Usiedli przy stole w miejscu, gdzie wcześniej siedziała Rosalyn. Białowłosa uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na swoje drobne dłonie. Uniosła je przed Rossem.
- Normalnie. Po prostu jakby ta moc była częścią mnie od bardzo dawna. Ale najlepsze jest to, że bez różdżki mogę zrobić wiele, choć nie potrafię rzucać silnych czarów, lecz za to... - złapała Tenebrisa.
- Nie! Rosalyn! Błagam cię, zostaw mnie już w spokoju! - zaskamlał, jednak było już za późno. Jego sierść była tak długa, że można było pleść warkocze. Oszczędziła jedynie głowę kocura.
Ross zaśmiał się.
- Wygląda tak o wiele lepiej.
- Ja ci zaraz dam o wiele lepiej! Nie będziesz lepiej wyglądał z moimi pazurami na twarzy!
- Jeśli poprawi ci to humor, to powiększę Rossowi uszy. - Puściła oczko w stronę Tenebrisa.
Zasłoniła dłońmi uszy blondyna. Nim ten zdążył zaprotestować i odsunąć się od niej zobaczył zaniepokojone spojrzenie Rosalyn.
- Nie mogę. Czemu?
Skupiła na nim całą swoją magiczną moc, mimo to nie przyniosło żadnych rezultatów. Ross odetchnął z wielką ulgą. Nie miał ochoty na gigantyczne uszy, nawet tymczasowo. Zaklęcie na Tenebrisie przestało już działać, a Rosalyn dalej próbowała swoich sił.
- To nic nie da. - Wtrącił się Blue. - Magiczny kryształ go chroni przed magią. Każdego rodzaju. - Stanęła między nimi i oparła łokcie o ich ramiona. - Stworzył go stwórca, już go znasz, prawda?
Rosalyn powoli oderwała dłonie od uszu Rossa i spojrzała na niebieskowłosą wiedźmę. Skinęła głową w odpowiedzi.
Usta Syreniej Czarownicy wywinęły się w wesoły uśmiech, jednak po chwili zbladł. Wyglądała na zmieszaną, bo z jednej strony musiała im coś ważnego przekazać, lecz z drugiej wydawać to się mogło niestosowne. Westchnęła ciężko i podsunęła krzesło wciskając się między dwójkę.
- Rosalyn, twoi przyjaciele nie mogą tutaj zostać. To dla nich zbyt niebezpieczne. Wyspa jest pełna magii. Na niej żadna wiedźma nie ulega procesowi starzenia, jednak dla niemagicznych ludzi jest to szkodliwe. Musisz zdecydować czy chcesz tutaj zostać czy odejść razem z nimi.
- Myślę, że to jest oczywiste.
~*~
Rosalyn wyjaśniła swoim przyjaciołom powód, dla którego muszą już niedługo odejść. Colin się ucieszył. Wprawdzie było tu spokojnie i przyjemnie, jednak widywał za dużo stworzeń magicznych. W pewnym stopniu go przytłaczały. Pragnął normalnego świata z ograniczoną ilością nadnaturalnych istot.Dla Rossa i Faldio właściwie nie sprawiało to różnicy czy przebywali na wyspie czy na swojej ziemi. Nie zmieniało to faktu, choć nic nie odczuwali, to Strega szkodziła ich zdrowiu.
Mel wyjaśniła swoim nauczycielom sytuację. Wiedziała, że od teraz to, czy jej umiejętności się poprawią będzie należało jedynie od niej. Przed jej wyjazdem najstarsza z medium pragnęła nauczyć Mel jak wchodzi się w trans. Skoro Rosalyn już się obudziła, to nie było żadnego zagrożenia. To była jedna z tych umiejętności jakie mogła szlifować sama nie stwarzając ryzyka na jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu swoim oraz ludzi będących w jej otoczeniu.
Mała Maya zaproponowała, że poprowadzi pierwszy trans Mel. Brązowowłosa zdjęła opaskę z ręki. Obie siadły razem na podłodze w pustym pokoju. Zamknęły oczy i złapały się za ręce.
- W ten sposób będziemy podróżować razem. - Wyjaśniła młoda rudowłosa dziewczynka. Zacisnęły mocno dłonie w uścisku. - Wyrównaj oddech i spróbuj się skupić.
~*~
Zerina z impetem otworzyła drzwi od komnaty, w której odpoczywała Vivianne. Gdyby potrafiła ciosać piorunami, owa sala już dawno by nie istniała. Pełna gniewu, który się z niej natarczywie wylewa stanęła przed obliczem najstarszej czarownicy i nie licząc się z konsekwencjami wykrzyczała:- Chcesz wypuścić stąd Białą Czarownicę?!
- Tak. - Odparła spokojnym głosem.
Opanowanie rudowłosej potrafiło doprowadzić kogoś do białej gorączki, zwłaszcza gdy chodzi o losy świata, a ktoś właśnie taki jak ona zachowuje się nierozsądnie.
- Dobrze wiesz jaka ona jest! Jedynym warunkiem do korzystania z tej mocy jest zastosowanie się do zasady "nie zabijaj"!
- Poradzi sobie.
- Widziałaś to? - Zerina kipiała ze złości.
- Nie.
- Więc nie możesz mieć pewności. Nie chcę aby nasz cały plan szlag trafił. To jeszcze dziecko. Nie żyje nawet dwóch pełnych dekad, a my kilka wieków. Znam życie. A ty znasz je jeszcze lepiej. Przez nią możemy zginąć.
- Wierzę w nią. Wierzę w jej dobro. Jest Nix. Przepowiednia stwórcy się spełni. Ona idealnie do niej pasuje. Przepełniona nienawiścią Biała Czarownica.
~*~
Nie odwlekali wyjazdu ze Stregi. Szybko zebrali swoje rzeczy. Łódź w porcie została przygotowana dzień przed podróżą. Czarownicy i czarownice zebrali się aby wspólnie pożegnać wyjątkowych gości. Zrobili to hucznie jak na magiczne istoty przystało. Wypuścili wiele iskrzących i kolorowych świateł w górę, chowańcy latały nad ich głowami dając niesamowite pokazy akrobacji.W łodzi płynącej spokojnie i powoli po morzu, którym zawładnęła Blue obserwowali piękne pożegnanie. Wszyscy stali zwróceni do Stregi póki nie przepłynęli przez barierę ochronną. Wtedy po prostu zniknęła. Jakby nigdy jej nie było.
Mel westchnęła usiadła opierając się balustradę. Bawiła się skrawkami koronek swojej sukni starając się skupić na własnych myślach. Pomyślała o ostatnich słowach swoich nauczycieli.
- Mel, wiemy że sobie poradzisz sama. - Powiedziała Zoe. - Jesteś silna, Maya to potwierdziła. Musisz tylko doskonalić swój talent.
- Ale co potem? - zapytała zagubiona nastolatka. Bała się, że nie zdąży zapanować nad tym na czas. Wiedziała, że jest jeszcze coś ważnego czego chcą ją nauczyć, jednak było dla niej za wcześnie. Najpierw musiała opanować coś całkowicie porozumiewanie się z duchami.
- Czarownice cię znajdą w odpowiednim czasie. O to się nie martw. Vivianne mówi, że tam na waszej ziemi musi się coś jeszcze stać.
- Co takiego?
- Nikt tego prócz niej nie wie. - Odparła, a po chwili na twarzy staruszki pojawił się wesoły uśmiech. - Na pewno wszystko będzie dobrze.
Colin przysiadł się do Mel i szturchnął ją delikatnie w ramię.
- W porządku? Wyglądasz na przygnębioną.
Spojrzała na przyjaciela i uśmiechnęła się delikatnie.
- Za to ty wyglądasz jakby kamień spadł ci z serca.
- Bo spadł! W końcu wracamy do normalnego świata! - zaśmiał się wesoło.
Tymczasem Faldio i Ross stali po drugiej stronie łódki oparci o balustradę. A Rosalyn razem z Tenebrisem towarzyszyły Blue przy prowadzeniu falami łódki.
Niebieskowłosa spojrzała kątem oka na Rosalyn i spochmurniała przypominając sobie o rozzłoszczonej Zerinie, która wyżyła się na Vivianne. Nikt oprócz niej nie ma tyle odwagi by wyrazić swoje myśli tysiącletniej czarownicy prosto w twarz dlatego, ta wieść obeszła wszystkich i nie było czarownicy, która o tym nie wiedziała.
- Wiesz, że nie wolno ci nikogo teraz zabić? - zapytała upewniając się.
- Skąd to wiesz? - zdziwiła się Rosalyn.
Ross i Faldio usłyszeli co mówiła Syrenia Czarownica. Postanowili podejść. To nie było żadną tajemnicą. Blue uważała, że im więcej osób będzie o tym wiedziało, to Rosalyn będzie z tym łatwiej. W razie niebezpiecznej sytuacji zawsze ktoś mógłby ją powstrzymać.
- Wiedziałyśmy o tym, że po przebudzeniu nie będziesz mogła nikogo zabić. - Blue spojrzała na Rossa. - Jakby co, powstrzymaj ją za wszelką cenę.
- Co się stanie gdy kogoś zabije? - zapytał Tenebris.
Łódka poruszyła się szybciej.
- Nie wiem. I nie chcę wiedzieć.
W niedługim czasie dopłynęli do brzegu. Syrenia Czarownica powiedziała, że teleportuje ich wgłąb East, ale zaraz potem będzie musiała ich opuścić. Miała własne sprawy do załatwienia oraz te zadania jakie przydzieliła jej Vivianne.
Przekazała im ostatnią wiadomość od najstarszej czarownicy. Mówiła, że powinni się ukryć, najlepiej zaszyć w jakimś lesie. Z dala od ludzi i niebezpieczeństw. Prosiła też, aby Rosalyn testowała swoją nową siłę. Nie znały jej limitów, a lepiej było je poznać. Teraz zostali skazani tylko na siebie.
Czuła żal z myślą, że będzie musiała rozstać się z tą grupą. Naprawę ich polubiła. Jednak nie miała innego wyboru. Wszyscy złapali się za ręce jak tego dnia w Omnes. Niebieskowłosa czarownica skupiła całą swoją moc na nich, a w momencie kiedy po prostu znikali puściła dłonie.
Faldio i Colin poczuli jak Blue wyślizguje się z ich uścisku. Kiedy chcieli powiedzieć o tym reszcie było już za późno. Znaleźli się w całkiem innym miejscu - rynsztoku jakiegoś miasteczka. Półprzytomni, brudni ludzie leżeli pod ścianami rozpadających się szałasów. Ulicami spływały ścieki i inne paskudztwa. Śmierdziało mocno rozkładającym się mięsem, aż okropny zapach szczypał w oczy.
- Co za...! - Wykrzyknął Faldio. - Zostawiła nas teraz?
Wszyscy zasłonili swoje nosy dłońmi lub rękawami, aby odurzający smród w jak najmniejszej ilości docierał do ich nozdrzy.
- Musimy się stąd wynieść. - Powiedział stanowczo Ross po czym ruszył przodem. Cała grupa podążyła za nim jak za przywódcą mając nadzieję, że wyprowadzi ich z tego miejsca.
Szli szybko, aby czym prędzej się stamtąd wydostać. Jednak obskurna dzielnica wydawała się nie kończyć, na szczęście smród stanowczo przestał być tak intensywny.
Ross rozglądał się analizując uliczki, bowiem wiedział, że od jego decyzji zależy czy teraz zabłądzą czy się wydostaną.
- Ej, myślę, że mamy problem. - Odezwał się Colin.
Stał na samym końcu i zerwał ze ściany jakiś plakat. Wszyscy stanęli twarzą do czarnowłosego by na to spojrzeć.
- Cholera... - odezwała się Rosalyn widząc na plakacie swoją podobiznę i cenę wyznaczoną za jej głowę.
~ * ~ * ~ * ~
Odetta nosiła w sobie wielkie wyrzuty sumienia. Nie mogła przestać myśleć, że przez nią stan pierwszego księcia tak szybko uległ zmianie. Gdyby został w pałacu najprawdopodobniej dalej czułby się dobrze. Mogła go powstrzymać i wyruszyć sama. To i tak nic by nie zmieniło, bo Meneros ponownie im umknął i teraz naprawdę nie mieli pojęcia gdzie mógł się znajdować.
Jedyną rzecz jaką mogła zrobić dla Yannefera, było wyjaśnienie jak jego ukochany młodszy brat zniknął z rezydencji razem z dziewczyną, która okazała się potem czarownicą. Wiedzieli, że wtedy to nie była jej sprawka (choć Kaende tak uważała). Głowili się nad tym przez wiele dni, ale nikt jednak nie wpadł jeszcze na to, aby pójść zapytać uwięzioną pokojówkę. W końcu ona powiedziała, gdzie znajdą Menerosa. Musiała wiedzieć jeszcze więcej.
Tymczasem Yannefer leżał w łożu, w swojej komnacie. Odgrodzony był od świata przez blado-granatowy baldachim. Kiedy się budził nie znał pory dnia. Rzadko wstawał z łóżka, a gdy już wstał, zauważył, że okna również ktoś zasłonił. Nie wiedział ile czasu minęło od powrotu do pałacu. Gdy chciał zawołać służbę do swojej komnaty, złoty dzwoneczek stał na półce tuż przy łóżku i był gotowy do dzwonienia.
Spędzał czas myśląc najczęściej o swoim bracie. Męczyły go koszmary. Widział go otoczonego mrokiem i złem. Często krążył w okół blondyna błękitny promień. Chwilami pojawiała się kobieta mająca czarne włosy, a później zmieniały się w jasne. Nawet śniła mu się Xerara. Była cała ubrudzona krwią i krzyczała: Nigdy nie chciałam do tego się mieszać! A później jej ciało było podziurawione niczym ser i znikała roznosząc wysoki krzyk.
Tym razem miał ten sam koszmar. Obudził się głośno dysząc, a pot spływał mu po twarzy i plecach. Łapał łapczywie każdy oddech jakby miał być jego tym ostatnim. Potem przyswajał sobie rzeczywistość i powoli się uspokajał, lecz czasami bywało tak, że wybuchał płaczem. Stał się niestabilny emocjonalnie.
Puk puk.
Usłyszał dość wyraźnie jak ktoś zapytał czy może wejść do jego komaty. Zgodził się. Choć nie widział postaci zdążył już wcześniej poznać ją po głosie. Osoba będąca jego gościem podeszła ostrożnie do jego łoża, odsłoniła kotarę baldachimu i pozwoliła sobie usiąść na skrawku łóżka księcia.
- Co cię do mnie sprowadza Odetto? - zapytał ochrypniętym głosem.
Kobieta patrzyła na niego smutno. Wyglądał okropnie. Policzki miał zapadnięte, podkrążone oczy, zeschnięte usta i był mocno wychudzony. On wiedział jak wygląda i nie musiała mu tego przypominać. Spojrzała na półkę obok z lekami i jedzeniem zostawionym przez służbę.
- Nic nie zjadłeś. - Zauważyła i znowu skupiła na nim wzrok.
- Nie dałem rady, a leki mi nie pomagają. - Powiedział to tak, jakby było mu obojętne.
Milczała przez chwilę.
- Rozmawiałam z pokojówką... - przyznała. - O Menerosie. Myślałam, ze może cie to zainteresować...
Książę obdarował kobietę pustym spojrzeniem i nic nie powiedział.
- Wiem jak zniknął i wiem jak wydostał się z pałacu. Opowiedziała mi, że kiedyś dostała od matki trzy magiczne kryształy. Jeden służył do teleportacji. Tak od nas uciekł. Tak uciekł z pałacu i tak wymykał się kiedy jeszcze tutaj był.
- Magiczny kryształ? - zapytał, a Odetta skinęła głową. Z jakiegoś powodu poczuł ulgę. Bał się, że jego brat mógł mieć ściślejsze powiązanie z magią zwłaszcza, że podróżują z nim aż dwie czarownice. Czy to przez nie tak się zmienił?
- Coś o nich wiesz więcej? O tych kryształach.
- Nie... Tylko tyle... - Odetta wstała i złapała za zasłonę. Odwróciła jeszcze głowę w stronę księcia i dodała: - Nie była tego pewna, ale kiedyś słyszała plotkę, że powstały dla zwykłych ludzi, aby mogli się bronić przed czarownicami. Nie znam dokładnie powiązania Menerosa i tych czarownic, ale obiecuję, że za wszelką cenę go sprowadzę. Póki nikt o tym nie wie jest bezpieczny.
Odetta zniknęła za kotarą. Po chwili usłyszał jak zamyka za sobą drzwi.
Yannefer patrzył w tępo w sufit. Wiedział, że Odetcie i tak nie uda się sprowadzić jego brata. Udowodnił to w momencie kiedy wszyscy mu się pokłonili on to odrzucił. Nawet jeśli zaciągną go tutaj siłą to kolejna ucieczka będzie tylko kwestią czasu.
Po chwili drzwi ponownie się otworzyły.
- Czegoś zapomniałaś Odetto? - zapytał książę.
Nie usłyszał odpowiedzi, a odgłos lekkich kroków stawał się coraz bliższy. Zirytował się tym, że nie raczyła nic powiedzieć. Nawet potwierdzić jego przypuszczenia. W dzieciństwie na wyjazdach spędzali razem wiele czasu, jednak nigdy nie byli przyjaciółmi. Nie miała takiego prawa, aby się tak spoufalać.
Dojrzał dłoń odsłaniającą baldachim. Po chwili cała postać pojawiła się przed obliczem księcia.
Była to zwykła pokojówka. Stała nad nim jak zjawa.
- Nie wołałem nikogo - powiedział stanowczo swoim słabym głosem.
Kobieta przechyliła głowę w bok, a na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Po chwili jej postać powoli się zmieniała. Wyglądała przez moment jak iluzja. Blond włosy upięte w kok były już rozpuszczone, długie i przybierały niebieską barwę. Tradycyjny strój pokojówki został zastąpiony skąpą suknią w barwach morza z ozdobami wyglądającymi jak muszle. Twarz kobiety powoli się zmieniała. Stawała się młodsza, skóra jędrna i gładka, a oczy przybrały postać o czystszym odcieniu błękitu.
Yannefer zamarł. Znał tą kobietę. Była czarownicą, która porwała jego brata. Szybko sięgnął ręką po dzwoneczek, aby zawołać kogokolwiek, jednak Syrenia Czarownica szybko zablokowała jego rękę przyciskając ją do łóżka. Było to dziecinnie proste, ponieważ książę nie miał w ogóle siły. Drugą dłonią zasłoniła mu usta, aby nie krzyczał.
Klęczała na łóżku unieruchamiając pierwszego księcia. Bawił ją ten strach jaki dostrzegła w jego oczach. Chciałaby nacieszyć się obserwowaniem go, jednak nie miała na to czasu. Zbliżyła swoją twarz do jego twarzy i szepnęła mu na ucho:
- Jeśli obiecasz, że będziesz grzeczny, puszczę cię. Pokiwaj głową jeśli zrozumiałeś.
Blondyn kiwnął powoli głową. Zgodnie z obietnicą czarownica uwolniła go i usiadła sobie wygonie na jego łóżku między nim, a półką, gdzie znajdował się dzwoneczek. Położyła obok niego na miękkiej pościeli niewielki biały dzbanek ozdobiony przeróżnymi wzorami z motywem owoców morza.
- Nie zamierzam zrobić ci krzywdy - powiedziała wesoło spoglądając na księcia.
Powoli, resztkami sił odsuwał się od siedzącej obok niego czarownicy. Patrzył na nią jakby nazywała się Śmierć. Jego zachowanie naprawdę ją bawiło.
- Po co tu przyszłaś?- wysyczał.
Otworzył usta aby ponownie przemówić, gdy nie otrzymał odpowiedzi, ale w tym samym momencie Blue uciszyła go przykładając swój wskazujący palec do jego warg.
- Jeszcze nie czas na twoje pytania królewiczu. Posłuchaj mnie teraz uważnie.
Złapał ją za dłoń będącą przy jego twarzy i odepchnął ją.
- Nie mam zamiaru słuchać mordercy.
Czarownica westchnęła ciężko.
- Nie jestem mordercą. Tamto to był wypadek przy pracy, każdemu się zdarza.
- A Xerara? - jego głos przepełniony był coraz większą nienawiścią.
- Chciała zabić naszą wybawicielkę. Nie mogłam na to pozwolić.
- O czym ty mówisz? - Yannefer był już wystarczająco poirytowany, do tego zdawało się, że czarownica gada od rzeczy.
- Słyszałeś o Nix?
- O czym?
- Och - przyłożyła palec do swoich ust - twój tatuś nie powierzył ci tego sekretu... To nic. - Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się wesoło. - Opowiem ci, ale najpierw... Chyba powinieneś wiedzieć, że jestem tutaj, ponieważ twój brat tego chciał.
- Co? Meneros?
Yannefer poczuł przez chwilę przyjemne ciepło w sercu słysząc o swoim bracie. Przez chwilę przeszła mu myśl, że się o niego martwi, ale po chwili zawładnęły nim smętne wizje. Co jeśli wysłał czarownice by go dobiła?
Blue podniosła naczynie, które przyniosła ze sobą.
- Drogi chłopcze, szkoda, że nie wiesz, iż wcześniej się spotkaliśmy. - Potargała jego długie, posklejane włosy od potu jak dla dziecka. - Masz już dwadzieścia dwa lata. Ha, pomyśleć, że gdy pierwszy raz cię widziałam to byłeś szczerbatym bachorem. - Zaśmiała się.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.- Yannefer patrzył na nią jak na wariatkę potrzebującej natychmiastowej opieki lekarza. Przy okazji poprawił potargane włosy, choć i tak nie poprawiło to jego wyglądu.
- Jestem czarownicą i żyję pół tysiąca lat. - Wskazała dłonią na siebie. - A ty powinieneś nie dożyć dziesięciu. Ale dzięki tobie Meneros wychował się na tak łagodnego chłopca, dlatego musieliśmy przedłużyć twoje życie. A to zadanie wykonywałam ja. Podawałam ci tą wodę, którą mam w naczyniu. Ma lecznicze właściwości. Jest niesamowita i dostępna tylko w odległym zakamarku oceanu. Jestem jedyną osobą mającą możliwość ją zdobyć. Choć nie jest w stanie wyleczyć cie całkowicie, ale przy dawkowaniu raz na rok powinieneś żyć do przyjęcia następnej porcji magicznej wody. Miałyśmy ci pozwolić już umrzeć, ale twój ukochany młodszy brat tak się o ciebie zamartwiał, że postanowił zawrzeć ze mną układ. Będę utrzymywać cię przy życiu, a on tutaj wróci. Zostawi dla ciebie nawet swoją największą miłość.
Yannefer patrzył tępo na Blue starając się przetworzyć informacje od niej. Najpierw miał wielki mętlik w głowie przez to co powiedziała. Potem skupił się na swoim bracie. Jedno mu się nie zgadzało.
- Dlaczego mój brat miałby wrócić? Dlaczego wam na tym zależy?
- Musi wypełnić swoje przeznaczenie. - Odparła. - Tą historię ci opowiem. Ale najpierw musisz obiecać, że twój powrót do zdrowia będzie tajemnicą i pozwolisz swojemu bratu stać się królem.
- Jeśli to prawda, że wróci jestem gotów zrzec się dla niego wszystkiego.
- Ale musisz przeżyć. - Blue otworzyła naczynie. - Abyś mógł wrócić w pełni do normalnego funkcjonowania być może kuracja twoje będzie trwała kilka lat. - Czarownica podsunęła się do niego. - Pewnie polepszy ci się po kilku dniach, ale nie bądź głupi. Nie możesz się przemęczać. Nie mogę się pojawiać na razie częściej jak co miesiąc, więc wybij sobie z głowy idiotyczne pomysły.
- Będę zdrów?
- Twoja choroba będzie istniała, ale nie pozwolę aby cię zabrała. A teraz pij. - Nakazała.
Przysunęła naczynie do jego ust. Powoli, duszkiem pochłaniał leczniczą wodę zdobytą przez Blue. Nie pamiętał tego, ale ostatnim razem pił ją prawie dwa lata temu, przez co teraz stał się taki słaby. Za każdym razem przy pomocy Zeriny, będącą mistrzynią mieszania w umysłach, usuwała mu pamięć ze swoich odwiedzin. Tym razem i następnym będzie inaczej, ponieważ już jej nie za pomnie. Przez następne pięćdziesiąt lat zobowiązała się do utrzymania przy życiu tej osoby.
Kiedy Syrenia Czarownica uznała, że wypił wystarczająco oderwała na czynie od jego ust i ułożyła jego głowę na poduszce aby odpoczywał. Zakorkowała naczynie i odstawiła obok, aby móc potem je zabrać, wrócić za miesiąc i podać mu lekarstwo ponownie. Na razie tak często, aby wylizał się z tego stanu.
- Wyglądasz okropnie. - Stwierdziła. - Tydzień temu byłeś w o niebo lepszej formie. Wcześniej też byłeś taki wychudzony? - zapytała zaglądając pod kołdrę i przyglądając się wystającym żebrom.
- Nie aż tak bardzo. - Odparł spokojnie, jednak ciągle przyglądał się uważnie czarownicy. - Kiedy mój brat wróci?
Blue wzruszyła ramionami.
- Wiem, że niedługo. Kiedy trzeba będzie powiem ci gdzie masz wysłać tą śmieszną blondynkę w zbroi.
Położyła się wygodnie obok niego i wyszczerzyła.
- Nie chcę abyś obok mnie leżała. - Przyznał z niesmakiem.
- Oh, przestań! - mówiła wesołym głosem. - Powinieneś mnie uwielbiać, bo dzięki mnie żyjesz. - Przysunęła się do niego bliżej i przyglądała z trochę wyolbrzymionym zafascynowaniem.
Mimo swojego dziwnego zachowania, czasami wręcz okrutnych metod załatwiania problemów wydawała się być miła. Być może Yannefera zmylił uroczy i wesoły uśmiech zawsze towarzyszący czarownicy. Nie chciał przed sobą tego przyznać, ale jej uroda zauroczyła go.
- Jak się nazywasz? - zapytał patrząc w jej błękitne oczy.
- Bluebelefler.
- Więc, opowiesz mi tą historię o przeznaczeniu?
W odpowiedzi posłała mu kolejny uśmiech.
___________________________________________________
Dziś jest 4 stycznia i rozdział dodaję jako pierwszy w naszym nowym roku 2015. :D Tak pro po, jutro 5 i ja i Ross obchodzimy urodziny. :D
Na razie nie wiem kiedy dodam nowy rozdział. W sumie u siebie na komputerze muszę napisać jeszcze z około 7 i po opowiadaniu. xD Ale chwilowo mi się nie bardzo chce, bo gdy za coś sie zabieram to od razu mi się przypomina, że mam do zrobienia dwa zestawy matmy i to tak odkładam już od 21 grudnia. Może jutro się zbiorę... Tjaa. Jasne. XD
Ostatnio miałam bardzo motywujący sen do nauki do matury! Szukałam Galadrieli (cóż, akurat przed snem oglądałam Władcę Pierścieni XD) i jakimś cudem trafiłam na maturę ustną z polskiego. Przeczytałam pytanie i wtedy zaczęłam krzyczeć do siebie w myśli, że o rany, przecież ja nic nie wiem, za mało czasu, czemu wcześniej nic nie powtarzałam? I tak dalej, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że po co mi matura? Przecież muszę uratować świat! I wybiegłam z tej sali w dalsze poszukiwania xD
Chyba jednak będę się uczyć, bo raczej nie przypadnie mi zaszczyt uratowania świata w moim prawdziwym życiu. :<
Pozdrawiam! ^_^
Karo.. moje biedaczysko... Jestem pewna, że kiedyś uratujesz świat! <3 hah. Wiesz, że przez twojego bloga musiałam przerwać sen? Taaa... Spie sobie smacznie gdy nagle w moim śnie pojawia się mój czarny kotek i budzę się z myślą "Przecież dziś miał być rozdział" i od razu oczywiście musiałam ruszyć dupsko po laptopa i go przeczytać. :P Pewnie tej nocy już nie zasnę. :P
OdpowiedzUsuńAle co do opowiadania:
Strasznie lubię Blue! Uwielbiam ją. Myślałam, że pierwszy książę zapomnij o jej wizycie jak kiedyś to było a tu nic! Pomyślałam sobie nic dziwnego, bo przecież jakby komuś powiedział to i tak by mu nie uwierzyli bo myśleli, że miał zwidy w gorączce. xD
Ross opuści Rosalyn! Całkiem o tym zapomniałam! Płacz, rozpacz, nostalgia... Będę płakać.. :'( Boje się tego wszystkiego i przeżywam to bardziej niż Rosalyn...
Mel... Nadal chce by była z Faldio... Oni są tacy uroczy... kocham ich no. <3
A Colin nadal mnie wkurza. ;P
Rozwaliła mnie ta czarownica co wparowała do Vivianne :Wypuszczasz Białą Czarownice?!" jakby była w więzieniu i za chwile mili są spalić na stosie.. no nie mogłam z tej kobiety.
To chyba wszystko.. tak myślę.Chyba jestem pierwsza z komentarzem, tak? Jupi! Pierwszy raz pierwsza! Ale czad. <3
Czekam na kolejne części.. :*
Pozdrawiam i kocham Rasha :*
(dawniej Clove)
Zaraz! Masz urodziny! To to już dzisiaj! Sto lat sto lat niech zyje zyje nam! Sto lat sto lat! I tak dalej. ;*
UsuńWszystkiego naj naj naj! I dużo weny skarbie nie tylko na to opowiadanie ale i na nowe i na wiele innych, które będe mogła przeczytać. :3
Nie wiem czego ci moge jeszcze życzyć... Hmm.. może zdania matury? :P Wszystkiego co zamarzysz i by nikt cię nie ranił. Byś trafiała tylko na dobre osoby. :3 Wszystkiego dobrego. ;*
Oczywiście Rossowi też życzę wszystkiego dobrego. ;3
Ekhem, ekhem... Sto lat, sto lat! Niech żyje... *śpiewa, niemiłosiernie fałszując*
OdpowiedzUsuńNo to wszystkiego naj, naj, naj, Karo! No i oczywiście przesyłam życzenia dla Rossa xD Oby pani Wena Cię nie opuszczała, oby matura była prosta ;) *ukłon*
A taaak, teraz czas by przejść do skomentowania rozdziału!
Hm... Tak sobie siedzę i sobie myślę... Rosalyn stała się niesamowicie słodka i urocza! Aż mi to do niej nie pasuje xD No ale! Poza tym mało było Rossa i drużyny, za to jakoś bardziej wyszedł na prowadzenie Yannefer :D Cóż, zabawne było jego spotkanie z Blue. "Szczerbaty bachor"?? Hahaha xD Jezu, czułabym się okropnie zawstydzona, gdyby piękna kobieta (gdybym była facetem i odwiedziła mnie czarownica, która pewnie jest obłędna) powiedziała do mnie coś takiego! Ba! Nawet jako ja, Kiran, czułabym się zawstydzona, słysząc coś takiego... Blue świetnie umie rozbroić swoim humorem i pozytywną energią każdego.
Poza tym-Colin jest irytujący. Znajdź mu jakąś dziewczynę! I to najlepiej jakąś...paranormalną x)
Cóż, Mel nadal jest beznadziejnie zakochana, to samo Faldio, i jak na złośc oboje nie mogą się "zejść"... ;/ To smutne.
No i zapomniałam... Ross odejdzie od Rosalyn.. ;/ Boję się tego wydarzenia... Zwłaszcza, że jak to określiła Blue, opuszcza "swoją największą miłość"... ;/ Poza tym Ross jest największą miłością Rosalyn... Co to kurde będzie??
Pozdro!
K.L.
PS. zapomniałam: "Dzięki za info!" xD
UsuńOjojki, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Spóźnione, ale szczere! :* Niech matura świetnie Ci pójdzie i szczęście w życiu sprzyja. A przede wszystkim zdrówko, bo ono jest przecież najważniejsze. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do nas na nowy rozdział. :)
Ojoj, biedny Tenebris, Rosalyn zabawia się jego kosztem, wypróbowując nową magię. ^^’ Ross ma jednak szczęście, że na niego magia nie działa! (Chyba, bo kto wie, czy to nie ma większych skutków ubocznych.)
UsuńMel dalej szlifuje swoje umiejętności. Miło „patrzeć”, jak się stara. ^^ A Maya jest urocza. ^^
Nie dziwię się Zerinie, że ma wątpliwości - w sumie trudno nie mieć, patrząc na charakterek Rosalyn. Podziwiam z kolei wiarę Vivianne. No ale cóż, ktoś musi mieć niegasnącą nadzieję. xD
Pożegnanie z Blue, buu! :( Taka fajna z niej kobitka! :D
Ojejku, ale obskurne miejsce… Czemu trafili akurat tam? ^^’ A jakby atrakcji było mało, to mamy jeszcze „list gończy”! A co, niech nie myślą, że będzie zbyt łatwo! ^^’
Biedna Odetta! Te wyrzuty sumienia… I biedny Yannefer! ;_; Hm, tak się zastanawiam, czy wiecznie zasłonięte okna nie pogorszą jego stanu? Musi mieć straszną duchotę w tej komnacie. -.-‘ Aż mi się przypomina „Tajemniczy ogród”, gdzie Colin na początku wiecznie przebywał w domu, nie mogąc zaczerpnąć świeżego powietrza. O, i „Podróże pana Kleksa”, gdzie bodajże jakiś królewicz-niemowlę wciąż płakało, leżąc w kołysce w zatłoczonym, zadymionym, dusznym pomieszczeniu. Dopiero pan Kleks wpadł na to, by wszystkich stamtąd wykurzyć i otworzyć okna. Od razu podziałało! :D Ojoj, ale się zagalopowałam, przepraszam. ^^’
Wracając do Yannefera - jejku, jeszcze te koszmary! Biedaczek! T^T Ale na szczęście pojawiła się Blue i tym razem ją zapamięta! ^^ I wreszcie dowie się tego i owego…
Hahah, niezły sen miałaś! xD
Pozdrawiam! :*
O! Bardzo dziękujemy za komentarz! :* Właśnie zauważyłam. xD
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie jestem w stanie rozpisać się tak jak Ty. Studia powoli (dobra, nawet nie "powoli", lecz w wręcz zawrotnym tempie) mnie zabijają. :(
Nie wiem, ale sądzę, że nie.
OdpowiedzUsuńHaha xD Dzięki za propozycję! Ciekawa jestem co mi przedstawisz ;)
Czystą Krew obejrzałam już w całości xD Co do reszty... Do Przyjaciół nie mogę się przekonać. American Horror Story ogląda mój brat i znajoma, ale mi nie podszedł. Hannibal? Serio? xD Cóż, miałam za to się zabrać, ale... no zawsze jest jakieś "ale" ^^" Sherlock? Eee... też się przymierzałam ^^" Boże, jest duużo seriali do których się przymierzałam, ale w sumie teraz wróciłam do książek... Hm... Jak znowu złapię bakcyla na seriale, to Hannibal i Sherlock dostaną się na moją listę x)
OdpowiedzUsuńCo do reszty-nie kojarzę, więc muszę nadrobić ;)
Dzięki :*
Uaaa, a ostatni odcinek pierwszej serii " True blood" gdzie znalazłaś? Z lektorem i bez ściągania na dysk i rejestracji na różnych portalach.
UsuńSzczerze nie wierzyłam, by Rosalyn pozwoliła swemu chłopakowi tak po prostu opuścić ją(zresztą, która dziewczyna by tak postąpiła?), ale trochę nieprzyjemna sytuacja: hulali i bawili się na wyspie, a teraz siedzą w rynsztoku. xD Szkoda, że Rossowi nie dostały się większe uszy, ale jestem w stanie wyobrazić sobie tę wizje i wierz mi, jest przednia. xD Poproszę więcej wątków z Mel! Naprawdę lubię ją coraz bardziej. Swoją drogą, zabicie człowieka samo w sobie jest potworne, więc jeśli czarownice tak drżą na samą myśl wypuszczenia Rosalyn w świat... przewiduję feniksowatą masakrę. Więc Rosalyn, tylko pamiętaj, nie denerwuj się za bardzo, zwłaszcza gdy spotkasz niedoszłą narzeczoną twego ukochanego(a tak serio, to przypier.ol głupiej blondi! xD) Pięknie opisałaś straszne sny biednego księcia; szkoda mi go. ;C On chce tylko, by braciszek wrócił cały i zdrowy do domu. W dodatku choruje... buu. :C Ale jak fajne odwiedziny go spotkały. xD Nie zawsze do łóżek chorowitych dwudziestodwóch latków pakuje się ładna kobieta xDDDD
OdpowiedzUsuńTak, Ross zdecydowanie kocha brata.
Wszystkiego Spóźnionego Najlepszego!!! I powodzenia na maturze! Będę trzymać kciuki! :O
Wkurza mnie Colin (i które czarownice go kochają są kuku mamuniu) a jak Bella widzi Rosalyn która walczy z fenixem
OdpowiedzUsuńWkurza mnie Colin (i które czarownice go kochają są kuku mamuniu) a jak Bella widzi Rosalyn która walczy z fenixem
OdpowiedzUsuńOne kochają jego wcześniejsze wcielenie. :D
UsuńOne kochają jego wcześniejsze wcielenie. :D
Usuń