Jesienny wiatr
jest bardzo chłodny, zwłaszcza, że bliżej jest do zimny niż do lata. Niebo było
zachmurzone. Spadły pierwsze krople deszczu. Dwaj mężczyźni szli przez cmentarz
niosąc trumnę. Zatrzymali się obok wysokiej sosny. Pierwsza za nimi szła w
czarnym kapeluszu i długiej sukni Jemera, która co chwilę wycierała chusteczką
mokre oczy. Obok niej stanął Jedric. Objął swoją żonę silnym ramieniem i
patrzył z żalem jak wykopują dół na trumnę córki. Naprzeciwko nich stał ksiądz,
który zaczął głosić kazanie. Deszcz był coraz mocniejszy. Ludzie mimo tego
stali i wpatrywali się ze smutkiem jak unoszą ciało dziewczyny w drewnianej
trumnie i chowają do dołu w ziemi.
– A Nie! Błagam
zostawcie moje dziecko! – krzyknęła Jemera wyrywając się z uścisku męża. Upadła
na kolana brudząc przy tym suknie błotem. Cała zapłakana sięgnęła ręką i
przejechała drżącą dłonią po wierzchu drewna. – Dlaczego? – Spojrzała w niebo.
– Dlaczego musiałeś zabrać mi akurat ją! – Załkała.
Ludzie, którzy byli świadkami tego zajścia odwrócili wzrok. Ból matki
po utracie kochanego dziecka był wielki. Pojawiła się pustka i być może nigdy już jej nie zapełni.
Angoro i Jedric unieśli Jemerę za ramiona, aby odciągnąć kobietę od trumny. Wyrywała się i głośno płakała, a deszcz przygrywał jej melodię do pieśni żalu.
Angoro i Jedric unieśli Jemerę za ramiona, aby odciągnąć kobietę od trumny. Wyrywała się i głośno płakała, a deszcz przygrywał jej melodię do pieśni żalu.
Missfoster
spojrzała na matkę. Jej oczy wydawały się puste, a twarz pozbawiona uczuć, a
mimo to czuła zazdrość. Była zła. Nie rozumiała dlaczego płakała nad Aine,
która była bezużyteczna. Nic nie robiła. Nie umiała gotować, szyć czy prać
ubrania. Nawet ktoś musiał ją czesać. To dlatego, że miała wyjść za bogatego
człowieka, który by przyniósł rodzinie fortunę? Zastanawiała się, a im
intensywniej nad tym myślała tym mniej czuła żalu po utracie siostry. Nagle jej
kąciki ust uniosły się w górę.
– W porządku
Missfoster?
Z transu wyrwał ją głos Colina. Chłopczyk od dwóch dni już mieszkał z Conorami. Nawet przybrał ich nazwisko.
Z transu wyrwał ją głos Colina. Chłopczyk od dwóch dni już mieszkał z Conorami. Nawet przybrał ich nazwisko.
–Tak.
– Uśmiechałaś
się… Już nie płaczesz za siostrą?
Missfoster spojrzała
na niego i skłamała:
– Jest w lepszym miejscu.
Opuściła Colina, by móc skryć się pod płaszczem starszego brata. Angoro objął ja ramieniem i ze smutkiem spojrzał na dębową trumnę.
–Żegnaj Aine…
Dwóch mężczyzn wzięło łopaty i zaczęli zakopywać trumnę. Miljana która stała teraz obok narzeczonego, przytuliła się do jego ramienia.
Opuściła Colina, by móc skryć się pod płaszczem starszego brata. Angoro objął ja ramieniem i ze smutkiem spojrzał na dębową trumnę.
–Żegnaj Aine…
Dwóch mężczyzn wzięło łopaty i zaczęli zakopywać trumnę. Miljana która stała teraz obok narzeczonego, przytuliła się do jego ramienia.
~*~
Pani Conor
siedziała wygodnie w fotelu w salonie przy palącym się kominku. W ręku trzymała
książkę. Na kanapie obok spał smacznie Colin przykryty kocem. Do przytulnego
pokoju wszedł jej mąż. Zdjął marynarkę i powiesił na krześle.
– Myślisz, że
co to było? – zapytała.
– Ale co? –
odpowiedział pytaniem.
– Coś zabiło
człowieka i kilka zwierząt. Co dziwne… Niczego nie zjadł, tylko zagryzł. A każdą ofiarę było przy suchej studni.
– Coś
sugerujesz?
– Dziewczynka
z białymi włosami na pogrzebie własnej rodzonej siostry uśmiechała się.
– Może tak
próbowała przezwyciężyć smutek? To ośmioletnie dziecko.
– A słyszałeś
o wiedźmie co żyje w lesie Erthora? Nie pokazywała się
w wiosce, bo by została spalona na stosie. Jest skazana na wygnanie do lasu.
Nie myślałeś czasem, że to może być klątwa?
– Nasza wioska
jest przeklęta? Nie żartuj z taki rzeczy. To nie jest zabawne – oznajmił siadając
na kanapie, na której spał Colin. Chłopiec zbudził się. Otworzył tylko jedno okno. Widząc poważną minę Willa postanowił udawać, że dalej śpi. – Wiesz… - zaczął – nie wiem czy to dobry
pomysł, aby nasz nowy syn w przyszłości poślubił Katrinę.
– Ależ
oczywiście, że dobry. Ta dziewczyna jest mądra i ładna, a co lepsze przyjaźnimy
się z jej rodzicami. Z resztą już się dogadałam z Jemerą. Obiecała jej rękę
naszemu dziedzicowi.
~*~
Nowy dzień był
bardziej słoneczny niż zwykle, lecz rodzinę zmarłej Aine ogarniała żałoba. Tylko
Missfoster była dziś w nadzwyczaj dobrym humorze. Poprzez smutek i żal nikt z
rodzeństwa jej nie dokuczał. Matka cały dzień leżała w swoim łóżku. Nawet nie
raczyła wstać. Ojciec poszedł z Angorem i Neilem na pole, a Tidor i Lennor z
Graine sprzątali dom. Katrina zajęła się gotowaniem zupy na dzisiejszy obiad.
– Missfoster –
zwróciła się grzecznie do siostry – mogłabyś pójść po wodę ze studni?
Białowłosa
skinęła głową. Ubrała płaszczyk i wyszła na dwór. Mimo, że świeciło słońce było
dość zimno. Wzięła wiadro, które stało pod domem i ruszyła w kierunku do studni. Była tuż przed chatką, wiec na szczęście nie musiała iść nigdzie daleko. Zawiązała rączkę wiadra na linę i spuściła je w dół. Kiedy zaczerpnęła wody, zaczęła powoli przekręcać korbkę, aby wyłowić wiadro.
– Cześć! –Przywitał się Colin.
Dziewczynka
spojrzała w jego stronę biorąc wiaro w dłonie. Nawet nie zauważyła kiedy
przyszedł.
– Co tu
robisz?
– Pamiętasz?
Obiecałaś mi, że będę mógł przychodzić i bawić się z tobą. Chodźmy, chce ci coś
pokazać!
Missfoster
uśmiechnęła się.
– Dobrze,
tylko pójdę zanieść wodę do domu.
Odwróciła się
na pięcie i ruszyła w stronę domu. Weszła do kuchni i postawiła wiadro. Katrina
widząc je podziękowała. Podziękowała siostrze pierwszy raz w życiu. Co prawa
powiedziała obojętnym tonem, jednak w sercu Missfoster zrobiło się ciepło, a na
policzkach pojawiły się różowe rumieńce. Wybiegła szybko z domu, do Colina.
Chłopak siedział na ziemi opierając się o studnię. Widząc koleżankę wstał i
otrzepał spodnie.
– No to
chodźmy. – Uśmiechnął się szeroko.
Złapał
dziewczynkę za rękę i pociągnął za sobą. Zaczął biec jakąś ścieżką, którą dotąd
Missfoster nie szła. Wbiegli w jakiś las. Przeszły ją ciarki. Wszędzie było
błoto, do tego poczuła dziwny zapach.
– Gdzie
idziemy?
– Zobaczysz! –
zawołał entuzjastycznie.
Zeszli ze
ścieżki i przebili się przez gęste krzaki i zarośla. Przedarcie się przez nie były ostatnią przeszkodą do pokonania, aby dostać się na
zielony pagórek.
Chłopiec
puścił jej dłoń i dotknął ramienia.
– Hahaha!
Berek! – Uśmiechnął się i zaczął uciekać na niewielką górkę.
– Zaraz! To
nieuczciwe!
Białowłosa pobiegła za nim. Jednak szybko przekonała się na własnej skórze, że tam wcale nie jest sucho. Przez to, że prawie cały dzień padał deszcz, trwa była mokra. Ześlizgnęła się i upadła cała brudząc całe ubranie w błocie. Usłyszała
głośny śmiech Colina.
– Rany!
Missfoster! Ale z ciebie niezdara!
Zbiegł z górki
i pomógł jej wstać. Dziewczynka otrzepała ubranie tyle ile się dało, lecz
większość i tak pozostała brudna. Udawała obrażoną, dlatego napompowała policzki. Chłopiec uśmiechnął się
niewinnie. Złapał ją za rękę i wciągnął na górę. Potem Missfoster usiadła na trawie, patrząc ze wzgórza na las. W tym czasie Colin pobiegł w inną stronę, krzycząc, aby coś się zatrzymało. W końcu, bo długim biegu dopiął swego.
– Missfoster! – Stanął za przyjaciółką i powiedział: – Zamknij oczy i wyciągnij dłonie!
– Nie chcę.
– No weź, zrób
to! Będzie fajnie!
– Tylko
obiecaj, że nie zrobisz mi nic obrzydliwego.
– Przysięgam!
Dziewczynka
zamknęła oczy i wciągnęła ręce przed siebie. Nagle poczuła jakieś miękkie
futerko. A potem ostry pazur przebił jej skórę. Otworzyła szeroko oczy.
– O rany! To
zając! – krzyknęła wypuszczając go.
– A ja się tak
namęczyłem aby go złapać! – westchnął i usiadł obok niej.
Missfoster
spojrzała na zadrapaną rękę z której zaczęła sączyć się krew. Schowała ją przed
nim i uśmiechnęła się. Jednak wydawało się, że Colin trochę posmutniał.
Wyglądał jakby coś go przygnębiło.
– W porządku?
Przepraszam za tego zająca… Przestraszyłam się.
– Nie szkodzi.
Wiesz, chodzi o to, że podsłuchałem wczoraj rozmowę państwa Conor. Chcą, abym w
przyszłości ożenił się z twoją siostrą, Katriną.
– Czy to źle?
– zapytała.
– Nie lubię
jej… Wolałbym abyś ty za mnie wyszła!
– Ja? Czemu?
– Jesteś o
wiele fajniejsza! – zawołał z rumieńcem na policzkach.
– Rozumiem. – Uśmiechnęła się wesoło.- Wracajmy, bo chyba zaraz znowu zacznie padać. – Zauważyła
patrząc w zachmurzone niebo.
~*~
– Nie zrozum
mnie źle Jemera – zaczęła pani Conor – ale myślę, że to dziecko jest powodem
wszystkich naszych nieszczęść, a także śmierci Aine.
– Śmierci
Aine? – zapytała słabym głosem przykrywając dłońmi twarz. – To co powinnam
zrobić z tym demonem? Bez orzeczenia kościoła nie spalą jej na stosie…
– Nie… Myślę,
że aby zdjąć klątwę z naszej wioski musimy złożyć ofiarę dla istoty, która nas
napastuje.
– Ofiarę?
– Zostaw ją w
lesie Erthora. To stamtąd przyszedł ten stwór co zabił twoją ukochaną córkę.
– Tak… Masz
rację Angelino… To on… Ja… Ja muszę zniszczyć to dziecko… Jutro, ją zaprowadzę.
Nagle w drzwiach pojawił się Colin. Miał
bladą twarz jak ściana. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
– Colin!
Wróciłeś! – powiedziała wesoło matka mając nadzieję, że nic nie słyszał. Zaraz
zawołam służące, aby pomogły ci się obmyć, a teraz czmychaj do pokoju.
Kobieta
uśmiechnęła się promiennie, jednak chłopiec tego nie kupił. Przytępiony
słowami, które właśnie usłyszał poszedł na górę. Nagle się
zatrzymał. Chciał się wrócić. Musiał ostrzec Missfoster, swoją przyjaciółkę.
Spojrzał za siebie, a tam ujrzał młodą służąca, która stanęła mu na drodze. Usiadł na drewnianej podłodze brudząc ją przy tym błotem.
Znienawidził siebie i swoją nową rodzinę. Widział w nich wrogów. Nie mógł
pojąć jak mogą tak myśleć o jego przyjaciółce, że jest zła. Przecież ma
taki piękny kolor włosów. Wstał, aby wybiec z domu, lecz pokojówka go przytrzymała. Zaczęła wzywać pomoc,
bo dzieciak się bardzo wyrywał.
– Co to? –
zapytała półprzytomna Jemera.
– Niesforny
dzieciak – pani Conor spojrzała na Jemerę. – Wiesz, może będzie lepiej jeśli
teraz ją tam zaprowadzisz. Czuję, że ktoś chce aby ta wioska upadła. Im
szybciej się jej pozbędziesz tym lepiej. Jeszcze zostały dwie godziny zanim się
ściemni.
– Masz rację… – kobieta wstała i udała się do wyjścia. – Dziękuję za radę Angelico.
Wyszła z domu
zamykając za sobą spokojnie drzwi. Pni Conor była święcie przekonana, że Jemera
jeszcze nie myślała trzeźwo. Była pogrążona w żałobie po córce przez co popadła
w depresję. Nie miała też pewności czy jej białowłosa córka była za to
odpowiedzialna. Ale nikt za tym dzieckiem by nie płakał. Wszyscy z niej
szydzili.
– Zostawicie
Missfoster w spokoju! Ona niczego nie jest winna! – rozległ się po całym domu
głos Colina.
Angelica
wspięła się po schodach na pierwsze piętro i weszła do pokoju syna. Służąca zdążyła go tam zawlec. Pani Conor na chłopca. Ubrudził nie tylko schody, ale także podłogę w pokoju i płakał. Płakał jak nigdy
dotąd.
– Podnieś
głowę! – rozkazała.
Chłopiec
podniósł się i usiadł na swoich nogach po czym spojrzał na matkę, która była
rozwścieczona. Wzięła zamach ręką i wymierzyła cios w policzek.
– Co ty sobie
myślisz gówniarzu? Zostaniesz tu tak długo, aż nie przemyślisz swojego
zachowania.
Zabrała ze
sobą pokojówkę i zamknęła drzwi na kluczyk.
~*~
Drzwi od
mieszkania otworzyły się. W progu stanęła Jemera. Zlustrowała wzrokiem
wszystkich obecnych w tym pokoju. Jednak nie było tutaj najmłodszego dziecka.
– Gdzie
Missfoster?
– Śpi –
oznajmił Angoro.
– Zawołajcie
tu ją.
Neil wstał od
stołu i poszedł do sypialni. Po chwili w drzwiach pojawiła się białowłosa
dziewczynka. Na widok najmłodszej córki serce matki zaczęło bić szybciej. Patrzyła na nią z
nienawiścią i odrazą. Miała ochotę wyciągnąć nóż i poderżnąć jej gardło.
– Coś się
stało mamo? – zapytała słabym głosem, od którego zrobiło jej się niedobrze.
– Ubierz się i
chodź.
– Co? Ale
zaraz zrobi się ciemno – zauważył Angoro.
Dziewczynka posłusznie ubrała szarą długą
sukienkę, nałożyła na siebie płaszcz z kapturem i buty, po czym wyszła na
zewnątrz. To było dziwne zachowanie od strony matki i każdy to zauważył. Odbiło jej po utracie Aine. Angoro miał nadzieję, że nie zrobi nic
głupiego.
– Mamo, gdzie
idziemy?
– Do lasu, na
grzyby.
– Ale o tej
porze nie ma już grzybów i nie mamy koszyka.
– Oj, nie
pyskuj – warknęła.
Missfoster czuła się jakby ktoś wbijał powoli szpilki w jej małe, biedne serduszko. Patrzyła się z przerażeniem na rozgniewaną twarz
matki. Miała dzisiaj więcej zmarszczek niż zazwyczaj. Białowłosa założyła
kaptur na głowę, gdyż zaczęło padać, a dopiero co zdążyła wyschnąć z
dzisiejszej wyprawy. Szła tuż obok matki, jednak nie trzymała jej za rękę.
Kobieta
wybrała drogę przez pole. Od lasu dzielił ich tylko rów. Przeskoczyła go i
kazała zrobić to samo Missfoster. Dziewczynka zrobiła to bez żadnego słowa
sprzeciwu. Poczuła chłód i wilgoć z lasu. Na jej bladej skórze pojawiła się
gęsia skórka. Matka nic nie mówiąc poszła dalej. Missfoster zaraz ją dogoniła.
Szła jak wierny pies za swym panem nie wiedząc, że idzie na egzekucje.
Zaszły już dość daleko.
Zaszły już dość daleko.
– Spójrz, czy
to nie są te jagody, które lubi Angoro? – zapytała kobieta wskazując na krzak.
– Tak to te!
– Więc idź po
nie, a ja zaczekam na ciebie. Nie ładnie by było wrócić z pustymi rękami do
domu.
Missfoster skinęła głową i podbiegła do krzaku. Na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Pomyślała, że jak zbierze te jagody to Angoro będzie szczęśliwy i jej podziękuję. Dla młodej Missfoster liczył się tylko jej ukochany brat, który jako jedyny w pełni ją akceptował. Kiedy nazbierała jagód w obie dłonie obróciła się, a za nią nikogo nie było. Wszystkie owoce wypadły jej z dłoni. Ręce trzęsły się jak galareta. Matka nagle zniknęła. Została sama w wielkim niebezpiecznym lesie. Zaczęła się rozglądać.
Missfoster skinęła głową i podbiegła do krzaku. Na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Pomyślała, że jak zbierze te jagody to Angoro będzie szczęśliwy i jej podziękuję. Dla młodej Missfoster liczył się tylko jej ukochany brat, który jako jedyny w pełni ją akceptował. Kiedy nazbierała jagód w obie dłonie obróciła się, a za nią nikogo nie było. Wszystkie owoce wypadły jej z dłoni. Ręce trzęsły się jak galareta. Matka nagle zniknęła. Została sama w wielkim niebezpiecznym lesie. Zaczęła się rozglądać.
– Mamo? Gdzie
jesteś? Mamo! – wołała łamiącym się głosem. – Mamo!
Do jej uszu dotarł odgłos łamania
gałązki. Spojrzała się w tamtą stronę, ale nic nie ujrzała. Obróciła się
dookoła szukając rodzicielki. Ale jej nigdzie nie było. Nie wiedziała też skąd przyszła. Zgubiła się.
Nagle usłyszała szelest w krzakach, a później ciche warczenie. Dziewczynka otworzyła szeroko usta i uciekła. Pobiegła prosto przed siebie. Nie wiedziała gdzie. Po policzkach zaczęły spływać intensywnie łzy. Nagle stopą zahaczyła o korzeń wystający z ziemi. Przewróciła się i wpadła w zarośla. Za nimi był stromy, lecz niski pagórek. Stoczyła się z niego. Leżała w błocie. Przygryzła dolną wargę powstrzymując się od płaczu, jednak na próżno. Patrzyła w zachmurzone niebo i płakała. Chciała tylko zostać zaakceptowana przez matkę. Tak naprawdę na tym jej zależało. Jej żałosny głos został zagłuszony przez ptaki przelatujące po niebie. Wyglądały jakby od czegoś uciekały.
Nagle usłyszała szelest w krzakach, a później ciche warczenie. Dziewczynka otworzyła szeroko usta i uciekła. Pobiegła prosto przed siebie. Nie wiedziała gdzie. Po policzkach zaczęły spływać intensywnie łzy. Nagle stopą zahaczyła o korzeń wystający z ziemi. Przewróciła się i wpadła w zarośla. Za nimi był stromy, lecz niski pagórek. Stoczyła się z niego. Leżała w błocie. Przygryzła dolną wargę powstrzymując się od płaczu, jednak na próżno. Patrzyła w zachmurzone niebo i płakała. Chciała tylko zostać zaakceptowana przez matkę. Tak naprawdę na tym jej zależało. Jej żałosny głos został zagłuszony przez ptaki przelatujące po niebie. Wyglądały jakby od czegoś uciekały.
Otarła łzy
brudnym rękawem i podniosła się z ziemi. Złapała prawą dłonią lewy łokieć,
od którego zaczęła odczuwać pulsujący ból. Spojrzała przed siebie otwierając delikatnie
usta, a oczy otworzyła szerzej. Otaczały ją różnorodne rośliny formujące półkole przypominając mur. Były tak wysokie, że ledwie co było widać korony wysokich drzew.
Ziemia była pokryta zieloną, soczystą trawą. A w samym środku stała drewniana
chatka na kurzej łapce.
______________________________________________
Co do wcześniejszych komentarzy Ayi i K.L, nie wiem czemu skojarzyło wam się z "Dziewczyną w czerwonej pelerynie". Ja się wzorowałam na stereotypach i bajkach dla dzieci. Zawsze to wilki atakowały wioski, albo owieczki pasące się na łące. :D
A mam do was takie pytanie, nie wolelibyście być powiadamiani przez gg? Nie zaśmiecałabym wam komentarzy i myślę, że w ogóle byłoby wygodniej. ^^
Hey!
OdpowiedzUsuńDzięki za info!
Jak wolisz, szczerze mówiąc. Mi to obojętne. Może być i gg.
A tak w ogóle... Co to za matka?! Ktoś powinien nią potrząsnąć! I to mocno... Hm... Poza tym... Matka Colina...eee...przybrana matka Colina, to wredna małpa! Poza tym, najwyraźniej, sporo osób w twoim opo jest wrednych i uprzedzonych... jakoś kojarzy mi się to z polską wsią (bez urazy, sama mieszkam na wsi, ale zaściankowe poglądy to akurat nie nowość ;/)...
Hm... Czemu skojarzyło mi się z "Dziewczyną..."? Z prostej przyczyny: motyw ten sam. Poza tym "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" to przeróbka bajki o Czerwonym Kapturku xD W wersji hard ;)
Ciekawe co się teraz wydarzy... Chatka czarownicy, która okaże się miła?? Czy może coś jeszcze bardziej zwariowanego? xD
Ave i weny!
K.L.
Jak czytam o takich matkach, to mam ochotę wyrzucić laptopa przez okno >.< No jak tak można traktować niewinne dzieci?! Okropnie mi żal Missfoster. Dobrze chociaż, że ma nowego przyjaciela... Tyle że teraz na nic on się jej raczej nie zda, skoro wylądowała sama w lesie ;_; No ale może nie spotka jej tu nic złego, lecz wręcz przeciwnie? Cóż, pozostaje czekać.
OdpowiedzUsuńPowiadamiana wolę być na blogu ;) Choć jeśli możesz, to proszę, żebyś to jednak robiła na tojikomerareta-tori ;) Bądź co bądź tego drugiego bloga czysto teoretycznie prowadzę/prowadziłam z siostrą, a powiadomienia są dla mnie, nie dla niej ;) Pozdrawiam!
Na tojikomerareta-tori nowa notka jakby co ;)
OdpowiedzUsuńHej :). Nadrabiam sobie powoli. Muszę powiedzieć, że z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej mnie zaciekawiasz swoim opowiadaniem. Nie umiem zdzierżyć tej matki oraz, co mnie również zaskoczyło także i Angelicki. Myślałam, że ma trochę więcej rozumu w głowie, a tu jednak nie. Chociaż skoro przyjaźnią się z rodzicami Missfoster, to nic dziwnego skoro tak świetnie się rozumieją. Aż cud, że Angoro wyrwał się od takiego myślenia - chwała mu za to. Dziwi mnie również, że nawet on nie zareagował, kiedy matka wzięła ją do tego lasu, a chyba wszyscy zauważyli, że zachowała się przy tym dziwnie. Zwłaszcza do lasu, w którym ostatnio jest niebezpiecznie. Czy żadne z nich nie potrafiło się sprzeciwić? A szczególnie Angoro? Jeżeli chodzi o zadowolenie Missfoster, to może nie było zbyt oczekiwane, ale cóż się jej dziwić skoro nie lubiła dziewczyny. Chociaż nie, trochę jednak się temu dziwię, też śmiałości z jaką okazała te uczucie. Wątpię jednak, aby miała z tym coś wspólnego. Wprowadzasz jakąś chatkę, coś nowego, może to właśnie tu mieszka ta czarownica i ten wilkołak? Czy to jednak jedna osoba? Bo nie wiem, może być i tak. Zaciekawiłaś, więc niedługo przyjdę nadrabiać kolejne :). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajny rozdział
OdpowiedzUsuń