich podsłuchiwał, czekał aż któryś z nich weźmie go na ręce, a wtedy urósł do gigantycznych rozmiarów i przygniótł swoim dupskiem Colina i jak się złożyło - Faldia też. Wszyscy się z tego śmiali, a Faldio i Colin nie mieli ochoty na razie na bliskie kontakty z kotem. Teraz z tego powodu zajmowali się przygotowaniem jedzenia.
             Mel zobaczyła, że Ross jest wolny. Bardzo się z tego ucieszyła, ponieważ skoro Rosalyn ćwiczy to ona też tego pragnęła. Pomyślała, że jeśli weźmie ze sobą Rossa w daleka podróż umysłów, to na pewno to sprawi, że będzie miała jeszcze większą wprawę. A na pewno był ktoś po tej drugiej stronie za kim tęsknił. Miała takie przeczcie, ponieważ kiedyś odczytała jego wspomnienia, a kiedy próbowała to znowu zrobić po tym jak został obdarowany przez Lorene szkarłatnym kamienień to wszystkie jego wspomnienia z jej głowy zniknęły.
             Mel często po obiedzie udawała się na spotkanie ze swoim martwym bratem, Mero. Skoro już miała taką niesamowitą umiejętność to pragnęła ją wykorzystać. Ale zawsze robiła to sama. Teraz chciała wskoczyć na wyższy poziom.
             - Ross, potowarzysz mi? - zapytała cichutko klękając przy kanapie.
             Wstał i przetarł oczy. Zmęczonymi oczami przyjrzał się Mel. Widział jej pełną nadziei twarzyczkę. Powtarzała szeptem w kółko proszę, więc trudno było jej nie odmówić. Oczywiście każdy już wiedział o jej umiejętnościach. Pomyślał, że i tak nie ma co robić, a ostatnio leni się tak samo jak Tenebris.
             - Chętnie. - Odpowiedział, a po chwili dziewczyna skakała z radości.
             Udali się na górę do jednego z pokoi od dawna wysprzątanych. Tam mieli trochę spokoju. Na dole Colin kłócił się z Faldio o przyprawy, a na dworze ćwiczyła Rosalyn pod okiem Bruno i Tenebrisa.
             Usiedli na drewnianej, twardej podłodze po turecku. Mel zdjęła bransoletę, z którą rzadko się rozstawała.Hamowała jej moce. Z resztą w pamięci Rossa i tak nie mogła grzebać, nawet bez bransolety.
             Oboje złapali się za ręce.
             - Zamknij oczy i postaraj się o niczym nie myśleć. Resztą zajmę się sama.
             - To bezpieczne? - zapytał jeszcze. W końcu robiła to pierwszy raz.
             - Maya podała mi wyraźne instrukcje. Jeśli mi coś nie wyjdzie to po prostu nie będziesz połączony. - Uśmiechnęła się.
             Uczynił to co jej wcześniej poleciła. Zastanawiał się jak to jest być tam. Mel nigdy wcześniej nikomu tego nie proponowała. Na pewno chciałaby zabrać tam Rosalyn, w końcu były tak zżyte, ale nie mieli na to czasu. Nastolatka musiała naprawdę darzyć go silnym i przyjacielskim uczuciem skoro mu to zaproponowała i z tego powodu cieszył się, że wybrała jego, a nie Faldia. W końcu w rudowłosym była zakochana. Każdy to wiedział prócz samego obiektu westchnień dziewczyny. Był za mocno zaślepiony.
             Nie czuł przez chwilę nic. Wiedział, że nogi powinny już drętwieć, ale coś takowego się nie stało. Nawet nie wiedział czy dalej siedzi, czy stoi, a może leży? Nie był w stanie tego wyczuć. Ciekawy stan bardzo mu się podobał. Nie odczuwalna była też temperatura. Nie było ani za ciepło, ani za zimno. Mogło się wydawać, że po prostu ciepło i zimno w tym świecie nie istniały.
             - Możesz otworzyć oczy. - usłyszał głos Mel. - Ale uważaj, bo jest bardzo jasno. - Wyjaśniła.
             Oślepiająca biel raziła niemiłosiernie po oczach nie dając żadnych ulg. Po chwili gdy już się przyzwyczaił zaczął się rozglądać. Wszędzie było po prostu nic. Biel, biel i jeszcze raz biel.  Mel w tym tle stała się bardzo wyraźna.
             - Już? - zapytał. - To tutaj?
             - To tak jakby przedsionek... - mówiła spokojnie, a potem z wielkiej radości uścisnęła przyjaciela.- Udało mi się! - wykrzyczała i go puściła. - Wprowadziłam cię do świata zmarłych! - zachichotała. - Więc, kogo chcesz najpierw odwiedzić?
             Ross rozglądał się dookoła mając chwilę czasu na zastanowienie. Ale jego serce już wiedziało jaką zmarłą osobę chciałby zobaczyć. Spojrzał z uśmiechem na przyjaciółkę i wymówił imię:
             - Cedilię Since.
             Mel wyciągnęła do niego dłoń a on ją mocno uścisną.
             - Gotowy na skok? - zapytała.
             - Skok?
             Zaśmiała sie wesoło i zrobiła przed siebie wielki krok. Ziemia jakby pod ich stopami zniknęła a oni lecieli prosto w białej przestrzeni powoli w zwolnionym tempie. Nagle zaczęły z daleka nakreślać się jakieś kształty. Stanęli na wielkich, kamiennych płytach. Byli po prostu na chodniku, a z obu stron co kilka metrów rosły drzewa o pniach tak cienkich, że jedną dłonią Mel spokojnie by je objęła. Ścieżki były kręte i było ich wiele. Już nie otaczała ich biel, tylko błękit. Niebo wydawało być się jasne i bezchmurne, oczywiście to było tylko złudzenie. Tam nie mieli prawdziwego nieba.
             - Pomyśl o niej, a sama przyjdzie. - Poklepała go po ramieniu i sama oddaliła się trochę, aby im nie przeszkadzać.
             Ross stał i patrzył w błękitną przestrzeń, albo w długie, cienkie drzewa. Myślał tylko o Cedili, swojej starej przyjaciółce, która niepotrzebnie została skazana na śmierć. Każde jej wspomnienie sprawiało mu ból. Pamiętał jak we dwoje wymykali się z pałacu śmiejąc się ze straży, że przeciw magii nie są w stanie nic zdziałać. Przypomniał sobie jak podarowała mu magiczne kryształy, a teraz jeden z nich został umieszczony w jego sercu już na zawsze.
             Nawoływał ją w myśli, ale nie przychodziła. Nie pojawiła się ani razu. Nawet nie dała żadnego znaku, że tutaj przebywała. Poczuł, że drugi raz ją stracił. Zabliźnione rany pogodzone z tym, że nigdy już jej nie ujrzy znowu zaczęły krwawić i przyprawiać ból. Może zrobił coś źle? Postanowił zawołać  Mel.
             Mel przybiegła do niego razem z Mero. Chłopak kiedy zobaczył blondyna uśmiechnął się wesoło.
             - Cieszę się, że cie widzę. Jestem niezmiernie wdzięczny, że uratowaliście ją od śmieci. - Mówił dziecięcym głosem pełnym radości i życzliwości. Spojrzał na bliźniaczkę i położył dłoń na ramieniu.
             - Coś się stało? - zapytała brązowowłosa.
             - Nie ma jej.
             - Nie możesz znaleźć Cedlili? Dziwne - pomyślała.
             - Może żyje? - wtrącił się Mero. Nie chciał mówić, że może nie chce się z nim spotkać.  - Los płata nam różne figle. - Zamyślił się. Mero wyglądał jakby był nieobecny. Trwało to kilka  chwil po czym odezwał się: - Mel, jakaś kobieta chce, abyś wpuściła ją na ścieżkę.
             Duchy same z siebie nie mogły przyjść do nich. Musiały dostać pozwolenie, albo zostać wezwane. Oczywiście na wezwanie zawsze mogły odmówić, to wyjaśniła też Mel. Ross szczerze powątpiewał w to, że Cedilia mogła go olać. Choć kto wie.
            - Jaka kobieta? - zapytała brata. - Czemu nie zdradzi swojego imienia?
             - Niedawno umarła i nie potrafi porozumiewać się zbyt głośno. - Westchnął. - Mówi, że nazywa się... Serala?
             - Serala? - zdziwiła się szatynka.
             - Może Xerara? - Ross wzruszył ramionami.
             Po chwili postać brązowowłosej kobiety, dawnej przyjaciółki pojawiła się przed nimi.
             - Zaprosiłeś ją Ross! - Mel odskoczyła jak oparzona.
             Ross przyglądał się młodej kobiecie, która umarła na pewno zbyt wcześnie. Wyglądała o niebo lepiej niż za życia. Ubrana była w piękny strój, lecz nie były to białe szaty (tak ubranych zmarłych zawsze sobie wyobrażał Ross), tylko w ubraniu tak kolorowym, ze wydawało się, iż jest bardziej żywa niż za życia.
~*~          

             Rosalyn weszła do domu zmęczona i przepocona. Za nią przyczłapali w pełni sił Bruno i Tenebris, a Faldio z Colinem kończyli już obiad. O dziwo, wyglądało w miarę jadalnie i nawet pachniało przyzwoicie. Być może uznali, że jednak obiad będzie można zjeść.
             Białowłosa poszła się odświeżyć. W łazience oparła się o pustą wannę. Złapała jeszcze raz dzisiaj różdżkę i starała skupić się na stworzeniu cząsteczki wody. Jako Nix każda magia była jej specjalizacją, jednak jako że jest młoda była w stanie zapanować dobrze jedynie nad telekinezą. Teraz kiedy jej moce zostały uwolnione potrafiła o wiele więcej. Dzięki temu po niewielkim wysiłku udało jej się wyczarować wodę. Była z siebie tak zadowolona, że nawet krzyczała z radości. Po chwili położyła się w wannie oczyszczając brudne ciało i zmywając nieprzyjemny zapach wysiłku.
             Kiedy wyszła z łazienki kolacja była już podana. Okazało się, że wszyscy czekają właśnie na nią. Zostało wolne miejsce między Bruno a Rossem. Dokładnie tam usiadła. Uśmiechnęła się do blondyna i złapała go za dłoń. Wyglądał na rozkojarzonego, ale nie zapytała co go trapi.
             Ross myślał aktualnie o spotkaniu z Xerara. Kiedy się przed nim pojawiła, przeprosiła za to co zrobiła. Wyjaśniła, że nie żałuje i ma nadzieję, że w końcu Ross oprzytomnieje i wróci do brata. Zwłaszcza, że jako martwa wiedziała wszystko o planie czarownic oraz o Feniksie. Przekazała jeszcze pięć słów, nad którymi ciągle teraz rozmyślał:  Nie ufaj im. Ukryły fakt, że komuś grozi niebezpieczeństwo. Starał się rozgryźć o kogo dokładnie chodziło. Niestety duch Xerary nie mógł dłużej zostać i po tych słowach zniknęła.
             Faldio był dumny ze swoich umiejętności kulinarnych. Odchrząknął nim ktokolwiek zaczął jeść i wygłosił przemowę na temat tego jak bardzo powinni dziękować za wspólny posiłek przygotowany właśnie przez niego. Oczywiście nie wspomniał, że to Colin mu pomagał i co prawda zrobił więcej. Wszyscy zaśmiali się wesoło i zaczęli jeść.
              Posiłek wyglądał o wiele lepiej niż smakował i nikt nie żałował sobie komentarzy na temat smaku, ale i tak każde zdanie obracane było w żart. Bruno uważnie przyglądał się młodym. Uśmiechnął sę na myśl, że są tak zżyci razem jak rodzina. Rosalyn szeptała specjalnie głośno do Rossa żartobliwe uwagi, na co Colin i Mel wybuchli śmiechem, bo doskonale wszystko słyszeli. Faldio siedział naburmuszony i podsunął się z krzesłem do szatynki.
             - Mel, ale ty uważasz inaczej, prawda? - zatrzepotał rzęsami i podsunął talerz z czymś co miało być piure, ale wcale tego nie przypominało.
             - Wybacz, ale nie chce tego próbować. Boję się o swoje życie!
             I znowu wszyscy się zaśmiali.
             Bruno odszedł na chwilę od stołu po czym wrócił z dwoma butelkami alkoholu i postawił je na stół. Sam rzadko pił, od czasu do czasu, ale to była świetna okazja na wypicie parę kieliszków wina. Po chwili Mel pomogła mu przynieść odpowiednia ilość kieliszków. Każdemu nalano i wzniesiono pierwszy toast za nieudaną kolację.
             Siedzieli długo przy stole i rozmawiali o swojej przeszłości, jednak nikt nie poruszył tematu tego co wszystkich czeka. Bruno pierwszy odszedł od stołu, bo miał słaba głowę i lubił umiar. Nim udał się spać wskazał reszcie balowiczów szafkę gdzie znajdą jego wielkie zapasy. Trochę zapasów nazbierał. Zaraz po nim odszedł Tenebris chcąc się wyspać.
             Siedzieli przy jeszcze długo przy stole. Faldio spił się najbardziej. Colin okazał się mieć mocną głowę. Rosalyn była w stanie głupkowatej wesołości i zachowywała się całkowicie jak inna osoba (jakby miała jeszcze trzecią osobowość). Ross wypił niewiele, bo widząc stan Rosalyn zdał sobie sprawę, że tym razem to on będzie musiał się nią zajmować. Mel jako jedyna wypiła tylko jeden kieliszek co się nie podobało się Faldio. Objął dziewczynę silnym ramieniem i przycisnął mocno do siebie po czym namawiał ją, a raczej przyciskał do ust swój kieliszek pełen wina i kazał pić.W końcu uległa, a on był z siebie niesamowicie dumny.
             W końcu nastała późna noc i wszyscy poszli spać na górę, oprócz Colina, który został wrobiony w posprzątanie całego bałaganu. Ale w końcu był najtrzeźwiejszy ze wszystkich. Przystał na to mimo zmęczenia. Udało mu się uporać szybko ze zmywaniem naczyń, a potem rzucił się na kanapę, bo był tak zmęczony, że nie dał radę iść na górę. Zasnął od razu.
             Rosalyn ciągnęła Rossa do jednego z pokoi na górze. Do drugiego poszedł Faldio, którego zaprowadziła Mel.
             Białowłosa ciągle śmiała się z niczego. Ross musiał przyznać, że było to nawet trochę zabawne. Dziewczyna trzymała strzępek jego koszuli i ciągnęła go w stronę łóżka. Szła tyłem i kiedy poczuła łydkami, że jest tuż za nią po prostu upadła na nie plecami ciągnąc za sobą ukochanego. Pocałowała go kiedy położył się koło niej, a później przez cały czas gładziła go po policzku. Wpatrywała w niego swoje błękitne oczy, a i on przyglądał się jej jak zahipnotyzowany.
             - Nie mówiłam ci tego... - zaczęła nagle mówić siląc się na poważny ton. - Gdy byłam w tym transie, to spotkałam wszystkie Nix. I kilka z nich się zbuntowało. Pragnęły aby ich miłość została spełniona w moim życiu czyś w tym stylu i zaszantażowały mnie, że jeśli ciebie nie zostawię dla Colina, to mi nie pomogą. A wiesz co ja na to? - zaśmiała się chicho. Ross pokręcił głową. Był w ogóle zdziwiony ze spotkała poprzednie Nix. Nie mówiła wcześniej o tym, ale słuchał jej dalej. - Powiedziałam im, że skoro nie mogę być z tobą, to Feniks może sobie niszczyć świat. Nie obchodzi mnie to. - Zaśmiała się tym razem głośno jakby opowiedziała dobry kawał.
             Ross się nie śmiał. Przyglądał się uważnie lśniącym oczom Rosalyn. Mówiła takie poważne rzeczy z takim głupkowatym śmiechem, że uśmiech wcisnął mu się siłą na usta. Przeczesał dłonią włosy dziewczyny, by potem złożyć na jej ustach namiętny pocałunek.

             Mel zrzuciła Faldia ze swojego ramienia. Był cholernie ciężki no i o wiele od niej wyższy. Rudowłosy bezwładnie opadł na łóżku. Nawet nie zwracał uwagi czy jest mu wygodnie. W sumie nie dał rady nawet zmienić pozycji. Mel tylko pokręciła głową.
             Przyglądała się przez dłuższy czas swojemu obiektu westchnień. Usiadła obok niego i sprawdziła czy śpi. Potrząsnęła nim porządnie i po tym stwierdziła, że chyba nic go nie obudzi. Uśmiechnęła się do siebie i odgarnęła marchewkowe loki z jego czoła. Nachyliła się nad nim i musnęła delikatnie ustami jego czoło po czym objęła go dłońmi i zasnęła mając nadzieję, że mimo wszystko obudzi się pierwsza. Nie chciała wpędzać go w zakłopotanie, a wiedziała, że zapewne tak się stanie. Mógłby sobie wmówić, że doszło do czegoś do czego tak naprawdę w ogóle nie doszło.

~*~

             Faldio obudził się z silnym bólem głowy. Aż jęknął. Doskonale zdał sobie sprawę, że przesadził, ale jego stan emocjonalny był bardzo uciążliwy. Nie potrafił poradzić sobie z ponowną utratą Darii. To go niszczyło od środka. Myślał, że po pewnym czasie w końcu przejdzie. Jednak ciągle i ciągle nie przechodziło. Cieszył się, że teraz Mel nie mogła odczytać jego myśli. Na pewno by było jej przykro. A nie chciał jej zasmucać. Była dla niego niczym młodsza siostra i myślał, że ona traktuje go jak starszego brata. Od dawna go wspierała i choć robił głupstwa próbowała jakoś je naprawić, albo mu pomóc.
             Kiedy wstał było już południe. Zszedł powoli na dół. Zauważył, ze na stole leży bochenek chleba, masło, śmietana i miód.
             - Śniadanie już dawno czeka! - zaśmiał się Bruno. Mieli już dawno posprzątać ze stołu, ale pomyśleli o śpiącym jeszcze przyjacielu.
             Na widok jedzenie Faldio poczuł, że ma ochotę wymiotować, jednak na szczęście to się nie stało. Grzecznie odmówił, bo wiedział, że jeśli coś zje to zaraz to zwróci. Usiadł na kanapie, na której siedziała Rosalyn i rozmasowywała sobie czoło. Przyłączył się do słuchania Colina. Opowiadał z wielkim entuzjazmem o tym co się wczoraj stało.
             - W ogóle gdzie się podziali Mel i Ross? - zapytał Faldio, gdyż nie zauważył w pobliżu przyjaciół.
             - Wstali najwcześniej i w sumie czuli się też najlepiej, dlatego poszli do miasta zrobić zapasy. - Wyjaśnił szybko Colin.
             - Nie powinni rzucać się w oczy. - Stwierdził Bruno drapiąc się po gładkiej brodzie. Sprzątał właśnie ze stołu.
             Mijało powoli południe a Rossa i Mel nie wracali. Powoli Rosalyn zaczęła się martwić o swoich przyjaciół. Z powodu złego samopoczucia stwierdziła, że odpuści sobie dzisiaj trening, ale przez to, że miała tyle czasu wolnego zamartwiała się podwójnie. Nie mogła przestać wyprzeć sobie z myśli, że dzieje się coś złego. Nie mogąc wytrzymać wyszła na dwór. Musiała się przewietrzyć.
             Świeże powietrze dobrze jej zrobiło. Usiadła na trawie niedaleko chatki i obserwowała las. Nasłuchiwała odgłosów wydawanych przez śpiewające ptaki. Szumiące gałęzie dogrywały oddzielnie swoja własną muzykę. Jednak to sprawiło, że znowu pogrążyła się w złych myślach. Przeklęła swój umysł. Miała po prostu dość.
             - W porządku? - zapytał Tenebris przysiadając się obok.
             - Długo ich nie ma.
             - Wiem... - przyznał czarnuch. Wstał i otarł się o ciało Rosalyn. Po chwili dziewczyna wzięła go na ręce i przytuliła do siebie, aby następnie rozpieszczać futrzaka drapaniem za uchem. Bardzo to lubił. Trudno czasem było uwierzyć, że kocur był człowiekiem i do tego ukochanym Lorene... Po tej myśli Rosalyn pobladła. Odstawiła kocura obok mając zbyt wielkie wyrzuty sumienia. Terbris w tym czasie wyciągnął się i spojrzał w bok. Przez jego małe kocie ciało przeszedł dreszcz. Patrzył tępo na Rossa, który wyszedł z lasu.
             - Rosalyn... - szepnął kocur drżącym głosem.
             Białowłosa powoli odwróciła głowę. Kiedy sama dostrzegła blondyna podniosła się na równe nogi i od razu rzuciła biegiem.
             - Ross! - krzyknęła w jego stronę. Wtedy się zatrzymał, jakby zdał sobie sprawę, że już doszedł do kryjówki.
             Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie miał tak pustego i nieobecnego wzroku, a do tego cały był upaprany we krwi... Nie jego krwi.
             Rosalyn położyła dłonie na jego ramionach. Obejrzała go całego, aby sprawdzić czy nic mu nie jest. Odetchnęła z wielką ulgą zdając sobie sprawę, że jest cały i zdrów. Objęła jego twarz dłońmi aby nawiązać z nim kontakt wzrokowy.
             - Co sie stało? - zapytała.
             W tym samym czasie reszta wyszła z chatki. Każdy stanął jak wryty widząc stan Rossa. Bruno obawiał się najgorszego.
             Faldio podbiegł do przyjaciół.
             - Wszystko w porządku?!- Rudowłosy wołał już z daleka.
             - Nic mu nie jest. -  Odpowiedziała Rosalyn przytulając się do blondyna.
             Faldio rozejrzał się, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Krew na Rossie nie była jego. Wrócił sam. Więc... co się z nią stało?
             - Gdzie jest Mel? - zapytał gdy zaczął ogarniać go strach. Strach, że straci kolejna ważną osobę.
             - Oni... Zabrali ją... A ja...- Ross schował twarz w zakrwawionych dłoniach. Czuł do siebie obrzydzenie. W końcu stało się najgorsze, to czego obawiał się od kiedy odkrył, że Lorene obdarowała go mocą. - Zabiłem jednego z nich.
________________________________________________

Jako, że przeżywam teraz jakiś wielki kryzys, który dotyczy wszystkiego, to mam wątpliwości czy uda mi się to opowiadanie skończyć. Nie wiem co sie dzieje, nie radzę sobie ostatnio z pisaniem. W kwietniu pojawi się kolejny rozdział, a co z majem? nie wiem. To zależy czy stres będzie duży czy też nie. Aktualnie rozważam opcje:
a) porzucić 
b) doprowadzić do końca (ale pewnie w tym czasie stworzę coś nowego :D)
c) napisać streszczenie wszystkich rozdziałów od 20 do samego końca. 
Właściwie to nie wiem ile mi jeszcze wyjdzie, pewnie około 10.
Ta ankieta ma mnie podbudować. xD

17 komentarzy:

  1. Dzięki za info!

    Ojo! o.O I co to się porobiło?? Mel porwana, Ross kogoś zabił (wow!), Faldio dalej idiotycznie wzdycha (w sumie to cierpi po) do Darii, a Colin... A Colin sobie najspokojniej w świecie egzystuje xD
    Taa... Pijacka imprezka, nie ma co :D Też bym się czegoś teraz napiła! Oczywiście z %. ;)
    Hm... Nie wiem czy t dobrze, ze Rosalyn przechodzi aż taką przemianę... Choć wybaczanie i współczucie to nie są takie najgorsze cechy...
    Dlaczego Cedila nie przyszła do Rossa? Sorry, ale tego nie potrafię pojąć...
    Ojej! Faldio musi być ślepy, by nie widzieć uczuć Mel ;/

    Cóż, ja non stop przezywam kryzysy twórcze xD Choć to już nie jest zabawne... Ale to śmiech przez łzy, tak zwany.
    Cóż, opcja A odpada. Opowiadam się za którąś z pozostałych, jeśli Cię to interesuje xD

    Że tak zacytuję moją Babcię "Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb ucięli!" :P
    Cóż, ja moim też nienawidzę, przynajmniej przez większość czasu... Czemu nienawidzisz aż tak swojego brata? Bo w sumie to ciekawe jest xD
    Wcale! Eric jest tak zajebisty, że nic go nie przebije! Nooo... Może poza Damonem Salvatore z Pamiętników xD Albo Jamiem Fraserem z Outlandera xD
    Wiesz, nie mam pojęcia, czy to przypadek, czy celowe działanie Autorki... Ale efekt jest piorunujący! No i kurde! Jakby inny aktor zagrał Erica to nie wiem, czy wciąż żywiłabym do niego tę fanowską miłość...
    Widziałam cały serial, ale z książek czytałam tylko część 1.
    Aż 13??? o.O Chryste Panie! Babka produktywna jest! Grafomanka, czy jak to sie tam nazywa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Opcja A odpada, proszę nie rób mi tego to jest najlepsze opowiadanie jakie czytałem i czytam a czytam tego całą masę. Rozdział super najlepsza nocna akcja i epicki zakończenie rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowny rozdział :D
    podoba mi sie pomysł z upiciem ich bo to takie... Ludzkie xD takie nieprawdopodobne w tym magicznym świecie ;)
    życzę weny i błagam nie końca opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na część 3 Krainy Wschodu!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pora już zdecydowanie nie moja, więc ograniczę się do kilku słów: nadrobiłam (nareszcie - czytałam partiami...), rozdział naprawdę ciekawy (podróż do świata zmarłych i te rzeczy!) i... MEL! D: Biedactwo moje, mam nadzieję, że nic jej nie będzie! Kto wie, może dzięki temu strasznemu zdarzeniu Faldio zapomni o Darii (no, może nie "zapomni", to by było dziwne, ale mógłby się od niej trochę... odciąć?) i zwróci oczęta ku Mel. ^^
    Pozdrawiam! I dziękuję za słowa wsparcia. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaa spoko! Jeszcze nie jestem tak stara, by nie pamiętać jak to w szkole bywało xD
    Możliwe, że będę, ale to nie zostało przesądzone!

    Bez urazy, ale żebym ja pamiętała debiut Yannefera? To było wieki temu! Choć z reguły pamiętam takie niuanse, to mi to umknęło... ;/
    Cóż, ja nie znoszę kogutów. Właśnie jak byłam mała to babcia miała takiego wrednego koguta, który wszystkich ścigał ;/ I ja się go zawsze bałam... Cóż, a mój najmłodszy brat (wspominałam już, że mam ich 3? Wszyscy są młodsi ode mnie...) panicznie boi się kur. Z podobnego powodu...
    Ha! Spoko, ja mam dwie takie hańby w domu. Trzecia jest póki co za mała, by wywijać numery... Hm... No i jak widzę, nie jedyna mam brata, co z prawem zadarł... Może przydałaby mu się praca? I odcięcie od kolegów? Mojemu pomogło... Chyba. Mieszka teraz w Anglii i tam jest tak zajęty i zapracowany, że nie ma czasu na głupoty.
    Hahaha xD Dobre xD Wiesz, mój brat jest tak durny, że ludzie go za te głupotę uwielbiają... Eee... znaczy się-młodzież i dzieciarnia. Dorośli mają o nim jak najgorsze zdanie i jak coś się we wsi dzieje (mieszkam na wsi) to obwiniają jego. A odkąd wyjechał, to mojego drugiego brata oskarża się o wszystko co najgorsze... Eh... tak to już jest. Plotki i zła sława...
    Zgadzam się! Mój ulubieniec! ^^ Nie czytałam xD Serialu bym nie obejrzała, gdyby koleżanka mnie nie namówiła i od początku pokochałam Damona... <3 Wg mnie on jest za dobry dla Eleny!
    Bo jakby nie było Alexander (ten aktor) to jest Norwegiem... A może Szwedem? Nie ważne! Pochodzi w każdym bądź razie z północy :D Więc taaak, Wiking jak nic!
    Hahaha xD Cóz, może i bym się zabrała, gdybym miała dostęp do wszystkich części... Ale na razie jakoś mnie nie ciągnie. Może kiedyś. MOŻE. Poza tym- nienawidzę Billa i Sookie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra myśl! Ja to chyba wybitna sklerotyczka jestem, ale pomysł jest dobry :D
      Hm... Ja pamiętam, że jak byłam mała to brałam patyka, by się bronić... Ale najlepiej było wiać tam gdzie jest pies xD
      Aa... czyli najmłodszy rozpuszczony! Aha xD Mnie do Londynu nie ciągnie. Mogłabym tam pomieszkać, ale nie na stałe.
      No... zależy. Mnie on generalnie wkur****. Ale była raz taka akcja, że jakaś panienka darła się na niego, wyzywała go, a on stał i się chichrał, aż mu w końcu z liścia walnęła. A ten co? Stoi i się z niej nabija. Aż ją w końcu odciągnęli... Więc wiesz... Pozytywny debil, że się tak wyrażę. Oj, nie. Z nim się nie da nudzić!
      Czy ja wiem? Ja praktycznie przez ostatnie 5 lat "mieszkałam" w mieście, tzn. uczyłam się w Rzeszowie. Więc mnie mało kiedy na wsi można zobaczyć... No i mnie opinia innych nie obchodzi. Poza tym- to działa w obie strony. Jak już chcą kogoś obsmarować, muszą się liczyć z tym, że oni też mogą usłyszeć na swój temat kilka niemiłych słów... Plusy i minusy życia w małej społeczności! Haha xD Wiesz, lubię życie na wsi. Owszem, w miastach jest wygodniej. Wszędzie masz bliżej, no i większa kultura jest, ale... ale ja na przykład mam w domu 3 psy i 2 koty i nie wyobrażam sobie mieszkania z nimi w jednym mieszkanku! Tak samo jak nie wyobrażam sobie braku sadu z drzewami owocowymi, albo możliwości pójścia do lasu, jak chcesz zostać sama... Jeśli gdzieś miałabym mieszkać jako staruszka, to właśnie na wsi. ;)
      Poza tym- naprawdę, nie jest aż tak źle! Ludzie wszędzie gadają. Pamiętam jak przyjechałam z rodzicami do Nowej Huty, do ciotki i wszystkie starsze panie wyszły na balkoniki i się gapiły na nas z góry! Potem się okazało, że byliśmy tematem plotek przez dwa dni! Hahaha xD Myślę, ze ludzie wszędzie są tacy sami, jesli idzie o plotkowanie :D
      Hahahaah xD Dobre xD Dobre podejście, ale ja jestem zazdrosna. No i nie cierpię Eleny. A raczej tej aktorki. No nic z tym nie zrobię... Z tego co wiem, w pierwotnej wersji książki Damon miał być z Eleną. Ale podobno to zmienili na potrzeby serialu, czy coś w ten deseń...Ale taka prawda- pasują do siebie, co przyznaję z bólem serca ;/

      Usuń
    2. Haha xD Serio?? Ja pamiętam, że naszą ulubioną zabawą, było bieganie po nowo wybudowanym budynku szkoły. Jak miałam 6 lat, to robotniczy zrównali z ziemią plac zabaw, a na jego miejscu (i części parku) postawiono szkołę (a przynajmniej nowy budynek) i myśmy zawsze tam biegali i się włóczyli, bo to było najlepsze miejsce na chowanego :D
      Obiektywnie-to i ja jestem rozpuszczona xD Ale no właśnie, to najmłodsze jest najbardziej...
      Wiem. o.O Smarkacz ma niesamowitego farta. Pracę dostał w Polsce od ręki (i co z tego, że za grosze?). Ale! Jego niczym nie można obrazić, bo wzruszy ramionami. Może dlatego w życiu wiele rzeczy mu sie udaje...
      Hm... Kup sobie psa, albo adoptuj ze schroniska. ;) Wiesz, ja mam 3 psy (obecnie) i 2 koty (póki co). Więc nie powiem-z takim zoo jest wesoło xD Poza tym-wszystko przed Tobą! Może kiedyś będziesz miała domek na wsi?
      No zauważyłam... Ale znam też takie babcie i ze wsi. Wszystko o wszystkich wiedzą, choć nikt nigdy ich nie widzi na miejscu zdarzenia! To takie... chodzące plotkarskie gazety! No inaczej się tego określić nie da!
      Tak, tak planowała autorka (nie wiem jak się nazywa^^") Obecnie może i są razem, ale kto wie ile to potrwa?? W końcu planują chyba 7 sezon! Hm... Mogłabyś, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wypożyczyła książki xD Albo kupiła. Oczywiście, wersje serialową-bo na okładce mamy Damona xD (jak kiedyś zarobie wystarczająco dużo na te moje zachcianki...)
      Ja nie lubię Eleny-Niny Dobrev. Nie wiem czemu. Może to zazdrość o Damona? Możliwe xD Cóż, moje uczucia względem tej pani się nie zmienią. A Katrina była świetna! Szkoda, że ją uśmiercili... Lubiłam ją- ona byłą taka sukowata... Nie miała w życiu łatwo, ale miała cholerne jaja, by zawsze postawić na swoim.

      Usuń
    3. PS. tak sobie ze dwa, trzy tygodnie temu założyłam fotobloga... Amatorski trochę fotografuję i co poniektórzy twierdzą, że powinnam robić to zawodowo ;)
      http://fotoblog-rysujeaparatem.blogspot.com/

      Usuń
  7. U nas nareszcie nowy rozdział. Dodatkowo notka na moim blogu. Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow! o.O To ambitny kierunek! I ciężki z tego co wiem!
    Hahaha xD Racja xD Ja nie mam takiego problemu-najmłodszy z moich braci ma dopiero 7 lat, więc dom pusty nie zostanie :D
    Hahaha xD Wiesz, moją pierwszą myślą też było to, że to pedofil xD Biedny koleś, przez tę nagonkę w mediach nawet wyjść z domu i gazety sobie poczytać nie można, by cię nie posądzili o niecne zamiary!
    Czekaj, opłakiwałaś śmierć Billa???? o.O To, że Czysta się skończyła, to i mnie w depreche wpędziło... To był najlepszy serial o wampirach... Ehh...
    Poza tym- no Boże, za dużo pierdół teraz jest w Pamiętnikach... ;/ Te cyrki z lekarstwem, Stefan i Caroline bez człowieczeństwa, no i Enzo pragnący zemsty! Oszaleć można!
    Tak w ogóle to Kai-postać z książki czy stworzona na potrzeby serialu? Bo zaczęłam gościa lubić xD
    No, Nina to dobra aktorka, ale i tak jej nie lubię xD Eee... Eleny nie lubię bo... w sumie bo tak. Przez chwilę nawet byłam skłonna się do niej przekonać, ale! Niestety, nie udało się. Nie do końca- w Pamiętnikach jest tyle wątków pobocznych, tyle postaci drugoplanowych, że dla nich samych chętnie się serial ogląda ;)
    Hahaha xD Cóż, jak już wspomniałam-zaczynam gościa lubić. Teraz zrobił się taki ludzki! I nawet uroczy... Hm... Bardzo fajna postać tak w ogóle. Na początku był socjopatą i w ogóle psycholem, ale nawet wtedy gościa lubiłam na swój dziwaczny sposób, nadawał tępa serialowi. Choć był dupkiem. I draniem. Teraz jakoś lepiej się go znosi na ekranie... A Ty co o nim sądzisz??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Nie, za Łańcutem (Dębina), a wschód słońca na dworcu PKP w Rzeszowie. To z moich pierwszych praktyk wykopaliskowych, sprzed prawie 4 lat ;) Sentyment, nie ma co...

      Usuń
  9. O prosze! Ja do biologii mam neutralny stosunek.
    Uwierz mi, nie chciałabyś :P
    Cóż, ze śmierci Billa to i ja się cieszyłam. Nienawidziłam gościa. Coś innego? Nie, nie zapytam co... Więc mi nie mów! Mi się wszystko od początku do końca podobało! Co się w sumie rzadko zdarza...
    Ee ja też nie xD Miał coś do Stefana, i szło o Damona, ale diabli wiedza ostatecznie w czym rzecz ;/ Czy ja wiem, czy zrezygnował? Nie wydaje mi się. Enzo jest zbyt uparty. Cóż, Stefan i Elena? Dla mnie to całkowita pomyłka-przynajmniej w tej chwili. Lubiłam Damona jako samotnego wilka, takiego tragicznego, romantycznego bohatera. Ale przeżyję jego związek z Eleną. Muszę xD
    Zgadzam się! Bez Kaia ten sezon byłby do bani! Niech zwieje z tego więzienia, bo chcę go więcej!
    Heh Bon Bon ma u mnie minusa. Choć ją rozumiem, ale za zostawienie Kaia w tym piekle?? Nie no! Sorry, ale to było mega chamskie! Nawet jesli idzie o zemstę. Poza tym Bon Bon dalej jest zakochana w Jeremym... A on gdzieś zwiał o.O
    Tia... Matt i Tyler-niezbyt za nimi przepadałam. Tak samo jak za tą blond czarownicą, jak jej tam było? Dziewczyną Tylera. Eh, nie ważne! W każdym bądź razie-dobrze, że ich nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. tak sobie właśnie pomyślałam... a co z sabatem Gemmini?? Kai w końcu nie umrze, nie? Ale, że siedzi w tym więzieniu w 1903 roku... TO jest liderem nadal, czy nie? No i skoro nie umrze to co z sabatem? W końcu oni potrzebują bliźniąt, które się połączą, w sumie nie wiem po co. No ale to nie ważne. Wracając do Kaia -> to co się stanie? Sabat będzie funkcjonował bez lidera? Ich tradycja łączenia się bliźniąt zniknie???

      Usuń
    2. Mój o rok młodszy brat i ja wychowywaliśmy się tylko we dwójkę. Nie wiem czy byłam dla niego wzorem do naśladowania, ale byliśmy przez pierwsze lata naszego życia nierozłączni. Jak bliźniaki. Jesteśmy do siebie podobni... A przynajmniej byliśmy. Trochę się zmieniło jak staliśmy się nastolatkami. Drugi brat z kolei zawsze naśladował tego starszego. Ja to raczej nigdy nie byłam wzorem do naśladowania xD A tak poważnie: nasi rodzice zawsze nas porównywali. To chyba źle wpłynęło na moich braci...
      Poza tym-no, tego nie wiesz... Może i tak by wpadł. Zdarza się. Ważniejsze jest co potem zrobi.
      Aaaa to to możliwe... Była taka akcja. Chyba nawet Elene chciał zabić...
      Hm... Damona to w każdych warunkach chce się przytulić xD
      Może. Mam nadzieję, że Kai wróci. I odpokutuje.
      O w mordę! Nie wiedziałam... Może Jer nie wróci już w ogóle?
      Aa Liv. Nie tęsknię za nią.
      Hm... No możliwe... Więc tak czy siak-Kai musi wrócić. Ciekawe czy Kai spiknie się z jakąś czarownicą i będą mieli dzieci...
      Wiesz, to koszmar-wiesz, że twój ukochany bliźniak musi cię zabić, albo ty musisz zabić jego... ;/ To okropne! Nie chciałabym tak żyć.

      Usuń
  10. Tak, wiem o tym. Każde dziecko jest inne, a wciskanie rodzeństwa w ten sam schemat to po prostu idiotyzm... ;/
    O! Lubisz Klausa?? Hm... Cóż mogę rzec? Klaus to ciekawa persona... Oglądasz "The Originals"??
    A Kai MUSI wrócić ;)
    Nie szkoda mi Jeremiego. Jakoś zawsze postrzegałam go jak dzieciaka. Rozpuszczonego dzieciaka.
    No właśnie nie wiem! Mam nadzieję... w sumie, to lepiej nie mieć żadnej. W końcu jeden z bliźniaków zawsze umiera, nie? Więc ta tradycja mi się nie podoba. Może lepiej jakby sabat Gemmini zniknął z powierzchni ziemi...

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozumiem Tenebrisa. Chyba. xD Chciał powrotu dawnej Rosalyn, a teraz, gdy ją dostał, okazało się, że rzeczywistość nie spełniła oczekiwań. Dziwnie, gdy ludzie się nagle zmieniają na naszych oczach. Akurat w tym przypadku nie jest źle, bo czarownica zmienia się teoretycznie na lepszą, dobrą istotkę, lecz... to już nie to samo. :x
    Kurde, zabawy z kotem. xD Piękne. Łezka mi poleciała. xD
    Hmm... Mel zafundowała Rossowi wycieczkę. :D I dobrze, że nie spotkał przyjaciółki. Bo jest szansa, że ujrzy ją jaką żywą, oczywiście. :D
    Wgl fajnie, że urządzasz im czasem takie parapetówki. Miło się czyta o tym, jak się bawią, po prostu żyją, jako rodzina właśnie, grupa przyjaciół. :3

    Ok, jeszcze nawiąże do Xerary. Horror. Nie ufaj im. Ukryły fakt, że komuś grozi niebezpieczeństwo... Jeny. Że czarownice? A teraz ta krew, porwanie Mel(czyżby łowcy?), Ross zabił. :o

    OdpowiedzUsuń